Menu

wtorek, 6 października 2015

~ Rozdział 39 ~

   Następnego dnia na szczęście obyło się bez niespodzianek, kłótni i nerwów. Jednak, mimo wszystko, czułam w brzuchu niemiły ucisk z niepewności. Może to idiotycznie zabrzmi, ale bałam się iść do szkoły. Bałam się spojrzeć na Rozalię, która miała pełne prawo, by być wkurzoną i obrażoną na mnie. Bałam się zobaczyć Kentina na korytarzu, z oczywistego względu. Bałam się spotkać Kastiela i po raz kolejny ujrzeć w jego oczach chłód oraz wykrzywione wargi w pełnym ironii uśmiechu. Nie znosiłam poczucia niepewności, jakie od wczoraj zagościło w moim sercu. Powodowało ono kompletny mętlik w głowie, ponieważ moje myśli były zasypywane niezbyt optymistycznymi wizjami. Dlatego też tego ranka nie przywiązałam zbytniej wagi do tego, jak jestem ubrana czy pomalowana. Nie tknęłam także śniadania. Nie potrafiłam nic przełknąć. Nawet łyka kawy. Nie umknęło to uwadze ciotki, ale gdy na każde pytanie usłyszała niezbyt wyraźną, mrukliwą odpowiedź, dała sobie spokój, dochodząc do wniosku, że sama załatwię swoje problemy.
   Najdziwniejsze w tym wszystkim było zachowanie Matta, który jakby nie zdawał sobie sprawy z mojego samopoczucia. Sprawiał wrażenie wręcz szczęśliwego. Co chwilę zagadywał mnie, proponował śniadanie, starał się mnie rozśmieszyć, albo chociaż w niewielkim stopniu poprawić mi humor. Jednakże ja czułam się kompletnie wypompowana z wszystkiego, chociaż nie było jeszcze godziny ósmej.
   Z mieszkania cioci wyszliśmy znacznie wcześniej, niż miałam to w zwyczaju. Chciałam pokazać brunetowi chociaż skrawek miasta, ale nie nadawałam się zbytnio na przewodnika. Skądinąd nie przeszkadzało to chłopakowi w najmniejszym stopniu. Nie zwracał zbytniej uwagi na mój dość mrukliwy humor, co skutkowało tym, że po dłuższym czasie zaczęłam nabierać dobrego samopoczucia. Po niecałych dziesięciu minutach marszu, żywo dyskutowaliśmy o tym, które miejsce w mieście jest bardziej atrakcyjne, czy warte odwiedzenia. Kilka minut później znaleźliśmy się przed budynkiem szkoły. Gdy chłopak zdał sobie sprawę z tego, w którym kierunku się udajemy, z jego ust wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk, przypominający jęk niedowierzania połączony z czymś na kształt szyderczego śmiechu. Sama powstrzymując się od parsknięcia, zaprowadziłam go do gabinetu dyrektorki i czekając na niego przed drzwiami, przyglądałam się każdej mijającej mnie osobie. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi, oprócz trzech dziewczyn, którym zdarzyło się to nie po raz pierwszy. Nie musiałam się zbytnio wysilać, by przypomnieć sobie kto to był. Święta Trójca, jak zwykłam je nazywać. Spojrzały się na mnie, krzywiąc mocno wymalowane wargi w niezbyt przyjemnym grymasie, krytycznie mierząc mnie wzrokiem. Gdy przechodziły obok mnie, blondynka i jednocześnie liderka "grupy" prychnęła głośno, trącając mnie ramieniem. Już miałam się odwrócić i powiedzieć im co o nich myślę, ale w tym samym momencie drzwi do gabinetu dyrektorki się otworzyły i z pomieszczenia wyszedł Matt.
   - Możesz mi powiedzieć, co jest nie tak z tą kobietą? - zapytał oburzony, gdy ramię w ramię szliśmy wzdłuż korytarza do pokoju gospodarzy.
   - Ale o co chodzi? - dopytałam, nie bardzo rozumiejąc co mógł mieć na myśli.
   - Ledwo wszedłem do jej tego gabinetu i zostałem porządnie obszczekany przez jakiegoś szczura, którego nazywa psem. Później zasypała mnie masą pytań, z których połowa odpowiedzi w ogóle nie powinna ją interesować - stwierdził, cały czas będąc wzburzonym, a kiedy zobaczył moją pełną zdziwienia minę, zaraz pośpieszył z wyjaśnieniami. - Zaczęła się mnie wypytywać o to, czy nie byłem karany, jak jesteśmy ze sobą spokrewnieni... Pytała się nawet o moje preferencje seksualne!
   - Cóż... witaj w Słodkim Amorisie - skwitowałam jego wypowiedź cichym śmiechem.
   - Ale to nie jest normalne! Który dyrektor pyta się o twoją orientację seksualną?
   - Nasz - parsknęłam śmiechem i delikatnie zapukałam w ciemnogranatowe drzwi z plakietką "Pokój gospodarzy", a kiedy usłyszeliśmy stłumione "proszę", nacisnęłam na klamkę i weszliśmy do pomieszczenia.
Nataniel jak zawsze siedział przy swoim biurku, zawalonym stertą papierów i teczek.
   - Tak? - uniósł wzrok znad jakiegoś segregatora, po czym posłał mi uroczy uśmiech. - Witaj Liwia.
   - Cześć Nataniel - przywitałam się, odwzajemniając uśmiech.
   - Coś się stało?
   - Właściwie, to nic szczególnego... - odparłam wzruszając ramionami. - Jestem tu głównie z powodu mojego brata...
   - Twojego brata? - zapytał, marszcząc brwi, po czym skierował spojrzenie na chłopaka, stojącego obok mnie.
   - Dokładnie - potwierdziłam, jednak zdziwiony wyraz jego twarzy nie znikał. - Niedawno przeprowadził się z rodziną tutaj i zapisał się do naszego liceum. Pomagam mu się tutaj znaleźć.
   - Ah... Rozumiem... - odparł z zamyśleniem. - Jednak do mnie jeszcze nic nie dotarło. Jak na razie, niestety nie mogę wam pomóc. Przyjdźcie za dwie, trzy lekcje. Może wtedy będę wiedział coś więcej.
   - W porządku - uśmiechnęłam się do niego, po czym wraz z brunetem opuściłam pokój gospodarzy. - No cóż... - zwróciłam się do Matta. - Wygląda na to, że masz na razie wolne od szkoły.
   - Yhym... - mruknął bez entuzjazmu, wyraźnie nad czymś się zastanawiając. - Czy tylko mi się wydaje, że ten chłopak jest trochę... sztywny?
   - Masz rację... Wydaje ci się. To naprawdę sympatyczny chłopak... Tylko trzeba go bliżej poznać - dodałam po chwili, widząc jego, niezbyt skory do wiary, wzrok. Skierowaliśmy się do mojej szafki, bym mogła zabrać potrzebne podręczniki na pierwszą lekcję.
   - Jasne, jasne... Każdy tak mówi... - zaśmiał się cicho, po czym skupił na mnie uważne spojrzenie. - Podoba ci się?
   - Że co? - słysząc to pytanie, aż zatrzymałam się na środku korytarza nie mogąc uwierzyć, że je zadał. - Skąd ci to przyszło do głowy?
   - No nie wiem... Tak słodko się do niego uśmiechałaś, jesteś przesadnie miła dla niego, bronisz go... - zaczął wyliczać na palcach. - To są jednoznaczne znaki, że ci się podoba.
   - Coś te twoje "jednoznaczne"... - zakreśliłam w powietrzu cudzysłów - ...znaki nie bardzo się mają do rzeczywistości. Nataniel to naprawdę miły i sympatyczny chłopak, ale nie jest w moim typie.
   - Oh? Doprawdy? - uniósł wysoko brwi. - To ciekawe, kto jest w twoim typie?
   Już otwierałam usta żeby mu odpowiedzieć jakąś kąśliwą uwagą, gdy obok mnie przeszedł czerwonowłosy. Nie zwróciłabym na niego większej uwagi, gdyby nie fakt, że szedł za rękę z jakąś niewiele niższą od niego dziewczyną o długich do pasa, ciemnobrązowych włosach, niebieskich, złośliwych oczach i ustach mocno pomalowanych szminką w kolorze karmelu. Widząc tą nietypową parę, czułam przeróżne uczucia targające mój i tak już skołowany umysł. Najpierw poczułam iskierkę radości, gdy zobaczyłam krwistoczerwone włosy, następnie ogromną złość na tego człowieka, a na koniec niewyobrażalny ból i niedowierzanie, kiedy spostrzegłam ich splecione dłonie.
   - A więc typ buntownika... - stwierdził jasnooki, gdy ta dwójka zniknęła na klatce schodowej.
   - Co? - zapytałam bez zrozumienia, wciąż mając przed oczami tamtą dziewczynę.
   - Nie spodziewałbym się tego po tobie. Sprawiasz wrażenie takiej skromnej laleczki, która nie lubi się wychylać, a tu proszę... taka niespodzianka... - zagwizdał cicho, nie odrywając ode mnie wzroku. - Nie chciałbym cię dobijać, ale tamta laska, to nie to samo co ty...
   - O czym ty mówisz? - rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
   - Wybacz mi teraz to, co powiem, ale przy tamtej dziewczynie, cóż... delikatnie ujmując nie wyglądasz jakoś szałowo... - skrzywił się delikatnie, jakby na prawdę mi współczuł z tego powodu.
   - Oh, super! Dzięki... - mruknęłam sarkastycznie i odwracając się na pięcie, miałam zamiar udać się do klasy, ale niespodziewanie wpadłam na kogoś. Na szczęście w porę odzyskałam równowagę i nie wylądowałam na podłodze. Od razu rozpoznałam długie kosmyki białych włosów. - Rozalia...
   - Oh... Cześć Liwia... - spojrzała na mnie niepewnie, jakby bała się, że po raz kolejny poczęstuję ją swoim wybuchem. Zaraz po tym próbowała mnie wyminąć, jednak stanęłam jej na drodze.
   - Rozalia zaczekaj... Chciałabym z tobą porozmawiać... - zerknęłam jej w oczy, ozdobione złotymi soczewkami.
   - To ja się w takim razie będę zbierać. Przejdę się po mieście i za godzinę, dwie będę tu czekać - stwierdził Matt, ku mojej uldze, nie zamierzając towarzyszyć nam w rozmowie.
   Machnęłam mu obojętnie ręką i łapiąc białowłosą pod ramię, skierowałam nasze kroki do sali 43. Kiedy znalazłyśmy się w pustej jeszcze klasie, posadziłam ją na krześle, po czym usiadłam na przeciw niej. Spojrzałam jej w oczy i niepewnie się uśmiechając powiedziałam:
   - Rozalia, ja przepraszam za wczoraj... Ja po prostu... - westchnęłam cicho i wyjaśniłam jej powód wczorajszego rozdrażnienia.
   Na początku czułam się niezwykle skrępowana opowiadając jej o swoim pierwszym razie i o tym jak się z tym wszystkim czułam następnego dnia. Złotooka słuchała mnie uważnie, parę razy otwierając usta, by mi przerwać, jednak ja unosiłam za każdym razem rękę, uciszając ją dyskretnie. Czułam, że gdyby mi przerwała, nie byłabym w stanie kontynuować dalej.Kiedy skończyłam mówić, miałam wrażenie jakby ktoś zdjął ze mnie ciężką, ciemną zasłonę, która nie pozwalała mi normalnie oddychać. Patrzyłam na zamyśloną Rozalię, czekając aż ta w końcu się odezwie.
   - Jedyne słuszne rozwiązanie, to będzie szczera rozmowa - stwierdziła, gdy do klasy powoli zaczęli schodzić się inny uczniowie.
   - Ty chyba zwariowałaś - spojrzałam na nią z czystym przerażeniem w oczach. - Jak to sobie to wyobrażasz?
   - Normalnie? Że podejdziesz do niego i poprosisz o rozmowę po lekcjach - powiedziała najspokojniej w świecie.
   - Tylko jest jeden mały problem. Po lekcjach nie mam czasu. Muszę bratu pokazać miasto.
   - Brat może poczekać! Poza tym... - przerwała, marszcząc brwi. - Zaraz, zaraz... Jak to bratu?
   - No normalnie... - westchnęłam cicho, pomału mając dość wyjaśniania każdemu, mimo, że Roza była drugą osobą, która dopytywała się mnie o to. - Pamiętasz jak pisałam ci o tym, że mój ojciec przyjechał?
   - No, pamiętam. Nie było to z resztą aż tak dawno...
   - No i w czasie tamtej rozmowy powiedział, że chce mnie zabrać do Hiszpanii, bo ma tam rodzinę i takie tam bzdety. Wczoraj jak wróciłam ze szkoły czekał na mnie, by oświadczyć mi, że nie zabiera mnie ze sobą do Hiszpanii, tylko sprowadza się tutaj ze swoją rodziną. I przy okazji przedstawił mi mojego przyrodniego brata, który zapisał się dzisiaj do naszego liceum. Miałam mu z tym wszystkim pomóc i oprowadzić go trochę po mieście.
   - Fajny? - zapytała szeptem, ale i tak zwróciła na siebie uwagę nauczyciela, który od kilku minut prowadził lekcję.
   - To zależy od tego jaki kto ma gust - wzruszyłam ramionami, spisując poleceni z tablicy.
   - Poznasz mnie z nim? - uśmiechnęła się zawadiacko, co ja szczerze powiedziawszy przyjęłam z lekkim przerażeniem.
   - Rozalia... Czy ty czasem nie jesteś z Leo? - dopytałam dla pewności, na co dziewczyna parsknęła śmiechem.
   - Czy ty sugerujesz, że mogłabym zostawić mojego Leosia dla jakiegoś pierwszego lepszego chłopaka, tylko dlatego, że jest tu nowy? - zaśmiała się cicho pod nosem, po czym nachyliła się w moją stronę i szepnęła. - Żaden chłopak mu nie dorówna i dobrze o tym wiesz. Po prostu chciałabym poznać twojego brata. Ciekawi mnie czy jest podobny do ciebie.
   - Jak mógłby być do mnie podobny, skoro jest moim przyrodnim bratem?
   - Wychował go twój ojciec... Więc może ma coś podobnego do ciebie - wzruszyła ramionami i już do końca lekcji nie roztrząsałyśmy tego tematu.
   Kiedy zabrzmiał dzwonek ogłaszający koniec historii, szybko spakowałyśmy swoje rzeczy i udałyśmy się do szafki, by przygotować się na następne zajęcia. Chowając gruby podręcznik, rozglądałam się po całym korytarzy, mając nadzieję, że zauważę Matta, jednak w rzece uczniów wylewających się z sal na korytarz, nie byłam w stanie nic dostrzec. Westchnęłam cicho i zamknęłam szafkę, odwracając się na pięcie. Po kilku krokach poczułam jak ktoś delikatnie łapie mnie za łokieć i odwraca w swoją stronę. Nie wiem dlaczego ale w pierwszej chwili pomyślałam o Kastielu, jednak to nie był on.
   - Liv... Moglibyśmy porozmawiać? - usłyszałam ciche pytanie i spoglądając chłopakowi w oczy, widziałam niemalże błagalny wzrok intensywnie zielonych tęczówek.

13 komentarzy:

  1. Jeju, cudny rozdział. A najwięcej emocji to wywołało we mnie to-"-Liv. .. moglibyśmy porozmawiać? -usłyszałam ciche pytanie i spoglądając chłopakowi w oczy, widziałam niemalże błagalny wzrok intensywnie zielonych tęczówek." Przy tym to aż mi po prostu serce włączyło szybsze obroty. ^^ wg cudnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Końcówką przebiła wszystko.
    Ale nadal jestem w szoku. Kastiel i Debra???? Boże to nie wróży absolutnie nic dobrego. Mam tylko nadzieję, że nasza Liwka nie będzie zbytnio cierpieć przez ta żmiję :/ nie lubię jej z całego serca -,-
    Kastiel gdzie ty masz oczy człowieku!! Co za bałwan.. Czerwonowłosy bałwan.
    A ty mu tu Debra nie podskakuj, my mamy Rozalię, więc uważaj sobie! Boże mam nadzieję że Kastiel kiedyś porozmawia szczerze z Liwką ;-;
    A poza tym, niech nasza bohaterka dogada się z Kentinem! Proszę! Ten chłopak nie zasługuje na chłodne traktowanie! Jest najmłodszy z chłopaków pomijając Alexy'ego
    Dobra koniec mojej weny do pisania komentarzy na dziś. Wyczerpałam się.
    Mam tylko nadzieję że następny rozdział ukaże się równie szybko :D pozdrawiam ciepło i dobrych ocen życzę!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe, jak zawsze ♡ czekam na nexta i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski tak jak każdy. <3 Jeden z moich ulubionych blogów. <3 Muahha. Szykuje się rozmowa. :D Będzie ciekawie. :* Pozdrawiam i weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ty doskonale wiesz kiedy przerwać. I to jest okropne, bardzo okropne przerywać w takim momencie. <3
    Dobra, ja lecę skomentować jeszcze jednego bloga i muszę pouczyć się do kartkówki z niemieckiego. ^^
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O lol, usunęli mi dłuższą część komentarza. 'n'
      A ja tak się zastanawiałam, z kim może być Liwia! D:

      Usuń
  6. Jakby ktoś miał ochotę poczytać, to tu jest link do mojego bloga. ;D http://w.tt/1RvB3pC

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh... Debra... najgorsze co może być (nie licząc barbie)... Ale końcówka... Zielone oczy = Kentin. Krótko pisząc świetny rozdział, poprawiło mi to humor, cóż uroki tego ze jest się chorym i zamulonym, ale jedno zdanie skojarzyło mi się z Harrym Potterem... to znaczy rozdziałem w książce bo pewne zdanie właśnie mi się skojarzyło.. och! Nie ważne! Nie umiem pisać komentarzy xd
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć i czołem! Witam gorąco w ten mroźny dzionek - a właściwie to już wieczorek. Ależ dzisiaj mam zadatki na wspaniałego poetę. Szkoda, że tylko dzisiaj... No nic; trzeba podwinąć kieckę, wziąć szpilki w rękę i biec dalej, prawda?
    Zacznę od szybkiego wyjaśnienia, dlaczegóż to poprzedni komentarz napisałam pod starszym rozdziałem. Otóż w zakładce "Rozdziały" nie podświetla mnie części 39, przez co myślałam, że ostatnio dodałaś 38. Pewnie do tej pory żyłabym w kłamstwie, gdybym nie przeczytała Twojej odpowiedzi na mój komentarz i nie weszła na Twój profil. Własny internet mnie zawodzi. (T.T) >Dyskretnie wyciera rękawem łezkę, która zakręciła się w kąciku prawego oka<
    Koniec szlochania, wracamy do komentowania! Skoro uporałam się już z charakterystyką Jacka Soplicy, to mam krótką chwilę na wypowiedzenie się w sprawie rozdziału. A jest on - jak zwykle; przez Ciebie popadam w rutynę - GENIALNY. Chociaż nie będę ukrywać, stanowczo za krótki. Pragnę więcej Twej twórczości!
    Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jaka była moja złość, gdy przeczytałam o tej... TEJ... ekhm... >Kaszle w nie do końca zwiniętą w pięść dłoń. Dokładne złożenie ręki uniemożliwiają jej liczne pierścienie, zapewniające siłę witalną oraz ciągły dostęp do internetu< W porządku Kernit, jesteśmy już w świecie żywych i najlepiej więcej się od niego nie oddalajmy. Wiem, nie należę do normalnych, ale wszystko gra i huczy, bo mam na to papiery. Wracając do tematu; nie masz jakiegokolwiek pojęcia, jak bardzo zdenerwowałam się, gdy przeczytałam fragment o tej dziewczynie z paskudnym imieniem oraz osobowością, która bezczelnie panoszyła się po korytarzu. Z gniewu aż rzuciłam moim zacnym zeszytem od polskiego w telewizor. Niewiele brakowało, a klatka wraz z chomikiem stojąca tuż obok wylądowałaby na podłodze. Niech ta cholera odegra już swoje pięć minut (najlepiej w dosłownym znaczeniu; nie chcę zbyt długo o niej czytać - wystarczy, że sama wykazałam się ogromnym masochizmem robiąc z niej we własnym opowiadaniu jedną z głównych bohaterek, nie mam pojęcia, co sobie wtedy myślałam) i znika. Polecam lot na Marsa z biletem w jedną stronę. Z wodą na planecie będzie mogła w spokoju knuć nowe intrygi. Tylko zastanawia mnie, kogo by w nie wplątała... Na szczęście, to już nie należałoby do moich zmartwień. (^.^)
    Mam ogromną nadzieję, że Liwia i Roza szybko pokarzą tej zołzie, gdzie jest jej miejsce (patrz: końcówka poprzedniego akapitu).
    Nie mogę wprost doczekać się następnego rozdziału i rozmowy głównej bohaterki z Kentinem. ♥ Bo to był on, prawda? Głupio się pytam, przecież on jedyny ma te cholerne zielone oczy, których tak bardzo mu zazdroszczę. Też chcęęę... (>.<) No ale od czego ma się soczewki.
    Fiu, trochę się rozpisałam. >Sięga po jedwabną chusteczkę z wyhaftowanym trójkątem z jednym okiem, aby wytrzeć kilka kropelek potu, które pojawiły się na jej twarzy< Szkoda, że taka wena i chęć do stukania w klawiaturę nie nachodzi mnie, gdy powinnam tworzyć własny rozdział. Kończę swój komentarz z żalem oraz serdecznymi pozdrowieniami i idę uczyć się wzorów z trygonometrii. Niech wena będzie z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten i poprzedni rozdział.. świetne, choć dość smutne. Przykre, niemiłe było to, co powiedział Matt porównując Liv z tamtą dziewczyną, która szła z Katielem i bardzo smutne było to, że Kastiel szedł z tą dzeiwczyną za rękę. T.T Bardzo przyjemnie się czyta. Pozdrawiam, weny, czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń