Podziękowania
Nadszedł
w końcu ten moment, gdzie po ponad pięciu latach tworzenia tej
historii muszę usiąść i napisać podziękowania. Muszę szczerze
przyznać, że nie do końca wiem co chciałabym napisać, mimo że
kiedyś kilka razy przychodziła mi myśl, żeby zacząć pisać. Za
każdym razem powstrzymywałam się, czując że to nie czas. A dziś
kiedy mam to zrobić mam kompletną pustkę w głowie i jednocześnie
totalny mętlik. Jest tyle rzeczy, które chciałabym powiedzieć, za
które chciałabym podziękować…
Te
pięć lat pisania „Kawałka nieba” były dla mnie niezwykłą
przygodą. Przygodą i wyzwaniem, dzięki któremu poznałam wiele
wspaniałych osób, a z niektórymi zdążyłam się zaprzyjaźnić.
W życiu się nie spodziewałam, że jednak dotrwam do końca tego
opowiadania i dalej do mnie nie dociera, że to już koniec. To
naprawdę bezlik godzin poświęconej ciężkiej pracy, wiele
nieprzespanych nocy spędzonych na pisaniu i myśleniu o kolejnych
rozdziałach. Niepohamowana radość z każdego komentarza,
pozytywnej opinii czy błyskotliwej uwagi wytykającej mi błędy,
których uczyłam się unikać. Wszystko to zebrało się w jedną
całość jaką jest zakończone opowiadanie „Kawałek nieba
zamknięty w piekle”.
Jest
ogrom osób, które przyczyniły się do powstawania tej historii,
wiele z nich już nie widać w blogosferze, ale nie chciałabym, żeby
właśnie przez to zostały pominięte. Pozwólcie, że przy
kolejności podziękowań będę kierować się najwcześniejszymi
komentarzami, które naprawdę zapadły mi w pamięć i serce.
Na
początek chciałabym ogromnie podziękować Heroinie. Co prawda
byłaś tylko w kilku pierwszych rozdziałach, jednak twoje cenne
uwagi dotyczące czy to samej budowy i wyglądu rozdziału, czy też
skupiające się na uczuciach i przeżyciach bohaterów, sprawiły,
że naprawdę zawzięłam się w sobie i to poprawiłam. Dzięki
tobie Liwia zaczęła mieć uczucia, a moje rozdziały nie kończyły
się na trzech stronach. Naprawdę dziękuję ci za to, bo zapewne
bez twoich uwag te opowiadanie wylądowałoby w koszu po kilku
dniach.
Kolejną
osobą, która miała naprawdę ogromny wpływ na moją pisaninę
jest Tekashika, znana również przeze mnie i niektórych bardziej
wtajemniczonych jako Daria. Do dziś pamiętam, że jako jedna z
niewielu osób miałaś odwagę napisać do mnie na mejla. Twoja
odwaga zaowocowała wspaniałą przyjaźnią (mam nadzieję, że też
o mnie tak myślisz). Co prawda nie mam już tych wiadomości, ale
screeny z naszych rozmów na gadu dalej gdzieś są tam zakopane.
Byłaś (przy tym opowiadaniu) i jesteś (przy tych kolejnych co
tworzę) naprawdę ogromną weną. Powinnam Cię całować po stopach
za to, jak umiejętnie potrafiłaś mnie popchać do pracy. Twoje
niesamowite parodie, zaskakująco świeże pomysły czy nieoczekiwane
rozwiązania (czyt. gwałty i napastowania XD) sprawiały, że
siadałam przed komputerem z nową energią i zapałem. Byłaś mi
też cudowną i cierpliwą betą, mimo że umiałaś niewiele ode
mnie. Mam ogromną nadzieję, że kiedyś uda nam się spotkać i
będę mogła Ci osobiście podziękować.
Następną
osobą, która bardzo mnie wspierała i wspiera w mojej wesołej
twórczości jest Carbenet, czy też znana przeze mnie, bliska mi
przyjaciółka Aneta. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że
miałam odwagę powiedzieć Ci, że piszę. I dziękuję Ci ogromnie
za czytanie tych bazgrołów. Twoje komentarze pod postami, czy uwagi
szeptane szybko na lekcjach w liceum były i są do dziś niezwykle
cenne. Co prawda nigdy nie chciałaś bym ci zdradzała co będzie w
następnych rozdziałach i krzyczałaś na mnie, że Ci spojleruję,
ale i tak cierpliwie słuchałaś mojego narzekania na brak pomysłów,
czy marudzenia o kolejny komentarz. (Taaak… potrafiłam żebrać o
komentarze nawet u przyjaciółki). To na podstawie Ciebie powstała
Millie, bo to Ty zawsze byłaś takim moim głosem rozsądku. Zawsze
przy mnie byłaś i popychałaś mnie do pisania na telefonie, byle
by tylko powstał rozdział. Dziękuję Ci za cierpliwe słuchanie,
czytanie i wspieranie mnie w niekiedy niezwykle trudnych chwilach.
Chylę
czoła Magdzie, którą poznałam dopiero pod koniec pisania
opowiadania, aczkolwiek jeśli wziąć pod uwagę przedział czasowy,
to będzie dobre półtorej roku, jak nie dwa lata odkąd łaskawie
odpowiedziałaś na moją, cóż… niezbyt błyskotliwą wiadomość
na messengerze. Jak myślę o tych milionach, bo już w takich
liczbach można to mierzyć, memów i wiadomości, które przez ten
stosunkowo krótki czas wymieniłyśmy, to micha mi się sama cieszy.
Ty również byłaś mi ogromną inspiracją i motywatorem do
pisania. Gdyby nie Twoje marudzenie i przypominanie mi o pisaniu, to
nie wiem czy dzisiaj bym to skończyła. Dziękuję Ci również za
cierpliwe przeczekiwanie każdego doła czy to pisarskiego czy
emocjonalnego. Dziękuję za pocieszanie mnie w momencie, kiedy
dostałam ostrą krytykę na temat mojego pisania, które otworzyło
mi oczy i popchnęło do chęci poprawienia się. Jesteś mi ogromnym
wsparciem.
Dziękuję
także wszystkim czytelnikom, tym mniej i tym bardziej aktywnym,
którzy napędzali mnie każdym komentarzem do pisania. Wiele z nich
posłużyło mi za niemałą inspirację, gdzie bezwstydnie
wykorzystywałam teorie i pomysły do kolejnych rozdziałów.
Dziękuję Yumiko Naoki za Twoje długaśne i radosne komentarze.
Dziękuję Let’s Die za wierne czytanie i komentowanie niemal
każdego rozdziału. Dziękuję Wathewie za spamy pod rozdziałami.
Czasami żałuję, że nie miałyśmy wtedy okazji poznać się
bliżej. Coś czuję, że z tego również wyszłaby całkiem dobra
znajomość. Dziękuję Jam, która niestety również okazywała swą
obecność na blogu tylko w kilku pierwszych postach, ale Twoje
teorie spiskowe poprawiały mi humor na cały dzień. Farazowski jako
psychopata dalej gdzieś mi się błąka w myślach. Celne,
wyczerpujące jak i długie komentarze zawdzięczam również
Panience Kernit. Uwielbiam czytać nawet Twoje odpowiedzi do moich
komentarzy na Twoim opowiadaniu. Chciałabym także podziękować
Ani, która, jako nowa czytelniczka, popychała mnie swoim
zaangażowaniem w czytanie do pisania następnej i następnej części.
Mogłabym
wymieniać i wymieniać osoby bez końca, bo każdy komentarz był
dla mnie niesamowitym natchnieniem i motywacją. Tak naprawdę gdyby
nie czytelnicy i ich komentarze, to ta historia nigdy by się nie
zakończyła, a jedynie wylądowałaby w szufladzie. Cieszę się, że
mogłam umilić Wam czas swoim pisaniem. To, że ktoś czyta coś
stworzonego przeze mnie i dodatkowo to się komuś podoba naprawdę
mnie uszczęśliwia i dodaje skrzydeł.
Jeszcze
raz, na sam koniec, dziękuję wszystkim za bycie i wspieranie mnie
tym byciem.
Jesteście
wielcy ♥
Hej, może wrzucisz swoje opowiadania tutaj:
OdpowiedzUsuńhttps://t3kstura.eu/
To nowy portal dla twórców, można uzyskać feedback i poznać ludzi z pasją :)
Zapraszamy!
No ok, przybywam niebywale skruszona, bo już nie pamiętam, kiedy ostatnio napisałam komentarz pod Twoim opowiadaniem. Strasznie mi z tym źle. (.,.) I mimo że już od ponad miesiąca mam wakacje, obrona licencjatu za mną, to nadal mam problemy, żeby zmobilizować się do czegokolwiek. Chyba jestem już stara i to stąd właśnie wynika moje lenistwo. Ogólnie jestem na etapie życie, gdy tak naprawdę potrzebne do egzystencji są mi tylko Simsy i Chirurdzy. To jakiś letarg czy coś...
OdpowiedzUsuńW każdym razie jestem z Ciebie niebywale dumna, że doprowadziłaś historię Liwii do końca. To była długa, zawiła opowieść, niekiedy bardzo zaskakująca. Pełna humoru, ale również dramatów. Opowieść, którą bardzo długo śledziłam z zapartym tchem. Na początku czytałam nawet po nocach, żeby nadrobić rozdziały, a gdy w końcu mi się to udało - z utęsknieniem czekałam na nowe części. Niestety pod koniec przytłoczyły mnie studia i... No właśnie! To przez te wstrętne studia tak zaniedbałam Twoje opowiadanie. Swoje zresztą też. Ludzie, nie idźcie na studia. Nic tak nie demotywuje do życia. (-,-)
Twój blog jest dla mnie bardzo ważny. Myślę, że był takim zapalnikiem, żebym zaczęła publikować własne rzeczy. Żeby wyjść ze swoimi pomysłami do ludzi. Na pewno nie byłaś tego świadoma, ale bardzo Ci za to dziękuję. (^3^) Dziękuję również za wspomnienie o mnie w podziękowaniach. Jestem wzruszona, że pamiętałaś o mnie, mimo że od dłuższego czasu nie dawałam znaku życia na Twoim blogu. Obiecuję, że się poprawię i będę bardziej angażować się w pozostałe opowiadania na Twoim drugim blogu.
Podsumowując, cieszę się, że historia Liwii - poniekąd Kastiela również - zakończyła się dobrze. Nic tak człowieka nie raduje w deszczowy dzień, jak miłe zakończenia. Kibicowałam tej dwójce od samego początku i po prostu wiedziałam, że będą razem. I żaden Kentin nie mógł tego zepsuć!
A tak na sam koniec, to...
WIEDZIAŁAM, ŻE ONA JEST W CIĄŻY! (>.<)