Menu

wtorek, 9 stycznia 2018

~ !! Rozdział 88 !! ~

   - Kurwa mać! - bardziej jęknąłem, niż krzyknąłem, szarpiąc nerwowo włosy. - Nie wierze... Po prostu nie wierze...
   Pochylałem się nad jednym z najlepszych moich wzmacniaczy, machaniem ręki próbując rozwiać smród palonego plastiku. Byłem wściekły na siebie i swoje pierdolone kombinowanie z mocą. Siedzieliśmy z chłopakami od kilku godzin, sprawdzając i testując sprzęt blondyna, który przynieśliśmy z samego rana.
   - Nie da się jakoś tego naprawić? - zapytał Nataniel prostując się i podwijając wyżej rękawy ciemnego swetra.
   - Zjarane głośniki? - prychnąłem, unosząc jedną brew w powątpiewaniu. - Nie w tak krótkim terminie i na pewno nie w niskiej cenie - sapnąłem ze złości, wyciągając papierosa z paczki, po czym odpaliłem końcówkę, zaciągając się gryzącym dymem. Byłem tak wściekły, że nawet nie zauważyłem, że już po chwili miałem spalone pół fajki. - Już bardziej opłaca się kupić nowy, albo pożyczyć od kogoś, ale wątpię, by ktokolwiek w tym zadupiu miał na zbyciu całkiem dobry wzmacniacz pasujący do naszej muzyki.
   - A z tego, co tutaj mamy, nie dasz rady czegoś złożyć? - Nick machnął ręką na pokaźną stertę wzmacniaczy i innych głośników.
   - Mógłbym, ale nie wiem czy to da radę. Nawet nie wiemy gdzie będziemy urzędować, więc jak będziemy na zewnątrz to nie mogę złożyć czegoś słabego, bo gówno będzie z naszego koncertu, a jeśli dostaniemy miejscówkę gdzieś na jakiejś hali, to zbyt silny dźwięk sprawi, że wyjdzie jeszcze większa kaszana... - gasząc peta w popielniczce zrobionej ze słoika, odpaliłem nową fajkę. Tylko w taki sposób byłem w tanie panować nad nerwami i wymyślić coś konkretnego.
   - Czyli dupa... - kucający niedaleko mnie blondyn, osunął się na ziemię, opierając się o karton ze światłami i wyciągnął przed siebie nogi.
   - Nie do końca - mruknąłem, po raz wtóry szarpiąc włosy w nerwowym geście. - Musimy tylko poczekać na Kaspra i wtedy będziemy wiedzieć na czym stoimy.
   Przez moment między nami panowała pełna napięcia cisza, podczas której każdy z nas próbował wymyślić coś, co szybko i łatwo rozwiązałoby nasz problem. Nick wystukiwał glanem o podłogę tylko sobie znaną melodię, Nat opierając głowę o karton, z zamkniętymi oczami zastanawiał się intensywnie nad czymś, marszcząc lekko brwi, a Lys siedział w kącie i zapisywał coś w swoim notatniku. Patrząc na to wszystko z niewielkiej odległości miałem ochotę parsknąć śmiechem, mimo przytłaczającej atmosfery. Kto by przypuszczał, że będę siedzieć ze szkolnym gospodarzykiem, przyjacielem i kuzynem w MOJEJ piwnicy, przeglądając sprzęt BLONDYNA, który mógłby się przydać na NASZYM wspólnym koncercie. Widocznie wszyscy dorośliśmy, zakopując topór wojenny. Nie żebym narzekał. Całkiem mi to nawet pasowało, bo co, jak co, ale Nataniel miał niezłą rękę do perkusji. Być może nawet lepiej grał niż Josh.
   Westchnąłem ciężko i zgasiwszy drugiego peta w słoiku, przetarłem twarz, przyciskając palce do oczu tak długo, aż nie zobaczyłem różnokształtnej feerii barw. W momencie, gdy oderwałem ręce, usłyszałem znajome dźwięki jednej z piosenek Asking Alexandrii, którą miałem ustawioną na dzwonek od niepamiętnych czasów. Gwałtownym ruchem zabrałem komórkę z głośnika, po czym szybkim przesunięciem palca po ekranie odebrałem połączenie od Kaspra.
   - No? - zapytałem zniecierpliwiony, nie dbając o przywitanie.
   - Dupa - usłyszałem ze słuchawki, zezłoszczone warknięcie kumpla.
   - Co? - zmarszczyłem brwi, obawiając się najgorszego i po chwili dodałem - W jakim sensie?
   - W każdym. Staruszkowie powiedzieli, że nic mi nie załatwią w tym momencie, bo cały ratusz sra się nad corocznym jarmarkiem i żadne rozmowy na temat sylwestra nie mają sensu, bo i tak nic przed świętami nie załatwią.
   - Kurwa - zakląłem, zaciskając wolną dłoń w pięść i, żeby dać upust swoim emocjom, uderzyłem w zjarany wzmacniacz. - Jesteśmy w czarnej dupie, gdzieś koło ślepej kiszki - zażartowałem, mimo że nie było mi do śmiechu. - Musisz przyjść tutaj w trybie natychmiastowym, bo chcąc podkręcić trochę moc sfajczyłem głośniki w wzmacniaczu, a bez ciebie nie dam rady tego skleić z powrotem, żeby to miało ręce i nogi.
   - Co żeś zrobił idioto? - w głosie przyjaciela dało się usłyszeć niedowierzanie i irytację. - Jakim, kurwa, cudem?
   - Gówno - odwarknąłem coraz bardziej podirytowany. Kasper brzmiał tak, jakbym nie zdawał sobie sprawy w jakie bagno się wpakowałem. - Normalnie. Przegiąłem trochę z mocą i poszły z dymem. Wszystkie.
   - O Szatanie wszechmogący... - westchnął, a przez słuchawkę słychać było szumy, co świadczyło o tym, że szatyn pocierał palcami nasadę nosa tuż przy brwiach. Zawsze tak robił gdy był zdenerwowany, albo potrzebował się na czymś skupić. - Jestem teraz na drugim końcu miasta. Dam radę dojechać dopiero gdzieś za godzinę, bo są takie korki, że nie idzie nawet jak iść pieszo, a co dopiero tłuc się autem. Ci ludzie ochujeli z tym całym szałem świątecznym. Mamy dopiero dziesiąty grudnia!
   - Przestań marudzić i zapieprzaj tutaj! - warknąłem jeszcze do telefonu, po czym się rozłączyłem.
   - I co powiedział? - Lysander oderwał się w końcu od swojego notatnika i patrzył na mnie przenikliwym, uważnym wzrokiem.
   Nie wiem, który już raz westchnąłem przeciągle, po czym wyjaśniłem chłopakom to, co dowiedziałem się od szatyna. Dokładnie jak ja, nie byli zadowoleni z nowin. Jak się coś jebie, to wszystko naraz.
   - Idę powiedzieć dziewczynom na czym stoimy - mruknąłem posępnie, kierując się w stronę schodów prowadzących na piętro wyżej. Wcisnąłem ręce w kieszenie spodni, zagryzając wargę. Czułem jak zaczyna dopadać mnie ponury nastrój. Dopiero co zaczynaliśmy w ogóle cokolwiek załatwiać i już wszystko się zaczynało walić. Co do miejsca naszego koncertu nie martwiłem się zbyt mocno, bo wiedziałem, że Kasper jest w stanie załatwić wszystko, poza tym w Emeryville nie było do wieków takiego wydarzenia i byłem prawie w stu procentach pewny, że rada miasta przyklaśnie naszemu pomysłowi. Bardziej martwiłem się zepsutym wzmacniaczem. Bez niego nie byłem w stanie zagrać, a żeby go naprawić potrzebowałbym czterech naprawdę dobrych głośników, inaczej moja gitara stawała się bezużyteczna. Koszt nowych głośników zdecydowanie przewyższał mój i tak kruchy budżet i wątpiłem, by ktokolwiek w tym mieście posiadałby choć w połowie tak dobry sprzęt.
   Zakląłem pod nosem, zbliżając się do drzwi odgradzających korytarzyk od zejścia do piwnicy. Zatrzymałem się tuż przed nimi słysząc przytłumioną rozmowę między dziewczynami. Nie zwróciłbym na nią zbytniej uwagi, gdyby nie niepokojące słowa Liwii. Drzwi były uchylone, więc nie wydałem żadnego dźwięku otwierając je. Stanąłem w przedsionku, nie będąc widocznym z kuchni, w której znajdowała się Liwia z Rozalią, projektującą dla naszej grupy nowe stroje. Wstrzymałem nerwowo oddech, wsłuchując się w ich konwersację.
   - ...ze mną wszystko w porządku, a ty jak się czujesz? - zapytała cicho Rozalia, a w tle było słychać ciche poskrzypywanie ołówka o kartkę. Dziewczyna zapewne była pogrążona w projekcje.
   - Nie najgorzej... - Liwia cicho westchnęła, ale ja od razu wyczułem, że jest coś nie tak. Miała zbyt zmartwiony głos. Najwidoczniej białowłosa wychwyciła to samo, ponieważ po chwili padło pytanie z jej strony.
   - "Nie najgorzej"? Czy ty próbujesz coś przede mną ukryć?
   - To nie tak... - wykręciła się blondynka. - Po prostu ostatnio nie czuję się najlepiej.
   - Co się dzieje? Coś pomiędzy tobą a Kasem? - padło podejrzliwe pytanie, a ja aż sapnąłem ze złości. Nie skrzywdziłbym teraz Liwii. Przynajmniej nie umyślnie, kiedy teraz mam wobec niej poważne plany.
   - To nie to. Chodzi o to, że... - nie dokończyła, a ja usłyszałem jedynie dźwięk przesuwanego czegoś po stole.
   - O Matko Boska! Mówiłaś mu?
   - No właśnie nie... - Liwia westchnęła ciężko. - Nie chcę, dopóki nie pójdę się dokładnie przebadać i skonsultować tego z lekarzem.
   - Och, Liwia... - Rozalia prawdopodobnie wstała i podeszła do mojej dziewczyny.
   Czekałem jeszcze chwile, mając nadzieję, że dziewczyny kontynuują rozmowę, a ja będę mógł dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, co ukrywała przede mną blondynka. Nie wytrzymałem jednak długo i zamknąłem za sobą drzwi do piwnicy, żeby nie wyszło na to, że je podsłuchiwałem.
   - Och, Kas... - Liwia była wyraźnie zmieszana, czego nie można było powiedzieć o jej przyjaciółce, która zachowała idealną maskę zwykłego zainteresowania swoimi projektami.
   Skrzywiłem się lekko na tą farsę, czując się jeszcze bardziej zdołowany, że moja własna dziewczyna miała przede mną sekrety, które najwyraźniej dotyczyły jej zdrowia. Czyżby nadal mi nie ufała? Odepchnąłem tą natrętną myśl od siebie, skupiając się na tym, w jakim celu tu przyszedłem.
   - Nie mam zbyt dobrych wieści... - potarłem nerwowo kark. - Kasper przed chwilą dzwonił i powiedział, że nie udało mu się nic konkretnego załatwić i na pewno nie uda przed tym pieprzonym jarmarkiem bożonarodzeniowym, a ja sfajczyłem swój jeden z najlepszych wzmacniaczy...
   - I co teraz? - zapytała Rozalia, podnosząc wzrok znad zarysowanych kartek.
   - Nie wiem... - przyznałem szczerze, ponieważ sam nie miałem zbytniego pomysłu, jak chociaż z jednego problemu wybrnąć. - Jak Kasper przyjedzie to spróbujemy coś pokombinować ze sprzętem, żeby go złożyć do kupy, a co do miejscówki, to musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż całe zamieszanie ze świętami minie i w zarządzie zainteresują się sylwestrem i Nowym Rokiem.
   Dziewczyny pokiwały w zgodzie głowami, podzielając moje zdanie. Najważniejsze było teraz naprawienie tego, co spieprzyłem, a reszta sama się z czasem rozwiąże. Liwia poinformowała mnie jeszcze o prawie gotowym obiedzie i poprosiła, żebym zawołał chłopaków. Przytaknąłem, idąc z powrotem do piwnicy.
   Co, co cholery, Liwia tak bardzo przede mną ukrywała?
   Na myśl przychodziły mi przeróżne scenariusze, jednak starałem się nie dopuszczać do siebie tych absurdalnych, że mogłaby mnie zdradzić lub chcieć ode mnie odejść. Przecież do tego nie potrzebowałaby lekarza! Wściekłem się na siebie za te myśli. Zachowywałem się jak bezmyślny zazdrośnik.
   Po chwili dotarł do mnie sens moich rozmyślań. Liwia źle się czuła. Liwia pokazywała coś Rozalii. Coś co ją zszokowało. Liwia chciała się przebadać i skonsultować to z lekarzem. A co jeśli była poważnie chora?
   O kurwa!

10 komentarzy:

  1. Cześć i czołem! (^.^)/ Mam nadzieję, że dobrze zaczęłaś ten rok i styczeń nie przyniósł Ci żadnych przykrych niespodzianek. Teraz zauważyłam, że ilekroć próbuję uczyć się do "ekstremalnie ważnego" kolokwium, Ty dodajesz rozdział. Masz wyczucie czasu, nie powiem.

    Widzę, że Kastiel ma identyczny problem z przedmiotami jak ja. To jakaś złośliwość rzeczy martwych. Przykład pierwszy z brzegu. Dzisiaj bawiłam się obcinaczkami do pazurów dla psa i je zepsułam. Tak po prostu. Nawet na nie nie patrząc. Nagle przestały się ruszać. No i do wyrzucenia. Ale mam tak od dzieciaka, więc chyba już zdążyłam się przyzwyczaić. O ile można tak to określić. (-,-) Na szczęście moje wpadki nie oddziałują na ważne wydarzenia. Chłopcy muszą pomyśleć, jak rozwiązać ten problem, bo czasu pozostało niewiele, a przecież koncert musi się odbyć. No nie może być inaczej.

    A teraz zarządzam minutę ciszy dla racjonalnego myślenia Kastiela... (-_-;)Dobra, pięć sekund wystarczy. Dlaczego on nie domyślił się, że Liwia na nic nie jest chora, tylko SPODZIEWA SIĘ DZIECKA? Tak to właśnie jest, jak zapomina się o zabezpieczeniu. (=_=) Co za człowiek. Choroba, też coś. Chory to on dopiero będzie z niewyspania, jak zacznie w nocy wstawać, żeby pieluchę zmienić albo brzdąca nakarmić. W sumie to zapowiada się całkiem uroczo. Liwia i Rozalia zapewne będą chodzić razem na spacerki i wymieniać się doświadczeniami. Sprzeczać o to, które dziecko jest słodsze. No i przede wszystkim - trochę ponabijają się z tatusiów. Taki rozczulony Kastiel... (^o^)

    Będę wyczekiwać nowego rozdziału z nadzieją, że dodasz go szybko. Przygotowania do koncertu muszą pójść sprawnie, no nie ma innej możliwości. I miło byłoby, gdyby Liwia jeszcze przed Nowym Rokiem zdradziła Kastielowi swoją tajemnicę, bo jeszcze chłopak oszaleje z nerwów. Albo to całe milczenie wyewoluuje w niepotrzebną kłótnię. Swoją drogą, dziewczyna mogłaby powiedzieć o swoich podejrzeniach. Jejku, dlaczego my, kobiety, tak bardzo lubujemy się w sekretach i niedomówieniach? Jesteśmy jakieś po... Nienormalne. (._.)

    Już się żegnam. Życzę Ci samych dobroci, jak zawsze zresztą. Wszystkiego dobrego i takie tam. A za tego Szatana wszechmogącego masz ogrooomnego plusa. *(^o^)* Pozdrawiam i do napisania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie i zapraszam do cieplutkiego, mięciusiego fotela, gdzie dostaniesz gorace kakałyko!
      Nowy Rok zaczął się dla mnie hmmm... nie najgorzej, jeśli usunę z jego poczatku brak pracy i pieniędzy, ale teraz już wszystko nadrabiam :D
      Cóż... muszę przyznać, że rozdział miałam skończony już dzień wcześniej, ale była dość późna, lub też baardzo wczesna godzina (zależy jak ktoś spojrzy na godzinę 3.40) i już po prostu nie byłam w stanie sprawdzić błędów i dodać, więc przeniosłam to na wczoraj. Moje wyczucie, wyczuciem, ale też niezbyt wcześnie się kładłaś spać :p. Phje.. odezwała się ta, która nie zasypia wcześniej niż 2/3 godzina w nocy.
      Co do domniemanej ciąży bądź też choroby Liwii się nie wypowiem, choć przyznam szczerze korci mnie niesamowicie, żeby jakkolwiek skomentować Twoje zdanie na ten temat. Jednak poprzysięgłam sobie, że wszyscy dowiecie się w odpowiednim momencie i nie zdradzę choćby słóweczka.
      Cieszę się ogromnie, że podobał Ci się rozdział, a na kolejny niestety bedziecie musieli jeszcze troszkę poczekać, ponieważ nawet nie wiem od czego zacząć ._. Ale coś wymyślę i na pewno jutro, bo jadę do miasta z chłopakiem, który bardzo lubi wymyślać różne teorie na temat tego opowiadania. Więc na pewno coś się zrodzi w naszych głowach.
      Serdecznie dziękuję za przemiłe słowa, których ostatnio zaczęło brakować, nad czym ogromnie ubolewam. Ślę gorące pozdrowienia i trzymam kciuki za zdane egzaminy <3
      Do następnego :*

      Usuń
  2. Hmm... Czyżby Liwia była w ciąży?? :D Ale skoro ona jest w ciąży.. to już nie będzie seksów?! :O :'(
    Wróciłam :D
    Wciągnęło mnie teraz niesamowicie, czuję się jakbym czytała jakąś naprawdę dobrą książkę. W każdym rozdziale się coś dzieje. Aż mi jest żal że cała historia powoli dobiega końca... :'(
    Ciekawa jestem co wymyślą z tymi wzmacniaczami, żeby jednak koncert się odbył. I mam nadzieję, że moje przypuszczenia się sprawdzą o ciąży Liwii. Bo chyba nie zamierzasz jej uśmiercić na koniec jakimś raczyskiem?! Nie przeżyłabym tego...
    Życzę pokładów weny i czekam z niecierpliwością na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! W 3 dni przeczytałam wszystkie rozdziały, normalnie nie mogłam się oderwać. Pisane świetnym językiem, przyjemny i przychylnym do czytania. CZEKAM NA WIĘCEJ ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uaaa... przyznać muszę, że jestem pod wrażeniem. Nawet ja sama po półrocznej przerwie potrzebowałam tygodnia, a i tak omijałam sporo rozdziałów, które pamiętałam.
      Cieszy mnie ogromnie, że Ci się podobało i mam nadzieję, że podobać Ci się będzie dalej. Za kolejny rozdział już się zabrałam, więc prawdopodobnie do końca tygodnia powinnam się wyrobić.
      Pozdrawiam :3

      Usuń
    2. W takim razie czekam cierpliwie i dużo weny :)

      Usuń
  4. Jejku tak super piszesz. Przeczytałam wszystkie rozdziały w ponad 2 dni. Siedziałam cały czas przed laptopem :D Czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrabiam rozdziały, których jeszcze nie przeczytałam xD
    Ciekawie się czyta ^^ Związek Liwii i Kastiela jest świetny. Uuu, czyżby Liwia w ciąży? ;o
    Kastiel ojcem
    ohoho
    Ciężko to sobie wyobrazić xD
    Kuuurczę koncert musi się udać!

    OdpowiedzUsuń