- Co ty tu robisz? - powiedziała cicho Liwia. Widać było po niej, że jest przestraszona, bo błądziła przerażonym wzrokiem między nami.
- Przyjechałem, żeby z tobą to wszystko wyjaśnić ale widzę, że podjęłaś decyzję i nie mamy o czym - Gnojek wzruszył ramionami, krzywiąc się lekko w taki sposób, że aż mnie ręka swędziała, żeby mu zajebać.
- Nie pozostawiłeś jej wyjścia, poza tym Liwia wie co jest dla niej najlepsze - odezwałem się cicho, patrząc mu wyzywająco w oczy. Podszedłem do dziewczyny w międzyczasie i objąłem ją ramieniem w pasie. Ta wyraźnie się spięła.
- Co ty robisz? - szepnęła cicho, zerkając na mnie. - Nie prowokuj go jeszcze bardziej.
- Wiem co robię - odpowiedziałem równie cicho, patrząc na nią z uczuciem. Jak ona robiła to, że nawet przestraszona i niepewna wyglądała tak uroczo?
- I to niby ty jesteś tym najlepszym co ona mogła wybrać? - parsknął śmiechem, podchodząc kilka kroków do nas.
- Przynajmniej nie zdradziłem Liwii w tak perfidny sposób jak ty - odgryzam się, jednak mój głos jest spokojny i opanowany. Nie denerwowałem się, bo wiedziałem, że ta walka jest już wygrana. Liwia była moja i nie miałem zamiaru jej nikomu oddawać.
- Och, wcale - prychnął rozjuszony, puszczając wolno ręce, które wcześniej miał założone na klatce piersiowej. - A Debra? Zapomniałaś już? A to jak wyjechał? To nie ty ryczałaś mi przez pół roku w rękaw? - zwrócił się do niej jadowitym głosem. Czułem jak dziewczyna kuli się, spuszczając wzrok na swoje buty.
- Nie próbuj jej wzbudzać litości. To co zdarzyło się w liceum w nim zostaje. Ale o co zrobiłeś jej ty... - pokręciłem głową, nie mogąc znaleźć, mimo mojego bogatego słownictwa w tym zakresie, odpowiedniego słowa, by tego dupka określić.
- W ogóle, to dlaczego ty za nią odpowiadasz, co? Zapomniała języka w gębie? A może ty go jej odgryzłeś jak prawie połykaliście sobie twarze?
To przekroczyło wszelkie granice. Już miałem do niego podchodzić z pięściami, ale Liwia była szybsza. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, usłyszałem cichy odgłos uderzenia. Blondynka stała przed szatynem z wyrazem wściekłości na twarzy, a chłopak trzymał się za policzek.
- Nigdy. Nie. Waż. Się. Tak. Do. Mnie. Mówić - wycedziła przez zaciśnięte zęby, ledwo panując nad złością. - Nie jestem twoją zabawką, byś miał prawo mnie tak traktować. I nic nie dawało ci prawa, byś lądował w łóżku z Amber. Nic - głos jej się powoli łamał, ale nie przestawała mówić. - Jak mogłeś mi coś takiego zrobić? Ja ciebie nigdy w jakikolwiek sposób nie zdradziłam. Nigdy.
- Cały czas go kochałaś... - powiedział cicho, patrząc jej w oczy. - Widziałem to w twoich oczach codziennie. To nie do mnie były kierowane słowa miłości, które codzień rano mówiłaś. Ja byłem tylko zastępstwem... Kochałem cię, a ty wybrałaś jego!
- Ken... Kochałam cię i dalej cię kocham...
- Ale nie tak. Nie w ten sposób... - głos chłopaka załamał się, a po policzkach popłynęły mu łzy.
Przyglądałem się tej rozmowie, nie ingerując w nią. Wiedziałem, że to jest chwila dla nich, żeby mogli wszystko miedzy sobą wytłumaczyć. Czułem się dziwnie, gdy mówili o mnie. To tak jakbym to ja rozbił to, co było między tą dwójką. Po części to była prawda. Rozbiłem wieloletnią przyjaźń Liwii i Kentina.
- Jednak jest już za późno - odparła już spokojniej blondynka, wyrywając mnie z ponurych myśli. - To co zrobiłeś i mi i Amber jest niewybaczalne. Powinieneś zająć się nią jak należy.
- Liv... Wybaczysz mi kiedyś?
- Nie wiem, Ken... Nie wiem...
Odwróciła się w moją stronę, złapała za rękę i powoli wyprowadziła z parku. Czułem się dziwnie... Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Byłem przygotowany na bójkę z szatynem, na walkę o serce Liv, ale on... Zaskoczyło mnie to. I jednocześnie sprawiło, że czułem się winny tego wszystkiego. Nie chciałem, by to wszystko tak się skończyło. Owszem, wkurwiał mnie ten pizduś, chciałem mu dokopać, bo byłem zazdrosny o niego. Jednak teraz, po tym wszystkim co usłyszałem...
- Co tak milczysz?
- Hmm...? - mruknąłem cicho, wyrywając się z zamyślenia.
- O czym tak myślisz? - zapytała, wbijając we mnie ciekawski wzrok. - Odkąd wyszliśmy z parku nic się nie odzywasz...
- Przepraszam... - powiedziałem cicho, ściskając lekko jej drobną dłoń.
- Ależ nie ma za co. Każdy ma prawo się zamyślić.
- Nie o to chodzi... - wzdycham cicho. - Przepraszam, że rozwaliłem twoją przyjaźń z tym... Kentinem.
- Co? - spojrzała na mnie zaskoczona, zatrzymując się w połowie drogi.
- Wlazłem między was, bo byłem zazdrosny o niego. Nie mogłem znieść tego, że to jego towarzystwo wolisz... Potem ten wyjazd, zeszliście się i teraz... Wszystko zjebałem... - jęczę cierpiętniczo, szarpiąc się za włosy.
- O czym ty mówisz? Przecież w szkole, a to co teraz miało miejsce, to dwie zupełnie inne rzeczy...
- Nie. Nie rozumiesz? - patrzę na nią, czując coraz większy mętlik i wyrzuty sumienia. - To wszystko przeze mnie. Już w szkole próbowałem was poróżnić, bo byłem o niego zazdrosny. Teraz też wpierdoliłem się z buciorami w twoje życie, bo nie mogłem przestać o tobie myśleć. To przeze mnie ciągle się z nim kłóciłaś, bo on był zazdrosny o mnie. To dlatego wynikła z tego ta popieprzona sytuacja z Amber... - zacząłem się miotać, nie mogąc wytrzymać tego wszystkiego.
- Kastiel... - złapała mnie za ręce i zatrzymała w miejscu, a kiedy zacząłem się jej wyrywać, mocniej zacisnęła dłonie. - Kastiel, uspokój się. To nie jest twoja wina. Rozumiesz? To nie jest...
- Jak nie jest? To ja wszystko spierdoliłem! - nie dałem jej dokończyć, krzycząc.
- Przestań, do jasnej cholery! - krzyknęła, szarpiąc poły mojej kurtki. - Nawet jeśli przyspieszyłeś nieco akcję, to podejrzewam, że prędzej czy później i tak by to się stało, bez twojej ingerencji. - Poparzyłem na nią jak kompletny debil, nic a nic nie rozumiejąc. - Już wcześniej widziałam, jak Amber i Kentin się do siebie zbliżali, ale olałam to, bo myślałam, że chcą się tylko zaprzyjaźnić. A wyszło jak wyszło... To nie jest twoja wina, jasne?
W odpowiedzi westchnąłem jedynie ciężko, kiwając lekko głową na znak zgody. To, że Liv nie uznawała mojej winy, nie znaczyło, że wyrzuty sumienia minęły. Nie kontynuowałem jednak kłótni, bo doskonale wiedziałem, że dziewczyna mi nie odpuści. Czasami potrafiła być nieźle zawzięta. Uśmiechnąłem się pod nosem na myśl o jej wrednym, upartym charakterku z liceum. Uwielbiałem się z nią droczyć, tylko po to, by zobaczyć jak uroczo się rumieniła z bezsilności i złości. Teraz, co prawda wciąż była uparta i czasami wredna, ale straciła coś ze swojej zwyczajowej butności. Stała się bardziej opanowana, aczkolwiek język jej się wyostrzył, a odzywki zyskały na ciętości. W jej obliczu widać było, że dużo przeszła, jednak wciąż szła przez życie z dumnie uniesioną głową. Czasami gdy siedziała zamyślona można było dostrzec jaki rodzaj spraw ją trapi. Gdy męczyło ją coś smutnego, nieprzyjemnego, jej śliczne oczy robiły się pochmurne, ciemne, oddalone od rzeczywistości. Gdy rozmyślała nad czymś radosnym dla niej - tęczówki błyskały się radosną zielenią. Jej twarz była jak otwarta książka, ale książka, która momentami potrafiła zaskoczyć i wybić całkowicie z rytmu.
- O czym myślisz? - zapytała cicho, zerkając co chwilę na mnie.
- O tobie... - odpowiedziałem, wzruszając lekko ramionami. - O szkole... O tym jak słodko się denerwowałaś... - parsknąłem śmiechem, słysząc jej oburzony jęk. Prawy kącik ust uniósł mi się automatycznie, kiedy uzyskałem ten sam efekt co kiedyś w liceum.
- Ale byłeś wtedy wkurzający. Jak wsza na dupie - odgryzła się, szturchając mnie w ramię.
- Nie udawaj, że nie lubiłaś tych słownych przepychanek - oddałem szturchnięcie, śmiejąc się cicho. - Ogromną przyjemność sprawiało ci, to że mogłaś mi dokopać, nawet jeśli mnie to nie ruszało.
- Wcale cię to nie ruszało - zironizowała, przewracając oczami. - Przyznaj, że czasami nie wiedziałeś co odpowiedzieć.
- No... Może raz się zdarzyło... - przyznałem jej rację, kręcąc ręką, na znak, że nie jestem do końca pewny odpowiedzi.
- Wcale nie! Było więcej razy! - obruszyła się, zakładając ręce na piersi, przez co uwydatniała je jeszcze bardziej. Musiałem przyznać, że bardzo korzystna pozycja dla rąk, szczególnie przy bluzkach z większym dekoltem jak te. - Świnia! - trzepnęła mnie w ramię, szarpiąc lekko poły koszuli.
- Oj, już nie bądź taką cnotką... - wymruczałem jej do ucha, owiewając jej szyję oddechem, przez co przeszedł ją dreszcz. - Na piękne rzecz trzeba patrzeć, a one są wyjątkowo...
- Ale ty jesteś obleśny... - skrzywiła się, oddalając się o kilka kroków.
- A ty słodko niewinna - uśmiechnąłem się szeroko, czochrając jej włosy. Zezłoszczona, próbowała zrobić to też mi, ale bez problemu zablokowałem jej ręce. - I co teraz?
- Jajco... - odburknęła, nie patrząc mi w oczy.
- Ty się złościsz...?
- Nie.
- Wcale - wzruszyłem ramionami, zaciskając nieco mocniej palce na jej nadgarstkach.
- Przestań. To boli - mruczy, marszcząc brwi.
- Przecież widzę, że jesteś zła. Dlaczego to ukrywasz? - zbliżyłem twarz do jej, wdychając cudowny, słodki zapach jej perfum. Nie zmieniła ich od czasów szkoły.
- Puść. - Nie odpowiedziała na moje pytanie, szarpiąc nadgarstki.
- Ale ty jesteś uparta... - pokręciłem lekko głową, ale puściłem jej ręce. Nie chciałem, żeby zostały jej na przegubach siniaki.
Dziewczyna wykorzystała to i stając na palcach, poczochrała mi włosy, a następnie ze śmiechem odbiegła kawałek dalej.
- A ty łatwowierny - zaśmiała się złośliwie.
Jej śmiech przerodził się w krzyk przerażenia, kiedy zacząłem za nią gonić. Biegliśmy jak opętani, dopóki nie złapałem jej w końcu pod budynkiem jej hotelu.
- Doigrasz się w końcu za te oszustwa - pogroziłem jej palcem, drugą ręką obejmując ją w pasie.
- Już się ciebie boję - prychnęła, przewracając oczami. Dmuchnęła w grzywkę, odgarniając ją z oczu, jednak ta ponownie opadła jej na czoło. Wyciągnąłem dłoń, po czym założyłem uparty kosmyk włosów za ucho. Nie zabrałem dłoni, tylko wsunąłem palce w jej miękkie i delikatne włosy. Westchnąłem ciężko, nie mogąc zapomnieć o tej sytuacji w parku. Nic nie mogłem poradzić, że cały czas czułem się winny tego wszystkiego.
- To nie twoja wina, jasne? - złapała mnie za szczękę i przekręciła tak, że patrzyłem tylko na nią.
- Ech... Liwia... - westchnąłem jeszcze raz, odwracając wzrok, przeczesując włosy palcami. - To...
- Nie twoja - szarpnęła moją twarzą w swoją stronę, że znów patrzyłem na nią. - Nie twoja. Wbij to sobie do łba.
- To, że ty tak uważasz, to nie znaczy, że to nie prawda - zauważyłem, na co Liwia przewróciła oczami.
- Nawet jeśli to przez ciebie, to i tak nie posądzam cię o to - poklepała mnie dłonią po policzku, kręcąc głową. - Daj sobie z tym spokój. Nie potrzebnie się tylko zadręczasz.
- No, dobrze... - przyznałem niechętnie, po czym uśmiechnąłem się szelmowsko. - To jak ci się podobała randka?
- Nie była zła... - stwierdziła po chwili zastanowienia, szczerząc się złośliwie.
Zbliżyłem się do niej powoli, patrząc jej w oczy drapieżnym wzrokiem, a ta zaczęła się cofać. Uniosłem kąciki ust, zyskując zamierzony efekt. Cofała się do tego momentu, gdy jej plecy uderzyły o ścianę budynku, przy którym staliśmy.
- Nie była zła, hmm...? - wymruczałem do ucha dziewczyny, opierając dłonie o mur po obu stronach jej głowy.
- Taak... Nawet całkiem dobra - odparła spokojnie, nie odrywając ode mnie wzroku.
- Cieszy mnie to - powiedziałem szczerze. - A istnieje szansa, że dasz się namówić na kolejną?
- Może... - mruknęła niezdecydowana i, ku mojemu zaskoczeniu, zawieszając ręce na mojej szyi.
Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, poczułem jej słodkie usta na swoich wargach.