Witam!
Dzisiaj taki luźniejszy rozdział, który przyznam szczerze bardzo miło mi się pisało.
Dziękuję wszystkim za niezmiernie ciepłe słowa, które sprawiają, że mam chęci siąść i zacząć pisać.
Nie przedłużam.
Miłego czytania ♥
Chłopak zerwał się z ławki rozjuszony i zaczął krążyć w tę i z powrotem przede mną. Patrzyłam na niego przerażona. Pierwszy raz widziałam w nim taką furię. W jego oczach lśniły niebezpieczne błyski, a usta wykrzywiły się w grymasie złości.
- Kastiel... - podniosłam się z ławki i ostrożnie podeszłam do chłopaka. Dotknęłam jego ramienia, a on gwałtownie odwrócił się w moją stronę. Odruchowo cofnęłam się o krok. - Uspokój się, proszę... To nic takiego...
- Nic takiego? - warknął, patrząc na mnie wzrokiem, jakby widział mnie po raz pierwszy. - Nic takiego? Dziewczyno! Potraktował cię jak największą szmatę, a ty mówisz, nic takiego?!
- Wiem, jak mnie potraktował - odparłam chłodno, puszczając go. - Niemniej jednak, pewne sytuacje w życiu nauczyły mnie, żeby nie reagować emocjonalnie, gdy ktoś odchodzi z mojego życia.
- Co? - zmarszczył brwi zdziwiony, jednak po chwili w jego spojrzeniu przemknęło zrozumienie. Zrozumiał, że to o nim mówię. - Liwia... To, co było wtedy...
- Nie ważne. Było minęło. Chcę o tym zapomnieć - powiedziałam cicho, posępniejąc nieco. Oplotłam się ramionami, czując że robi mi się zimno. - Poza tym nie przyjechał z Rozą, więc to jednoznacznie świadczy o tym, co myśli o naszym związku.
- Ale ja nie potrafię zrozumieć, dlaczego ty to tak spokojnie przyjęłaś... Przecież to, co zrobił... - zaciął się na chwilę, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słownictwa. - Dajesz mu tym satysfakcję, że o niczym nie wiesz, a on może sobie ruchać na prawo i lewo.
- On wie.
- Jak to wie?
- Rozalia mu powiedziała, po tym jak do mnie zadzwoniła - odwróciłam od niego wzrok, czując piekące łzy pod powiekami. Czułam się strasznie rozbita, co potęgowały tylko słowa Kastiela. Nie chciałam mu pokazywać, że jestem totalnie załamana, ponieważ doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie chciał się za mnie odegrać, a ja nie chciałam, by przeze mnie miał później kłopoty.
- I do tej pory się nie odezwał?
- Nie... - powiedziałam cicho i jak na zawołanie, zaczęła mi dzwonić komórka.
Wyciągnęłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. O wilku mowa. Kentin. Westchnęłam ciężko i już chciałam odrzucić, gdy Kastiel wyrwał mi aparat.
- Co ty robisz? Oddaj mi telefon! - zawołałam, gdy oddalił się znacznie, odbierając połączenie. Stanęłam obok niego przerażona. Co on zamierzał zrobić?
- Słuchaj, gnoju - warknął do słuchawki. - To, co zrobiłeś Liwii, przekroczyło wszelkie granice. Przejebałeś sprawę, jak nikt nigdy. Ona nie chce cię znać. Zajmij się swoją dziunią, a z życia Liwii wypierdalaj i nie waż się nawet wracać, bo bez ciebie jest w końcu szczęśliwa.
Rozłączył się, odetchnął głęboko i oddał mi telefon. Wzięłam komórkę jak w transie, cały czas patrząc zszokowana na niego.
- Coś ty najlepszego narobił... - wyszeptałam, zakrywając usta dłonią. Przecież on rozpętał teraz piekło...
- To co powinienem zrobić już dawno. Ten chuj nie zasługuje na ciebie nawet w jednym procencie. Jesteś najwspanialszą dziewczyną pod słońcem, a on tego nie widzi... Nie docenia cię i nie doceniał już wcześniej...
- On teraz myśli, że my jesteśmy razem za jego plecami...
- I niech tak myśli.
- Ale przecież, jak tu przyjedzie żeby to sprawdzić, urządzi ci piekło! - krzyknęłam przerażona.
- Nie boję się go. Co mi zrobi? Pobije? - prychnął. - Jakbym nigdy w życiu nie dostał porządnego wpierdolu.
- Ale... - zaczęłam, ale podszedł do mnie i położył mi palec na usta, uciszając mnie tym.
- Ale dostanę go w twojej obronie - powiedział cicho, patrząc mi w oczy. Przesunął palcem wzdłuż mojej dolej wargi, przenosząc dłoń na mój policzek. - A o ciebie warto walczyć.
Nie rozmawialiśmy już więcej o jego „rozmowie” z Kentinem. Czułam się nieco nieswojo po tej sytuacji. Owszem było mi miło, że Kastiel stanął w mojej obronie, jednak nie zmniejszyło to mojego niepokoju. Bałam się, że przez to wpakował się w kłopoty. Wiedziałam do czego byli zdolni oni obaj, a to nie zapowiadało przyjacielskiej rozmowy przy piwie.
Zrobiliśmy jeszcze jedno kółko wokół parku, a gdy zrobiło się naprawdę ciemno, postanowiliśmy wrócić. Cały czas myślałam o tym, co zrobił Kastiel, kiedy zadzwonił Kentin. Mimo wszystko martwiłam się zarówno o jednego, jak i drugiego. Bałam się ich konfrontacji i z całego serca pragnęłam, by do niej nie doszło w ogóle.
Najpierw udaliśmy się do kamienicy bruneta, żeby mógł zostawić psa w mieszkaniu, a następnie odprowadził mnie pod sam budynek.
- No i jesteśmy. - Z moich nieciekawych rozmyślań wyrwał mnie Kastiel, gdy stanęliśmy przed apartamentem.
- Dziękuję, za miły wieczór - powiedziałam cicho, uśmiechając się lekko w jego stronę.
- Przyjemna randka, nie powiem... - mruknął nieco zamyślony.
- Więc to była randka? - spojrzałam na niego pytająco, unosząc jedną brew. Założyłam ręce na piersi, przyglądając się uważnie jego ruchom.
- Możesz to uznać za co chcesz - randka, spotkanie, spacer... To już zależy do ciebie, jak na to spojrzysz.
- W takim razie uznaję to za bardzo miły spacer - odparłam, uśmiechnąwszy się lekko.
- A szkoda... - westchnął cicho, a ja popatrzyłam na niego zszokowana.
- Czemu?
- Bo gdybyś to uznała za randkę, miałbym pełne prawo cię pocałować... - wyszeptał uwodzicielsko, zbliżając się do mnie i łapiąc mnie za brodę, pochylając się nade mną. - A tak, pozostaje mi tylko wyobrażać sobie twoje miękkie usta...
Patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami, czując potworne rumieńce na policzkach. Rozchyliłam lekko usta w zdziwieniu, jednak szybko się opanowałam i je zamknęłam, widząc pożądliwy, wygłodzony wzrok Kastiela.
- Jesteś niepoprawny - powiedziałam z trudem, czując grzęznący w gardle głos. Jak on to robił, że przy nim traciłam jakikolwiek zdrowy rozsądek?
- Nie zaprzeczę - zaśmiał się, wyginając prawy kącik ust wyżej w półuśmiechu. - Jednakże... - zaczął, odsuwając się nieco, jednak nadal był blisko mnie i trzymał miękką dłonią za podbródek. - Skoro to nie jest randka, a zwykłe spotkanie, to nie możesz mi odmówić zaproszenia na górę do ciebie.
- Co? - szepnęłam, kompletnie wytrącona z równowagi, starając się powstrzymać wyobraźnię od podsyłania mi niepoprawnych obrazów ze mną i Kastielem w roli głównej.
- Musisz mnie zaprosić na górę i ugościć piwem i dobrą komedią - powtórzył, odsuwając się ode mnie całkowicie.
- N... Nie wiem czy mogę... Poza tym nie mam dla ciebie posłania... - zaczęłam się migać, nie mogąc zetrzeć z wyobraźni wyjątkowo obrazowo ukazanej sceny, jak brunet bierze mnie na salonowej kanapie.
- Ty nie możesz? - spojrzał na mnie sceptycznie, parskając cicho. Odgarnął długie włosy z oczu, a ja uznałam ten gest za wyjątkowo seksowny. - Wystarczy, że się uśmiechniesz, a wszyscy będą biegać na twoje zawołanie. Poza tym, to nie jest randka, więc nie mogę cię inaczej tknąć niż jak zwykłego kumpla. - Odkaszlnęłam, rumieniąc się na jego słowa. Aż tak łatwo przejrzeć moje kosmate myśli? - Umiem się powstrzymać. Możesz mi wierzyć, bo... - ponownie zbliżył się do mnie na niebezpiecznie bliską odległość - ...gdyby było inaczej, to już w tej chwili byłabyś przeze mnie obłapiana przy tej ścianie, błagając mnie bym został na noc... Rozkosznie podniecona... Rozpalona do granic możliwości...
- Dobra. Chodź - ucięłam szybko jego podstępne szeptanie, które mąciło mi w głowie.
Udaliśmy się bezproblemowo na moje siódme piętro. Portier siedzący tuż przy windach nie zareagował nawet w najmniejszym stopniu. Kastiel widząc to, a właściwie nie widząc niczego ze strony mężczyzny, uśmiechnął się krzywo, dając mi do zrozumienia, że znowu miał rację. Westchnęłam ciężko, przewracając oczami, otwierając drzwi do mojego tymczasowego mieszkania.
- Och rzesz, ja pierdolę... - zagwizdał z uznaniem, powoli wkraczając do obszernego salonu. - Ty to się potrafisz urządzić...
- Służbowe mieszkanie - wyjaśniłam, ale na Kastielu nie zrobiło to żadnego wrażenia. - I mógłbyś nie kląć? Drażni mnie to...
- A co ci się nie podoba w tym? Nie chciałabyś, żebym zaczął cię zajebiście mocno całować, a potem w kurewsko wolnym tempie rozebrał i zaczął pieprzyć się z tobą na tej cholernie drogiej kanapie, która jest pewnie chujowo niewygodna?
- Proszę... Przestań - jęknęłam cicho, przymykając oczy, żeby na niego nie patrzeć, ale to wcale nie pomogło. Odwróciłam się więc od niego i udałam do kuchni, by wyciągnąć z lodówki po piwie. - Jesteś w tym momencie obleśny.
- Ach, przepraszam, jaśnie pani - parsknął śmiechem, kłaniając się przede mną. - Zapomniałem, żeś jest niewinną niewiastą, którą deprawują moje grubiańskie słowa. Wybacz. Zaprzestanę tego.
- Ale z ciebie dupek, wiesz?
- Sama się zachowujesz jak jakaś cnotka, a do mnie masz pretensje - rozwalił się na kanapie przed telewizorem i od razu zabrał pilota. - Pewnie z tym swoim idealnym chłopaczkiem wyprawiałaś bóg wie jak zbereźne rzeczy.
- A nawet jeśli, to nic ci do tego, paskudo - przepchnęłam się na miejsce obok niego i umościłam się, tak, by było mi wygodnie. Otworzyłam piwo i wyciągnęłam rękę po pilota.
- Co? Czego byś chciała? - zapytał, a ja jedynie pomachałam dłonią w stronę urządzenia. - To? O nie, nie, nie... Dzisiaj to ja rządzę i ja wybieram film.
- Ostatnim razem też i ty wybierałeś co mamy oglądać. Teraz moja kolej - odstawiłam butelkę na stolik i wyciągnęłam ręce po pilota.
Chłopak odsunął się ode mnie, jednak to mnie nie powstrzymało. Stanęłam na kolanach na kanapie i zaczęłam się z nim siłować o urządzenie. Dźgnęłam go parę razy w żebra, ale on w ogóle na to nie reagował. Sapnęłam ze złości, a on wstał szybko i odrzucając przedmiot, o który się biliśmy, ściągnął koc z oparcia i owinął mnie nim tak, że nie byłam w stanie zrobić jakiegokolwiek ruchu. Następie ponownie sięgnął po urządzenie i jak gdyby, nigdy nic usiadł mi na pośladkach.
- Kastiel, złaź ze mnie! - zawołałam, szarpiąc się, ale to nic nie pomagało.
- Trzeba było nie fikać. Teraz leż jak grzeczne dziecko, bo piwo rozleję.
- Co mnie twoje piwo! Zejdź ze mnie, bo się duszę!
- Takie bajki to nie mi wciskaj. Doskonale wiem, że całkiem wygodnie ci się tam siedzi - podskoczył kilka razy na mnie, na co zareagowałam stłumionym jękiem. Pomału czułam, że zaczynają drętwieć mi ręce.
- Jesteś strasznie ciężki! Złaźże ze mnie grubasie! - krzyknęłam, ponawiając próbę uwolnienia się. Zaczęłam machać w miarę wolnymi nogami w nadziei, że może uda mi się go trafić.
- Byłaś nieposłuszna, to teraz musisz swoje wycierpieć, poza tym wcale nie jestem grubasem!
- Och, przepraszam, jaśnie Panie Chuda Dupo, że uraziłam twój majestat. A teraz złaź!
- Nie.
- Złaź, albo pożałujesz!
- Phie... Co taka kruszynka jak ty mi zrobi?
Zezłoszczona już do granic możliwości, zaczęłam się bujać na boki w nadziei, że w końcu go z siebie z rzucę.
- Ej, ej, ej! Uspokój się!
Po tych słowach miałam już pewność, że ta metoda działa, więc zwiększyłam siłę. Wreszcie odpuścił i zszedł ze mnie. Cała rozczochrana i zezłoszczona, usiadłam jak najdalej od niego i otulona kocem, zaczęłam sączyć swoje piwo. Kastiel próbował mnie przepraszać, ale ja byłam nieugięta. No dobra, przez większość czasu udawałam, bo niezmiernie mnie bawiło to, jak płaszczył się pode mną, żebym się nie złościła.