czwartek, 26 listopada 2015

~ Rozdział 45 ~

   Nie wiem jak dotarłam do swojego pokoju. Byłam chyba w jakimś transie. Nawet nie biorąc prysznica, rozebrałam się i zakopałam pod kołdrę. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to, jak bardzo byłam naiwna. Czułam się potwornie zraniona i upokorzona. Wciąż nie mogłam sobie darować tego, że dałam się nabrać na te jego "słodkie" słówka i dystans z jakim mnie traktował, który pociągał mnie w nim najbardziej. Czułam się w środku pusta, jakby to, co do tej pory było we mnie, to, co było najważniejszą częścią mnie, zniknęło. Jak powietrze z przebitego balona. Przez większość nocy nie mogłam zasnąć. Udało mi się to dopiero, kiedy byłam kompletnie wycieńczona płaczem.
   Następnego ranka obudziło mnie ciche pukanie do drzwi. Nie odzywając się nic, przekręciłam się na drugi bok. Nie miałam zamiaru iść do szkoły i musieć oglądać jego fałszywej mordy. I jeszcze ona. Wielka pani na włościach. Sapnęłam ze złości, czując piekące łzy pod powiekami.
   - Liwia... - ciocia uchyliła delikatnie drzwi, wchodząc do pokoju. - Jest dwadzieścia po siódmej. Spóźnisz się do szkoły.
   - Nie idę dzisiaj do szkoły - odburknęłam, chowając twarz w kołdrę. Nie miałam zamiaru mieszać cioci w swoje sprawy. I tak ma dużo na głowie.
   - Wszystko w porządku? - zapytała zmartwiona, siadając na brzegu łóżka. Wywnioskowałam to po cichym skrzypnięciu, zapadającego się materaca.
   - Źle się czuję. To wszystko - nie byłam w stanie powstrzymać łamiącego się głosu.
   - Może wezmę dzisiaj dzień wolnego i zostanę z tobą? - poczułam delikatne dotknięcie na biodrze, co spowodowało, że jeszcze bardziej się rozpłakałam, przypomniawszy sobie gorący dotyk czerwonowłosego w hotelu.
   - Liwia... Dlaczego płaczesz?
   - Bo jestem naiwną dziewuchą, która dała się zmanipulować kilkoma słodkimi słówkami... - załkałam cicho w poduszkę. - Wyjdź ciociu... Chcę zostać sama.
   Nie odezwawszy się, kobieta opuściła mój pokój, cicho zamykając za sobą drzwi.
   Boże... Dlaczego za każdym razem muszę cierpieć? Dlaczego moje życie nie może się normalnie układać tak, jak każdej innej osobie? Dlaczego to zawsze ja muszę najbardziej oberwać? Jeśli ma być tak za każdym razem, gdy choć na chwilę poczuję się szczęśliwa i bezpieczna, to ja nie chcę tak żyć.
   Znów usłyszałam ciche pukanie.
   - Liwia, masz gościa - powiedziała ciocia zza zamkniętych drzwi.
   - Nie chcę nikogo widzieć - jęknęłam, zwijając się w kłębek.
   Jednak i tak moment później drzwi otworzyły się i do środka ktoś wszedł. Ciche, pewne stąpanie upewniło mnie, że to nie ciocia.
   - Powiedziałam, że nie chcę nikogo widzieć! - wrzasnęłam, nie odrywając twarzy od mokrej już poduszki.
   - Wiesz... Jakoś nie bardzo mnie obchodzi, co ty chcesz, a co nie - gdy do moich uszu dobiegł, spokojny głos Rozalii, poderwałam się do pozycji siedzącej i przyciągnąwszy ją na łóżko, wtuliłam się w nią.
   Tak bardzo potrzebowałam kogoś, komu naprawdę na mnie zależy....
   - Ej... Co się dzieje? - zdezorientowana i zmartwiona dziewczyna, odsunęła się ode mnie kawałek, by spojrzeć mi w oczy.
   Rozpłakałam się jeszcze bardziej, za nic w świecie nie mogąc wydobyć z siebie chociaż jednego, konstruktywnego zdania. Białowłosa objęła mnie ramionami i delikatnie kołysząc na boki, powoli uspokajała. Kiedy w miarę się otrząsnęłam, zaczęłam opowiadać jej o wczorajszym dniu. Nie wdając się zbytnio w szczegóły, streściłam jej napad na mnie, a gdy doszłam do momentu pojawienia się Kastiela, nie mogłam powstrzymać się od łez. Miałam sobie to za złe, że w ogóle nie potrafiłam nad tym zapanować, ale to bolało zbyt mocno. Cały czas łkając powiedziałam jej o rozmowie i o tym jego idiotycznym pytaniu.
   - Jaka ja byłam głupia! - siąknęłam nosem, wycierając łzy w koszulkę, w której spałam. - Mogłam się od razu domyśleć, czego on ode mnie chce - parsknęłam cicho, kręcąc głową nad własną głupotą. - Czego ja od niego oczekiwałam? Że co? Że ze mną będzie inaczej? Że okaże się, że nie jest skończonym dupkiem i z nim będę?
   - Ale ja nic z tego nie rozumiem... - mruknęła cicho Rozalia, zagryzając wargę. - Przecież on się do żadnej, ŻADNEJ dziewczyny tak nie odnosił, tak jak do ciebie. Nawet jeśli szukał panienki na jedną noc, to traktował je zupełnie inaczej...
   - A myślisz, że ja coś z tego rozumiem? - jęknęłam cicho, wycierając twarz.
   - Ale... To nie... Ehh.... - westchnęła cicho białowłosa, bawiąc się kosmykiem włosów.
   - Przecież ma swoją księżniczkę od siedmiu boleści. Yhh... Gdyby tylko mógł się przekonać co ta żmija o nim tak naprawdę myśli... Z resztą, czym jak się przejmuję? Jego decyzje, jego sprawa. Dupek... Później się dziwi, że nikt go nie znosi.
   Opadłam do tyłu ma łóżko, zakrywając twarz dłońmi. Dlaczego to tak bolało? Przecież nic mnie z nim nie łączyło. Jeden pocałunek, to wszystko, a czułam się tak jakby ktoś wyrwał mi serce. Przecież to jest idiotyczne. Przejmować się głupim, nic nieznaczącym pytaniem. Nic nieznaczącym dla kogoś... Dla mnie to był cios poniżej pasa. Czułam się zmanipulowana i wykorzystana. Że też się nie domyśliłam o co tak naprawdę mu chodzi już w hotelu.
   Parsknęłam cicho śmiechem nad własną głupotą i ocierając ostatnie łzy, spojrzałam na Rozalię. Wpatrywała się w okno zamyślonym wzrokiem.
   - A ty się przypadkiem nie spóźnisz do szkoły? - zapytałam cicho, wyrywając dziewczynę z transu.
   - Skoro ty nie idziesz, to ja nie zamierzam cię samej zostawiać - powiedziała spokojnie, uśmiechając się do mnie delikatnie. - Poza tym dzisiaj są luźne lekcje. Nic się nie stanie.
   - Jeśli tak uważasz... - podniosłam dłonie w wyrazie poddania się. - Tylko co my same będziemy tu robić?
   - Może ściągniemy tutaj też chłopaków i pooglądamy jakieś filmy? - zaproponowała i nie czekając nawet na moją odpowiedź wyciągnęła telefon i zaczęła dzwonić. - Idź się ogarnij, bo wyglądasz strasznie...
   Podniosłam się z łóżka, trzepiąc białowłosą lekko w ramię. Niechętnie udałam się do łazienki, gdzie wzięłam orzeźwiający prysznic. Właściwie nie miałam ochoty dzisiaj nikogo widzieć, ale podejrzewam, że gdyby nie inicjatywa Rozalii siedziałabym cały dzień zakopana w łóżku, użalając się nad sobą.
   Kiedy wyszłam z łazienki owinięta w ręcznik, dostrzegłam, że białowłosa stoi przed moją szafą, szukając czegoś zawzięcie. Jęknęłam cicho w duchu, domyślając się co planowała.
   - Co ty robisz? - zapytałam czysto retorycznie, doskonale wiedząc, co dziewczyna wyczyniała.
   - Szukam ci ciuchów, które dzisiaj założysz - odparła spokojnie, nie przerywając przeszukania mojej garderoby. - Bingo! - zawołała z zadowoleniem, wyciągając do mnie ręce na których była złożony zestaw składający się z jasno miętowej koszuli, szarego kardigana, czarnej rozkloszowanej spódniczki i tego samego koloru rajstop z pogrubionymi zakolanówkami.
   - Nie ubiorę ci tego! - zaprotestowałam, kierując swoje kroki do szafy, by samemu coś wybrać.
   - Ale dlaczego? - spojrzała na mnie z mieszaniną oburzenia i zdziwienia. Skrzywiłam się lekko, próbując naprędce wymyślić jakąś wymówkę, która usatysfakcjonowałaby Rozalię.
   - Po prostu... - wzruszyłam ramionami, starając się brzmieć normalnie. - Nie mam ochoty na ubieranie się w spódniczki i koszule. Tym bardziej kiedy siedzę w domu.
   - Ale ty jesteś nudna... - prychnęła przyjaciółka, wbijając we mnie uporczywe spojrzenie swoich żółtych soczewek.
   - Jestem nudna tylko dlatego, że nie chcę ubrać spódniczki? - spojrzałam na nią z niedowierzaniem, starając się powstrzymać wybuch śmiechu.
   Dziewczyna jednak nie ustępowała, wciąż trzymając przede mną wyciągnięte dłonie z ubraniami. Westchnęłam przeciągle, wznosząc wzrok ku górze. Boże... Daj mi cierpliwości do tej dziewczyny! Przerywając oczami, zabrałam ciuchy i ponownie zniknęłam w łazience. Po chwili wyszłam z niej kompletnie ubrana.
   - I co? Jest aż tak źle? - zapytała dziewczyna, kiedy ze skwaszoną miną przyjrzałam się sobie w lustrze.
   - No nie... - przyznałam niechętnie, zaczynając rozczesywać wilgotne włosy. - Ale ja nie czuję się dobrze siedząc w domu w spódnicy....
   - Skoro ci to tak bardzo przeszkadza, zawsze można wyjść się gdzieś przejść - białowłosa wzruszyła ramionami, przeglądając moje kosmetyki.
   - O nie! Na to się na pewno nie piszę! - zaprotestowałam od razu, automatycznie czując uścisk w okolicach klatki piersiowej. - Nie chce go nigdzie na mieście spotkać... - zamyśliłam się na chwilę, cały czas przeciągając szczotką po długich ciemnoblond włosach. - Właściwie, to po kogo dzwoniłaś?
   - Jak to po kogo? Po... - w momencie, kiedy Rozalia miała zamiar wymieniać osoby, w całym domu rozległ się cichy, ale wyraźny dźwięk dzwonka. Obie od razu spojrzałyśmy na uchylone drzwi mojego pokoju. - To pewnie oni.
   Uśmiechnęła się szeroko i pomimo dość wysokich butów na koturnie wyszła na korytarz szybkim, eleganckim krokiem. Westchnęłam cicho i podniósłszy swoje cztery litery z łózka, odłożyłam szczotkę, po czym idąc za Rozalią, zeszłam na parter. Czułam lekkie zdenerwowanie przed spotkaniem osób, po które dzwoniła białowłosa. Jakoś nie uśmiechało mi się wywnętrzanie się komuś oprócz niej. Jednak wszystkie moje obawy zniknęły, kiedy stawiając krok na ostatni stopień ciemnobrązowych schodów, zobaczyłam, że w drzwiach stoją bliźniacy, czerwonowłosa Gwen i górujący nad nimi wszystkimi Kentin.
   - Cześć Liwia! - roześmiany Alexy wpadł do wnętrza mieszkania, wyciągając ręce w moją stronę. Uśmiechnęłam się mimowolnie, odwzajemniając gest. Chłopak od razu przytulił się do mnie, po czym odsunąwszy mnie na długość swoich rąk, zmierzył mnie, dokładnie przyglądając się każdemu szczegółowi. - Ale ty ślicznie dzisiaj wyglądasz! Prawda Armin? - zaśmiał się, delikatnie obracając mnie.
   - Mhm... - mruknął niemrawo bliźniak.
   Kiedy spojrzałam w jego stronę, parsknęłam śmiechem. Czarnowłosy stał w kącie przedsionka, nie odrywając wzroku od czarnofioletowego PSP. Gwen szturchnęła go lekko, przez co chłopak zachwiał się odrywając wzrok od małego ekranu, by nie upaść. Nagle usłyszeliśmy cichy dźwięk oznaczający przegraną. Niebieskooki rzucił mordercze spojrzenie czerwonowłosej, która jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się do niego i przeszła do dalszej części domu. Rozalia zaraz poszła w jej ślady. Z korytarza dobiegła nas żywa rozmowa pomiędzy dziewczynami. Alexy usłyszawszy, że rozmawiają o niedawno otwartym butiku dołączył się do nich. Armin nadrabiając stratę w grze spowodowaną przez Gwen, ruszył powoli za nimi.
   Już miałam iść za nimi, kiedy poczułam delikatne dotknięcie w ramię. Odwróciłam się w stronę Kentina, marszcząc pytająco brwi. Szatyn zagryzł delikatnie wargę, wahając się co chce powiedzieć. Po chwili odezwał się cicho, spoglądając mi prosto w oczy.
   - Liv... Chciałbym z tobą porozmawiać... - rzuciłam mu pytające spojrzenie. - O nas... O tym co było między nami...
   Poczułam lekki uścisk w żołądku. To zdecydowanie nie był dzień na takie rozmowy. Poza tym nie miałam zielonego pojęcia co mogłabym powiedzieć przyjacielowi. Sama od tamtej nocy miałam totalny mętlik w głowie i jakoś nic nie kierowało się ku temu, by ta sytuacja się zmieniła
   - Ken... - zaczęłam niepewnie, mnąc rąbek spódnicy w dłoniach. - Rozumiem to, że zależy ci na wyjaśnieniu wszystkiego, ale to chyba nie jest odpowiedni czas i miejsce na tego typu rozmowę.
   - Ale, Liwia... - zaczął chłopak, ale przerwałam mu podnosząc prawą dłoń.
   - Proszę... - spojrzałam mu w oczy.
   W jego zielonych, tak dobrze mi znanych tęczówkach widać było wyraźną niepewność, ledwo dostrzegalny strach, który krył się pod dużo głębszym i zdecydowanie mocniejszym uczuciem. To uczucie przerażało mnie jak nic innego. Wiedziałam, że nie jestem w stanie odwzajemnić uczuć chłopaka do mnie i wiedziałam, że to go bardzo boli. Mnie z resztą też, ponieważ nie chciałam go stracić. Był dla mnie naprawdę ważną osobą.
   Chłopak westchnął jedynie i kiwnął na znak zgody. Jeszcze raz uśmiechnęłam się do niego przepraszająco i dołączyliśmy do przyjaciół, który zdążyli rozłożyć się w salonie. Rozalia z Gwen rozkładały poduszki na podłodze, a Armin podłączał przyniesioną konsolę do telewizora. Przyglądałam się im przez chwile, po czym poszłam do kuchni po coś do picia i coś na przekąskę. Wróciłam kilka minut później z naręczem paluszków, czipsów, cukierków i kartonem soku pomarańczowego pod pachą. Wszyscy graliśmy na zmianę, co chwilę wybuchając śmiechem i przegryzając słodkości. Gdy Rozalia próbowała pokonać Alexy'ego położyłam się na plecach i wpatrując się w sufit, zaczęłam rozmyślać nad tym wszystkim. Jeden dzień mogłam przesiedzieć w domu, by go uniknąć, ale co będzie jutro?

4 komentarze:

  1. Przyjemny rozdział w przyjemny wieczór :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam i o zdrówko pytam! Komentarz będzie zapewne dosyć chaotyczny, ponieważ aktualnie pilnuję mojego wspaniałego chomika pochodzenia szlacheckiego - Gustawa Farfocla I. Cholernego szkodnika zostawiłam na niecałą minutę, bo poszłam zrobić kakao, a on już zdążył rozgryźć kabel od głośników. (*>.<*) Trzeba było posłuchać mamci i kupić rybkę...
    Na wstępie chciałam zapytać, czy wiesz może, dlaczego przez pewien czas rozdział nie chciał się wyświetlić. Możliwe, że to znowu mój kochany Internet zorganizował bunt, do którego wciągnął komputer, bo Simsy też jakoś wolniej chodzą. Eh, złośliwość przedmiotów martwych.
    Cieszy mnie, że Liwka nareszcie zaznała spokoju. Niestety tylko chwilowego, ale dobrze jest mieć nawet moment na wyciszenie. Poza tym myślę, iż nie ma niczego lepszego od pójścia na wagary w towarzystwie zgranej grupki. Jednakże muszę bardzo pochwalić Rozalię za zachowanie opanowania. Na jej miejscu zapewne klęłabym oraz rzucała klątwy przez cały tydzień na faceta, który sprawił przykrość mojej przyjaciółce. Ale to ja - nie potrafię opanować agresji i jakoś trzeba to przetrwać. (-,-)
    Wyczucie czasu Kentinka powaliło mnie na łopatki. Nadal nie mogę pozbierać się z podłogi, przez co piszę komentarz siedząc na cholernie niewygodnych panelach. Rozumiem, że chłopak chciał pogadać o ich bliskich stosunkach - w końcu doszło pomiędzy nimi do SEKSÓW! Jednakże nie dostrzegł u Liwii przygnębienia? Ej no, kurczę, przecież to jego przyjaciółka; powinien czytać z niej jak z III części "Dziadów". Wybacz mnie to jakże dziwne porównanie, ale dopiero w tym tygodniu skończyłam omawiać tę szatańską lekturę, która dosłownie wychodzi mnie wszystkimi otworami. W najczarniejszych koszmarach widzę bełkoczącego Konrada i za wszystkie skarby tego parszywego świata nie mogę go zrozumieć. O zgrozo, przez ten dramat zaczęłam lubić matematykę!
    Kończę mój nudny wywód, gdyż po raz siedemnasty uchroniłam Gustawa przed wpadnięciem do paszczy lwa (czytaj: psa). Obawiam się, że za kilka minut mały chomiś może już nie oddychać.
    Rozdział supcio! Pisz szybko następny! Życzę wszystkiego dobrego! Gorąco pozdrawiam! Cześć!

    OdpowiedzUsuń
  3. Smutny rozdział, kiedy Liwia w końcu zacznie się uśmiechać? :( Dobrze że ma Rozalię, ta to zawsze wie co robić w takiej sytuacji :) Dobrze jest mieć taką przyjaciółkę. A Kentin zawsze "wyczuje" moment na poważną rozmowę... współczuję Liwii, znajduje się między młotem a kowadłem bo z jednej strony Ken jest jej przyjacielem i nie chce go stracić, a z drugiej strony cierpi bo jest świadoma tego że nie może odwzajemnić jego uczuć. On się nieszczęśliwie zakochał, a ona nie chce go zranić. Nieciekawa sytuacja, tym bardziej że ze sobą spali... Jestem strasznie ciekawa co będzie w następnym rozdziale, więc niech wena będzie z tobą xd

    OdpowiedzUsuń
  4. O mój Boże! Kocham Twoje opowiadanie. :* <3

    OdpowiedzUsuń