- Co się dzieje? - usłyszałam ciche pytanie cioci i podniosłam głowę znad talerza z ryżem i brokułami.
- Ale co ma się dziać? - zapytałam niemrawo, kontynuując maltretowanie niewinnego jedzenia.
- Od dziesięciu minut siedzisz cicho i znęcasz się nad obiadem. Prawie go nie tknęłaś, a przecież lubisz risotto - blondynka patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. Westchnęłam cicho, wzruszając ramionami.
- Koleżeńskie problemy w szkole - odparłam jedynie, nadziewając na widelec kawałek kurczaka.
- Jeśli sobie z czymś nie radzisz, zawsze możesz przyjść i po prostu pogadać. Wiem, że wolisz rozmawiać z kimś ze swojego otoczenia, ale nie zapominaj o tym, że też potrafię wysłuchać i doradzić - uśmiechnęła się do mnie delikatnie i upiła łyk wina z pękatego kieliszka.
- Wiem ciociu... - ugryzłam kęs zielonej różyczki, rozmyślając nad tym wszystkim. - Mam mały problem z byłą-obecną dziewczyną kolegi z klasy...
- Byłą-obecną? - zapytała, marszcząc lekko brwi.
- Parę lat temu zostawiła go dla kariery i teraz znów przyjechała tutaj - wyjaśniłam, powoli jedząc obiad.
- Rozumiem... - mruknęła cicho, upijając kolejnego, niewielkiego łyka. - A uczepiła się ciebie, bo...?
- Bo... - zaczęłam niepewnie i zaraz poczułam jak policzki zaczynają mi się robić gorące. Nabrałam głęboko w płuca powietrza, żeby trochę ochłonąć i kontynuowałam. - Stwierdziła, że ja odebrałam jej chłopaka i teraz za to, chce się zemścić...
- A odebrałaś go jej? - po raz kolejny pytanie padające z ust cioci, zbiło mnie z tropu.
W sumie dziewczyna miała rację podejrzewając, że mnie z Kastielem coś łączy. Tylko on i ja wiemy, że do niczego między nami nie doszło. Miałam taką nadzieję, że tylko my o tym wiemy. Jednak ta świadomość w niczym mi nie pomagała. Co z tego, że ja to wiem, ale nie mogę tego powiedzieć innym? Mogłabym powiedzieć, ale wtedy musiałabym wszystko wytłumaczyć i wyszłoby na jaw, że czuję coś do czerwonowłosego. No dobra, nie coś. Zakochałam się w nim.
- Nie... - stwierdziłam w końcu, zagryzając lekko wargę. - Nie wiem... - dodałam po chwili niepewnie, ponieważ nie miałam pojęcia o odczuciach Kastiela. - To skomplikowane... - stwierdziłam w końcu z ciężkim westchnieniem.
Wpatrywałam się w swój prawie pełen talerz. Z jednej strony chciałam rozpieprzyć go o ścianę z wściekłości na Debrę, jej intrygę i zachowanie, a z drugiej strony miałam ochotę rozpłakać się na myśl o absurdalności całego zamieszania wokół naszej trójki. Niech ona wyjeżdża i to jak najszybciej.
Niemrawo dokończyłam obiad i pomogłam posprzątać cioci. Gdy skończyłam zbierać naczynia, udałam się do pokoju, ale nie potrafiłam wytrzymać chociażby chwili samotności i ciszy, ponieważ zaczynałam rozpamiętywać wszystko, przez co dołowałam się jeszcze bardziej. Wściekła na siebie, zwlokłam się z łóżka, ubrałam się i wyszłam na spacer. Założyłam kurtkę, botki na korku i podłączywszy słuchawki do telefonu, szłam dość ruchliwymi ulicami, wsłuchując się w muzykę. Czułam na policzkach ostre podmuchy zimnego wiatru. Dopiero po chwili zorientowałam się, że znalazłam się w jednym z parków na końcu miasta. Ściągnęłam słuchawki, zatrzymując muzykę i rozejrzałam się dookoła. Wszystko wydawało się być takie szare i ponure. Szare niebo, które prześwitywało przez Plątaninę czarnych gałęzi bezlistnych drzew. Nawet ptaki nie śpiewały. Prawie bez zastanowienia skręciłam w jedną z alejek, wciskając ręce w kieszenie kurtki, spoglądałam na ścieżkę, zasłaną mokrymi brudno brązowymi liśćmi. Byłam tak oderwana od rzeczywistości, że przez przypadek wpadłabym na jakąś panią, która wyszła na spacer z pieskiem. Uśmiechnęłam się tylko do niej na przeprosiny i ruszyłam dalej. Okrążyłam park, po czym wybierając jedną z alejek miedzy potężnymi lipami, udałam się wgłąb skweru, do centrum, gdzie znajdował się stawek i przepiękna stara fontanna.
Fontanna stała na środku płytkiego jeziorka otoczonego kamiennym murkiem. Składała się z trzech mis - od największej na samym dole, po najmniejszą, na samej górze, która służyła za poidełko dla ptaków. Na najniższym naczyniu znajdowały się posągi aniołów, które z biegiem lat zmieniły barwę z śnieżnobiałego kamienia na ciemnoszarą masę, która sprawiała, że postacie wydawały się groźne i mroczne.
Usiadłam na lekko omszonym murku i podciągnąwszy również na niego nogi, wpatrywałam się w nieruchomą taflę stawku. Nawet ten zbiornik ma drugie dno...
- KURWA MAĆ! - wrzasnęłam, ciskając kamieniem, którego wyczułam dłonią, w jezioro.
Nawet tutaj nie mogę sobie tego odpuścić! Wściekła zerwałam się z murku i wyklinając na siebie w myślach, zaczęłam ponownie spacerować, powoli kierując się ku wyjściu. Dookoła zaczynała panować szarówka i dopiero, gdy przede mną zapaliła się latarnia, zauważyłam jak długo już byłam w tym miejscu. Nie chcąc jeszcze bardziej martwic cioci, przyspieszyłam kroku, rozplątując słuchawki, które jakimś niewiadomym cudem poplątały mi się w kieszeni.
- E ty, stary! Patrz jaka dupeczka idzie - usłyszałam gdzieś za sobą głośne beknięcie i cichy rechot, który przyprawiał o ciarki.
- No... ładniutka - zacmokał ktoś inny. - Hej! Koleżanko!
Rozejrzałam się dookoła, ale i tak wiedziałam, że to było kierowane do mnie. Postanowiłam zignorować coraz mniej wyszukane uwagi na mój temat, więc przyspieszyłam nieco, ale i tak wyraźnie słyszałam ich chwiejne kroki oraz ciężkie oddechy.
- Hej! zaczekaj... Chcemy tylko pogadać, bliżej poznać... - wymruczał lubieżnie jeden z nich, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu o tym, na jakim bliższym poznaniu im zależy.
Nagle poczułam jak jeden z nich zaciska palce na moim ramieniu, gwałtownie mnie szarpiąc. Syknęłam cicho z bólu, instynktownie próbując wyrwać rękę z uścisku. Słuchawki, które trzymałam w dłoni, wypadły mi z niej i wylądowały gdzieś w liściach.
- Nie słyszałaś? Kolega Dave chce cię poznać - jeden z nich, ten, który mnie trzymał, miał krótko ścięte jasnobrązowe włosy i jasne oczy. Miał na sobie ciemnoszare dresowe spodnie i czarną, lekko szeleszczącą kurtkę. Był znacznie wyższy ode mnie i masywnie zbudowany. Skrzywiłam się mimowolnie, czując smród alkoholu w jego oddechu.
Drugi z nich, niejaki Dave, miał ciemne, w zachodzącym słońcu wyglądające na prawie czarne oczy, ciemne włosy i niski głos. Był ubrany w czarne dżinsy i bluzę z jakimś kolorowym napisem. Od niego również wyraźnie czuć było alkohol.
- Nieładnie jest mieć kogoś w dupie - zaśmiał się ciemnowłosy i spoglądając na mnie oblizał chciwie usta.
- Przepraszam, ale się śpieszę... - powiedziałam niezbyt głośnie, przełknąwszy ślinę, by powstrzymać zbliżające się wymioty.
- Nic się nie stanie jak poświęcisz nam chwilę czasu, co?
- Mamusia nie będzie zła. Odprowadzimy cię do domu... He he he...
Słysząc uwagę na temat mamy, poczułam jak krew zaczyna we mnie buzować. Mogą sobie żartować z kogo tylko chcą, ale nie z mojej mamy.
- Mógłbyś mnie puścić? To boli - warknęłam w stronę szatyna, jeszcze raz próbując wyrwać rękę, ale na marne.
- Patrzcie państwo... Ptaszyna pokazała charakterek - zaśmiał się ciemnowłosy, po czym złapał mnie za drugą rękę i przysunął się do mnie. Mimowolnie odchyliłam się do tyłu, chcąc mieć jak najmniejszy kontakt, chociaż z jego oddechem. - Coś nie tak, piękna?
- Śmierdzisz wódką - stwierdziłam jedynie, a chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, wąchając moje włosy.
- Za to, ty pachniesz cudownie... Aż nabieram na ciebie ochoty - zaczął mnie bezpruderyjnie dotykać, na co zareagowałam nagłym protestem, chcąc w końcu uwolnić się od zdecydowanie za mocnego uścisku ich dłoni. Niestety skutkowało tym, że jeszcze bardziej odczułam to, co przed chwilką mi oznajmił.
- Nie wyrywaj się... Nie chcemy ci zrobić krzywdy... - szatyn, który mnie zatrzymał, złapał mnie za drugą rękę i przeciągnął obie do tyłu.
Czułam paraliżujący strach, przez który nie byłam w stanie wykrztusić jakiegokolwiek słowa. Jedyne o czym wtedy myślałam, to żeby ktokolwiek tamtędy przeszedł i spłoszył tych oblechów. Kiedy poczułam jak ciemnowłosy zaczyna rozpinać mi kurtkę, znów zaczęłam się szarpać. Czułam napływające mi do oczu łzy.
- Puść mnie! - jęknęłam cicho, a chłopak się tylko zaśmiał, nie przerywając rozpinania mi kurtki.
- Przepraszam, ale macie jakiś problem ze zrozumieniem co mówi do was ta dziewczyna? - usłyszałam obok nas niski, męski głos, który sprawił, że opuścił mnie strasz pozwalając zagościć uldze. Przed nami stanął wysoki chłopak z kapturem na głowie, przez co nie było widać twarzy.
- Spierdalaj, nie twoja sprawa - warknął jeden z trzymających mnie facetów.
- Wydaje mi się, że jednak moja, ponieważ próbujecie zgwałcić moją znajomą - rzekł, zaciągając się papierosem, którego trzymał w prawej dłoni.
- Od kilku minut to jest też moja znajoma, więc gówno ci do tego - jasnowłosy w złości zacisnął uścisk jeszcze bardziej, przez co jęknęłam cicho z bólu.
- Radziłbym ci ją puścić, jeśli chcesz wrócić do domu w takim stanie jakim jesteś - odparł spokojnie chłopak i rzuciwszy peta na ziemię, zdeptał go czarnym trampkiem.
- Grozisz mi?
- Składam propozycję, a to od was zależy, czy z niej skorzystacie - wzruszył lekko ramionami, przyglądając nam się uważnie.
Przez chwile panowała cisza, a po chwili ciemnowłosy, który najwyraźniej potrafił jeszcze trzeźwo myśleć, odsunął się ode mnie, szarpiąc kolegę za rękaw.
- Co ty odpierdalasz? Dasz się zastraszyć jakiemuś gnojkowi? - ten, który stał za mną, w złości na kompana, puścił mnie. Wykorzystałam okazję i odsunęłam się od nich jak najdalej.
- Sam odpierdalasz...
Reszta jego odpowiedzi została zagłuszona przez krzyki jasnowłosego. Odetchnęłam z ulgą, gdy zniknęli w ciemnym parku i odwróciłam się do Kastiela, rozcierając obolałe przedramiona.
- Masz szczęście, że wyszedłem zajarać, bo nie byłoby za ciekawie - w jego wściekłym głosie słychać było delikatny ton zmartwienia.
- Naprawdę? - nie mogłam powstrzymać się od ironii cisnącej mi się na usta. - Jak miło, że mi o tym powiedziałeś, bo bym się sama nie domyśliła.
- Dlaczego ty zawsze musisz się do mnie, od razu z mordą rzucać? - warknął, kierując się w stronę ulicy. Nie chcąc zostać w tym miejscu sama, ruszyłam za nim. - Ratuje cię przed gwałtem, a ty od razu się wściekasz.
- Dziwisz mi się? - prychnęłam cicho. - Sam zachowujesz się jak ostatni cham, więc nie dziw się, że odpłacam ci tym samym. Zobacz, jak to w moich oczach wygląda. Najpierw mnie całujesz, robisz nadzieję, a potem znów zachowujesz się jak dupek.
Przyspieszyłam kroku, wychodząc na jasno oświetloną ulicę. Usłyszałam za sobą jego ciche przekleństwo i jak rusza za mną. Owszem, byłam mu wdzięczna za ratunek, ale to, co działo się przez ostatnie dnie czy nawet tygodnie, spowodowało, że w tamtej chwili nie potrafiłam czuć do niego nic innego porucz frustracji i żalu.
- Ej, zaczekaj! - zawołał za mną, a gdy się nie zatrzymałam, złapał mnie za ramię, które od razu wyszarpnęłam wystraszona. - Przepraszam... - mruknął cicho, spoglądając gdzieś pod nogi. Przeczesał włosy palcami i spojrzał się na mnie. - Sama powiedziałaś, że nie chcesz się pakować w to, co było między nami i że odpuszczasz to wszystko, a mi dziwisz się, że sobie darowałem?
- Że co? - spojrzałam na niego, kompletnie nic nie rozumiejąc. - JA sobie odpuściłam? I kiedy powiedziała, że nie chce się w to pakować?
- Tak ty - powiedział, rzucając mi zezłoszczone spojrzenie spod czerwonej grzywki. - I jeszcze udaje, że nie pamięta co gadała - westchnął cicho, kręcąc głową. - W hotelu, zaraz po tym kiedy wyszedłem z twojego pokoju, jak Rozalia przyszła. To jej powiedziałaś, że nie chcesz się w to pakować i że odpuszczasz.
Spojrzałam na niego przerażona. Nagle wszystko zaczęłam sobie przypominać. To, jak starałam się zapanować nad emocjami. To, jak w złości powiedziałam Rozalii, że mam dość. I to, jak sam Kastiel zachowywał się po powrocie. Po raz tysięczny w tamtym tygodniu miałam ochotę rozwalić sobie o coś łeb.
- To nie tak... - szepnęłam cicho, odwracając się. Czułam jak zaczynają mi się trząść dłonie i łzy napływają mi do oczu. Wzięłam głęboki wdech, by powstrzymać słone krople.
- Co ci jest? - zapytał, podchodząc do mnie. - Ty... Ty chyba się nie zakochałaś?
Wmurowało mnie. Co on miał na myśli, mówiąc te słowa? On chyba nie...? Chyba nie chciał się mną zabawić? Boże... Jaka ze mnie idiotka! Jak mogłam być tak naiwna? Przecież on tak robił z każdą dziewczyną. Jak mogłam pomyśleć, że mógł mnie potraktować inaczej? Znów miałam wrażenie, jakby mój świat zaczął mi się walić. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam iść.
- Ej, gdzie idziesz? - zapytał zdezorientowany.
Gdy zaczął kierować się za mną, mój szybki marsz zmienił się w bieg. Byłam głupia, głupia, głupia! Zaczerpnęłam mocno powietrze w płuca, wycierając mokry od łez policzek. Zatrzymałam się dopiero pod domem czując palący ból w płucach i kucie w boku. Zmęczona opadłam na schody i chowając twarz w dłoniach, załkałam cicho.
- Ale co ma się dziać? - zapytałam niemrawo, kontynuując maltretowanie niewinnego jedzenia.
- Od dziesięciu minut siedzisz cicho i znęcasz się nad obiadem. Prawie go nie tknęłaś, a przecież lubisz risotto - blondynka patrzyła na mnie zmartwionym wzrokiem. Westchnęłam cicho, wzruszając ramionami.
- Koleżeńskie problemy w szkole - odparłam jedynie, nadziewając na widelec kawałek kurczaka.
- Jeśli sobie z czymś nie radzisz, zawsze możesz przyjść i po prostu pogadać. Wiem, że wolisz rozmawiać z kimś ze swojego otoczenia, ale nie zapominaj o tym, że też potrafię wysłuchać i doradzić - uśmiechnęła się do mnie delikatnie i upiła łyk wina z pękatego kieliszka.
- Wiem ciociu... - ugryzłam kęs zielonej różyczki, rozmyślając nad tym wszystkim. - Mam mały problem z byłą-obecną dziewczyną kolegi z klasy...
- Byłą-obecną? - zapytała, marszcząc lekko brwi.
- Parę lat temu zostawiła go dla kariery i teraz znów przyjechała tutaj - wyjaśniłam, powoli jedząc obiad.
- Rozumiem... - mruknęła cicho, upijając kolejnego, niewielkiego łyka. - A uczepiła się ciebie, bo...?
- Bo... - zaczęłam niepewnie i zaraz poczułam jak policzki zaczynają mi się robić gorące. Nabrałam głęboko w płuca powietrza, żeby trochę ochłonąć i kontynuowałam. - Stwierdziła, że ja odebrałam jej chłopaka i teraz za to, chce się zemścić...
- A odebrałaś go jej? - po raz kolejny pytanie padające z ust cioci, zbiło mnie z tropu.
W sumie dziewczyna miała rację podejrzewając, że mnie z Kastielem coś łączy. Tylko on i ja wiemy, że do niczego między nami nie doszło. Miałam taką nadzieję, że tylko my o tym wiemy. Jednak ta świadomość w niczym mi nie pomagała. Co z tego, że ja to wiem, ale nie mogę tego powiedzieć innym? Mogłabym powiedzieć, ale wtedy musiałabym wszystko wytłumaczyć i wyszłoby na jaw, że czuję coś do czerwonowłosego. No dobra, nie coś. Zakochałam się w nim.
- Nie... - stwierdziłam w końcu, zagryzając lekko wargę. - Nie wiem... - dodałam po chwili niepewnie, ponieważ nie miałam pojęcia o odczuciach Kastiela. - To skomplikowane... - stwierdziłam w końcu z ciężkim westchnieniem.
Wpatrywałam się w swój prawie pełen talerz. Z jednej strony chciałam rozpieprzyć go o ścianę z wściekłości na Debrę, jej intrygę i zachowanie, a z drugiej strony miałam ochotę rozpłakać się na myśl o absurdalności całego zamieszania wokół naszej trójki. Niech ona wyjeżdża i to jak najszybciej.
Niemrawo dokończyłam obiad i pomogłam posprzątać cioci. Gdy skończyłam zbierać naczynia, udałam się do pokoju, ale nie potrafiłam wytrzymać chociażby chwili samotności i ciszy, ponieważ zaczynałam rozpamiętywać wszystko, przez co dołowałam się jeszcze bardziej. Wściekła na siebie, zwlokłam się z łóżka, ubrałam się i wyszłam na spacer. Założyłam kurtkę, botki na korku i podłączywszy słuchawki do telefonu, szłam dość ruchliwymi ulicami, wsłuchując się w muzykę. Czułam na policzkach ostre podmuchy zimnego wiatru. Dopiero po chwili zorientowałam się, że znalazłam się w jednym z parków na końcu miasta. Ściągnęłam słuchawki, zatrzymując muzykę i rozejrzałam się dookoła. Wszystko wydawało się być takie szare i ponure. Szare niebo, które prześwitywało przez Plątaninę czarnych gałęzi bezlistnych drzew. Nawet ptaki nie śpiewały. Prawie bez zastanowienia skręciłam w jedną z alejek, wciskając ręce w kieszenie kurtki, spoglądałam na ścieżkę, zasłaną mokrymi brudno brązowymi liśćmi. Byłam tak oderwana od rzeczywistości, że przez przypadek wpadłabym na jakąś panią, która wyszła na spacer z pieskiem. Uśmiechnęłam się tylko do niej na przeprosiny i ruszyłam dalej. Okrążyłam park, po czym wybierając jedną z alejek miedzy potężnymi lipami, udałam się wgłąb skweru, do centrum, gdzie znajdował się stawek i przepiękna stara fontanna.
Fontanna stała na środku płytkiego jeziorka otoczonego kamiennym murkiem. Składała się z trzech mis - od największej na samym dole, po najmniejszą, na samej górze, która służyła za poidełko dla ptaków. Na najniższym naczyniu znajdowały się posągi aniołów, które z biegiem lat zmieniły barwę z śnieżnobiałego kamienia na ciemnoszarą masę, która sprawiała, że postacie wydawały się groźne i mroczne.
Usiadłam na lekko omszonym murku i podciągnąwszy również na niego nogi, wpatrywałam się w nieruchomą taflę stawku. Nawet ten zbiornik ma drugie dno...
- KURWA MAĆ! - wrzasnęłam, ciskając kamieniem, którego wyczułam dłonią, w jezioro.
Nawet tutaj nie mogę sobie tego odpuścić! Wściekła zerwałam się z murku i wyklinając na siebie w myślach, zaczęłam ponownie spacerować, powoli kierując się ku wyjściu. Dookoła zaczynała panować szarówka i dopiero, gdy przede mną zapaliła się latarnia, zauważyłam jak długo już byłam w tym miejscu. Nie chcąc jeszcze bardziej martwic cioci, przyspieszyłam kroku, rozplątując słuchawki, które jakimś niewiadomym cudem poplątały mi się w kieszeni.
- E ty, stary! Patrz jaka dupeczka idzie - usłyszałam gdzieś za sobą głośne beknięcie i cichy rechot, który przyprawiał o ciarki.
- No... ładniutka - zacmokał ktoś inny. - Hej! Koleżanko!
Rozejrzałam się dookoła, ale i tak wiedziałam, że to było kierowane do mnie. Postanowiłam zignorować coraz mniej wyszukane uwagi na mój temat, więc przyspieszyłam nieco, ale i tak wyraźnie słyszałam ich chwiejne kroki oraz ciężkie oddechy.
- Hej! zaczekaj... Chcemy tylko pogadać, bliżej poznać... - wymruczał lubieżnie jeden z nich, co jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu o tym, na jakim bliższym poznaniu im zależy.
Nagle poczułam jak jeden z nich zaciska palce na moim ramieniu, gwałtownie mnie szarpiąc. Syknęłam cicho z bólu, instynktownie próbując wyrwać rękę z uścisku. Słuchawki, które trzymałam w dłoni, wypadły mi z niej i wylądowały gdzieś w liściach.
- Nie słyszałaś? Kolega Dave chce cię poznać - jeden z nich, ten, który mnie trzymał, miał krótko ścięte jasnobrązowe włosy i jasne oczy. Miał na sobie ciemnoszare dresowe spodnie i czarną, lekko szeleszczącą kurtkę. Był znacznie wyższy ode mnie i masywnie zbudowany. Skrzywiłam się mimowolnie, czując smród alkoholu w jego oddechu.
Drugi z nich, niejaki Dave, miał ciemne, w zachodzącym słońcu wyglądające na prawie czarne oczy, ciemne włosy i niski głos. Był ubrany w czarne dżinsy i bluzę z jakimś kolorowym napisem. Od niego również wyraźnie czuć było alkohol.
- Nieładnie jest mieć kogoś w dupie - zaśmiał się ciemnowłosy i spoglądając na mnie oblizał chciwie usta.
- Przepraszam, ale się śpieszę... - powiedziałam niezbyt głośnie, przełknąwszy ślinę, by powstrzymać zbliżające się wymioty.
- Nic się nie stanie jak poświęcisz nam chwilę czasu, co?
- Mamusia nie będzie zła. Odprowadzimy cię do domu... He he he...
Słysząc uwagę na temat mamy, poczułam jak krew zaczyna we mnie buzować. Mogą sobie żartować z kogo tylko chcą, ale nie z mojej mamy.
- Mógłbyś mnie puścić? To boli - warknęłam w stronę szatyna, jeszcze raz próbując wyrwać rękę, ale na marne.
- Patrzcie państwo... Ptaszyna pokazała charakterek - zaśmiał się ciemnowłosy, po czym złapał mnie za drugą rękę i przysunął się do mnie. Mimowolnie odchyliłam się do tyłu, chcąc mieć jak najmniejszy kontakt, chociaż z jego oddechem. - Coś nie tak, piękna?
- Śmierdzisz wódką - stwierdziłam jedynie, a chłopak zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, wąchając moje włosy.
- Za to, ty pachniesz cudownie... Aż nabieram na ciebie ochoty - zaczął mnie bezpruderyjnie dotykać, na co zareagowałam nagłym protestem, chcąc w końcu uwolnić się od zdecydowanie za mocnego uścisku ich dłoni. Niestety skutkowało tym, że jeszcze bardziej odczułam to, co przed chwilką mi oznajmił.
- Nie wyrywaj się... Nie chcemy ci zrobić krzywdy... - szatyn, który mnie zatrzymał, złapał mnie za drugą rękę i przeciągnął obie do tyłu.
Czułam paraliżujący strach, przez który nie byłam w stanie wykrztusić jakiegokolwiek słowa. Jedyne o czym wtedy myślałam, to żeby ktokolwiek tamtędy przeszedł i spłoszył tych oblechów. Kiedy poczułam jak ciemnowłosy zaczyna rozpinać mi kurtkę, znów zaczęłam się szarpać. Czułam napływające mi do oczu łzy.
- Puść mnie! - jęknęłam cicho, a chłopak się tylko zaśmiał, nie przerywając rozpinania mi kurtki.
- Przepraszam, ale macie jakiś problem ze zrozumieniem co mówi do was ta dziewczyna? - usłyszałam obok nas niski, męski głos, który sprawił, że opuścił mnie strasz pozwalając zagościć uldze. Przed nami stanął wysoki chłopak z kapturem na głowie, przez co nie było widać twarzy.
- Spierdalaj, nie twoja sprawa - warknął jeden z trzymających mnie facetów.
- Wydaje mi się, że jednak moja, ponieważ próbujecie zgwałcić moją znajomą - rzekł, zaciągając się papierosem, którego trzymał w prawej dłoni.
- Od kilku minut to jest też moja znajoma, więc gówno ci do tego - jasnowłosy w złości zacisnął uścisk jeszcze bardziej, przez co jęknęłam cicho z bólu.
- Radziłbym ci ją puścić, jeśli chcesz wrócić do domu w takim stanie jakim jesteś - odparł spokojnie chłopak i rzuciwszy peta na ziemię, zdeptał go czarnym trampkiem.
- Grozisz mi?
- Składam propozycję, a to od was zależy, czy z niej skorzystacie - wzruszył lekko ramionami, przyglądając nam się uważnie.
Przez chwile panowała cisza, a po chwili ciemnowłosy, który najwyraźniej potrafił jeszcze trzeźwo myśleć, odsunął się ode mnie, szarpiąc kolegę za rękaw.
- Co ty odpierdalasz? Dasz się zastraszyć jakiemuś gnojkowi? - ten, który stał za mną, w złości na kompana, puścił mnie. Wykorzystałam okazję i odsunęłam się od nich jak najdalej.
- Sam odpierdalasz...
Reszta jego odpowiedzi została zagłuszona przez krzyki jasnowłosego. Odetchnęłam z ulgą, gdy zniknęli w ciemnym parku i odwróciłam się do Kastiela, rozcierając obolałe przedramiona.
- Masz szczęście, że wyszedłem zajarać, bo nie byłoby za ciekawie - w jego wściekłym głosie słychać było delikatny ton zmartwienia.
- Naprawdę? - nie mogłam powstrzymać się od ironii cisnącej mi się na usta. - Jak miło, że mi o tym powiedziałeś, bo bym się sama nie domyśliła.
- Dlaczego ty zawsze musisz się do mnie, od razu z mordą rzucać? - warknął, kierując się w stronę ulicy. Nie chcąc zostać w tym miejscu sama, ruszyłam za nim. - Ratuje cię przed gwałtem, a ty od razu się wściekasz.
- Dziwisz mi się? - prychnęłam cicho. - Sam zachowujesz się jak ostatni cham, więc nie dziw się, że odpłacam ci tym samym. Zobacz, jak to w moich oczach wygląda. Najpierw mnie całujesz, robisz nadzieję, a potem znów zachowujesz się jak dupek.
Przyspieszyłam kroku, wychodząc na jasno oświetloną ulicę. Usłyszałam za sobą jego ciche przekleństwo i jak rusza za mną. Owszem, byłam mu wdzięczna za ratunek, ale to, co działo się przez ostatnie dnie czy nawet tygodnie, spowodowało, że w tamtej chwili nie potrafiłam czuć do niego nic innego porucz frustracji i żalu.
- Ej, zaczekaj! - zawołał za mną, a gdy się nie zatrzymałam, złapał mnie za ramię, które od razu wyszarpnęłam wystraszona. - Przepraszam... - mruknął cicho, spoglądając gdzieś pod nogi. Przeczesał włosy palcami i spojrzał się na mnie. - Sama powiedziałaś, że nie chcesz się pakować w to, co było między nami i że odpuszczasz to wszystko, a mi dziwisz się, że sobie darowałem?
- Że co? - spojrzałam na niego, kompletnie nic nie rozumiejąc. - JA sobie odpuściłam? I kiedy powiedziała, że nie chce się w to pakować?
- Tak ty - powiedział, rzucając mi zezłoszczone spojrzenie spod czerwonej grzywki. - I jeszcze udaje, że nie pamięta co gadała - westchnął cicho, kręcąc głową. - W hotelu, zaraz po tym kiedy wyszedłem z twojego pokoju, jak Rozalia przyszła. To jej powiedziałaś, że nie chcesz się w to pakować i że odpuszczasz.
Spojrzałam na niego przerażona. Nagle wszystko zaczęłam sobie przypominać. To, jak starałam się zapanować nad emocjami. To, jak w złości powiedziałam Rozalii, że mam dość. I to, jak sam Kastiel zachowywał się po powrocie. Po raz tysięczny w tamtym tygodniu miałam ochotę rozwalić sobie o coś łeb.
- To nie tak... - szepnęłam cicho, odwracając się. Czułam jak zaczynają mi się trząść dłonie i łzy napływają mi do oczu. Wzięłam głęboki wdech, by powstrzymać słone krople.
- Co ci jest? - zapytał, podchodząc do mnie. - Ty... Ty chyba się nie zakochałaś?
Wmurowało mnie. Co on miał na myśli, mówiąc te słowa? On chyba nie...? Chyba nie chciał się mną zabawić? Boże... Jaka ze mnie idiotka! Jak mogłam być tak naiwna? Przecież on tak robił z każdą dziewczyną. Jak mogłam pomyśleć, że mógł mnie potraktować inaczej? Znów miałam wrażenie, jakby mój świat zaczął mi się walić. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam iść.
- Ej, gdzie idziesz? - zapytał zdezorientowany.
Gdy zaczął kierować się za mną, mój szybki marsz zmienił się w bieg. Byłam głupia, głupia, głupia! Zaczerpnęłam mocno powietrze w płuca, wycierając mokry od łez policzek. Zatrzymałam się dopiero pod domem czując palący ból w płucach i kucie w boku. Zmęczona opadłam na schody i chowając twarz w dłoniach, załkałam cicho.
zajebiste :D
OdpowiedzUsuńCzasem mam ochotę go udusić. Teraz jest właśnie jedna z takich chwil ;-;
OdpowiedzUsuńWeny i pozdrawiam :*
Kurde, tak opisałaś te wszystkie emocje, że i sama zaczęłam płakać
OdpowiedzUsuńKurde, takiego talentu pozazdrościć. I że masz jeszcze czas i ochotę pisać, mimo całego zapierdzielu.
Pozdrawiam^^
Witam Cię bardzo serdecznie! Przede wszystkim cieszy mnie, iż dodałaś nowy rozdział. Jestem z Ciebie dumna - nie dałaś się pokonać nawałowi zajęć i naskrobałaś coś sensownego. A nawet więcej; coś wspaniałego oraz emocjonalnego!
OdpowiedzUsuńPrzez całą część, w której te dwa oblechy próbowały dobrać się do Liwii, siedziałam niemal jak na szpilkach. Naprawdę obawiałam się, że główna bohaterka może zostać zgwałcona, pobita, porwana albo zamordowana. Taaa,,, Ja zawsze widzę wyłącznie czarne scenariusze. Urok bycia fanką horrorów. (-,-) W każdym razie kamień spadł z mojego skamieniałego serca, gdy do akcji wkroczył nieposkromiony Kastiel. Chłopak wiele ostatnimi czasy narozrabiał, toteż wśród chordy wielkich minusów nareszcie na jego koncie pojawił się jakiś plus.
Dobra, pijani zboczeńcy uciekli, więc przyszła pora na rozmowę. W pierwszej chwili pomyślałam, że po uporaniu się z namolnymi gośćmi zza rogu wyskoczy Debra ze swoim irytującym: "Kochanie". Na całe szczęście do nowego rozdziału postanowiłaś jej nie wrzucać i chwała Tobie za to. Już wystarczająco namieszała w życiu Liwii.
Wracając do rzeczy ważniejszych. Raduje mnie fakt, że główna bohaterka oraz Kas mieli możliwość przeprowadzenia poważnej rozmowy. Oczywiście buntownik musiał wszystko zepsuć wyskoczeniem z durnym tekstem. "Chyba się nie zakochałaś?" Nie, kurczę, kłóci się ze żmiją Debrą, bo jej się nudzi. No dajcie żyć! Cała sytuacja cholernie przypomina w moim odczuciu motyw z gry, jednak - co bardzo smuci - nie kończy się szczęśliwie. (TT.TT) Tak odbiegając od głównego wątku, czy tylko ja ubolewam, że na ilustracji z Kastielem nie została pokazana jego twarz? Toż to chamstwo oraz jawne pominięcie!
Nieważne; zabieram się do podsumowania, bo chyba już wszystko co chciałam, to napisałam. Z niebywałą cierpliwością będę wyczekiwała nowego rozdziału, jednak absolutnie nie chcę, żebyś odczuwała presję. Całkowicie rozumiem, że zbliżasz się do legalnej tortury jaką jest matura - mnie to czeka w przyszłym roku, co nie zmienia faktu, że nauczyciele już teraz wciskają w nas wiedzę na siłę.
Mam przeogromną nadzieję, że już niedługo ujawnisz nam koniec historii z Debrą, a ta dziewucha już wszystkie asy z rękawa wyciągnęła.
Gorąco pozdrawiam i życzę więcej czasu oraz zdrówka, bo podobno nieubłaganie nadciągają do nas mrozy. Żegnam Cię i do następnego! (^.^)
Jezu już myślałam że ją tam zgwałcą o.O ale żeś narobiła. Myślałam na początku że to Kentin ją uratuje, ale nieee to Kastiel :D Ale i tak jest idiotą, co za pytanie w ogóle!! "Ty sie chyba nie zakochałaś?" Nie no, wcale kuźwa co on ślepy jest?! Biedna Liwia :( Oby się tylko całkiem nie załamała i nie zrobiła czegoś głupiego... Mam nadzieję że sprawy się w końcu ułożą a Debra wyjedzie, fajnie by było jakby już wyjechała. No i mam nadzieję że wena ci wróci po maturach, czego ci bardzo życzę :))
OdpowiedzUsuńHello! Jedna z najlepszych pisarek dodała rozdział. :* Oh jeah! :D Wiem, że dodałaś ten rozdział 21 (?) listopada, ale nie ja nie byłam na komputerze od ponad tygodnia. :P Eh... Dobrze, że chociaż żyję i mogę to przeczytać, bo było ze mną kiepsko. :P Pół godziny dłużej, a na świecie by mnie już nie było. Dobra, ja już Cię nie zanudzam moimi pierdołami. Dziękuję Bogu, że żyję i mogę to dalej czytać.
OdpowiedzUsuńBosko, bosko, bosko, bosko, bosko, bosko piszesz. <3 <3 <3 Kocham Twoje opowiadanie i nic tego nie zmieni. Ta historia to miłość mojego życia. :D No, co? Taka prawda. *-* Czy tylko ja myślałam, że oni tam ją zgwałcą? :P Zazdroszczę Ci takiego talentu. Gdybym ja miała taki to napisałabym jakąś zajebistą książkę. Jakie by było grono czytelników! Kastiel... :O No weź... Nie mów, że jej nie kochasz, bo ja wiem, że ją kochasz i ja wiem, że Ty wiesz, i wiem, że Ty wiesz, że ja wiem, że Ty wiesz. (mnie nigdy nie zrozumiesz. xD) Jestem dumna z młodych Polaków i wg z Polaków, że mają takie talenty. :*
Pozdrawiam, weny i do następnego. :*
Witam cię serdecznie oraz przepraszam za tak późne komentowanie rozdziału, niestety ostatnio nie mam na nic czasu i jeszcze do tego dochodzą sprawy osobiste... Wybacz.
OdpowiedzUsuńAle już jestem i chce ci powiedzieć, że rozdział wyszedł niesamowity *,* to jak opisałaś cały park, kompletnie nie miałam problemu żeby go sobie wyobrazić :D ale jak nadeszły te dresy, to aż mnie zemdliło. Prawie tak jak naszą bohaterkę. I normalnie aż sama miałam ochotę wejść i przywalić im bardzo namiętnie w krocze. Ale mi się podniosło przez nich ciśnienie.
A kiedy przyszedł wybawiciel, to w pierwszej kolejności po tym jego spokojnym zdaniu pomyślałam, że to Lysander :D ale cieszę się że to Kastiel. Ale też jestem na niego zła, bo jak miał okazję pogadać z Liwią to totalnie to zmarnował.. Kastiel chodź tu, no udusze cię, no!!!
Mam nadzieję że w końcu sobie wszystko wyjaśnia, a Debre wykopią gdzieś na Alaskę, albo nie! Lepiej na biegun północny! Żeby już nigdy nie psuła innym życia.
Rozdział moim zdaniem świetny, długi, bogaty w opisy i naprawdę wciągający. Robisz kawał świetnej roboty, a twój talent poraża <3 i nie spiesz się z rozdziałami, naprawdę rozumiemy, ważne żebyś nie zniknęła całkiem (bo wtedy to już cię udusze, a z resztą, nie tylko ja :D) i pisała dalej tak bosko jak piszesz *,*
Na koniec oczywiście życzę mnóstwa weny i czasu!! Pozdrawiam cieplutko i przesyłam gorące kakałko <3
Świetne. Choć bardzo drastyczne i smutne.. Tak bardzo się cieszę, że ktoś ją uratował i że był to właśnie Kastiel... Lecę czytać dalej
OdpowiedzUsuń