Chłopak przysunął się do mnie jeszcze bliżej i objął mnie w pasie. Czułam jego ciepły, cuchnący piwem oddech na policzku. Mimowolnie skrzywiłam się i chciałam go od siebie odepchnąć, ale jego uścisk był zbyt silny.
- Puść mnie... - warknęłam, wbijając paznokcie w jego dłonie.
- Spokojnie, przecież ja chcę cię tylko ogrzać... - lubieżnie szepnął mi do ucha, delikatnie muskając je ustami. - Przestań się szarpać, bo może być bardzo niemiło.
- Puszczaj mnie, ty zboczeńcu, bo zacznę krzyczeć - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Chciałam się cofnąć, ale zdołałam zrobić tylko krok, ponieważ wpadłam na barierkę balkonu.
- A krzycz sobie - zaśmiał się cicho - i tak cię tu nikt nie usłyszy...
Zaciskając dłonie wokół moich bioder, zaczął całować mnie po szyi. Poczułam jak łzy napływają mi o oczu. Bałam się. Przeraźliwie bałam się, bo wiedziałam, że to co powiedział było prawdą. Nic nie mogłam na to poradzić. Byłam sama, nikt by mnie tu nie usłyszał... Jednak kiedy chciałam się jeszcze raz szarpnąć, usłyszałam, jak ktoś za mną szybko biegnie, następnie wskakuje na balkon i odsuwa chłopaka ode mnie. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam jak jakaś wysoka postać szarpie się z blondynem. Moment później zorientowałam się, że to jest ta sama osoba, którą widziałam w parku. Nie mogąc się już dłużej utrzymać na nogach, osunęłam się po barierce i nie zwracając uwagi na śnieg, usiadłam na ziemi. Zakrywszy twarz dłońmi, zapłakałam cicho czując ogromną ulgę.
- Nie waż się jej więcej tknąć i wypieprzaj stąd! - usłyszałam głęboki, męski głos przepełniony złością, a moment później jak ktoś potka się i upada.
- I tak będzie moja... - blondyn cicho mruknął i zaraz po tym do moich uszu dobiegło tępe uderzenie i jęknięcie Dake'a. Kiedy odszedł kawałek od tarasu, mój wybawca podszedł do mnie.
- Liwia, wstań. Nie możesz siedzieć na śniegu - spojrzałam na szatyna i od razu dostrzegłam jego zielone oczy.
- Dz-dziękuję... - wyszepnęłam jedynie i zaraz skierowałam na niego zdziwione spojrzenie. - Skąd znasz moje imię?
- U... Usłyszałem, jak mu się przedstawiałaś - zielonooki widocznie zmieszał się, ale po chwili jakby przekonał się do tego, co powiedział i uśmiechnął się do mnie delikatnie. Zaraz po tym doznałam wrażenia, jakby muzyka nieco ucichła i drzwi od domu otworzyły się. Spojrzałam w tamtą stronę załzawionymi oczami.
- Liwia! Boże, co jej się stało? - przerażona Rozalia podeszła do mnie i podniosła mnie.
- Zabierz ją do domu. Jest cała roztrzęsiona - rzekł jedynie chłopak, odwracając się do Alexy'ego i zaczął mu tłumaczyć co się stało.
- Hej... Co się tu działo? - niebieskowłosy zapytał, podchodząc do nas.
- Jeden podpity chłopak się do niej dobierał - wyjaśnił - Całe szczęście, że przechodziłem obok, bo nie byłoby z nią za ciekawie.
Rozalia zaczęła mnie prowadzić w stronę domu, więc dalszą rozmowę chłopaków słyszałam dość niewyraźnie.
- Tak... Miała duże szczęście - przyjaciel wyciągnął w stronę nieznajomego rękę - Alexy jestem. Dzięki za uratowanie jej.
- Nie ma sprawy, Kentin...
Przez moment, myślałam, że się przesłyszałam, ale po chwili dotarło do mnie, że jednak nie. Mimo, że byłam wycieńczona, miałam dość i jedyne o czym myślałam to jakieś ciche, spokojne miejsce, chciałam się wyrwać Rozalii i biec do chłopaka, który mnie uratował. Dziewczyna jednak upierała się, że zaprowadzi mnie do swojej sypialni.
- Ken... - wyszepnęłam jedynie, spoglądając w stronę wysokiego, ciemnowłosego chłopaka, który w tym momencie również spojrzał w moją stronę. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja ostatnie co dostrzegłam to jego ironiczny uśmiech.
Resztę imprezy spędziłam w pokoju białowłosej, grając z Arminem na jego PSP. On jedyny starał się oderwać mnie od ponurych myśli, zajmując mnie grami. Rozalia rozumiała i uszanowała moją decyzję, że nie chcę brać dalszego udziału w zabawie. Jednak, pomimo tego nieprzyjemnego zajścia na dworze, Sylwester spędziłam bardzo miło. Dużo lepiej, niż zapowiadało się to, przed zaproszeniem dziewczyny. Kiedy wybiła dwunasta, zostałam siłą wyciągnięta z pokoju, by pooglądać pokaz sztucznych ogni, jaki zaserwowali nam przybyli goście. W przerwie między wystrzałami petard, rozglądałam się, starając odszukać wzrokiem Kena, ale nigdzie nie mogłam go zobaczyć. Bardzo chciałam z nim porozmawiać. Chciałam się zapytać, co się stało z jego rodzicami i co się stało z nim samym, po ich śmierci. Zastanawiało mnie też jego krzywe spojrzenie w parku i ten nieprzyjemny uśmiech, kiedy Rozalia zabierała mnie do domu. Cały wieczór te i podobnej treści pytania, krążyły mi po głowie. Czułam się tym wszystkim skołowana. W pamięci widziałam szatyna jako nieco niższego ode mnie chłopczyka w okularach, zajadającego czekoladowe ciasteczka, ale po chwili w myśli wkradał mi się nowy obraz - wysokiego, postawnego mężczyzny, który krzywo uśmiecha się w moją stronę. Starałam się odrzucić tą niezbyt miłą myśl, skupiając się na czymś innym, ale gdy przez moment nie miałam się na czym wystarczająco skupić, ten obraz ciągle powracał.
Gdy wybiła godzina czwarta nad ranem i wszyscy zaczęli się rozchodzić, zeszłam do salonu by pomóc Rozalii w porządkach. Byłam strasznie zmęczona i chciałam wracać do domu, ale nie chciałam zostawiać dziewczyny samej z tym bałaganem. Po uporaniu się z butelkami, papierami i plastikowymi kubkami po piwie, chciałam wychodzić, ale białowłosa stwierdziła, że nie może mnie puścić o tej porze do pustego domu, ponieważ nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć i zaproponowała mi nocleg u siebie. Szybko przebrałyśmy się w piżamy i położyłyśmy do łóżka. Rozmawiałyśmy jeszcze moment, ale sen tak bardzo mnie zmorzył, że dosłownie w ciągu kilku sekund zasnęłam. Śniły mi się bardzo dziwne rzeczy. Najpierw śniło mi się, że byłam na balu i tańczyłam z nieznajomym chłopakiem, który chwilę później ściąga maskę i okazuje się, że to Dake. Kiedy chcę mu się wyrwać, jego uścisk staje się tak silny, że nie mogąc oddychać, tracę przytomność. Zaraz po tym otwieram oczy. Jestem na dachu, w ramionach Kena, który krzywiąc się na mój widok odpycha mnie, a ja potykając się spadam z zadaszenia. W momencie spadania obudziłam się, szybko łapiąc powietrze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. W pierwszej chwili, wystraszyłam się nie wiedząc gdzie jestem. Aczkolwiek, gdy dostrzegłam Rozalię śpiącą tuż obok mnie, uspokoiłam się i opadłam na poduszkę. Przekręciłam się na prawy bok i szczelniej opatuliłam kołdrą. Moment później znów poddałam się objęciom Morfeusza.
Obudziłam się jakieś dwie, trzy godziny później słysząc ciche kroki, krążące po pokoju. Uchyliwszy powieki, dostrzegłam Rozalię, która krzątała się po pomieszczeniu. Podniosłam się nieznacznie na łokciach, przyglądając się jej.
- Cze... - słysząc swój zachrypnięty głos, odkaszlnęłam i ponowiłam przywitanie - cześć...
- Oh! Cześć - dziewczyna spojrzała w moją stronę, nieco wystraszona. - Przepraszam, jeśli cię obudziłam, ale przed chwilą wstałam i nie mogłam usiedzieć w miejscu.
- Nie, nie obudziłaś mnie - odpowiedziałam, uśmiechając się do niej lekko. Przeciągnęłam się jeszcze na łóżku i wstałam. Miałam na sobie lawendową koszulę Rozalii, która wyglądała na mnie jak sukienka. Ziewnęłam potężnie i zabierając swoje rzeczy, udałam się do łazienki, by się przebrać. Jakieś piętnaście minut później wyszłam z toalety ubrana, odświeżona i gotowa na nowy dzień.
- Gotowa? - zapytała mnie białowłosa, gdy tylko weszłam do sypialni. - Na co masz ochotę na śniadanie?
- Nie wiem... - odparłam szczerze, czując jak powoli zaczyna mi burczeć w brzuchu. Zeszłyśmy do kuchni. Było to przestronne, jasne pomieszczenie, z ciemnymi meblami. Po prawej stronie było duże okno, a pod nim stał ciemnobrązowy stół, wokół którego znajdowały się krzesła obite jasną skórą. Na przeciwko drzwi były kremowe szafki, a w lewej części stała kuchenka, lodówka i inne sprzęty. Rozalia podeszła do szafek i zaczęła czegoś szukać. Chwilę później odwróciła się w moją stronę, pokazując mi pudełko z czekoladowymi płatkami w kształcie krążków.
- Co powiesz na czekoladowe płatki? - kiwnęłam ochoczo w odpowiedzi na pytanie, ponieważ dostrzegłam, że były to moje ulubione płatki.
Pomogłam dziewczynie w przygotowaniu, jakże pracochłonnego śniadania i usiadłam przy stole. Podczas jedzenia rozmawiałyśmy o dzisiejszym dniu i planach na ferie. Rozalia pochwaliła się, że Leo zaprosił ją do małej wsi pod Emeryville, gdzie mieli spędzić kilka dni w kurorcie. Na moich ustach mimowolnie pojawił się uśmiech, gdy słuchałam jak opowiadała o swoim chłopaku i jego bracie. Ze szczególną uwagą słuchałam te fragmenty o Lysandrze. Chciałam się dowiedzieć czegoś więcej na jego temat. Bardzo mnie intrygował. Był taki milczący i wiecznie zamyślony. Często zastanawiałam się, nad tym o czym myśli ten chłopak.
Po śniadaniu białowłosa udała się ze mną do mnie do domu, bym mogła przebrać się w coś cieplejszego i wygodniejszego. Idąc wciąż zaśnieżonymi ulicami, wszędzie można było dostrzec puste butelki po piwie, szampanie i innych alkoholach, ślady petard, puste opakowania po fajerwerkach. Kiedy byłyśmy blisko domu, zauważyłam znajomą czerwoną czuprynę idącą naprzeciwko nas. Ubrany w grubą skórzaną kurtkę i glany Kastiel szedł prowadząc, obok siebie, na smyczy wielkiego owczarka francuskiego. Na mój widok od razu na jego ustach pojawił się cyniczny uśmieszek. Chłopak stanął przed nami, a ja, co prawda niepewnie, podrapałam jego psa za uchem. Zwierze od razu przymknęło powieki z rozkoszy. Czerwonowłosy patrzył na mnie z lekkim niedowierzaniem.
- No, no... Widzę, że nie tylko chłopaków umiesz przyciągać - zaśmiał się cicho, a gdy spojrzałam na niego zdziwiona wyjaśnił - Demon rzadko komu pozwala się dotknąć, a tobie udało się to od razu. Fiu, fiu...
- Lubię zwierzęta - odpowiedziałam, wzruszając ramionami. - Kiedyś sama miałam psa, ale huskiego.
- Słyszałem o wczorajszym zajściu - powiedział cicho z nutką ironii w głosie. - Mówiłem ci na początku, żebyś uważała na to, z kim rozmawiasz.
Na wspomnienie wczorajszego wieczoru, poczułam uścisk w gardle i piekące policzki. Rzuciłam jedynie wściekłe spojrzenie chłopakowi, po czym z Rozalią oddaliłyśmy się. Będąc już w domu, przebrałam się w ocieplane czarne legginsy i gruby, wełniany, czerwony sweter. Później zrobiłam mi i dziewczynie po dużym kubku herbaty malinowo-miętowej i razem usiadłyśmy przed telewizorem. Jakiś czas później zadzwonił do nas Alexy z pytaniem, czy może wpaść z Arminem. Podzielając zdanie z białowłosą, radośnie zgodziłyśmy się i po kilku minutach chłopaki byli już pod drzwiami z reklamówką słodyczy i kilkoma grami. Resztę dnia spędziliśmy w swoim towarzystwie, rozmawiając, grając i jedząc przekąski. Nim się obejrzeliśmy była już godzina szesnasta i Rozalia musiała się ulotnić, ponieważ wcześniej umówiła się z Iris, że pofarbuje jej końcówki włosów. Bliźniacy również zbyt długo nie zostali, ale nie miałam im tego za złe, wręcz byłam i za to wdzięczna. Mimo przespanych kilku godzin, byłam wycieńczona. Miałam serdecznie dość tłumów, muzyki a tym bardziej jakichkolwiek imprez. Skierowałam się więc do łazienki, by wziąć długą kąpiel. Kiedy po prawie godzinie wyszłam z toalety, w końcu czułam się w pełni świeża. Nie przebierając się, położyłam się w szlafroku na łóżku i ściągnęłam z szafki nocnej książkę, którą kilka dni wcześniej zaczęłam. Była to pierwsza część serii "Artemis Folw". Ułożyłam się wygodnie i zatopiłam się w lekturze.
Super :P Naprawdę mnie zaintrygowałaś. Kurde nie wiem co pisac. Napisze po prostu:
OdpowiedzUsuńFANTASTYCZNIE! ŻYCZE WENY!
No wreszcie! Świetny rozdział! ^^ Szkoda że to nie Nat albo Lysiek ją uratował przed Dejkiem, ale dobrze, że nie Kaśka. xD Kurde. Bym się wkurzyła gdyby Kaśka nie okazał się skończonym chamem. xD Chooociaż - w sumie, jeśliby to spowodowało jakieś świetne zdarzenia to nie miałabym nic przeciwko xD Omm. Jak ja lubię duże akcje. *w* Albo takie emocjonujące chociaż xD A już przeciwko jakiemuś... Nje, koniec offtopu! xDDDD (Dlaczego nie dałam się namówić koleżance na prowadzenie bloga powód pierwszy: same patologie, trupy i mordercy (bądź samobójcy) by tam byli xD) Nie wkurzasz się za to, że ci tu spamię zazwyczaj dziwacznymi pomysłami oraz wszystkim co mi w danej chwili na myśl przychodzi, nie? xDDD ...Pytanie retoryczne. xD Kom komem przecie jest. xD No, ale rozdział świetny. Jak zawsze. ^^
OdpowiedzUsuńJam
Nie oczywiście, że się nie wkurzam. Właściwie to bardzo lubię twoje komentarze z "dziwacznymi" jak to określiłaś pomysłami. Ściągasz mnie nimi na ziemię i nie pozwalasz by moje opowiadanie było za bardzo cukierkowe i różowe he he :)
UsuńBoże uwielbiam twoje opowiadanie *_*
OdpowiedzUsuńJuż na wstępie - świetny rozdział. Kocham ciebie, to opowiadanie i bohaterów ❤
Ughh.. Ten dupek Dake.. Nienawidze chama z całej duszy >.< mam wrażenie, że jeszcze się u ciebie w opowiadaniu pojawi. Tylko proszę, od Liwii z daleka! To moja najulubieńsza postać z opowiadań o Słodkim Flircie i nie chcę żeby cierpiała :c
Kentin bohater! *,* kocham go po prostu, jest przeuroczy! Mam nadzieję że coś tam zaiskrzy :) a może się mylę? Zobaczymy co wymyślisz.
Nie mam żadnych uwag do tego rozdziału, napisałaś bezbłędnie :D i oby tak dalej ^^
Mam nadzieję że kolejna część będzie już niedługo.
Tak więc pozdrawiam Cię, najlepsza pisarko świata :* życzę weny ~❤
Co za cham zbolały z tego Dake'a,, nie mam słów :( zaintrygował mnie Kentin, ciekawe dlaczego tak się zachowuje w stosunku do Liwii.. no i chyba najważniejsze (dla mnie), ciekawe z kim będzie Liwia! bo jest tylu chłopaków, którzy się nią interesują, strasznie mnie ciekawi którego wybierze.. życzę weny i czekam na nexta! ;*
OdpowiedzUsuńFantastyczny. Nic dodać nic ująć :D
OdpowiedzUsuń