środa, 5 grudnia 2018

~ Rozdział 98 ~

   - Niedobrze mi... - mruknął cicho Kastiel, ściskając się za brzuch.
   - Co?
   - Będę rzygał... - wyjęczał, łapiąc się za żołądek i pobiegł do łazienki, zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
   Odkąd wczoraj dowiedział się, że na sylwestrowym koncercie będzie manager Winget Skull, zainteresowany młodymi utalentowanymi muzykami, Kastiel nie mógł się uspokoić. Raz był radosny i nie do opanowania; nie mógł się doczekać występu, a raz pochmurniał, marudził bez przerwy, albo przesiadywał co chwilę w toalecie, nie mogąc opanować torsji.
   - Zrobić ci miętki? - zapytałam przez drzwi, zza których dobiegały ciche pojękiwania chłopaka.
   - Spadaj - ledwie wymruczał, ponownie wymiotując.
   - Ale ja poważnie mówię - odparłam ze spokojem, nie zwracając uwagi na chamską odzywkę. - Albo melisy ci zrobię, na uspokojenie. Może w końcu ci przejdzie.
   - Yhy...
   Parsknęłam śmiechem i udałam się do kuchni, by wstawić wodę. Wyciągnęłam dwa kubki, wrzuciłam do nich torebki z ziołami. Czekając aż zagotuje się woda, nuciłam cicho pod nosem, krzątając się po pomieszczeniu.
   Kiedy czajnik pstryknął, a woda przestała wrzeć, zalałam szklanki. Chwilę później usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
   - Proszę! - zawołałam, zakrywając naczynia spodeczkami od filiżanek, żeby melisa mogła się spokojnie zaparzyć.
   Wychyliłam się z kuchni zaglądając na korytarz, chcąc sprawdzić kto przyszedł.
   - Witaj, Liwia - przywitał się z uśmiechem Lysander, a zza niego wyjrzała Gwen, machając radośnie ręką. - Jest Kastiel?
   - W łazience siedzi. - Kiwnęłam głową w stronę nadal zamkniętych drzwi. - Chcecie melisy? Właśnie parzę.
   - Poproszę - powiedział cicho Lysander, wchodząc do salonu.
   Spojrzał się w stronę Gwen, która już stała przy wejściu od łazienki i głośno pukała. Pokręcił głową z dezaprobatą, ale nie zrobił nic by ją powstrzymać. Dziewczyna nie przerywała, co sekundę wzywając Kastiela po imieniu.
   Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich blady jak ściana chłopak.
   - Jeszcze raz pukniesz w te drzwi, a przysięgam, że cię zamorduję - wycharczał, mrużąc przekrwione oczy.
   - O! Już się normalnie odzywasz? - zaszczebiotała radośnie, uśmiechając się do niego szeroko. - Może w końcu odpowiesz co cię tak wyprowadziło z równowagi?
   Syknęłam cicho, współczując w duchu brunetowi. Gwen była naprawdę bezlitosna.
   To dzięki niej chłopak dowiedział się o wizycie Deana Wailersa, managera jego ulubionego zespołu Winget Skull, a jego reakcja była bezcenna.
   Tego dnia spóźniliśmy się na próbę zespołu, przez moje omdlenie i krwawienie z nosa. Zanim się obudziłam było grubo po czasie, ale Kastiel nie chciał opuścić próby. Poza tym twierdził, że świeże powietrze dobrze mi zrobi.
   Kiedy dotarliśmy na miejsce przed wejściem do sali stali Nataniel z Lysandrem, żywo o czymś rozmawiając. W pierwszej chwili nie chcieli powiedzieć o co chodzi, jednak niedługo później przybyła Gwen i wypaplała się, że kilka minut wcześniej odjechał Dean Wailers, ponieważ zainteresował się ich grupą i chciałby ich usłyszeć na żywo, w związku z czym przybędzie w Sylwestra zobaczyć koncert.
   Reakcja Kastiela była natychmiastowa. Momentalnie zbladł i zachwiał się na nogach. Przerażona złapałam go razem z Lysem za łokcie i zaprowadziliśmy do wnętrza auli, gdzie posadziliśmy go na ławce. Nie byliśmy w stanie z niego wykrztusić ani słowa. Dopiero po kilku godzinach, gdy pierwszy szok minął, dał radę spojrzeć się na mnie i wymamrotać jedno pytanie.
   - Wiedziałaś? - Popatrzył na mnie z wyrzutem, jednak widząc, że sama jestem zdziwiona tym co się stało, uśmiechnął się jedynie przepraszająco.
   Później było jeszcze gorzej. Uspokoił się na tyle, że chłopaki mogli zacząć zaplanowaną próbę, lecz po kilku pierwszych piosenkach Kastiel zszedł ze sceny i popędził biegiem do łazienki, nie mogąc powstrzymać torsji.
   - Miał już tak kiedyś? - zapytałam zdezorientowana białowłosego.
   - Jeszcze nigdy. Sam pierwszy raz widzę go w takim stanie - odparł, drapiąc się po brodzie zamyślony.
   - Czyżby Kastuś miał tremę? - Czerwonowłosa kuzynka bruneta wybuchnęła spazmatycznym śmiechem, łapiąc się za brzuch i zginając się w pół. - Nie wierzę... - wyjęczała pomiędzy napadami śmiechu. - Kastiel i trema...
   - Jesteś bezlitosna, wiesz? - powiedziałam rozbawiona do dziewczyny, samemu nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.
   Od tamtego zdarzenia nie odezwał się zbytnio do nikogo, jedynie informując, że chce kontynuować próbę. Po ponad dwóch godzinach ciągłego grania, Lysander stwierdził, że najwyższy czas na przerwę.
   - Co powiecie na kebsa? - zaproponowałam zaraz po tym, jak usłyszałam burczenie w brzuchu.
   - Jestem jak najbardziej za! - zawołała Gwen, zeskakując ze sceny, na brzegu której siedział Lys.
   - Ja też...
   - Też bym nie pogardził - odparł Kasper, przeczesując włosy palcami.
   - To kto idzie ze mną? - zapytałam, przyglądając się każdemu dookoła, licząc na czyjąś pomoc.
   Bez słowa wstał Kastiel i minął mnie w drzwiach. Spojrzałam się na przyjaciół, ale byli tak samo zdezorientowani jak ja, więc wzruszyłam jedynie ramionami i podążyłam za chłopakiem.
   Dogoniłam go przy samym wyjściu. Stał i szukał czegoś w kieszeniach. Po chwili wyciągnął paczkę papierosów, wyjął jednego i odpalił, głęboko zaciągając się nim. Sapnęłam niezadowolona, gdy chmura gryzącego dymu wleciała prosto na mnie.
   - Przepraszam - mruknął cicho, odwracając się do mnie z lekkim uśmiechem na ustach.
   Wyciągnął w moją stronę wolną rękę i mocno ścisnął mi dłoń. W milczeniu ruszyliśmy w stronę knajpki, gdzie mogliśmy kupić to jakże wykwintne danie.
   - Naprawdę się tym aż tak przejmujesz? - zapytałam cicho, kiedy znaleźliśmy się przy budce, a on odpalił kolejnego papierosa.
   - Aa ty byś się nie przejmowała? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie, marszcząc brwi.
   - Nie wiem, czy nie miałabym tremy, ale wiem, że jesteście naprawdę dobrzy - odparłam, uśmiechając się lekko. Stanęłam naprzeciw niego, cały czas trzymając jego ciepłą dłoń. - Poza tym jesteście świetnie przygotowani, macie doskonały sprzęt, miejsce... Wszystko. Tu nie ma rzeczy, która mogłaby pójść źle - dodałam.
   - Może masz rację...
   Poklepałam go jeszcze po ramieniu pokrzepiająco i weszłam do lokalu, żeby zamówić jedzenie.
   W środku było już sporo ludzi; tych czekających na swoje dania i tych, którzy dopiero mieli złożyć swoje zamówienia. Wszędzie pachniało aromatycznymi ziołami i przyprawami, co pozwalało się choć trochę wczuć w klimat kuchni libańskiej. Przez zapach kurkumy, pieprzu i papryki przebijał się również zapach pieczonego mięsa.
   Cierpliwie czekałam na swoją kolej, rozglądając się dookoła ciekawskim wzrokiem. Mimo, że byłam już w tym miejscu kilka razy, nadal nie mogłam nadziwić się jak pięknie został urządzony lokal. Na każdej ze ścian rozpościerał się inny widok z bardzo realistycznej fototapety. Na wprost mnie znajdowało się ogromne pole uprawne z różnobarwnymi ziołami. Po lewej stronie, gdzie była również otwarta kuchnia, było zdjęcie soczystych potraw i kunsztownie zdobionych porcelanowych filiżanek z parującą herbatą. Natomiast po prawej stronie był widok na zabytkową świątynie na tle zachodzącego słońca. Całość dopełniały lampy i zioła w doniczkach, ustawione przy każdym stoliku.
   Kiedy nadeszła moja kolej, złożyłam zamówienie i skierowałam się w stronę wyjścia, żeby wraz z Kastielem poczekać na jedzenie. Nie doszłam nawet do drzwi, kiedy spostrzegłam, że bruneta otoczyła grupka rozchichotanych dziewczyn, a jedna z nich wręcz uwiesiła się na jego ramieniu.
   Poczułam lekki ścisk w klatce piersiowej i gorycz wypełniającą usta. Zacisnęłam mimowolnie zęby i dłonie w pięści, starając się powstrzymać jakoś napływającą złość.
   Wyszłam po cichu z knajpy, zatrzymując się przy samych drzwiach, by żadne z nich mnie nie zauważyło, żeby podsłuchać z ciekawości i zazdrości o czym rozmawiają. Oparłam się o ścianę, zakładając ręce na piersi i wsłuchałam się w szczebiotanie dziewczyn.
   - A więc to prawda? Występowałeś z Crowstorm?
   - Grywałem dla nich parę razy - przyznał z niechęcią i obojętnością w głosie, starając się delikatnie, ale jednocześnie stanowczo odkleić od siebie blondynkę, która nie chciała puścić jego ręki.
   - Wiedziałam! - pisnęła ruda, klaskając radośnie.
   Ledwo powstrzymałam parsknięcie śmiechem, kiedy dostrzegłam jak Kastiel przewraca oczami. W międzyczasie zostałam wywołana do odbioru zamówienia. Kiedy ponownie wyszłam z baru, chłopak od razu jak mnie dostrzegł, podszedł i ucałował mnie w czoło.
   - Już gotowe, kochanie? - zapytał ostentacyjnie wymawiając ostatnie słowo.
   Tym razem nie byłam w stanie powstrzymać parsknięcia. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, łapiąc go pod rękę.
   - Kto to jest? - zapytała oburzona dziewczyna, która chwilę wcześniej uwieszała się na ramieniu Kastiela.
   - O byciu na moim miejscu możesz sobie jedynie pomarzyć - powiedziałam słodkim głosem w jej stronę, uśmiechając się uroczo.
   Dziewczyna patrzyła na mnie, krzywiąc się, jakby nic nie zrozumiała. Chłopak prychnął, odciągając mnie lekko od niej, po czym ruszyliśmy z powrotem do sali.
   Kiedy znaleźliśmy się poza zasięgiem wzroku grupki fanek Kastiela, spojrzałam się na niego i zapytałam:
   - Naprawdę grałeś z Crowstormami?
   - Kilka razy mi się zdarzyło. Jak wyjechałem w liceum do Nevady i nie wiedziałem co ze sobą zrobić, szukałem jakiejś roboty w gazetach. Wtedy byli dopiero początkującymi muzykami i nie mieli gitarzysty. Zgłosiłem się i na rozmowie wstępnej dostałem propozycję wstąpienia do nich - wyjaśnił, wzruszając ramionami. - Jednak kiedy zaczęli zdobywać coraz większą popularność, zaczęło mnie to trochę przytłaczać. Podziękowałem im za współpracę i zacząłem rozglądać się za czymś innym.
   - Za dużo fanek, co? - wytknęłam mu ze śmiechem, na co dostałam kuksańca w żebra.
   - Może...

czwartek, 27 września 2018

~ Rozdział 97 ~

    - Jesteście niesamowici... - westchnęła Millie, przyglądając się chłopakom stojącym na scenie.
    Razem z przyjaciółmi przyszliśmy towarzyszyć zespołowi podczas prób. Rozalia z Leo miała czas, żeby sprawdzić jak nowe stroje leżą na chłopakach i od razu skorygować ewentualne błędy. Milicenta miała okazję pierwszy raz usłyszeć chłopaków w akcji. Śmiać mi się chciało, gdy widziałam jej zdziwione spojrzenie i rozchylone usta, chociaż musiałam przyznać, że sama reagowałam tak samo podczas pierwszego koncertu, jeszcze w liceum.
    - Dobra, złazić mi stamtąd - powiedziała Rozalia, machając w ich stronę czarną tasiemką. - Musze parę rzeczy poprawić.
    - Znowu? - jęknął Kasper, czochrając opadającą mu na oczy grzywkę.
    - Tak, znowu. Wyglądacie jak lumpy spod sklepu - mruknęła niewyraźnie, pochodząc do chłopaka. Odwróciła go tyłem do siebie i kucnęła, wyciągając szpilki z ust.
    - Ty nas ubierałaś - zwrócił jej uwagę, odwracając głowę, aby zobaczyć co białowłosa robi. - Aua! Uważaj z tymi szpilkami! W dupę mi się wbiłaś! - zawołał oburzony.
    - Gdybyś się nie kręcił jakbyś miał owsiki w dupie, to nie musiałabym ci co chwilę poprawiać tych spodni i nie zostałbyś ukłuty. - Tym razem to Rozalia zwróciła mu uwagę, po raz ostatni poprawiając szpilkami spodnie. - A teraz ostrożnie je zdejmij. Muszę to wszystko zszyć.
    Chłopak wykonał polecenie, marudząc jeszcze przy tym, po czym ubrał swoją dolną część garderoby i zawołał Kastiela na papierosa. Dołączyli do nich także Lysander i Nataniel, korzystając z okazji, żeby się przewietrzyć i ochłonąć przed kolejną próbą. Gdy zespół zniknął za drzwiami sali, podeszłam do Rozalii, która odpięła wszystkie przypięte szpilki.
    - Czy nie miałaś czegoś poprawić w tych spodniach? - zapytałam marszcząc brwi.
    - Teoretycznie. - Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się przebiegle. - Praktycznie wszystko wygląda idealnie. Chciałam go tylko wkurzyć.
    Słysząc słowa przyjaciółki nie mogłam się powstrzymać od parsknięcia śmiechem. Od wczorajszego popołudnia, gdy Rozalia przyniosła gotowe stroje dla chłopaków, dogryzali sobie w każdy możliwy sposób, a zaczęło się to w momencie, gdy Kasper skomentował swoje i pozostałych ubranie.
    - Co to ma być? - zawołał chłopak podnosząc czarną marynarkę z ciemnozielonym haftem na klapach i rękawach, którą zdobiły guziki na wzór starego srebra. - W życiu tego nie założę.
    - To jest dla Lysandra, baranku - Rozalia odepchnęła go od paczek, w których były stroje. Podniosła nieco mniejsze opakowanie, które niczym szczególnym nie różniło się od pozostałych, nie licząc wypisanego imienia i nazwiska na wierzchu. - Tu są twoje.
    Brunet wyciągnął przed siebie czarne, skórzane spodnie z licznymi zamkami na nogawkach. Przyglądał się im z dość krytycznym wyrazem twarzy, odłożył je po chwili na bok i sięgnął po resztę rzeczy. W środku była także ciemna koszulka z poszarpanymi dziurami, spiętymi agrafkami oraz czerwona koszula w kratę. Kręcił jeszcze chwilę nosem, jakby nie do końca przekonany, aż w końcu powiedział:
    - Nie jest tak źle. Ujdzie w tłumie.
    - Dlaczego każdy z nas ma strój różniący się stylem? - zapytał Nataniel przymierzając swoją gładką, ciemnoniebieską koszulę bez rękawów, skórzaną kamizelkę z licznymi przypinkami i proste czarne spodnie. - Z tego co się orientuję, to w liceum aż tak się nie różniliśmy wyglądem.
    - To było w liceum. Teraz każdy z was jeszcze bardziej się różni stylem i chciałam to podkreślić. Poza tym nie widzę cię jakoś w dziurawych spodniach i koszulce moro. - Uśmiechnęła się do niego, poprawiając Lysandrowi krawat.
    - Co racja to racja. - Zgodził się blondyn, przeglądając się w lustrze, które Leo i jego białowłosy brat przynieśli na czas prób i przymiarek.
Spojrzawszy w stronę Kastiela, parsknęłam głośnym śmiechem. Chłopak tłumiąc przekleństwa, siłował się ze swoimi spodniami. Próbując wsadzić nogę w nogawkę, za każdym razem trafiał stopą w jedną z wielu dziur.
    - Pomóc ci? - rzuciłam, ledwo powstrzymując śmiech, ale kiedy brunet spojrzał na mnie zdenerwowanym spojrzeniem, nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
    Kastiel zaklął głośno, ale w końcu udało mu się założyć spodnie. Zaraz po tym podeszła do niego Rozalia i przypięła mu do paska kilka srebrzystych łańcuchów, tak by opadały na lewe udo. Przez głowę wciągnął ciemnoszarą koszulkę z nadrukowaną białą czaszką i kośćmi ułożonymi w X, a na szyi zawiesił rzemyki z zawieszkami w kształcie grotu strzały i skrzydeł. Kiedy odgarnął z twarzy włosy, zaczesując je palcami do tyłu, poczułam jak robi mi się gorąco. Wiedziałam, że jest przystojny, ale za każdym razem jak na niego patrzyłam, miałam te same dreszcze, co na samym początku jak się poznawaliśmy.
    Chwilę później cała czwórka wróciła i wznowili próby. Siedziałam na ławeczce pod sceną, opierając łokcie o kolana, dłońmi podpierając głowę, nie mogąc wyjść z podziwu dla ich talentu. Naprawdę byli niesamowici, tak jak określiła ich Millie. Mieli w sobie tę iskrę, która sprawiała, że po plecach przechodziły ciarki, a na skórze pojawiała się gęsia skórka. Melodyjny i subtelny głos Lysandra wspaniale komponował się z lekko zachrypniętym głębokim głosem Kastiela, powodując przyspieszone bicie serca i uśmiech na ustach. Byłam pewna, że gdyby chcieli to spokojnie mogliby zrobić karierę na skalę światową.

    - O czym tak myślisz? - zapytał Kastiel, kiedy po kilku godzinach prób wyszliśmy na mroźne powietrze i kierowaliśmy się do mieszkania.
    - O niczym konkretnym. - Wzruszyłam ramionami, mocniej zaciskając objęcia wokół ręki bruneta. - Co by się stało, gdybyście zdobyli większą sławę... Gdyby jakaś wytwórnia zaproponowała wam kontakt.
    - Miałabyś sławnego faceta. - Uśmiechnął się szelmowsko, spoglądając w moje oczy. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.
    - A te tłumy fanek? Byłbyś tak brutalny i złamał im wszystkim serca?
    - Wolę łamać nic nieznaczącym dla mnie dziewczynom, niż tobie - powiedział cicho, pochylając się do mojego ucha, ogrzewając je swoim ciepłym oddechem, od którego przeszły mnie ciarki na plecach. Poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele.
    - Coś za bardzo dzisiaj słodzisz... - wymruczałam, mrużąc lekko oczy. - Co kombinujesz?
    - Ja? Coś kombinować? - zapytał oburzony, ale iskierki w jego oczach zdradzały jego podstępne plany.
    - Gadaj mi tu zaraz. Co kombinujesz? - Stanęłam w miejscu, opierając zwinięte w pięści dłonie na biodrach. 
   - Zobaczysz, jak będziemy w domu - szepnął mi w usta, lekko je pocałował i poszedł przed siebie, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie.
   - A co jeśli ja nie chcę czekać do domu i chcę wiedzieć teraz?
   - Nie wiesz, że cierpliwość popłaca? - Uśmiechnął się zawadiacko, puszczając oczko. 
   Sapnęłam zdenerwowana i ruszyłam za nim. Nie znosiłam jak bawił się ze mną w ten sposób, jak szczuł mnie z taką perfidną radością. Wsunęłam zmarznięte dłonie w kieszenie wełnianego płaszcza i wpatrzona w sylwetkę chłopaka kroczyłam za nim, głowiąc się nad jego planem. 
   Niedługo później obserwowałam jak otwiera drzwi i wkracza do mieszkania, zostawiając otwarte wejście dla mnie. Ledwo postawiłam stopy na korytarzu i ściągnęłam kurtkę, zostałam bez ostrzeżenia porwana w ramiona. 
   - Co ty robisz?! - zawołałam przestraszona, kiedy zaczął kierować się na piętro do sypialni. - Puść mnie! Muszę buty ściągnąć!
   Chłopak całkowicie mnie zignorował, twardo idąc do pokoju. W pomieszczeniu położył mnie na łóżko, rozpiął zamek od każdego buta, zdjął mi je, a następnie zaczął czegoś szukać w szafie. Chwilę później podszedł do mnie, chowając coś za plecami. Poczułam dreszcz niepokoju, nie będąc pewna co zamierza. 
   - Odwróć się - powiedział tonem nie tolerującym sprzeciwu, stając tuż obok mnie.
   - Po co? - dopytałam, ale on nie ustępował. Z ciężkim westchnieniem spełniłam jego prośbę, by za moment poczuć jak zawiązuje mi coś na oczach. - Co ty robisz? - Wyciągnęłam ręce przed siebie, nie widząc nic prócz totalnej ciemności. 
   - Wstań - poprosił, dotykając moich dłoni i pomógł mi wstać.
   - Dlaczego zawiązałeś mi oczy? - Zagryzłam niepewnie wargę, czując się kompletnie zdezorientowana. 
   - Niespodzianka... - wyszeptał mi do ucha, ogrzewając swym oddechem szyję, przez co po plecach przeszły mnie ciarki. 
   Zaczął mnie gdzieś prowadzić, obejmując mnie w pasie. Błądziłam dłońmi w powietrzu, z obawą stawiając każdy krok. Nie czułam się komfortowo całkowicie pozbawiona jednego ze zmysłów. Byłam teraz całkowicie zdana na Kastiela. 
   Usłyszałam jak otwiera jakieś drzwi, przez które mnie przeprowadził. Poczułam gorące i wilgotne powietrze oraz usłyszałam dźwięk lejącej się do wanny wody. Chłopak puścił mnie, a ja przestraszona od razu zaczęłam szukać go dłońmi, machając rękoma dookoła siebie.
   - Jestem tutaj - powiedział spokojnie, muskając palcami moją rękę, a ja odetchnęłam z ulgą. Naprawdę czułam się dziwnie kompletnie nic nie widząc. - Nie bój się, przecież cię nie zostawię.
   - Ja wiem, ale ta sytuacja jest taka dziwna... - jęknęłam, czując jak moje policzki zaczynają się czerwienić. 
   - Po prostu się odpręż...

   Patrzyłem na nią, jak rumieni się i niepewnie zagryza wargę. Była tak urocza, niepewna... Nie mogłem przestać na nią patrzeć, kiedy obejmowała się ramionami, kręcąc głową dookoła, jakby rozglądając się, mimo że nic nie widziała. Z jednej strony miałem ochotę zdjąć jej tą przepaskę, ale z drugiej strony czułem niemałą satysfakcję, gdy szukała we mnie oparcia. 
   Sprawdziłem dłonią wodę, czy jest już odpowiednio ciepła, ściągnąłem pianę z przedramienia i wytarłszy wilgoć w ręcznik, ponownie do niej podszedłem. 
   - Pomogę ci się rozebrać i wejść do wanny - wyjaśniłem cicho, łapiąc dół jej bluzki, żeby ściągnąć jej to przez głowę. Sapnęła zdenerwowana, ale kiedy sięgnęła do przepaski na oczach, klepnąłem ją lekko w dłonie.- Tego masz nie ściągać.
   - Och... Po co cała ta farsa, co? - burknęła pod nosem, ale pomimo tego pozwoliła mi się pozbawić górnej części garderoby. 
   - Może dla mojej satysfakcji? - Zaśmiałem się cicho w jej odsłoniętą szyję, na co westchnęła cicho, odchylając głowę w drugą stronę, a ja miałem jeszcze lepszy dostęp do jej wrażliwych miejsc. 
   Skubnąłem zębami jej skórę, na co jęknęła cichutko. Uśmiechnąłem się z zadowoleniem, skubiąc dalej, kierując się w stronę obojczyków. Oparła się plecami o ścianę, całkowicie podległa moim gestom. Zacząłem pocałunkami pieścić jej piersi zakryte białym biustonoszem. Następnie zsunąłem się nieco niżej, szczypiąc zębami brzuch, na co zachichotała lekko, starając się zasłonić dłońmi przed moimi ustami. 
   Podniosłem się z klęczek i pomogłem jej rozebrać się do końca, następnie trzymając ją za ręce pomogłem wejść do wanny. Westchnęła cicho z zadowoleniem, zanurzając się w wodzie i pianie po szyję. 
   - Jak przyjemnie... - zamruczała z zadowolonym wyrazem na twarzy.
   - Zrobisz mi miejsce? - zaśmiałem się, pstrykając ją pianą w nos. Przez chwilę udawała, że się nad czymś zastanawia, ale w końcu kiwnęła głową. 
   Ściągnąłem ciuchy, rzucając je wszystkie w kąt pomieszczenia i usadowiłem się za Liwią. Woda była tak niesamowicie gorąca, a ciało Liwii tak miękkie i pachnące... Wtuliłem się w nią, obejmując ją w pasie i opierając głowę na jej ramieniu. Odchyliła się do tyłu, całując mnie w policzek. Przesunąłem nosem po jej odsłoniętej szyi, mrucząc cicho i napawając się jej zapachem. Sunąłem dłońmi po jej ciele, pieszcząc delikatnie jej najczulsze punkty, aż nie usłyszałem przyjemnego westchnienia, które owiało ciepłem moje ucho. Uśmiechnąłem się lekko do siebie, przesuwając jedną dłoń na biodra, a drugą na piersi, czekając na jej reakcję. Zamruczała cicho, przylegając do mnie jeszcze bardziej. 
   Odwróciłem głowę w jej stronę, chcąc pocałować ją w szyję, ale zamarłem widząc jej błogi wyraz twarzy i spokojny oddech. Wszystko byłoby w porządku, ale oddech wydawał mi się za spokojny, jak na osobę, która przed chwilą mruczała z rozkoszy. Moment później jej usta rozchyliły się lekko i usłyszałem ciche chrapnięcie, bardziej przypominające mruknięcie, jedna nie można było tego pomylić. Była tak wykończona, że pod wpływem ciepłej wody i mojego dotyku zasnęła w zaskakującym tempie.
   Parsknąłem śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie chcąc jej budzić, delikatnie zdjąłem jej krawat, który miała zawiązany na oczach i obmyłem jej ciało, ale kiedy woda zaczęła się robić chłodna, nie miałem innego wyjścia. Całując ją delikatnie przy uchu, zbudziłem ją. Spojrzała na mnie zaskoczona, nie ogarniając gdzie jest i dlaczego jest cała mokra. Pomogłem się jej wytrzeć i zaprowadziłem półprzytomną do sypialni, gdzie od razu padła na łóżko i znów zapadła w sen.

środa, 25 lipca 2018

~ Rozdział 96 ~

 Witajcie kochani!
Co? Nie spodziewaliście się mnie tak szybko, co? 
Sama jestem w szoku, że wzięło mnie na napisanie rozdziału tutaj, to jeszcze udało mi się go skończyć w dwa dni. Dosłownie DWA DNI. Chyba przerwa i wyżycie się na drugim blogu, w innych opowiadaniach bardzo mi pomogło. W końcu mogę skupić na czymś konkretnym myśli. 
Wierzę, że nie przejdzie mi to szybko, bo nie chciałabym Was znów zostawiać na kolejny długi okres. 
Chciałabym Wam ogromnie podziękować, bo kilka dni temu wybiło mi sto tysięcy wyświetleń. \*O*/ Dajecie wiarę? STO TYSIĘCY! Jestem naprawdę szczęśliwa, że cały czas przy mnie trwacie, wspieracie mnie, czekacie cierpliwe na kolejne części. To naprawdę niesamowicie motywuje do pisania kolejnych rozdziałów. Jak pomyślę o tym wspaniałym okresie, o tych trzech latach razem tutaj, w tym miejscu to aż usta same się uśmiechają, a w serduszku robi się ciepło. 
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze przez kolejne tyle lat i kolejne tyle wyświetleń. Każdy Wasz komentarz, nawet ten najkrótszy wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję Wam za wszystko i zapraszam do kolejnego rozdziału.
ENJOY ♥

~~~~~~~~~~~~~ » . ∞ . « ~~~~~~~~~~~~~


   Gdy zbliżała się godzina osiemnasta razem z Kastielem zaczęliśmy układać naczynia i sztućce na zaścielonym śnieżnobiałym obrusem stole. Niedługo później rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam na bruneta proszącym wzrokiem, żeby otworzył gościom. Ten westchnął, jakbym prosiła go o coś znacznie cięższego niż otwarcie drzwi, ale bez zbędnego komentarza udał się na korytarz.
   Pierwsza przybyła oczywiście Rozalia wraz z Leo, który niósł paczkę z cynamonowymi ciasteczkami. Skończywszy nakrywać do stołu, wyszłam przywitać się z przybyłymi. Ledwo zaprowadziłam parę do salonu, gdzie miała być kolacja, do mieszkania przyszła reszta zaproszonych przyjaciół, a w moim niewielkim lokum zrobiło się naprawdę tłoczno. Wszędzie było słychać głośne rozmowy i śmiechy. Przechodząc między Alexy'm, Natanielem a Mattem, powoli zanosiłam przygotowane wcześniej potrawy. Lysander służąc mi pomocą układał wszystko na stołach, tak by całość się pomieściła. Kastiel przy współpracy z Leo otworzyli butelkę czerwonego wina i nalał wszystkim prócz Rozalia, która dostała swoje bezalkoholowe.
   Kiedy każdy usiadł na swoim miejscu, ja podniosłam się że swojego i uniosłam kieliszek, czekając aż zrobi się cicho.
   - Zanim zaczniemy tę pyszną kolację, chciałabym wam wszystkim podziękować - zaczęłam, przyglądając się wszystkim znajomym. Wzrok zatrzymałam na Kentinie i Amber, którzy usiedli w najodleglejszym miejscu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Uśmiechnęłam się do blondynki, po czym kontynuowałam. - Chciałabym wam podziękować za pomoc w przygotowaniu tego wszystkiego, ale również za to, że wszyscy przyszliście chcąc świętować razem ze mną i Kastielem ten cudowny wieczór. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wiele dla mnie każdy z was znaczy - przerwałam na chwilę, czując jak zaczyna mi się łamać głos ze wzruszenia. Czułam się, jakbym znów zyskała wspaniałą rodzinę. - Chciałabym również życzyć wam wszystkiego dobrego w ten świąteczny okres, by już żadne zmartwienia i troski was nie nękały.
   Uniosłam ponownie kieliszek w otwarcie, a bliscy zawtórowali mi tym samym. Usiadłam i zaczęliśmy kolację, podczas której nie obyło się bez śmiechów, żartów i docinek. Każdy próbował nowych potraw, smakując każdej po trochę i chwaląc osoby, które je przygotowały. Co chwilę ktoś się o coś dopytywał, opowiadał o różnych anegdotach.
   Kiedy wszyscy się najedli, rozkładając wygodniej na krzesłach, a druga butelka wina zniknęła ze stołu pusta, nadszedł czas by rozpakować prezenty. Oczywiście zajął się tym Alexy robiąc z całej tej sytuacji teatralne przedstawienie. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, opierając głowę o ramię Kastiela, który leniwie przyglądał się poczynaniami niebieskowłosego.
   - A co my tu mamy...? - zapytał retoryczne wyciągając pierwszą paczkę spod drzewka. Od razu rozpoznałam w niej tą, którą pakowałam sama dla Lysandra. - Pan Lysander Watson we własnej osobie - ukłonił się nisko przed białowłosym, co ten skwitował to jedynie lekkim uśmiechem.
   Ostrożnie rozplątał wstążkę i delikatnie rozerwał kolorowy papier. W środku był obity skórą, gruby notatnik z ozdobnym piórem. Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem, głaszcząc miękką okładkę.
   - Następny w kolejce jest... - zawahał się, wyciągając jedno z większych pudeł. Poczułam, jak Kastiel porusza się lekko, a kiedy spojrzałam na niego, uśmiechał się z zadowoleniem. A więc to była jego paczka. - A nie, przepraszam. Nie następny, ale następna. Liwia, to dla ciebie.
   Zdziwiona spojrzałam na bruneta, ale ten uśmiechał się jedynie. Podekscytowana podeszłam do prezentu i drżącymi dłońmi rozerwałam papier. W środku było proste pudło z brązowego kartonu. Dokładają na bok kolorowe świstki, podniosłam wieko. Widząc futerał na gitarę, zamarłam z otwartymi ustami. Jeszcze bardziej drżącymi z nerwów rękoma otworzyłam etui. Wewnątrz na czerwonym aksamicie leżała lśniąca, śnieżnobiała gitara elektryczna. Jedynie gryf był wykonany z ciemnego drewna ze srebrnymi okuciami. Spojrzałam oniemiała na Kastiela, który wzruszył ramionami, uśmiechając się lewym kącikiem ust, wyraźnie zadowolony z siebie.
   - Wspominałaś kiedyś, że chciałabyś się nauczyć grać na gitarze, więc pomyślałem, że przyda ci się twoja własna.
   - Jesteś cudowny... - wyszeptałam wzruszona, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
   Przez kolejne pół godziny Alexy rozdawał wszystkim prezenty, cały czas zachowując tą pompatyczność. Rozalia otrzymała cały zestaw krawiecki z biżuteryjnymi ozdobami, prześliczną sukienkę, która idealnie pasowała do dużego, ciążowego brzuszka, ulubione perfumy od Diora oraz mnóstwo ubranek dla bliźniaczek. Alexy na widok skórzanego pejcza i puchatych kajdanek wybuchnął śmiechem, natomiast Nataniel spłonął rumieńcem, gdy niebieskowłosy dla żartów klepnął go w ramię. Gwen podekscytowana nowymi książkami nie zwracała uwagi na to, co dzieje się dookoła, zaczytana w pierwszym tomie. Armin przeglądał zbiór nowych gier komputerowych i dyskutował zażarcie z Mattem na ich temat.
   Gdy został ostatni, największy prezent wszyscy umilkli, przyglądając się Kastielowi, który zafascynowany otwierał paczkę. Nie mogłam się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, kiedy na twarzy bruneta pojawiło się niedowierzanie. Z uwagą oglądał oryginalny wzmacniacz pod jego gitarę. Wzmacniacz, który był mu w tym momencie najbardziej potrzebny.
   - Nie wierzę... - wymruczał cicho, cały czas przyglądając się głośnikowi, nie mogąc uwierzyć, że ten stoi tuż przed nim. - Po prostu nie wierzę... Tyle kasy...
   - Co tam burczysz? - zapytała Millie, przysuwając się bliżej niego, żeby dosłyszeć. - Jak się coś nie podoba, to zawsze możemy zwrócić. Paragon jeszcze jest...
   - Chyba śnisz - Kastiel spojrzał na nią groźnym wzrokiem, obejmując wzmacniacz. Zaśmiałam się widząc tą scenkę. Zupełnie jak dzieci.
   - Co powiecie na mały spacer? - Gwen spojrzała się na wszystkich znad książki. - Przyda nam się trochę świeżego powietrza, może też spotkamy jakichś kolędników... Co wy na to?
   - Jestem jak najbardziej za - odezwał się Alexy, podnosząc się z podłogi, na której siedział podczas rozdawania prezentów.
   Cała reszta pokiwała głową i po kolei szliśmy na korytarz, żeby ubrać kurki i buty, a patrząc na ilość zebranych osób to trochę czasu to zajęło. Gdy już znaleźliśmy się przed domem, złapałam Kastiela pod ramię i ruszyliśmy za przyjaciółmi wzdłuż ośnieżonej drogi. Alexy ganiał między nami wszystkimi i zagadywał na różne tematy. Kiedy dotarliśmy do parku Kastiel dla żartu wrzucił go w zaspę, zaczęła się prawdziwa wojna. Oburzony Al zrobił ogromną śnieżkę i rzucił w bruneta, który automatycznie uchylił się. Niestety ja w tamtym momencie zagadałam się z Millie i nie zauważyłam lecącego w moją stronę śniegu. Dostałam centralnie w głowę, a rozpryśnięta kula poleciała na wszystkie strony, przez co brunetka również oberwała. Zaśmiałam się w głos, gdy przyjrzałam się dziewczynie. Roztopiony śnieg spływał jej po twarzy i z włosów, niszcząc misternie ułożoną fryzurę. Warknęła coś pod nosem i sama zaczęła rzucać śniegiem w resztę. Nawet Kentin, który tego wieczoru nie odzywał się zbyt często, wziął udział w bitwie śnieżnej. Rozalia i Amber schowały się za Leo, żeby samemu nie dostać i cicho podśmiewywały się z nas wszystkich. Mając serdecznie dość mokrej i zdecydowanie za zimnej zabawy, podeszłam do białowłosej przyjaciółki i biorąc z niej przykład, schowałam się za plecami jej męża.
   Po jakichś dziesięciu minutach reszcie także zrobiło się zimno i przerwali zabawę, pocierając i chuchając na zmarznięte dłonie. Podeszłam do Kastiela i śmiejąc się cicho na widok jego zaczerwienionych od zimna policzków i nosa, zaczęłam ściągać mu z włosów resztki śniegu. Chłopak objął mnie w pasie, pochylając się nade mną, potarł zimnym nosem o mój, a następnie złożył na moich ustach lekki pocałunek.
   Gdy zaczęło robić się naprawdę mroźnie i zaczął wiać wiatr, wróciliśmy wszyscy do mojego mieszkania. Ja od razu udałam się do kuchni, w dużym garnku zagotowałam mleko i zrobiłam gorące kakao. Nalałam każdemu do dużego kubka i zaniosłam do salonu. Wszyscy rozsiedli się wygodnie gdzie tylko się dało, a Matt zabierając pilota, włączył telewizję.
   - O! Kevin leci! - rzucił z radością, na co ja westchnęłam cicho, przewracając oczami.
   - Każdy oglądał to chyba z milion razy. Poszukaj czegoś innego - zaproponowałam, przynosząc jeszcze cynamonowe i orzechowe ciasteczka do podgryzania podczas filmu.
   - No i co z tego? - prychnął, wzruszając ramionami. - I tak się ogląda, nawet jeśli się to zna. Bez Kevina nie ma świąt!
   Uniosłam ręce do góry w wyrazie poddania się, zabrawszy poduszkę z kanapy usiadłam wygodnie na podłodze i zaczęłam oglądać film.
   Tuż przed jego końcem skończyły się wszystkie ciasteczka, a kakao zostało wypite. Rozalia spała oparta o ramię męża, a Gwen starała się uważać, chociaż i jej zamykały się oczy. Mi samej co chwilę się ziewało, nie byłam w stanie powstrzymać ogarniającego mnie zmęczenia. Niechętnie podniosłam się z poduszki i wyniosłam do kuchni wszystkie brudne kubki. Po moim wyjściu w salonie zaczął robić się ruch, każdy powoli wstawał, przeciągając się, żeby rozruszać zastałe kości. Półprzytomna Rozalia wstała przy pomocy Leo i zabierając swoje prezenty pożegnała się z nami i wyszła z mieszkania. Chwilę później pożegnała się z nami reszta przyjaciół, na zmianę dziękując za wspaniałe święta i ziewając.
   Zamknąwszy drzwi za Mattem, weszłam do kuchni i ledwo powstrzymałam jęk, gdy zauważyłam stertę brudnych naczyń leżących w zlewie. Nie miałam najmniejszej ochoty jeszcze zmywać tego wieczoru, ale niechętnie podwinęłam rękawy i zabrałam się za namydlanie pierwszych sztućców.
   Nim zdążyłam je normalnie umyć, poczułam jak Kastiel łapiąc mnie w pasie i pod kolanami, podnosi. Krzyknęłam zaskoczona, odkładając do zlewu gąbkę.
   - Ale ja muszę pozmywać! - zawołałam, starając się niczego nie ubrudzić pianą, którą miałam cały czas na rękach.
   - Jutro pozmywasz - mruknął, kompletnie nie wzruszony moimi słowami. - Sama się tym zajmiesz.
   Zaniósł mnie do pokoju, położył na łóżko i delikatnie pocałował. Oddałam pocałunek, starając się nie dotknąć go mokrymi dłońmi, ale gdy pogłębił pocałunek nie mogłam się powstrzymać i wplątałam palce w jego włosy, napawając się jego zapachem. Moment później dotarły do mnie jego słowa.
   - Co? Co to znaczy "sama się tym zajmiesz"? - oderwałam się od jego ust, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi. - Mam rozumieć, że mi nie pomożesz?
   - Jesteś w tym zdecydowanie lepsza niż ja - uśmiechnął się drwiąco kącikiem ust.
   Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać chęć mordu, jaka się we mnie zrodziła. Naprawdę nie wiem dlaczego i jak z nim wytrzymuje.

czwartek, 12 lipca 2018

~ Kolejny post informacyjny ~

Hej, cześć i czołem! 

Przybywam do Was z małą pogadanką, która dla niektórych może nie być zbyt miła. No, ale mówi się trudno.
Przychodzę, aby poinformować Was, że na jakiś czas opuszczam historię Liwii i Kastiela. 
Muszę odpocząć od tego opowiadania, ponieważ zaczęło męczyć mnie pisanie kolejnych rozdziałów i stało się to dla mnie ponurym obowiązkiem, który muszę spełnić w określonym czasie. Przestało sprawiać mi przyjemność wymyślanie kolejnych wydarzeń, co moim zdaniem wpłynęło na jakość moich tekstów, ponieważ mam wrażenie, że są sztywne i wymuszone.
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie aż tak źli, jak mi się wydaje, ale jeśli mam skończyć jedną historię, muszę na razie od niej odpocząć, bo zaczęło się z tego wszystkiego robić coś jak "Moda na sukces". Dramaty, szczęście, miłość, jeszcze więcej dramatów... Aż się niedobrze mi robi od tego wszystkiego. 

 Jednakże nie zostawiam Was kompletnie z niczym do czytania, bo postanowiłam odświeżyć trochę głowę czymś innym i założyłam drugiego bloga, gdzie będą pojawiać się kilkunastu rozdziałowe opowiadania, również na podstawie słodkiego flirtu.
Jak na razie mam w głowie już pomysły na trzy krótkie opowiadania, ale jeśli ktoś ma jakieś specjalne życzenie co do tego z jakimi postaciami chciałby zobaczyć moje historie to gorąco zachęcam do pisania i informowania mnie o tym. Może na coś wpadnę i uda mi się stworzyć coś nowego.
Także już teraz zapraszam Was wszystkich na nowego bloga, który znajduje się pod tym adresem https://swiat-amorisowego-zametu.blogspot.com/ a już niedługo pojawi się pierwszy post! Serdecznie zapraszam. Mam nadzieję, że spodoba się Wam to tak samo mocno, jak to opowiadanie.

Do zobaczenia!

wtorek, 3 lipca 2018

~ Rozdział 95 ~

 Jestem. 
Napisałam kolejny rozdział. 
Ledwo udało mi się go skończyć. 
Nawet nie mam zamiaru przepraszać ani błagać o litość czy wybaczenie. Jestem na siebie wściekła, że kazałam Wam tak długo czekać. Nie wiem co jest ze mną ostatnio nie tak. Mam najzwyczajniej w świecie pustkę w głowie. Totalnie. Ledwo napiszę jedno zdanie, by zaraz po chwili je usunąć, bo mi nie pasuje. Też tak macie? Ostatnio zdarza mi się to zbyt często na zbyt długie okresy. 
Wierzcie mi lub nie, ale nienawidzę siebie za to. Chciałabym już pisać w normalnych terminach, wyrabiać się w ciągu dwóch tygodni maksymalnie, ale wiem, że to nie będzie możliwe. 
Nie wiem kiedy będzie następny rozdział. postaram się zacząć go na dniach, jednak ze mną nic nie wiadomo. 
Chciałabym też przeprosić wszystkie dziewczyny, których blogi czytam, że nie zawsze skomentuję posty, ale zawsze je czytam. Tak gubię czas, że w momencie publikacji kolejnego posta dochodzi do mnie, że to minęły już kolejne dwa, trzy tygodnie, a ja nie zdążyłam się wypowiedzieć na temat posta. 
;_;
Kill me plz...

 ~~~~~~~~~~~~~ » . ღ . « ~~~~~~~~~~~~~

   W dzień świątecznej kolacji już od samego rana miałam wrażenie, że moje mieszkanie zostało opętane, co tak właściwie nie mijało się zbytnio z prawdą, bo już od wczesnych godzin wojowała w kuchni Rozalia, która pomagała przygotowywać wszystkie potrawy. Próbowałam ją od tego odwieść, tłumacząc, że sama sobie dam radę, a ona powinna siedzieć w salonie i popijać bezalkoholowy poncz, jednak do tej kobiety nic nie docierało. Krzątała się próbując każdej potrawy, wyciągając naczynia i sztućce, dyrygując chłopakom co i w jakich miejscach mieli wszystko poukładać, nie przejmując się zbytnio swoim pokaźnym brzuszkiem.
   Lysander i Kastiel pochłonięci rozmową wycierali automatycznie wszystkie sztućce i układali je na dwóch połączonych stołach, które stały w salonie. Kątem ucha usłyszałam, jak parę razy wspominali coś o sylwestrowym koncercie, który zbliżał się nieubłaganie ogromnymi krokami. Nie tylko my denerwowaliśmy się całym przedsięwzięciem, ponieważ całe Emeryville już mówiło o noworocznej imprezie.
   Armin zajął się sprzętem nagłośniającym i próbował podłączyć go do wierzy, by puścić zgrane na płyty świąteczne piosenki, aby nadać uroku temu dniu, co mi wydawało się niepotrzebną stratą czasu, ponieważ sam zapach dań, pieczonego jabłka i pomarańczy z goździkami nadawały magii świąt.
   - Dlaczego ty się tak upierasz przy tej muzyce? - zapytałam chłopaka, kiedy układałam iglaste stroiko-świeczniki na stole.
   - Szczerze powiedziawszy to nie wiem, ale u nas w domu zawsze leciały świąteczne piosenki z gramofonu. Kojarzy mi się to ze świętami - Armin wzruszył ramionami i dalej grzebał przy kablach i urządzeniach.W końcu po chwili z głośników popłynęły pierwsze nuty piosenki Deana Martina Let it snow. Zaśmiałam się cicho słysząc jego pełen entuzjazmu i samozadowolenia okrzyk. Odstawiłam na stół poskładane elegancko serwetki i wróciłam do kuchni, żeby pomóc ciężarnej.
   W całym pomieszczeniu unosiły się przeróżne zapachy, mieszając się ze sobą i tworząc całkiem nowe, przyjemne kombinacje. O przewagę walczył cynamonowy jabłecznik, który piekł się spokojnie w piekarniku, z panierowaną w ziołach rybą, duszącą się w delikatnym sosie. Na sam uderzający w nozdrza zapach leciała ślinka.
   - Wyrobimy się do pierwszej gwiazdki? - zapytałam, układając ostrokrzew na półmisku, na którym miała spocząć pieczeń nadziewana śliwką.
   - Naprawdę się przejmujesz, czy zdążysz na czas? - Millie spojrzała na mnie sceptycznie, popijając swój alkoholowy poncz. - Moja babcia nigdy się nie przejmowała takimi konwenansami. Po co? Tylko niepotrzebny, dodatkowy stres. Jak zdążysz, to zdążysz. Jak nie, to zjemy później. Świat się od tego nie zawali.
   - Ja wiem, ale byłam przyzwyczajona, że z mamą robiłyśmy to wszystko na pierwszą gwiazdkę - westchnęłam cicho, kradnąc kawałek gorącego ciasta, które przed chwilą brunetka wyjęła z piekarnika.
   - Każdy ma swoje jakieś tradycje wyniesione z domu. Przecież teraz możemy stworzyć swoje własne.
   - Co wcale nie byłoby takim głupim pomysłem - stwierdziła Rozalia, próbując przywiezionego przez Millie barszczu czerwonego. Zamyśliła się chwilę nad smakiem, po czym upiła kolejny łyk. - Pyszna jest ta zupa z buraków.
   - Przepis mojej polskiej części rodziny - uśmiechnęła się dumna z tego, że komuś smakuje.
   - Dziewczyny, mamy mały problem - do kuchni zajrzał Matt, a między jego brwiami powstała charakterystyczna zmarszczka, która pojawiała się zawsze, kiedy brat nie mógł sobie z czymś poradzić. - Mamy za małą choinkę
   Nie pytając o szczegóły wyszłyśmy wszystkie za chłopakiem do salonu. Brat podparł się za boki, patrząc z krzywą miną w stronę świątecznego drzewka, które ledwo mieściło pod sobą ogromną ilość prezentów. Spod obszernych gałęzi wystawały kolorowe paczki i torebki ozdobione kokardkami i wstążkami.
   - Przecież nie wygląda to tak źle. Dramatyzujesz jakby się całe drzewo spaliło, a to tylko troszkę wystają. Najbardziej wścibskich będzie się trzymać z daleka od choinki i tyle - czarnowłosa wzruszyła ramionami, odwracając się w stronę kuchni.
   - Problem polega na tym, że pod choinką nie ma wszystkich prezentów - Matt westchnął głęboko, kiwając głową w stronę kanapy, na której piętrzyła się pokaźna górka reszty pakunków.
   - W takim razie to już jest problem - przyznała mu racje, robiąc przy tym śmieszną minę.
   - Nic nie szkodzi. Ustawi się je dookoła drzewka i po kłopocie. Niech wystają; mi to nie przeszkadza, a wam? - ciężarna białowłosa zwróciła się w stronę zgromadzonych, zapracowanych przyjaciół.
   - Ależ skądże znowu! U nas zawsze było tyle paczek pod choinką. - Do mieszkania wszedł Alexy niosąc przed sobą ogromną torbę, którą postawił na ziemi przy fotelu, po czym ściągnął ośnieżoną czapkę.
   - Jak mi rozniosłeś śnieg po całym domu, to cię chyba ukatrupię! - zagroziłam mu, wymachując przed nosem palcem wskazującym.
   - Starałem się wytrzeć buty, ale wiesz jak to jest z traperami... - mruknął z lekko skruszoną miną, spoglądając na swoje całkowicie ośnieżone i nie wytrzepane buciska, z których właśnie lało się roztopione błoto.
   - Trzymajcie mnie, bo go uduszę!
   - Tak właściwie, to co masz w tej torbie? - zainteresował się Kastiel, który odpoczywał na kanapie po jakże wyczerpującym zajęciu - wycierania sztućców.
   - Pomyślałem sobie, że skoro spędzamy te święta razem to przydałaby się też jakaś rozrywka i zabrałem od siebie kilka gier karcianych i planszowych.
   - Świetnie! - zaklaskała z radością Rozalia, po czym wyszła na korytarz. - A skoro już tu jesteś, to umyjesz jeszcze raz podłogę - wręczyła chłopakowi wiadro i mopa, po czym wygoniła go na korytarz. Opadła na kanapę obok Kastiela i westchnęła głęboko. - Zrobiliśmy dopiero połowę, a ja już jestem wykończona.
   - Przecież ci mówiłam, że sama to wszystko zrobię! Ale niee... Bo ty wiesz lepiej, bo ty musisz coś robić, bo byś chyba nie wytrzymała pięciu minut siedząc na dupie i nic nie robiąc. - Rozalia jedynie skrzywiła się zabawnie, pokazując mi przy tym język. - Ogólnie jestem za tym, by na razie zastopować z wszystkim, bo i tak jesteśmy prawie naszykowani do kolacji. Wszystko jest zrobione, tylko upiec mięso i można startować z kolacją. Radziłabym wszystkim rozejść się do siebie i ogarnąć już na samą kolację. Dokończę resztę sama, a wy zmiatajcie stąd - spojrzałam się wymownie na Rozalię, która tylko przewróciła oczami i niechętnie wstała z kanapy.
   - Ale ty uparta jesteś - prychnęła, ubierając kozaczki za kolano.
   - Nie bardziej niż ty - wygoniłam całe towarzystwo z domu, zamknęłam drzwi i z ciężkim westchnieniem oparłam się o nie. Z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się w błogą ciszę, która ogarnęła moje mieszkanie.
   - Trzeba było ich więcej zaprosić. - Usłyszałam gdzieś przed sobą głos Kastiela.
   - Czy ty zawsze musisz mi dogryzać? - zapytałam, otwierając oczy. Ze zdziwienia odsunęłam automatycznie głowę do tyłu, uderzając nią w drzwi, ponieważ nie spodziewałam się go tak blisko siebie. Dosłownie centymetry dzieliły nasze twarze.
   - Nie - odparł cicho, przysuwając się jeszcze bliżej, przez co musiał oprzeć się rękoma o drzwi za moją głową - ale lubię patrzeć jak się złościsz - uśmiechnął się zadziornie, stykając się swoim nosem z moim. - Mała.
   Przewróciłam oczami na jego ulubione przezwisko. Drażniło mnie to niesamowicie, ale zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że mnie tak nazywał.
   - Nigdy się już nie nauczysz, żeby mnie tak nie nazywać? - zapytałam patrząc na niego spod brwi, kiedy przeszłam pod jego ramieniem i wyminęłam go w korytarzu, kierując się w stronę łazienki.
   - Ale czego chciałabyś mnie nauczyć, mała? - zaśmiał się w głos, słysząc moje rozdrażnione warknięcie. - Świetnie gram na gitarze, śpiew wychodzi mi też całkiem nieźle, potrafię zaspokoić nie jedną potrzebę dziewczyny...
   - Jesteś również bardzo skromny - zauważyłam, wchodząc do sypialni po czarną sukienkę z długim rękawem, którą miałam zamiar ubrać dzisiejszego wieczora. Ledwo skierowałam kroki w stronę szafy, gdzie wisiała na wieszaku i czekała już na mnie przygotowana, usłyszałam jak drzwi za mną zamykają się z cichym trzaskiem. Przy skrzydle stał Kastiel, opierając się o nie z zadziornym uśmieszkiem.
   - Czyżbyś twierdziła inaczej? - wymruczał, powoli zbliżając się do mnie.
   - Kas... Co ty kombinujesz? - zapytałam niepewnie, czując jak mimowolnie zaczyna przyspieszać mi serce.
   - Ja? Miałbym coś kombinować? - oblizał górną wargę, przymrużając lekko oczy, przez co poczułam się osaczona jak niewinna ofiara groźnego kota, która została zapędzona w ślepy zaułek.
   Chciałam coś odpowiedzieć, ale słowa zamarły mi w gardle, kiedy uświadomiłam sobie, że moje plecy natrafiły na drzwi od szafy.  Zostałam zapędzona w kozi róg i jeszcze mu w tym pomogłam podświadomie cofając się do tyłu.
   Zbliżał się do mnie powolnym krokiem, jednak ja czułam się jakby sparaliżowana jego ciemnymi oczami, które patrzyły na mnie z pożądaniem. Nie byłam w stanie ruszyć się choćby o milimetr. Czekałam posłusznie, aż przybliży się do mnie na tyle blisko, że nasze ciała stykały się ze sobą chyba w każdym  możliwym miejscu. Oparł czoło o moje, patrząc mi głęboko w oczy, a jego czarne włosy stworzyły ciemną kurtynę, która odgrodziła nas od całego świata. Na usta cisnęła mi się ironiczna uwaga, ale nie dano mi szansy na wydobycie z siebie jakiegokolwiek dźwięku, ponieważ udało mi się tylko delikatnie rozchylić usta, gdy zostały zmiażdżone w gwałtownym i gorącym pocałunku. Poczułam jak krew buzuje we mnie, jakby ktoś podgrzał ją do temperatury wrzenia. Zapragnęłam dominacji nad tym potężnym mężczyzną. Zaczęłam coraz gorliwiej oddawać każdy gest czy dotyk. Odepchnęłam się od szafy i obróciłam nas tak, że to on był tym przypartym do muru. Pod wargami poczułam, jak jego układają się w półuśmiechu, a z gardła wydobywa się przeciągły, głęboki pomruk zadowolenia. Podniósł ręce i splatając palce obu dłoni ze sobą, oparł je na karku. Wybił mnie tym lekko z tropu1; oderwałam się na chwilę od niego, żeby przyjrzeć się jego zamiarom.
   - No co? Tak bardzo chciałaś dominować, więc postanowiłem Ci to ułatwić - parsknął cicho, widząc moją niepewność, ale nie dałam mu się napawać tym widokiem zbyt długo. Zagryzłam zadziornie dolną wargę i poczęłam rozpinać guziki jego koszuli w kratę, a następnie każdy odsłonięty kawałek skóry obdarzałam pocałunkiem.
   Kiedy dotarłam do linii spodni i prawie klęczałam przed nim, spojrzałam się w górę. Jego czekoladowe oczy pociemniały jeszcze bardziej z podniecenia. Uśmiechnęłam się mimowolnie i uszczypnęłam zębami jego skórę pod pępkiem, na c zareagował cichym sykiem, a dłonie, które dotychczas miał na karku, wplątał w moje włosy. Uśmiechnęłam się zadziornie i zaczęłam się powoli podnosić, koniuszkiem języka znacząc jego cały tors, począwszy od podbrzusza, skończywszy na napiętej grdyce. Czułam na skórze jego rozdygotany, podniecony oddech.
   - Co ty mi z głową robisz... - wyszeptał, z trudem przełykając ślinę. - Taka grzeczna i niewinna, a tu takie rzeczy wyprawia...
   - Wiele rzeczy o mnie nie wiesz - wyszeptałam, odsuwając się od niego i zaczęłam powoli ściągać z siebie rzeczy. Najpierw powoli ściągnęłam koszulkę, a potem zaczęłam rozpinać spodnie, powoli kierując się tyłem w stronę łóżka. Ledwo zsunęłam dolą część garderoby z bioder, a Kastiel stał już przy mnie, obejmując mnie w pasie, całował namiętnie i żarliwie. Kiedy poczułam, że zbliżyliśmy się do brzegu łózka, ponownie nas obróciłam i wylądowałam na jego biodrach, trzymając jego ręce za nadgarstki nad jego głową.
   - I co teraz panie Mam Wszystko Pod Kontrolą? - zaśmiałam się, a on wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i ponownie znalazł się nade mną.
   Jeszcze przez chwilę próbowałam odzyskać władzę, ale gdy poczułam jego gorące usta w załamaniu szczęki pod uchem, straciłam całą wolę walki i oddałam mu się całkowicie pod jego dominację.

niedziela, 20 maja 2018

~ !! WYNIKI QUIZU !! ~

CZEŚĆ I CZOŁEM!
W końcu pojawiam się z obiecanymi wynikami quizu. Przyznam szczerze, że spodziewałam się większej aktywności w odpowiedziach. No niestety, ale czuję się trochę zawiedziona. Myślałam, że przyjmiecie to bardziej ochoczo i więcej osób odpowie na pytania. Co nie zmienia faktu, że w ogóle się cieszę, że ktokolwiek podjął się wyzwania i odpowiedział. Oczywiście jeśli ktoś chce, to śmiało zapraszam można odpowiadać. Tak do sprawdzenia swojej wiedzy :D

Dziękuję ogromnie Wathewie i Ani za odpowiedzi. Obydwie otrzymałyście 49 punktów na 55 możliwych do zdobycia. Poniżej znajdziecie prawidłowe odpowiedzi, więc możecie sobie sprawdzić gdzie popełniłyście błędy.
Jeśli byłybyście zainteresowane drobnym upominkiem za Wasze odpowiedzi to serdecznie zapraszam na mejla bądź fb. Z wielką chęcią Was nagrodzę ♥


A teraz przejdźmy do prawidłowych odpowiedzi:

1. Jak miała na imię mama Liwii? / 1pkt.
    a) Jowita

2.  Jak Liwia dowiedziała się o śmierci mamy? / 1pkt.
    b) usłyszała w szkole od dyrektorki

3. Jak długo Liwia była w depresji po śmierci mamy? / 1pkt.
    b) trzy miesiące

4. Co Liwia otrzymała w prezencie od Kastiela? / 1pkt.
    c) wisiorek z zielonym perydotytem w kształcie serca

5. Z jakiej okazji odbył się koncert w szkolnej piwnicy? / 1pkt.
    a) zebranie funduszy na dom dziecka

6. Jak zakończył się koncert? / 1pkt
    a) Kastiel zniknął

7. Ulubione kwiaty mamy Liv? / 1pkt
    a) ciemnoczerwone piwonie

8. Gdzie główna bohaterka spędziła ferie? / 1pkt.
    c) w górach

9. Z kim był pierwszy seks? / 1pkt.
    b) Kentin

10. Gdzie pracuje Liwia? / 1pkt.
    b) w wydawnictwie

11.  O czym była piosenka, którą napisał Kastiel? / 1pkt.
    a) o miłości

12. Jak została zdemaskowana Debra? / 1pkt.
    a) Armin nagrał jak groziła Liwii na imprezie

13. Jak nazywał Kastiel Liwie? / 1pkt.
    a) Mała

14. Jakie papierosy pali Kastiel? / 1pkt
    b) czerwone Marlboro

15. Którego z bliźniaków Liv spotkała jako pierwszego? / 1pkt
    b) Alexy'ego

16. Kto uczył francuskiego w szkole? / 2pkt
    c) Pan Rinet,

17. Nazwisko Dimitra? / 2pkt
    b) Marcov

18. Jaką sukienkę miała Rozalia na balu szkolnym? / 2pkt
    c) granatową.

19. Z kim Liwia tańczyła pierwszy taniec na urodzinach? / 2pkt
    c) Lysander zaprosił ją, gdy tańczyli na parkiecie.

20. Z jakiego przedmiotu Nataniel udzielał korepetycji Alexy'emu? / 2pkt
    b) matematyki,

21. Gdzie i w jakich okolicznościach Kastiel zobaczył pierwszy raz Liwię po dwuletnim wyjeździe? / 5 pkt
     c) Lysander zaprosił go na urodziny Rozalii w jej domu.

22. Kto i w jaki sposób pogodził Liwię z Kastielem? / 5 pkt.
    a) Milicenta Sharon, gdy dowiedziała się o ich historii zmusiła Liwię do rozmowy z Kastielem, przez co oboje mogli w końcu porozmawiać o swoich uczuciach

23. Dlaczego i w jakich okolicznościach Liwia miała wypadek? / 5pkt
    c) zapłakana wyjeżdżała z cmentarza i wjechała przed inny samochód.

24. Z kim Liwia tańczyła podczas Balu Bożonarodzeniowego? / 5pkt
    c) Kentin.

25. Jak nazywa się autorka opowiadania "Kawałek nieba zamknięty w piekle"? (Pytanie otwarte) / 10 pkt.
    Asia, a dokładniej Asia Ratajczak

~ Rozdział 94 ~

   - Podasz mi pieprz? - zwróciłam się z prośbą do bruneta, nie odwracają wzroku od miski, w której znajdowała się sałatka makaronowa, nad którą właśnie pracowałam.
   - Mogę spróbować? - zapytał, podchodząc do mnie i opierając brodę o moją głowę.
   - Jeszcze nie jest gotowa - mruknęłam cicho, uchylając się przed Kastielem.
   - Ale mogę sprawdzić, czy nie przesadzasz z przyprawami. - Nie zważając na moje protesty, zanurzył palec w sałatce i oblizał go ze smakiem. Prychnęłam oburzona, uderzając go w dłoń. 
   - Ja nigdy nie przesadzam! - prychnęłam, unosząc brodę do góry i dosypałam do dania trochę przyprawy. Zamieszałam i dumna wrzuciłam łyżkę do pełnego już zlewu. - Idealnie.
   - Ciekawe, kto to wszystko pozmywa - Kastiel oparł się o szafkę obok mnie, spoglądając na mnie spod długiej, czarnej grzywki. Kiedy rzuciłam mu znaczące spojrzenie, uniósł ręce i zaczął się oddalać. - Na mnie nie patrz. To nie ja zrobiłem tyle syfu.
   Westchnęłam ciężko, schowałam sałatkę do lodówki i podwinęłam wyżej rękawy koszuli, którą ukradłam z szafy chłopaka. Namydliłam gąbkę i zaczęłam myć wszystkie sztućce.
   - Sama sobie poradzę.
   Brunet przewrócił jedynie oczami, po czym stanął obok mnie ze ścierką i zabierając ode mnie umyte już naczynia, wycierał je do sucha, układając przed sobą.
   Kiedy uporaliśmy się z wszystkimi brudnymi rzeczami, udaliśmy się do salonu, który kilka dni wcześniej wystroiliśmy, wprowadzając świąteczny nastrój do pomieszczenia. Usiadłam na kanapie, wyciągając nogi przed siebie. Zaczęłam zastanawiać się, co jeszcze mam do zrobienia przed świątecznym obiadem.
   - Nad czym tak zaciekle myślisz? - zapytał, siadając obok mnie. Przeciągnął lewą rękę, tak że obejmował mnie i zaczął delikatnie głaskać po ramieniu.
   - Zastanawiam się ile jeszcze mi do roboty zostało.
   - Daj spokój. Przecież to co miałaś zrobić, już masz zrobione, a o resztę się nie martw. Dziewczyny na pewno wszystko mają pod kontrolą. Szczególnie Rozalia - zaśmiał się cicho pod nosem. - Ta, to zawsze ma wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik.
   - Wiem, ale chce...
   - Pamiętaj co powiedział lekarz. Nie możesz się przeciążać. Masz odpoczywać - ostatnie zdanie wymruczał mi do ucha, delikatnie całując po szyi. Mimowolnie odchyliłam głowę w bok, dając chłopakowi większy dostęp.
   - No właśnie, Kastiel... - odparłam cicho, uśmiechając się mimowolnie do siebie. - Lekarz zabronił mi się przemęczać.
   - Yhmm... - wymruczał po raz kolejny, nie przestając całować mnie po szyi.
   Zaśmiałam się głośno, odsuwając się lekko od niego, gdy dotarł do miejsca, gdzie miałam łaskotki. Brunet objął mnie jedynie mocniej wokół ramion, przysuwając się bliżej do mnie. Poczułam delikatny dreszcz podniecenia. Dźgnęłam go w żebra, starając się powstrzymać jego erotyczne zapędy, jednakże przyniosło to dość marny skutek, co by nie powiedzieć, że całkowicie odwrotny, ponieważ chłopak łapiąc mnie w pasie, posadził sobie na kolanach, tak że siedziałam przodem do niego i nie przestawał delikatnie całować mojej szyi.
   - Kastiel, proszę...
   - Yhmm... - powtórzył, wsuwając chłodne dłonie pod moją koszulkę.
   - Przestań... Masz zimne ręce - jęknęłam, po czym lekko podskoczyłam, kiedy wbił mi paznokcie w biodra. Tym razem z jego ust wydobył się cichy pomruk aprobaty i powtórzył ruch. Automatycznie odchyliłam się do tyłu, co wykorzystał i ustami zjechał do mojego odkrytego dekoltu. Uszczypnął lekko zębami moją skórę na obojczyku.
   - Ale ty dzisiaj kusisz... - wyszeptał, kontynuując wędrówkę do mojego ramienia, z którego zsunął  koszulę i ramiączka od podkoszulki oraz stanika.
   Niespodziewanie przekręcił nas na kanapie, tak że ja leżałam pod nim, a on miał pełen dostęp do mojej okrytej skóry nie tylko na dekolcie i ramionach, ale podciągnąwszy moją koszulkę do góry, całował również mój brzuch i biodra. Zachichotałam lekko, kiedy jego zimne palce przesunęły się po moich żebrach, gdzie byłam bardzo wrażliwa na delikatny dotyk.
   Wplątałam dłonie w jego gęste włosy, lekko je szarpiąc, kiedy w całym mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
   - Muszę otworzyć - chciałam mu się wyrwać, lecz przycisnął mnie do kanapy biodrami, nie pozwalając mi się nigdzie ruszyć.
   - Zaraz sobie pójdzie. Nie będzie nam teraz przeszkadzać - powiedział lekceważąco, wpijając mi się w usta, całując namiętnie i gwałtownie.
   Jednakże osoba, która przyszła nie zamierzała się tak łatwo poddawać i dzwoniła cały czas. W pewnym momencie usłyszałam lekko spanikowany głos Amber.
   - Kastiel, przestań! - odepchnęłam chłopaka od siebie i wstałam z kanapy. Ten westchnął ciężko, jednak ruszył za mną na korytarz. Otworzyłam drzwi i w progu dostrzegłam zapłakaną i przerażoną blondynkę.
   - Liwia... pomóż mi... - dziewczyna załkała żałośnie, wycierając potok łez z policzków.
   - Co się stało? - przepuściłam ją w drzwiach i zaprowadziłam od razu od salonu. Posadziłam na fotelu i kucając przed nią, powtórzyłam pytanie.
   - Kentin zniknął... - powiedziała zaciągając się płaczem.
   - Jak to zniknął? - dopytałam, kompletnie nic nie rozumiejąc.
   - Wczoraj nie przyszedł do mieszkania. Najpierw myślałam, że poszedł do kolegi i tam trochę dłużej zabalował, ale do dwóch dni się nie pojawił, nie odbierał telefonów, a teraz ma całkowicie wyłączony... - załkała głośno, przerywając na moment słowotok. - Nie mam pojęcia gdzie jest. Pytałam się już wszystkich. Nikt go nie widział od co najmniej kilku dni. Nie wiem dlaczego tak nagle zniknął... - głos jej się załamał, spuściła głowę i wpatrując się w swoje dłonie płakała cicho, próbując za wszelką cenę powstrzymać łzy.
   - Ja pierdole... - jęknął cierpiętniczo Kastiel, przecierając gwałtownie twarz dłońmi. - Z tym debilem zawsze są jakieś problemy. Jak nie urok, to sraczka - mruknął pod nosem cicho, tak że tylko ja byłam w stanie go usłyszeć. Szturchnęłam chłopaka w ramię, posyłając mu znaczące spojrzenie, żeby okazał choć trochę empatii.
   - No, dobrze. Niech się zastanowię... - zamyśliłam się na chwilę, zastanawiając się gdzie chłopaka poniosło, bo powód jego zachowania znałam aż nazbyt. Tylko nie spodziewałam się, że to wszystko wyjdzie w tak niespodziewany sposób. - Dostałaś chociaż jakąś wiadomość, cokolwiek? Czy po prostu nic, zero kontaktu?
   Blondynka podniosła na mnie zamglony wzrok, jakby nie do końca rozumiała o co pytam.
   - Dostałam jedną wiadomość, ale nie wiem o co w niej chodzi - sięgnęła po telefon z kieszeni sweterka, który miała na sobie. Szybkim ruchem odblokowała ekran i weszła w odpowiednią aplikację. Podała mi urządzenie, żebym mogła sama przeczytać treść SMSa.
"Dlaczego mnie okłamujesz?"
   Zaklęłam szpetnie pod nosem, zakrywając usta. Dlaczego ten uparciuch nigdy nie słuchał?
   - Wiesz o co z tym chodzi? - Amber dopytała, wpatrując się we mnie z oczekiwaniem.
   - Niestety tak - przyznałam niechętnie. - Jednak musisz to wyjaśnić z nim osobiście sama - dodała, a nadzieja w oczach dziewczyny zniknęła, jak płomień zdmuchnięty przez silny wiatr. Nie chciałam trzymać jej w niepewności i niewiedzy, ale nie czułam się odpowiednią osobą do informowania o takich faktach. W szczególności w takiej, a nie innej sytuacji.- Musimy go znaleźć i to jak najszybciej. Trzeba wszystkich w to zaangażować. Im więcej osób pomoże go szukać, tym większa szansa, że uda nam się go znaleźć.
   - Dobrze, ale jak go znajdziemy, jeśli ma wyłączony telefon i nie mamy zielonego pojęcia dokąd ten debil polazł? - zapytał Kastiel, pisząc do naszych wspólnych znajomych o akcji poszukiwawczej.
   - Nie wiem... - przyznałam cicho. Błądziłam myślami po miejscach, gdzie chłopak mógł się ukryć. próbowałam sobie przypomnieć czy wspominał coś o jakimkolwiek miejscu, gdzie w ostatnim czasie przebywał, lecz w mojej głowie była tylko jedna, wielka pustka. - A może pojechał na grób rodziców? - rzuciłam, wpatrując się w Kastiela, mając nadzieję, że przytaknie mi i potwierdzi, że chłopak jest tam na sto procent.
   - Serio? - uniósł brew w sceptycznym wyrazie, jednak ja nie poddawałam się tak łatwo.
   - Ja zawsze, jak czułam się źle, bądź potrzebowałam chwili dla siebie jeździłam na grób mamy - wzruszyłam ramionami, w głębi wierząc, że szatyn postąpił tak jak ja.
   Kastiel otwierał już usta, żeby mi coś odpowiedzieć, nie zdążył jednak wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku, kiedy do mojego mieszkania weszła reszta poinformowanych o zaginięciu Kentina znajomych.
   - Komu trzeba spuścić wpierdol? - Matt wyszedł przed szereg, podwijając rękawy.
   - Temu debilowi, który stwierdził, że zamartwi na śmierć swoich znajomych - prychnął ironicznie brunet, przewracając oczami.
   - Co się tak właściwie stało? - dopytał Alexy, przyglądając się na zmianę mi, Amber i Kastielowi.
   - Kentin zniknął, od wczoraj nie daje znaku życia i ma wyłączony telefon. Jedyna wiadomość od niego to, SMS, który wysłał do Amber - opowiedziałam zebranym o sytuacji i gdzie prawdopodobnie moglibyśmy znaleźć chłopaka.
   - To dlaczego jeszcze tu stoimy? Wsiadać w samochody i ruchy! - zawołał Armin, klaszcząc w dłonie, po czym przegonił wszystkich na korytarz.
   - Ale co jeśli go tam nie znajdziemy? - Alexy zatrzymał się jeszcze w salonie zwracając wszystkich uwagę. - Po co wszyscy mamy jechać w jedno miejsce, żeby później się cofać i myśleć nad innym miejscu. Przecież to bez sensu. Niech tylko dwie, trzy osoby pojadą do Emeryville, a reszta niech szuka w Ione. Jak czegoś się dowiemy to przecież można zadzwonić. Telefon chyba każdy ma.
   - Liwia zna najlepiej Emeryville, to niech ona jedzie - Rozalia uśmiechnęła się lekko, po czym wzięła pod rękę Amber. - Wiem, kochana, że chciałabyś pojechać z Liv, ale dla ciebie najlepsze będzie teraz jak zostaniesz ze mną.
   - Ale...
   - Nie ma żadnego "ale". Zostajesz ze mną i czekasz na informacje. Wierz mi, też bym chciała pomóc, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ze swoim brzuchem i powolnymi ruchami więcej bym przeszkadzała niż pomagała. Zostaniesz ze mną, napijesz się meliski i spokojnie poczekamy na informacje.
   - Ja pojadę z Liv. Kiedyś przyjeżdżałem tam z ojcem, jak odwiedzał znajomych, więc trochę znam tą miejscowość.
   - Dobra, to ja i Viola zajmiemy się komisariatami. Może ktoś z policji będzie coś wiedział - gamer rzucił siostrze Nataniela ukradkowe spojrzenie i lekko się uśmiechnął przepraszająco do niej.
   Kiedy każdy znał już swoje zadania, mogliśmy przystąpić do poszukiwań. Razem z Mattem i Kastielem wyruszyliśmy do Emeryville. Pomimo tego, że Ione znajdowało się kawałek drogi od naszego celu, podróż nie zajęła nam zbyt długo. Byś może dlatego, że nie robiliśmy żadnych postojów i omijaliśmy każdy korek lub większe natężenie ruchu. Obecność Kastiela i jego znajomość wszelkich skrótów była bardzo pomocna.
   Gdy dojechaliśmy na miejsce, poprosiłam chłopaków, żeby wypuścili mnie na cmentarzu, a sami podjęli się przeszukiwania miasteczka. Wiedziałam, że jeśli miałam znaleźć chłopaka na cmentarzu wolałabym zrobić to sama, niż z ironicznym Kastielem, mając w pamięci to, że obydwoje się nie bardzo lubili. Jednakże po przejściu całego cmentarza wzdłuż i wszerz, nie znalazłam żadnej żywej duszy, prócz kilku ptaków, które korzystały ze zbudowanych karmników na drzewach przez okolicznych ludzi. Zadzwoniłam do brata z informacją, że nikogo nie znalazłam i dostałam identyczną odpowiedź. Chwilę później przyjechali po mnie tam, gdzie mnie zostawili i razem ruszyliśmy w drogę powrotną. Ledwo udało nam się wyjechać z terenu zabudowanego, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nawet nie zaglądając kto dzwoni.
   - Znaleźliśmy Kentina. - Usłyszałam w słuchawce głos Alexy'ego.
   - Gdzie? - zapytałam, dając rozmowę na tryb głośnomówiący, by chłopcy mogli również to usłyszeć.
   - Razem z Natanielem zaczęliśmy szukać w szpitalach i natknęliśmy się na niego tuż przy wyjściu.
   - Co on tam robił? - zapytał Matt, marszcząc brwi.
   - Twierdził, że odbierał wyniki badań. Jak zapytaliśmy się o to całe badanie, pokazał nam wyniki, że jest bezpłodny.
   - O kurwa... - zaklął brat, parząc na mnie pytającym wzrokiem. Kiwnęłam głową potwierdzając, że wiedziałam o wszystkim.
   - W jakim jest stanie? - zapytałam niepewnie, zagryzając lekko wargę.
   - Cóż... ciężko to określić. Najlepiej jak sama z nim pogadasz, bo on nie chce nic nam powiedzieć. Twierdzi, że to nie nasza sprawa, że dał się w chuja zrobić i takie tam. Kiedy będziecie?
   - Ja pierdole.  Nie dość, że zamartwia wszystkich dookoła, to jeszcze zgrywa zranioną panienkę - Kastiel prychnął rozzłoszczony przewracając oczami. - Jak ty mogłaś z nim być? W łóżku też się tak zachowywał?
   - Czasami mógłbyś się powstrzymać od niektórych komentarzy - rzuciłam mu zirytowane spojrzenie. Mimo, że Kentin mnie zranił, nie lubiłam kiedy Kastiel mu dogryzał, albo komentował mój związek z szatynem.
   Godzinę później Matt zaparkował moje auto przed domem, w którym zebrało się całe towarzystwo. Weszliśmy do salonu zastając dość dziwną scenerię. Kentin siedział w fotelu, chowając twarz w dłoniach, a tuż przed nim klęczała zapłakana Amber prosząc chłopaka o jakąkolwiek odpowiedź. Kastiel zerknął mi przez ramię na to co się działo i od razu wycofał się do kuchni, gdzie zapalił papierosa i zaczął rozmawiać z Lysandrem.
   - Ken... proszę, powiedz mi co się stało... - poprosiła błagalnym głosem blondynka, wyciągając w stronę chłopaka dłoń, głaszcząc go lekko po włosach. Ten podniósł głowę, a w jego oczach był widoczny ogromny ból i żal. Ostatni raz widziałam go w momencie, kiedy zobaczył mnie i Kastiela razem.
   - Jestem bezpłodny - powiedział smutno. - Okłamałaś mnie.
   - Co? - dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Przecież to niemożliwe. Dziecka sobie przecież nie wymyśliłam.
   - Okłamałaś mnie. Wrobiłaś mnie w to dziecko. Wpadłaś i wybrałaś sobie mnie jako lepszą opcję... - Kentin podniósł się z fotela i skierował w stronę drzwi.
   - To niemożliwe. Spałam tylko z tobą! - dziewczyna zawołała za nim, zrywając się na równe nogi. - Jak mi nie wierzysz, możemy zrobić testy DNA. Przysięgam ci, że w życiu bym cię nie wrobiła w dziecko. Kocham cię...
   Szatyn zatrzymał się tuż przy drzwiach z ręką na klamce. Widać było, że targają nim sprzeczne emocje. Zacisnął tak mocno pięści, że pobielały mu kłykcie, a na twarzy malował się wyraz bólu.
   - W porządku - zgodził się, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Zgarbił się nieznacznie, jakby przygnieciony ciężarem emocji. - Ja ciebie też kocham... - wyszeptał przytulając gwałtownie blondynkę. Wtulił twarz w jej włosy, a po jego policzkach potoczyły się łzy.

niedziela, 22 kwietnia 2018

~ Post informacyjny ~

Witajcie kochani!
Niestety to nie jest post z rozdziałem, ani z wynikami konkursu (na te jeszcze sobie poczekacie, bo chcę zobaczyć więcej osób, które rozwiązały test :D). 
Dzisiaj przychodzę z bardo smutną informacją, bo nie chcę Was z niczym zostawiać. Mianowicie przychodzę, żeby Wam powiedzieć, że w najbliższym czasie nie będzie rozdziału i muszę prosić Was o odrobinę cierpliwości co do mnie. Niedawno zaczęłam nową pracę tak pełną parą i mam bardzo mało czasu nawet dla siebie, a co dopiero żeby pisać. Postaram się coś wymyślić na majówkę i każdy weekend poświęcę na pisanie, ale sami rozumiecie jak to jest z weną. Raz ona jest a raz całkowicie robi nas w ciula i nie przychodzi w najbardziej potrzebnym momencie. 
Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie o to źli. Nie chcę was zostawiać z poczuciem, że zapomniałam o tym blogu i tylko wrzucam posty aby coś zapchać. O nie! Ten blog jest moim małym dzieciątkiem na którego codziennie zaglądam i doglądam co się dzieje. 
Tak więc, na rozdział musicie jeszcze troszeczkę poczekać, bo cały czas nad nim pracuje, ale w związku z mocno ograniczonym czasem nie jestem w stanie go ukończyć tak szybko jakbym chciała. Co nie zmienia faktu, że się pisze :D

Dziękuję Wam za cieplutkie słowa w każdym komentarzu i za ogrom cierpliwości jaki do mnie macie <3 
Wasza Autorka ♥


P.S. Ja cały czas czekam na odpowiedzi do quizu ;D macie jeszcze dwa dni!

wtorek, 10 kwietnia 2018

~ !! QUIZ WIEDZY !! ~

Witajcie!
A oto przed Wami długo wyczekiwany konkurso-quiz czy quizo-konkurs. Nie ważne. Ważne, że już jest. Co prawda, miał być w przerwie świątecznej, ale błogie lenistwo mnie dopadło. Tyle żarełka nie mogło się zmarnować! 
Nie przedłużając zaczynajmy! Oczywiście odpowiedzi podawajcie w komentarzach. 
Wyniki zostaną ogłoszone po 25 kwietnia <3

1. Jak miała na imię mama Liwii? / 1pkt.
    a) Jowita,
    b) Judyta,
    c) Julita.

2.  Jak Liwia dowiedziała się o śmierci mamy? / 1pkt.
    a) znalazła ją martwą w domu,
    b) usłyszała w szkole od dyrektorki,
    c) usłyszała w szkole od wychowawczyni.

3. Jak długo Liwia była w depresji po śmierci mamy? / 1pkt.
    a) miesiąc,
    b) trzy miesiące,
    c) nie była wcale w depresji.

4. Co Liwia otrzymała w prezencie od Kastiela? / 1pkt.
    a) bransoletkę ze szmaragdem w kształcie gwiazdki,
    b) pierścionek z różową perłą w kształcie księżyca,
    c) wisiorek z zielonym perydotytem w kształcie serca.

5. Z jakiej okazji odbył się koncert w szkolnej piwnicy? / 1pkt.
    a) zebranie funduszy na dom dziecka,
    b) świętowanie nowego roku,
    c) stulecie szkoły.

6. Jak zakończył się koncert? / 1pkt
    a) Kastiel zniknął,
    b) Liwia została zabrana na dach,
    c) Lysander oświadczył się Gwen.

7. Ulubione kwiaty mamy Liv? / 1pkt
    a) ciemnoczerwone piwonie,
    b) żółte tulipany,
    c) białe róże.

8. Gdzie główna bohaterka spędziła ferie? / 1pkt.
    a) w domu,
    b) nad morzem,
    c) w górach.

9. Z kim był pierwszy seks? / 1pkt.
    a) Kastiel,
    b) Kentin,
    c) Nataniel.

10. Gdzie pracuje Liwia? / 1pkt.
    a) w księgarni,
    b) w wydawnictwie,
    c) w biurze matrymonialnym.

11.  O czym była piosenka, którą napisał Kastiel? / 1pkt.
    a) o miłości
    b) o wypadku z przeszłości,
    c) o byłej.

12. Jak została zdemaskowana Debra? / 1pkt.
    a) Armin nagrał jak groziła Liwii na imprezie,
    b) sama się przyznała,
    c) dyrektorka przyłapała ją na obgadywaniu jej.

13. Jak nazywał Kastiel Liwie? / 1pkt.
    a) Mała,
    b) Lolitka,
    c) Dziecko.

14. Jakie papierosy pali Kastiel? / 1pkt
    a) cudzesy,
    b) czerwone Marlboro,
    c) nie pali wcale.

15. Którego z bliźniaków Liv spotkała jako pierwszego? / 1pkt
    a) Spotkała obu naraz,
    b) Alexy'ego,
    c) Armina.

16. Kto uczył francuskiego w szkole? / 2pkt
    a) Pani Fantou,
    b) Pan Kazior.
    c) Pan Rinet,

17. Nazwisko Dimitra? / 2pkt
    a) Grabjev
    b) Marcov
    c) Rasputin

18. Jaką sukienkę miała Rozalia na balu szkolnym? / 2pkt.
    a) różową,
    b) jasnozieloną, 
    c) granatową.

19. Z kim Liwia tańczyła pierwszy taniec na urodzinach? / 2pkt.
    a) Kasper wyciągnął ją zaraz po otwarciu prezentów,
    b) Armin odciągnął ją od Rozalii na parkiecie,
    c) Lysander zaprosił ją, gdy tańczyli na parkiecie.

20. Z jakiego przedmiotu Nataniel udzielał korepetycji Alexy'emu? / 2pkt
    a) języka francuskiego,
    b) matematyki,
    c) chemii.

21. Gdzie i w jakich okolicznościach Kastiel zobaczył pierwszy raz Liwię po dwuletnim wyjeździe? / 5 pkt.
    a) przyszedł do niej do domu i poprosił o rozmowę,
    b) odwiedził ją w pracy z bukietem kwiatów,
    c) Lysander zaprosił go na urodziny Rozalii w jej domu.

22. Kto i w jaki sposób pogodził Liwię z Kastielem? / 5 pkt.
    a) Milicenta Sharon, gdy dowiedziała się o ich historii zmusiła Liwię do rozmowy z Kastielem, przez co oboje mogli w końcu porozmawiać o swoich uczuciach,
    b) Lysander Watson poprosił Liv o rozmowę, gdy zezłoszczona para spotkała się na imprezie urodzinowej Rozalii,
    c) Liwia sama po przemyśleniu wszystkiego zdecydowała się wybaczyć Kastielowi.

23. Dlaczego i w jakich okolicznościach Liwia miała wypadek? / 5pkt
    a) wpadła pod pociąg ratując bezdomnego kota,
    b) uciekała przed gwałcicielami w parku,
    c) zapłakana wyjeżdżała z cmentarza i wjechała przed inny samochód.

24. Z kim Liwia tańczyła podczas Balu Bożonarodzeniowego? / 5pkt.
    a) Lysander,
    b) Kastiel,
    c) Kentin.

25. Jak nazywa się autorka opowiadania "Kawałek nieba zamknięty w piekle"? (Pytanie otwarte) / 10 pkt.

niedziela, 1 kwietnia 2018

~ Rozdział 93 ~

 Witajcie kochani! 
Wszystkiego najlepszego z okazji Wielkiej Nocy! Słodkiego zająca i mokrego poniedziałku ♥
Macie pełne prawo mnie zlinczować i zjeść. Starałam się jak mogłam, żeby rozdział ukazał się w szybszym terminie, przed trzecią rocznicą, ale niedawno zaczęłam nową pracę, a ona pochłania ogrom mojego czasu i koncentracji. 
Miałam także przygotować dla Was mini quiz z "Kawałka nieba...", ech... Mam nadzieję, że uda mi się nadrobić to w czasie wolnego, jaki mi jeszcze pozostał, więc bardzo Was proszę o wyrozumiałość, cierpliwość i kilka miłych słówek, bo ostatnio bardzo mi ich brakuje. 
Ta część opowiadania jest znacznie spokojniejsza i powstała tak jakby w ramach rekompensaty za takie długie czekanie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ;3 
Miłego czytania ♥


   W poniedziałkowy poranek obudziłam się bardzo poddenerwowana i zmęczona. Całą noc nie byłam wstanie zasnąć; co chwilę budziłam się i leżałam wpatrując się w sufit, zastanawiając się co usłyszę w szpitalu. Bywały takie momenty, że paraliżował mnie tak ogromny strach, że musiałam wyjść do łazienki, żeby nie obudzić Kastiela swoim szlochem. Siedziałam wtedy na podłodze, oparta o zimną ścianę i myślałam.
   Myślałam o tym co będzie, kiedy pierwsza diagnoza zostanie potwierdzona. Co się stanie, kiedy zostanie na mnie podpisany wyrok. Nie chciałam od siebie uzależniać wszystkich, a wiedziałam, że tak się stanie. Każdy nowotwór z czasem wymagał więcej leków, więcej uwagi...
   Odetchnęłam głęboko, przeczesując uważnie włosy. Nawet przy tak prostej czynności trzęsły mi się ręce ze zdenerwowania. Zjadłam śniadanie, nie zastanawiając się nad tym co jem. Szybo ubrałam się i wyszłam z domu, nie budząc Kastiela. Już sama byłam wystarczająco zdenerwowana i nie chciałam dodatkowo denerwować chłopaka. Chociaż wiedziałam, że pewnie i tak przybędzie do szpitala, zaraz po tym jak się obudzi i zobaczy, że mnie nie ma.
   Zajechałam do szpitala i w recepcji pokazałam papierek, który dostałam od lekarki przyjmującej mnie w sobotę. Pielęgniarka poleciła mi czekać w poczekalni aż zostanę wezwana. Kilkanaście minut później zostałam skierowana do sali, gdzie kazali mi się przebrać w kitel przeznaczony dla pacjentów. Niedługo po tym podłączyli do mnie przeróżną aparaturę monitorującą wszelkie parametry życiowe. Dziś był sądny dzień, a ja cały czas starałam się powstrzymać szalenie bijące serce i trzęsące ręce. W pewnym momencie podeszła do mnie pielęgniarka, żeby podać mi środki uspokajające, ponieważ moje rozdygotane tętno nie pomagało kontrolować prawidłowości w biciu mojego serca. Wszystko ukazywało się na ekranie urządzenia podłączonego do mojej klatki piersiowej.
   - Niech się pani niepotrzebnie nie denerwuje. Wszystko będzie dobrze. - Uśmiechnęłam się niemrawo w odpowiedzi na słowa pielęgniarki. Nawet po podaniu czegoś na uspokojenie czułam ścisk w żołądku. Nie byłam w stanie nad tym zapanować.
   W pewnym momencie zabrali mnie do pomieszczenia, gdzie wykonywano tomografię komputerową mózgu, położyli mnie na zimnym katafalku i kazali nie ruszać. Około dziesięć minut później lekarz prowadzący poinformował mnie, że z moją głową wszystko w porządku.
   Jeden kamień w żołądku mniej.
   Co i tak nie odpowiadało na pytanie, czy jestem całkowicie zdrowa.
   Z tomografii zabrali mnie na EKG, gdzie sprawdzali jak bije moje serce, a w międzyczasie pobrali mi krew do aż trzech różnych fiolek i zanieśli do laboratorium. Prowadzili mnie jeszcze po kilku innych pomieszczeniach i wykonywali przeróżne badania, jednakże ja nic nie rozumiałam z lekarskiego żargonu.
   Kiedy w końcu wróciłam na salę, gdzie było "moje" łóżko, przyszła do mnie kolejna pielęgniarka i poinformowała, że na korytarzu czekają na mnie osoby, by się ze mną zobaczyć.
   - Mogą wejść? - zapytałam niepewnie. Bardzo chciałam się zobaczyć z kimkolwiek. Powiedzieć swoje obawy i niepokoje.
   - Oczywiście. Doktor King nie widzi przeciwwskazań.
   - Jakby pani mogła ich zawołać, to poproszę - poprosiłam, uśmiechając się do niej lekko. Kobieta wyszła na korytarz, zostawiając uchylone drzwi, przez które moment później weszli przyjaciele.
   Pierwszy wszedł Kastiel. Miał zmarszczone brwi i wydawał się zdenerwowany i zmartwiony. Zaraz za nim przepchnęła się Rozalia, która nie wyglądała lepiej. Widząc jej zaciśnięte w wąską kreskę usta, poczułam wyrzuty sumienia. Powinnam do nich chociaż napisać z informacją, że jetem już w szpitalu. Do pomieszczenia weszli jeszcze bliźniacy, mój brat, Lys i Gwen.
   - Jak się czujesz? - zapytała białowłosa, siadając na łóżku obok mnie.
   - Trochę zdenerwowana - powiedziałam bardzo ogólnikowo, wpatrując się w złożone na udach dłonie. - Lekarz twierdzi że z moją głową wszystko w porządku - parsknęłam mimochodem śmiechem.
   - Co masz na myśli? - dopytał Matt, układając usta w półuśmiechu.
   - Zrobili mi tomografię głowy i nic nie wykazali, a tego stwierdzenia użył lekarz, kiedy zakończyli badanie. Chyba chciał mnie rozluźnić. Muszę przyznać, że mu wyszło. Minimalnie, ale jednak.
   Przyjaciele parsknęli śmiechem, wyraźnie uspokojeni, że jak na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Teraz tylko mieć nadzieję, że reszta badań wyjdzie równie dobrze.
   - Dlaczego mnie nie obudziłaś?
   Spojrzałam w stronę bruneta, nie wiedząc co mu odpowiedzieć. Wiedziałam, że stwierdzenie "nie chciałam cię martwić" nie jest najlepszą odpowiedzią, ale nawet nie zorientowałam się kiedy owe zdanie wyrwało mi się z ust.
   - Zawsze musisz zrobić po swojemu, nie? - uśmiechnął się do mnie zadziornie, puszczając oczko. - Nie rób mi tak więcej. Nawet nie wiesz jak się przeraziłem, kiedy zobaczyłem puste łóżko. Mogłaś chociaż napisać SMS-a.
   - Mogła, nie mogła, nie ważne. Najważniejsze jest to, że wiemy gdzie jest i jest z nią jak na razie wszystko w porządku - stwierdziła dyplomatycznie Rozalia, uspokajając Kastiela. Chłopak wyglądał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale gdy zauważył groźny wzrok ciężarnej, natychmiast zamknął ustach, zakładając ręce na piersi. Nagle dziewczyna złapała się za brzuch i zaskoczona spojrzała na niego. - Och... Ale kopią. Chyba też się cieszą razem z nami - zaśmiała się dziewczyna, gładząc delikatnie brzuch.
   - Mogę? - zapytałam, wyciągając w jej stronę rękę. Dla mnie było fascynujące przeżycie. Czuć ruchy dwóch małych dziewczynek w brzuchu mojej przyjaciółki. Dziewczyna kiwnęła głową, odsuwając swoje ręce bym mogła poczuć ruchy bliźniaczek. Przez moment nic się nie działo, aż poczułam naprawdę silne kopnięcie. Oderwałam szybko rękę od jej brzucha przestraszona, na co białowłosa zaśmiała się radośnie.
   - Nie musisz się bać. Już zdążyłam do tego przywyknąć - wzruszyła ramionami, jakby była kompletnie niewzruszona.
   Chwilę rozmawialiśmy o ciąży dziewczyny i o całej masie nic nieznaczących rzeczach. Przyjaciele specjalnie poruszali błahe tematy, chcąc odciągnąć moją uwagę od kolejnych badań, jakie mnie dzisiaj czekały. Niedługo później do sali przyszedł lekarz prowadzący trzymając przed sobą podkładkę z plikiem kolorowych kartek.
   - Och, widzę, że trafiłem na rodzinne zebranie - uśmiechnął się lekko w naszą stronę. - Niestety  będą musieli państwo na chwilę opuścić salę - zwrócił się w stronę zebranych przyjaciół. - Otrzymałem pani wyniki badań krwi z laboratorium - wyjaśnił, wskazując na podkładkę, którą miał w rękach.
   - Może pan spokojnie mówić przy nich. I tak później  musiałabym się spowiadać - zażartowałam, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że prędzej czy później powiedziałabym im czy wszystko z wynikami w porządku. Nie bez powodu martwili się o mnie, czekając przed moją salą, aż mogliby wejść i porozmawiać ze mną.
   - Jeśli sobie tego pani życzy - mężczyzna przytaknął, po czym skierował wzrok na kartki. - Jest pani dość mocno osłabiona i odwodniona oraz brakuje pani żelaza z podstawowymi witaminami, co wskazuje na zaawansowaną anemię. To właśnie przez to miała pani omdlenia i krwawienie z nosa. Osłabiona krew, osłabione żyły i oto efekt - wyjaśnił, cały czas wpatrując się w wyniki badań. - Radziłbym też pani skontaktować się z doktor Wels i zgłosić na dodatkowe badania, aczkolwiek nie są one jakoś bardzo pilne. Teraz niestety będę musiał państwa poprosić o opuszczeni sali, muszę przygotować pacjentkę do pobrania szpiku - zwrócił się w stronę moich przyjaciół i cierpliwie czekał, aż wszyscy wyjdą i zamkną za sobą drzwi.
   Westchnęłam ciężko, wykonując polecenia lekarza, a następnie po dość nieprzyjemnym zabiegu, leżałam przez kilka chwil na boku. Nie mogłam się doczekać, kiedy te wszystkie badania się w końcu skończą i będę mogła wrócić do domu. Musiałam przyznać, że czułam ogromną ulgę, że jak na razie wszystko wskazuje na zwykłe przemęczenie i anemię.
   Kilka godzin później i co najmniej dwie wizyty przyjaciół dostałam komplet wyników badań, które wskazywały na osłabienie organizmu. Dostałam również zwolnienie lekarskie na cały miesiąc z receptami witamin, które miałam przyjmować oraz termin kolejnej wizyty kontrolnej. Odetchnęłam z ulgą, gdy mogłam się już na spokojnie przebrać w moje ubrania i opuścić szpital. W tylnej kieszeni spodni miałam wizytówkę do pani Wels, z którą miałam się skontaktować w najbliższym czasie. Nie do końca wiedziałam w jakim celu, ale stwierdziłam, że będę to roztrząsać dopiero, gdy odpocznę po tych wszystkich męczących badaniach.
   - To rozumiem, że nie umierasz i wszystko z tobą okej? - zapytał Alexy pakując się do mojego auta, na tylną kanapę.
   - Nie, nie umieram - odpowiedziałam ze śmiechem, chowając wszystkie papiery do torebki. - Możesz schować swoją żałobną kreację na później.
   - Tylko nie kreację! - oburzył się, zakładając ręce na klatce piersiowej. - To jest mój najlepszy żałobny garnitur!
   - Ty i garnitur? - spojrzałam na niego z uniesioną jedną brwią w powątpiewaniu. Jakoś nie byłam sobie w stanie wyobrazić Alexy'ego w jakimkolwiek garniturze.
   - Jeszcze byś się zdziwiła - burknął, pokazując mi w lusterku język. Odpowiedziałam mu tym samym, opuszczając powoli szpitalny parking.
   W drodze powrotnej skoczyliśmy jeszcze do naszej ulubionej pizzerii uczcić mój "powrót do zdrowia" Ciesząc się dobrymi, jeśli można je w ten sposób nazwać, wynikami badań, nie mogłam się powstrzymać i pochłonęłam z Kastielem ogromną serowo-mięsną pizzę na pół. Czułam się naprawdę szczęśliwa.