Wyszłam w ciepły wieczór, zamykając za sobą drzwi. Serce niesamowicie kołatało mi się w piersi, a nogi niepohamowanie drżały z nerwów. Przez większość drogi nie odzywałam się, wsłuchując się w cichy stukot moich czółenek. Przez cały czas nie byłam w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż o nieubłaganie zbliżającym rodzinnym spotkaniu. Jednak po kilku minutach marszu Matt przerwał ciszę.
- Co ty się tak nie odzywasz, co? - zapytał, uśmiechając się lekko.
- Hmm? - zamruczałam pytająco, wyrwana ze swoich niezbyt kolorowych myśli.
- Czemu się nie odzywasz? - powtórzył pytanie, kierując swoje ciemnobrązowe oczy na mnie.
- Zamyśliłam się.
- To już wiemy - zaśmiał się cicho, nie przestając dociekać. - Ale dlaczego? Co cię tak trapi?
- Ech... - westchnęłam ciężko, zastanawiając się czy powiedzieć bratu o swoich wątpliwościach co do dzisiejszej kolacji. - Trochę się stresuje dzisiejszym wieczorem, to wszystko...
- Nie powinnaś się tym przejmować. Wszystko będzie dobrze - pocieszył mnie, dotykając lekko mojego ramienia.
- Ech... - ponownie westchnęłam, nie bardzo pocieszona. Tak cholernie się bałam. Co ja zrobię patrząc na ich szczęśliwą rodzinę, rodzinę, której ja nie miałam?
- Liwia, przecież to zwykła kolacja. Czym tu się przejmować? - żachnął się, unosząc wzrok ku ciemniejącemu już niebu.
- Nieważne - prawie odwarknęłam, odwracając spojrzenie w drugą stronę. Mimowolnie objęłam się ramionami, chcąc się poczuć choć przez chwilkę bezpieczna i wolna od zmartwień.
- No, ale sama powiedz, co jest takiego strasznego w zwykłej kolacji?
- Ciekawe, jak ty byś się czuł idąc do kogoś, kto ukradł ci ojca! - zawołałam, tracąc nad sobą panowanie.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie, wlepiając we mnie spojrzenie pełne niedowierzania. Przez chwilę nie rozumiałam o co mu chodziło. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, co powiedziałam.
- Och... - wyrwało mu się z ust, zaraz po tym jak przybrał nieprzenikniony wyraz twarzy.
- Matt, ja nie... - zaczęłam się chaotycznie tłumaczyć. Nie chciałam tego mówić.
- Nie tłumacz się - przerwał mój mało zrozumiały potok przepraszających słów. - Rozumiem.
- Ale to nie tak! - zawołała, łapiąc brata za łokieć, gdy ten ruszył przed siebie. - Przez całe życie myślałam, że albo mój ojciec nie żyje, albo z niewiadomych powodów nie chce mieć ze mną nic wspólnego, aż tu nagle zjawia się ni z tego ni z owego. To samo w sobie jest trudne do pogodzenia, a szczególnie teraz gdy mam poznać twoją mamę. To dla mnie trochę za dużo...
Spuściłam wzrok. Było mi strasznie głupio z powodu mojego nagłego wybuchu. Nie chciałam tak reagować, ale ostatnio za dużo rzeczy kręciło się wokół mnie. Moje myśli cały czas wypełniały rozważania o Kastielu, który od momentu zdemaskowania Debry, stal mi się równie obcy jak na początku mojego pobytu w Ione. Byłam całkowicie rozbita, potrzebowałam chwili odpoczynku, zrestartowania się, ale musiałam być, musiałam sprostać wielu sprawom.
- Chodź - powiedział po chwili, ruszając wzdłuż ulicy. Chcąc, nie chcąc podążyłam za nim, wciąż gryząc się w sobie.
Do domu Matta dotarliśmy kilka minut później. Był to niezbyt duży, ale za to niesamowicie malowniczy kremowy budynek, z przepiękną jasną werandą, na której stało kilka ogrodowych krzeseł i stolik. Całość była otoczona małym ogródkiem wypełnionym kolorowymi roślinami. Wchodząc po kilku schodkach za bratem odetchnęłam jeszcze raz głęboko, by dodać sobie otuchy, jednak uzyskałam odwrotny efekt.
- Czekaj - złapałam bruneta za łokieć, czując jak żołądek ściska mi się w nerwach. Było mi niedobrze i zaczynało mi się kręcić w głowie, a trzęsące się nieustannie nogi nie pozwalały mi na najmniejszy kroczek.
- Coś się stało? - chłopak spojrzał się na mnie zmartwiony, a ja zamknęłam oczy, próbując nie myśleć o mdłościach.
- Ja nie dam rady... - jęknęłam, łamiącym się głosem. To było zachowanie godne małej dziewczynki, ale nic nie mogłam poradzić na to, że okropnie się bałam.
Nim jednak chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, drzwi wejściowe otworzyły się i stanął w nich mój ojciec.
- Liwia, Matt, czemu stoicie na werandzie? - uśmiechnął się delikatnie, co sprawiło, że na jego przystojnej i opalonej twarzy pojawiły się niewielkie zmarszczki. - Wejdźcie dzieci. Kolacja już jest prawie gotowa, czekaliśmy tylko na was.
Weszłam do wnętrza mieszkania z łomoczącym sercem i mokrymi dłońmi. Zagryzłam mocno wargę, czując się skrępowana. Ojciec zabrał ode mnie sweterek i zaprowadził wgłąb budynku. Mimo, że z zewnątrz wydaje się być on niewielki, w środku sprawiał inne wrażenie. Jasne i gustownie urządzone pomieszczenia, połączone szerokimi łukowatymi przejściami nadawały wnętrzu przestronnego charakteru. Korytarz od razu łączył się z salonem oraz jadalnią, a tuż obok znajdował się szerokie wejście do kuchni, z której rozchodził się nieznany mi, ale przyjemny zapach.
Kiedy mężczyzna zaprowadził mnie do pomieszczenia, w którym mięliśmy zjeść kolację, z kuchni wyszła niewysoka, szczupła kobieta. Żona mojego ojca. Była ubrana w luźną, ale wciąż elegancką, rozkloszowaną sukienkę w kolorze cappuccina, która idealnie współgrała z hiszpańską karmelową skórą. Długie, prawie czarne fale miała spięte w luźnego koka na karku. Dopiero po chwili zauważyłam wyraźnie zaokrąglony brzuch kobiety. Była w ciąży. Szatynka uśmiechnęła się pogodnie, wycierając mokre dłonie w ręcznik. Ja, jakby automatycznie, odwzajemniłam gest. Odkładając ścierkę, podeszła do mnie i wyciągnęła szczupłą, opaloną dłoń ozdobioną złotą obrączką.
- Zapewne jesteś Liwia - miała ledwo słyszalny hiszpański akcent, oraz niesamowicie miękki i życzliwy głos. - Bardzo miło mi jest w końcu cię poznać. Jestem Ophelia.
- Mi również jest miło panią poznać - odpowiedziałam tym samym odruchem, który spowodował, że odwzajemniłam wcześniej uśmiech Hiszpanki.
Czułam na sobie uważny wzrok brata. Starałam się zachowywać naturalnie, ale nie potrafiłam przestać dostrzegać różnić pomiędzy tą kobietą a mamą. Wyglądały zupełnie inaczej. Mama była spokojna i wolała ze mną pomilczeć, niż bełkotać o zupełnie bezsensownych rzeczach, natomiast Ophelia cały czas niewymuszenie podtrzymywała rozmowę, zagadując co chwilę kogoś z radosnym uśmiechem na ustać. Mama byłą praworęczna, a nowa żona taty posługiwała się lewą ręką. Przyglądając się mamie Matra dostrzegłam kilka pieprzyków na jej twarzy. Moja zaś nie miała ani jednego.
Przez całą kolację czułam się niezręcznie. Próbowałam się zrelaksować, co podejrzewam, nie byłoby problemem, gdyby nie podstępny cichy głosik, który odzywał się co jakiś czas wytykając różnice pomiędzy obiema kobietami. Bardzo chciałam nawiązać przyjazne stosunki z żoną ojca, ale nie mogłam przestać patrzeć na nią, jak na kogoś kto ukradł mi ojca. Kogoś, kto zabrał mi rodzica...
Ku mojej uldze kolacja była w miarę udana i dość szybko się zakończyła. Miałam nadzieję, że nie palnęłam jakiejś głupoty. Po skończonym posiłku zamieniliśmy jeszcze kilka zdań i brat zaoferował, że mnie odprowadzi. Zgodziłam się od razu, ponieważ nie uśmiechało mi się wracanie o tak późnej porze samemu. Strzeżonego, Pan Bóg strzeże, czyż nie?
- I jak ci się podobało? - usłyszałam ciche pytanie szatyna, kiedy minęliśmy ogrodzenie jego posesji.
- Było całkiem w porządku - odparłam dyplomatycznie, wzruszając ramionami.
- Dalej myślisz o nas jak o kimś, kto zabrał ci ojca? - zapytał, a ja z przerażeniem zatrzymałam się w półkroku. Od razu poczułam gulę ściskającą mi gardło i piekące łzy zbierające się w kącikach oczu.
- Matt, ja naprawdę przepraszam - powiedziałam cicho przerażona, próbując powstrzymać słone krople. - Nie chciałam tego powiedzieć...
- Ej, siostra! - niespodziewanie przytulił się do mnie, na co zdębiałam kompletnie. - Nie przejmuj się tym. Tak się tylko z tobą droczę.
Odsunął się ode mnie na wyciągnięcie rąk i rozczochrał mi włosy w żartobliwym geście. Więc on tylko...?
- Przestraszyłeś mnie! - walnęłam go w ramię, czując niewyobrażalną ulgę. - Cały czas mam wyrzuty sumienia z tego powodu, a ty mi jeszcze z czymś takim wyskakujesz.
- Nie przejmuj się. To zrozumiałe, że się tak poczułaś. W końcu nie znałaś swojego ojca, a tu nagle pojawia się ze swoją nową kochaną rodzinką i wprasza się z buciorami do życia.
Zaśmiałam się cicho, na jego żartobliwe uwagi. Wyjaśniwszy sobie wszystko z bratem poczułam się trochę bardziej rozluźniona, a w głowie pojawiła się mała iskierka nadziei, że może przy następnej okazji to wszystko jakoś inaczej się potoczy...
Matt odprowadził mnie pod sam dom. Z ulicy było widać rozjaśnione światłem okna mieszkania cioci. Przed podjazdem pożegnałam się z bratem i obserwowałam go dopóki nie zniknął mi w ciemnościach. Chwilę później weszłam na kilka pierwszych schodków, po czym obejrzałam się, mając dziwne wrażenie, że jestem obserwowana. Ciemna uliczka oświetlona przez nieliczne lampy tonęła w lekkim półmroku. Gdzieś w oddali słychać było szczekanie psa, oraz cykanie świerszczy, chowających się w trawie. Przyglądałam się uliczce nie mogąc się pozbyć tego charakterystycznego mrowienia na karku, które towarzyszy za każdym razem, gdy ktoś się na mnie patrzył. Nagle dostrzegłam niewyraźną sylwetkę schowaną w cieniu drzew. Mimo, że nie widziałam dokładnie postaci, jakieś dziwne przeczucie mówiło mi, że znam tą osobę. Machinalnie zeszłam kilka stopni niżej, z nadzieją, że jeśli podejdę bliżej, to rozpoznam obserwatora.
- Kastiel? - powiedziałam niepewnie, mrużąc oczy.
Przez kilka sekund nie działo się nic, a moment później nieznajoma postać odwróciła się i odeszła.
Jeśli nie pomyliłam się i dobrze rozpoznałam osobę, to znaczy, że Kastiel mnie obserwuje?
Bardzo spokojny rozdział, jakoś nie mam nic do napisania na jego temat.
OdpowiedzUsuńmoże być coś skleciła, gdybym nie była tak padnięta.
Więc tylko pozdrawiam i życzę weny ;)
Rozumiem bohaterkę. Też mogę powiedzieć, że brakuje mi jednego z rodziców. Niestety nie mam pełnej rodziny...:(
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału poza tym, że wywarł na mnie trochę smutek,(ale tylko tą sytuacją) był ciekawy. Pisz dalej!
Ps. Serdecznie zapraszam Cię na kolejny rozdział!
zpk13.blogspot.com
Bardzo fajny rozdział. Bardzo mi się podobał. Jestem ciekawa czy to faktycznie by Kastiel.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :D
Czyżby Kastiel śledził Liwię? Ciekawe dlaczego, martwi się o nią czy co? hmm tajemnicze zakończenie, lubię takie :D nie polubiłam macochy Liwii, mimo tego że była taka miła dla niej... w końcu zabrała jej ojca! ja bym jej już wygarnęła xD albo rzucała jakieś aluzje lub sarkastyczne uwagi podczas rodzinnej kolacji. Ale cóż, ja jestem chyba trochę zawistna, Liwia jest bardziej dobrotliwa... jedyną zaletą jest to, że Ophelia jest leworęczna xD Tyle miałam do powiedzenia, pozdrawiam i życzę weny na dalsze pisanie :*
OdpowiedzUsuńJak przyjemnie - świeżutki rozdzialik na rozbudzenie. Tak, dobrze przeczytałaś, dopiero wstałam. Gdyby nie moi wspaniali rodzice, to nadal okupowałabym łóżko. Ale przecież trzeba jechać na sobotnie zakupy. Kurna, w lodowce miejsca nie ma, a oni jadą żarcie kupować. Nieważne, zakończę w tym miejscu, bo się zdenerwuję.
OdpowiedzUsuńLiwia to ma wyczucie. Rozumiem, że jest zdenerwowana zaistniałą sytuacją - śmierć mamy oraz tata zakładający nową rodzinę to raczej kiepskie połączenie. Mimo wszytko powinna ugryźć się w język. Tak myślę... Przecież nie jest winą Mata ani jego mamy, że ojciec dziewczyny nie przyłożył się do wychowania jej. W każdym razie, przyrodni brat bohaterki wykazał się sporą dozą opanowania. Na jego miejscu chyba bym ją zabiła.
Cieszę się, że kolacja minęła szybko i bez ekscesów. W życiu Liwii chyba występuje już wystarczająco problemów, a główny z nich zowie się Kastiel. A skoro o nim mowa; chyba zaczął bawić się z stalkera. O ile, to rzeczywiście był on. W przeciwnym razie chyba zacznę niuchać kłopoty. Kurczę, tacy prześladowcy są przerażający. Gdyby mnie ktoś śledził, zarzekam się na wszystko, że dostałabym zawału. Zbyt wiele horrorów oraz kryminałów w życiu przeczytałam, żeby teraz nie być wyczuloną na psycholi.
Kończę, mamcia woła. Sklep otwarty całą dobę, więc nie widzę sensu śpieszenia się. Ale moi rodzice, jak zwykle są odmiennego zdania. (-,-)
Do następnego!
Cudo po prostu cudo! <3 :*
OdpowiedzUsuńCześć i czołem! ^^
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczęłam czytać twoje rozdziały , fakt jestem dopiero na samym początku, ale historia zaczyna się bardzo ciekawie i już się nie mogę doczekać aż wrócę do domu, i zabiorę się za czytanie :D
Zapraszam także na mojego bloga, a nuż ci się spodoba haha
No nic, życzę duuużo świetnych pomysłów i mnóstwo motywacji do pisania! :* Pozdrawiam serdecznie xx
Po roku przypomnieć sobie o blogu, który czytało się jakiś czas temu, i zauważyć, że dalej jest prowadzony... Cóż za miłe zaskoczenie! ♥ Aż się chce poznać losy bohaterów przy tak wytrwałej autorce. ^^
OdpowiedzUsuńJam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń