Otrząsnęłam się z lekkiego szoku, dopiero jak sylwetka czerwonowłosego zniknęła za rogiem. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. I sam fakt, że Kastiel... Płakał...
To prawdopodobnie jedna z niewielu rzeczy, która wprowadziła mnie w stan zupełnego osłupienia. Nie potrafiłam sobie wyobrazić co musiał czuć. Kolejny raz przekonać się, że jego dziewczyna to zwykła żmija i to jeszcze w taki sposób. Chciałam za wszelką cenę jakoś mu pomóc, zrobić cokolwiek, by chociaż trochę podnieść go na duchu, jednakże wiedziałam, że to byłoby daremne. Chłopak nie przyjąłby mojej pomocy ani pocieszenia.
To jest chyba najgorsze... Widzieć jak ukochana osoba straszliwe cierpi przez kogoś takiego, jak Debra.
Chwilę jeszcze stałam, starając się uporządkować jakoś myśli, ale nie byłam w stanie. Jak na jeden dzień to było zdecydowanie zbyt wiele wrażeń. Chcąc, nie chcąc wróciłam w końcu do domu Alexy'ego, ale nie mogąc znieść ciężkiej atmosfery, jaka wkradła się między imprezowiczów, przeprosiłam przyjaciół i zabierając swoje rzeczy, wróciłam do swojego domu.
Przez całą noc myślałam nad tym wszystkim co się zdarzyło. Począwszy od pierwszego dnia w szkole, kiedy to Kastiel dawał mi swoje "rady" bym uważała na Nataniela, przez pojawienie się bliźniaków, przyjazd Gwen i Nicka, po ferie spędzone w górach, urodzinową imprezę, aż do dnia dzisiejszego. Życie tutaj kompletnie odbiegało od tego w Ione. Tam, co prawda miałam swoją małą paczkę znajomych, ale z nikim prócz Kena nie nawiązywałam głębszych relacji. Poza tym tam wszytko było takie... Przewidywalne. Każdy dzień wyglądał podobnie, jeśli nie tak samo. A tutaj? Jakby wszystko przestawić o trzysta sześćdziesiąt stopni! Zawsze się coś działo, zawsze była jakaś mniejsza lub większa afera i wszyscy się w to angażowali. I do tego Kastiel.
Nie miałam zielonego pojęcia, co w tym chłopaku takiego jest, że mnie tak pociągał. Był inny. Nie trzymał się reguł. Odstawał od normy, ale w taki sposób, że nie odrzucał, ale wręcz przeciwnie - przyciągał do siebie jeszcze bardziej. Miał niesamowity głos. Głęboki, z delikatną chrypką spowodowaną paleniem papierosów, jednakże wciąż miękki. Jego nieprzeniknione, ciemne oczy, w których można było utonąć jak w jeziorach gorzkiej czekolady. Coś niesamowitego. To wszystko, każdy najmniejszy szczegół składał się na niego i wystarczyłoby, żeby zabrakło chociaż jednego małego elementu i to nie jest ten sam człowiek.
Po raz tysięczny tej nocy przekręciłam się na drugi bok, cicho wzdychając. Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Dlaczego nic nie jest jasne od początku do końca? Dlaczego wszystko zawsze musi się gmatwać...?
Następnego ranka obudziło mnie brzęczenie budzika. Jęknęłam przeciągle, czując jak cały organizm buntuje się przeciwko pobudce. Przeciągnąwszy się na posłaniu, usiadłam i leniwym ruchem wyłączyłam uporczywie wyjący telefon. Zsunęłam nogi z łózka, opatulając się jeszcze kołdrą, by przyzwyczaić się do zdecydowanie niższej temperatury w pokoju. Ziewając i przecierając oczy, udałam się do łazienki, by doprowadzić się do normalnego stanu. Piętnaście minut później wróciłam do sypialni obudzona i uczesana. Ubrałam się w czarne legginsy, białą bokserką z nadrukowanym potworkiem i granatową koszulę w kratę. Pomalowałam się jeszcze lekko i po raz kolejny ziewając, zeszłam do kuchni. Kiedy nalewałam sobie soku pomarańczowego do szklanki, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nim zdążyłam wyjść na korytarz, do domu wpadła rozpromieniona Rozalia.
- Opowiadaj! - zawołała od razu, wchodząc do kuchni.
- Cześć, też się cieszę, że cie widzę - powiedziałam, śmiejąc się cicho. Wyciągnęłam drugą szklankę i nalałam przyjaciółce napoju.
- Dzięki - upiła łyk, po czym znów skierowała na mnie swoje zniecierpliwione i zaciekawione spojrzenie.
- No co? - zapytałam w końcu, robiąc śniadanie.
- Mów jak było z Kasem! - stanęła obok mnie, wciąż uporczywie się we mnie wpatrując.
- Nijak, a jak miało być? - wzruszyłam obojętnie ramionami, przypominając sobie przeprosiny chłopaka. To było niespodziewane. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że czerwonowłosy mógłby płakać i to jeszcze przy kimś innym. Jednakże z drugiej strony rozumiałam go. Każdy, nawet najsilniejsza emocjonalnie osoba załamałaby się po czymś takim.
- Całowaliście się? - wyparowała ni z tego, ni z owego, kiedy obierając się biodrem o kuchenny blat jadłam kanapki. - Wczoraj tak szybko zniknęłaś, że nie zdążyłam się ciebie o nic zapytać. Więc jak? Pocałował cię?
- Roza, daj spokój!
Nie chciałam jej mówić o naszej rozmowie. To nie było coś, o czym mogłabym swobodnie z każdym rozmawiać. To było coś intymnego, coś co miało zostać tylko pomiędzy mną a Kastielem.
- Czyli się całowaliście - stwierdziła tryumfalnie, uśmiechając się lekko.
- Nie! - zaprzeczyłam. Westchnęłam cicho, widząc wymowne spojrzenie białowłosej. - Naprawdę. Rozmawialiśmy przez chwilę, a potem po prostu poszedł...
- Co? - dziewczyna spojrzała się na mnie zdziwiona, kiedy myłam talerz po śniadaniu.
- No tak - uśmiechnęłam się lekko, odgarniając wilgotnymi palcami grzywkę z oczu. - Z resztą nie dziw nu się. Jego dziewczyna po raz kolejny zrobiła go w balona, tylko tym razem przekonał się o tym tak na prawdę, a nie przez gadanie innych.
Wychodząc z domu pożegnałam się jeszcze z ciocią, która chwilę wcześniej zeszła z piętra. Szłyśmy przez miasto rozmawiając o szkole i prawdopodobnej kartkówce z historii. Robiło się coraz cieplej. Była połowa marca, a słońce przyjemnie grzało w plecy. Uwielbiałam wiosnę, kiedy wszystko zaczynało się ponownie budzić do życia. Uwielbiałam pierwsze ćwierkanie ptaków i pojawiającą się dookoła zieleń.
- I co teraz z wami będzie? - zapytała nagle Rozalia, gdy byłyśmy już prawie pod szkołą. Spojrzałam się na nią, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi. - No wiesz... Teraz kiedy nie ma Debry i nic nie stoi wam na przeszkodzie... Może powinniście w końcu normalnie porozmawiać, bo ostatnio ciągle się tylko kłócicie.
- Nie mam pojęcia... - westchnęłam cicho, poprawiając torbę na ramieniu. Kompletnie nie wiedziałam co z tym wszystkim zrobić. Bałam się zrobić cokolwiek pierwsza. Nie chciałam być odrzucona. Jednak zależało mi na chłopaku. Chciałabym, żeby wszystko między nami było wyjaśnione, żebyśmy mogli zacząć wszystko normalnie. Teraz jednak całość stała pod jednym, wielkim znakiem zapytania.
Czerwonowłosego nie było na pierwszej lekcji. Na drugiej i trzeciej też. Kiedy nie pojawił się na kolejnej lekcji, zaczęłam się niepokoić. Kastiel rzadko kiedy opuszczał całe dnie. To mi tu w ogóle nie pasowało. Przez większość matematyki siedziałam oderwana od rzeczywistości, zastanawiając się dlaczego chłopak nie pojawił się w szkole, a pod koniec lekcji miałam już obmyślony plan, by na przerwie złapać Lysandra. On musiał coś wiedzieć.
Ale mój pomysł nie wypalił, ponieważ białowłosego również nigdzie nie było. Gdy po raz trzeci zaglądałam do ogrodu by upewnić się, że tam nie ma chłopaka, stanęłam na środku podwórka i zagryzłam nerwowo wargę. Niepokój rósł z minuty na minutę, a ja nie wiedziałam co zrobić. Westchnęłam ciężko i w raz z dzwonkiem wróciłam do budynku.
Byłam tak pogrążona w myślach, że dopiero po chwili zauważyłam Nataniela i Alexy'ego stojących blisko siebie i rozmawiających szeptem. Przystanęłam w połowie korytarza, przyglądając im się z zaciekawieniem. Rozmawiali jeszcze przez moment, aż rozradowany od ucha do ucha niebieskowłosy potwierdził coś, a delikatnie zarumieniony Nataniel skierował się w przeciwną stronę, idąc na swoje zajęcia.
- Cześć Al! - zawołałam do zbliżającego się przyjaciela. Chłopak uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową na powitanie. - Co słychać?
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Właśnie umówiłem się na korki z matmy z Natem, a u ciebie? - zapytał odgarniając kolorową grzywkę z oczu.
- Nie najgorzej - uniosłam kąciki ust lekko ku górze. - Nie wiesz może, czy jest dzisiaj Lys?
- Nie mam pojęcia... - zamyślił się na chwilę, marszcząc lekko brwi i zagryzając wargę. - A po co ci Lysander?
- Chciałam się go zapytać dlaczego nie ma Kastiela... - mruknęłam cicho, czując jak policzki zaczynają mi się robić gorące.
- Może Gwen będzie wiedzieć? - zasugerował, uśmiechając się lekko. - Jak ją znajdę, to dam ci znać.
- Okej - potwierdziłam jeszcze, po czym weszłam do klasy.
Oczywiście nie obyło się bez znaczącego spojrzenia nauczyciela w moją stronę, które oznaczało, że jeszcze raz się spóźnię, a będę miała poważne kłopoty. Uśmiechnęłam się przepraszająco i zajęłam swoje miejsce. Przez pierwsze dziesięć minut lekcji jakoś udawało mi się skupić nad tym, co mówił nauczyciel, jednak później moje myśli całkowicie odpłynęły. Gapiłam się w okno, obserwując przyjemnie nasłonecznione szkolne podwórko. Cały czas nie dawała mi spokoju nieobecność Kastiela. Odetchnęłam głęboko opierając czoło o dłonie. Czułam jak powoli zaczyna mnie boleć głowa. Jęknęłam w duchu, rozcierając skronie w nadziei, że choć trochę zmniejszę ból.
- Panno Miko, czy wszystko w porządku? - usłyszałam zaniepokojone pytanie i niechętnie podniosłam wzrok na pana.
- Tak... tylko głowa trochę mnie boli - wyjaśniłam, uśmiechając się niemrawo.
- Może powinnaś iść do pielęgniarki? - zaproponował, wciąż przyglądając mi się uważnie zza okularów w ciemnobrązowych oprawkach.
- To nic takiego - odparłam, wzruszywszy lekko ramionami.
- Skoro tak uważasz, to okej - powiedział spokojnie, nie chcąc wdawać się w dalszą dyskusję. - Ale jeśli poczujesz się źle, to możesz wyjść.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie, wracając do masowania skroni. Na wiele się to nie zdało, ponieważ ból stawał się coraz większy i bardziej dokuczliwy. Zamknęłam na chwilę oczy, chroniąc się przed jaskrawym światłem jarzeniowych lamp w klasie. Przyniosło mi to lekką ulgę, ale nie na długo, bo chwilę później zadzwonił dzwonek. Podniosłam się niechętnie z krzesła, zabierając swoje książki. Gdy stałam w kolejce do wyjścia, usłyszałam jeszcze prośbę nauczyciela chemii.
- Przeczytajcie na następną lekcje temat dziesiąty!
Mijając tłum uczniów na korytarzu, dotarłam do szafki, gdzie schowałam podręcznik od chemii i wyciągnęłam z biologii na następną lekcję. Czując pulsujący ból, zaczęłam kierować się w stronę sali, w której miałam następne zajęcia, ale zostałam zatrzymana przez burzę rozwichrzonych, białych włosów.
- A dokąd to? - zapytała z szerokim uśmiechem na pełnych ustach, pomalowanych delikatną różową szminką. - Miałyśmy zjeść razem lunch w "Papai" nie pamiętasz?
No tak, długa przerwa.
- Przepraszam... Zapomniałam - mruknęłam posępnie, odgarniając grzywkę z oczu.
- Hej Liv, co ci? - złapała mnie za brodę i delikatnie uniosła do góry, chcąc mi się bardziej przyjrzeć.
- Głowa mnie trochę boli... - jęknęłam, zasłaniając wzrok przed światłem.
- Coś mi to nie wygląda na trochę - stwierdziła z przekąsem, ale zaraz zaczęła szukać czegoś w torbie. Po pół minucie wyciągała w moją stronę paczkę silnych tabletek na ból. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, po czym wzięłam jedną kapsułkę i popiłam ogromną ilością wody.
- Dzięki - oddałam jej resztę tabletek. Zabrałam jeszcze ze sobą kurtkę i wyszłyśmy ze szkoły.
Przed budynkiem czekała jeszcze Gwen z bliźniakami. Armin jak zwykle wpatrzony w swoje PSP, a Alexy rozmawiał o czymś z dziewczyną.
- Cześć, o czym rozmawiacie? - podeszłam do przyjaciół, przy okazji specjalnie szturchając czarnowłosego. Chłopak rzucił mi mordercze spojrzenie, uśmiechając się lekko.
- Właśnie pytałem się Gwen, czy wie dlaczego nie ma dziś chłopaków w szkole - niebieskowłosy wyszczerzył się do mnie, na co parsknęłam śmiechem.
- I co się dowiedziałeś?
- Nie zdążyłem się niczego dowiedzieć, bo przerwałaś! - udawał oburzonego, co po raz kolejny zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Z tego co wnioskowałam po porannym zachowaniu Kasa, to umówił się z chłopakami na piwo, czy coś w tym stylu - odpowiedziała spokojnie Gwen, gdy cała nasza grupka szła w stronę pobliskiej knajpki. - A czemu cię to interesuje?
- Zastanawiało mnie po prostu dlaczego ich nie ma i tyle... - stwierdziłam z wymuszoną obojętnością, ale nie potrafiłam powstrzymać rumieńców cisnących mi się na policzki.
- Coś mi się wydaje, że to nie tylko przez zwykłą ciekawość chciałaś się dowiedzieć... - mruknął Alexy, spoglądając na mnie znacząco, co speszyło mnie jeszcze bardziej.
Do knajpki dotarliśmy kilka minut później, przekomarzając się i śląc sobie uszczypliwe uwagi. Wnętrze było jasne i przytulne, pełne kolorowych lamp i różnych egzotycznych zdobień kojarzących się z rajskimi wyspami. Chłopcy poszli złożyć nasze zwyczajowe zamówienie, a ja z dziewczynami zajęłyśmy jeden z największych stolików przy oknie, wychodzącym na ruchliwą ulicę.
- Ej, tak sobie pomyślałam - odezwała się Rozalia, gdy usiadłyśmy wygodnie - że mogłybyśmy się dzisiaj w trójkę spotkać. Wiecie, taki babski wieczór. Lody, popcorn, jakaś dobra komedia... Co wy na to?
- Ja jestem za! - od razu zgodziła się Gwen, a ja potwierdziłam jej zdanie.
- No to co? Punkt ósma u Liv?
Menu
▼
sobota, 26 grudnia 2015
wtorek, 15 grudnia 2015
~ Rozdział 47 ~
Starając się wyglądać normalnie, odwróciłam się szybko w stronę schodów i podążyłam na górę. Jednak, ledwo zdarzyłam postawić obie stopy na piętrze, poczułam jak dziewczyna łapie mnie za łokieć i ciągnie do jakiegoś pomieszczenia. Jęknęłam cicho z bólu, próbując wyrwać rękę, ale moje działania nie dawały żadnych efektów. Dopiero, kiedy znalazłyśmy się w jednym z, jeszcze pustych, pokojów gościnnych Debra puściła moją rękę.
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknęłam, nie dając jej pierwszej się odezwać. - Możesz sobie tego dupka zabierać. Nic mnie z nim nie łączy i nie łączyło.
- Och, czy ty naprawdę jesteś taka głupia na jaką wyglądasz, czy tylko udajesz? - żachnęła się, unosząc wzrok do góry. - Naprawdę sądzisz, że chodzi mi tu tylko o Kastiela?
Wpatrywałam się w nią wściekłym wzrokiem, nic się nie odzywając. Dziewczyna zaśmiała się cicho nie uzyskując ode mnie odpowiedzi.
- Do tej szkoły chodzą chyba same przygłupy, które dają się nabrać na kilka miłych słówek... - westchnęła cicho zirytowana. - Kas jest mi potrzebny do odzyskania dawnej popularności. Zagra kilka razy dla mnie, weźmie udział w paru koncertach, a potem może się walić. Z resztą, jak wszyscy kretyni z tej popieprzonej budy. Naiwniacy... Zrobią wszystko o co ich poproszę... Można by powiedzieć, że jedzą mi z ręki...
- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam cicho, nie bardzo rozumiejąc jej myślenia.
Dziewczyna podeszła do mnie, a ja z przerażenia zrobiłam kilka kroków w tył. Ta uśmiechnęła się lekko, po czym zaczęła krążyć po całym pokoju. Wpatrywałam się w nią, tak jak zahipnotyzowana ofiara w drapieżnika na łowach. Po chwili zauważyłam, że drzwi do sypialni nie były do końca zamknięte, a przez szparę między skrzydłem a framugą Armin nagrywał całą naszą rozmowę. Pokazał mi na migi, że mam być cicho i nie zwracać na niego uwagi. Chciałam mu dyskretnie oznajmić, żeby sobie poszedł, ale chłopak olał mnie i dalej sterczał pod drzwiami. Zwróciłam więc szybko wzrok na Debrę, by ta niczego się nie domyśliła.
- Właściwie, to wszystko - odparła po chwili namysłu. - Nienawidzę jak ktoś rusza moje rzeczy... A ty, no cóż... Wtargnęłaś do tej szkoły i ruszyłaś wszystko. Ja starałam się na swoją pozycję trzy pierdolone lata, a ty, ot tak sobie przyszłaś i wszyscy się przed tobą płaszczą. Nawet ta idiotka Melania, która myśli, że ta pizda, Nataniel na nią poleci, albo ta cała Violetta, która nie wie, po co jej język w gębie. Ale spokojnie... - uśmiechnęła się do mnie delikatnie - już niedługo wszystko wróci do normy, a ty w końcu poznasz swoje prawdziwe miejsce...
Debra odwróciła się plecami do mnie i od razu zauważyła kryjącego się za drzwiami Armina, który dosłownie sekundy wcześniej skończył nagrywać.
- Co do...? - wymruczała, podchodząc do wyjścia, ale chłopak już zniknął.
Wściekła brunetka wyleciała za niebieskookim jak burza. Nie wiedząc co mam w tej sytuacji począć, ruszyłam za nimi. Armin szedł przodem do nas, robiąc coś na telefonie, przy czym chichotał pod nosem.
- Zaraz się wszyscy dowiedzą, jaka naprawdę jest słodka Debra... - spojrzał na nią wyzywająco.
- Ani mi się waż! - warknęła podchodząc bliżej do niego, ale czarnowłosy odskoczył dalej. - Usuń to!
Zamachnęła się, chcąc odebrać mu telefon, ale chłopak zaśmiał się tylko, robiąc unik.
- Ojej... Wysłało się do wszystkich... - spojrzał na nią z miną niewiniątka i puścił mi oczko. Westchnął ciężko - co za pech...
Wściekła Debra ruszyła na niego, ale ten szybko zbiegł po drewnianych schodach. Znalazłszy się na parterze miałam wrażenie, jakby zapadła niesamowita cisza, która była przerywana jedynie dźwiękiem odebranej wiadomości. Świat jakby zwolnił. Zewsząd zaczęły dochodzić do mnie odgłosy nagrania. Wszyscy równocześnie spojrzeli na nas. Wszyscy z jednaką miną - pełną niedowierzania i ogromnego rozczarowania. Jedna z ich lepszych kumpeli okazała się zwykłą dwulicową żmiją.
- Kretyn, tak? - z automatu odwróciłam się w stronę Kastiela, który stał parę metrów dalej. Mimo, że wypowiedział te słowa cicho, wszystko doskonale go słyszeli. Wpatrywał się w Debrę swoimi intensywnie czekoladowymi oczami, trzymając w prawej ręce telefon.
- K... Kotuś, to nie tak... - jęknęła cicho, podchodząc do czerwonowłosego, ale ten od razu odsunął się z obrzydzeniem. - T... To był tylko taki... Taki żart...
- To masz bardzo kiepskie poczucie humoru - odezwała się z przekąsem Melania, która stała w przejściu między kuchnią a korytarzem.
- No, co wy... Chyba nie wzięliście tego do siebie? - rozejrzała się po wszystkich zebranych, jednakże nikt nie kwapił się do tego, by jej odpowiedzieć. Dziewczyna rzuciła wściekłe, załzawione spojrzenie na Armina, który uśmiechał się tryumfalnie. - Ty gnoju jeden... - warknęła i mrużąc oczy zaczęła iść w jego stronę. - Pożałujesz tego co zrobiłeś....
- Wystarczy. - Nim zdążyła cokolwiek zrobić, Rozalia stanęła pomiędzy nimi, zakładając ręce na piersi. - Wystarczająco się wykazałaś, a teraz jedyne co możesz zrobić to wyjść stąd.
- Ty chyba oszalałaś! - obruszyła się, po czym odwróciła się w stronę Kastiela. - Kotuś... Ty chyba...
- Daruj sobie i wyjdź - odezwała się Gwen, kiedy jej kuzyn opuścił całe te przedstawienie.
- Kotek... - zawołała za nim łamiącym się głosem, ale ten nie zareagował. - I co? Jesteście teraz z siebie zadowoleni? Zniszczyliście mi wszystko!
Rozpłakała się, tym razem naprawdę i wybiegła z mieszkania bliźniaków. Wszyscy rozglądali się po sobie niemrawo, nie bardzo mając teraz ochotę na zabawę. Część pogrążona w rozmowę wróciła do salonu, a część opuściła imprezę straciwszy cały dobry humor. Stałam zdezorientowana na środku korytarza, nie mogąc się odnaleźć. Wszystko działo się tak szybko. Armin za drzwiami. Odgłos przychodzących wiadomości. Spojrzenie Kastiela...
- Gdzie jest Kas? - czerwonowłosa spoglądała na wszystkich z niepokojem. W twarzach znajomych próbowała się dopatrzeć twarzy kuzyna.
- Nie mam pojęcia... - przyznałam, mimochodem też wypatrując chłopaka. - Gdzieś wyszedł...
- Żeby tylko nie zrobił nic głupiego... - jęknęła Gwen, załamując ręce. - Idź go poszukaj. Proszę!
- Ale... - pomyślałam o chorych relacjach jakie, przez ostatnie kilka tygodni, nas łączyły. O tych nieporozumieniach, niedopowiedzeniach... Jednak wiedziałam, że mimo wszystko nie chcę zostawić chłopaka w takiej sytuacji samego. Bez względu na to, czy jest dupkiem, czy nie.
Wyszłam z mieszkania bliźniaków na już cieplejsze, wiosenne powietrze. Było ciemno, tylko ulica była jeszcze oświetlona przez latarnie. W tle słychać było ciche cykanie świerszczy. Nie musiałam go długo szukać. Stał kilkanaście metrów dalej, pogrążony w cieniu palił papierosa. Mobilizując wszystkie siły, szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Chłopak, gdy tylko dostrzegł mnie, odrzucił wpół wypalonego papierosa i zaczął iść przed siebie. Stłumiłam ciche przekleństwo i jeszcze bardziej przyspieszyłam.
- Kastiel! - zawołałam za nim, kiedy zaczynało mi brakować sił, a nie zbliżyłam się zbytnio do niego. - Zaczekaj! Proszę!
Zaczęłam biec i o mało co bym na niego nie wpadła, ponieważ ciemnooki odwrócił się w moją stronę.
- Czego chcesz? - sprawiał wrażenie, jakby chciał warknąć na mnie, ale nie bardzo miał na to siły.
Był zbity z tropu, smutny i rozczarowany. Jego czekoladowe, zazwyczaj zimne i nieprzystępne oczy były przygaszone i pozbawione jakichkolwiek emocji.
- Potowarzyszyć ci chociaż - odparłam spokojnie, spoglądając na niego.
- Po co? - prychnął, wzruszając ramionami. - Nie potrzebuję opiekunki.
- Nie jestem tu po to, by cię pilnować - uśmiechnęłam się delikatnie - ale po to, by dotrzymać ci towarzystwa. Nikt w takiej sytuacji nie powinien zostawać sam.
- Daruj sobie te smętne gadki... - urwał w połowie zdania, kiedy przytuliłam się do niego.
To był odruch. Chciałam go jakoś pocieszyć, wesprzeć. Nie chciałam widzieć jego pozbawionych wyrazu oczu, stłamszonej postawy. Byłam wściekła na tą sukę, że sprawiła mu tyle bólu.
Kastiel na początku nie bardzo wiedział co zrobić. Stał cały spięty, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, lecz po chwili poczułam jak powoli się rozluźnia i z cichym westchnięciem wtula się we mnie. Objął mnie kurczowo ramionami, sprawiając wrażenie, ze obawiał się, że mogę nagle chcieć odejść. Staliśmy tak przez dłuższy czas. Chowając twarz w jego nieodłączną skórzaną kurtkę, czułam wyraźny zapach papierosów, mięty i pralinowych, męskich perfum. Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie kiedy ostatni raz czułam ten zapach. Wyraźnie słyszałam, powolne bicie jego serca, do którego rytmu dopasowało się moje serce. Nie mogłam wyczuć różnicy, które uderzenie było moje, a które jego. Miałam wrażenie jakby łączyło nas jedno, bijące dla nas obu serce.
Nagle poczułam jak coś mokrego spada mi na ramię. Zamarłam z przerażenia.
Kastiel płakał?
Chciałam na niego spojrzeć, ale bałam się tego, co mogłabym zobaczyć.
- Przepraszam... - wyszeptał po chwili, łamiącym się głosem. Poczułam się zdezorientowana. - Przepraszam za wszystko... Za to w hotelu, za Debrę, za to, jaki jestem... - umilkł, przełykając głośno łzy. - Nie chciałem, żeby to tak wyszło. To jest takie skomplikowane... Co noc myślałem nad tym, co powiedziałaś mi wtedy w hotelu, a później w parku... To dla mnie za dużo. Ja nie mam pojęcia co robić... Ja...
Czerwonowłosy odsunął się kawałek ode mnie. Miał lekko zaczerwienione, szkliste oczy, a po śniadym policzku spływała łza. Automatycznie poczułam jak ściska mi serce. Podniosłam dłoń i opierając ją na twarzy Kastiela, wytarłam kciukiem słoną kroplę. Chłopak uniósł delikatnie prawy kącik ust, w lekkim uśmiechu. Odwzajemniłam gest, patrząc mu w oczy. Ciemnooki nieznacznie zbliżył twarz do mojej, tak jakby chciał mnie pocałować. Zamarłam, wstrzymując mimowolnie oddech, ale ten odsunął się po chwili ode mnie, po to, by ponownie mnie przytulić.
- Przepraszam... - wyszeptał mi we włosy i puściwszy mnie z uścisku, odwrócił się i chowając ręce do kieszeni spodni, ruszył wzdłuż ulicy.
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknęłam, nie dając jej pierwszej się odezwać. - Możesz sobie tego dupka zabierać. Nic mnie z nim nie łączy i nie łączyło.
- Och, czy ty naprawdę jesteś taka głupia na jaką wyglądasz, czy tylko udajesz? - żachnęła się, unosząc wzrok do góry. - Naprawdę sądzisz, że chodzi mi tu tylko o Kastiela?
Wpatrywałam się w nią wściekłym wzrokiem, nic się nie odzywając. Dziewczyna zaśmiała się cicho nie uzyskując ode mnie odpowiedzi.
- Do tej szkoły chodzą chyba same przygłupy, które dają się nabrać na kilka miłych słówek... - westchnęła cicho zirytowana. - Kas jest mi potrzebny do odzyskania dawnej popularności. Zagra kilka razy dla mnie, weźmie udział w paru koncertach, a potem może się walić. Z resztą, jak wszyscy kretyni z tej popieprzonej budy. Naiwniacy... Zrobią wszystko o co ich poproszę... Można by powiedzieć, że jedzą mi z ręki...
- A co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam cicho, nie bardzo rozumiejąc jej myślenia.
Dziewczyna podeszła do mnie, a ja z przerażenia zrobiłam kilka kroków w tył. Ta uśmiechnęła się lekko, po czym zaczęła krążyć po całym pokoju. Wpatrywałam się w nią, tak jak zahipnotyzowana ofiara w drapieżnika na łowach. Po chwili zauważyłam, że drzwi do sypialni nie były do końca zamknięte, a przez szparę między skrzydłem a framugą Armin nagrywał całą naszą rozmowę. Pokazał mi na migi, że mam być cicho i nie zwracać na niego uwagi. Chciałam mu dyskretnie oznajmić, żeby sobie poszedł, ale chłopak olał mnie i dalej sterczał pod drzwiami. Zwróciłam więc szybko wzrok na Debrę, by ta niczego się nie domyśliła.
- Właściwie, to wszystko - odparła po chwili namysłu. - Nienawidzę jak ktoś rusza moje rzeczy... A ty, no cóż... Wtargnęłaś do tej szkoły i ruszyłaś wszystko. Ja starałam się na swoją pozycję trzy pierdolone lata, a ty, ot tak sobie przyszłaś i wszyscy się przed tobą płaszczą. Nawet ta idiotka Melania, która myśli, że ta pizda, Nataniel na nią poleci, albo ta cała Violetta, która nie wie, po co jej język w gębie. Ale spokojnie... - uśmiechnęła się do mnie delikatnie - już niedługo wszystko wróci do normy, a ty w końcu poznasz swoje prawdziwe miejsce...
Debra odwróciła się plecami do mnie i od razu zauważyła kryjącego się za drzwiami Armina, który dosłownie sekundy wcześniej skończył nagrywać.
- Co do...? - wymruczała, podchodząc do wyjścia, ale chłopak już zniknął.
Wściekła brunetka wyleciała za niebieskookim jak burza. Nie wiedząc co mam w tej sytuacji począć, ruszyłam za nimi. Armin szedł przodem do nas, robiąc coś na telefonie, przy czym chichotał pod nosem.
- Zaraz się wszyscy dowiedzą, jaka naprawdę jest słodka Debra... - spojrzał na nią wyzywająco.
- Ani mi się waż! - warknęła podchodząc bliżej do niego, ale czarnowłosy odskoczył dalej. - Usuń to!
Zamachnęła się, chcąc odebrać mu telefon, ale chłopak zaśmiał się tylko, robiąc unik.
- Ojej... Wysłało się do wszystkich... - spojrzał na nią z miną niewiniątka i puścił mi oczko. Westchnął ciężko - co za pech...
Wściekła Debra ruszyła na niego, ale ten szybko zbiegł po drewnianych schodach. Znalazłszy się na parterze miałam wrażenie, jakby zapadła niesamowita cisza, która była przerywana jedynie dźwiękiem odebranej wiadomości. Świat jakby zwolnił. Zewsząd zaczęły dochodzić do mnie odgłosy nagrania. Wszyscy równocześnie spojrzeli na nas. Wszyscy z jednaką miną - pełną niedowierzania i ogromnego rozczarowania. Jedna z ich lepszych kumpeli okazała się zwykłą dwulicową żmiją.
- Kretyn, tak? - z automatu odwróciłam się w stronę Kastiela, który stał parę metrów dalej. Mimo, że wypowiedział te słowa cicho, wszystko doskonale go słyszeli. Wpatrywał się w Debrę swoimi intensywnie czekoladowymi oczami, trzymając w prawej ręce telefon.
- K... Kotuś, to nie tak... - jęknęła cicho, podchodząc do czerwonowłosego, ale ten od razu odsunął się z obrzydzeniem. - T... To był tylko taki... Taki żart...
- To masz bardzo kiepskie poczucie humoru - odezwała się z przekąsem Melania, która stała w przejściu między kuchnią a korytarzem.
- No, co wy... Chyba nie wzięliście tego do siebie? - rozejrzała się po wszystkich zebranych, jednakże nikt nie kwapił się do tego, by jej odpowiedzieć. Dziewczyna rzuciła wściekłe, załzawione spojrzenie na Armina, który uśmiechał się tryumfalnie. - Ty gnoju jeden... - warknęła i mrużąc oczy zaczęła iść w jego stronę. - Pożałujesz tego co zrobiłeś....
- Wystarczy. - Nim zdążyła cokolwiek zrobić, Rozalia stanęła pomiędzy nimi, zakładając ręce na piersi. - Wystarczająco się wykazałaś, a teraz jedyne co możesz zrobić to wyjść stąd.
- Ty chyba oszalałaś! - obruszyła się, po czym odwróciła się w stronę Kastiela. - Kotuś... Ty chyba...
- Daruj sobie i wyjdź - odezwała się Gwen, kiedy jej kuzyn opuścił całe te przedstawienie.
- Kotek... - zawołała za nim łamiącym się głosem, ale ten nie zareagował. - I co? Jesteście teraz z siebie zadowoleni? Zniszczyliście mi wszystko!
Rozpłakała się, tym razem naprawdę i wybiegła z mieszkania bliźniaków. Wszyscy rozglądali się po sobie niemrawo, nie bardzo mając teraz ochotę na zabawę. Część pogrążona w rozmowę wróciła do salonu, a część opuściła imprezę straciwszy cały dobry humor. Stałam zdezorientowana na środku korytarza, nie mogąc się odnaleźć. Wszystko działo się tak szybko. Armin za drzwiami. Odgłos przychodzących wiadomości. Spojrzenie Kastiela...
- Gdzie jest Kas? - czerwonowłosa spoglądała na wszystkich z niepokojem. W twarzach znajomych próbowała się dopatrzeć twarzy kuzyna.
- Nie mam pojęcia... - przyznałam, mimochodem też wypatrując chłopaka. - Gdzieś wyszedł...
- Żeby tylko nie zrobił nic głupiego... - jęknęła Gwen, załamując ręce. - Idź go poszukaj. Proszę!
- Ale... - pomyślałam o chorych relacjach jakie, przez ostatnie kilka tygodni, nas łączyły. O tych nieporozumieniach, niedopowiedzeniach... Jednak wiedziałam, że mimo wszystko nie chcę zostawić chłopaka w takiej sytuacji samego. Bez względu na to, czy jest dupkiem, czy nie.
Wyszłam z mieszkania bliźniaków na już cieplejsze, wiosenne powietrze. Było ciemno, tylko ulica była jeszcze oświetlona przez latarnie. W tle słychać było ciche cykanie świerszczy. Nie musiałam go długo szukać. Stał kilkanaście metrów dalej, pogrążony w cieniu palił papierosa. Mobilizując wszystkie siły, szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Chłopak, gdy tylko dostrzegł mnie, odrzucił wpół wypalonego papierosa i zaczął iść przed siebie. Stłumiłam ciche przekleństwo i jeszcze bardziej przyspieszyłam.
- Kastiel! - zawołałam za nim, kiedy zaczynało mi brakować sił, a nie zbliżyłam się zbytnio do niego. - Zaczekaj! Proszę!
Zaczęłam biec i o mało co bym na niego nie wpadła, ponieważ ciemnooki odwrócił się w moją stronę.
- Czego chcesz? - sprawiał wrażenie, jakby chciał warknąć na mnie, ale nie bardzo miał na to siły.
Był zbity z tropu, smutny i rozczarowany. Jego czekoladowe, zazwyczaj zimne i nieprzystępne oczy były przygaszone i pozbawione jakichkolwiek emocji.
- Potowarzyszyć ci chociaż - odparłam spokojnie, spoglądając na niego.
- Po co? - prychnął, wzruszając ramionami. - Nie potrzebuję opiekunki.
- Nie jestem tu po to, by cię pilnować - uśmiechnęłam się delikatnie - ale po to, by dotrzymać ci towarzystwa. Nikt w takiej sytuacji nie powinien zostawać sam.
- Daruj sobie te smętne gadki... - urwał w połowie zdania, kiedy przytuliłam się do niego.
To był odruch. Chciałam go jakoś pocieszyć, wesprzeć. Nie chciałam widzieć jego pozbawionych wyrazu oczu, stłamszonej postawy. Byłam wściekła na tą sukę, że sprawiła mu tyle bólu.
Kastiel na początku nie bardzo wiedział co zrobić. Stał cały spięty, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, lecz po chwili poczułam jak powoli się rozluźnia i z cichym westchnięciem wtula się we mnie. Objął mnie kurczowo ramionami, sprawiając wrażenie, ze obawiał się, że mogę nagle chcieć odejść. Staliśmy tak przez dłuższy czas. Chowając twarz w jego nieodłączną skórzaną kurtkę, czułam wyraźny zapach papierosów, mięty i pralinowych, męskich perfum. Uśmiechnęłam się lekko, przypominając sobie kiedy ostatni raz czułam ten zapach. Wyraźnie słyszałam, powolne bicie jego serca, do którego rytmu dopasowało się moje serce. Nie mogłam wyczuć różnicy, które uderzenie było moje, a które jego. Miałam wrażenie jakby łączyło nas jedno, bijące dla nas obu serce.
Nagle poczułam jak coś mokrego spada mi na ramię. Zamarłam z przerażenia.
Kastiel płakał?
Chciałam na niego spojrzeć, ale bałam się tego, co mogłabym zobaczyć.
- Przepraszam... - wyszeptał po chwili, łamiącym się głosem. Poczułam się zdezorientowana. - Przepraszam za wszystko... Za to w hotelu, za Debrę, za to, jaki jestem... - umilkł, przełykając głośno łzy. - Nie chciałem, żeby to tak wyszło. To jest takie skomplikowane... Co noc myślałem nad tym, co powiedziałaś mi wtedy w hotelu, a później w parku... To dla mnie za dużo. Ja nie mam pojęcia co robić... Ja...
Czerwonowłosy odsunął się kawałek ode mnie. Miał lekko zaczerwienione, szkliste oczy, a po śniadym policzku spływała łza. Automatycznie poczułam jak ściska mi serce. Podniosłam dłoń i opierając ją na twarzy Kastiela, wytarłam kciukiem słoną kroplę. Chłopak uniósł delikatnie prawy kącik ust, w lekkim uśmiechu. Odwzajemniłam gest, patrząc mu w oczy. Ciemnooki nieznacznie zbliżył twarz do mojej, tak jakby chciał mnie pocałować. Zamarłam, wstrzymując mimowolnie oddech, ale ten odsunął się po chwili ode mnie, po to, by ponownie mnie przytulić.
- Przepraszam... - wyszeptał mi we włosy i puściwszy mnie z uścisku, odwrócił się i chowając ręce do kieszeni spodni, ruszył wzdłuż ulicy.
czwartek, 10 grudnia 2015
~ Rozdział 46 ~
Resztę dnia spędziłam w towarzystwie przyjaciół, a kiedy z pracy wróciła ciocia, zamówiliśmy pizze i oglądaliśmy filmy. Przez większość czasu nie mogłam się na niczym skupić, ponieważ cały czas myślałam o słowach Kastiela i tym co nim kierowało. Nie chciałam iść do szkoły i musieć go oglądać, ale z drugiej strony nie chciałam mu pokazywać, że to mnie jakoś ruszyło. Nie znosiłam pokazywać swojej słabości. Tak więc postanowiłam, że pójdę do szkoły i postaram się na niego nie reagować.
Następnego ranka, gdy obudziły mnie pierwsze tony budzika, z całego serca miałam ochotę odrzucić moje postanowienie i na powrót zakopać się w kołdrze. Jednak nie uczyniłam tego, bardzo leniwie podnosząc się z posłania. Od razu udałam się do łazienki, by przywrócić sobie jako taki stan używalności, ubrałam się w ciemne rurki oraz kremową, przylegającą do ciała, koronkową bluzkę i spakowawszy się jeszcze, zeszłam do kuchni. Ciocia tego ranka jeszcze spała, wykorzystując okazję, że miała na późniejszą godzinę. Zrobiłam sobie po cichu śniadanie, wypiłam na szybko kawę, po czym ubrałam kurtkę, buty i wyszłam z domu. Do szkoły trafiłam kilkadziesiąt minut później z muzyką dudniącą mi w uszach. Wgapiałam się w wybrukowany podjazd przed szkołą, słuchając jednej z moich ulubionych piosenek Escape The Fate. Muzykę wyłączyłam dopiero, kiedy stojąc przed szafką, musiałam ściągnąć płaszcz. Uczyniłam to dość niechętnie, ale podejrzewałam, że nie nacieszyłabym się muzyczną izolacją od świata zewnętrznego zbyt długo, ponieważ ktoś znajomy zaczepiłby mnie na korytarzu. Zabrawszy jeszcze książkę od angielskiego udałam się na koniec korytarza, gdzie pod samą 12A miała się odbyć lekcja.
Kiedy znalazłam się już prawie pod salą, przechodząca obok blondynka szturchnęła mnie dość mocno. Zachwiałam się lekko i obejrzałam na dziewczynę. Ta odwróciła się i posłała mi wyjątkowo paskudny uśmiech. Momentalnie poczułam jak krew zaczyna się we mnie gotować. Miałam ogromną chęć pójść za nią i zetrzeć jej ten durny uśmiech z wytapetowanej twarzy, jednak zatrzymał mnie dzwonek i zaskakująco szybkie pojawienie się nauczycielki.
Lekcja ciągnęła mi się wyjątkowo długo i nudno. Nie znosiłam dramatów Szekspira, a dziś omawialiśmy "Otella". Wpuszczając jedynym, a wypuszczając drugim uchem to, co mówiła pani Norton, robiłam niewielkie notatki w zeszycie, bardziej skupiając się na rysowaniu na marginesie.
- Liwia - z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos wysokiej nauczycielki o dużych szarych oczach. - przeczytaj proszę i zinterpretuj fragment, w którym Jago sugeruje Maurowi zdradę jego małżonki.
Będąc w ogromnym szoku i nie rozumiejąc kompletnie niczego, otworzyłam usta, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale w porę, z opresji uratował mnie dzwonek ogłaszający przerwę. Wypuściwszy powietrze z płuc, spakowałam się szybko i przeciskając się między uczniami, wyszłam na korytarz. Nie zdążyłam zrobić choćby najmniejszego ruchu, kiedy poczułam mocne szarpnięcie.
- Co do...?
Spojrzałam się na osobę, która bezceremonialnie i nie zwracając uwagi na innych uczniów ciągnęła mnie za sobą. Zatrzymałam się, gwałtownie wyrywając nadgarstek z uścisku silnej dłoni czerwonowłosego.
- Musimy porozmawiać - spojrzał na mnie czekoladowymi tęczówkami, ponownie próbując złapać mnie za rękę.
- Wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym - odrzekłam chłodno, zabierając dłoń.
- Ja jednak myślę, że mamy - powiedział z rosnącą w głosie złością, jednakże jego oczy wyrażały tylko chęć rozmowy.
- Ostatnim razem powiedzieliśmy sobie wystarczająco dużo - spojrzałam mu w źrenice, tylko po to, by zaraz odwrócić wzrok, nie mogąc znieść kującego bólu w klatce piersiowej. - Wyjaśniliśmy sobie to, co mieliśmy do wyjaśnienia, a teraz wybacz, ale śpieszę się na lekcję.
Wyminęłam go, kierując swoje kroki ku schodom na wyższe piętro. Po chwili jednak odwróciłam się do niego i delikatnie uśmiechnęłam.
- Ach... Mam, na koniec, jeszcze jedną prośbę do ciebie. Powiedz tej swojej laluni, żeby w końcu się ode mnie odpieprzyła, bo nic ani jej, ani tobie nie zrobiłam.
Nie czekając na odpowiedź, zwróciłam się stronę stopni i udałam się piętro wyżej. Gdy znalazłam się na wyższej kondygnacji, prędko udałam się do toalety, czując napływające łzy. Zamknęłam za sobą drzwi do wyłożonego jasnymi kafelkami pomieszczenia i oparłam się plecami o ścianę obok. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie skrzydła. Wytarłam pośpiesznie pojedynczą łzę z policzka i machinalnie obejrzałam się na wchodzącą osobę. Święta Trójca.
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy... - blondynka uśmiechnęła się złośliwie w moją stronę, a dwie pozostałe dziewczyny jej zawtórowały. - Jak dobrze się składa, że się tutaj spotykamy, ponieważ mam wrażenie, że zapomniałaś o naszej ostatniej rozmowie.
- O co ci chodzi? - zapytałam bez zrozumienia, wpatrując się w trzy dziewczyny, stojące naprzeciwko mnie.
- O to, że masz się odczepić od mojego Kastiela - stwierdziła takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość.
- Och, daj mi już spokój z tym kretynem - warknęłam, przechodząc obok nich, by dostać się do drzwi. - Poza tym, jeśli nie zauważyłaś, on ma już swoją księżniczkę i raczej się nie pali do rozglądania za innymi.
- Ta suka mnie nie interesuje. Ona niedługo wyjedzie, ale ty zostaniesz - zmrużyła gniewnie mocno pomalowane oczy. - Przypominam tylko o naszej wcześniejszej rozmowie i ostrzegam przed konsekwencjami.
- Mhm... - mruknęłam cicho, kiwając głową na znak, że zrozumiałam, po czym poszłam w końcu na zajęcia.
Reszta dnia minęła mi na szczęście bez większych rewelacji. Co prawda parę razy mijałam na korytarzu Debrę, ale ignorowałam ją jak tylko mogłam. Nie miałam zamiaru przejmować się jej groźbami. Szczególnie teraz, po tym co powiedział, a właściwie o co mnie zapytał Kastiel.
Siedziałam na ławce przed klasą, gdzie miałam mieć ostatnią lekcję - matematykę, kiedy podbiegła do mnie rozradowana Rozalia. Jej pełne usta układały się w szeroki uśmiech ukazujący prawie jej wszystkie śnieżnobiałe zęby, a w dużych oczach igrały iskierki szczęścia. Usiadła obok mnie i zaczęła się uporczywie we mnie wpatrywać. Gdy po upływie kilku chwil nie zmieniła swojej pozycji, parsknęłam śmiechem.
- No mów co się dzieje, bo zaraz pękniesz - zaśmiałam się, patrząc jej w tęczówki.
Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem, ale zaraz ponownie się szeroko uśmiechnęła, odrzucając białe fale za ramię.
- Alexy organizuje dzisiaj imprezę z okazji Pierwszego Dnia Wiosny - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu tak szybko, że przez chwilę musiałam się zastanowić, o czym ona do mnie mówi.
- I...? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc jej radości. - Co w związku z tym?
- To, że zapowiada się dzisiaj świetna impreza i ty tam idziesz razem ze mną! - szturchnęła mnie w ramię, lekko oburzona tym, że nie podzielałam jej entuzjazmu.
- Dobrze wiesz, że nie przepadam za imprezami. Poza tym, chyba pamiętasz jak skończył się Sylwester u ciebie - mruknęłam posępnie, przypominając sobie paskudny oddech pijanego blondyna.
- Och, bo wtedy to nie była zbytnio pilnowana impreza. Tym razem ma być tylko kilka osób ze szkoły - powiedziała, patrząc mi w oczy z nadzieją. - Przysięgam, że będę cię pilnować jak oka w głowie! - przyłożyła prawą rękę w okolice serca. Zaśmiałam się cicho, kręcąc z dezaprobatą głową. - Och, no Liwia, zgódź się!
Milczałam przez chwilę, trzymając Rozalię w niepewności, mimo iż już dawno znałam swoją odpowiedź. Już od dłuższego czasu miałam ochotę gdzieś pójść i się wybawić, ale jakoś nie było okazji. Tym razem takowa się trafiła i miałam zamiar ją wykorzystać. Kiwnęłam w końcu głową na znak zgody, co białowłosa przyjęła ze znacznie większym zachwytem niż się tego spodziewałam. Od razu pochwyciła mnie w ramiona i mocno wyściskała. Puściła mnie dopiero, kiedy zaczynało mi już brakować powietrza. Chwilę później zabrzmiał dzwonek na ostatnią lekcję, na którą razem chodziłyśmy. Przez większość czasu rozmawiałam z białowłosą, przez co kilka razy zwracał nam uwagę nauczyciel. Na szczęście męcząca godzina matematyki minęła dość szybko.
Po skończonych zajęciach zahaczyłyśmy o dom Rozalii, skąd dziewczyna wzięła ubrania na przebranie oraz kosmetyki i zaraz udałyśmy się do mnie. Na początku chciałam sama wybrać sobie ciuchy, jednakże, kiedy po raz kolejny usłyszałam krytyczne uwagi na temat wybranego przeze mnie zestawu, skapitulowałam i pozwoliłam złotookiej wybrać mi przebranie. Kilka minut później stałam przed lustrem ubrana w granatową bluzkę z gorsetowym wiązaniem na przodzie, czarną rozkloszowaną spódniczkę i tego samego koloru rajstopy, dokładnie te same, które kazała mi założyć ostatnim razem. Dużo lepiej czułabym się w spodniach, ale wolałam się nie sprzeciwiać Rozalii, ponieważ nic bym nie wskórała. Jeśli ta dziewczyna się na coś uparła, to nie było zmiłuj. Aczkolwiek, kiedy chciała mnie pomalować stwierdziłam, że sama się tym zajmę. Zrobiłam sobie lekkie, brązowe smoky eyes, mocno podkreśliłam oczy czarną kredką i starannie wytuszowałam rzęsy. Co do włosów, to postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone, tylko delikatnie podkręciłam je na lokówce. Złotooka zaś założyła zwiewną bladozieloną sukienkę i jasne kozaczki na płaskim obcasie. Oczy podkreśliła kreską eye linerem i białą linią kredki tuż przy dolnych rzęsach. Skończywszy wszystkie poprawki, spakowałam do swojej ulubionej torebki telefon, portfel i kilka drobiazgów i wyszłyśmy z domu. Po drodze do Alexy'ego zaszłyśmy jeszcze do sklepu, kupić kilka piw.
Na miejsce dotarłyśmy parę minut później. Zewsząd było słychać lecącą muzykę, tak jakby w każdym kącie stał głośnik. Dookoła kręciła się masa rozmawiających ludzi, więc dotarcie do salonu zajęło mi i białowłosej kilka minut.
- No, na reszcie! - usłyszałam za sobą rozradowany głos Alexy'ego, który chwilę później uściskał mnie serdecznie. - Ile można na was czekać, co?
- Hej! Byłyśmy w sklepie - oburzyła się Rozalia podnosząc delikatnie białe reklamówki ze szklanymi butelkami. - Poza tym nawet nie wiesz jak ciężko mi było przekonać Liv, żeby ubrała coś normalnego.
- Ja tu jestem... - zwróciłam uwagę przyjaciółce, śmiejąc się cicho. Złotooka w odpowiedzi szturchnęła mnie lekko.
- A tak w ogóle, to gdzie jest Gwen? - dziewczyna zapytała, marszcząc lekko brwi, rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu.
- Powinna zaraz przyjść - mruknął zamyślony niebieskowłosy, spoglądając w tłum, by wypatrzeć znajomą.
- A tu jestem - obok nas zmaterializowała się czerwonowłosa, delikatnie się uśmiechając. Podskoczyłam lekko, wystraszona jej nagłym przybyciem. Z resztą nie ja jedyna. Rozalia też przyglądała się dziewczynie z zastanowieniem.
- Jak ty to... - zaczęła Roza, mrużąc oczy, ale niebieskooka jej przerwała.
- Później będziesz się nad tym zastanawiać. Teraz chodźcie, bo zajęłam dla nas kanapę - złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła wgłąb kręcących się wszędzie ludzi.
Chwilkę później Gwen z Lysandrem, Rozalia, Kentin, Alexy i ja siedzieliśmy w swoim gronie i pijąc piwo gadaliśmy na różne tematy. Alexy co chwilę gdzieś wychodził, wołany przez zaproszonych gości. Kiedy temat zszedł na ostatnią sprzeczkę Armina z nauczycielem o jego konsolę, zauważyłam, że jeszcze nigdzie nie widziałam czarnowłosego.
- Al, gdzie jest Armin? - zapytałam chłopaka, kiedy ten wrócił na swoje miejsce.
- Pewnie siedzi w swoim pokoju i gra - bliźniak przewrócił oczami. Niebieskowłosy nie znosił, jak jego brat poświęcał zbyt wiele czasu swojej konsoli.
- Pójdę go poszukam. Może uda mi się go do nas ściągnąć - zaśmiałam się i opuściłam znajomych.
Najpierw przeszłam się po całym parterze, chcąc mieć pewność, że chłopak siedzi w swoim pokoju, a nie zagubił się gdzieś w imprezowiczach. Nie znalazłszy nigdzie przyjaciela, chciałam skierować się na pierwsze piętro, kiedy przy drzwiach wejściowych zauważyłam Kastiela i Debrę. Serce zamarło mi w klatce piersiowej, gdy spojrzenie lodowatych, niebieskich oczu dziewczyny spoczęło na mnie. Uśmiechnęła się obrzydliwie, po czym szepnęła coś chłopakowi na ucho i zaczęła iść w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, nie mogąc poukładać chaotycznych myśli.
Przecież nic mi nie zrobi, przy tylu znajomych?
Miałam nadzieję, że nie...
Następnego ranka, gdy obudziły mnie pierwsze tony budzika, z całego serca miałam ochotę odrzucić moje postanowienie i na powrót zakopać się w kołdrze. Jednak nie uczyniłam tego, bardzo leniwie podnosząc się z posłania. Od razu udałam się do łazienki, by przywrócić sobie jako taki stan używalności, ubrałam się w ciemne rurki oraz kremową, przylegającą do ciała, koronkową bluzkę i spakowawszy się jeszcze, zeszłam do kuchni. Ciocia tego ranka jeszcze spała, wykorzystując okazję, że miała na późniejszą godzinę. Zrobiłam sobie po cichu śniadanie, wypiłam na szybko kawę, po czym ubrałam kurtkę, buty i wyszłam z domu. Do szkoły trafiłam kilkadziesiąt minut później z muzyką dudniącą mi w uszach. Wgapiałam się w wybrukowany podjazd przed szkołą, słuchając jednej z moich ulubionych piosenek Escape The Fate. Muzykę wyłączyłam dopiero, kiedy stojąc przed szafką, musiałam ściągnąć płaszcz. Uczyniłam to dość niechętnie, ale podejrzewałam, że nie nacieszyłabym się muzyczną izolacją od świata zewnętrznego zbyt długo, ponieważ ktoś znajomy zaczepiłby mnie na korytarzu. Zabrawszy jeszcze książkę od angielskiego udałam się na koniec korytarza, gdzie pod samą 12A miała się odbyć lekcja.
Kiedy znalazłam się już prawie pod salą, przechodząca obok blondynka szturchnęła mnie dość mocno. Zachwiałam się lekko i obejrzałam na dziewczynę. Ta odwróciła się i posłała mi wyjątkowo paskudny uśmiech. Momentalnie poczułam jak krew zaczyna się we mnie gotować. Miałam ogromną chęć pójść za nią i zetrzeć jej ten durny uśmiech z wytapetowanej twarzy, jednak zatrzymał mnie dzwonek i zaskakująco szybkie pojawienie się nauczycielki.
Lekcja ciągnęła mi się wyjątkowo długo i nudno. Nie znosiłam dramatów Szekspira, a dziś omawialiśmy "Otella". Wpuszczając jedynym, a wypuszczając drugim uchem to, co mówiła pani Norton, robiłam niewielkie notatki w zeszycie, bardziej skupiając się na rysowaniu na marginesie.
- Liwia - z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos wysokiej nauczycielki o dużych szarych oczach. - przeczytaj proszę i zinterpretuj fragment, w którym Jago sugeruje Maurowi zdradę jego małżonki.
Będąc w ogromnym szoku i nie rozumiejąc kompletnie niczego, otworzyłam usta, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale w porę, z opresji uratował mnie dzwonek ogłaszający przerwę. Wypuściwszy powietrze z płuc, spakowałam się szybko i przeciskając się między uczniami, wyszłam na korytarz. Nie zdążyłam zrobić choćby najmniejszego ruchu, kiedy poczułam mocne szarpnięcie.
- Co do...?
Spojrzałam się na osobę, która bezceremonialnie i nie zwracając uwagi na innych uczniów ciągnęła mnie za sobą. Zatrzymałam się, gwałtownie wyrywając nadgarstek z uścisku silnej dłoni czerwonowłosego.
- Musimy porozmawiać - spojrzał na mnie czekoladowymi tęczówkami, ponownie próbując złapać mnie za rękę.
- Wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym - odrzekłam chłodno, zabierając dłoń.
- Ja jednak myślę, że mamy - powiedział z rosnącą w głosie złością, jednakże jego oczy wyrażały tylko chęć rozmowy.
- Ostatnim razem powiedzieliśmy sobie wystarczająco dużo - spojrzałam mu w źrenice, tylko po to, by zaraz odwrócić wzrok, nie mogąc znieść kującego bólu w klatce piersiowej. - Wyjaśniliśmy sobie to, co mieliśmy do wyjaśnienia, a teraz wybacz, ale śpieszę się na lekcję.
Wyminęłam go, kierując swoje kroki ku schodom na wyższe piętro. Po chwili jednak odwróciłam się do niego i delikatnie uśmiechnęłam.
- Ach... Mam, na koniec, jeszcze jedną prośbę do ciebie. Powiedz tej swojej laluni, żeby w końcu się ode mnie odpieprzyła, bo nic ani jej, ani tobie nie zrobiłam.
Nie czekając na odpowiedź, zwróciłam się stronę stopni i udałam się piętro wyżej. Gdy znalazłam się na wyższej kondygnacji, prędko udałam się do toalety, czując napływające łzy. Zamknęłam za sobą drzwi do wyłożonego jasnymi kafelkami pomieszczenia i oparłam się plecami o ścianę obok. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie skrzydła. Wytarłam pośpiesznie pojedynczą łzę z policzka i machinalnie obejrzałam się na wchodzącą osobę. Święta Trójca.
- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy... - blondynka uśmiechnęła się złośliwie w moją stronę, a dwie pozostałe dziewczyny jej zawtórowały. - Jak dobrze się składa, że się tutaj spotykamy, ponieważ mam wrażenie, że zapomniałaś o naszej ostatniej rozmowie.
- O co ci chodzi? - zapytałam bez zrozumienia, wpatrując się w trzy dziewczyny, stojące naprzeciwko mnie.
- O to, że masz się odczepić od mojego Kastiela - stwierdziła takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość.
- Och, daj mi już spokój z tym kretynem - warknęłam, przechodząc obok nich, by dostać się do drzwi. - Poza tym, jeśli nie zauważyłaś, on ma już swoją księżniczkę i raczej się nie pali do rozglądania za innymi.
- Ta suka mnie nie interesuje. Ona niedługo wyjedzie, ale ty zostaniesz - zmrużyła gniewnie mocno pomalowane oczy. - Przypominam tylko o naszej wcześniejszej rozmowie i ostrzegam przed konsekwencjami.
- Mhm... - mruknęłam cicho, kiwając głową na znak, że zrozumiałam, po czym poszłam w końcu na zajęcia.
Reszta dnia minęła mi na szczęście bez większych rewelacji. Co prawda parę razy mijałam na korytarzu Debrę, ale ignorowałam ją jak tylko mogłam. Nie miałam zamiaru przejmować się jej groźbami. Szczególnie teraz, po tym co powiedział, a właściwie o co mnie zapytał Kastiel.
Siedziałam na ławce przed klasą, gdzie miałam mieć ostatnią lekcję - matematykę, kiedy podbiegła do mnie rozradowana Rozalia. Jej pełne usta układały się w szeroki uśmiech ukazujący prawie jej wszystkie śnieżnobiałe zęby, a w dużych oczach igrały iskierki szczęścia. Usiadła obok mnie i zaczęła się uporczywie we mnie wpatrywać. Gdy po upływie kilku chwil nie zmieniła swojej pozycji, parsknęłam śmiechem.
- No mów co się dzieje, bo zaraz pękniesz - zaśmiałam się, patrząc jej w tęczówki.
Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem, ale zaraz ponownie się szeroko uśmiechnęła, odrzucając białe fale za ramię.
- Alexy organizuje dzisiaj imprezę z okazji Pierwszego Dnia Wiosny - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu tak szybko, że przez chwilę musiałam się zastanowić, o czym ona do mnie mówi.
- I...? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc jej radości. - Co w związku z tym?
- To, że zapowiada się dzisiaj świetna impreza i ty tam idziesz razem ze mną! - szturchnęła mnie w ramię, lekko oburzona tym, że nie podzielałam jej entuzjazmu.
- Dobrze wiesz, że nie przepadam za imprezami. Poza tym, chyba pamiętasz jak skończył się Sylwester u ciebie - mruknęłam posępnie, przypominając sobie paskudny oddech pijanego blondyna.
- Och, bo wtedy to nie była zbytnio pilnowana impreza. Tym razem ma być tylko kilka osób ze szkoły - powiedziała, patrząc mi w oczy z nadzieją. - Przysięgam, że będę cię pilnować jak oka w głowie! - przyłożyła prawą rękę w okolice serca. Zaśmiałam się cicho, kręcąc z dezaprobatą głową. - Och, no Liwia, zgódź się!
Milczałam przez chwilę, trzymając Rozalię w niepewności, mimo iż już dawno znałam swoją odpowiedź. Już od dłuższego czasu miałam ochotę gdzieś pójść i się wybawić, ale jakoś nie było okazji. Tym razem takowa się trafiła i miałam zamiar ją wykorzystać. Kiwnęłam w końcu głową na znak zgody, co białowłosa przyjęła ze znacznie większym zachwytem niż się tego spodziewałam. Od razu pochwyciła mnie w ramiona i mocno wyściskała. Puściła mnie dopiero, kiedy zaczynało mi już brakować powietrza. Chwilę później zabrzmiał dzwonek na ostatnią lekcję, na którą razem chodziłyśmy. Przez większość czasu rozmawiałam z białowłosą, przez co kilka razy zwracał nam uwagę nauczyciel. Na szczęście męcząca godzina matematyki minęła dość szybko.
Po skończonych zajęciach zahaczyłyśmy o dom Rozalii, skąd dziewczyna wzięła ubrania na przebranie oraz kosmetyki i zaraz udałyśmy się do mnie. Na początku chciałam sama wybrać sobie ciuchy, jednakże, kiedy po raz kolejny usłyszałam krytyczne uwagi na temat wybranego przeze mnie zestawu, skapitulowałam i pozwoliłam złotookiej wybrać mi przebranie. Kilka minut później stałam przed lustrem ubrana w granatową bluzkę z gorsetowym wiązaniem na przodzie, czarną rozkloszowaną spódniczkę i tego samego koloru rajstopy, dokładnie te same, które kazała mi założyć ostatnim razem. Dużo lepiej czułabym się w spodniach, ale wolałam się nie sprzeciwiać Rozalii, ponieważ nic bym nie wskórała. Jeśli ta dziewczyna się na coś uparła, to nie było zmiłuj. Aczkolwiek, kiedy chciała mnie pomalować stwierdziłam, że sama się tym zajmę. Zrobiłam sobie lekkie, brązowe smoky eyes, mocno podkreśliłam oczy czarną kredką i starannie wytuszowałam rzęsy. Co do włosów, to postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone, tylko delikatnie podkręciłam je na lokówce. Złotooka zaś założyła zwiewną bladozieloną sukienkę i jasne kozaczki na płaskim obcasie. Oczy podkreśliła kreską eye linerem i białą linią kredki tuż przy dolnych rzęsach. Skończywszy wszystkie poprawki, spakowałam do swojej ulubionej torebki telefon, portfel i kilka drobiazgów i wyszłyśmy z domu. Po drodze do Alexy'ego zaszłyśmy jeszcze do sklepu, kupić kilka piw.
Na miejsce dotarłyśmy parę minut później. Zewsząd było słychać lecącą muzykę, tak jakby w każdym kącie stał głośnik. Dookoła kręciła się masa rozmawiających ludzi, więc dotarcie do salonu zajęło mi i białowłosej kilka minut.
- No, na reszcie! - usłyszałam za sobą rozradowany głos Alexy'ego, który chwilę później uściskał mnie serdecznie. - Ile można na was czekać, co?
- Hej! Byłyśmy w sklepie - oburzyła się Rozalia podnosząc delikatnie białe reklamówki ze szklanymi butelkami. - Poza tym nawet nie wiesz jak ciężko mi było przekonać Liv, żeby ubrała coś normalnego.
- Ja tu jestem... - zwróciłam uwagę przyjaciółce, śmiejąc się cicho. Złotooka w odpowiedzi szturchnęła mnie lekko.
- A tak w ogóle, to gdzie jest Gwen? - dziewczyna zapytała, marszcząc lekko brwi, rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu.
- Powinna zaraz przyjść - mruknął zamyślony niebieskowłosy, spoglądając w tłum, by wypatrzeć znajomą.
- A tu jestem - obok nas zmaterializowała się czerwonowłosa, delikatnie się uśmiechając. Podskoczyłam lekko, wystraszona jej nagłym przybyciem. Z resztą nie ja jedyna. Rozalia też przyglądała się dziewczynie z zastanowieniem.
- Jak ty to... - zaczęła Roza, mrużąc oczy, ale niebieskooka jej przerwała.
- Później będziesz się nad tym zastanawiać. Teraz chodźcie, bo zajęłam dla nas kanapę - złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła wgłąb kręcących się wszędzie ludzi.
Chwilkę później Gwen z Lysandrem, Rozalia, Kentin, Alexy i ja siedzieliśmy w swoim gronie i pijąc piwo gadaliśmy na różne tematy. Alexy co chwilę gdzieś wychodził, wołany przez zaproszonych gości. Kiedy temat zszedł na ostatnią sprzeczkę Armina z nauczycielem o jego konsolę, zauważyłam, że jeszcze nigdzie nie widziałam czarnowłosego.
- Al, gdzie jest Armin? - zapytałam chłopaka, kiedy ten wrócił na swoje miejsce.
- Pewnie siedzi w swoim pokoju i gra - bliźniak przewrócił oczami. Niebieskowłosy nie znosił, jak jego brat poświęcał zbyt wiele czasu swojej konsoli.
- Pójdę go poszukam. Może uda mi się go do nas ściągnąć - zaśmiałam się i opuściłam znajomych.
Najpierw przeszłam się po całym parterze, chcąc mieć pewność, że chłopak siedzi w swoim pokoju, a nie zagubił się gdzieś w imprezowiczach. Nie znalazłszy nigdzie przyjaciela, chciałam skierować się na pierwsze piętro, kiedy przy drzwiach wejściowych zauważyłam Kastiela i Debrę. Serce zamarło mi w klatce piersiowej, gdy spojrzenie lodowatych, niebieskich oczu dziewczyny spoczęło na mnie. Uśmiechnęła się obrzydliwie, po czym szepnęła coś chłopakowi na ucho i zaczęła iść w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, nie mogąc poukładać chaotycznych myśli.
Przecież nic mi nie zrobi, przy tylu znajomych?
Miałam nadzieję, że nie...