Otrząsnęłam się z lekkiego szoku, dopiero jak sylwetka czerwonowłosego zniknęła za rogiem. Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. I sam fakt, że Kastiel... Płakał...
To prawdopodobnie jedna z niewielu rzeczy, która wprowadziła mnie w stan zupełnego osłupienia. Nie potrafiłam sobie wyobrazić co musiał czuć. Kolejny raz przekonać się, że jego dziewczyna to zwykła żmija i to jeszcze w taki sposób. Chciałam za wszelką cenę jakoś mu pomóc, zrobić cokolwiek, by chociaż trochę podnieść go na duchu, jednakże wiedziałam, że to byłoby daremne. Chłopak nie przyjąłby mojej pomocy ani pocieszenia.
To jest chyba najgorsze... Widzieć jak ukochana osoba straszliwe cierpi przez kogoś takiego, jak Debra.
Chwilę jeszcze stałam, starając się uporządkować jakoś myśli, ale nie byłam w stanie. Jak na jeden dzień to było zdecydowanie zbyt wiele wrażeń. Chcąc, nie chcąc wróciłam w końcu do domu Alexy'ego, ale nie mogąc znieść ciężkiej atmosfery, jaka wkradła się między imprezowiczów, przeprosiłam przyjaciół i zabierając swoje rzeczy, wróciłam do swojego domu.
Przez całą noc myślałam nad tym wszystkim co się zdarzyło. Począwszy od pierwszego dnia w szkole, kiedy to Kastiel dawał mi swoje "rady" bym uważała na Nataniela, przez pojawienie się bliźniaków, przyjazd Gwen i Nicka, po ferie spędzone w górach, urodzinową imprezę, aż do dnia dzisiejszego. Życie tutaj kompletnie odbiegało od tego w Ione. Tam, co prawda miałam swoją małą paczkę znajomych, ale z nikim prócz Kena nie nawiązywałam głębszych relacji. Poza tym tam wszytko było takie... Przewidywalne. Każdy dzień wyglądał podobnie, jeśli nie tak samo. A tutaj? Jakby wszystko przestawić o trzysta sześćdziesiąt stopni! Zawsze się coś działo, zawsze była jakaś mniejsza lub większa afera i wszyscy się w to angażowali. I do tego Kastiel.
Nie miałam zielonego pojęcia, co w tym chłopaku takiego jest, że mnie tak pociągał. Był inny. Nie trzymał się reguł. Odstawał od normy, ale w taki sposób, że nie odrzucał, ale wręcz przeciwnie - przyciągał do siebie jeszcze bardziej. Miał niesamowity głos. Głęboki, z delikatną chrypką spowodowaną paleniem papierosów, jednakże wciąż miękki. Jego nieprzeniknione, ciemne oczy, w których można było utonąć jak w jeziorach gorzkiej czekolady. Coś niesamowitego. To wszystko, każdy najmniejszy szczegół składał się na niego i wystarczyłoby, żeby zabrakło chociaż jednego małego elementu i to nie jest ten sam człowiek.
Po raz tysięczny tej nocy przekręciłam się na drugi bok, cicho wzdychając. Dlaczego to musi być takie skomplikowane? Dlaczego nic nie jest jasne od początku do końca? Dlaczego wszystko zawsze musi się gmatwać...?
Następnego ranka obudziło mnie brzęczenie budzika. Jęknęłam przeciągle, czując jak cały organizm buntuje się przeciwko pobudce. Przeciągnąwszy się na posłaniu, usiadłam i leniwym ruchem wyłączyłam uporczywie wyjący telefon. Zsunęłam nogi z łózka, opatulając się jeszcze kołdrą, by przyzwyczaić się do zdecydowanie niższej temperatury w pokoju. Ziewając i przecierając oczy, udałam się do łazienki, by doprowadzić się do normalnego stanu. Piętnaście minut później wróciłam do sypialni obudzona i uczesana. Ubrałam się w czarne legginsy, białą bokserką z nadrukowanym potworkiem i granatową koszulę w kratę. Pomalowałam się jeszcze lekko i po raz kolejny ziewając, zeszłam do kuchni. Kiedy nalewałam sobie soku pomarańczowego do szklanki, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nim zdążyłam wyjść na korytarz, do domu wpadła rozpromieniona Rozalia.
- Opowiadaj! - zawołała od razu, wchodząc do kuchni.
- Cześć, też się cieszę, że cie widzę - powiedziałam, śmiejąc się cicho. Wyciągnęłam drugą szklankę i nalałam przyjaciółce napoju.
- Dzięki - upiła łyk, po czym znów skierowała na mnie swoje zniecierpliwione i zaciekawione spojrzenie.
- No co? - zapytałam w końcu, robiąc śniadanie.
- Mów jak było z Kasem! - stanęła obok mnie, wciąż uporczywie się we mnie wpatrując.
- Nijak, a jak miało być? - wzruszyłam obojętnie ramionami, przypominając sobie przeprosiny chłopaka. To było niespodziewane. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że czerwonowłosy mógłby płakać i to jeszcze przy kimś innym. Jednakże z drugiej strony rozumiałam go. Każdy, nawet najsilniejsza emocjonalnie osoba załamałaby się po czymś takim.
- Całowaliście się? - wyparowała ni z tego, ni z owego, kiedy obierając się biodrem o kuchenny blat jadłam kanapki. - Wczoraj tak szybko zniknęłaś, że nie zdążyłam się ciebie o nic zapytać. Więc jak? Pocałował cię?
- Roza, daj spokój!
Nie chciałam jej mówić o naszej rozmowie. To nie było coś, o czym mogłabym swobodnie z każdym rozmawiać. To było coś intymnego, coś co miało zostać tylko pomiędzy mną a Kastielem.
- Czyli się całowaliście - stwierdziła tryumfalnie, uśmiechając się lekko.
- Nie! - zaprzeczyłam. Westchnęłam cicho, widząc wymowne spojrzenie białowłosej. - Naprawdę. Rozmawialiśmy przez chwilę, a potem po prostu poszedł...
- Co? - dziewczyna spojrzała się na mnie zdziwiona, kiedy myłam talerz po śniadaniu.
- No tak - uśmiechnęłam się lekko, odgarniając wilgotnymi palcami grzywkę z oczu. - Z resztą nie dziw nu się. Jego dziewczyna po raz kolejny zrobiła go w balona, tylko tym razem przekonał się o tym tak na prawdę, a nie przez gadanie innych.
Wychodząc z domu pożegnałam się jeszcze z ciocią, która chwilę wcześniej zeszła z piętra. Szłyśmy przez miasto rozmawiając o szkole i prawdopodobnej kartkówce z historii. Robiło się coraz cieplej. Była połowa marca, a słońce przyjemnie grzało w plecy. Uwielbiałam wiosnę, kiedy wszystko zaczynało się ponownie budzić do życia. Uwielbiałam pierwsze ćwierkanie ptaków i pojawiającą się dookoła zieleń.
- I co teraz z wami będzie? - zapytała nagle Rozalia, gdy byłyśmy już prawie pod szkołą. Spojrzałam się na nią, nie bardzo rozumiejąc o co jej chodzi. - No wiesz... Teraz kiedy nie ma Debry i nic nie stoi wam na przeszkodzie... Może powinniście w końcu normalnie porozmawiać, bo ostatnio ciągle się tylko kłócicie.
- Nie mam pojęcia... - westchnęłam cicho, poprawiając torbę na ramieniu. Kompletnie nie wiedziałam co z tym wszystkim zrobić. Bałam się zrobić cokolwiek pierwsza. Nie chciałam być odrzucona. Jednak zależało mi na chłopaku. Chciałabym, żeby wszystko między nami było wyjaśnione, żebyśmy mogli zacząć wszystko normalnie. Teraz jednak całość stała pod jednym, wielkim znakiem zapytania.
Czerwonowłosego nie było na pierwszej lekcji. Na drugiej i trzeciej też. Kiedy nie pojawił się na kolejnej lekcji, zaczęłam się niepokoić. Kastiel rzadko kiedy opuszczał całe dnie. To mi tu w ogóle nie pasowało. Przez większość matematyki siedziałam oderwana od rzeczywistości, zastanawiając się dlaczego chłopak nie pojawił się w szkole, a pod koniec lekcji miałam już obmyślony plan, by na przerwie złapać Lysandra. On musiał coś wiedzieć.
Ale mój pomysł nie wypalił, ponieważ białowłosego również nigdzie nie było. Gdy po raz trzeci zaglądałam do ogrodu by upewnić się, że tam nie ma chłopaka, stanęłam na środku podwórka i zagryzłam nerwowo wargę. Niepokój rósł z minuty na minutę, a ja nie wiedziałam co zrobić. Westchnęłam ciężko i w raz z dzwonkiem wróciłam do budynku.
Byłam tak pogrążona w myślach, że dopiero po chwili zauważyłam Nataniela i Alexy'ego stojących blisko siebie i rozmawiających szeptem. Przystanęłam w połowie korytarza, przyglądając im się z zaciekawieniem. Rozmawiali jeszcze przez moment, aż rozradowany od ucha do ucha niebieskowłosy potwierdził coś, a delikatnie zarumieniony Nataniel skierował się w przeciwną stronę, idąc na swoje zajęcia.
- Cześć Al! - zawołałam do zbliżającego się przyjaciela. Chłopak uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową na powitanie. - Co słychać?
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Właśnie umówiłem się na korki z matmy z Natem, a u ciebie? - zapytał odgarniając kolorową grzywkę z oczu.
- Nie najgorzej - uniosłam kąciki ust lekko ku górze. - Nie wiesz może, czy jest dzisiaj Lys?
- Nie mam pojęcia... - zamyślił się na chwilę, marszcząc lekko brwi i zagryzając wargę. - A po co ci Lysander?
- Chciałam się go zapytać dlaczego nie ma Kastiela... - mruknęłam cicho, czując jak policzki zaczynają mi się robić gorące.
- Może Gwen będzie wiedzieć? - zasugerował, uśmiechając się lekko. - Jak ją znajdę, to dam ci znać.
- Okej - potwierdziłam jeszcze, po czym weszłam do klasy.
Oczywiście nie obyło się bez znaczącego spojrzenia nauczyciela w moją stronę, które oznaczało, że jeszcze raz się spóźnię, a będę miała poważne kłopoty. Uśmiechnęłam się przepraszająco i zajęłam swoje miejsce. Przez pierwsze dziesięć minut lekcji jakoś udawało mi się skupić nad tym, co mówił nauczyciel, jednak później moje myśli całkowicie odpłynęły. Gapiłam się w okno, obserwując przyjemnie nasłonecznione szkolne podwórko. Cały czas nie dawała mi spokoju nieobecność Kastiela. Odetchnęłam głęboko opierając czoło o dłonie. Czułam jak powoli zaczyna mnie boleć głowa. Jęknęłam w duchu, rozcierając skronie w nadziei, że choć trochę zmniejszę ból.
- Panno Miko, czy wszystko w porządku? - usłyszałam zaniepokojone pytanie i niechętnie podniosłam wzrok na pana.
- Tak... tylko głowa trochę mnie boli - wyjaśniłam, uśmiechając się niemrawo.
- Może powinnaś iść do pielęgniarki? - zaproponował, wciąż przyglądając mi się uważnie zza okularów w ciemnobrązowych oprawkach.
- To nic takiego - odparłam, wzruszywszy lekko ramionami.
- Skoro tak uważasz, to okej - powiedział spokojnie, nie chcąc wdawać się w dalszą dyskusję. - Ale jeśli poczujesz się źle, to możesz wyjść.
Kiwnęłam głową na potwierdzenie, wracając do masowania skroni. Na wiele się to nie zdało, ponieważ ból stawał się coraz większy i bardziej dokuczliwy. Zamknęłam na chwilę oczy, chroniąc się przed jaskrawym światłem jarzeniowych lamp w klasie. Przyniosło mi to lekką ulgę, ale nie na długo, bo chwilę później zadzwonił dzwonek. Podniosłam się niechętnie z krzesła, zabierając swoje książki. Gdy stałam w kolejce do wyjścia, usłyszałam jeszcze prośbę nauczyciela chemii.
- Przeczytajcie na następną lekcje temat dziesiąty!
Mijając tłum uczniów na korytarzu, dotarłam do szafki, gdzie schowałam podręcznik od chemii i wyciągnęłam z biologii na następną lekcję. Czując pulsujący ból, zaczęłam kierować się w stronę sali, w której miałam następne zajęcia, ale zostałam zatrzymana przez burzę rozwichrzonych, białych włosów.
- A dokąd to? - zapytała z szerokim uśmiechem na pełnych ustach, pomalowanych delikatną różową szminką. - Miałyśmy zjeść razem lunch w "Papai" nie pamiętasz?
No tak, długa przerwa.
- Przepraszam... Zapomniałam - mruknęłam posępnie, odgarniając grzywkę z oczu.
- Hej Liv, co ci? - złapała mnie za brodę i delikatnie uniosła do góry, chcąc mi się bardziej przyjrzeć.
- Głowa mnie trochę boli... - jęknęłam, zasłaniając wzrok przed światłem.
- Coś mi to nie wygląda na trochę - stwierdziła z przekąsem, ale zaraz zaczęła szukać czegoś w torbie. Po pół minucie wyciągała w moją stronę paczkę silnych tabletek na ból. Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, po czym wzięłam jedną kapsułkę i popiłam ogromną ilością wody.
- Dzięki - oddałam jej resztę tabletek. Zabrałam jeszcze ze sobą kurtkę i wyszłyśmy ze szkoły.
Przed budynkiem czekała jeszcze Gwen z bliźniakami. Armin jak zwykle wpatrzony w swoje PSP, a Alexy rozmawiał o czymś z dziewczyną.
- Cześć, o czym rozmawiacie? - podeszłam do przyjaciół, przy okazji specjalnie szturchając czarnowłosego. Chłopak rzucił mi mordercze spojrzenie, uśmiechając się lekko.
- Właśnie pytałem się Gwen, czy wie dlaczego nie ma dziś chłopaków w szkole - niebieskowłosy wyszczerzył się do mnie, na co parsknęłam śmiechem.
- I co się dowiedziałeś?
- Nie zdążyłem się niczego dowiedzieć, bo przerwałaś! - udawał oburzonego, co po raz kolejny zaśmiałam się cicho pod nosem.
- Z tego co wnioskowałam po porannym zachowaniu Kasa, to umówił się z chłopakami na piwo, czy coś w tym stylu - odpowiedziała spokojnie Gwen, gdy cała nasza grupka szła w stronę pobliskiej knajpki. - A czemu cię to interesuje?
- Zastanawiało mnie po prostu dlaczego ich nie ma i tyle... - stwierdziłam z wymuszoną obojętnością, ale nie potrafiłam powstrzymać rumieńców cisnących mi się na policzki.
- Coś mi się wydaje, że to nie tylko przez zwykłą ciekawość chciałaś się dowiedzieć... - mruknął Alexy, spoglądając na mnie znacząco, co speszyło mnie jeszcze bardziej.
Do knajpki dotarliśmy kilka minut później, przekomarzając się i śląc sobie uszczypliwe uwagi. Wnętrze było jasne i przytulne, pełne kolorowych lamp i różnych egzotycznych zdobień kojarzących się z rajskimi wyspami. Chłopcy poszli złożyć nasze zwyczajowe zamówienie, a ja z dziewczynami zajęłyśmy jeden z największych stolików przy oknie, wychodzącym na ruchliwą ulicę.
- Ej, tak sobie pomyślałam - odezwała się Rozalia, gdy usiadłyśmy wygodnie - że mogłybyśmy się dzisiaj w trójkę spotkać. Wiecie, taki babski wieczór. Lody, popcorn, jakaś dobra komedia... Co wy na to?
- Ja jestem za! - od razu zgodziła się Gwen, a ja potwierdziłam jej zdanie.
- No to co? Punkt ósma u Liv?
Bardzo fajny rozdział. Cudnie opisane uczucia. I Kastiel z takiego punktu nie tylko fizycznego tzn, nie tylko jak wygląda i wgl.
OdpowiedzUsuńCo więcej. Pozdrawiam i wesołego Sylwestra życzę.
Znowu wkopuja ja w imprezę, ech a liwia ma niezbyt ciekawe zycie xD znaczy ciekawe ale znojomych niemozliwych xD ale gdzie jest lysio? Moj lysio? Co z nim zrobilas ty szma... Znaczy kochaniutka? Poszedl do kina na 50 twarzy lysandra czy to? Raczej nie z kassem na piwo, chociaz? Moj lysio by poszedl, hehehehehe! Rozdzial swietny jak zawsze, pozdro, wena i kielbasa :P
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Taki spokojniejszy, ale przyjemnie się czyta. ;) Pozdrawiam, życzę weny!
OdpowiedzUsuńWitaj! Mam nadzieję, że Święta minęły Tobie pomyślnie. Osobiście wolałabym tych dwóch dni spędzonych z moją nienormalną rodzinką nie powtarzać, aczkolwiek już zaczynam przygotowywać się mentalnie na Wielkanoc. Dlaczego krewnych się nie wybiera? (T.T) A zwłaszcza kuzynostwa!
OdpowiedzUsuńZatroskana Liwia jest cudowna. Jejuniu, ostatnimi czasy za często określam ludzi pozytywnymi przymiotnikami. Chyba najwyższa pora to zmienić.
Nie wierzę, że bohaterka była skłonna uruchomić najlepszych szkolnych informatorów, by dowiedzieć się, dlaczego Kas nie pojawił się na lekcjach. Tak, jakby nie było komórek, a zwykły SMS z zapytaniem to czysty wymysł ludzi, którzy siedzą w psychiatryku przyodziani w kaftany z przydługimi rękawami. Chociaż nie, po chwili namysłu stwierdzam, że zapewne też nie zadzwoniłabym do czerwonowłosego, obawiając się jego reakcji. Możliwe, że nawet byłabym skłonna wykorzystać w tym celu Rozalię, w końcu dziewczyna ma gadane.
Podoba mnie się pomysł z babskim wieczorkiem. Nareszcie przyjdzie czas na wesołe rozmowy o chłopakach, ciuchach i innych pierdołach. W sumie, z tym pierwszym to nie wiadomo, zważywszy na zaistniałą sytuację. Aczkolwiek mam nadzieję, że dziewczęta nie będą zamulać dup przed telewizorem.
Gorąco pozdrawiam i do następnego!
Świetny! :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, a najbardziej podobał mi się opis Kastiela, wyszedł ci mistrzowsko :D tak mi się spodobał, że przeczytałam go chyba ze 3 razy i znam go prawie na pamięć. No cudny po prostu, jak z jakiejś naprawdę dobrej książki *.* Dobra, przestaję słodzić bo mi tu w piórka obrośniesz jeszcze xd Scena kiedy Roza dawała Liwii tabletki skojarzyła mi się z jakąś reklamą tabletek z telewizji, hahaha, normalnie czytałam ten fragment i się szczerzyłam do monitora jak idiotka :D Ciekawi mnie co się dzieje z Kasem i Lysandrem, jakby się zapadli pod ziemię, nikt nic o nich nie wie... Mam nadzieję że ten babski wieczór będzie urozmaicony. Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny ;)
OdpowiedzUsuńUwaga uwaga w końcu jestem! Po tak długiej nieobecności.. za którą oczywiście bardzo przepraszam :c Mam nadzieję, że nie jesteś zła. Ostatnio rozdział komentowałam w tamtym roku... jak to brzmi XD Tak dłuugo mnie nie było. Oczywiście już nadrobiłam wszystkie rozdziały, nie musisz się martwić :D Mój ulubiony moment? Załatwienie Debry przez Armina! O, tak! Jak to przeczytałam, to po prostu byłam w siódmym niebie. Mam nadzieję, że ta żmija więcej nie wróci, a nawet jeśli to wkręcisz mnie tam do opowiadania i osobiście jej dokopię!
OdpowiedzUsuńAle kiedy Kastiel się rozkleił... to nawet ja miałam już łzy w oczach! Boże, to było takie słodziutkie.. Jeszcze kto jak kto ale KASTIEL! Boże wielki.. Nie myślałam, że ten dzień nadejdzie. Oczywiście mimo tego ,że wyzywałam go wcześniej od dupków, bo skrzywdził moją Liwkę, to i tak było mi go bardzo szkoda. Ni życzę nikomu, nawet największemu wrogowi natknięcia się na tak dwulicową osobę jaką jest Debra. Ugh.. ciarki przechodzą. Ale myślałam, że rzuci się z pazurami na biednego Armina i będzie bójka i Roza przywali jej z łokcia w tą wytapetowaną mordkę i ona trafi do szpitala z połamanym nosem. Wiem, że to mała kara za wszystko co zrobiła, no ale zawsze coś :D
Oczywiście nie mogę się już doczekać aż nasza bohaterka znów porozmawia z Kastielem. Czy w końcu sobie wszystko wyjaśnią? Czy będą razem? Cze nie zostaną na granicy jedynie przyjaciół? Jeeeeeestem taka ciekawa dalszych losów! Oczywiście czekam na następny rozdział! Przesyłam mnóstwo weeeny moja droga (i ciepłego kakałka na rozgrzanie) i czasu i dobrych ocen i w ogóle wszystkiego dobrego na ten Nowy 2016 Rok!!! ♥
Uwielbiam Twój styl pisania. ;)
OdpowiedzUsuń