poniedziałek, 21 września 2015

~ Rozdział 37 ~

 Witajcie!
Dzisiaj tylko króciutko:
Chciałabym was najmocniej przeprosić, za tak długie czekanie na ten rozdział, ale mam teraz strasznie dużo obowiązków w szkole i niestety nie mam kiedy siąść i pomyśleć nad tym co mogłabym wam tu napisać. Raczej nie obiecuję poprawy, bo to będzie wręcz niemożliwe, ale postaram się zmieścić w jednym poście na tydzień. 
Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale poprawiałam to późnym wieczorem i na szybkiego, więc mogłam coś ominąć. 
Serdecznie pozdrawiam i zapraszam do lektury
Enjoy ♥

 ~~~~~~~~~~~~~ » . ♯ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Kiedy usłyszałam pierwsze tony budzika, z ust wyrwał mi się potężny jęk niezadowolenia. Jak nigdy mi się, to nie zdarzało, dzisiaj miałam ochotę spać cały dzień. Było mi tak przyjemnie cieplutko i wygodnie. Jednak budzik nie dawał za wygraną. Pełnym frustracji ruchem, wyłączyłam go i przeciągnęłam się na posłaniu. Spało mi się tak dobrze jak nigdy...
   - Widzę, że śpiąca królewna już wstała...
   Zamarłam w połowie ruchu, otwierając szeroko oczy. Zerknęłam w stronę głosu i ujrzałam Kentina opierającego się o framugę drzwi z parującym kubkiem w dłoniach. Nagle w jednym momencie przypomniało mi się wszystko z wczorajszego wieczoru. Spotkanie, kino, powrót do domu, propozycja Kentina, bitwa na poduszki, pocałunek i... mój pierwszy seks. Z przyjacielem. Runęło, to na mnie jak grom z jasnego nieba. W jednej chwili poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie obuchem w głowę. To nie możliwe... To musiało mi się przyśnić. Już chciałam się podnosić, gdy spostrzegłam, że jestem całkowicie naga, przykryta jedynie kołdrą. W ogóle nie myśląc, zaczęłam zagarniać do siebie jak największą ilość pościeli, by w miarę możliwy sposób zakryć się jak najbardziej. Czułam jak policzki zaczynają mnie palić z zażenowania. To chyba jest jakiś chory sen... Pomyślałam zagryzając wargę.
   - Wszystko w porządku? - zapytał szatyn, głosem pełnym troski.
   - T... Tak... - wysiliłam się na uśmiech. - Ken... Czy... Mógłbyś wyjść? Chciałabym się ubrać..
   - Ah! Tak, jasne - na wychodne posłał mi uśmiech i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   Wraz z dźwiękiem zamykanego skrzydła, wróciło mi racjonalne myślenie. Mózg zaczął mi pracować na najwyższych obrotach. Zerwałam się gwałtownie z posłania, zabrałam ręcznik z krzesła i udałam się do łazienki. Wzięłam szybki, otrzeźwiający prysznic i owinąwszy się dokładnie, wróciłam do sypialni. Rozczesałam i szybko wysuszyłam wilgotne włosy. Stojąc przed szafą zdecydowałam się na czarne spodnie z wysokim stanem i guzikami po bokach oraz luźną, kopertową koszulę w kolorze ciemnego wina. Spakowałam jeszcze do torby najpotrzebniejsze rzeczy i niezbyt pewna siebie zeszłam na parter. Od razu skierowałam się do kuchni, przyciągnięta aromatem świeżej kawy.
   W jasnym pomieszczeniu unosił się zapach ciemnego naparu i przepysznych grzanek z serem. Przy szafce, gdzie był ekspres, stał Kentin i szykował kolejną porcję kanapek. Widząc jego wysoką postać, odwróconą do mnie tyłem, poczułam uścisk w żołądku. Odetchnęłam głęboko i powoli podeszłam do chłopaka, chcąc nalać sobie kawy. Gdy stanęłam obok niego i sięgnęłam po szklankę, chłopak posłał mi uśmiech. Starałam się odwzajemnić gest, unosząc kąciki warg, ale raczej kiepsko mi to wyszło.
   - Wszystko w porządku, Liwia? - zapytał, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą, a ja odwróciłam się nagle, spłoniwszy rumieńcem.
   - Tak... - odparłam cicho, unikając jego spojrzenia.
   - Na pewno? Wyglądasz, jakby cię coś martwiło...
   - Tak na pewno! - prawie warcząc w jego stronę, wzięłam zbyt gwałtownie kubek, wylewając większość naparu naokoło siebie. - Cholera jasna! - krzyknęłam, czując jak zaczyna we mnie buzować wściekłość. Chcąc jednocześnie pójść po jakąś ścierkę i odstawić kubek, nie wymierzyłam dobrze odległości od mojej dłoni do szafki i kubek zamiast stanąć na blacie, wylądował na podłodze roztrzaskując się na drobne kawałeczki.
   - No zajebiście! - zawołałam, odrzucając łyżeczkę, którą trzymałam w dłoni, do zlewu.
   - Liwia.. spokojnie, to tylko kubek... - Kentin starał się mnie uspokoić, ale to tylko pogorszyło sytuację.
   Prawie wybiegłam z kuchni do łazienki po mopa, wyklinając pod nosem. Kiedy wróciłam szatyn zdążył już zebrać większość szkła.
   - Poradziłabym sobie... - mruknęłam pod nosem, wycierając plamy kawy z jasnych kafelek.
   - To żaden problem - uśmiechnął się do mnie, na co ja odpowiedziałam ponurym spojrzeniem.
   Sprzątaliśmy chwilę pogrążeni w milczeniu. Właściwie, to ja uporczywie milczałam, a Kentin próbował podtrzymać rozmowę, co chwilę mnie o coś pytając. Niestety dzisiaj nie byłam zbyt aktywnym rozmówcą, odbąkiwałam półsłówkami, cały czas myśląc o wczorajszym wieczorze i o tym co zaszło między nami. Cały czas nie mogłam pozbyć się jakiegoś wewnętrznego lęku, że między mną a Kentinem wszystko ulegnie zmianie. Pocałunek można było bardzo szybko puścić w niepamięć, zając się czymś innym, ale pierwszy skes? Tego raczej nie da się tak łatwo odsunąć. O ile w ogóle da się odsunąć.
Te i inne moje rozmyślania przerwało energiczne pukanie do drzwi. Dosłownie ułamek sekundy później do domu wparowała Rozalia.
   - Cześć i czołem wszystkim! - białowłosa ubrana w śnieżnobiałe dżinsy, kremowy sweterek i jasnobrązowe botki, podeszła do mnie i prawie łamiąc mi żebra, uściskała mnie na przywitanie. - Liwiuś, jak ty ślicznie dziś wyglądasz!
   - Ta... Super... - mruknęłam zduszonym głosem. - Mogłabyś mnie puścić? Chciałabym odłożyć w końcu tą szmatę...
   - Oh! tak, oczywiście... - zmieszała się nieco moim beznamiętnym i lekko chamskim głosem. - To ja pójdę do kuchni...
   Wzruszywszy ramionami, udałam się w końcu tam, gdzie zamierzałam od początku. Odłożyłam mopa na jego miejsce i wróciłam do kuchni dokończyć śniadanie. Rozalia stała, oparta biodrem o parapet i spoglądała w okno, podgryzając jedną z grzanek. Kentin siedział na krześle i zamyślony wpatrywał się w kanapkę. Westchnęłam zrezygnowana i biorąc ostatni chleb z talerza, usiadłam na przeciwko chłopaka.
   - Co wy dzisiaj tacy drętwi? - zapytała Rozalia, gdy przeżuwałam kolejnego gryza kanapki. Wzruszyłam ramionami, a Kentin westchnął, przeciągając się na krześle.
   - Trzeba się do szkoły zbierać... - stwierdziłam kilka minut później, zerknąwszy na zegarek.
   Wszyscy jak na zawołanie wyszliśmy z kuchni. Rozalia przewracając oczami, zaczęła zagadywać Kentina, a ja pogrążona we własnych myślach, człapałam za nimi. Prawie nie zwracając na nic uwagi, ubrałam się w skórzana kurtkę i zgarnąwszy jeszcze z korytarza torbę, wyszłam za znajomymi, zamykając na klucz mieszkanie. Krocząc powoli, za rozgadaną Rozalią i nieco mniej gadatliwym Kentinem, czułam jak powoli zaczyna łapać mnie migrena. Tępy pulsujący ból tuż za oczami, jakby ktoś próbował rozłupać mi czaszkę na pół. Nawet nie doszliśmy do połowy drogi do szkoły, ja miałam już wszystkiego dość po dziurki w nosie. Nie zastanawiając się zbyt długo, wyciągnęłam słuchawki z torby i podłączywszy je do telefonu, zatopiłam się w kojące dźwięki gitary elektrycznej i przyjemny, nieco zachrypnięty głos Andy'ego Sixxa.
Gdy byliśmy już prawie pod murami ogrodzenia szkoły, poczułam jak ktoś lekko mnie szturcha. Spojrzałam się na osobę, która to zrobiła dostrzegłam zmartwione spojrzenie złotych soczewek i śnieżnobiałe włosy związane w warkocz.
   - Wszystko w porządku? - zapytała cicho, jakby bała się, że na nieco głośniejszy ton, mogłabym agresywnie zareagować. W sumie może miała rację.
   - Taak... - wzruszyłam ramionami i już wsadzałam z powrotem słuchawkę do ucha, gdy białowłosa, dotknęła mojego przed ramienia, powstrzymując mnie jeszcze na chwilę.
   - Na pewno? - dopytywała, uważnie przyglądając mi się.
   - Tak na pewno! - odparłam dość głośno, wyrywając jej rękę.
   - Nie wydaje mi się... Coś musi być nie tak. - upierała się przy swoim. - Przecież mi możesz powiedzieć.
   - Powiedziałam już, że wszystko gra! - przyspieszyłam kroku, kierując się do drzwi frontowych szkoły. Kątem oka zobaczyłam jak dziewczyna przewraca oczami i otwiera usta, by wyrazić swoje zdanie. Jednak nie zdążyła, ponieważ jej przerwałam. - Odpuść sobie dobra? Nic mi nie jest.
   - Może i nie znamy się jakoś zaskakująco długo, ale zdążyłam cię poznać na tyle, że wiem, kiedy jest w porządku, a kiedy nie. Poza tym, nigdy się tak do mnie nie odzywałaś, a to kolejny dowód, że jednak nie jest wszystko okej. Dlaczego...
   - Oh! Daj już sobie spokój z tym! Co cię to tak interesuje?
   - O co ci chodzi? - spojrzała się na mnie, zdziwiona moim nagłym atakiem złości.
   - Bo wpieprzasz się w sprawy, które nie powinny cię interesować. Czy choć raz nie możesz sobie odpuścić i przestać się mieszać tam gdzie cię nie potrzebują? - warknęłam, czując coraz większy ból głowy. - Możesz? Dziękuję - odparłam ironicznie, odwracając się na pięcie i kierując się do szkoły. Ostatnie co widziałam, to urażone spojrzenie dziewczyny.

   Nie wiem jak wytrzymałam do końca wszystkich lekcji. Na szczęście chyba nauczyciele widzieli, że nie jestem w zbyt dobrym nastroju do odpowiadania i dali mi spokój. Jedynie z czym musiałam sobie radzić, to urażone spojrzenia białowłosej i jej nieme pytania, jakie rzucała mi wzrokiem oraz mniej lub bardziej złośliwe uwagi Kastiela. Tylko Alexy nie zrażał się moim odwarkiwaniem i wytrwale dotrzymywał mi towarzystwa. Ku mojej radości, dzień skończył się dość szybko. Kiedy zabrzmiał, ostatni dla mnie, dzwonek, oznajmujący koniec ósmej lekcji, prawie wybiegłam z klasy, nie mając ochoty na wysłuchiwanie kolejnych wywodów o zbliżającej się wiosennej modzie, albo o złym wpływie mrozu na cerę. Idąc do szafki, założyłam słuchawki i od razu pogrążyłam się w muzyce. Odłożyłam niepotrzebne podręczniki, zabrałam kurtkę i już wychodziłam ze szkoły.
   Niebo chyba miało podobny humor do mojego, ponieważ było brudnoszare i pochmurne. Gdy tylko wyszłam na ulicę, poczułam na głowie pierwsze krople deszczu. Przez myśl przeleciała mi niezbyt miła uwaga. Naciągnęłam kaptur na głowę i wytrwale brnęłam przez miasto. Jednak kaptur na wiele się nie zdał i nim dotarłam do domu, byłam cała przemoczona i zziębnięta. Ledwo ujrzałam znajomy budynek, wiedziałam, że jest coś nie tak. Na podjeździe oprócz auta cioci, stał czarny, nowiutki samochód z jakąś zupełnie inną rejestracją. Chcąc się jak najszybciej dowiedzieć o co chodzi, przebiegłam całe podwórze i wparowałam pędem do domu.
   - Już jestem! - zawołałam, ściągając morką kurtkę i buty.
   - Dobrze się składa, ponieważ masz gości - odpowiedziała mi ciocia, a w jej głosie bez wątpienia igrał sarkazm.
   Niepewnym krokiem pokonałam tą niezbyt wielką odległość od korytarza do salonu. W jasnym pokoju ujrzałam trzy osoby - jasnowłosą ciocie, która siedziała w jednym ze skórzanych foteli, mojego ojca, który nerwowo krąż po pokoju i jakiegoś ciemnowłosego chłopaka, którego pierwszy raz w życiu widziałam na oczy. Miał na oko około dziewiętnastu lat.
   - O co tu chodzi? - zapytałam w powietrze, rozglądając się po każdej twarzy. Ciocia uśmiechnęła się delikatnie, a ojciec zmieszał się jeszcze bardziej, jakby nie wiedział co ze sobą zrobić. W końcu nieznośną ciszę przerwał jako pierwszy.
   - Po ostatnim naszym spotkaniu, dużo myślałem na temat ciebie, twojego wyjazdu do Hiszpanii i doszedłem do wniosku, że lepiej będzie jak my - ja, moja żona i Matt, przeniesiemy się tutaj do Emerywille.
   - Ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - spojrzałam na mężczyznę, zupełnie nie rozumiejąc jego toku myślenia.
   - Matthew, twój przyrodni brat, został zapisany do twojej szkoły...
    - No zajebiście. Czyli mam robić mu za niańkę, tak? - po raz kolejny tego dnia, poczułam jak krew zaczyna we mnie buzować.
   - Liwia! Jak ty się wyrażasz! - zawołała ciotka, patrząc na mnie karcącym wzrokiem.
   - No co? Wy możecie sobie na potęgę przeklinać i ja nic nie mówię, ale jak mi się zdarzy raz za czas przekląć, to już wielkie halo się z tego robi! - krzyknęłam oburzona.
    - No no... To mi się trafiła siostrzyczka z charakterkiem... - mruknął z uśmiechem ciemnowłosy chłopak - rzekomo mój przyrodni brat.
   - Nie no super... Najlepiej tak... Ledwo zaczęło mi się układać i zaczęłam żyć w miarę spokojnie, to trzeba było się wpieprzyć i namieszać w nim, a teraz zróbcie mi jeszcze większy chaos wprowadzając do tego wszystkiego braciszka... No po prostu pięknie...
   - Liwia, to nie tak... - ojciec zmieszany, zaczął się tłumaczyć.
   - Oh... Walcie się wszyscy... - mruknęłam zrezygnowana i wyszłam z salonu, zostawiając ich osłupiałych. Nie miałam sił na uprzejmości, a tym bardziej na poznawanie swojego "braciszka". Zamknęłam z trzaskiem drzwi do swojej sypialni i rzuciłam się na łóżko.


(Matthew Hayes - przyrodni brat Liwii)

8 komentarzy:

  1. Przybyłam, przeczytałam, więc komentuję.
    Seks powinien chyba łagodzić napięcie, a nie je jeszcze bardziej wzmacnić, nie? No chyba, że ja jestem zielona xp
    Wgl. Ekstra rozdział, pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ktoś tu chyba nie radzi sobie z natłokiem emocji. :) Szkoda mi jej z jednej strony, z drugiej bardziej mi żal Kentina, bo on biedny pewnie już całkiem zgłupiał... :P
    Czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Nie mogę się wysłowić. Po prostu piszesz, że brak słów, oczywiście w pozytywnym sensie. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym Ci tu napisać moje wszystkie emocje, ale nie mogę. :D :P Pozdrawiam, weny i do następnego. :*

      Usuń
  4. Jejku. Świetny rozdział. Szkoda mi Kentina. Taki odrzucony. I ta cała sytuacja rodzinna. Co najlepsze brat mojej bohaterki ma skróconą wersję imienia Matthew :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, Liwka, Liwka.. nie ładnie..
    W ogóle cieszę się, że jest nowy rozdział! Byłam ciekawa, jak zareaguje Liwia rano. Myślałam, że będzie skrępowana, nieśmiała.. Ale jak zwykle mnie zaskoczyłaś dziewczyno :D Wielkie Wow, nie spodziewałam się aż takiego wkurzenia. Tak swoją drogą, biedna Roza, dostało jej się :/ Pojawić się w złym miejscu o złej porze.. Skąd ja to znam.
    Jak chodzi o tego jej brata, to chyba go polubię :D wydaje się fajny. Kiedy się odezwał mimo "wybuchowego" podejścia dziewczyny, to skojarzyłam go z Kastielem XD może nie będzie taki zły.
    Ale najbardziej z tego wszystkiego żal mi Kentina. On się tak starał, uśmiechał się, zagadywał.. A Liwia jeszcze go dobijała. Biedak :c
    Mam nadzieję, że jej się polepszy w następnym rozdziale :D I w ogóle chciałabym, żeby na spokojnie pogadała z szatynem i sobie to wyjaśnili :c
    Pozdrawiam ciepło i tradycyjnie życzę weny i zdrówka! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam kawałek poprzedniego rozdziału i to co się w nim stało, ygh.. dalczego?! T.T A ten rozdział krótki, ale z ciekawym, niespodziewanym zdarzeniem. Ciekawe, co się będzie dalej działo. ^^ Pozdrawiam, życzę weny i czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń