Menu

czwartek, 28 grudnia 2017

~ Rozdział 87 ~

 Dobry wieczór kochani! 
Jak tam po świętach? Możecie się jeszcze ruszyć po tym obżarstwie? 
Rozdział miał byś na święta, a wyszło, że jest po. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie, ale pisanie go szło mi ostatnio bardzo opornie. Nie dość, że musiałam pół rozdziału usnąć i zacząć od początku, to i tak nie jestem do końca zadowolona z tego jak wyszedł. No ale to tylko moje marudzenie. Wierzę, że chociaż Wam się spodoba i nie będziecie tak wybredni i marudni jak ja. 
Chociaż tak właściwie to mam nadzieję, że udobrucham Was samą treścią, bo tak jak obiecałam na stronie (LINK), na którą oczywiście serdecznie zapraszam, rozdział jest troszkę większym prezentem niż ten na Mikołajki, nawet jeśli jest troszeczkę krótszy. 
Bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania. 
ENJOY ♥

~~~~~~~~~~~~~ » . ღ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić rozszalałe serce. Chłopak tak na mnie działał, że choćbym próbowała się przed tym bronić, zawsze czułam palące rumieńce na policzkach.
   Podeszłam do umywalki, która znajdowała się po prawej stronie od wejścia. Była obudowana kafelkami w kolorze  krwistej czerwieni i szarości. Tuż nad nią wisiało duże lustro subtelnie oświetlone malutkimi lampkami, które nie oślepiały, a przyjemnie oświetlały całą twarz. Odkręciłam wodę i nabrałam ją w dłonie, po czym ochlapałam rozgrzaną buzię. Nie przejmowałam się tym, że rozmazuje makijaż, bo i tak miałam zamiar go zmyć. Kiedy podniosłam głowę i spojrzałam się na swoje odbicie, mimowolnie parsknęłam śmiechem. Czarne plamy wokół oczu i spływające po policzkach ciemne strugi nie były najlepszym makijażem jaki do mnie pasował. Wytarłam szybko wodę i zwróciłam się w przeciwną stronę, gdzie znajdował się prysznic.
   Z lekkim wysiłkiem odpięłam zamek sukienki, a gdy zsunęłam ją z ciała i pozbyłam się bielizny, weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę. W pierwszej chwili wzdrygnęłam się, czując zimne krople na skórze, jednak zostały one bardzo szybko zastąpione przez ciepły strumień. Westchnęłam cicho z przyjemności, nastawiając się, żeby namoczyć całe ciało. Kiedy przemywałam po raz drugi twarz, usłyszałam, że drzwi od kabiny rozsuwają się. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak do środka wchodzi Kastiel.
   - Beze mnie zaczęłaś? - zapytał, a właściwie bardziej wymruczał pytanie, przyglądając mi się uważnie.
   - Z tego co mi wiadomo, to miałeś czekać na mnie w łóżku - odpowiedziałam z przekąsem, zasłaniając się lekko. Nic nie potrafiłam poradzić na to, że krępował mnie czujny wzrok chłopaka.
   - Cóż... Wizja twojego rozgrzanego, mokrego ciała nie dawała mi spokoju i musiałem do ciebie dołączyć. Ktoś w końcu musi ci umyć plecki - odgarnął mokre już włosy z oczu, odchylając się lekko do tyłu, dzięki czemu mogłam ze spokojem pochłaniać spojrzeniem jego umięśniony tors. Przełknęłam z trudem ślinę, czując silny gorąc, kiedy mój wzrok zjechał z klatki piersiowej na napięty brzuch, na którym pod skórą rysowały się wyraźne mięśnie. Niestety, niewystarczająco szybko odwróciłam wzrok i moje bezwstydne wgapianie się zostało przyłapane. - Ty mały zboczuszku... - zaśmiał się widząc moje zawstydzenie. - Lubisz się przyglądać, co...?
   - To nie tak... - próbowałam się jakoś wybronić, jednakże z marnym skutkiem.
   - Och, już nie bądź taka cnotka. Przyznaj się, że kręci cię moje umięśnione i seksowne ciało...
   - W szczególności twoja skromność - żachnęłam się, po czym nabrałam wody w usta, a następnie wyplułam ją w Kastiela. Na widok jego zszokowanej miny wybuchnęłam śmiechem, zasłaniając buzię.
   - Osz, ty mała mendo. Doigrałaś się - warknął i przyciągnął mnie do siebie gwałtownie.
   Gdy nasze ciała się ze sobą zetknęły, po raz kolejny poczułam intensywny gorąc, który objawił się u mnie w postaci rumieńców. Chłopak spojrzał się w moje oczy, uśmiechając lekko, w swój charakterystyczny sposób - lewym kącikiem ust. Odwróciłam wzrok zawstydzona, ale nie dane mi było uciekać przed jego intensywnymi tęczówkami, ponieważ brunet złapał mnie za brodę, obracając moją twarz w stronę swojej. Cały czas patrząc mu w oczy, zbliżył się do mnie, przesuwając dłoń z body na policzek, a następnie wplątując palce w mokre włosy. Czując jego delikatny dotyk, przymknęłam oczy, delektując się tą chwilą. Zaraz po tym poczułam jego usta na swoich. Najpierw subtelne muśnięcie, a chwilę później pewniejszy pocałunek, zmuszający mnie do rozchylenia warg. Poczuwszy gorący język, złakniony pieszczot, pogłębiłam pocałunek, przylegając do Kastiela całym ciałem. Możliwość dotyku jego ciała była tak upajająca, że zarzuciłam ręce na jego kark, ocierając się przy tym o jego tors. Oboje zadrżeliśmy, czując napięcie jakie między nami powstawało. Wrażenie było tak obezwładniające, że zapomnieliśmy o całym świecie; staliśmy pod strumieniem wody całując się i dotykając wzajemnie, poznawaliśmy na nowo swoje ciała. Czułam błądzące po moim ciele dłonie Kastiela, zatrzymujące się przy każdej krzywiźnie, czy to bioder czy lekko wystających żeber, uwydatnionych przy każdym wdechu. Ja też nie pozostałam mu dłużna, również dotykając palcami jego torsu, brzucha lub silnych ramion, w których czułam się tak bezpiecznie.
   Niespodziewanie zostałam przyparta do ściany kabiny, a ręce zamknięte w uścisku tuż nad głową. Jedną dłonią je przytrzymywał, a drugą sunął wzdłuż ramienia do pachy, a następnie przez talię do biodra, na którym się zatrzymał i zacisnął kościste palce. Westchnęłam cicho z przyjemności, a w mojej głowie pojawiła się dziwna myśl, że oboje wyglądamy teraz, jak z jednej ze scen w ekranizacji powieści Eriki Leny James. Prawie parsknęłam na to śmiechem, jednak ugrzązł on w moim gardle, kiedy poczułam jak dłoń Kastiela wsuwa się między moje nogi i zaczyna mnie pieścić. Sapnęłam czując nieopisaną rozkosz, jaka rozchodziła się po moim ciele falami. Gdy wiecznie zimne palce zaczęły drażnić moją łechtaczkę, zagryzłam wargi, starając się stłumić gardłowy jęk, aczkolwiek z bardzo marnym skutkiem. Chłopak zamruczał cicho, przenosząc swoje pocałunki z ust na szczękę i szyję, którą lekko podgryzał, nie przestając mnie pieścić. Nogi zadrżały niebezpiecznie pode mną, a ja próbowałam wyrwać ręce z uścisku, jednak Kastiel zacisnął swoją dłoń jeszcze mocniej. Byłam pewna, że gdyby nie fakt, iż byłam przytrzymywana za nadgarstki i przypierana do ściany resztą ciała, to kolana ugięłyby się pode mną, a ja osunęłabym się na dno brodzika i tam rozpłynęła z rozkoszy.
   - Kastiel... - wyjęczałam, gdy przyspieszył pieszczoty, a opuszki palców zaczęły zahaczać o moje wejście. Chciałam go prosić żeby przestał, żeby dał mi choć chwilę na złapanie oddechu, ale zostałam uciszona głębokim pocałunkiem, a wszystkie słowa, jakie chciałam powiedzieć, wyparowały z mojej głowy. Brunet całował mnie namiętnie, przygryzając przy tym dolną wargę, co sprawiało, że byłam kłębkiem nieskładnych myśli i jęków przyjemności. Przez gorące usta chłopaka nawet nie zauważyłam kiedy moje dłonie zostały uwolnione z uścisku, a jego ręce powędrowały na uda, które podniósł lekko, tak żebym mogła go nimi opleść wokół bioder. Chwilę później wsunął się we mnie mocno, a ja nieomal krzyknęłam zaskoczona gwałtownością tego ruchu. Trzymając mnie za biodra, oparł głowę o moją i poruszywszy się we mnie sapnął cicho z przyjemności. Dźwięk jego głosu i powolne pchnięcia spowodowały przyjemne dreszcze i rozkoszne ciepło na ciele. Przywarłam do chłopaka, oplatając go wokół szyi ramionami, a palcami wpiłam się w jego opaloną skórę. Czując moje paznokcie na sobie pchnął mocniej biodrami, wyrywając mi z ust okrzyk przyjemności. Brunet przyspieszył ruchy bioder, a ja jedynie mogłam odchylić głowę do tyłu, pojękując z rozkoszy, wbijać mocniej paznokcie w skórę, by jakoś choć trochę odreagować rosnące coraz bardziej podniecenie. Wchodził we mnie zdecydowanie i szybko, prawie do samego końca, mrucząc przy tym gardłowo.
   - Moje słodkie... - wyjęczał mi w szyję, zaciskając na niej zęby, a na pośladkach palce, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Przypierając mnie mocniej do ściany, oderwał jedną rękę od biodra i przenosząc ją do przodu, wsunął między moje nogi, drażniąc wrażliwą łechtaczkę. Czując dodatkowe pieszczoty, pisnęłam, zaciskając mimowolnie uda wokół pasa Kastiela. Dodatkowa stymulacja sprawiła, że coraz większe podniecenie zaczęło się kumulować w okolicach brzucha, oznajmiając bliskie szczytowanie.
   - Kas... - wyjęczałam, coraz bliższa orgazmu. - Ja... - nie dokończyłam, ponieważ ciemnooki przyspieszył ruchy bioder, a wraz z szybszymi pchnięciami nasze oddechy stały się coraz bardziej urywane, a pocałunki coraz bardziej chaotyczne. Po chwili napięłam się cała, czując nieopisaną rozkosz rozchodzącą się po całym ciele, łaskoczącą delikatnie wnętrze ud i brzucha. Kilka mocniejszych ruchów później poczułam jak brunet się napina i szczytuje z głębokim jękiem, stłumionym w mojej szyi.
   Trwaliśmy w tej pozycji jeszcze przez chwilę, dochodząc do siebie po przebytym przed chwilą orgazmie. Kastiel ostrożnie postawił mnie na nogi, cały czas przytulając.
   - Jesteś cudowna wiesz? - powiedział cicho, pocierając nosem o mój policzek.
   Odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem, sięgając ponad jego ramieniem po żel pod prysznic, który znajdował się za chłopakiem, w metalowym koszyczku, przyczepionym do ściany, służącym za półkę na kosmetyki. Nabrałam troszeczkę na dłonie i zaczęłam powoli namydlać ciało kochanka. Nie chcąc pozostać mi dłużny, Kastiel również zaczął myć powolnymi, delikatnymi ruchami moje ciało. Przy każdym dotyku czułam przyjemne dreszcze, jeszcze bardziej podatna na czyiś dotyk.
   Po skończonej kąpieli, wysuszyliśmy się ręcznikami. Dziękowałam w duchu za zapobiegliwość chłopaka, który pożyczył mi swoją starą, dużo za dużą na mnie, koszulkę, bym nie musiała paradować w samym ręczniku po korytarzu. Umyta i przebrana dałam się poprowadzić brunetowi do jego sypialni, gdzie czekało na nas cieplutkie łóżeczko. Nie czekając na niego, odrzuciłam na krzesło koło biurka swoje ubranie i wskoczyłam na posłanie, szybko zakrywając się miękką kołdrą. Wtuliłam twarz w pachnącą chłopakiem poduszkę, napawając się przyjemnym zapachem. Ciemnooki zaśmiał się jedynie, zgasił światło i dołączył do mnie, kładąc się na plecach. Wykorzystując okazję, wtuliłam się w jego tors, kładąc jedną dłoń na jego brzuch, a drugą podkładając pod policzek.
   - Już zasypiasz? - wyszeptał, obejmując mnie lekko ręką, po czym pocałował mnie lekko w czubek głowy.
   - Jeszcze nie, ale tak mi jest wygodnie - odmruknęłam cicho, wtulając się w niego jeszcze bardziej.
   - Rozumiem, księżniczko - zaśmiał się cicho, za co dostał kuksańca w żebra. - Jak ci się podobała rodzinna kolacyjka? Aż tak straszna, jak ci się wydawało?
   - Bardzo przyjemna - odparłam, przypominając sobie uważny wzrok Kastiela mamy, kiedy w korytarzu oceniała mnie uważnie. - Twoja mama jest niezwykle urocza, a twój tata bardzo uprzejmy. Zupełnie nie rozumiem, jak ty możesz być ich synem.
   - Co?
   - Arogancki, ironiczny, wiecznie obrażony na cały świat... - wyliczałam, czując jak chłopak coraz bardziej się spina. - To się zupełnie nie kompatybiluje.
    - Ale ty jesteś wredna, wiesz? Skąd ci się to wzięło? - W odpowiedzi na moje docinki szturchnął mnie lekko w żebra, lekko łaskocząc.
   - Uczę się od najlepszych - podniosłam wzrok na jego twarz i pokazałam mu język. Chłopak jedynie parsknął śmiechem, przytulając mnie mocniej do siebie.
   Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, ale w końcu zmęczenie dopadło mnie i nie wiadomo kiedy zasnęłam w objęciach bruneta.

środa, 6 grudnia 2017

~ Rozdział 86 ~

   - No, to w końcu, którą sukienkę mam ubrać? - jęknęłam cierpiętniczo, wyciągając w stronę Kastiela trzymane w rękach sukienki. - Tą różową z czarną lamówką czy może tą czarną koronkową? A może ubrać tylko elegancką koszulę i spódniczkę?Chociaż może nie... Jeszcze twoi rodzice uznają, że jestem za bardzo sztywna i elegancka... Ale zaś jak ubiorę sukienkę, to pomyślą, że jestem za bardzo otwarta... - zaczęłam krążyć po pokoju ubrana jedynie w samą bieliznę, nie mogąc przestać zastanawiać się, na który strój się zdecydować.
   - Na litość boską i piekielną! Wybierz którąkolwiek. W każdej pięknie wyglądasz.
   - Ale jak ubiorę tą czarną, to ona jest przecież krótka. I do tego ta koronka... Jeszcze sobie pomyślą, że jestem jakąś rozpustnicą, a jak ubiorę tą pudrową, to zaraz wyjdę na pustą blondynkę, bo tak słodziaśnie wyglądam...
   - Uspokój się! To tylko moi rodzice. Nie zjedzą cię przecież - brunet westchnął głęboko, podchodząc do mnie, żeby zatrzymać mnie w miejscu.
   - Dla ciebie to tylko twoi rodzice, a dla mnie AŻ twoi rodzice - jęknęłam po raz wtóry. - Chce po prostu dobrze przed nimi dobrze wypaść.
   - I wypadniesz. Jesteś urocza, miła, śliczna... Oczarujesz ich od pierwszego wejrzenia. Zobaczysz - spojrzał mi głęboko w oczy, trzymając mnie za ramiona. Na początku unikałam jego spojrzenia, ale po chwili popatrzyłam na niego. Uśmiechał się delikatnie lewą stroną, jak to zawsze miał w zwyczaju. Nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam uśmiech. - Ubierz tą czarną.
   - Ale jesteś pewien, że nie będę wygląda jak latawica? - zapytałam niepewnie, cały czas nie będąc zdecydowana co do sukienki.
   - Oj, przestań już, bo na dupę dostaniesz. Ubieraj się już, bo zostało nam pół godziny.
   - CO?! - krzyknęłam przerażona tak małą ilością czasu. - Nie zdążę się pomalować... A może wcale się nie malować?
   - Nie drażnij mnie. Ale już! Ubieraj się, maluj i idziemy.
   W biegu chwyciłam koronkową sukienkę i zamknęłam się w łazience. Przebrałam się, sięgnęłam do szafki nad zlewem, schowanej za lustrem i zrobiłam sobie szybki makijaż. Włosy jedynie przeczesałam szczotką i zostawiłam rozpuszczone. Biorąc uspokajający oddech, wyszłam z łazienki. Stresowałam się tak tym spotkaniem bardziej niż pierwszą rozmową o pracę.
   Trzęsącymi się rękoma ubrałam płaskie kozaczki za kolano i czarny, gruby płaszcz. Mimo uspokajających słów Kastiela, nie mogłam zapanować nad ponurymi myślami, które podsuwały mi najczarniejsze scenariusze kolacji z rodzicami bruneta. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy pokonaliśmy całą trasę od mojego mieszkania do posiadłości państwa Drake. Wysiadłam z samochodu cały czas poprawiając sukienkę, mając wrażenie, że jest za krótka i dodatkowo mi się podwija.
   - Jeśli się w tej chwili nie uspokoisz, to po powrocie do twojego mieszkania dostaniesz taki wpierdol na dupsko, że nie usiądziesz przez najbliższy tydzień - warknął, przytrzymując mi w miejscu dłoń, która wędrowała właśnie ku dołowi mojej sukienki.
   Parsknęłam śmiechem na to stwierdzenie, ale posłuchałam i złączyłam swoje dłonie razem, tak żeby nie korciło mnie poprawienie swojego wyglądu. Weszliśmy na dość sporych rozmiarów podjazd, na środku którego znajdował się owalny klomb, pokryty, o tej porze roku, śniegiem. Ominęliśmy go, kierując się w stronę drzwi, a mnie po plecach przeszedł lekki dreszcz przerażenia. Przełknęłam ślinę, starając się jednocześnie zapanować nad rozdygotanym oddechem. Kiedy Kastiel nacisnął na dzwonek, moje serce nieomal stanęło w miejscu, ale moment gdy drzwi zaczęły się uchylać prawie doprowadził mnie do zawału.
   - Cześć mamo - powiedział brunet, do kobiety, która stanęła w przejściu. Była znacznie wyższa ode mnie, ale to pewnie za sprawą wysokich szpilek, które miała na stopach. Jej okrągłą, aczkolwiek smukłą twarz okalały kruczo-czarne włosy, podkreślając szeroki, uroczy uśmiech, krwistoczerwonych ust. Piwne oczy uwydatniały gęste rzęsy i ciemniejszy makijaż. Z pozoru wydawała się być kompletnie nie podobna do Kastiela, jednak pojedyncze delikatne cechy sprawiały, że brunet, choćby nie wiadomo jak bardzo by chciał, nie wyparłby się rodzicielki.
   - Jesteście za wcześnie - zauważyła z lekką, radosną pretensją w niesamowicie melodyjnym głosie. -Ale wejdźcie. Przecież nie będziecie stać i czekać na dworze - przepuściła nas w drzwiach, sama cofając się w głąb przedsionka.
   - Dobry wieczór - mruknęłam nieco zawstydzona elegancką kobietą.
    - No pokaż mi się. Chcę zobaczy cóż to za piękność ujarzmiła tego diabła wcielonego. - Ledwo przeszliśmy przez próg, ja zostałam porwana w objęcia mamy Kastiela, która wyciągnęła sobie mnie na odległość rąk, po czym cofnęła o dwa kroki, żeby móc mi się lepiej przyjrzeć. Poczułam się zawstydzona pod uważnym wzrokiem kobiety, która ściągając wargi w dziubek, przyglądała się każdemu szczegółowi mojego wyglądu.
   - Valerio... Daj spokój i nie stresuj jeszcze bardziej biednej dziewczyny - na korytarz wszedł wysoki, szczupły mężczyzna. Kiedy na niego spojrzałam, dosłownie oniemiałam. Ojciec Kastiela wyglądał jak chłopak sam, tyle że w starszej wersji. Przydługie, czarne włosy układały się w ten sam sposób, akcentując mocno zarysowaną szczękę. Ciemne brwi podkreślały niemal obsydianowe oczy. - Pozwól im spokojnie zdjąć kurtki. Miło mi cię w końcu poznać, Liwia tak?
   - Tak, zgadza się - przytaknęłam, uśmiechając się lekko.
   - No, już, już - żachnęła się na męża, pomagając ściągnąć mi płaszcz. - Po prostu nie mogłam się powstrzyma, widząc jej uroczą buźkę. Nie to co tamto dziewuszysko, które przyprowadził jak jeszcze chodził do liceum. - Od razu domyśliłam się, że chodziło o Debrę. Spojrzałam się w stronę Kastiela, niepewna jego reakcji na wspomnienie jego byłej dziewczyny, ale albo chłopak nie przejął się tym, albo doskonale ukrywał swoje uczucia. - Twoje imię już znamy, więc wypadałoby, żebyśmy i my się przedstawili. Ja nazywam się Valeria, a mój małżonek Louis.
   - Bardzo miło mi państwa poznać - nie mogłam się powstrzymać, żeby nie odwzajemnić uroczego uśmiechu, jaki przez cały czas gościł na twarzy kobiety.
   Gdy już w końcu pozbyliśmy się zimowego okrycia, zostaliśmy zaprowadzeni przez przestronny korytarz do jadalni, obok której mieścił się ogromny salon. Wszystkie pomieszczenia zostały urządzone w bardzo podobnych barwach, czyli w połączeniu ciemnego, czekoladowego brązu oraz bieli, szarości i delikatnego ecru. Na ścianach królowały jasne barwy, natomiast meble były wykonane z ciemnego, lakierowanego drewna, przez co sprawiały wrażenie dużo starszych niż w rzeczywistości. Stanęłam w jadalnio-salonie, rozglądając się dookoła, nie mogąc wyjść z podziwu jak pięknie wszystko się ze sobą komponowało. Nie było tu niczego nie potrzebnego, czegoś co by nie pasowało do całości.
   - Co tak stoicie dzieci? Siadajcie do stołu, za chwilę zostanie wszystko podane - obok nas stanął pan Louis, dotykając lekko ramienia Kastiela. Razem z Kastielem zajęliśmy miejsca obok ciebie i na przeciwko jego rodziców. - Pomóc ci coś, kochanie? - mężczyzna zwrócił się w stronę kuchni, skąd dochodziło brzdękanie naczyń i sztućców.
   - Dziękuję, ale radzę sobie - odkrzyknęła mama Kastiela, a po chwili weszła do jadalni niosąc talerze z przepysznie pachnącą potrawą. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci pieczarki, Liwia, ale niestety to risotto nie smakuje tak dobrze bez tych grzybów.
   - Niech się pani nie martwi, ja wręcz uwielbiam pieczarki, a szczególnie w tym daniu - odpowiedziałam, delektując się zapachem, jaki unosił się nad postawionym przede mną naczyniem.
   - Cieszy mnie ogromnie, że chociaż ty nie jesteś wybredna - zaśmiała się głośno, nie przejmując się ostrym spojrzeniem swojego syna. Oj, chyba komuś zaczęło przeszkadzać ciągłe wspominanie Debry. - I co się tak na mnie patrzysz, Kastuś? Nie będę ukrywać, że nie znosiłam tamtej dziewczyny. Od samego początku wydawała mi się dziwna, ale to był twój wybór, w który nie chcieliśmy z ojcem ingerować, a że skończyło się, jak się skończyło... - wzruszyła ramionami, po czym skierowała się z powrotem do kuchni po resztę porcji.
   - Ty się chyba nigdy nie odzwyczaisz... - brunet jęknął cierpiętniczo, krzywiąc się znacznie. - Ile razy mam ci powtarza, żebyś mnie tak nie nazywała?
   Kilka minut później, kiedy już wszystko zostało przyniesione, mogliśmy zasiąść do posiłku. Przez dłuższy czas każdy milczał, zaspokajając swoje kubki smakowe, zniewalającym risotto. Następnie pan Louis przyniósł wino i nalał każdemu z nas.
   - Ja nie mogę. Prowadzę - wykręcił się Kastiel.
   - Przecież możecie zostać na noc. Twój pokój jest w niezmienionym stanie - odparła od razu kobieta, upijając dość duży łyk z kieliszka.
   - Nie chcemy sprawiać kłopotów... - zaczęłam, ale zaraz zostałam uciszona przez matkę bruneta.
   - Ależ jakie kłopoty. Daj spokój, to będzie dla nas przyjemność was gościć. Przecież muszę poznać swoją przyszłą synową.
   - Mamo...
   - No co "mamo? Ja na twoim miejscu grubo bym się zaczęła zastanawiać nad zaręczynami, bo gdybyś pozwolił by taki skarb ci uciekł, to byłby twój największy błąd w życiu.
   Słysząc słowa pani Valerii, mimowolnie zarumieniłam się zawstydzona. Nie sądziłam, że zostanę aż tak pozytywnie odebrana przez rodziców Kastiela. Przecież nie zrobiłam nic szczególnego, a byłam wręcz wychwalana pod niebiosa.
   - Ale to jest wasze życie i wy zrobicie z nim co chcecie. Chociaż mam cichą nadzieję, że będzie mi dane zatańczyć na waszym weselu - zaśmiała się cicho znad kieliszka, puszczając mi oczko. Odchyliła się do tyłu na krześle, ciężko wzdychając. - Objadłam się tak bardzo, że nie mam sił na deser. A wy kochani?
   - Doskonale panią rozumiem. To danie było po prostu genialne. Będę musiała wziąć od pani przepis, chociaż nie wiem czy wyjdzie mi tak dobrze, jak pani.
   - Oj nie słodź mi już tak kochaniutka, to zwykłe risotto, nic wielkiego - przymknęła lekko oczy, co chwilę popijając wino.
   - Ja podziękuję za słodkie. Nałożyłaś mi tak ogromną porcję, że nawet gdybym przez dobry rok nie jadł niczego słodkiego, to na to bym nawet nie spojrzał - sapnął Kastiel, odstawiając swój pusty kieliszek i wyciągając nogi pod stołem, założył ręce na karku.
   - To skoro wszyscy pojedli, to co powiecie na małe wspominki? - brunetka popatrzyła na nas swoimi przenikliwymi oczyma, podnosząc się z krzesła. - Rozsiądźcie się w salonie, a ja pójdę po rodzinne albumy.
   - Tylko nie to... - siedzący obok mnie chłopak, jęknął przeciągle, zakrywając twarz dłońmi.
   - Dlaczego? - zapytałam zdziwiona, przyglądając się jego poczynaniom.
   - Bo teraz będzie przypomina mi każdą przypałową akcje, jaką odczyniłem jak byłem małym bachorem.
   - Ojej! Zobaczę twoje zdjęcia! - ucieszyłam się, uśmiechając szeroko. Kastiel nigdy nie wspominał o swoim dzieciństwie, a w jego mieszkaniu nie było ani jednego zdjęcia z tamtego okresu.
   - Cieszysz się, jakby było co oglądać... - westchnął cicho, kręcąc głową.
   - Bo jest co oglądać. Widzieć ciebie jako niewinne i jeszcze grzeczne dziecko, to misi by niezapomniany widok - zaśmiałam się głośno, podnosząc się z krzesła i skierowałam się do salonu, gdzie mieliśmy czekać.
   - Ale ci się zbiera... Oj zbiera ci się - mruknął cicho, patrząc mi głęboko w oczy, oblizał lubieżnie usta, na co zareagowałam obfitym rumieńcem.
   - Przestań... Nie przy twoich rodzicach.
   - A co? Wstydzisz się?
   - Jakbyś nie wiedział - żachnęłam się, przewracając oczami.
   Chwilę później między mną a Kastielem usiadła pani Valeria, trzymając na kolanach dwa pokaźne albumy oprawione w bordową skórę. Jeden z nich był widocznie wysłużony, miał popękaną skórę, a w niektórych miejscach całkiem spore jej ubytki. Jednak mimo zniszczeń było doskonale widać złote litery na okładce układające się w napis "Rodzinny album Drake'ów".
   - To album ze zdjęciami, które przedstawiają pradziadków i dziadków Kastiela z mojej strony i ze strony męża. Jako, że oboje z mężem mamy rodzeństwo, wszystkie zdjęcia jakie kiedykolwiek udało nam się zdobyć, musieliśmy podzielić, żeby każdy z nas miał swoje pamiątki. Mi udało się zachowa najwięcej, chociaż nie ukrywam, że wolałabym mieć je wszystkie - uśmiechnęła się delikatnie, z rozczuleniem gładząc okładkę starego skoroszytu. - Przyznać trzeba, że trzymam w rękach spory kawał historii.
   Z każdą odkrytą nową stroną poznawałam coraz więcej o przeszłości Kastiela, jego rodzinę oraz różne historie związane z każdą z fotografii. Część z polaroidów była mało wyraźna, jednak opowieść, jaką raczyła mnie mama chłopaka uzupełniała całkowicie niewidoczne szczegóły. Czasem nie byłam w stanie oderwać wzroku od uwiecznionych na papierze postaci, które były rodziną czarnowłosego. Niemal czułam się tak, jakbym to ja robiła te zdjęcia. W końcu, gdy poznałam każdego przodka chłopaka, przyszedł czas na nowsze zdjęcia. Kiedy zobaczyłam małego Kastiela, najpierw owiniętego w pieluszki, a potem przytulonego do pluszowego misia, aż nie mogłam się powstrzymać od rozczulonego uśmiechu. Wyglądał tak uroczo, że gdyby nie to, iż siedziałam u jego rodziców na kanapie i oglądałam zdjęcia z jego mamą, w życiu bym nie uwierzyła, że to on jest sfotografowany. W czasie opowiadań kobiety, co chwilę padały jakieś nieprzychylne uwagi ze strony chłopaka, który sprawiał wrażenie zażenowanego całą tą sytuacją.
   Przeglądałam jego zdjęcia, na których byli również Gwen, Nick czy Lysander, ale tylko jedno przykuło moją szczególną uwagę. Fotografia przedstawiała, na oko, siedmioletniego Kastiela, który obejmował ramieniem nieco niższego od siebie blondyna.
   - Czy... Czy to nie jest czasem Nataniel Hall? - zapytałam niepewnie, zerkając to na bruneta, to na jego mamę.
   - Dokładnie tak - potwierdziła kobieta, a ciemnowłosy przewrócił oczami.- Nasze rodziny były kiedyś ze sobą dość blisko, można by rzec, że się nawet przyjaźniliśmy. Jednak z czasem jak nasze dzieci zaczęły dorastać, a Nataniel, jak to małe dziecko, zaczął dokuczać swojej siostrze. Jednak państwo Hall nie widzieli w tym zwykłego dziecinnego dokazywania i stwierdzili, że to nasz mały Kastuś ma na ich syna zły wpływ.
   - Co? - zdziwiłam się, słysząc tą historię. Myślałam, że chłopcy dopiero w szkole się poznali i przez konflikt z Debrą skłócili się ze sobą. - Jak to?
   - Rodzicie blondyna nie uznawali naszego "luźnego" wychowania. Twierdzili, że jesteśmy mało wymagający wobec syna, przez co pozwala sobie na dużo więcej niż małe dziecko powinno, że jest za bardzo rozwydrzony i to ma wpływ na ich syna. Nie dostrzegali tego, że to ich apodyktyczne wychowanie powodowało, iż Nataniel coraz bardziej się buntował. W końcu zerwali z nami całkowity kontakt.
   Siedziałam oniemiała całą tą historią. Nie spodziewałam się, że Nataniel od małego był wychowywany w taki sposób. Myślałam, że ojciec blondyna chciał zapewnić lepszą przyszłość, dlatego tak na niego naciskał w sprawach szkoły.
   - Koniec tych wspomnień - ciszę przerwał głos pana Louisa. - Jest już późna godzina, a wy jeszcze musicie sobie przygotować miejsce do spania.
   Dopiero, gdy ojciec Kastiela wspomniał o późnej godzinie, poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Automatycznie poczułam, że zbiera mi się na ziewnięcie, którego niestety nie udało mi się powstrzymać.
   - O tym właśnie mówię. Zbierajcie się dzieciaki spać.
   - Ale trzeba jeszcze posprzątać po kolacji... - zauważam, podnosząc się z kanapy.
   - Daj sobie spokój, poradzimy sobie, a ty powinnaś już położyć się spać. Dzisiaj miałaś sporo wrażeń, więc na pewno jesteś bardzo zmęczona - uspokoił mnie ojciec bruneta. - Kastiel, zaprowadź Liwię do łazienki, niech się odświeży i pościel łóżko, a my tu sobie posprzątamy.
   Niechętnie posłuchałam rodziców chłopaka, kierując się za nim na piętro, gdzie wskazał mi drzwi do łazienki oraz do swojego pokoju.
   - Będę na ciebie czekać w łóżku... - wyszeptał mi do ucha, lekko szczypiąc je zębami, zanim zamknął za sobą drzwi do łazienki, zostawiając mnie z gęsią skórką na ciele i mętlikiem w głowie.
   Ten chłopak jest niemożliwy.

niedziela, 3 grudnia 2017

Mała notka informacyjna

Witajcie!
Mam dla Was małą informację. 
Chciałam Was wszystkich poinformować, że postanowiłam założyć stronę na FB dotyczącą tego bloga. Zrobiłam to, by mieć z Wami lepszy kontakt, ponieważ z większością czytelników mam kontakt tylko i wyłącznie za pomocą bloggera, a informacje o kolejnych notkach albo jakichkolwiek zmianach czy przerwach docierają do niektórych w opóźnieniu lub w ogóle nie docierają. Tak więc mam nadzieję, że owa strona mi to trochę ułatwi, bo nie chcę też robi spamu na blogach innych pisarek, bo wiem jak to może drażnić. 
Także jeśli ktoś jest zainteresowany serdecznie zapraszam [LINK]

Wasza autorka ♥