- Mogę spróbować? - zapytał, podchodząc do mnie i opierając brodę o moją głowę.
- Jeszcze nie jest gotowa - mruknęłam cicho, uchylając się przed Kastielem.
- Ale mogę sprawdzić, czy nie przesadzasz z przyprawami. - Nie zważając na moje protesty, zanurzył palec w sałatce i oblizał go ze smakiem. Prychnęłam oburzona, uderzając go w dłoń.
- Ja nigdy nie przesadzam! - prychnęłam, unosząc brodę do góry i dosypałam do dania trochę przyprawy. Zamieszałam i dumna wrzuciłam łyżkę do pełnego już zlewu. - Idealnie.
- Ciekawe, kto to wszystko pozmywa - Kastiel oparł się o szafkę obok mnie, spoglądając na mnie spod długiej, czarnej grzywki. Kiedy rzuciłam mu znaczące spojrzenie, uniósł ręce i zaczął się oddalać. - Na mnie nie patrz. To nie ja zrobiłem tyle syfu.
Westchnęłam ciężko, schowałam sałatkę do lodówki i podwinęłam wyżej rękawy koszuli, którą ukradłam z szafy chłopaka. Namydliłam gąbkę i zaczęłam myć wszystkie sztućce.
- Sama sobie poradzę.
Brunet przewrócił jedynie oczami, po czym stanął obok mnie ze ścierką i zabierając ode mnie umyte już naczynia, wycierał je do sucha, układając przed sobą.
Kiedy uporaliśmy się z wszystkimi brudnymi rzeczami, udaliśmy się do salonu, który kilka dni wcześniej wystroiliśmy, wprowadzając świąteczny nastrój do pomieszczenia. Usiadłam na kanapie, wyciągając nogi przed siebie. Zaczęłam zastanawiać się, co jeszcze mam do zrobienia przed świątecznym obiadem.
- Nad czym tak zaciekle myślisz? - zapytał, siadając obok mnie. Przeciągnął lewą rękę, tak że obejmował mnie i zaczął delikatnie głaskać po ramieniu.
- Zastanawiam się ile jeszcze mi do roboty zostało.
- Daj spokój. Przecież to co miałaś zrobić, już masz zrobione, a o resztę się nie martw. Dziewczyny na pewno wszystko mają pod kontrolą. Szczególnie Rozalia - zaśmiał się cicho pod nosem. - Ta, to zawsze ma wszystko przygotowane i dopięte na ostatni guzik.
- Wiem, ale chce...
- Pamiętaj co powiedział lekarz. Nie możesz się przeciążać. Masz odpoczywać - ostatnie zdanie wymruczał mi do ucha, delikatnie całując po szyi. Mimowolnie odchyliłam głowę w bok, dając chłopakowi większy dostęp.
- No właśnie, Kastiel... - odparłam cicho, uśmiechając się mimowolnie do siebie. - Lekarz zabronił mi się przemęczać.
- Yhmm... - wymruczał po raz kolejny, nie przestając całować mnie po szyi.
Zaśmiałam się głośno, odsuwając się lekko od niego, gdy dotarł do miejsca, gdzie miałam łaskotki. Brunet objął mnie jedynie mocniej wokół ramion, przysuwając się bliżej do mnie. Poczułam delikatny dreszcz podniecenia. Dźgnęłam go w żebra, starając się powstrzymać jego erotyczne zapędy, jednakże przyniosło to dość marny skutek, co by nie powiedzieć, że całkowicie odwrotny, ponieważ chłopak łapiąc mnie w pasie, posadził sobie na kolanach, tak że siedziałam przodem do niego i nie przestawał delikatnie całować mojej szyi.
- Kastiel, proszę...
- Yhmm... - powtórzył, wsuwając chłodne dłonie pod moją koszulkę.
- Przestań... Masz zimne ręce - jęknęłam, po czym lekko podskoczyłam, kiedy wbił mi paznokcie w biodra. Tym razem z jego ust wydobył się cichy pomruk aprobaty i powtórzył ruch. Automatycznie odchyliłam się do tyłu, co wykorzystał i ustami zjechał do mojego odkrytego dekoltu. Uszczypnął lekko zębami moją skórę na obojczyku.
- Ale ty dzisiaj kusisz... - wyszeptał, kontynuując wędrówkę do mojego ramienia, z którego zsunął koszulę i ramiączka od podkoszulki oraz stanika.
Niespodziewanie przekręcił nas na kanapie, tak że ja leżałam pod nim, a on miał pełen dostęp do mojej okrytej skóry nie tylko na dekolcie i ramionach, ale podciągnąwszy moją koszulkę do góry, całował również mój brzuch i biodra. Zachichotałam lekko, kiedy jego zimne palce przesunęły się po moich żebrach, gdzie byłam bardzo wrażliwa na delikatny dotyk.
Wplątałam dłonie w jego gęste włosy, lekko je szarpiąc, kiedy w całym mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
- Muszę otworzyć - chciałam mu się wyrwać, lecz przycisnął mnie do kanapy biodrami, nie pozwalając mi się nigdzie ruszyć.
- Zaraz sobie pójdzie. Nie będzie nam teraz przeszkadzać - powiedział lekceważąco, wpijając mi się w usta, całując namiętnie i gwałtownie.
Jednakże osoba, która przyszła nie zamierzała się tak łatwo poddawać i dzwoniła cały czas. W pewnym momencie usłyszałam lekko spanikowany głos Amber.
- Kastiel, przestań! - odepchnęłam chłopaka od siebie i wstałam z kanapy. Ten westchnął ciężko, jednak ruszył za mną na korytarz. Otworzyłam drzwi i w progu dostrzegłam zapłakaną i przerażoną blondynkę.
- Liwia... pomóż mi... - dziewczyna załkała żałośnie, wycierając potok łez z policzków.
- Co się stało? - przepuściłam ją w drzwiach i zaprowadziłam od razu od salonu. Posadziłam na fotelu i kucając przed nią, powtórzyłam pytanie.
- Kentin zniknął... - powiedziała zaciągając się płaczem.
- Jak to zniknął? - dopytałam, kompletnie nic nie rozumiejąc.
- Wczoraj nie przyszedł do mieszkania. Najpierw myślałam, że poszedł do kolegi i tam trochę dłużej zabalował, ale do dwóch dni się nie pojawił, nie odbierał telefonów, a teraz ma całkowicie wyłączony... - załkała głośno, przerywając na moment słowotok. - Nie mam pojęcia gdzie jest. Pytałam się już wszystkich. Nikt go nie widział od co najmniej kilku dni. Nie wiem dlaczego tak nagle zniknął... - głos jej się załamał, spuściła głowę i wpatrując się w swoje dłonie płakała cicho, próbując za wszelką cenę powstrzymać łzy.
- Ja pierdole... - jęknął cierpiętniczo Kastiel, przecierając gwałtownie twarz dłońmi. - Z tym debilem zawsze są jakieś problemy. Jak nie urok, to sraczka - mruknął pod nosem cicho, tak że tylko ja byłam w stanie go usłyszeć. Szturchnęłam chłopaka w ramię, posyłając mu znaczące spojrzenie, żeby okazał choć trochę empatii.
- No, dobrze. Niech się zastanowię... - zamyśliłam się na chwilę, zastanawiając się gdzie chłopaka poniosło, bo powód jego zachowania znałam aż nazbyt. Tylko nie spodziewałam się, że to wszystko wyjdzie w tak niespodziewany sposób. - Dostałaś chociaż jakąś wiadomość, cokolwiek? Czy po prostu nic, zero kontaktu?
Blondynka podniosła na mnie zamglony wzrok, jakby nie do końca rozumiała o co pytam.
- Dostałam jedną wiadomość, ale nie wiem o co w niej chodzi - sięgnęła po telefon z kieszeni sweterka, który miała na sobie. Szybkim ruchem odblokowała ekran i weszła w odpowiednią aplikację. Podała mi urządzenie, żebym mogła sama przeczytać treść SMSa.
"Dlaczego mnie okłamujesz?"Zaklęłam szpetnie pod nosem, zakrywając usta. Dlaczego ten uparciuch nigdy nie słuchał?
- Wiesz o co z tym chodzi? - Amber dopytała, wpatrując się we mnie z oczekiwaniem.
- Niestety tak - przyznałam niechętnie. - Jednak musisz to wyjaśnić z nim osobiście sama - dodała, a nadzieja w oczach dziewczyny zniknęła, jak płomień zdmuchnięty przez silny wiatr. Nie chciałam trzymać jej w niepewności i niewiedzy, ale nie czułam się odpowiednią osobą do informowania o takich faktach. W szczególności w takiej, a nie innej sytuacji.- Musimy go znaleźć i to jak najszybciej. Trzeba wszystkich w to zaangażować. Im więcej osób pomoże go szukać, tym większa szansa, że uda nam się go znaleźć.
- Dobrze, ale jak go znajdziemy, jeśli ma wyłączony telefon i nie mamy zielonego pojęcia dokąd ten debil polazł? - zapytał Kastiel, pisząc do naszych wspólnych znajomych o akcji poszukiwawczej.
- Nie wiem... - przyznałam cicho. Błądziłam myślami po miejscach, gdzie chłopak mógł się ukryć. próbowałam sobie przypomnieć czy wspominał coś o jakimkolwiek miejscu, gdzie w ostatnim czasie przebywał, lecz w mojej głowie była tylko jedna, wielka pustka. - A może pojechał na grób rodziców? - rzuciłam, wpatrując się w Kastiela, mając nadzieję, że przytaknie mi i potwierdzi, że chłopak jest tam na sto procent.
- Serio? - uniósł brew w sceptycznym wyrazie, jednak ja nie poddawałam się tak łatwo.
- Ja zawsze, jak czułam się źle, bądź potrzebowałam chwili dla siebie jeździłam na grób mamy - wzruszyłam ramionami, w głębi wierząc, że szatyn postąpił tak jak ja.
Kastiel otwierał już usta, żeby mi coś odpowiedzieć, nie zdążył jednak wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku, kiedy do mojego mieszkania weszła reszta poinformowanych o zaginięciu Kentina znajomych.
- Komu trzeba spuścić wpierdol? - Matt wyszedł przed szereg, podwijając rękawy.
- Temu debilowi, który stwierdził, że zamartwi na śmierć swoich znajomych - prychnął ironicznie brunet, przewracając oczami.
- Co się tak właściwie stało? - dopytał Alexy, przyglądając się na zmianę mi, Amber i Kastielowi.
- Kentin zniknął, od wczoraj nie daje znaku życia i ma wyłączony telefon. Jedyna wiadomość od niego to, SMS, który wysłał do Amber - opowiedziałam zebranym o sytuacji i gdzie prawdopodobnie moglibyśmy znaleźć chłopaka.
- To dlaczego jeszcze tu stoimy? Wsiadać w samochody i ruchy! - zawołał Armin, klaszcząc w dłonie, po czym przegonił wszystkich na korytarz.
- Ale co jeśli go tam nie znajdziemy? - Alexy zatrzymał się jeszcze w salonie zwracając wszystkich uwagę. - Po co wszyscy mamy jechać w jedno miejsce, żeby później się cofać i myśleć nad innym miejscu. Przecież to bez sensu. Niech tylko dwie, trzy osoby pojadą do Emeryville, a reszta niech szuka w Ione. Jak czegoś się dowiemy to przecież można zadzwonić. Telefon chyba każdy ma.
- Liwia zna najlepiej Emeryville, to niech ona jedzie - Rozalia uśmiechnęła się lekko, po czym wzięła pod rękę Amber. - Wiem, kochana, że chciałabyś pojechać z Liv, ale dla ciebie najlepsze będzie teraz jak zostaniesz ze mną.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Zostajesz ze mną i czekasz na informacje. Wierz mi, też bym chciała pomóc, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ze swoim brzuchem i powolnymi ruchami więcej bym przeszkadzała niż pomagała. Zostaniesz ze mną, napijesz się meliski i spokojnie poczekamy na informacje.
- Ja pojadę z Liv. Kiedyś przyjeżdżałem tam z ojcem, jak odwiedzał znajomych, więc trochę znam tą miejscowość.
- Dobra, to ja i Viola zajmiemy się komisariatami. Może ktoś z policji będzie coś wiedział - gamer rzucił siostrze Nataniela ukradkowe spojrzenie i lekko się uśmiechnął przepraszająco do niej.
Kiedy każdy znał już swoje zadania, mogliśmy przystąpić do poszukiwań. Razem z Mattem i Kastielem wyruszyliśmy do Emeryville. Pomimo tego, że Ione znajdowało się kawałek drogi od naszego celu, podróż nie zajęła nam zbyt długo. Byś może dlatego, że nie robiliśmy żadnych postojów i omijaliśmy każdy korek lub większe natężenie ruchu. Obecność Kastiela i jego znajomość wszelkich skrótów była bardzo pomocna.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, poprosiłam chłopaków, żeby wypuścili mnie na cmentarzu, a sami podjęli się przeszukiwania miasteczka. Wiedziałam, że jeśli miałam znaleźć chłopaka na cmentarzu wolałabym zrobić to sama, niż z ironicznym Kastielem, mając w pamięci to, że obydwoje się nie bardzo lubili. Jednakże po przejściu całego cmentarza wzdłuż i wszerz, nie znalazłam żadnej żywej duszy, prócz kilku ptaków, które korzystały ze zbudowanych karmników na drzewach przez okolicznych ludzi. Zadzwoniłam do brata z informacją, że nikogo nie znalazłam i dostałam identyczną odpowiedź. Chwilę później przyjechali po mnie tam, gdzie mnie zostawili i razem ruszyliśmy w drogę powrotną. Ledwo udało nam się wyjechać z terenu zabudowanego, kiedy mój telefon zaczął dzwonić. Odebrałam nawet nie zaglądając kto dzwoni.
- Znaleźliśmy Kentina. - Usłyszałam w słuchawce głos Alexy'ego.
- Gdzie? - zapytałam, dając rozmowę na tryb głośnomówiący, by chłopcy mogli również to usłyszeć.
- Razem z Natanielem zaczęliśmy szukać w szpitalach i natknęliśmy się na niego tuż przy wyjściu.
- Co on tam robił? - zapytał Matt, marszcząc brwi.
- Twierdził, że odbierał wyniki badań. Jak zapytaliśmy się o to całe badanie, pokazał nam wyniki, że jest bezpłodny.
- O kurwa... - zaklął brat, parząc na mnie pytającym wzrokiem. Kiwnęłam głową potwierdzając, że wiedziałam o wszystkim.
- W jakim jest stanie? - zapytałam niepewnie, zagryzając lekko wargę.
- Cóż... ciężko to określić. Najlepiej jak sama z nim pogadasz, bo on nie chce nic nam powiedzieć. Twierdzi, że to nie nasza sprawa, że dał się w chuja zrobić i takie tam. Kiedy będziecie?
- Ja pierdole. Nie dość, że zamartwia wszystkich dookoła, to jeszcze zgrywa zranioną panienkę - Kastiel prychnął rozzłoszczony przewracając oczami. - Jak ty mogłaś z nim być? W łóżku też się tak zachowywał?
- Czasami mógłbyś się powstrzymać od niektórych komentarzy - rzuciłam mu zirytowane spojrzenie. Mimo, że Kentin mnie zranił, nie lubiłam kiedy Kastiel mu dogryzał, albo komentował mój związek z szatynem.
Godzinę później Matt zaparkował moje auto przed domem, w którym zebrało się całe towarzystwo. Weszliśmy do salonu zastając dość dziwną scenerię. Kentin siedział w fotelu, chowając twarz w dłoniach, a tuż przed nim klęczała zapłakana Amber prosząc chłopaka o jakąkolwiek odpowiedź. Kastiel zerknął mi przez ramię na to co się działo i od razu wycofał się do kuchni, gdzie zapalił papierosa i zaczął rozmawiać z Lysandrem.
- Ken... proszę, powiedz mi co się stało... - poprosiła błagalnym głosem blondynka, wyciągając w stronę chłopaka dłoń, głaszcząc go lekko po włosach. Ten podniósł głowę, a w jego oczach był widoczny ogromny ból i żal. Ostatni raz widziałam go w momencie, kiedy zobaczył mnie i Kastiela razem.
- Jestem bezpłodny - powiedział smutno. - Okłamałaś mnie.
- Co? - dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. - Przecież to niemożliwe. Dziecka sobie przecież nie wymyśliłam.
- Okłamałaś mnie. Wrobiłaś mnie w to dziecko. Wpadłaś i wybrałaś sobie mnie jako lepszą opcję... - Kentin podniósł się z fotela i skierował w stronę drzwi.
- To niemożliwe. Spałam tylko z tobą! - dziewczyna zawołała za nim, zrywając się na równe nogi. - Jak mi nie wierzysz, możemy zrobić testy DNA. Przysięgam ci, że w życiu bym cię nie wrobiła w dziecko. Kocham cię...
Szatyn zatrzymał się tuż przy drzwiach z ręką na klamce. Widać było, że targają nim sprzeczne emocje. Zacisnął tak mocno pięści, że pobielały mu kłykcie, a na twarzy malował się wyraz bólu.
- W porządku - zgodził się, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Zgarbił się nieznacznie, jakby przygnieciony ciężarem emocji. - Ja ciebie też kocham... - wyszeptał przytulając gwałtownie blondynkę. Wtulił twarz w jej włosy, a po jego policzkach potoczyły się łzy.
Wow wow wow jaka akcja! Kentin ach ty urwisie, pewnie tak naprawde na sex z pielegniarka sie umowil ale wparowali oni i teraz udaje zranionego. Jednak wspolczuje mu. Nie wiem czemu ale mam wrazenie ze Amber mowi prawe a ken za mocno sie mastrurbowal i jajka se urwal. Albo szpital nawalil. Wina szpitali. Zwlaszcza polskich. Pewnie trafil na kowalskiego albo nowaka i cos spierdolili podczas badan i przypadkiem zgnietli mu jajka i wmowili ze tak mial zawsze. Albo tak naprawde amber jest wiatropylna kentin kichnal i powstal cud... Albo antychryst. Nie wiem. Strzelam ze tak naprawde to wina boga tego swiata bo chcial jakies dramy w tym swiecie. Aska Ratajczak jak moglas ty bogu niewyzyty dramowo! Ale i tak cie uwielbiam. Sadystko ;* ale wiem ze dzialasz na polecenia klauna dariusza i jego pomocnika lysia malego zboczucha. Caluski motywacji weny czasu i hajsu!
OdpowiedzUsuńKlaun Dariusz ;*
I Lysio
och i już dotarłam do końca....? kolejny świetny rozdział, świetnie napisany, z łatwością i przyjemnoscią się go czyta jedyny minus to to że czuję niedosyt - chcę wiedzieć co będzie dalej więc proszę Cię droga autorko serdecznie nie każ nam znowu tak długo czekać na kolejny rozdział :) pozdrawiam cieplutko i kolejny raz gratuluję Ania
OdpowiedzUsuńWitaj!
UsuńCieszę się ogromnie, że Ci się podobało. Przyznam szczerze, że rozdział wydawał mi się strasznie długi. Pisałam, pisałam i skończyć nie mogłam, ale to ja tak zawsze mam. Albo mi sie wydaje za krótki albo strasznie długi.
Tak nawiasem mówiąc ja sama mam ogromny niedosyt, mimo że znam zakończenie >_< Chciałabym z jednej strony pisać dalej a z drugiej skończyć i czytać Wasze komentarze.
Dziękuję ogromnie za ciepłe słowa i pozdrawiam równie gorąco :*
Alee się porobiło... No no no, to Amber jednak nie jest taką suką jaką zawsze mi się wydawała. Też ma uczucia. Jeżeli to naprawdę dziecko Kantina to zostaje tylko wina lekarzy, bo innej opcji nie widzę.. ciekawe. Ja chcę żeby Liwia była w ciąży :D za krótki ten rozdział, czuję niedosyt. Ale ważne że jest. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńNo witam! Przybyłam. Lepiej później niż wcale, jak to mówią. (^.^) Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w najlepszym porządku. Zdrówko dopisuje, rodzinka za bardzo nie denerwuje, a spod pracy możesz przynajmniej nos wystawić. Do rozdziału zabierałam się ponad tydzień. Zaczęłam dokładnie 13 godzin po publikacji. Jakoś nie mogłam znaleźć chwilki, żeby usiąść i na spokojnie go przeczytać. Ale z okazji zaliczenia ćwiczeń z logiki prawniczej (wreszcie, bo wisiało nade mną widmo warunku!) postanowiłam sprawić sobie jakąś drobną przyjemność.
OdpowiedzUsuńSzczerze współczuję Kentinowi. Nie lubię go. Nigdy go nie lubiłam, ale pewnych rzeczy nie powinno się życzyć nawet największemu wrogowi, więc fikcyjnej postaci chyba również. (O_o) Tak myślę. Jednakże czuję, że sedno sprawy leży zupełnie w innym miejscu, a Amber jest z chłopakiem szczera. Nie wiem, może jestem naiwna, ale ona naprawdę brzmi przekonująco. Szczerze martwi się o Kentina. Jego nagłe zniknięcie dobitnie ją dotknęło. Chociaż uważam, że mogła przyjść pół godzinki później. Gdy byłoby już po wszystkimi, a Liwia i Kastiel leżeliby wtuleni w łóżeczku po namiętnym seksie. No ale trudno, przecież nie można mieć wszystkiego. (-.-) Wracając do Kentina i Amber. Tak jak napisałam kilka linijek wyżej, rozwiązanie całej sprawy na pewno jedynie zbliży do siebie parę. Na razie znasz je tylko Ty i mam ogromną nadzieję, że zaskoczysz, bo szczerze nie mam pomysłu, w jaki sposób potoczą się dalsze losy. Z reguły wymyślam przynajmniej dwa misterne plany, które w praniu okazują się błędne, ale to już inna historia. Jednakże tym razem cierpię na brak hipotez. To niedobrze. Studia źle oddziałują na mój kreatywny umysł.
Co jeszcze mogę dodać? Chyba pozostaje mi tylko życzyć Tobie wszystkiego dobrego. Dużo dobroci oraz innych łakoci. Ładnej pogody i promiennego nastroju. Będę czekać na nowy rozdział, bo - nawet jeśli komentuję z tak sporym opóźnieniem - to zawsze wypatruję na horyzoncie nowości od Ciebie. (^3^) Także tego, żegnam się. Żyj spokojnie i niech wena będzie z Tobą! Do napisania! (^.^)/
Wow! Świetny rozdział. Zachowanie Kentina i Amber suuper. Urzekające zakończenie! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!