Menu

czwartek, 4 czerwca 2015

~ Rozdział 19 ~

Był jeden z ładniejszych dni stycznia. Na niebie prawie nie było śladu chmur, słońce przyjemnie grzało w plecy, a po śniegu tylko gdzieniegdzie zostały brudne grudy. Wracałam właśnie ze sklepu, do którego ciotka mnie wysłała po mąkę i kilka innych rzeczy do zrobienia ciasta. Po obiedzie miała być dzisiaj wuzetka. Minęłam jedne pasy, a na następnych przeszłam przez ulicę. Szłam tuż obok parku i spoglądając w tamtą stronę przyglądałam się ludziom, którzy wybrali się na sobotni spacer. Nagle dostrzegłam znajome postacie i aż musiałam przystanąć, by się dokładnie przyjrzeć, ponieważ nie wierzyłam w to, co widzę. Jakieś trzysta metrów ode mnie, parkową alejką przechadzał się Alexy i Nataniel. W sumie nie byłoby to aż takie dziwne, gdyby nie fakt, że w pewnym momencie Alexy zbliżył się do blondyna i pocałował go w policzek. Mimo sporej odległości dokładnie widziałam jak złotowłosy się rumieni. Stałam osłupiała przez dobrych kilka minut, dopóki nie zniknęli mi za drzewami. Nie mogąc wyrwać się ze zdziwienia, skierowałam sztywne kroki w stronę domu.
   Kilka minut później leżałam na swoim łóżku i rozmawiałam przez telefon z Rozalią.
   - Sama byłam w szoku! - zaśmiałam się cicho, gdy opowiedziałam dziewczynie to, co widziałam na mieście.
   - Ale jesteś pewna, że to ich widziałaś? - dopytywała się białowłosa.
   - No, Alexy'ego ciężko pomylić z kimś innym. Chyba tylko on na całą szkołę ma niebieskie włosy.
   - No tak, ale... Jakoś ciężko mi w to uwierzyć... On i Nataniel? Że razem? - w głosie Rozalii dało się usłyszeć mieszaninę niepewności i oszołomienia.
   - Nie wiem czy są razem i na razie nic nikomu nie gadaj. Zobaczymy co wyniknie z tego później - zgasiłam delikatnie jej zapał, ponieważ nie chciałam, by ktoś niepowołany się o tym wszystkim dowiedział.
   - I co? Teraz mi powiesz, że zostawisz to, ot tak w spokoju? - poruszona zawołała do słuchawki tak głośno, że musiałam odsunąć aparat od ucha.
   - No... Tak? A co?
   - Jak to co? Trzeba się dowiedzieć od Alexa co jest grane!
   - Oh, daj spokój. Na razie o tym nie myśl. Przyjdziemy do szkoły i wszystko się wyjaśni - mruknęłam cicho, przewracając oczami.
   - Muszę? - zapytała cichutko, głosem małego dziecka.
   - Tak musisz! - parsknęłam śmiechem, przekręcając się na brzuch. - Boże... Ja chcę już ferie...
   - Jeszcze dobrze weekend się nie zaczął, a ta już narzeka - westchnęła potępieńczo. - Mi się to za bardzo nie uśmiecha... Rodzice wysyłają mnie na całe wolne do babci na wieś.
   - To chyba nie jest aż tak źle... - odparłam i zaraz po tym w słuchawce usłyszałam ciche jęknięcie.
   - Przez cały czas będę odcięta od telefonu, bo tam nie łapie zasięg, ale w sumie babcia będzie mogła mi pomóc w uszyciu sukienki. Ostatnio tak mi się nudziło i zaczęłam rysować i stwierdziłam, że muszę mieć taką! A ty? Jakie masz plany?
   - Ha ha ha... Ty i ta twoja twórczość - zaśmiałam się cicho pod nosem, po raz kolejny zmieniając pozycję na łóżku. - Ciotka coś mówiła, że chce mnie zabrać w góry, ale jeszcze nie wiem co z tego wyjdzie.
   - Ehh... Też bym tak chciała... - wzdychnęła cicho, po czym dodała szybko - ja muszę kończyć... Chyba Leo przyszedł.
   Kiedy pożegnałam się z białowłosą i rozłączyłam się, pokręciłam się jeszcze chwilę po pokoju, jednak nie mogąc znaleźć dla siebie ciekawszego zajęcia, postanowiłam wybrać się na spacer. Zeszłam na parter i poinformowawszy ciocię, wyszłam przed dom. Mimowolnie skierowałam swoje kroki w stronę parku. Niestety nic nie poradzę na to, że jestem typem samotnika. Uwielbiam spędzać czas w odosobnieniu, gdzie mogę spokojnie zastanowić się nad wieloma sprawami, albo po prostu pobyć samotnie. W Ione zwykle chodziłam na cmentarz do babci. Tutaj często odwiedzałam park. Szerokie, kamieniste dróżki otoczone zewsząd małymi drzewkami albo krzaczkami prowadziły do głównego miejsca - fontanny, która z racji pory roku była wyłączona. Zapatrzona w drogę przed sobą i pochłonięta myślami, stawiałam machinalnie kroki. Niespodziewanie z prawej alejki wyskoczył ogromny czarny pies.
   - Zły pies! - automatycznie krzyknęłam wystraszona, zamierając w bezruchu.
   Wielki owczarek francuski podbiegł do mnie, obwąchał mi nogę, po czym radośnie machając ogonem ruszył w stronę właściciela. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że kilka metrów dalej stał, a właściwie zwijał się ze śmiechu Kastiel, odpychając pysk Demona od swojej twarzy.
   - "Zły pies"? - wykrztusił z siebie, starając się wyprostować. - Serio?
   - Wystraszyłam się... Tak nagle wyskoczył. Nie spodziewałam się go - zaczęłam się chaotycznie tłumaczyć, czując jak na moje policzki wstępuje rumieniec zawstydzenia. Jeszcze chyba nigdy się tak nie upokorzyłam przy chłopaku.
   - Dobra, dobra... Nie tłumacz się mała - stanął przede mną, drapiąc psa za uchem. - Co się tak sama kręcisz po parku? Nie boisz się, że cię ktoś zaatakuje? Choć w sumie to musiałby być jakiś desperat, żeby taką chudzinę napastować.
   - Nie nazywaj mnie małą... - wymruczałam przez zaciśnięte zęby, po czym odparłam - Nie... wystarczy, że ty tu jesteś...
   - Ohoho... Jaka wyszczekana - zaśmiał się cicho, a na jego wargach zagościł standardowy, ironiczny uśmieszek. - Uważaj, bo się kiedyś przeliczysz...
   Nim zdążyłam cokolwiek mu odpowiedzieć, zagwizdał na Demona i oddalił się. Stałam chwilę nieco zdezorientowana, jednakże westchnęłam cicho, kręcąc głową i dalej ruszyłam przed siebie. Moment później usłyszałam jak ktoś mnie woła. Obróciłam się dookoła, rozglądając za źródłem głosu. Kilka metrów za mną spokojnym krokiem szedł Armin, niosąc kilka płaskich pudełek.
   - Siemasz Liwia! - powitał mnie z szerokim, serdecznym uśmiechem na twarzy. - Dokąd tak wędrujesz?
   - Cześć... A tak wyszłam się przejść, bo nie mam nic ciekawego do roboty - odparłam, machinalnie odwzajemniając uśmiech. - A ty?
   - Ja właśnie wracam ze sklepu. Kupiłem kilka nowych gier, bo mam już dość ciągłego gadania Alexy'ego - przewrócił oczami, cicho śmiejąc się pod nosem. - Odkąd się z nim spotkał o niczym innym nie mówi. "A bo on ma taki śliczny uśmiech, a bo on ma takie piękne oczy..." Boże... aż rzygać się chce.
   - Widziałam go dzisiaj w parku z Natem - zauważyłam, przyglądając się chłopakowi uważnie.
   - No właśnie. Odkąd wrócił z tamtego "spotkania" - tu w powietrzu zakreślił palcami cudzysłów - ciągle o nim gada - przewrócił oczami, lekko wzdychając. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, które przerwał czarnowłosy - Co ty na to byśmy poszli do mnie wypróbować nowe gry? Ty. z tego co mówiłaś nie masz nic do roboty, a ja nie wytrzymam kolejnych minut z nim sam w pokoju... - rzucił mi niemal błagalne spojrzenie, na które zaśmiałam się cicho, kiwając głową na potwierdzenie.
   - Z wielką chęcią - uśmiechnęłam się do Armina szeroko, odgarniając z oczu grzywkę.
   I ruszyliśmy. Po kilkunastu minutach spokojnego marszu i rozmów znaleźliśmy się pod kremowym budynkiem, choć w sumie ciężko określić to, jako zwykły budynek. Nie doszłoby do nadużycia, gdybym stwierdziła, że dom Armina to willa. Otaczało ją wysokie żelazne ogrodzenie z orientalnymi zdobieniami. Masywna brama prowadziła na szeroki brukowy podjazd, gdzie na środku znajdował się okrągły klomb. Obok stała mniejsza budowla, która prawdopodobnie była garażem. Musiałam mieć naprawdę głupią minę, ponieważ gdy odwróciłam się w stronę Armina, ten zaśmiał się cicho, szturchając mnie lekko w ramię.
   - Nieźle nie? - zapytał, ale nie czekał na moją odpowiedź. - Uroki życia w rodzinie chirurgów - stwierdził, wzruszając ramionami, po czym skierował się w stronę ciemnych drzwi. 
   Kiedy weszliśmy do środka, po raz kolejny czułam się osłupiała. Wnętrze było po prostu przepiękne. Przedsionek był pomalowany na kolor cappuccina. Po jednej stronie stało ogromne lustro, a po drugiej szafa na kurtki i buty, gdzie odwiesił mój płaszcz. Na przeciwko znajdował się przestronny salon o czerwono-beżowych ścianach. Dalej po prawej stronie było wejście do jasnej kuchni z meblami w kolorze mahonia. Przy kuchence stała jakaś wysoka, szczupła kobieta o ciemnych włosach do ramion.
   - Już jestem - niebieskooki zawołał do niej i zaraz pociągnął mnie na górę. 
   - Hej, hej, hej... Kolego, wróć tutaj - jej ciepły, delikatny głos rozległ się za nami. - Ładnie to tak nie przedstawić mi swojej koleżanki?
   Usłyszałam ciche westchnienie chłopaka, po czym zeszliśmy na ostatni stopień schodów. Czułam się nieco skrępowana, stojąc naprzeciwko tej kobiety. Miała delikatne rysy twarzy, zgrabny, lekko zadarty nos i pełne usta.
   - Mamo, to jest Liwia... Chodzi ze mną do klasy. Liwia, to jest moja mama... - mruknął, przewracając oczami, na co ja cicho parsknęłam śmiechem.
   - Bardzo miło mi cię poznać Liwio - ciemnowłosa uśmiechnęła się do mnie delikatnie podając mi dłoń.
   - Mi również miło panią poznać - odwzajemniłam uścisk. Chwilę później usłyszeliśmy, jak ktoś trzaska drzwiami.
   - Armiś! Jesteś już! - z salonu wybiegła mała dziewczynka ubrana w różowa sukienkę i wtuliła się w nogi chłopaka.
   - Evie, bo mnie zaraz przewrócisz - zaśmiał się cicho, odrywając dłonie dziewczynki, po czym podniósł ją na ręce. Miała, tak jak jej matka ciemne, lekko kręcone włosy sięgające za ramiona. Mogła mieć co najwyżej pięć lat. Na początku mnie nie zauważyła, ale po chwili przyglądała mi się bardzo uważnie, ze znajomym uśmiechem na twarzy.
   - Armiś, kto to jest? - zapytała go cicho na ucho, jednakże ja i tak to usłyszałam.
   - To jest moja koleżanka z klasy. Liwia, poznaj moją młodszą siostrzyczkę Eveline - czarnowłosy uniósł kąciki warg, odwracając dziecko w moją stronę. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że miała prawie identyczny uśmiech jak bliźniaki.
- Chodź malutka, niech oni idą sobie na górę, a ty pomożesz mi piec ciasteczka. Co ty na to? - mama Armina wzięła małą na ręce i wróciła do kuchni.
   - To my już pójdziemy... - Armin złapał mnie za rękę i prawie wbiegliśmy na górę, gdzie znajdował się dość długi korytarz z piękną fototapetą przedstawiającą dmuchawce. Co kilka metrów znajdowały się jasnego koloru drzwi. Chłopak poprowadził mnie do tych na samym końcu korytarza.
   - Witam w mojej twierdzy - zaśmiał się cicho otwierając przede mną skrzydło. Wkroczyłam do niedużego, przytulnego pokoju. Było to pomieszczenie o brązowo-fioletowych ścianach. Naprzeciwko wejścia stało duże łóżko z narzutą wyglądającą jak strona z komiksu. Po prawej stronie na ścianie wisiał średniej wielkości telewizor, a pod nim była półka wykonana z jasnego drewna, która była dosłownie zawalona różnymi grami. Po drugiej stronie stała komoda z tego samego materiału co regał. 
   - Ciekawie urządzone - powiedziałam cicho, podchodząc do posłania by przyjrzeć się kapie.
   - Puk! Puk! Przyniosłem ciastka - do sypialni wpadł Alexy, niosąc talerz z górą czekoladowych i kokosowych ciasteczek.
   - Ciastka zostaw na biurku i wyjdź - rzucił tylko czarnowłosy, nie odwracając się w stronę brata.
   - Ej, a niby dlaczego? - oburzył się bliźniak. Dziwnie było przyglądać im się stojącym razem. Odnosiło się wrażenie, że patrzy się na klony.
   - Bo zaraz znów będziesz mi gadał o tym, jaki on piękny... - jęknął cicho Armin, podchodząc do pułki by wybrać jakąś grę. Kątem oka dostrzegłam jak niebieskowłosy natychmiast pąsowieje. 
   - Nie...? Przyszedłem z wami pograć - uśmiechnął się szeroko, starając się zakryć zażenowanie.  
   - No niech ci będzie, ale jak tylko chociaż o nim wspomnisz - wypad.
   Chłopaki nie dodając już nic więcej zabrali się za włączanie gry, a ja ułożyłam na podłodze poduszki i siadając na nich wzięłam jedno z ciastek. To chyba było najlepsze jakie kiedykolwiek w życiu jadłam. Miało przyjemny lekko maślany smak i duże kawałki czekolady, która od razu rozpływała się na języku. Chwilę później bliźniacy usiedli po obu moich stronach z padami w rękach i zaczęliśmy grać. Nie mogłam się skupić na tym co działo się na ekranie, ponieważ z jednej strony Armin szturchał mnie lekko łokciem, próbując mi przeszkodzić, a z drugiej strony Alexy co chwilę rzucał jakieś głupie komentarze, które powodowały u mnie nagłe napady śmiechu. W końcu poddałam się i przyglądałam się jak chłopaki walczą między sobą. Gdy i Alexy się znudził dopiero wtedy dotarło do mnie jak późna jest już godzina. Pożegnałam się więc z chłopakami, ubrałam się i wyszłam na mroźne, nocne powietrze.

8 komentarzy:

  1. Haha! Wiedziałaam XD Nat i jego tajemnica w koncu nie była przypadkowa.
    Rozdział cudny jak zawsze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. o Boże XD Moment, niech no się przestanę śmiać xD
    Natalexy-Nie no, super. Ale że Al nie był zdziwiony tym, że Liw wie o wszystkim? Ok..
    Ekstra rozdział i te opisy *-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Extra. Pisz szybko następny bo nie mogę się doczekać następnego. Że mi się podobało to za mało powiedziane :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahahahahahahah no nie moge, Nataniel z Alexym XDD nieźle wymyśliłaś. Byłam w totalnym szoku kiedy to do mnie dotarło. Dalej nie moge się otrząsnąć. Ale że Natanielek skrywał taki sekret.. Wielkie WOW
    A opis tych ciasteczek co przyniósł Alexy.. Mmm normalnie zgłodniałam :D
    Rozdział jest powalający naprawdę umiesz zaskoczyć człowieka. Nie moge doczekać się następnej części. A swoją drogą, Armin też ma fajne teksty :D
    A właśnie, rzuciło mi się w oczy że w jednym zdaniu było powtórzone "się" chyba z 4-5 razy, ale to może się zdażyć każdemu :)
    Pisz mi tutaj szybko kolejny rozdział bo chcę wiedzieć co będzie się działo na tych feriach ❤ pozdrawiam i weny, weny, weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Eee...

    jeszcze do mnie nie dotarło... Alexy x Nat?
    Tego bym się nie spodziewała...
    Definitywnie potrafisz nas zaskoczyć...

    Ja też chcę ciasteczka ;^;

    Jejciu, w jednym Opowiadaniu Grupowym moja przyjaciółka na Armina mówiła "Armisiu", "Armiś" ;.;


    Pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny >.<
    Aaaa, czy ty też tak masz, że jak coś na Bloggerze piszesz, to ci się ciągle wyłącza? ~^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie... Jeszcze nigdy mi się tak nie zdarzyło. Kilka razy miałam tak, że nie zapisało mi niczego, ale nie żeby mi się wyłączał.

      Usuń
    2. Kurdę, to mam chyba coś z komputerem... Ale mam szczęście, że mój sąsiad jest informatykiem (i jak mi naprawi komputer, to będę musiała pisać prawie cały rozdział od nowa ;-;)

      Usuń