środa, 30 września 2015

~ Rozdział 38 ~

   Miałam ochotę wrzeszczeć w poduszkę. Dlaczego akurat teraz się wszystko musiało się na mnie zwalić? Cała ta sytuacja z Kentinem, o której nie miałam nawet sił myśleć, o wszystko wypytująca Rozalia, która choć raz mogłaby sobie odpuścić i nie ściągać na siebie mojej złości i jeszcze mój wielce oświecony tatuś, który sprowadza sobie tutaj swoją rodzinkę, bym mogła znów poczuć się "jak w domu". Oni chyba wszyscy powariowali.
   Po chwili, mając dość dłuższego rozmyślania o tym, jak to dzisiaj popisałam się umiejętnością radzenia sobie ze swoimi problemami i emocjami, wstałam z łózka i podłączyłam do wierzy telefon, puszczając pierwszą lepszą piosenkę. Padło na Escape the Fate Picture perfect. Wsłuchując się w piosenkę, zaczęłam błądzić wzrokiem po komodzie. Było tu kilka moich kosmetyków, nierozpakowana jeszcze koszulka, którą niedawno nabyłam podczas zakupów z Rozalią, ozdobne słoiczki ze świeczkami zapachowymi oraz ramki ze zdjęciami. Uśmiechnęłam się sama do siebie, spoglądając na jedno z nich, przedstawiające mnie i Kentina podczas kąpieli w basenie z dużą ilością płynu do kąpieli. Każde z nas miało wytworną fryzurę z piany - ja miałam brodę mikołaja i gęste szare brwi, a szatyn zaś fryzurę w stylu pin up girl. Następnie spojrzałam na jedno ze zdjęć mamy. Musnęłam opuszkami palców jej zaróżowiony policzek, gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Westchnęłam cicho i niechętnie mruknęłam:
   - Wejść.
   Spodziewałam się cioci, która będzie chciała porozmawiać o moim zachowaniu i o całej tej sytuacji, ale ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, w drzwiach zobaczyłam syna mojego ojca. Spojrzałam na niego zdziwiona nie bardzo mając pojęcie, co mógłby ode mnie chcieć.
   - Cześć - uśmiechnął się lekko. Mówił z delikatnym hiszpańskim akcentem, co dodawało przyjemnego charakterku jego ciepłemu tembrowi.
   - Heej... - odparłam nieco niepewnie, wciąż uważnie mu się przyglądając.
   Był strasznie wysoki. Tak na moje oko mógł mieć spokojnie ponad metr dziewięćdziesiąt. Miał niebywale gęste, ciemne, prawie czarne włosy, delikatną opaleniznę i lekki ciemny zarost na mocno zarysowanej szczęce. Dość wąskie, ale kształtne malinowe usta, układały się w przyjemnym uśmiechu.
   - Chciałem porozmawiać - rzekł, zamykając za sobą drzwi. Kiwnęłam głową na znak zgody, wskazując mu na obrotowe krzesło przy biurku, a sama usiadłam na brzegu łóżka.
   Siedzieliśmy chwilę w milczeniu, a szatyn, choć może bardziej pasowało do niego brunet, przyglądał mi się uważnie, jakby studiował każdy detal mojej twarzy.
   - Więc... - zaczęłam, czując się nieco niekomfortowo, pod spojrzeniem jego niebywale jasnych, brązowych oczu.
   - Chcę, żebyś wiedziała, że mi też nie jest z tym wszystkim łatwo - powiedział tak niespodziewanie szybko, że przez moment wstrzymałam powietrze, chcąc się upewnić, czy się nie przesłyszałam. - Ty mieszkasz tu od prawie pół roku. Zdążyłaś się zaaklimatyzować, poznać ludzi. Ja tu jestem nowy. Nie chodzi mi o to, że ja mam teraz gorzej. Nie. Stoimy na tej samej pozycji. Może ja nawet na lepszej. - mruknął, raczej sam do siebie, po czym kontynuował. - Ty się dowiedziałaś, że masz ojca, ja - że mam siostrę. Co prawda przyrodnią, ale jednak. Nie chcę mieć w tobie wroga, tylko dlatego, że naszego starego ruszyło sumienie, rozumiesz?
   Kiwnęłam niemrawo głową, wciąż wpatrując się w jego oczy. Z całego serca chciałam go nienawidzić, za to, że był, że śmiał się pojawić w moim życiu, że miałam być dla niego dobra, bo to przecież mój brat, ale mimo wszystko nie potrafiłam wykrzesać w sobie choćby odrobiny złych emocji. Było w nim coś takiego, że nie mogłam pozbyć się tego uczucia bliskości pomiędzy nami.
   - Wydajesz się być naprawdę fajna, co mnie strasznie dziwi, bo ojciec potrafi być autentycznie dziwny - w tym samym momencie oboje parsknęliśmy śmiechem, kiwając lekko głowami. Chłopak posłał mi jeszcze uśmiech, po czym podniósł się z miejsca. - Nie złość się więcej, bo złość piękności szkodzi - puścił mi oczko, co ja skwitowałam cichym śmiechem. - I powinnaś się dużo częściej uśmiechać. Wyglądasz wtedy naprawdę uroczo.
   Spojrzałam na niego znad wysoko uniesionych brwi, kompletnie zdezorientowana tym, co powiedział, ale zanim jakkolwiek inaczej zdążyłam zareagować, już go nie było. Westchnęłam cicho i zabrałam się za odrabianie lekcji. Na szczęście nie było tego wiele, więc dość szybko się z tym uporałam.
   Wzięłam telefon i nacisnęłam pierwszy lepszy przycisk, by sprawdzić, która godzina, kiedy poczułam, a właściwie usłyszałam potężne burczenie, wydobywające się z mojego brzucha. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że nie jadłam nic konkretniejszego, oprócz grzanek rano. Przez chwile zastanawiałam się, czy nie odpuścić sobie kolacji, ale kolejne natarczywe burknięcie i ssanie w dołku, odciągnęło mnie od tego pomysłu. Gryzłam się jeszcze chwilę z emocjami, ponieważ nie wiedziałam, co mogło mnie spotkać na dole. Musiałam przyznać, że niezbyt "miło" zareagowałam na to wszystko. No, ale co ja poradzę, na to, że wszyscy się na mnie uwzięli akurat teraz, gdy miałam zły dzień. Westchnęłam cicho i wyszłam powoli na korytarz.
   Kiedy znalazłam się na parterze, od razu ujrzałam łunę światła wydobywającą się z kuchni i usłyszałam odgłosy telewizora z salonu, do którego najpierw zajrzałam. Ciocia siedziała po turecku w fotelu i poprawiała coś długopisem w pliku drobno zapisanych kartek. Gdy podniosła na mnie wzrok znad oprawionych na ciemno okularów, uśmiechnęłam się delikatnie, a zarazem przepraszająco. Kobieta kiwnęła głową na znak zgody i ponownie zajęła się swoimi papierami. Ruszyłam więc do mojego następnego celu, czyli kuchni. I tam, po raz kolejny dzisiejszego wieczoru, przeżyłam zdziwienie. Przy stole, jak gdyby nigdy nic, siedział Matt i zajadał drożdżowe rogaliki, popijając mleko.
   - A ty... - zaczęłam powoli, przyglądając mu się uważnie. - Co tu robisz?
   - Siedzę i zajadam pyszne rogaliki twojej, a właściwie i mojej też, cioci - odparł i wzruszywszy ramionami, pochłonął kolejnego rumianego rożka.
   - Aham... - rzekłam, kiwając teatralnie głową, choć nic z tego nie rozumiałam. - A gdzie ojciec?
   - Pojechał do hotelu, załatwić coś w recepcji godzinę temu i chyba o mnie zapomniał - zaśmiał się cicho, przeczesując gęste włosy palcami.
   - Czyli zostajesz na noc? - zapytałam, lejąc sobie mleka do kubka i wsadziłam na minutę do mikrofali, by się zagrzało.
   - W sumie to nie wiem. Ojciec nie odbiera, więc raczej nie prędko się ogarnie, że zapomniał po mnie przyjechać... - stwierdził i wzruszając ramionami, zerknął na ekran telefonu. - Mógłbym się spokojnie przejść, bo to nie jest daleko, a okolice mniej więcej poznałem...
   - Mniej więcej, to można mieć dwa palce w d... - powstrzymałam się zawczasu, parskając niepohamowanym śmiechem. - A nie mógłbyś zostać na noc tutaj? Ciocia ma jeden wolny pokój, poza tym i tak idziemy do tego samego liceum, także mogłabym ci też od razu pokazać wszystko dokładniej.
   - W sumie to nie jest aż taki zły pomysł... Ale... - zaczął niepewnie, krzywiąc się lekko.
   - Ale co? - dopytałam, przyglądając się uważnie brunetowi, zajadając przy tym przepyszne rogaliki z jeszcze smaczniejszym czekoladowym nadzieniem.
   - No czy... Ciocia nie będzie miała nic przeciwko? Bo z tego, co zdążyłem zaobserwować, to nie bardzo przepada za ojcem...
   - Myślę, że nie powinno być problemu. A co do ojca, to zupełnie inna historia... Ale podejrzewam, że gdybyś postawił się na jej miejscu, albo chociaż na moim, myślałbyś podobnie jak ona - uśmiechnęłam się delikatnie, popijając mleko. - To co? Ja idę się zapytać, a ty spróbuj się jeszcze raz do niego dodzwonić.
   - W porządku.
   Wyszłam z pomieszczenia, akurat kiedy po raz kolejny wybierał numer do ojca.
   Gdy przyszłam porozmawiać z ciotką, ta skończyła już poprawki i oglądała jakiś program. Usiadłam obok niej na kanapie i niepewnie zapytałam się o przenocowanie Matta. W pierwszej chwili myślałam, że odmówi, ale po dłuższym momencie zastanowienia zgodziła się. Później jeszcze przez chwilę rozmawiałyśmy.
   - Widzę, że polubiłaś się z bratem - stwierdziła, patrząc mi w oczy, lekko się uśmiechając.
   - Czy ja wiem... - odparłam z zastanowieniem, myśląc o tym wszystkim. - Może nie "polubiłam", ale coś w nim takiego jest, że nie potrafię go nie lubić.
   - Rozumiem. Twój ojciec też taki jest. Tylko, przez to, co zrobił twojej mamie i przez to, że przez tyle lat nie dawał znaku życia, jakoś nie potrafię tego w nim dostrzec, tak jak kiedyś.
   - Ja też nie potrafię... - mruknęłam wzruszając ramionami. - Ale może jednak warto dać mu druga szansę?
   Uzgodniłam jeszcze z ciotką, że przygotuję pokój chłopakowi i opuściłam salon z głową zajętą myślami. W sumie ojciec nie był aż taki zły... Znaczy... Z jednej strony jestem wściekła, że dopiero teraz ruszyło go sumienie, po śmierci mamy, i że dopiero teraz ma odwagę pojawić się w moim życiu. Jednak z drugiej strony chciałabym mieć kogoś tak bliskiego jak mamę. Wiadome jest, że ten mężczyzna mi jej nie zastąpi, szczególnie pojawiając się po takim długim okresie czasu, ale mimo wszystko był moim rodzicem i może przez to czułam pomiędzy nami jakąś więź. Może nie była ona jakoś super mocna i super widoczna, ale jednak była.
   - I jak? - zostałam gwałtownie wyrwana ze swoich rozmyślań, przez głęboki, ciepły męski głos. Byłam tak zamyślona, że w pierwszej chwili wystraszyłam się, że jakiś obcy mężczyzna wszedł do domu. W sumie to nie było takie dalekie od prawdy.
   - C-co? - zapytałam, nieco zdezorientowana, ale po sekundzie wszystko wróciło na swoje miejsce. - Zgodziła się - uśmiechnęłam się do niego.
   - A ojciec w końcu odebrał i niedługo tu będzie - zaśmiał się i w tym samym momencie rozbrzmiało stukanie do drzwi. - To pewnie on.
   - Otworze - wyszłam na korytarz, ale Matt i tak podążył za mną.
Zapaliłam światło i najpierw zaglądając przez wizjer, otworzyłam drzwi, w których stał nikt inny, tylko mój ojciec. Posłał mi nieco niepewny uśmiech, a ja przesunęła się w progu. - Wejdź.
   - Ja tylko przywiozłem cichy na zmianę dla Matta - powiedział, ale i tak wkroczył do środka.
   Staliśmy chwilę w milczeniu, nie bardzo wiedząc jak się zachować, ale na szczęście brunet zapytał o coś ojca. Kiedy ich rozmowa zaczęła mi się nieco dłużyć, wymknęłam się i ruszyłam na górę, przygotować chłopakowi pokój. Nie było tam dużo do roboty. Musiałam tylko poukładać niektóre rzeczy i pościelić porządniej łóżko. Gdy wszystko było zrobione i już miałam wychodzić z pokoju, w progu ujrzałam brata.
   - No, no... Twój chłopak to musi być szczęściarz... - zagwizdał cicho, przyglądając mi się.
   - Niby czemu? Bo potrafię łóżko pościelić? - zaśmiałam się cicho, po czym dodałam - poza tym nie mam chłopaka.
   - Jak to? - zmarszczył brwi zdziwiony. - Taka fajna dziewczyna i nie masz chłopaka?
   - No normalnie. Nie mam i już - uśmiechnęłam się lekko, wzruszając ramionami.
   - Albo to oni tutaj są ślepi i cię nie widzą, albo ty nie potrafisz dostrzec, że się o ciebie starają - skwitował, takim tonem jakby wiedział wszystko najlepiej.
   W pierwszej chwili chciałam zaprzeczyć, ale zaraz po tym w myśli pojawił mi się obraz Kastiela na moich urodzinach, przez co od razu spąsowiałam, a moment później czułam delikatne dłonie i miękkie usta Kentina poprzedniego wieczora, co spowodowało jeszcze większy rumieniec na policzkach.
   - Czyli jednak ktoś jest... - uśmiechnął się triumfalnie, widząc moje zawstydzenie.
   - To nie tak... - odparłam, czując jak wszystko zaczęło nagle wracać i przygniatać mnie ze zdwojoną siłą.
   Świeży dotyk warg Kentina i jego delikatność, mieszała się z równie żywymi doznaniami z urodzin. Jednocześnie cały czas rozbrzmiewały mi słowa Kastiela, gdy spotkałam go na dziedzińcu. Wszystkie te wspomnienia wirowały mi po głowie jak w kalejdoskopie, bez ładu i składu. Z ust wyrwało mi się nieco urywane westchnięcie.
   - Coś się stało? Ktoś cię skrzywdził...? - zapytał niepewnie, dotykając delikatnie mojego ramienia.
   - Nie... - mruknęłam posępnie, wciąż nie mogąc się pozbyć natłoku wspomnień. - Tylko ostatnio nie tak się potoczyło jak powinno i teraz nie mogę się z tym pozbierać.
   - Rozumiem... - uśmiechnął się pocieszająco.
   Odwzajemniłam gest i opuściłam jego tymczasową sypialnię. Idąc do swojego pokoju, czułam napływające do oczu łzy. Zacisnęłam mocno zęby, starając się to wszystko powstrzymać, jednak gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi, słone krople bez mojej kontroli potoczyły mi się po policzkach. Czułam, że muszę się komuś wygadać.

poniedziałek, 21 września 2015

~ Rozdział 37 ~

 Witajcie!
Dzisiaj tylko króciutko:
Chciałabym was najmocniej przeprosić, za tak długie czekanie na ten rozdział, ale mam teraz strasznie dużo obowiązków w szkole i niestety nie mam kiedy siąść i pomyśleć nad tym co mogłabym wam tu napisać. Raczej nie obiecuję poprawy, bo to będzie wręcz niemożliwe, ale postaram się zmieścić w jednym poście na tydzień. 
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale poprawiałam to późnym wieczorem i na szybkiego, więc mogłam coś ominąć. 
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do lektury
Enjoy ♥

 ~~~~~~~~~~~~~ » . ♯ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Kiedy usłyszałam pierwsze tony budzika, z ust wyrwał mi się potężny jęk niezadowolenia. Jak nigdy mi się, to nie zdarzało, dzisiaj miałam ochotę spać cały dzień. Było mi tak przyjemnie cieplutko i wygodnie. Jednak budzik nie dawał za wygraną. Pełnym frustracji ruchem, wyłączyłam go i przeciągnęłam się na posłaniu. Spało mi się tak dobrze jak nigdy...
   - Widzę, że śpiąca królewna już wstała...
   Zamarłam w połowie ruchu, otwierając szeroko oczy. Zerknęłam w stronę głosu i ujrzałam Kentina opierającego się o framugę drzwi z parującym kubkiem w dłoniach. Nagle w jednym momencie przypomniało mi się wszystko z wczorajszego wieczoru. Spotkanie, kino, powrót do domu, propozycja Kentina, bitwa na poduszki, pocałunek i... mój pierwszy seks. Z przyjacielem. Runęło, to na mnie jak grom z jasnego nieba. W jednej chwili poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę. To nie możliwe... To musiało mi się przyśnić. Już chciałam się podnosić, gdy spostrzegłam, że jestem całkowicie naga, przykryta jedynie kołdrą. W ogóle nie myśląc, zaczęłam zagarniać do siebie jak największą ilość pościeli, by w miarę możliwy sposób zakryć się jak najbardziej. Czułam jak policzki zaczynają mnie palić z zażenowania. To chyba jest jakiś chory sen... Pomyślałam zagryzając wargę.
   - Wszystko w porządku? - zapytał szatyn, głosem pełnym troski.
   - T... Tak... - wysiliłam się na uśmiech. - Ken... Czy... Mógłbyś wyjść? Chciałabym się ubrać..
   - Ah! Tak, jasne - na wychodne posłał mi uśmiech i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   Wraz z dźwiękiem zamykanego skrzydła, wróciło mi racjonalne myślenie. Mózg zaczął mi pracować na najwyższych obrotach. Zerwałam się gwałtownie z posłania, zabrałam ręcznik z krzesła i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki, otrzeźwiający prysznic i owinąwszy się dokładnie, wróciłam do sypialni. Rozczesałam i szybko wysuszyłam wilgotne włosy. Stojąc przed szafą zdecydowałam się na czarne spodnie z wysokim stanem i guzikami po bokach oraz luźną, kopertową koszulę w kolorze ciemnego wina. Spakowałam jeszcze do torby najpotrzebniejsze rzeczy i niezbyt pewna siebie zeszłam na parter. Od razu skierowałam się do kuchni, przyciągnięta aromatem świeżej kawy.
   W jasnym pomieszczeniu unosił się zapach ciemnego naparu i przepysznych grzanek z serem. Przy szafce, gdzie był ekspres, stał Kentin i szykował kolejną porcję kanapek. Widząc jego wysoką postać, odwróconą do mnie tyłem, poczułam uścisk w żołądku. Odetchnęłam głęboko i powoli podeszłam do chłopaka, chcąc nalać sobie kawy. Gdy stanęłam obok niego i sięgnęłam po szklankę, chłopak posłał mi uśmiech. Starałam się odwzajemnić gest, unosząc kąciki warg, ale raczej kiepsko mi to wyszło.
   - Wszystko w porządku, Liwia? - zapytał, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, a ja odwróciłam się nagle, spłoniwszy rumieńcem.
   - Tak... - odparłam cicho, unikając jego spojrzenia.
   - Na pewno? Wyglądasz, jakby cię coś martwiło...
   - Tak na pewno! - prawie warcząc w jego stronę, wzięłam zbyt gwałtownie kubek, wylewając większość naparu naokoło siebie. - Cholera jasna! - krzyknęłam, czując jak zaczyna we mnie buzować wściekłość. Chcąc jednocześnie pójść po jakąś ścierkę i odstawić kubek, nie wymierzyłam dobrze odległości od mojej dłoni do szafki i kubek zamiast stanąć na blacie, wylądował na podłodze roztrzaskując się na drobne kawałeczki.
   - No zajebiście! - zawołałam, odrzucając łyżeczkę, którą trzymałam w dłoni, do zlewu.
   - Liwia.. spokojnie, to tylko kubek... - Kentin starał się mnie uspokoić, ale to tylko pogorszyło sytuację.
   Prawie wybiegłam z kuchni do łazienki po mopa, wyklinając pod nosem. Kiedy wróciłam szatyn zdążył już zebrać większość szkła.
   - Poradziłabym sobie... - mruknęłam pod nosem, wycierając plamy kawy z jasnych kafelek.
   - To żaden problem - uśmiechnął się do mnie, na co ja odpowiedziałam ponurym spojrzeniem.
   Sprzątaliśmy chwilę pogrążeni w milczeniu. Właściwie, to ja uporczywie milczałam, a Kentin próbował podtrzymać rozmowę, co chwilę mnie o coś pytając. Niestety dzisiaj nie byłam zbyt aktywnym rozmówcą, odbąkiwałam półsłówkami, cały czas myśląc o wczorajszym wieczorze i o tym co zaszło między nami. Cały czas nie mogłam pozbyć się jakiegoś wewnętrznego lęku, że między mną a Kentinem wszystko ulegnie zmianie. Pocałunek można było bardzo szybko puścić w niepamięć, zając się czymś innym, ale pierwszy skes? Tego raczej nie da się tak łatwo odsunąć. O ile w ogóle da się odsunąć.
Te i inne moje rozmyślania przerwało energiczne pukanie do drzwi. Dosłownie ułamek sekundy później do domu wparowała Rozalia.
   - Cześć i czołem wszystkim! - białowłosa ubrana w śnieżnobiałe dżinsy, kremowy sweterek i jasnobrązowe botki, podeszła do mnie i prawie łamiąc mi żebra, uściskała mnie na przywitanie. - Liwiuś, jak ty ślicznie dziś wyglądasz!
   - Ta... Super... - mruknęłam zduszonym głosem. - Mogłabyś mnie puścić? Chciałabym odłożyć w końcu tą szmatę...
   - Oh! tak, oczywiście... - zmieszała się nieco moim beznamiętnym i lekko chamskim głosem. - To ja pójdę do kuchni...
   Wzruszywszy ramionami, udałam się w końcu tam, gdzie zamierzałam od początku. Odłożyłam mopa na jego miejsce i wróciłam do kuchni dokończyć śniadanie. Rozalia stała, oparta biodrem o parapet i spoglądała w okno, podgryzając jedną z grzanek. Kentin siedział na krześle i zamyślony wpatrywał się w kanapkę. Westchnęłam zrezygnowana i biorąc ostatni chleb z talerza, usiadłam na przeciwko chłopaka.
   - Co wy dzisiaj tacy drętwi? - zapytała Rozalia, gdy przeżuwałam kolejnego gryza kanapki. Wzruszyłam ramionami, a Kentin westchnął, przeciągając się na krześle.
   - Trzeba się do szkoły zbierać... - stwierdziłam kilka minut później, zerknąwszy na zegarek.
   Wszyscy jak na zawołanie wyszliśmy z kuchni. Rozalia przewracając oczami, zaczęła zagadywać Kentina, a ja pogrążona we własnych myślach, człapałam za nimi. Prawie nie zwracając na nic uwagi, ubrałam się w skórzana kurtkę i zgarnąwszy jeszcze z korytarza torbę, wyszłam za znajomymi, zamykając na klucz mieszkanie. Krocząc powoli, za rozgadaną Rozalią i nieco mniej gadatliwym Kentinem, czułam jak powoli zaczyna łapać mnie migrena. Tępy pulsujący ból tuż za oczami, jakby ktoś próbował rozłupać mi czaszkę na pół. Nawet nie doszliśmy do połowy drogi do szkoły, ja miałam już wszystkiego dość po dziurki w nosie. Nie zastanawiając się zbyt długo, wyciągnęłam słuchawki z torby i podłączywszy je do telefonu, zatopiłam się w kojące dźwięki gitary elektrycznej i przyjemny, nieco zachrypnięty głos Andy'ego Sixxa.
Gdy byliśmy już prawie pod murami ogrodzenia szkoły, poczułam jak ktoś lekko mnie szturcha. Spojrzałam się na osobę, która to zrobiła dostrzegłam zmartwione spojrzenie złotych soczewek i śnieżnobiałe włosy związane w warkocz.
   - Wszystko w porządku? - zapytała cicho, jakby bała się, że na nieco głośniejszy ton, mogłabym agresywnie zareagować. W sumie może miała rację.
   - Taak... - wzruszyłam ramionami i już wsadzałam z powrotem słuchawkę do ucha, gdy białowłosa, dotknęła mojego przed ramienia, powstrzymując mnie jeszcze na chwilę.
   - Na pewno? - dopytywała, uważnie przyglądając mi się.
   - Tak na pewno! - odparłam dość głośno, wyrywając jej rękę.
   - Nie wydaje mi się... Coś musi być nie tak. - upierała się przy swoim. - Przecież mi możesz powiedzieć.
   - Powiedziałam już, że wszystko gra! - przyspieszyłam kroku, kierując się do drzwi frontowych szkoły. Kątem oka zobaczyłam jak dziewczyna przewraca oczami i otwiera usta, by wyrazić swoje zdanie. Jednak nie zdążyła, ponieważ jej przerwałam. - Odpuść sobie dobra? Nic mi nie jest.
   - Może i nie znamy się jakoś zaskakująco długo, ale zdążyłam cię poznać na tyle, że wiem, kiedy jest w porządku, a kiedy nie. Poza tym, nigdy się tak do mnie nie odzywałaś, a to kolejny dowód, że jednak nie jest wszystko okej. Dlaczego...
   - Oh! Daj już sobie spokój z tym! Co cię to tak interesuje?
   - O co ci chodzi? - spojrzała się na mnie, zdziwiona moim nagłym atakiem złości.
   - Bo wpieprzasz się w sprawy, które nie powinny cię interesować. Czy choć raz nie możesz sobie odpuścić i przestać się mieszać tam gdzie cię nie potrzebują? - warknęłam, czując coraz większy ból głowy. - Możesz? Dziękuję - odparłam ironicznie, odwracając się na pięcie i kierując się do szkoły. Ostatnie co widziałam, to urażone spojrzenie dziewczyny.

   Nie wiem jak wytrzymałam do końca wszystkich lekcji. Na szczęście chyba nauczyciele widzieli, że nie jestem w zbyt dobrym nastroju do odpowiadania i dali mi spokój. Jedynie z czym musiałam sobie radzić, to urażone spojrzenia białowłosej i jej nieme pytania, jakie rzucała mi wzrokiem oraz mniej lub bardziej złośliwe uwagi Kastiela. Tylko Alexy nie zrażał się moim odwarkiwaniem i wytrwale dotrzymywał mi towarzystwa. Ku mojej radości, dzień skończył się dość szybko. Kiedy zabrzmiał, ostatni dla mnie, dzwonek, oznajmujący koniec ósmej lekcji, prawie wybiegłam z klasy, nie mając ochoty na wysłuchiwanie kolejnych wywodów o zbliżającej się wiosennej modzie, albo o złym wpływie mrozu na cerę. Idąc do szafki, założyłam słuchawki i od razu pogrążyłam się w muzyce. Odłożyłam niepotrzebne podręczniki, zabrałam kurtkę i już wychodziłam ze szkoły.
   Niebo chyba miało podobny humor do mojego, ponieważ było brudnoszare i pochmurne. Gdy tylko wyszłam na ulicę, poczułam na głowie pierwsze krople deszczu. Przez myśl przeleciała mi niezbyt miła uwaga. Naciągnęłam kaptur na głowę i wytrwale brnęłam przez miasto. Jednak kaptur na wiele się nie zdał i nim dotarłam do domu, byłam cała przemoczona i zziębnięta. Ledwo ujrzałam znajomy budynek, wiedziałam, że jest coś nie tak. Na podjeździe oprócz auta cioci, stał czarny, nowiutki samochód z jakąś zupełnie inną rejestracją. Chcąc się jak najszybciej dowiedzieć o co chodzi, przebiegłam całe podwórze i wparowałam pędem do domu.
   - Już jestem! - zawołałam, ściągając morką kurtkę i buty.
   - Dobrze się składa, ponieważ masz gości - odpowiedziała mi ciocia, a w jej głosie bez wątpienia igrał sarkazm.
   Niepewnym krokiem pokonałam tą niezbyt wielką odległość od korytarza do salonu. W jasnym pokoju ujrzałam trzy osoby - jasnowłosą ciocie, która siedziała w jednym ze skórzanych foteli, mojego ojca, który nerwowo krąż po pokoju i jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, którego pierwszy raz w życiu widziałam na oczy. Miał na oko około dziewiętnastu lat.
   - O co tu chodzi? - zapytałam w powietrze, rozglądając się po każdej twarzy. Ciocia uśmiechnęła się delikatnie, a ojciec zmieszał się jeszcze bardziej, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić. W końcu nieznośną ciszę przerwał jako pierwszy.
   - Po ostatnim naszym spotkaniu, dużo myślałem na temat ciebie, twojego wyjazdu do Hiszpanii i doszedłem do wniosku, że lepiej będzie jak my - ja, moja żona i Matt, przeniesiemy się tutaj do Emerywille.
   - Ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - spojrzałam na mężczyznę, zupełnie nie rozumiejąc jego toku myślenia.
   - Matthew, twój przyrodni brat, został zapisany do twojej szkoły...
    - No zajebiście. Czyli mam robić mu za niańkę, tak? - po raz kolejny tego dnia, poczułam jak krew zaczyna we mnie buzować.
   - Liwia! Jak ty się wyrażasz! - zawołała ciotka, patrząc na mnie karcącym wzrokiem.
   - No co? Wy możecie sobie na potęgę przeklinać i ja nic nie mówię, ale jak mi się zdarzy raz za czas przekląć, to już wielkie halo się z tego robi! - krzyknęłam oburzona.
    - No no... To mi się trafiła siostrzyczka z charakterkiem... - mruknął z uśmiechem ciemnowłosy chłopak - rzekomo mój przyrodni brat.
   - Nie no super... Najlepiej tak... Ledwo zaczęło mi się układać i zaczęłam żyć w miarę spokojnie, to trzeba było się wpieprzyć i namieszać w nim, a teraz zróbcie mi jeszcze większy chaos wprowadzając do tego wszystkiego braciszka... No po prostu pięknie...
   - Liwia, to nie tak... - ojciec zmieszany, zaczął się tłumaczyć.
   - Oh... Walcie się wszyscy... - mruknęłam zrezygnowana i wyszłam z salonu, zostawiając ich osłupiałych. Nie miałam sił na uprzejmości, a tym bardziej na poznawanie swojego "braciszka". Zamknęłam z trzaskiem drzwi do swojej sypialni i rzuciłam się na łóżko.


(Matthew Hayes - przyrodni brat Liwii)

piątek, 11 września 2015

~ ღ Rozdział 36 ღ ~

  » . ♯ . «  UWAGA!!  » . ♯ . « 
Bardzo proszę o przeczytanie notki, przed rozdziałem! 
Chciałabym uprzedzić, że rozdział jest poświęcony tematyce + 18. Jeśli ktoś nie trawi takich treści upraszam o nie czytanie, ponieważ nie chcę by ktoś niepotrzebnie się męczył. (Tak.. już widzę jak nikt tego nie czyta. [Zboczeńcy... wszędzie Zboczeńcy]). Rozdział ten nieszczególnie będzie nawiązywał do dalszej fabuły, także, ominięcie go nie zaburzy spokojnego czytania. 
Dziękuję za wyrozumiałość i cierpliwość w czekaniu na kolejne rozdziały. Jestem teraz w klasie maturalnej i staram się jak mogę pogodzić naukę z pisaniem dla was (no i oczywiście dla mnie) rozdziałów. 
Serdecznie pozdrawiam i gorąco zapraszam do czytania ;)
Enjoy ♥


~~~~~~~~~~~~~ » . ღ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Idąc po schodach do swojego pokoju, wszędzie gdzie się dało zapalałam światła. Miałam nieodparte wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czułam to takie dziwne mrowienie w karku, gdy ktoś uważnie mi się przyglądał. Wzdrygnęłam się i odwróciłam, by sprawdzić, czy na pewno nikt za mną nie idzie. Na szczęście, to było tylko moje chore urojenie. Odetchnęłam głęboko i starając się, iść pewnym krokiem, udałam się do gościnnego pokoju po kołdrę, koce i poduszki. Zabrawszy je, wróciłam do swojej sypialni i zaczęłam wszystko rozkładać na podłodze.
   - A pamiętasz, że ja śpię zawsze od strony okna? - usłyszałam za sobą cichy głos szatyna. Stał z założonymi rękoma, swobodnie opierając się o framugę otwartych drzwi.
   - No, coś ci się pomieszało, bo to ja zawsze spałam od strony okna - stwierdziłam, poprawiając jeszcze poduszki.
   - Nie? To raczej tobie się pomieszało... Poza tym ja i tak tutaj śpię - zaśmiał się, bezczelne kładąc się na moich ulubionych poduszkach.
   - Nie, nie śpisz! One są moje! - próbowałam wyciągnąć jedną z nich spod głowy chłopaka, ale ten wystawił mi tylko język i jeszcze bardziej wtulił się w jaśka.
   - Od teraz są moje!
   - Chyba śnisz! - zawołałam, sięgając po pierwszą lepszą poduchę i uderzyłam go nią.
   - Chyba ty! - Kentin uśmiechnął się zawadiacko, podejmując moje nieme wyzwanie. Nie czekając na jakakolwiek moją reakcję, chwycił swój podgłówek i zaczęliśmy bić się na poduchy.
   - Nie prawda! To ty... - zamachnęłam się dość mocno i chłopak dostał po żebrach. Gdy zobaczyłam jego nieco zdziwioną minę, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu i opuściłam nieco swoją tarczę obronną, co od razu zostało wykorzystane. Dostałam prosto w klatkę piersiową. - Osz ty! Pożałujesz! - zawołałam i rzuciłam się na niego raz po raz okładając go moją bronią. - Poddaj się, albo nie przestanę!
   - O nie! Ja się tak łatwo nie dam pokonać... - wymruczał zdecydowany przez zęby i sięgając do mnie pomiędzy poduszką, zaczął łaskotać mnie po żebrach. Zaczęłam się nieopanowanie śmiać, próbując zasłonić się jaśkiem i rękoma. To niestety pogorszyło moją sytuację, ponieważ chłopak jeszcze bardziej zaczął mnie łaskotać.
   - Ken! Pr... Pr... Proszę! - zawołałam, tupiąc nogami, nie mogąc złapać tchu.
   - O co mnie prosisz? - zapytał, drocząc się ze mną.
   - Przestań! Błagam...! To boli!
   - Ale przecież się śmiejesz - parsknął bezczelnie śmiechem.
   - No... pro... szę! Zrobię co zechcesz! - wykrzyknęłam na jednym wydechu.
   - Mówisz, że zrobisz, co będę tylko chciał? - mruknął podstępnie, cały czas mnie łaskocząc.
   - TAK! Tak, tylko przestań! - nie zdążyłam do końca się wypowiedzieć, gdy szatyn zabrał ręce. Wzięłam gwałtowny, głęboki oddech i podniosłam się do pozycji siedzącej. Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem - Jesteś okrutny...
   - Wiem, ale i tak mnie lubisz - posłał mi w powietrzu buziaczka, a ja wyciągnęłam dłoń i złapałam powietrze, udając, że łapię całusa.
   Parsknęłam śmiechem, zerkając na niego spod zmierzwionej grzywki. Widziałam jego rozjaśnione, intensywnie zielone oczy, zaczerwienione z wysiłku policzki i pełne usta układające się w zawadiacki uśmiech. Wyglądał tak uroczo... Nie wiem co w tamtej chwili myślałam. Chyba nie myślałam. Nie zastanawiając się, wychyliłam się i złączyłam nasze wargi w krótkim pocałunku. Chłopak spojrzał się na mnie zdziwiony, ale sekundę później objął mnie wokół pasa, przyciągnął do siebie gwałtownie i wpił się w moje wargi. Jęknęłam nieco zaskoczona, ale pod naporem jego ciała, poddałam się pocałunkowi. Szatyn obejmował mnie tak mocno, że ledwo łapałam oddech, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Obchodził mnie tylko on, jego gorące wargi i delikatne dłonie, sunące wzdłuż moich pleców...
   Oderwaliśmy się na chwilę od siebie, by zaczerpnąć oddech. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, czy Kentin jest równie zszokowany tym wszystkim co ja, ale on pocałował mnie jeszcze raz i oboje opadliśmy na poduszki. Wplotłam palce w jego włosy, powoli je przeczesując, a chłopak zamruczał cicho z przyjemności, delikatnie gryząc mnie w dolną wargę. Czułam jego silne ciało napierające na mnie, jego pełne namiętności i pożądania usta. Gdzieś głęboko w głowie, jakaś ostatnia cząstka rozsądku mówiła mi, że nie powinnam iść na całość z  p r z y j a c i e l e m, ale gdy tylko gorące dłonie Kentina wsunęły mi się pod bluzkę i dotknęły mojej chłodnej skóry na brzuchu i żebrach, zaczęłam zmieniać zdanie. Moje ręce, jakby żyjąc swoim życiem, zaczęły ściągać z niego koszulkę. Chciałam móc dotknąć jego skóry tak, jak on dotykał mnie. Ken, jakby wyczuwając moje myśli, odsunął się kawałek i ściągnął górną część odzienia. Dotyk jego miękkich warg na mojej szyi był tak przyjemny, że nim się zorientowałam leżeliśmy w samej bieliźnie.
   - Czy... - zaczął niepewnie i pochylony nade mną, spojrzał mi w oczy. - Jesteś pewna, że tego chcesz...?
   Nie odpowiedziałam mu nic, tylko obejmując jego twarz rękoma, przybliżyłam go do siebie i delikatnie pocałowałam. Nie byłam wcale pewna, czy tego chce. Jednak wiedziałam, że Kentin nie chce zrobić mi krzywdy, i że mogę mu w pełni ufać. Chciałam ten jeden, jedyny raz poddać się emocjom i wiedziałam, że przy przyjacielu nic mi nie grozi. Chłopak oddał pocałunek z taką żarliwością, że przez moment nie mogłam złapać oddechu. Czułam jego dłonie, delikatnie pieszczące moje ciało. Za każdym razem, gdy dotykał mojego podbrzusza i bioder oblewały mnie nagłe fale gorąca. Objęłam go nogami w pasie, chcąc przyciągnąć jeszcze bliżej. Pragnęłam byśmy stali się jednością.
   Kentin podniósł się i przysunął mnie do siebie, tak bym siedziała mu na kolanach. Wodząc opuszkami palców na moich prawie nagich plecach, doprowadzał mnie do dreszczy przyjemności, a tam gdzie nasza skóra zetknęła się ze sobą, pojawiała się gęsia skórka. Kiedy jego wargi zaczęły muskać moją szyję i obojczyki, palce jednym sprawnym ruchem pozbawiły mnie biustonosza. Automatycznie oblałam się rumieńcem i drgnęłam, jakbym chciała się zasłonić. Jeszcze nigdy, żaden mężczyzna nie widział mnie nagiej.  Ken tylko delikatnie pocałował mnie w szczękę, sunąc ustami ku moim wargom. Całował mnie tak delikatnie, jakbym miała rozpaść się pod jego dotykiem. Ostrożnie położył mnie na posłaniu, cały czas pieszcząc moje ciało. Jedną rękę trzymał na biodrze, a drugą przesuwał wzdłuż żeber w górę. Gdy jego palce znalazły się kilka milimetrów od moich piersi, spojrzał mi w oczy pytającym wzrokiem. Czując, że oblewam się rumieńcem, niepewnie kiwnęłam głową na znak zgody. Złożywszy pocałunek na mojej szyi, musnął czułym gestem mój biust. Zadrżałam, czując subtelne dreszcze, przebiegające wzdłuż mojego ciała. Przeniósł pocałunki na obojczyki, cały czas zsuwając się coraz niżej. Kiedy jego wargi dotknęły moich sutków, z ust wyrwał mi się niekontrolowany cichy jęk. Delikatnie skubał je zębami, całował, lekko ssał. Bardzo podobały mi się jego pieszczoty. Pragnęłam, by te chwile trwały jak najdłużej. Moment później poczułam, jak wręcz czułym ruchem, ściąga mi z bioder bieliznę. Z zawstydzenia zakryłam twarz dłońmi i zacisnęłam mocno uda.
   - Czemu się wstydzisz...? - zapytał cichutko, składając pocałunek na kości miednicznej. - Masz takie piękne ciało...
   Mimo, że miałam zasłonięte oczy, wyczułam, że zbliżył się do mojej twarzy i moment później pocałował mnie w dłonie, prosząc bym odsłoniła buzię. Zrobiłam to, cała rumieniąc się. Złączył nasze usta w namiętnym tańcu, a ja nie mogąc się powstrzymać, błądziłam dłońmi po jego wysportowanym ciele, badając wzniesienia i doliny jego mięśni, każdą nierówność, chcąc zapamiętać jak najwięcej. Jego ręce po raz kolejny rozpoczęły wędrówkę po moim ciele, wzbudzając we mnie dreszcze, ale gdy jego dłoń zawędrowała pomiędzy moje uda i dotknęła mojej intymności, spięłam się z zaskoczenia. Nie przerywając czułego i uspokajającego pocałunku, zaczął mnie delikatnie pieścić. Czułam, raz po raz przepływające przeze mnie fale podniecenia. Nie mogłam się powstrzymać od cichego mruczenia z przyjemności. Chłopak całował mnie po szyi, piersiach, ramionach, obojczykach...
   Kiedy zaczynałam pomału zatracać się w tym wszystkim, Kentin przerwał pieszczoty i popatrzył mi głęboko w oczy. Widziałam w jego spojrzeniu nieopisane pożądanie, jakie buzowało i we mnie, ale jednocześnie patrzył na mnie z czułością i delikatnością, jakby bał się, że może zrobić mi w jakiś sposób krzywdę.
   - Jesteś gotowa...? - szepnął, gładząc wierzchem dłoni mój policzek.
   Kiwnęłam głową na potwierdzenie, mimo, że wcale nie czułam się gotowa i pewna. Przymknęłam oczy i starałam się oddychać spokojnie, by w miarę uspokoić szalenie bijące z nerwów serce. Kentin, w tej samej chwili, pozbył się swojej bielizny, założył prezerwatywę i ponownie pochylając się nade mną, złożył delikatny pocałunek na moich wargach. Patrząc mi głęboko w oczy i co chwilę całując, szedł we mnie. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrza i zacisnęłam mocno powieki, czując ból w okolicy podbrzusza. Z największą czułością, szatyn otarł się policzkiem o mój i musnął wargami moje usta. Mimowolnie wtuliłam twarz w jego szyję i objęłam go ramionami. Pocałował mnie w ramię i zaczął się powoli poruszać we mnie. Wbiłam mu paznokcie w ramiona, czując jeszcze przez moment nieznośny ból, ale chwilę później zalała mnie fala niewyobrażalnej rozkoszy. Jęknęłam cichutko z przyjemności, czując jego gorące wargi na szyi. Instynktownie odchyliłam głowę w tył, by dać Kentinowi do niej większy dostęp. Chłopak całował mnie z ogromnym pożądaniem, ale jednocześnie bardzo delikatnie. Skubał zębami skórę w najbardziej wrażliwych miejscach, przez co nie mogłam powstrzymać się od cichych jęków rozkoszy. Słyszałam jego przyspieszony oddech i czułam każdy dreszcz, który nim wstrząsał. Oboje poddaliśmy się uniesieniu i namiętności. Kochaliśmy się w szalonym tańcu uczuć...
   W pewnym momencie Kentin przekręcił się na plecy, zmieniając nasze położenie. Spojrzałam na niego zaskoczona, a chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i czule obejmując, zaczął powoli poruszać moimi biodrami. Zaczerpnęłam głęboko powietrze, czując ogromną rozkosz. Byliśmy tak rozpaleni, że miałam wrażenie, iż nasza skóra płonie. Chciałam by ta chwila trwała wiecznie. Za każdym razem, gdy ruszałam biodrami, z naszych ust wyrywały się ciche jęki, mieszając się ze sobą, podczas chaotycznego pocałunku. Chłopak mocno obejmował mnie w pasie, jednocześnie błądząc dłońmi po całych plecach i pośladkach i co jakiś czas zaciskał palce na mojej skórze, powodując dreszcze podniecenia. Moje dłonie wplątane były we włosy szatyna, do którego przylegałam całym torsem. Z każdym jego pocałunkiem i dotykiem czułam coraz bardziej rosnącą rozkosz. Machinalnie zaczęłam coraz szybciej ruszać biodrami, powodując bardziej przyspieszone i głośniejsze oddechy. Nagle poczułam jak całe podniecenie kumuluje się w moim podbrzuszu i po chwili rozpływa się po całym ciele, przyjemnie mrowiąc.
   - Kentin...
   - Liwia... - Szczytowaliśmy w tym samym momencie, z imionami na ustach.
   Szatyn opadł na poduszki, ciężko oddychając, a ja obok niego. Odetchnęłam głęboko, ocierając wierzchem dłoni spocone czoło. Chłopak pocałował mnie w ramię, delikatnie je głaszcząc. Z przymkniętymi powiekami zamruczałam cicho, szturchając go lekko w bok. Leżeliśmy jeszcze chwilę, by nasze oddechy wyrównały się i serce przestało tak szalenie bić. Nie ubierając się nawet, okryłam się kołdrą, a po chwili Kentin wtulił się w moje plecy. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

niedziela, 6 września 2015

~ Rozdział 35 ~

   - No to gdzie idziemy? - zapytałam szatyna, zerkając na niego przymrużonymi oczami, ponieważ szedł pod słońce.
   - Ja myślałem, że to ty jesteś tutaj od pomysłów - chłopak zaśmiał się widząc moją nieco osłupiałą minę.
   - Czy ty, w tym momencie, chcesz mi powiedzieć, że nie masz kompletnie pojęcia gdzie idziemy?
   - Nie do końca... - zaczął, drapiąc się z tyłu po głowie, zerkając na mnie niepewnie. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i już otwierałam usta, by wyrazić swoje zdanie, kiedy przerwał mi - spokojnie. Doskonale wiem gdzie i po co idziemy. Tak się tylko z tobą droczę - śmiejąc się, zaczął czochrać mi włosy.
   - Nie! Nie rób mi tak! - zawołałam, starając się zasłonić głowę rękoma, jednak zbyt wiele to nie dało, ponieważ Ken znacznie nade mną górował. - Ken! Proszę, przestań! - zaśmiałam się, odbiegając od niego, ale nie przestawał. - Przestań, bo pożałujesz! - powiedziałam grobowym tonem, lecz to tylko jeszcze bardziej go sprowokowało. Westchnęłam jedynie i zatrzymawszy się, rzuciłam się na Kentina, starając się go połaskotać, albo wbić palce w żebra. Jednakże gruba kurtka dawała mu bardzo dobrą ochronę. Nie ostudziło to mojej chęci zemsty. Wspięłam się więc na palce i sięgnęłam zmarzniętą dłonią do jego osłoniętej szalikiem szyi. Gdy dotknęłam gorącej skóry chłopaka, usłyszałam tylko ciche syknięcie i natychmiast przestał mnie czochrać.
   - Dobra! Poddaje się, ale zabierz te kostki lodu z mojej szyi! - zawołał, odsuwając się ode mnie gwałtownie.
- Mówiłam, że pożałujesz - zaśmiałam się, szturchając go lekko w ramię.
   - Jesteś straszna... - szepnął spoglądając na mnie spod byka, ale zaraz wybuchnął śmiechem.
   - Przygadał kocioł, garnkowi... - mruknęłam pod nosem, ostentacyjnie rozglądając się dookoła.
   - Coś mówiłaś...? - stanął przede mną, kładąc ręce na biodra, przyglądając mi się uważnie.
   - Niee... nic - uśmiechnęłam się uroczo w jego stronę, a Ken, odwzajemniając gest, popchnął mnie lekko, co spowodowało, że spadłam z chodnika.- O nie... Teraz to zgrzeszyłeś.
   - Hahaha i co mi zrobisz? - zaśmiał się, przyglądając mi się uważnie.
   Uśmiechnęłam się złośliwie i podniosłam ręce, ruszając palcami. Szatynowi na ten gest od razu zrzedła mina.
   - Nie zrobisz mi tego... - rzucił niepewnie spojrzenie na moje lekko zaczerwienione dłonie i odsunął się kawałek ode mnie.
   - A czemu nie? - powiedziałam z szelmowskim uśmiechem.
   - Bo nie jesteś taka zła - rzekł jedynie i dał mi całusa w kącik ust.
   Gdy poczułam jego ciepłe wargi na swojej skórze, stanęłam jak wryta, spoglądając na niego z niedowierzaniem, a Ken śmiejąc się tylko pod nosem, odbiegł kawałek. Westchnęłam cicho, kręcąc głową ze śmiechem.
   - To idziesz czy nie? Bo zaraz nam wszystkie bilety wykupią! - zawołał za mną, gdy był już dość daleko ode mnie.
   - Jakie bilety? - mruknęłam pod nosem i podbiegłam do szatyna.
   - No, bilety do kina, a jakie ty byś chciała?
   - Ale jak do kina? - zapytałam niezbyt inteligentnie, nie mogąc się połapać w tym co mówił.
   - Oh, Liwia! Wróć na ziemię! - pomachał mi przed oczami dłonią. - Idziemy do kina na film. Niedawno wyszła kolejna część "Naznaczonego", a że od dawna podobają ci się te filmy, to pomyślałem, że przejdziemy się, obejrzeć.
   - Oh... Ale... - mruknęłam cicho. Oglądanie horrorów w przytulnym domku, z przyjacielem u boku to zupełnie co innego, niż w ciemnej sali pełnej ludzi i z przerażającym nagłośnieniem.
   - Coś nie tak? - zapytał, patrząc mi w oczy. Westchnąwszy, powtórzyłam mu na głos to, co kotłowało mi się w głowie. - Nie przejmuj się... Będę przy tobie - szepnął mi do ucha, a jego gorący oddech przyjemnie owionął moją szyję. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone, ale chłopak na szczęście tego nie widział.

   Kilkanaście minut później staliśmy w ciepłej, pełnej ludzi sali, gdzie zewsząd dobiegał mnie przyjemny maślano-słony zapach popcornu i słodkawa woń coli, a ściany  okrągłego pomieszczenia zdobiły plakaty najbardziej znanych filmów takich jak "Titanic", "Obcy", "Miss Agent" czy "Gorący Towar". Kiedy Kentin poszedł stanąć w kolejce do kasy, ja zaczęłam oglądać zdjęcia, wywieszone przed wejściami do sal kinowych. Wodziłam wzrokiem po wizerunkach aktorów w różnych rolach, wyciętych kadrach z filmów, aż w końcu trafiłam na plakat filmu, na który mieliśmy z Kenem iść. Z początku nie zwróciłabym na niego uwagi, ale mój wzrok przykuła dziewczyna, widoczna na zdjęciu i jej przerażony wzrok. Poczułam, jak ciarki przechodzą mi po plechach i mimowolnie wzdrygnęłam się.
   - Coś nie tak? - usłyszałam tuż przy uchu cichy szept, na co podskoczyłam wystraszona, dusząc w sobie krzyk. Gdy odwróciłam się w jego stronę, ujrzałam Kena, który wyglądał na zmartwionego, ale w jego oczach błyskały się iskierki radości.
   - Ken! Nie rób mi tak! - zawołałam i sprzedałam mu kuksańca w żebra.
   - Aua! No dobra, ale nie bij! - zaśmiał się, rozmasowując miejsce uderzenia.
   Staliśmy jeszcze chwilkę, rozmawiając, witając się ze znajomymi, który również przyszli na film, kiedy drzwi na salę, gdzie miał lecieć film, otworzyła dwudziestokilkuletnia blondynka w bordowym uniformie. Wraz z tłumem skierowaliśmy się do pomieszczenia, oświetlonego przez niewielkie lampki na ścianach i wzdłuż schodków do miejsc. Kroczyłam powoli, kierując się w stronę jednego ze środkowych rzędów. Kiedy znalazłam nasze miejsca, zaczęłam się rozglądać za Kenem, który nagle zniknął mi gdzieś w tłumie. Zająwszy swoje siedzenie, przyglądałam się każdej twarzy, która, w przytłumionym świetle, wyglądała identycznie. W końcu dostrzegłam go tuż przy drzwiach. W jednej ręce niósł wielki kubek coli z dwoma słomkami, a w drugiej równie pokaźnych rozmiarów kubełek popcornu z masłem i solą. Pomachałam mu z miejsca i podeszłam do niego, by pomóc mu się zabrać. Gdy w końcu udało nam się porządnie i wygodnie zająć siedzenia pogasły wszystkie światła i rozpoczął się seans. Oczywiście jak przed każdym filmem nie obyło się bez reklam.
   Wgapiając się w ekran, w oczekiwaniu na film, pochyliłam się, by wziąć łyk napoju. W tym samym momencie uczynił to też Ken. Zerknęłam na niego z lekkim uśmiechem, a chłopak odwzajemnił gest, szturchając mnie lekko nosem w policzek. Gwałtownie wstrzymałam powietrze, czując jak zaczynają palić mnie policzki. Musiałam się naprawdę mocno skupić na tym, co oglądałam, by nie zerkać co chwilę na Kentina. Przez cały film czułam jego ciepłe, silne ramię obok mojego i za każdym razem gdy wzdrygałam się wystraszona, łapał mnie za rękę i delikatnie ściskał. W takich momentach czułam się, jakbym cofnęła się w czasie. Przypominały mi się sytuacje, gdy jako dzieci urządziliśmy sobie noc pod gołym niebem w domku na drzewie i w środku nocy zbudziłam się z krzykiem wystraszona hukaniem sowy na pobliskim drzewie. Chłopak od razu przytulił się do mnie i przez resztę nocy leżeliśmy trzymając się za ręce. Uśmiechnęłam się do siebie, odwzajemniając uścisk.
   Kiedy film się skończył i wychodziliśmy z sali, jedyne co pojawiło się w mojej głowie, to jedne wielkie "WOOOW...!". Tak jak w poprzednich częściach wyszłam z kina naprawdę zadowolona. "Naznaczony" to jeden z horrorów, które naprawdę lubię.
   - Skoczymy jeszcze do jakiejś knajpy? - zaproponował Kentin, gdy pomagał mi ubrać płaszcz.
   - Czemu nie... - zgodziłam się, zerkając na zegarek. - W sumie, jest jeszcze wcześnie.
   - Masz jakieś propozycje? - zapytał, poprawiając szalik. Mimo, że była końcówka lutego i śnieg całkowicie stopniał, wieczorami było naprawdę chłodno.
   - Hmm... - zamyśliłam się na chwilę, przywołując w myślach różne potrawy i próbowałam określić na co mam ochotę. Kiedy pomyślałam o wielkim kebabie w chrupiącej bułce i gorącym mięsie z ogromną ilością sosu czosnkowego, poczułam jak dostaje ślinotoku. - Co powiesz na wyprawę do "Stambułu"?
   - Masz na myśli nowo otwartą knajpę z tureckim jedzeniem?
   - Dokładnie... Naszła mnie przed chwilą ochota na porządnego kebsa... - mruknęłam, uśmiechając się znacząco.
   - Ty prowadzisz - szatyn zaśmiał się, przystając jednocześnie na moją propozycje.
   Kroczyliśmy prawie pustymi ulicami miasta, oświetlanymi tylko przez, stylizowane na stary styl, lamy. Rozmawialiśmy głównie o filmie, dzieliliśmy się spostrzeżeniami, każdy z nas miał jakieś własne uwagi. Nawet siedząc w knajpie i jedząc, dalej żywo dyskutowaliśmy. Dopiero kiedy nadszedł czas rozstania jakoś ciężko było nam dobrać słowa.
   - Dzięki za miło spędzony dzień... - ciszę pierwsza przerwałam ja.
   - W porządku... W końcu od czego ma się przyjaciół - powiedział, uśmiechając się lekko, ale gdy spojrzałam mu w oczy, dostrzegłam w nich tak jakby smutek.
   - Na zawsze? - zapytałam wyciągając mały palec w jego stronę. Zawsze robiliśmy tak w dzieciństwie. Ken widząc to, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
   - Na zawsze - uścisnęliśmy się palcami, po czym przytuliłam się do niego. Dziwnie się teraz czułam przytulając wysokiego i dobrze zbudowanego Kena. W pamięci wciąż miałam zapisanego go jako niewiele wyższego ode mnie chłopczyka w wielkim wełnianym swetrze i okularach.
   - To do poniedziałku? - odsuwając się od niego, spojrzałam mu w oczy.
   - Nie boisz się spać sama? - zapytał, uśmiechając się nieco złośliwie.
   - Dlaczego miałabym się bać spać sama? - spojrzałam się na niego, zdziwiona.
   - A nie boisz się, że Setarah przyjdzie? - powiedział złowieszczym szeptem, przybliżając się do mnie.
   - Przestań! - zawołałam nieco zlękniona, rozglądając się dookoła.
   - A jednak pamiętasz... - uśmiechnął się lekko, podchodząc do mnie bliżej.
   - Jak mogłabym zapomnieć... - zezłościłam się na niego. Dlaczego akurat teraz musiał mi o niej przypominać?
   Przełknęłam nerwowo ślinę przypominając sobie tą mroczną postać. Wysoka, szczupła kobieta, o lśniących srebrzystych włosach i cerze tak bladej, że przy niej śnieg wydawał się szary. Pojawiała się zawsze w snach. Ubrana w białą suknię zbroczoną krwią. Jej satynowe, niegdyś równie śnieżnobiałe rękawiczki naznaczone były czerwonymi plamami. Czarna peleryna za każdym razem osłaniała jej ramiona. Jednak nie plamy krwi czy bladość jej skóry były najbardziej przerażające. Najbardziej bałam się jej oczu. Cała czarna gałka oczna, przypominająca głęboką studnię, w którą wpada się całą wieczność. To przenikliwe, śledzące każdy mój ruch, spojrzenie napawało mnie takim strachem, że budziłam się z krzykiem i nie mogłam spać przez resztę nocy.
   Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tego obrazka i objęłam się ramionami, czując na ciele gęsią skórkę.
   - Musiałeś, prawda? - spojrzałam na niego wściekłym wzrokiem, a w kącikach oczy zaczęły zbierać mi się łzy. - Wielkie dzięki za nieprzespaną noc.
   - Przepraszam... - szepnął skruszony, dotykając mojej dłoni. - Nie wiedziałem, że jeszcze aż tak bardzo cię to przeraża...
   Prychnęłam cicho, ale mimowolnie podeszłam bliżej niego. Chciałam znów poczuć się bezpieczna.
   - Jeśli chcesz mogę zostać z tobą na noc - słysząc jego słowa, spojrzałam na niego z jeszcze większym przerażeniem niż, gdy wspomniał o Setarah. - Nie mam nic złego na myśli! Chodziło mi, że tak jak kiedyś. Jak przyjaciele.
   Nie wiem co mnie do tego skłoniło - może strach przed samotnie spędzoną nocą, może to, że Ken był mi naprawdę bliski, a może jego spokojny głos, który zapewniał, że wszystko będzie dobrze - ale kiwnęłam głową na potwierdzenie i weszliśmy razem do domu.
   W środku było cicho i ciemno. Nie ściągając nawet butów zaczęłam zapalać światło na korytarzu i w kuchni. Gdy pomieszczenie stanęło w jasnościach od razu dostrzegłam kolorową karteczkę leżącą na stole. Ciocia informowała mnie na niej, że ma ważną sprawę do załatwienia i musi wyjechać na dwa dni. Westchnęłam cicho i pozbywając się płaszcza i butów, ruszyłam do swojego pokoju, przygotować dla nas miejsce do spania, tak jak robiła to mama, kiedy byliśmy mali.