Menu

niedziela, 22 marca 2015

~ Rozdział 1 ~

   - Przepiszcie tabelkę z tablicy. Jak skończycie razem sobie ją uzupełnimy...
   Siedziałam właśnie na lekcji historii, gdy do klasy weszła dyrektorka. Była to wysoka, szczupła kobieta o ciemnozielonych oczach i ufarbowanych na ciemny brąz włosach. Podeszła do nauczycielki i zaczęły po cichu o czymś rozmawiać. Nagle pani Meliton podeszła do mnie.
   - Liwio, pani dyrektor chciałaby z tobą porozmawiać. I prosiła byś się spakowała. - spojrzałam na nią zdziwiona. Co dyrektorka chciała ode mnie? Przecież nic złego nie zrobiłam. Wstałam i rzucając zdumione spojrzenie koleżance z ławki, powoli udałam się do drzwi.
   Przez korytarz szłyśmy w milczeniu. Czułam się niepewnie. Nie miałam pojęcia o co może jej chodzić. Z jednej strony byłam spokojna, bo wiedziałam, że nic nie narobiłam, ale z drugiej strony gdzieś na dnie serca czułam nieprzyjemne mrowienie niepokoju.
   - Proszę... - powiedziała, otwierając mi drzwi do jej gabinetu. - Usiądź.
   Niepewnie usiadłam na krzesło stojące przed jej biurkiem.
   - Przykro jest mi to mówić, ale dzwonili do mnie ze szpitala... Twoja mama nie żyje...
   Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami.
   - Pani sobie żartuje, prawda? - zaśmiałam się histerycznie.
   - Przykro mi Liwio... - chciała mnie chwycić za dłoń, ale ja ją odtrąciłam.
   - Pani jest śmieszna... Nie wierzę w to... To jest jakiś chory żart... - zrobiło mi się niedobrze. Gwałtownie wstałam i zaczęłam się rozglądać za moją torbą. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść.
   - Liwio, proszę cię, usiądź. - podeszła do mnie i delikatnie, ale stanowczo posadziła mnie z powrotem na krześle. - Rozumiem cię, ale proszę wysłuchaj mnie przez chwilę. Gdy zadzwonili do mnie ze szpitala powiedzieli, że twoja mama podobno zostawiła dla ciebie list. W związku z tą tragedią, daję ci dzisiaj dzień wolny. Proszę cię jedynie, byś nie zrobiła sobie nic głupiego.
   Wstała z siedzenia obok i podeszła do szafki. Wyciągnęła z niej paczkę chusteczek
i podała mi ją. Dopiero wtedy zorientowałam się, że płakałam. Zabrałam torbę i wyszłam z jej gabinetu wycierając wciąż płynące łzy. W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek i na korytarz wylała się masa uczniów. Co chwilkę na kogoś wpadałam, ponieważ łzy rozmazywały mi obraz. W końcu jakoś dobrnęłam do wyjścia.
   Przez całą drogę do domu szłam jak otępiała. Nie mogłam dalej uwierzyć w to, co powiedziała mi dyrektorka. Przecież to niemożliwe! Nikt nie umiera tak z dnia na dzień!
   Chcąc się jak najszybciej dowiedzieć co się stało z mamą i o co w tym wszystkim chodzi zaczęłam biec. Kiedy w końcu dotarłam do domu, kuło mnie w boku i nie mogłam złapać oddechu. Niepewnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu udałam się do sypialni matki. Podejrzewałam, że właśnie tam zostawiła dla mnie list. Gdy weszłam do pomieszczenia zauważyłam, że wszystko było w idealnym stanie, tak jakby nic się nie stało.
   Duże, przestronne łóżko było pościelone, na biurko stał komputer, a obok niego kilka teczek i sterty papierów.To właśnie tam znalazłam kopertę. Była podpisana moim imieniem. Z trzęsącymi się rękoma otworzyłam kopertę. W środku były dwa arkusze papieru. Na jednym z nich był napisany adres i numer telefonu, a na drugim list od matki.
   Przyglądając się obu kartkom, usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam czytać list.

Kochana Liwio. 
Prawdopodobnie jak to będziesz czytać, ja już niestety nie będę żyła. Jest mi strasznie przykro, że w taki sposób się dowiadujesz o tym wszystkim, ale nie potrafiłam inaczej. 
Pół roku temu dowiedziałam się, że mam nieuleczalnego guza mózgu. Nie mówiłam Ci o tym, ponieważ nie chciałam, żebyś się tym martwiła. Nie chciałam Cię tym wszystkim obarczać. Pragnęłam byś w tym trudnym dla mnie okresie była szczęśliwa.
Wszystko związane z moim pogrzebem, testamentem i innymi rzeczami jest już załatwione, więc nie musisz się o nic martwić. 
Pewnie zastanawiasz się czyj jest to adres na drugiej kartce. Jest to adres twojej ciotki Tatiany, u której będziesz teraz mieszkać. Powinnaś do niej zadzwonić i ją o wszystkim poinformować. 
 Kocham Cię nad życie. 
Mama

   Wzięłam do ręki drugą kartkę, z rzekomym adresem mojej ciotki. Nie znałam jej, ale postanowiłam do niej teraz zadzwonić. Nie odrywając oczu od kartki, wyciągnęłam telefon z kieszeni i wpisałam odpowiedni numer. Przez chwilę myślałam, że nie odbierze, ale po trzecim sygnale w słuchawce usłyszałam miły kobiecy głos.
   - Tak, słucham?
   - Dzień dobry, z tej strony Liwia Miko. Ciocia Tatiana?
   - Matko Boska... A więc to już? - w jej głosie dało się usłyszeć lekkie załamanie głosu.
   - Tak... Dzisiaj zmarła - rzekłam cicho, ale po chwili do mnie dotarło co ona powiedziała. - Ciocia o wszystkim wiedziała?
   - Eh... - westchnęła. - Tak. Wiedziałam. Jowita, twoja mama zadzwoniła do mnie jakiś czas temu i mi o wszystkim powiedziała i poprosiła abym po jej śmierci się tobą zajęła, ale nie spodziewałam się, że to nastąpi tak szybko. Zostań w domu, za godzinę powinnam być tak u ciebie. Jutro się spakujemy i przyjedziesz do mnie. 
   - Okej... - odpowiedziałam beznamiętnym głosem i rozłączyłam się.

***

   Ciotka przyjechała tak, jak obiecała i została ze mną na noc. Na drugi dzień spakowałyśmy wszystko i przenieśliśmy wszystko do niej. W ten sam dzień byłyśmy też zanieść podanie do mojej starej szkoły o przeniesienie, a przed południem byłam zanieść podanie do mojej nowej szkoły.
   Kiedy weszłam do szkoły od razu wpadłam na dyrektorkę.
   - Dzień dobry. Ty zapewne jesteś Liwia, tak?  Dzwonili do mnie z twojej szkoły, że będziesz się przenosić. Witam cię w naszej szkole. Mam nadzieję, że szybko się u nas zadomowisz - uśmiechnęła się do mnie, po czym wskazała na drzwi po lewej. - Radziłabym ci spotkać się ze szkolnym gospodarzem, który sprawdzi, czy wszystkie twoje dokumenty do nas dotarły.
   - Dobrze. Zrobię to jak najszybciej - odwzajemniłam jej uśmiech, po czym udałam się do wcześniej wskazanego pokoju gospodarzy.
   Pomieszczenie było jasne i przestronnie urządzone. Po prawej stronie stały regały z teczkami na dokumenty, a po lewej stało biurko, przy którym siedział jakiś chłopak. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi spojrzał w moją stronę. Chłopak miał złociście blond włosy i oczy barwy ciemnego złota. Przyglądał mi się tak uważnie, że po chwili poczułam jak się rumienię.
   - Dzień dobry... szukam głównego gospodarza.
   - Dzień dobry. To dobrze trafiłaś, bo ja jestem szkolnym gospodarzem. Nataniel, miło mi - chłopak uśmiechnął się uroczo i wyciągnął rękę w moją stronę.
   - Liwia, mi również miło. Dyrektorka prosiła mnie o sprawdzenie dokumentów.
   - Hmm... zobaczmy... A! Tak jesteś... Z tego co tu widzę, brakuje twojego zdjęcia i formularza z podpisem rodzica - powiedział, spoglądając w teczkę podpisaną moim imieniem i nazwiskiem.
   - Zdjęcie akurat mam przy sobie - rzekłam wyciągając z portfela zdjęcie. Obok mojego zdjęcia trzymałam zdjęcie mamy. Automatycznie w kącikach oczu zebrały mi się łzy. - A co do podpisu, to ciocia mówiła, że wszystko jest załatwione.
   - Dziwne... Nic mi nie wiadomo. Sprawdzę to jeszcze i w razie czego dam ci znać, okej?
   - W porządku - uśmiechnęłam się słabo, po czym wyszłam z pomieszczenia.
   Wychodząc ze szkoły byłam tak pogrążona w swoich myślach, że wpadłam w jakiegoś chłopaka i upadłam.
   - Uważaj jak chodzisz - zaśmiał się, podając mi rękę. Kiedy się podniosłam, spojrzałam na niego i zaniemówiłam. Chłopak był ode mnie wyższy o półtorej głowy, miał ciemnobrązowe oczy i czerwone włosy. Ubrany był w ciemne dżinsy, czerwoną koszulkę z nadrukiem jakiejś grupy rockowej i czarną skórzaną kurtkę. Stałam tak przed nim dłuższą chwilę, po czym on się odezwał.
   - Nie dość, że nie patrzy jak lezie, to jeszcze języka w gębie zapomniała.
   - Przepraszam... zamyśliłam się i nie zauważyłam cię... -zrobiło mi się głupio, bo musiałam wyglądać jak idiotka stojąc i wlepiając w niego gały.
   - Nowa, tak? - zapytał i zanim zdążyłam odpowiedzieć, powiedział - Widać.
   I zanim się zorientowałam, zniknął w tłumie uczniów. Pokręciłam jedynie zrezygnowana głową i udałam się z powrotem do domu. Wychodząc ze szkolnego dziedzińca dostrzegłam, że niedaleko jest park. Mimowolnie udałam się do niego i usiadłam na pierwszej lepszej ławce. Wsłuchując się w szum drzew i ciche ćwierkanie ptaków, pogrążyłam się we własnych myślach.
   Zastanawiałam się jak to będzie w nowej szkole, czy dogadam się ze wszystkimi, czy uda mi się tu zaaklimatyzować. W końcu moje myśli zawędrowały na temat mamy. Zaczęłam wspominać, jak kiedyś wpadłam do stawku, bo chciałam złapać kaczkę. Gdy poczułam piekące łzy pod powiekami, chciałam je zatrzymać, ale to było silniejsze ode mnie. Podciągnęłam nogi na ławkę i oparłam głowę o kolana. Siedziałam tak chwilę z zamkniętymi oczami, kiedy usłyszałam za sobą ciche pytanie.
   - Wszystko w porządku?

10 komentarzy:

  1. Ciekawie się zapowiada.
    Masz bardzo ładny język pisania.
    Mam nadzieję, że będzie dalsza część ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo szybko się czyta, ponieważ nie ma skomplikowanych zdań. Historia dość specyficzna, ale będę czytać dalej. ;)
    Kliknij, aby przejść na mój blog ~I DON’T KNOW~

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie sie zaczyna. Biedna dziewczyna :( czekam na czesc dalsza~pozdrawiam :)
    Ps. Zapraszam do mnie
    mystoryaboutme.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś nie chce mi twojej strony wyświetlić... ;C
      Spróbuj mi ją jeszcze raz wysłać, bo z wielką chęcią bym zajrzała ;P

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. http://mystoryaboutmesf.blogspot.com/?m=0

      Usuń
  4. Super się zapowiada, ale szkoda mi dziewczyny. I pomyślec, że takie rzeczy serio mogą siezdarzyc :'(
    Zapraszam ;)
    powrotdoinstynktu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zachciało mi się fanfickow o 1:38. Pięknie. Po prostu rycze ;c

    OdpowiedzUsuń
  6. Haha,mam tak samo na imię jak główna bohaterka :,D Ale rozdział na prawdę super i godny polecenia <33

    OdpowiedzUsuń