Menu

sobota, 19 marca 2016

~ Rozdział 61 ~

   Wpadłam spóźniona do biura, głośno oddychając. Rzuciłam torbę na biurko i od razu osunęłam się na obrotowe krzesło bez życia.
   Wczorajszego wieczoru siedziałam z ciocią, przeglądając mnóstwo katalogów z dekoracjami ślubnymi i obie zastanawiałyśmy się na jaki kolor przewodni postawić. Dopiero po północy stanęło na delikatnym morskim błękicie. Wykończona, nawet nie wiem kiedy, zasnęłam na kanapie w mieszkaniu opiekunki. Rano obudzona przez jej narzeczonego, wyleciałam jak poparzona, biegnąc ile sił do swojego mieszkania, by się przebrać i wziąć szybki prysznic. Następnie mały wyścig z czasem, by nie spóźnić się do pracy. Ledwo mi się dzień zaczął, a ja miałam go już dość.
   - Cześć, Liv! - otworzyłam oczy, które nieświadomie zamknęłam i spojrzałam się na uroczą brązowowłosą, niską dziewczynę o prawie czarnych oczach.
   - Hej, Sara - uśmiechnęłam się do niej szeroko, po czym wyciągnęłam obie dłonie w jej kierunku. Ta zaśmiała się i od razu podała mi papierowy kubek z moją ulubioną kawą. - Dzięki.
   - Ciężki poranek, co? - zapytała, unosząc jedną brew ku górze.
   - Żebyś wiedziała - westchnęłam cicho, czując jak aromatyczny zapach palonych ziaren i kremowej śmietanki pieści moje nozdrza. Upiłam łyk boskiego napoju, następnie odwróciłam się do swojego komputera i zaczęłam swoją codzienną pracę.
   Jakiś czas później, po odebraniu kilku telefonów i umówieniu spotkań z redaktorem, kończyłam w spokoju swoją kawę. Rozparłam się wygodnie na krześle, wyciągając przed siebie nogi, krzyżując je w kostkach. Już miałam przymknąć na chwilę oczy, by cieszyć się przed popołudniowym słońcem, kiedy podniecone szepty w biurze mnie od tego odciągnęły. Niechętnie uniosłam powieki i, jak większość kobiet w mim dziale, rozdziawiłam ze zdziwienia usta. Przez rozsuwane automatycznie drzwi wszedł doręczyciel z ogromnym bukietem ciemnoczerwonych*, ułożonych w serce i śnieżnobiałych**, okalających te pierwsze, róż.
   Moje zdziwienie, o ile to możliwe, stało się jeszcze większe, gdy usłyszałam słowa mężczyzny niosącego kwiaty.
   - Przesyłka do rąk własnych dla Liwii Miko - powiedział spokojnie, rozglądając się po wszystkich. Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam się na roztrzęsione nogi.
   - To ja - powiedziałam dziwnie przytłumionym głosem. Niepewnie podeszłam do doręczyciela, który z szerokim uśmiechem, wyciągał moją stronę, granatową plakietkę z kartką do podpisania. Chrząknęłam cicho, po czym zapytałam: - Przepraszam, a mogłabym wiedzieć od kogo są kwiaty?
   - Eee... - zająknął się, zdezorientowany. Najwyraźniej nikt jeszcze nigdy go nie pytał o coś takiego. Szybko jednak się pozbierał i spojrzał na druczek. - Kastiel Drake.
   Momentalnie szok ogromnym bukietem przerodził się w lodowatą wściekłość. Zacisnęłam pięści i zęby, żeby nie sapnąć ze złości. Jak on śmiał mi przysyłać kwiaty w pracy!?
   - Nie chcę ich - powiedziałam twardo, a dokoła mnie rozległ się pomruk zdziwienia.
   - Ale jak to? - zapytała Sara, patrząc na mnie z niedowierzaniem. - Takie kwiaty?
   - Nie chcę ich. Jeśli chcesz, to je odbierz i zabierz sobie. Mi one nie są do niczego potrzebne - stwierdziłam, wciąż wzburzona. Byłam tak wściekła, że jedyne o czym myślałam, to żeby dorwać ten jego chudy tyłek i wykopać go jak najdalej ode mnie.
   - Niestety, tak nie można. Do rąk własnych - moje plany zemsty na Kastielu przerwał spokojny, ale nieco zdziwiony głos dostarczyciela. Sapnęłam z irytacją.
   - A więc dobrze - zabrałam długopis z jego ręki, po czym złożyłam zamaszysty podpis na kartce i odebrałam swoje kwiaty. Uniosłam piekielnie ciężki bukiet, oddając go koleżance. - Są twoje.
   - Ja nie mogę ich przyjąć - zaprotestowała od razu, patrząc na mnie z niemałym przerażeniem w oczach. - One są dla ciebie, a nie dla mnie.
   - A ja ich nie chcę - prychnęłam, wracając do swojego biurka. Już od samego rana czułam, że ten dzień będzie okropny, ale nie spodziewałam się, że aż tak.
   Mimo, że odwróciłam się tyłem do szatynki, nadal czułam jej wzrok na sobie. Westchnęłam lekko zrezygnowana, gdy prawie cała złość ze mnie uleciała.
   - Są od kogoś, kogo nie chcę znać - mruknęłam cicho, przecierając twarz rękoma. - Weź je, proszę, ode mnie, bo jeśli nie, to ja je wyrzucę.
- W porządku... - powiedziała cicho. Kilka chwil później ponownie się odezwała. - Tutaj jest załączony liścik.
Odwróciłam się do niej, łapiąc małą karteczkę. Szybkim ruchem przełamałam białą, woskową pieczęć i odczytałam kilka słów napisanych odręcznym pismem:

„Porozmawiaj ze mną, proszę...”
   Przeczytawszy to jedno, krótkie zdanie, myślałam, że wybuchnę płaczem. Miałam już wszystkiego dość po dziurki w nosie. Minęły dopiero dwa dni, odkąd Kastiel pojawił się znów w moim życiu, a ja czułam się jakby działo się to o wiele dłużej.
   Miałam dość całego dnia i marzyłam tylko o tym, by znaleźć się w swoim małym mieszkanku z butelką dobrego czerwonego wina. Nie mogąc się na niczym skupić, w końcu zabrałam swoje rzeczy i opuściłam biuro pół godziny przed czasem.
   Przemierzałam powolnym krokiem rozgrzane sierpniowym słońcem ulice Ione. Wzięłam głęboki wdech, by nacieszyć się suchym, nieco zanieczyszczonym, ale i tak sprawiającym przyjemność, powietrzem. Wszędzie czuć było zapach suchej trawy i intensywny aromat letnich kwiatów. Westchnęłam raz jeszcze, czując się wykończona emocjonalnie. Byłam na niego niesamowicie wściekła. Tyle czasu starałam się o nim zapomnieć i kiedy pogodziłam się z jego odejściem i ułożyłam sobie życie na nowo, on musiał się tak nagle pojawić, burząc mi wszystko. Jeszcze dwa lata temu pragnęłam z całego serca, by wrócił, a dziś myślałam tylko o tym, aby znów wyjechał i więcej się nie pokazywał. Nie chciałam mieć z nim więcej nic wspólnego.
   Jednak, co najbardziej mnie irytowało, kiedy doręczyciel przeczytał od kogo są kwiaty, poczułam delikatny uścisk na sercu i lekkie łaskotki w okolicach żołądka. Nie chciałam, by uczucia do bruneta wróciły. Miałam Kentina i chciałam być z nim i tylko z nim szczęśliwa.
   Nie spiesząc kierowałam swoje kroki do mieszkania. Po drodze zahaczyłam jeszcze o mały, ale gustowny sklepik z alkoholami i kupiłam swoje ulubione czerwone wino Cantine Delibori Valpolicella Classico DOC, po czym wróciłam do domu.
   W przedpokoju zostawiłam swoje niewysokie szpilki, nie ubierając nic na bose stopy, udałam się do kuchni, gdzie postawiłam wino na stole i zajęłam się przygotowaniem późnego obiadu. Poddusiłam na niewielkiej ilości masła pomidory z puszki w rondelku, doprawiając je do smaku. Ugotowałam do tego makaron, po czym dorzuciłam wstęgi do sosu i jeszcze chwilę dusiłam. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując nieziemski zapach pomidorów i świeżej bazylii. Nałożyłam sobie odpowiednią porcję i, po chwili mocowania się z korkiem, nalałam wina do pękatego kieliszka. Czułam się trochę nieswojo, samotnie pijąc wino, jednak nic tak nie dopełniało włoskiego dania, jak dobrze dobrany, subtelny alkohol.
   Po skończonym posiłku, zabrałam jeszcze pełną butelkę trunku do salonu, gdzie rozłożyłam się wygodnie na kanapie, chcąc zagłębić się w lekturze książki. Jednak, kiedy ledwo umościłam sobie miejsce na meblu, usłyszałam natarczywe pukanie do drzwi. Z westchnieniem podniosłam swój ociężały, zmęczony tyłek i otworzyłam wejście. Przed mieszkaniem stała lekko zarumieniona Rozalia, uśmiechając się do mnie.
   - Och.  Cześć, Roza - przywitałam przyjaciółkę, wpuszczając ją do środka, a następnie wróciłam do salonu. - Fajnie, że przyszłaś. Kupiłam dzisiaj nasze ulubione wino.
   - Ekhm... - kaszlnęła cicho, w lekkim nerwowym tiku. - Właściwie, to ja nie powinnam pić alkoholu.
   Odwróciłam się do niej, wchodząc do salonu. Zmarszczyłam nieco brwi, patrząc na jej speszony wzrok, przesuwający się po podłodze i meblach.
   - Bo ja... - zaczęła niepewnie, zwróciwszy w końcu wzrok na mnie. Zagryzła lekko wargę, po czym wzięła głęboki wdech i kontynuowała. - Ja jestem w ciąży.
   Normalnie czułam, jak w zwolnionym tempie moja szczęka opada na dół, a na twarzy wykwita wyraz nieopisanego zdumienia. Wgapiałam się w białowłosą w totalnym szoku, nie mogąc uwierzyć w to, co mi przed chwilą powiedziała. Roza w ciąży?
   - Co? - zapytałam niezbyt inteligentnie, kiedy do mojego zdumiałego umysłu dotarły informacje.
   - No, jestem w ciąży - uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach zaczęły igrać radosne iskierki. Wyglądała niesamowicie uroczo, gdy stała przede mną z uniesionymi kącikami ust i założonymi za sobą rękoma, ubrana w jedną ze swoich, dziewczęcych sukienek.
   - Ale jesteś pewna? - dopytałam się, wciąż nie mogąc dać prawdy jej słowom.
   - Tak! - pisnęła radośnie, ściągając mnie na sofę. - Dzisiaj z Leo byliśmy u ginekologa, potwierdzić test, który robiłam jakiś czas temu.
   - No, to gratuluję! - przyciągnęłam przyjaciółkę do delikatnego uścisku, czując natychmiastową radość i dumę z młodej pary. Kiedyś Rozalia wspominała mi, że chciałaby mieć małą gromadkę dzieci. Cieszyłam się, że jej marzenie powoli zaczyna się spełniać.
   - O matko! - westchnęła cicho, a z jej ust nie schodził szeroki uśmiech. - Nawet sobie nie zdajesz sprawy, jak ja się cieszę! To cały czas wydaje się być takie nierealne... - pogłaskała się z ogromną czcią po jeszcze płaskim brzuchu. Zaśmiałam się pod nosem na ten widok, jednakże doskonale potrafiłam sobie wyobrazić Rozalię z większym, zaokrąglonym brzuchem, jak i z małym brzdącem na kolanach. Ona się wręcz nadawała na bycie matką. - Jeju... A gdybyś widziała minę Leosia jak zobaczył nasze małe dzieciątko... - zaczęła energicznie opowiadać o wizycie u lekarza, o miłości i czułości bruneta.
   Słuchałam opowieści z zapartym tchem, radując się jej szczęściem. Jeszcze nigdy nie widziałam dziewczyny tak przejętej. To było niesamowite przeżycie, widzieć ją rozpromienioną, zachwycającą się swoim brzemieniem. Nawet w pewnym momencie przeszło mi przez myśl, jak ja bym wyglądała z okrągłym brzuszkiem, jednak te wyobrażenie odsunęłam od siebie równie szybko jak się pojawiło.
   Przez resztę wieczoru rozmawiałyśmy o macierzyństwie i o typowo babskich sprawach. Czułam się przyjemnie odprężona i byłam niesamowicie wdzięczna Rozalii za, pomijając fakt, że nieświadome, odciągnięcie mnie od rozmyślań o byłej miłości.

(Kwiaty, które otrzymała Liwia)
~~~~~~~~~~~~~ » . ღ . « ~~~~~~~~~~~~~
* Czerwone róże oznaczają gorące, trwałe uczucie, są symbolem trwałego uczucia oraz namiętności. Wymowa kwiatów: Kocham Cię!
** Białe róże podobnie jak kremowe, oznaczają uduchowioną miłość, pokorę, niewinność, czystość i sekret. Wymowa kwiatów: Jesteś aniołemTęsknię za Tobą, Pogódźmy się. 

~~~~~~~~~~~~~ » . ღ . « ~~~~~~~~~~~~~

Witajcie! 
Dzisiaj tak na samym dole, ponieważ mam do was pytanie! 
Za kilka dni będzie pierwsza rocznica tego bloga.  Dokładnie 22 marca został opublikowany pierwszy rozdział naszej historii! Jestem niesamowicie szczęśliwa, że udało mi się dotrwać aż do tego momentu i że aż tak wiele osób go czyta. 
Ale dzisiaj nie o tym chciałam mówić. W związku z rocznicą oraz zbliżającymi się 50 tys wyświetleń chciałabym się was zapytać, czy chcielibyście wziąć udział w małym konkursie ;) Jednak kiedy zaczęłam myśleć nad tym powstał mały problem, ponieważ ja kompletnie nie mam pomysłu na zorganizowanie takiej zabawy. W końcu postanowiłam, że decyzję o tym jaki to będzie konkurs pozostawię Wam. W tym celu zrobiłam małą ankietę, którą znajdziecie pod Obserwatorami.
Ankieta będzie trwała dwa tygodnie, więc macie jeszcze sporo czasu na podjęcie decyzji, także zachęcam do głosowania ;)
Dziękuję wam za wytrwałość i przemiłe słowa, które są dla mnie ogromną motywacją. 
Gorąco pozdrawiam
Wasza Autorka ♥

10 komentarzy:

  1. O Jezuniu Nazarejski... Jakie to jest kochane... Też tak chce xD Pozdro ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie!!! Kastiel się tak stara niech ona da mu wreszcie szanse i niech będą razem. Czekam na ten moment odkąd zaczęłam czytać twoje opowiadanie. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Życzę weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam!
    Rozdział jest taki, taki... Taki uroczy. Całkowicie nie moje klimaty, ale nie mogę nie przyznać, że otacza go słodka mgiełka o zapachu truskawek. O mamo, ale sobie ochoty na truskawki narobiłam. Chcę już wakacje! (T.T)
    Kastiel bardzo się stara o uczucia Liwii. No jaka dziewczyna nie chciałaby być tak traktowana? Podziwiam wytrwałość i asertywność głównej bohaterki. Oczywiście, wolałabym ją widzieć u boku buntownika, ale trzeba ją pochwalić za lojalność wobec Kentina. Są razem i dziewczyna nie ma zamiaru go zdradzać - pozostaje jedynie pochwalić jej postawę. Nie będę kłamać, mam nadzieję, że Liwia stworzy szczęśliwy związek z Kastielem, lecz zanim tego dokona musi kulturalnie zerwać ze swoim (na razie) teraźniejszym partnerem. Zdradom mówimy stanowcze NIE!
    Rozalia w ciąży? Spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale i tak mnie to uszczęśliwia. Tak, jak powiedziałam na początku - ten rozdział otacza piękna woń słodziutkich truskawek, która wręcz przyprawia mnie o błogostan. Mimo wszystko wyznaję jednak zasadę, że jak jest dobrze, to za moment coś się spieprzy i tym razem również mam dziwne przeczucia. Ta przemiła atmosfera nie ma prawa trwać wiecznie. Wyczuwam niemałe kłopoty.
    Przesyłam mnóstwo pozytywnej energii. Życzę nieograniczonych pokładów weny, promiennego uśmiechu na buzi i ogólnie pogody ducha. Pozdrawiam gorąco i do następnego! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
  4. O Aniele Mój Upadły, jak ten czas szybko leci, co? Nie wierzę, a pamiętam jeszcze jak oczekiwałam na rozdział piętnasty i inne koło tego. Kto by pomyślał, gratuluję wytrwałości, pomysłów i weny. A także tej pięknej liczby wyświetleń.
    Co do konkursu nie mam pojęcia, tez nie mam głowy do takich spraw.
    Rozdział, właśnie, najważniejsze:
    Jak zaczęłam czytać, że Roza jest w ciąży, to nie wiem dlaczego, zaczęłam płakać. Kurde, nie wiem co ze mną nie tak, ale autentycznie chyba się wzruszyłam.
    Taki piękny bukiet, jejuu, Nie lubię typa, ale jestem pod wrażeniem. No jestem pod wrażeniem.
    No co ja tu mogę więcej, pozdrawiam Cię, życzę weny i wytrwałości w tym co robisz, a robisz to naprawdę genialnie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo, cudowny rozdział. Gratuluję Ci z tego powodu, że wytrzymałaś z nami ROK! <3 :* Już nie mg się doczekać następnego wpisu! <3 :* Czekam z niecierpliwością, pozdrawiam Cię gorąco! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu! No to Kas rzeczywiście postarał się z tymi kwiatami.
    I Roza w ciązy. Huh, Liwia to ma zabiegane życie. Praca, ślub ciotki, bolesna miłość...
    Nie wiem, co mam powiedzieć jeszcze. Rozdział jak zwykle wspaniały, a, no i gratuluję rocznicy i tylu wyświetleń;)
    Pozdrawiam i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. O jejku. Tyle do ogarnięcia w jednym rozdziale. Roza w ciąży i Kastiel z bukietem kwiatów. Piękny gest. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Może jednak da mu szansę i będą razem? Lubię go i byłabym niezwykle szczęśliwa z tego powodu.
    Rozdział piękny. Zaczarował mnie.
    I gratuluję, że wytrzymałaś tutaj cały rok. To niezwykle trudne zadanie.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  8. To jest takie kochane <3 Te kwiaty...matko Kassi nie poznaje Cię. Jeszcze Rozi w ciąży no nie *-* lepiej poprostu być nie mogło. Już się nie mogę doczekać małego klona Rozy i Leo <3

    OdpowiedzUsuń
  9. ROZA W CIĄŻY ?! :O No nie, nie wierzę... ale się porobiło :O Sama miałam taką minę jak Liwia kiedy się o tym dowiedziała xD Fajnie, wydaje mi się że rola matki będzie pasować do Rozalii :) No ale dziecko jakie z tej pary powstanie to będzie chyba jakieś bóstwo - nieskazitelny wygląd xD
    Kas przysłał jej kwiaty, jakie to słodkie :D tego się po nim nie spodziewałam. Ale trochę mi się już go szkoda zaczyna robić, ja bym na miejscu Liwii chyba nie wytrzymała. Znaczy, pewnie też nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego po takim czasie, ale moja złość chyba by szybko minęła xd Ten opis jedzenia sprawił że zaczęło mi burczeć w brzuchu... dlaczego ty mi to robisz o_O ale kuchnia włoska mi się źle kojarzy - wiadomo dlaczego xd Może przesadzam, ale za każdym razem jak usłyszę albo przeczytam coś o kuchni włoskiej to mi sie ten idiota przypomina -,- będzie mnie to prześladować do końca życia xD dobra bo już piszę farmazony, życzę ogromnych pokładów weny, no i w związku rocznicą powstania bloga - wytrwałości w dalszym pisaniu! :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie będę się rozpisywała. Przecudny! Roza w ciąży! ^^ YAAAAY

    OdpowiedzUsuń