Szłam powolnym
krokiem, słuchając muzyki na słuchawkach. Akurat przełączyło mi na
piosenkę Adele "Somone like you". Wsadziłam zmarznięte ręce w kieszenie
ciemnego płaszcza, wsłuchując się w słowa piosenki. Od feralnego
Sylwestra minęły dwa dni. Wróciłam normalnie do szkoły, a wspomnienia z
tamtego dnia zostały automatycznie zepchnięte wgłąb pamięci. Nie
chciałam do tego wracać. Miałam szczerą nadzieję, że więcej nie spotkam
tego typka. Poprawiłam torbę na ramieniu nieco zwalniając. Skrzywiłam
się, gdy włosy dostały się pod pasek i nagle je szarpnęłam. Tak, długie
włosy wyglądają wspaniale, ale wszelkie czynności życiowe stają się
automatycznie dużo trudniejsze i niekiedy dużo bardziej boleśniejsze.
Sapnęłam poirytowana wyciągając je, przy okazji wytrącając sobie
słuchawkę z ucha. No nie... Dlaczego akurat dzisiaj, kiedy się chyba
pierwszy raz wyspałam, wszystko musiało mnie denerwować? Skupiając się
na wyciąganiu włosów spod ramienia torby i wyplątywaniu z nich
słuchawek, mimochodem zatrzymałam się.
- Bu! - ktoś niespodziewanie podszedł do mnie, od tyłu łapiąc mnie w pasie. Pisnęłam przestraszona, łapiąc się za serce.
- Jezus, Maria! - wyrwało mi się z ust. Kiedy odwróciłam się w stronę
osoby, która mnie wystraszyła zauważyłam jedynie ciemną skórę kurtki.
Unosząc wzrok, skrzyżowałam spojrzenie z czerwonowłosym. - Kastiel, ty
świnio!
- No co? Nie mogłem się powstrzymać - zaśmiał się, a z jego warg
wypłynął wątły obłoczek pary. - Ej, ej! Tylko bez rękoczynów! - zawołał,
gdy śmiejąc się uderzyłam go lekko w ramię.
- Mógłbyś subtelniej zwracać na siebie uwagę, a nie doprowadzać ludzi
do zawału - stwierdziłam, przyglądając mu się. Długa grzywka
przesłaniała lekko zapuchnięte, czekoladowe oczy. Na pełnych, delikatnie
zaczerwienionych ustach, jak zawsze, gościł nieco ironiczny uśmieszek,
odsłaniając śnieżnobiałe zęby. Dopiero teraz dostrzegłam, że gdy się
uśmiechał na jego policzkach pojawiały się subtelne dołeczki.
- Mam coś na twarzy? - zapytał, marszcząc brwi. Dotarło do mnie, że
dziwnie musiałam wyglądać, stojąc na środku chodnika i wpatrując się w
niego.
- Nie, tylko... - mruknęłam obojętnie, odwracając wzrok. Kątem oka
dostrzegłam jakąś wysoką postać, przechodzącą po drugiej stronie ulicy.
Kiedy spojrzałam w tamtą stronę, zauważyłam, że był to Ken. Poczułam jak
serce automatycznie mi przyspieszyło. Spojrzałam na Kastiela
przepraszającym wzrokiem. - Sorki, ale muszę coś załatwić...
Nie tłumacząc mu nic więcej, pobiegłam w stronę szatyna. Chciałam
krzyknąć w jego stronę, ale był za daleko. Przebiegłam przez ulicę nie
zwracając uwagi na zdenerwowanych kierowców, którym wbiegłam przed
maskę. Kiedy znalazłam się nieco bliżej chłopaka, zawołałam.
- Ken! - jęknęłam cicho w duchu czując obijającą mi się o udo torbę. - Ken! Zaczekaj!
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknął odwracając się w moją stronę.
Stanęłam przed nim jak wryta, nie spodziewając się takiej reakcji z jego
strony.
- Ch... Chciałam porozmawiać - bąknęłam, ledwo wytrzymując jego lodowaty wzrok.
- Co? - zapytał z niedowierzaniem. - O czym, co? O czym ty byś chciała
ze mną porozmawiać? O tym, że zostawiłaś mnie bez słowa wyjaśnienia? O
tym, że w ogóle nie potrafiłaś się odezwać do mnie przez ostatnie cztery
miesiące? Czy może o tym jak świetnie się tu bawisz, co?
Patrzyłam na niego przerażonym wzrokiem. Jego słowa raniły jak
sztylety. Czułam się zagubiona w tej sytuacji. Nie mogłam uwierzyć, że
chłopak, który stał przede mną i który spoglądał na mnie wściekłym
wzrokiem, to był ten sam Ken.
- Chciałam zapytać, co się z tobą działo... Ken, ja...
- Nie nazywaj mnie tak! Mam dość tego idiotycznego zdrobnienia - nie
zdążyłam dokończyć wypowiedzi, ponieważ zielonki przerwał mi gwałtownie.
- Co się ze mną działo? Jesteś naprawdę niemożliwa... Chcesz wiedzieć?
Proszę bardzo. Straciłem oboje rodziców, poszedłem do szkoły wojskowej i
niefortunnie trafiłem tu! Zadowolona?
Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odwrócił się na pięcie i odszedł
szybkim krokiem. Stałam zdezorientowana, wpatrując się w plecy
oddalającego się szatyna. Nie mogłam uwierzyć w to, co przed chwilą
miało miejsce. Jak to możliwe, by chłopak aż tak się zmienił. Przecież
on nigdy, nawet w nerwach, nie podniósł na mnie głosu. A to? Nie... To
nie mogła być prawda. To chyba jakiś chory sen... Nie miałam jednak
szansy, by zastanawiać się nad tym dłużej, ponieważ podszedł do mnie
Kastiel z Lysanderm.
- Oh... Cześć... - mruknęłam cicho, mając głowę cały czas zaprzątniętą zachowaniem przyjaciela.
- Witaj - na wargach białowłosego pojawił się delikatny, miły uśmiech, a
w oczach można było dostrzec troskę. Przyglądał mi się chwilę, po czym
zapytał - co się stało?
- Nic takiego... To tylko...
- Jasne, jasne - w zdanie wtrącił mi się ciemnooki - nie ściemniaj.
Przyznaj się, ze dostałaś kosza, a nie tu będziesz jakieś bajki wciskać.
Lysander rzucił towarzyszowi karcące spojrzenie, ale nie drążył już tematu.
- Chodźmy do szkoły - powiedział jedynie i w milczeniu ruszyliśmy w kierunku placówki.
Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, Kastiel odłączył się od nas,
tłumacząc że musi zapalić. Miałam skierować kroki w stronę budynku, gdy
poczułam jak Lysander łapie mnie za dłoń. Spojrzałam się na niego,
marszcząc delikatnie brwi.
- Kto to był? - zapytał, nie puszczając mojej ręki.
- Ehh... To był... - westchnęłam, czując jak coś ściska mi się w gardle - to był mój przyjaciel z Ione...
- Nie wyglądało na to, żeby był twoim przyjacielem - stwierdził cicho.
- Był inny... Zmienił się i to bardzo - powiedziałam odwracając wzrok.
Czułam jak łzy napływają mi do oczu, gdy raz po raz w moich uszach
rozbrzmiewały ostre jak brzytwa słowa Kena. - Odkąd się ty
przeprowadziłam nie odzywałam się do niego. Opuściłam go bez słowa...
Milczeliśmy przez chwilę. Białowłosy wyglądał jakby nad czymś się głęboko zastanawiał.
- Powinnaś z nim o tym porozmawiać. Nie powinien cię tak traktować,
nawet jeśli zraniłaś go swoim milczeniem - powiedział, spoglądając mi
prosto w oczy. Miałam wrażenie jakby moje serce zwolniło tępa, a
wszystko wokoło jakby umilkło. Stałam, wpatrując się w głębię oczu
chłopka. Z tego stanu wyrwał mnie donośny dźwięk dzwonka.Odruchowo
odwróciłam głowę w stronę szkoły. Większość osób była już w budynku,
jednak nieliczni, którzy pozostali na dworze, właśnie udawali się na
lekcję.
- Muszę już iść... - bąknęłam, a Lysander puścił moją dłoń. Spojrzałam
na nią zdziwiona, bo dopiero teraz uświadomiłam sobie, że przez cały
czas trzymał mnie za rękę. Na pożegnanie uśmiechnął się jeszcze do mnie,
a ja odwróciłam się i podążyłam do budynku.
Gdy weszłam do klasy, na szczęście nie było jeszcze nauczyciela, ale
reszta uczniów już siedziała w ławkach. Usiadłam w swojej, znajdującej
się przy oknie na tyle klasy i rozpakowałam książki na historię.
Siedziałam, przez dłuższy czas nie zwracając uwagi na to co się dzieje
dookoła mnie. Dopiero kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do klasy, a po
chwili ostre przekleństwo, odwróciłam się w tamtą stronę. W drzwiach
stał nie kto inny jak Ken, który wpatrywał się we mnie ze słabo ukrywaną
wściekłością. Wtedy zauważyłam, że jedyna wolna ławka jaka została w
klasie, jest tuż za mną. Rozejrzałam się po pomieszczeniu z nadzieją w
oczach. Zerwałam się z miejsca jak poparzona i zabrawszy swoje rzeczy
dosiadłam się do Armina po drugiej stronie klasy.
- Co jest? - zapytał zdziwiony, wyciągając słuchawki z uszu, kiedy upuściłam dość grubą książkę na ławkę.
- Powiedzmy, że nie masz książki - uśmiechnęłam się do niego uroczo.
- Ale...
- Nie masz książki - powtórzyłam stanowczo, po czym dyskretnie
zerknęłam w stronę szatyna.Odwrócił się w stronę okna i uparcie się w
nie wpatrywał. Po chwili jednak musiał poczuć moje spojrzenie na sobie i
zerknął na mnie. Automatycznie na jego ustach pojawił się uśmiech, niby
to delikatny i miły, ale przesiąknięty ironią. W tamtym momencie
poczułam się tak jakby ktoś uderzył mnie mocno w brzuch. Nie potrafiłam
na niego patrzeć i myśleć o nim jako przyjacielu, jednakże powracał mi
obraz chłopaka w zielonym swetrze, okularach i z ciasteczkami w rękach,
który powodował, że uśmiech sam cisnął mi się na usta.
- Witam wszystkich - do klasy wszedł wysoki, postawny mężczyzna o
gęstej czuprynie prawie czarnych włosów, które miejscami były
poprzetykane siwizną. W prawej ręce niósł teczkę, a w lewej kubek z
parującym napojem. - Panie Ross, proszę schować sprzęt, jeśli nie chce
pan się z nim pożegnać.
Armin spojrzał na niego niechętnie, po czym zwinął słuchawki i wrzucił je do plecaka.
- Jak ja nienawidzę historii... - szepnął cicho, przewracając oczyma.
- Coś mówiłeś panie Ross? - nauczyciel od razu pochwycił szepnięcie bruneta.
- Że bardzo lubię historię - zawołał w jego stronę Armin, lekko się wychylając, a ja parsknęłam niepohamowanym śmiechem. Pan Anderson rzucił nam karcące spojrzenie, ale na jego wargach również igrał półuśmiech.
Reszta lekcji minęła bardzo spokojnie. No, powiedzmy, że spokojnie dla reszty klasy, ponieważ ja z całych swoich sił starałam się nie wybuchnąć śmiechem, raz po raz słysząc kąśliwe uwagi Armina. Mimo dobrego humoru czułam lekki niepokój, ponieważ przez całe zajęcia czułam spojrzenie Kena na plecach. Poczułam niewyobrażalną ulgę, gdy zadzwonił dzwonek. Zabrałam rzeczy pod pachę i prawie wybiegłam z klasy. Szybkim krokiem udałam się do szafki by zabrać z niej podręcznik do biologii. Postanowiłam jeszcze zajrzeć do Nata i zapytać się, czy nie poszedłby ze mną do schroniska, ponieważ ciocia mnie prosiła, abym zaniosła kilka rzeczy jej koleżance, tam pracującej. Gdy weszłam do pokoju gospodarzy kręciło się tam kilka osób. Od razu dostrzegłam blondyna, który grzebał w jakiś papierach, a obok niego stał mój "przyjaciel". Usłyszawszy dźwięk zamykanych drzwi spojrzeli się w moją stronę.
- Nie wiem czy coś w ogóle da się tu poprzestawiać... - mruknął cicho gospodarz, wracając do dokumentów.
- Ohh.. Daj sobie już z tym na luz - prawie warknął ciemnowłosy. Odwrócił się i nawet nie spojrzawszy na mnie wyszedł z pomieszczenia. Nataniel wzruszył jedynie ramionami i skierował spojrzenie na mnie, od razu się lekko uśmiechając.
- Cześć, co u ciebie słychać? - zapytał podchodząc bliżej mnie.
- Aeh... Nic ciekawego... - mruknęłam lekko się krzywiąc. - Dzień jak co dzień.
- Przyszłaś w jakimś konkretnym celu, czy tylko tak mnie odwiedzić? - zaśmiał się cicho, a jasne kosmyki jego włosów, delikatnie opadły mu na oczy.
- Właściwie to chciałam się ciebie o coś zapytać, ale widzę, że masz dużo roboty, więc nie będę ci przeszkadzać - odparłam, wskazując na stertę jakiś teczek leżących nieopodal jego biurka.
- No.. Trochę tego jest... - skrzywił się delikatnie, wzdychając. - To wszystko, przez nowych uczniów. Trzeba plan znaleźć, przypisać do odpowiedniej klasy i masę innych rzeczy...
- To może ja już będę lecieć... Zaraz mam biologię - uśmiechnęłam się do niego przepraszająco, cofając się do drzwi.
- W porządku. Do zobaczenia później - machnął mi jeszcze na pożegnanie, a ja wyszłam z pokoju.
Akurat, gdy wchodziłam na schody, lekcja się zaczęła. Zaczęłam wbiegać po schodach. Nie chciałam się spóźnić i narazić się na ochrzan od nauczycielki. Niestety gdy weszłam do klasy pani Perez stała już przy tablicy i dyktowała notatkę. Od razu rzuciła mi wściekłe spojrzenie i zaczęła prawić kazanie notorycznym spóźnianiu się na lekcję. Nie odzywając się nic, usiadłam grzecznie na swoje miejsce obok Rozalii. Białowłosa spojrzała na mnie pytająco, lekko marszcząc brwi. Pokręciłam głową na znak, że nie chcę na razie nic mówić. Do końca zajęć siedziałam cicho rozmyślając nad tym, że pogadać z Kenem. Chciałam to wszystko wyjaśnić, ale bałam się jego reakcji. Nie chciałam go do siebie zrazić. Był moim naprawdę bliskim przyjacielem. Chyba pierwszy raz w życiu byłam zagubiona z powodu jego osoby. Czułam się skołowana... Tysiące myśli na sekundę przelatywało mi przez głowę. Wspomnienia mieszały się z teraźniejszością.
- Panno Miko, czy mogłaby pani odpowiedzieć na moje pytanie? - nagle, nie wiadomo skąd przede mną pojawiła się krępa sylwetka nauczycielki. - Wstań.
- Słucham...? - zapytałam i lekko zdezorientowana wstałam. Nie miałam pojęcia o jakie pytanie jej chodziło.
- Cóż się dziwić. Nie dość, że przychodzi spóźniona na lekcję to jeszcze nie słucha... Siadaj. Jedynka - powiedziała, spoglądając na mnie znad szkieł grubych okularów. Otworzyłam buzie chcąc coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnowałam i usiadłam na miejsce. Miałam ochotę powiedzieć tej okropnej babie co o niej myślę, ale wiedziałam, że miałabym przez to ogromne problemy. Wkurzona siedziałam do końca lekcji, wgapiając się w jakiś punkt na tablicy.
Jakaż była moja przeogromna ulga, gdy te wszystkie męczarnie się zakończyły. Z radością opuszczałam szkołę. Miałam iść od razu do domu, ale coś mnie podkusiło, żeby iść przez centrum miasta, a nie jak zwykle, nieco dłuższą drogą, ale za to spokojniejszą. Wyciągałam słuchawki z torby, gdy dostrzegłam idącą postać przede mną, a konkretnie jej plecy. Nie musiałam się długo zastawiać, by rozpoznać w człowieku Kena. Nie zastanawiając się zbytnio podbiegłam do niego.
- Ken, zaczekaj! - zawołałam za nim. Usłyszałam ciche przekleństwo, po czym chłopak odwrócił się do mnie.
- Czego ty znowu chcesz? - spojrzał na mnie z mieszaniną irytacji i co dziwne rezygnacji. - I nie dotarło za pierwszym razem, że masz nie mówić do mnie tym pieprzonym zdrobnieniem? Nazywam się Kentin i wbij to sobie do głowy.
- Ja chciałam z tobą porozmawiać - odparłam bez cienia lęku. Miałam dość czasu, by się nad tym wszystkim zastanowić i stwierdziłam, że jeżeli nie spróbuję, nigdy nie będę wiedziała czy było warto.
- O czym tym razem? - przewrócił oczami, chowając ręce w kieszenie ciemnych spodni,
- Ja... - zawahałam się na chwilę. Niby miałam w głowie wszystko poukładane, aczkolwiek spoglądając na jego wysoka postać, tak jakby wszystkie myśli wyparowały mi z głowy. - Ja chciałabym żebyś wiedział, że rozumiem cię doskonale. Wiem w jakiej sytuacji się znalazłeś... Ja także straciłam rodzica i...
- Co? - spytał z niedowierzaniem w głosie. - Ty śmiesz mi wmawiać, że doskonale mnie rozumiesz? W dupie chyba! Ty nawet nie miałaś namiastki tego co ja czułem! Najpierw matka zmarła na udar, potem ojca postrzelili na ćwiczeniach! Nie wiesz co ja czułem... Nie trzymałaś umierającego ojca w rękach... Nie patrzyłaś jak umiera... - odwrócił na chwilę wzrok. Widziałam jak w kącikach jego zielonych oczu zbierają się łzy. - Ty miałaś oparcie w ciotce. Ja nie miałem nikogo. Musiałem radzić sobie sam.
- Ja nie chciałam cię urazić... Po prostu nie chcę byś się na mnie gniewał... - westchnęłam z rezygnacją, spoglądając na swoje buty. Czułam jego spojrzenie na sobie, ale nie miałam w sobie tyle odwagi by podnieść wzrok. Chwilę później chłopak przerwał milczenie.
- A jebać to... - powiedział, odrzucając plecak na ziemię.
W pierwszej chwili myślałam, że odejdzie, ale to co się stało później totalnie mnie wmurowało. Na moment podniosłam spojrzenie, a chłopak wykorzystał to wpijając mi się w usta. Wystraszona otworzyłam buzię, a szatyn pogłębił pocałunek, delikatnie ujmując moją twarz w dłonie. Czułam jego ręce na zmarzniętych policzkach i gorące wargi, raz po raz składające pocałunek na moich. Poczułam jak przyjemne ciełpo rozlało mi się w brzuchu. Mimowolnie zamknęłam oczy, zapominając o wszystkim. Po chwili chłopak oderwał się od moich ust, opierając czoło o moje.
- Nadal cię kocham...
TAAAAAAAK! Moja ulubiona postać <3 Jakież to romantyczne <3
OdpowiedzUsuńChcę więcej! More! More!!
Jezu, to był.. Jest najlepszy rozdział ever! Boże, myślałam że zacznie na nią wrzeszcześć, kląć, a tu.. WOW! Wielkie wow..
OdpowiedzUsuńWybacz, nadal jestem w szoku. Boże, niech oni będą razem, kocham ich! Dziewczyno nienawidze cię za to że przerywasz w takim momencie! A jednocześnie kocham cię za tego bloga. Jestem pełna sprzeczności. Jedno jest pewne - utwierdziłaś mnie w przekonaniu że jesteś najlepszą pisarką świata. Nigdy stąd nie odejde. NIGDY. Musisz przyzwyczaić się do moich komentarzy. Będę cię nimi katować, żebyś pisała szybciej i dłużej. To co się tutaj stało wymaga głośnego aplauzu. Dziewczyno, jak ty piszesz! Boże, kipisz talentem! Dodatkowo żadnych błędów. Boskie, świetne, wspaniałe, fantastyczne.. Chcę więcej! Duuużo więcej!
Na koniec, tradycyjnie pozdrawiam i wrzucaj mi tu szybko następny rozdział! <3
''Dodatkowo żadnych błędów'' - tjaaa, jasne. xD Nie zgodzę się z tą jedną częścią komentarza. xD Sama zauważyłam kilka. (choćby ''dużo bardziej boleśniejsze''. Powinno być ''dużo bardziej bolesne''!) Nie przeszkadzały mi za bardzo, jednak są. I zapewne wynikały ze zwykłej pomyłki lub zakręcenia... Ale nie można napisać, że ''nie ma żadnych błędów''. ^^
Usuń...Kurde. Gadam, jakbym była jakąś zasuszoną polonistką. xD O treść chodzi. xD
Jam
Masz racje najlepszy rozdział ever ;D i niech bedą razem :D
UsuńJedni dostrzegają błędy, inni nie. Ja też niestety nie jestem idealna i nie jestem orłem z polskiego, ale staram się jak mogę ich unikać. Niestety błędy rzecz ludzka i każdy je popełnia. Szczerze, sama teraz czytając dostrzegam jak wiele błędów popełniłam. Braki przecinków, literówki i masa innych rzeczy, a czytałam przed dokładnie, zanim dodałam i wydawało mi się, że jest w porządku. Jednak doceniam wasze bardziej lub mnie krytyczne komentarze.
UsuńMuszę chyba pomyśleć nad pomocą w pisaniu. Jeśli któraś z was czuje się na siłach i chciałaby mi pomagać bardzo bym to doceniła. Także, jeżeli czujesz, że jesteś w stanie mi pomóc bardzo bym prosiła o napisanie na mejla (strumien_mysli@wp.pl)
Napiszesz kiedy będzie kolejny? Po prostu nie wiem co napisać więc napisze tylko to... To było wspaniałe *,*
OdpowiedzUsuńNie jestem niestety w stanie powiedzieć dokładnie, ponieważ szkoła mnie nagli... teraz będę miała tak nasrane z lekcjami polskiego.. ciągle nam coś przepada, przesuwają... Tu kartkówki ze słówek, tam prace napisać... A najgorsze jest jeszcze to, że najlepiej pisze mi się wieczorami i to późnymi. No a wiadomo, jak człowiekowi się myśli jak się jest niewyspanym...
UsuńPrzepraszam najmocniej, ale nie jestem w stanie dokładnie określić kiedy wstawię, ale najczęściej udaje mi się wyrobić w ciągu trzech dni, aczkolwiek mówię, nie obiecuję, że dokładnie za trzy dni dodam.
O maj got *.*
OdpowiedzUsuńNie dość, że wrócił, to jeszcze Liwię pocałował! To jest takie słodkie, że aż stanę się Nyan Catem ^^
Ja nie zauważam żadnych błędów, nigdy, nawet gdy są (to dobrze, czy źle?).
Zagadka rozwiązana! To Ken...tin był tamtym chłopakiem na balu ^^
Trzymajcie kciuki! Jutro piszę "Test sprawdzający ucznia z matematyki".
Pozdrawiam serdecznie i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Jezu, to jest zarąbiste! najlepszy rozdział ever!!! Nie wierzę że on ją pocałował, kocham ich normalnie ich kocham!!! Ja pier... nie mogę no, nie wiem co napisać, jestem pod wrażeniem :D co będzie dalej?? wstawiaj nowy rozdział! ;*
OdpowiedzUsuń