Menu

poniedziałek, 20 czerwca 2016

~ !! OGŁOSZENIE !! ~

Witajcie. 
Niestety nie mam dla Was ani rozdziału, ani nawet dobrych wiadomości. Chociaż złymi też nie można ich nazwać. 
W związku z tym, że aktualnie jestem nad morzem i pracuję od rana do wieczora, wracam często kompletnie wykończona, na razie chciałabym ogłosić, że tak jakby zawieszam bloga. Robię to, ponieważ nie jestem w stanie napisać rozdziałów w zwyczajowym tempie. Jak zdażyliście zauważyć, od ponad dwóch tygodni nie było żadnej notki, co nigdy mi się nie zdarzało, niemniej jednak rozdział 70 caly czas jest w trakcie pisania, aczkolwiek nie potrafię powiedzieć kiedy będzie gotowy. 
Mam nadzieję, że zrozumiecie moją decyzję i po raz kolejny wykażecie się wyrozumiałością. Postaram się jak najszybciej napisać rozdział, jednakże żeby Was niepotrzebnie nie martwić, wstawiam tą oto informację. 
Wierzę, że w niedługim czasie ukaże się Wam kolejny post, ale na razie pozostaje mi Was przeprosić. 
Pozdrawiam
Wasza Autorka. 

czwartek, 2 czerwca 2016

~ Rozdział 69 ~

Witajcie! 
W końcu udało mi się dokończyć rozdział. Co prawda nie jest idealny i odpowiednio długi, ale musicie mi to wybaczyć. Jestem teraz nad morzem w pracy i nie mam jak inaczej pisać niż na telefonie. A jak każdy wie - na telefonie się strasznie pisze. Niemniej jednak nie zamierzam was zostawiac na ponad dwa miesiące bez rozdziałów, więc będę pisać na telefonie. 
Jeśli są jakieś błędy, literówki czy jakiekolwiek potknięcia - odpowiedź macie wyżej. 
Zapraszam i życzę miłej lektury :) 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Następnego dnia obudziłam się wczesnym rankiem. Wrześniowe, ale upalne słońce dopiero zaczynało wdzierać się do hotelowej sypialni przez ciężkie zasłony. Przeciągnęłam się na posłaniu, potężnie ziewając. Wpatrywałam się chwilę w sufit, próbując odgonić słaby, ale denerwująco pulsujący ból głowy. Kiedy pulsowanie stało się nieco mniej uciążliwe, podniosłam się i zabierając z jeszcze nie rozpakowanej walizki zwiewną, czarną sukienkę na cieniutkich ramiączkach. Zamknęłam się w łazience i podałam się porannej toalecie. Wykąpawszy się prędko, ubrałam się i wyszłam po cichu z pokoju. Biorąc prysznic, postanowiłam, że wolny czas przed śniadaniem spędzę na spacerze po plaży. Okolica o poranku wyglądała bajecznie i nie chciałam zmarnować okazji na podziwianie krajobrazu, leżąc w łóżku.
   Zbiegłam szybko z piętra do hallu i żwawym krokiem skierowałam się do wyjścia.
   - Liv! Zaczekaj! - Słysząc wołanie brata, zatrzymałam się, odwracając do Matta. - Gdzie idziesz?
   - Chciałam się przejść po plaży - wyjaśniłam wychodząc przed hotel. Od razu poczułam ciepłe promienie słońca i delikatny wietrzyk na skórze.
   - Mogę się przejść z tobą? - zapytał, ale nie czekając na moją odpowiedź, podążył za mną.
   Przez pewien czas szliśmy w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Kiedy minęła nas para z owczarkiem na smyczy, westchnęłam cicho, spoglądając na fale oceanu. Widok psa przypomniał mi dzisiejszy sen. Ostatnimi czasy coraz częściej śnił mi się Kastiel. Tym razem byłam z nim w parku z Demonem na spacerze.
   - Coś cię męczy? - Matt patrzył na mnie uważnym wzrokiem. Pokręciłam przecząco głową, ale brunet nie dawał za wygraną.
   - Miałam zły sen - odparłam wymijająco, wzruszając lekko ramionami.
   - Jak bardzo zły? - dopytywał, nie odwracając spojrzenia. Westchnęłam po raz kolejny, zagryzając wargę.
   -Znowu śnił mi się Kas... - powiedziałam cicho, mając nadzieję, że szum fal i krzyki mew zagłuszą moje słowa. Niestety brat usłyszał to co powiedziałam.
   - I sen o Kastielu jest taki zły? - zaśmiał się cicho pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Był w nim brzydki? Łysy? A może stary i pomarszczony? - dopytywał, a za ostatnim stwierdzeniem skrzywił się ostentacyjnie. Patrząc na niego, nie mogłam się powstrzymać od chichotu.
   - Nie... - mruknęłam. - Po prostu coraz częściej mi się śni... To trochę męczy.
   - Ludzie, trzymajcie mnie... Śni jej się praktycznie największe ciacho szkolnych czasów, a ta jeszcze narzeka. Siostra, co z tobą nie tak? Co ci w nim nie pasuje? No może te nowe czarne włosy nie bardzo do niego pasują... Chociaż to może dlatego, że przyzwyczaiłem się do tych czerwonych. Niemniej jednak, chłopak nie jest zły. Więc? Co jest nie tak?
   - Narobił mi nadziei, wyjechał, zostawił mnie i złamał serce? - popatrzyłam na niego, unosząc lewą brew lekko do góry.
   - Och, daj spokój, kiedy to było... Wystraszył się, że cię zrani i dlatego wyjechał. Chciał sobie to przemyśleć.
   - Dwa lata myślał? - prychnęłam, obejmując się ramionami. - Poza tym jestem z Kentinem i jestem szczęśliwa.
   - Do różnych ludzi dochodzi to w różnym czasie. Nie możesz go winić za to, ze wybrał tak, a nie inaczej. Poza tym minęły już trzy lata. Nie uważasz, że to już czas zapomnieć o tym, co było kiedyś i żyć tym, co jest teraz?
   Nie odezwałam się, wpatrując w chłodne fale, które raz po raz podmywały piasek pod moimi stopami. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Z każdą przeprowadzoną taką rozmową miałam coraz większy mętlik w głowie.
   - Jestem z Kentinem - powiedziałam cicho, łapiąc ostatnią deskę ratunku. Wiedziałam, że miał rację co do złości na Kastiela, jednak nie byłam w stanie przestać myśleć, że chłopak zmarnował swoją szansę, i że ja nie chcę nic zmieniać.
   - Mogę być z tobą szczery? - zapytał retorycznie, ale ja i tak kiwnęłam głową na zgodę. - Moim zdaniem ty i Kentin nie pasujecie do siebie. - Aż zatrzymałam się i stanęłam w miejscu, gapiąc się na niego. - Tak. Co się tak patrzysz? Może się mylę, ale nie pasujecie do siebie. Jako przyjaciele jak najbardziej, ale jako para - skrzywił się lekko - nie bardzo. Coś w was takiego jest, że to nie jest do końca to. Jesteście ze sobą szczęśliwi - super, nie neguję tego, bo szczęście to coś czego potrzebujesz. Aczkolwiek, nie wiem czemu, odnoszę wrażenie, że prędzej czy później on cię skrzywdzi. Że zrobi coś dużo gorszego niż wyjazd bez słowa.
   - Ken mnie kocha...
   - Wiem, że cię kocha, nie przeczę. Mówię tylko, jak ja to wszystko widzę. Żyj teraz, bo później może byc za późno - uśmiechnął się lekko, szturchając mnie łokciem. Odpowiedziałam mu tym samym, wpychając go do oceanu, śmiejąc się cicho. - Wracajmy - powiedział po chwili przyjemnego milczenia. - Reszta pewnie już wstała.
   - Co do Armina nie byłabym taka pewna - stwierdziłam, unosząc nieco brwi do góry.
    - Al ma czasami bardzo przekonujące argumenty - brunet zaśmiał się, a kiedy spojrzałam na niego pytająco, powiedział - konsola.
   Wybuchnęłam śmiechem, kręcąc z niedowierzania głową. Powrót minął nam na żartach i przekomarzaniu się, a pół godziny później siedzieliśmy z resztą znajomych w hotelowej jadalni. Większość ludzi siedziała na ogromnym kacu, smętnie grzebiąc w jedzeniu. Tylko Rozalia i Alexy żywo dyskutowali o planach na dzisiejszy dzień.
   - Ja jestem za tym, by przeczekać do południa, wykurować się z kaca, a potem na plażę - mruknął zachrypniętym głosem Armin, chowają twarz w dużym kubku z parującą kawą.
   - I pół dnia zmarnować w łóżku? - Rozalia spojrzała się na chłopaka jak na wariata. - Co to, to nie. Jest śliczna pogoda i powinniśmy to wykorzystać.
   - Życzę powiedzenia, ale beze mnie. Ja zostaję - jęknął cicho, zasłaniając oczy przedramieniem. - To słońce jest za jasne...
   - Jak chcesz to mam w pokoju aspirynę - powiedziałam do Armina, a ten spojrzał się na mnie z niedowierzaniem.
   - I teraz nam to mówisz? - Kentin popatrzył w moją stronę z wyrzutem. - My tu umieramy, a ta nic nie mówiąc, siedzi i patrzy na nasze męki.
   - Oj, już nie dramatyzujcie. Gdybyście tyle nie pili, nie narzekalibyście teraz - fuknęla Rozalia, marszcząc zabawnie nosek. Nabiła na widelec kawałek mango ze swojej śniadaniowej sałatki owocowej.
   - Powiedziała ta, co nie piła - odezwał się z przekąsem Lysander.
   - To może zamiast sobie dogryzać, poprosimy Liv, by zlitowała się nad nami i dała nam po tej aspirynie? - zaproponował Armin, odstawiając pusty kubek. - Łeb mnie napierdala...
   Wszyscy zgodnie podnieśliśmy się ze swoich miejsc.
   - Ech... Co wy byście zrobili gdybym nie wzięła ze sobą całej apteczki? - zapytałam, wzdychając ciężko.
   - Zdychalibyśmy na kaca - zażartował Ken, całując mnie w szczękę.
   Większość dnia spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy i pięknego miasteczka. Liczne klify wyrzeźbione przez słoną wodę, małe oczka wodne, w których aż tętniło życie czy cudowne owocowe ogrody, gdzie unosił się ciężki, słodki zapach owoców i kwiatów.
   Późnym popołudniem wróciliśmy do kurortu na przepyszny obiad z owoców morza nabywanych w pobliskim porcie od miejscowych rybaków. Wśród żartów i rozmów zastanawialiśmy się wspólnie jak wykorzystać ciepły wieczór.
   - Ej, a co powiecie na ognisko? - rzuciła Gwen, patrząc każdemu w oczy. - Lysio mógłby nam coś zaśpiewać, no i moglibyśmy podziwiać zachód słońca. Zawsze chciałam go zobaczyć, będąc na plaży.
   - Ale z ciebie romantyczka - zażartował Matt, ale dziewczyna nie przejęła się jego uwagą.
   - Więc? - dopytywała, zakładając ręce na piersiach.
   - W sumie to nie jest taki zły pomysł - zgodziła się Amber, wzruszając ramionami. - Ewentualnie można się wykąpać w oceanie nocą.
   - Ja jestem za - podniósł rękę Kentin.
   - A reszta jak? - czerwonowłosa rozejrzała się po towarzystwie. Kiedy każdy przystał na jej propozycję, klasnęła w dłonie, podnosząc się z krzesła. - To ja idę zapytać kogoś z obsługi, gdzie możemy rozpalić ognisko.
   I już jej nie było. Jakiś czas później, przyszła do naszych pokoi z informacją, że hotel ma wyznaczone specjalne miejsce, gdzie bez problemu można rozpalić ogień. Bezzwłocznie poszliśmy za jednym z pracowników, który pomógłnam wszystko przygotować.
   Gdy słońce zaczynało znikać za horyzontem, siedzieliśmy na niskich drewnianych siedziskach ustawionych dookoła paleniska i podziwialiśmy ogniste barwy zachodzącego słońca, ciesząc się ciepłem płomieni i własnym towarzystwem. Odparłam się plecami o umięśniony tors Kentina, wdychając cudowny zapach wieczoru, słonej wody i palonego drewna.
   - Jak przyjemnie... - mruknęłam cicho, przymykając oczy.
   - Ciepły ogień nas rozbudza... Mały ognik skwierczy rady... W sercach naszych płomyk wiary i radosnej nuty czar... - Lysander zaczął nucić przyjemną melodię ogniskowej ballady, przygrywając na pożyczonej gitarze. Obróciłam głowę w stronę bialowłosego, wsłuchując się w słowa piosenki. - Ciepły ogień nas rozbudza. Mały ognik skwierczy rady. W sercach naszych płomyk wiary i radosnej nuty czar...
   Chłopak miał miękki głos, który idealnie pasował do atmosfery wieczoru. Cicha piosenka sprawiała, że mimowolnie wsłuchiwało się w nią.
   - Gdyby tylko moja droga, twoją drogą by się stała, Rzekłbym także nasza droga, nasza miłość - ogniem życia! - Poeta spojrzał się znacząco na Gwen, a ta ciho zaśmiała się, przesyłając mu w powietrzu buziaka. - Gwiazdy błyszczą astralnie, tak jak węgle w tym ognisku. Ciepłe, jasne niczym słońce, słodkie pianki na patyku... - zwrócił wzrok na Alexa, który ściągał upieczoną piankę przy pomocy dwóch czekoladowych ciasteczek. - Gdybyś tylko mnie kochała, tak jak bardzo kocham ciebie. Gdybyś tylko mi wyznała, żebyś mi oddała siebie! Gdy ta noc już się zakończy, To wspomnienia w nas zostaną. Z tego ciepła przy ognisku, z tego ognia naszych zmysłów!
   - Ale to było piękne... - rozmarzyła się Rozalia, machinalnie gładząc dłoń Leo, którą ten trzymał na jej brzuchu.
   - Taak... - zrodziła się Amber, leżąca na placach na kocu, wpatrując się w niebo. - Zagraj coś jeszcze - poprosiła, jednak nim jej prośba została spełniona, Lysandrowi przerwało ciche obce chrząknięcie.
   Wszyscy jak na zawołanie odwróciliśmy się w stronę głosu i momentalnie zamarliśmy. Kilka metrów od nas, oświetlony jedynie przez blask ognia stał jak gdyby nigdy nic Nataniel we własnej osobie. Miał na sobie jasne lniane spodnie i kremową koszulę na krótki rękaw. Spoglądał na naszą grupkę nieco zagubiony, jakby sam nie wiedział co tu robi. Widząc nasze nagłe zainteresowanie, blondyn spuścił wzrok na piasek, lekko się rumieniąc.
   - Nat? - Siostra chłopaka, patrzyła na niego z niedowierzaniem. - Co ty tutaj robisz?
   - Ekhm... - odkaszlnął zażenowany, unosząc wzrok. - Ja... - zaczął niepewnie, ale po chwili zamilknął, zagryzając wargę. Wziął głęboki oddech i odezwał się ponownie, tym razem nieci bardziej pewnie. - Ja przyszedłem porozmawiać z Alexy'm.
   - A mamy o czym? - zapytał niebieskowłosy, unosząc jedną brwe, w ironicznym grymasie. Chciał zamaskować wszystkie gwałtowne emocje, jakie w nim buzowały, jednak i tak odbijało się na jego twarzy, jak bardzo poruszyła go obecność blondyna.
   - Wydaje mi się, że jak najbardziej tak. Szczególnie po tym, co ci zrobiłem - mruknął speszony.
   Były szkolny gospodarz, zaraz po ukończeniu liceum, zerwał jakikolwiek kontakt z Alexem, tłumacząc się tym, że ojciec rodzeństwa Hall'ów dowiedział się o homoseksualizmie syna i zażądał, by ten odciął się od bliźniaka, grożąc wydziedziczeniem. Blondyn, któremu zależało na szacunku i dumie ojca, rozstał się z Alem i wyjechał na studia prawnicze do drugiego stanu.
   - Jeśli oczywiście chcesz - dodał po chwili, nie mogąc zinterpretować milczenia c drugiego chłopaka.
   - Hmm... W porządku - odparł niebieskowłosy, podnosząc się z ziemi.
   Chłopcy oddalili się kawałek, ale i tak było słychać rozmowę miedzy nimi. Mimo, że blondyn zranił Alexa, było mi go szkoda, ponieważ chłopak żył cały czas pod surowym nadzorem dyktatorskiego ojca.
   - Al, ja wiem, że to co zrobiłem było okropne... To nigdy nie powinno się zdarzyć - westchnął ciężko, przeczesując gęste włosy palcami. - Byłem głupi... Dałem się podporządkować człowiekowi, któremu wcale nie zależało na moim dobru czy szczęściu, tylko na własnych zyskach. Zrozumienie tego zajęło mi cholernie dużo czasu. Wiem, że jesteś na mnie za to wściekły i mam w świadomości to, że raczej nie da się tego co było odbudować, ale chciałbym prosić cię o wybaczenie. Kocham cię i nie chcę od tego uciekać...
   - A twój ojciec? - zapytał cichi Alexy, patrząc niepewnie na blondyna.
   -Chrzanić ojca! To z tobą chcę być, a nie z nim! To przy tobie czuję się szczęśliwy i spełniony, a nie z nim! - krzyknął zrozpaczony. - Nie chcę poświęcać swojego szczęścia tylko dlatego, że on tak chce. Chrzanię spadek i jego dumę! Jeśli mam żyć, to chcę żyć z tobą, a nie ze znajomymi ojca, z nim samym, czy z jego cholernymi pieniędzmi. Al... Kocham cię... Kocham cię jak szaleniec... Pragnę dzielić z tobą każdy dzień...
   - Nat, ja... - Alexy wyglądał na speszonego. Spoglądał niepewnie na chłopaka, zagyzając wargę. - Ja nie wiem co o tym myśleć. To dla mnie trochę za dużo.
   - Nie musisz nic teraz odpowiadać - zapewnił od razu Nataniel, ale Al przerwał mu ruchem dłoni.
   - To co zdarzyło się w liceum... - zaczął, ale po chwili zamilkł, kręcąc spuszczoną głową. - Myślisz, że moglibyśmy spróbować jeszcze raz? - spojrzał na blondyna spod błękitnej grzywki z delikatnym uśmiechem.
   - Jeśli tylko chcesz - odparł, unosząc wysoko kąciki ust.
   Alexy odpowiedział mu tym samym, robiąc niepewny krok w stronę drugiego chłopaka. Złotowłosy wyciągnął rękę, którą bliźniak od razu złapał. Chłopcy zbliżli się do siebie, po czym złączyli swoje usta w niepewnym, delikatnym pocałunku.