wtorek, 24 maja 2016

~ Rozdział 68 ~

   - Liwia, jeśli się nie pospieszysz, to pojedziemy bez ciebie!
   - No, już, już... Idę - mruknęłam cicho, ciągnąc za sobą dość dużą i zaskakująco ciężką walizkę. - Musiałam wszystko sprawdzić!
   - Dziesięć razy? - Rozalia opierając się o białe BMW, wpatrywała się we mnie zza ciemnych okularów przeciwsłonecznych.
   - Nie przesadzaj. Sama sprawdzałaś czy wszystko zabrałaś po pięćset razy - wrzuciłam torbę do zapełnionego bagażnika, po czym wskoczyłam na miejsce obok kierowcy. Zerknęłam za ramię i uśmiechnęłam się szeroko do brata, Gwen i Lysa siedzących na tylnych siedzeniach.
   - I co się tak szczerzysz? I tak masz przechlapane - Matt pokazał mi język, na co ja zareagowałam, pokazując mu środkowy palec. - W tym aucie idzie się udusić na słońcu, a ta jeszcze kazała nam się tu kisić.
   - Ojeju... A myślałam, że twoja hiszpańska dupa jest przyzwyczajona do upałów - odgryzłam się, nasuwając na nos ciemne okulary, po czym sprawdziłam w lusterku jak wyglądam.
   - Nie pindruj się tak, bo Roza pewnie otworzy na całą szerokość okna i twoja piękna fryzura będzie wyglądać jak moja - burknęła Gwen, przeczesując palcami splątane, czerwone kosmyki. Syknęła z bólu, kiedy szarpnęła jeden z kołtunów, po czym zła sięgnęła do torebki i rozczesała włosy szczotką, a następnie pośpiesznie związała je w luźnego koka, zanim Rozalia odpaliła silnik.
   - Oni już pewnie się opalają na plaży, a my mamy jeszcze całą trasę przed sobą... - westchnęła cierpiętniczo Rozalia, siadając za kierownicą.
   - To wszystko przez was! Gdybyście się tyle nie pindrowały przed lustrem, też byśmy zdążyli!
   - Oj, już nie gadaj! Sam byłeś nie lepszy! - żachnęłam się, patrząc na brata. - A czy na pewno wziąłem deskę? A czy na pewno wziąłem swój tablet? A czy...
   - Zamknij się, małpo - Matt szturchnął mnie w ramę, robiąc naburmuszoną minę.
   - Ha! Jak ktoś ci takie rzeczy wypomina, to już nie jest tak fajnie, co? - zaśmiałam się, siadając prosto.
   Wyjeżdżaliśmy właśnie z miasteczka, kierując się w stronę autostrady. Oparłam się o zagłówek, wystawiając rękę przez okno. Zamyślona wpatrywałam się w mijany krajobraz. Nadchodził czas wielkich zmian, jednak co te zmiany przynosiły - nie miałam pojęcia. Chciałam coś w swoim życiu zmienić. Ta monotonia i stałość zaczynały mi pomału ciążyć, mimo że nie chciałam się do tego nagłos przyznać. Lubiłam to, jak każdy dzień wyglądał, jak to wszystko pomału się toczyło, jednak brakowało mi w tym czegoś... Innego. Ekscytującego. Brakowało mi tego dreszczyku, który towarzyszył mi w liceum, a później przez rok studiów. Wtedy mogłam liczyć na coś nowego, coś szalonego. Coś co porwałoby mnie do reszty, tak że straciłabym głowę. Teraz nie miałam co narzekać - żyłam dostatnie, Rozalia i reszta paczki potrafili mi dostarczyć nie jednej rozrywki, jednak to nie było to samo. Aczkolwiek z drugiej strony nadchodzący czas napawał mnie lekkim strachem. Nie przepadałam za tak drastycznymi zmianami. Coś takiego zawsze powodowało, że się gubiłam. Bałam się, że wszystko się rozsypie. Zagryzłam lekko wargę, głęboko wzdychając.
   Rozpędzony wiatr wpadał do samochodu, plączącA włosy. Podróż ciągnęła nam się już od dobrej półtorej godziny. Sięgnęłam pod nogi po już nieco zagrzaną wodę i odkręciwszy butelkę, wzięłam dużego łyka. Mimo, że mieliśmy jeszcze dobrą godzinę do celu, powietrze wyraźnie się zmieniło. Nie było już czuć miejskiego zaduchu, kurzu i spalin, a przyjemny, delikatny zapach lasu oraz słonej wody. Krajobraz również zaczął się zmieniać. Znikały wielkie pola zbóż oraz gęste lasy, zastępowane przez skaliste skarpy porośnięte nielicznymi, karłowatymi drzewkami i roślinami odpornymi na nad oceaniczne powietrze.  Przeciągnęłam się, chcąc rozprostować zastałe od przebywania w tej samej pozycji mięśnie.
   - Daleko jeszcze? - zapytała, tłumiąc ziewnięcie. Mimo, że było dopiero południe, ja czułam się jakby to był późny wieczór.
   - Niedaleko. Jeszcze dwadzieścia minut drogi - powiedziała spokojnie Rozalia, zerkając na małe urządzenie przyczepione do uchwytu na przedniej szybie.
   - Tak szybko? - przysypiający Matt od razu się ożywił, zainteresowany.
   - Tak myślę, żeby nie jechać przez miasteczko, ale od razu do kurortu - białowłosa, spojrzała się we wsteczne lusterko, by widzieć mojego brata. - Chyba, zechcecie coś z miasta, to dla mnie nie problem.
   - Myślę, że lepiej będzie od razu jechać do kurortu, niż zbaczać niepotrzebnie z drogi - odezwał się Lysander, odgarniając długą grzywkę z czoła. Chłopak miał na sobie luźną koszulę na krótki rękaw i materiałowe spodenki. Ogromnie się zdziwiłam widząc poetę w takim stroju, jednak powstrzymałam się od pytań, widząc podstępny uśmiech Gwen. To pewnie dziewczyna zmusiła go, by porzucił swoje zwyczajowe wiktoriańskie ubranie.
   - W stu procentach się z nim zgadzam - wyszczerzył się Matt, opierając się z powrotem o siedzenie.
   Tak jak mówiła Rozalia, po dwudziestu minutach byliśmy już na nadbrzeżu, kierując się wąską drogą w stronę naszego hotelu. Jak zawsze będąc w nowym miejscu rozglądałam się dookoła chłonąc nowe widoki. Z mojej strony znajdowało się skaliste pobocze, odgrodzone metalową barierką, a z drugiej strony rozciągał się przepiękny widok na osłonecznioną plażę i lazurową wodę. W miejscu gdzie był nasz kurort, rozciągała się ogromna złota plaża pełna osób wypoczywających nad wodą, a kawałek dalej znajdowało się skaliste wybrzeże, o które rozbijały się fale. W powietrzu unosił się wyraźny zapach słonej wody oraz bardziej egzotyczny, kojarzący się z czymś ciepłym i słodkim. Wciągnęłam głęboko powietrze chcąc rozpoznać zapach, ale nie byłam w stanie wyczuć nic bardziej wyraźnego. Wszystko to, co czułam kojarzyło mi się ze słodkimi owocami i zimnymi koktajlami, podawanymi w licznych plażowych barach.
   Białowłosa zatrzymała samochód na osłoniętym od słońca parkingu dla hotelowych gości. Zabraliśmy swoje torby i udaliśmy się całą grupą do wnętrza śnieżnobiałego budynku, w który mieliśmy spędzić najbliższy tydzień. Chłodny hall był wypełniony różnorodnymi roślinami, przez co przywodził na myśl małą chatkę na tropikalnej wyspie. Jednak pomimo niepozornego wyglądu, zachował swoją klasę i elegancję. Naprzeciw wejścia była recepcja, a po prawej stronie mała kawiarenka dla gości. Zdziwiłam się, gdy właśnie stamtąd wyszła reszta znajomych.
   - Co wy tu robicie? - zapytałam, zastanawiając się, dlaczego nie są już w swoich pokojach.
   - Czekamy na was, ślimaki - uśmiechając się, Kentin podszedł do mnie i obejmując mnie ramieniem w pasie, pocałował. - Nie chcieliśmy rezerwować pokoi bez was, bo wspólnie ustaliliśmy, że dobrze by było mieć je obok siebie.
   - Już nie ściemniaj, bo to ja was zatrzymałem - Alexy podszedł do nas udając obrażonego, szturchnął żartobliwie szatyna.
   - Hej, gołąbeczki, chodźcie tu - zawołała Gwen, poprawiając torbę na ramieniu. - Ja chcę już móc się rozpakować. Ta torba jest ciężka.
   Lysander słysząc to, od razu zabrał dziewczynie walizkę z ramienia, przewieszając przez własne.
   - Trzeba było mówić. Wziąłbym je za ciebie.
   - Poradzę sobie - powiedziała Gwen, ale bez przekonania. Doskonale wiedziała, że Lysander i tak nie oddałby jej torby. Był za bardzo kulturalny, by pozwolić swojej dziewczynie cokolwiek dźwigać.
   Po krótkiej rozmowie z recepcjonistą dostaliśmy klucze do swoich pokoi. Większość z nich była dwuosobowa, dla par. Tylko jeden był przeznaczony dla trzech osób oraz Amber wybrała dla siebie osobny pokój. Alexy, Armin i Matt, nie bacząc na to, że również mogliby wziąć osobne pokoje, zadecydowali, że będą mieli wspólny. Nie chcąc się nic odzywać, zabrałam swoje torby i skierowałam się w stronę schodów.
   Kiedy w końcu dotarliśmy na nasze - trzecie - piętro, wpadłam do sypialni i zostawiając torby na środku przejścia, rzuciłam się na ogromne łoże z niebywale miękką satynową pościelą.
   - Dlaczego nie możemy mieć niżej lokum? - zapytałam, wpatrując się w śnieżnobiały sufit ozdobiony jedynie gustownym żyrandolem.
   - Ale za to mamy balkon - odpowiedział Kentin, odstawiając walizki. - Z widokiem na ocean - dodał po chwili, zerknąwszy przez duże okno.
   - Przynajmniej jakieś pocieszenie... - mruknęłam, przekręcając się na brzuch.
   Czułam jak moja kusa sukienka w kwiaty podwinęła mi się lekko. Szybko poprawiłam ją, chcąc zdążyć przed ciekawskim wzrokiem szatyna, jednak nie zdążyłam. Chłopak jakby wyczuwając to, co chcę zrobić, odwrócił się do mnie i szeroko się uśmiechnął. W jego oczach błysnęła znajoma iskierka pożądania, a zielone oczy pociemniały od emocji. Kiedy zaczął się do mnie zbliżać powolnym krokiem, w mojej głowie ułożył się sprytny plan ucieczki. Szybko poderwałam się na nogi i stojąc po drugiej stronie łózka, pokazałam ukochanemu język. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, śmiejąc się szaleńczo przebiegłam przez pokój, uciekając do łazienki. Niestety Kentin okazał się dużo szybszy ode mnie i złapał mnie tuż przy drzwiach, prowadzących do drugiego pomieszczenia.
   - Nie ładnie to tak kusić i uciekać... - mruknął mi cicho do ucha, obejmując w pasie.
   - Nie kusiłam... - odparłam lekkim tonem, przekręcając lekko głowę, ponieważ ciepły oddech Kena łaskotał mnie w ucho. - To ty spojrzałeś się w nieodpowiednim momencie.
   - Coś mi się wydaje, że to był idealny moment - szepnął, by zaraz po tym zacząć sunąć miękkimi ustami wzdłuż mojej szyi aż do ramienia, które delikatnie uszczypnął zębami.
   - Kotuś, nie zaczynaj. Pewnie zaraz ktoś nam przerwie i tylko będziesz się niepotrzebnie denerwować - powiedziałam cicho, odchylając lekko głowę w drugą stronę, by dać mu lepszy dostęp do szyi.
   - Nikt nam nie przerwie. Wszyscy są zajęci swoimi pokojami i bagażami. - Ledwo te słowa wyplynęły z jego ust, rozległo się ciche płukanie.
   - Liv, kochaniutka, mogę wejść? - Zza drzwi doszło nas stłumione pytanie Alexa. Kiedy odpowiedziałam twierdząco, klamka poruszyła się i drzwi zostały uchylone. W wejściu ukazał się niebieskowłosy, uśmiechając się lekko. - Wszyscy zbieramy się, żeby pójść nad ocean. Idziecie z nami?
   Czując jak ramiona Kentina napinają się, nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam cicho śmiechem. Przyjaciel spojrzał się na mnie pytająco ze zmarszczonymi brwiami, a ja pokreciłam tylko przecząco głową.
   - Tak idziemy - uśmiechnęłam się lekko. - Za minutkę będziemy. Zabiorę tylko parę drobiazgów i przebiorę w strój.
   - W porządku. Jakby co, to będziemy w recepcji. Tylko nie każcie nam długo czekać - zaśmiał się, puszczając zalotne oczko, zamykając za sobą drzwi.
   - Ja go kiedyś za to zabije - westchnął ciężko, kładąc na łóżku.
   Odpowiedziałam mu śmiechem, otwierając walizki w poszukiwaniu rzeczy. Kilka minut później schodziliśmy razem, przepychając żartobliwie. Gdy wszyscy zainteresowani wyprawą na plażę, czyli cała nasza grupa znajomych, zebrali się w hotelowym hallu, wyszliśmy na osłoneczniony plac i skierowaliśmy się brukową ścieżką w stronę oceanu. Słońce grzało niemiłosiernie, paląc nieosłoniętą kremem czy ubraniem skórę. Nasunęłam ciemne okulary na nos, chcąc uniknąć oślepiającego światła.
   Po krótkiej przechadzce doszliśmy do piaskowo złotej plaży. Wszędzie były rozstawione kolorowe parawany chroniące przed wiatrem oraz ręczniki czy koce, na których opalali się plażowicze. Nasza grupka znalazłszy wolną przestrzeń niedaleko wody i niewielkiego, ale barwnego baru, rozłożyła się, rozścielając duży koc i ręczniki. Armin rozłożył ogromny parasol, po czym schował się w jego cieniu, wyciągając z torby swoje ukochane PSP.
   - Ty żartujesz, prawda? - Alexy opierając zwinięte w pięści dłonie o biorda, spojrzał się na brata jak na wariata.
   - Czemu niby? - czarnowłosy zsunął przeciwsłoneczne okulary na czubek nosa i zerknął na bliźniaka.
   - Nie zamierzasz grać na konsoli, będąc na plaży? - niebieskowłosy zapytał, mimo że doskonale znał odpowiedź.
   - Zamierzam - odparł i jak gdyby nigdy nic nasunął okulary z powrotem na nos, powracając do gry.
   - O nie, nie, nie... Przyjechaliśmy na wakacje, żeby się bawić, opalić i powygłupiać, a nie grać w głupie gierki - zdenerwowana Gwen podeszła szybko do chłopaka i nim zdążył zareagować, zabrała mu PSP, odbiegając kawałek dalej.
   - Hej! Oddawaj! - Armin zerwał się z miejsca i pobiegł za nią. Dziewczyna zaśmiała się jedynie, podrzucając konsolę, biegła przed siebie.
   - Ani mi się śni! - okrążyła chłopaka, wybuchając śmiechem, rzuciła czarne urządzenie Lysowi. - Łap!
   Białowłosy zręcznie złapał grę i sam poderwał się do biegu. Jego jasna, rozpięta koszula powiewała za nim, jak peleryna. Armin warknął ze złości i przyspieszył, chcąc dogonić chłopaka. Para przerzucała między sobą własność czarnowłosego, robiąc uniki przed jego atakiem.
   - No dobra. Dobra, poddaję się - Armin podniósł dłonie do góry, zrezygnowany.
 - Nie będę grał. Oddacie mi teraz grę?
   - Oj, nie... - Alexy zabrał konsolę od Gwen, która jako ostatnia miała ją w rękach. - Znając życie gdy tylko odejdziemy od koca, ty wykorzystasz okazję i znów będziesz wybijał trolle.
   - Ej! To ja mam pomysł - odezwałam się, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Widząc zrezygnowaną minę, zrobiło mi się szkoda przyjaciela i postanowiłam interweniować. - Może zrobimy taki układ - zaczęłam siadając na piętach, klepiąc się w uda. - Skoro Armiś - tu puściłam czarnowłosemu oczko - chce tak bardzo grać na PSP, a my powygłupiać w wodzie, to może niech zagra z nami jedną rundkę siatkówki, a potem niech sobie wbije jeden level na konsoli?
   Od razu dało się zobaczyć jak oczy Armina stają się okrągłe z wdzięczności. Rozalia i Alexy nie byli zbytnio zadowoleni z mojej propozycji, ale po chwili zastanowienia zgodzili się. Bardzo niechętnie niebieskowłosy oddał bratu urządzenie, a bliźniak, tak jak obiecał, odłożył grę na koc. Niedługo później wszyscy rzucaliśmy się w wodzie, w pogoni za dmuchaną piłką plażową. Po godzinie gry byłam wykończona, ale szczęśliwa. Rozłożyłam się na brzuchu na ręczniku, opierając głowę o złożone ręce.
   - Może posmaruję ci plecy? - z mojej prawej strony usłyszałam ciche pytanie Lysandra.
   Obróciłam głowę w stronę chłopaka i Gwen. Dziewczyna leżała na brzuchu, tak jak ja, a górę od bikini miała rozwiązaną, by móc opalić się bez odbitego stanika. Kiedy dziewczyna kiwnęła na zgodę, poeta nabrał na dłonie trochę olejku ochronnego i roztarłszy go w dłoniach, zaczął rozsmarowywać na plecach Gwen.
   - A mnie kto nasmaruje? - westchnęłam przeciągle, unosząc się nieco na przedramionach.
   - Może ja? - Spojrzałam za ramię i zobaczyłam szczerzącego się Armina. - Taki rewanż za uratowanie mnie przed tą bandą.
   Odpowiedziałam na uśmiech chłopaka i wskazałam mu, gdziema szukać kremu z filtrem. Mimo że lubiłam się opalać i nie miałam zbyt wrażliwej na słońce skóry, nie chciałam skończyć dziś wieczorem spieczona na raka. Czując delikatne dłonie niebieskookiego na ramionach i kojący chłód kremu, nie mogłam się powstrzymać od mruknięcia z przyjemności.
   - Co tu się dzieje? - zsapany Kentin usiadł obok mnie, patrząc wilkiemna Armina. - Dlaczego on smaruje ci plecy?
   - A dlaczego nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Nie było cię wpobliżu, a Armiś był tak miły i zaproponował pomoc.
   Jedyne co mi odpowiedziało, to zirytowane prychnięcie. Popatrzyłam się w stronę Kena, ale zobaczyłam tylko jego napięte plecy. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową z dezaprobatą.
   Reszta dnia minęła na przyjemnych zabawach na plaży, żartach i wylegiwaniu na słońcu. Gdy zbliżał się wieczór, zabraliśmy swoje rzeczy i wróciliśmy do hotelu. Dziewczyny zaproponowały żeby o zmierzchu wybrać się do któregoś z pobliskich klubów.
   Wychodząc z pokoju, trafiliśmy na Rozalię i Leo. Białowłosa właśnie opowiadała coś swojemu mężowi, zapamiętale gestykulując.
   - Witaj, Leo - przywitałam się, uśmiechając się lekko do buneta. - Kiedy przyjechałeś?
   - Witaj, Liwio, Kentinie - mężczyzna kiwnął lekko głową. - Miło was widzieć. Właśnie, dopiero co, zostawiłem bagaże w sypialni.
   - Widzę, że Roza nie dała ci nawet odpocząć i już cię wyciąga - mój chłopak zaśmiał się cicho, puszczając białowłosej oczko.
   - Och, już zaraz nie dałam. Spokojnie zdążył się rozpakować i rozgościć - przyjaciółka pokazała szatynowi język, łapiąc Leo pod rękę. - Poza tym grzecznie zapytałam się, czy chce z nami iść na miasto i sam, dobrowolnie się zgodził.
   - Długo będziemy na was czekać, aż skończcie te wasze salonowe rozmówki? - Zza zakrętu wyszedł Matt, a za nim bliźniaki i Amber.
   - Czekamy tylko na Gwen i Lysa, ale coś mi się wydaje, że postanowili zabawić się tylko w swoim gronie - powiedziała Rozalia, zerkając na drzwi z numerem 254, które prowadziły do pokoju czerwonowłosej i poety. Na klamce wisiała karteczka z napisem "nie przeszkadzać".
   - Widzisz, Armin? - Alexy położył rękę na ramieniu bliźniaka, patrząc na niego znacząco. - Masz niezbity dowód na to, że Lys jednak sypia z Gwen.
   Armin słysząc słowa brata i spoglądając na drzwi do pokoju przyjaciół, skrzywił się ogromnie, przypominając sobie żenujące pytanie z ostatniej imprezy. Widząc jego minę, wybuchnęłam śmiechem, a po chwili reszta zebranych zawtórowała mi.
   Kilka minut później siedzieliśmy w barze o nazwie Copacabana. Wewnątrz motywem przewodnim była Brazylia. Dookoła nas wszędzie były fototapety z widokami typowymi dla tego kraju, takimi jak karnawał w Rio de Janeiro, Amazonia czy statua Chrystusa. Nie obyło się bez roślinności kojarzonej z portugalską kolonią. Zajęliśmy jeden z boksów na tyłach knajpy, skąd mieliśmy widok na cały lokal. Niedługo po tym, jak każdy wybrał dla siebie wygodne miejsce, podeszła do nas kelnerka ubrana w jaskrawy, kolorowy strój.
   - Co podać? - zapytała z uśmiechem na ustach.
   - A co macie w ofercie? - Matt odpowiedział jej swoją, zalotną wersją uśmiechu, na co dziewczyna zarumieniła się delikatnie.
   - Myślę, że najlepiej będzie, jak przejżycie naszą kartę napojów. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie - podała każdemu kartę wykonaną z bambusa, puszczając oczko mojemu bratu, gdy oddalała się od nas.
   Karta napojów była pełna różnorodnych drinków i koktajli, opatrzonych w zdjęcie wraz z opisem, co znajdowało się w szklance.
   - Wygląda na to, że ja nie mam zbyt dużego wyboru - powiedziała Rozalia, śmiejąc się cicho pod nosem. - Nie pozostaje mi nic innego, jak zamówić Ipanemę. To jedyny bezalkoholowy napój.
   - Mnie kusi Tequila Sunset - mruknęłam cicho, zagryzając lekko wargę, wpatrując się w nazwy drinków.
   Nagle rozległ się dzwonek telefonu białowłosej. Dziewczyna odebrała,  ukazując śnieżnobiałe zęby. Po krótkiej rozmowie, podczas którego wyjaśniła dzwoniącej osobie gdzie jesteśmy, odłożyła telefon, informując nas, że to Gwen pytała o nasze miejsce pobytu.
   Kilka minut później czerwonowłosa pojawiła się razem z Lysandrem, udając zezłoszczoną.
   - Dlaczego na nas nie zaczekaliście? - fuknęła, opadając na siedzenie obok Alexa.
   - Nie chcieliśmy wam przeszkadzać - odpowiedział Matt, kładąc ramiona na oparcie.
   Czerwonowłosa nie skomentowała tego, sięgając po listę z napojami.
   Gdy każdy zadecydował co chce zamówić, zawołaliśmy kelnerkę, która chętnie spisała nasze zamówienie. Rozalia wzięła bezalkoholowy koktajl, ja z dziewczynami zdecydowałyśmy się na kolorowy Żar Tropików, a męska część grupy postawiła na tradycyjną brazylijską wódkę z trzciny cukrowej.
   Po kilku takich rundkach, byliśmy już nieźle wstawieni. Wybuchając co chwilę śmiechem, opowiadaliśmy sobie różne głupie historie z życia. Jedynie Rozalia i Leo, choć nie mogłam być do końca pewna mężczyzny, pozostawali trzeźwi. Jednak dziewczyna potrafiła się doskonale bawić nawet bez alkoholu. To dzięki niej nasza ekipa wróciła do hotelu w miarę przyzwoitym stanie. Starając się nie hałasować, co pewnie wyszło nam z marnym skutkiem, udaliśmy się do swoich sypialni.

poniedziałek, 16 maja 2016

~ Rozdział 67 ~

 Jedynie ci kochankowie mogą o sobie zapomnieć, którzy niedostatecznie się kochali, by się znienawidzić.
 ~ Ernest Hemingway

   Stałam prze chwilę w bezruchu, próbując zapanować nad wyrazem twarzy. Cały czas powtarzałam sobie w myślach, że to nie jest nic wielkiego, że nie powinnam się tym przejmować. Przecież nie jestem zazdrosną kwoką, która kontroluje swojego faceta na każdym kroku. Powtarzałam sobie, że to tylko zwykła, koleżeńska rozmowa, że nic ich nie łączy. Jednak mimo to nie potrafiłam powstrzymać bolesnego ukucia w klatce piersiowej.
   - Liv, wszystko w porządku? - Usłyszałam obok siebie zmartwiony głos przyjaciółki.
   - Taak... W porządku - odpowiedziałam cicho, po czym pokręciłam głową, jakbym chciała odgonić się od natarczywej muchy. - Zamyśliłam się na chwilkę, to nic takiego.
   Usłyszawszy mój głos, Kentin zwrócił wzrok w moją stronę i uśmiechnął się szeroko, wstając z sofy. Zmusiłam swoje usta, by wygięły się w imitacji uśmiechu, nie mogąc wyrzucić z siebie niepokoju. Automatycznie nastawiłam policzek na delikatnego całusa, by po chwili dać podprowadzić się ku kanapie.
   - Jak się czujesz? - Złotowłosa dziewczyna, pochyliła się w moją stronę, wbijając we mnie spojrzenie.
   - W porządku - powtórzyłam, unosząc kąciki ust. - W przyszłym tygodniu mają mi ściągnąć gips. Nareszcie.
   Westchnęłam z ulgą, co zostało skwitowane, rozbawionym chichotem przyjaciół.
   - Rozalia coś wspominała o wypadzie nad ocean... - Amber zagaiła ponownie rozmowę, odrzucając długie włosy na jedno ramię.
   - Coś mi dzisiaj wspominała. Nie sądziłam, że chce zabrać ze sobą połowę miasta - zaśmiałam się, zerkając na białowłosą, która machnęła od niechcenia ręką.
   - Szkoda by było marnować ostatnie piękne dni na siedzenie w domu, kiedy można spędzić je w gronie przyjaciół na plaży. Poza tym to chyba będą ostatnie dni, które z nami będziesz, prawda?
   -  Niestety tak - potwierdziłam, krzywiąc się lekko na wspomnienie „rozmowy” między mną a Kenem. Piętnastego września mam samolot do Santa Cruz.
   Kaszlnięcie z lewej strony odwróciło moją uwagę od blondynki. Rzuciłam zielonookiemu pytające spojrzenie, ale on tylko wpatrywał się we mnie intensywnym wzrokiem. Od razu domyśliłam się o co mu chodzi, ponieważ nic mu nie wspominałam o terminie wyjazdu. Podejrzewałam, że nie spodziewał się, iż to aż tak szybko nastąpi. Uniosłam jeden kącik warg w półuśmiechu, żeby zaraz po tym schować się za szklanką zimnego drinka. Ken odpowiedział mi tym samym, chwilę później pogrążając się w rozmowie z Mattem.
   Reszta wieczoru minęła w radosnej atmosferze rozmów, tańców i różnych wygłupów. Byłam co chwilę zajmowana rozmową, a każda osoba proponowała mi coś do picia. Niestety długi okres czasu, kiedy nie piłam alkoholu w połączeniu z dość dużą ilością wypitych drinków, skutkował tym, że już po godzinie dwudziestej trzeciej czułam jak zaczyna mi dość mocno szumieć w głowie. Nie przejęłam się tym zbytnio, ponieważ wiedziałam, że to praktycznie ostatnia okazja, by wypić i zabawić się z przyjaciółmi przed moim wyjazdem. Większość zaproszonych ludzi zaczęła się pomału rozchodzić i w mieszkaniu Alexa została tylko niewielka grupka najbliższych znajomych i przyjaciół. Byłam właśnie pogrążona w rozmowie z Gwen i Rozalią, kiedy ktoś krzyknął:
   - Hej! A może zagramy w butelkę?
   Spojrzałam się na osobę, która to zaproponowała i zobaczyłam Armina stojącego na środku salonu, trzymając w ręce pustą butelkę po wódce. Uniosłam jedną brew zdziwiona, ale moje zaskoczenie pogłębiło się, gdy wszyscy zebrani ochoczo przystanęli na jego propozycję.
   - Serio? Chcecie się bawić w butelkę, jak dzieciaki na domówce? - powiedziałam, spoglądając z niedowierzaniem na przyjaciół, którzy usadowili się na podłodze w kółeczku.
   - Dlaczego nie? I tak już większość ludzi się zmyła, więc nie widzę przeszkody by zagrać w „pytanie czy wyzwanie” - stwierdził brunet, wzruszając ramionami.
   - No, chodź, zagraj z nami! - siedząca już po turecku Rozalia, uśmiechała się do mnie przymilnie.
   Westchnęłam ciężko, przewracając oczami.
   - Czyżbyś się czegoś bała? - Amber stanęła obok mnie, spoglądając spod gęstych rzęs, upijając łyk napoju. - Że coś, czego się wstydzisz wyjdzie na jaw?
   - Nie boję się, tylko uważam to za dziecinadę - odparłam spokojnie, ignorując lekko szyderczy ton głosy blondynki. Przez ostatnie lata zdążyłam się przyzwyczaić do wrednego charakteru dziewczyny.
   - Och, nie gadaj, tylko siadaj i graj z nami! - Alexy złapał mnie za rękę, próbując ściągnąć mnie koło siebie.
   - No dobra...
   - Tak! - rozradowana białowłosa poklepała miejsce obok siebie. - Chodź tu, koło mnie.
   Zrezygnowana usiadłam obok przyjaciółki, podkładając jedną nogę pod udo tej zagipsowanej. Rozejrzałam się nieco skołowana po towarzystwie, które równie jak ja było pod wpływem alkoholu. Jedyna Rozalia pozostawała trzeźwa z całego towarzystwa.
   - Więc kto zaczyna? - zapytał Armin, siadając między Gwen a Matta.
   - Może ta, która tak bardzo nie chciała grać? - zaproponowała czerwonowłosa, uśmiechając się do mnie podstępnie.
   - I ty, Brutusie, przeciwko mnie... - zmrużyłam oczy, wpatrując się w zarumienioną twarz Gwen. Niechętnie zabrałam butelkę od bruneta, po czym kładąc ją na drewnianej podłodze, zakręciłam nią. Moment później naczynie zatrzymało się, a korek wskazywał na Armina. Ten widząc to, jęknął cierpiętniczo. - Sam, zaproponowałeś, więc cierp. Pytanie czy wzywanie?
   - Wyzwanie - przybrał minę pewnego siebie, zakładając ręce na piersi.
   - Hmm... - mruknęłam, zastanawiając się nad zadaniem, które mógłby wykonać chłopak. - Na razie na spokojnie. Wypijesz mojego drinka...
   - Mam się bać? - zapytał retorycznie, udając przestraszony głos.
   - Nie powinieneś... - odpowiedziałam lakonicznie, dodając po chwili - jeśli masz mocną głowę...
   Podniosłam się i podeszłam do stolika z alkoholami, zasłaniając cały widok swoim ciałem. Wzięłam największą szklankę, wsypałam troszkę kruszonego lodu, tak by przykryć dno, następnie złapałam za butelkę wódki i zapełniłam nią prawie całe naczynie. Dopiero gdy szklanka była zapełniona w miej więcej trzech czwartych wysokości, dolałam do tego coli by zabarwić nieco trunek. Odwróciłam się do przyjaciół z szatańskim uśmiechem na ustach i podałam Arminowi szklankę. Ten widząc mój wyraz twarzy, stracił trochę ze swojej pewności, jednak nie zawahał się, kiedy brał pierwszy łyk. Starałam się jak mogłam powstrzymać rosnące zadowolenie, jednak widząc wykrzywioną twarz przyjaciela, wybuchnęłam śmiechem.
   - Co to jest?! - zawołał, przełknąwszy pierwszego łyka, patrząc z przerażeniem na wysoką szklankę.
   - Mój drink - posłałam mu niewinny uśmiech, siadając na swoje miejsce.
   - Drink?! Tu jest praktycznie sama wódka!
   - Oj tam, dramatyzujesz - machnęłam obojętnie ręką, a gdy zauważyłam, że chłopak chce odstawić naczynie, pokręciłam przecząco głową. - Nie, nie, nie... Musisz to wypić do końca. Podjąłeś się wyzwania, to pij jak grzeczny chłopiec.
   Armin rzucił mi złowieszcze spojrzenie, na które jedynie zachichotałam i kilkoma łykami wychylił całą zawartość przygotowanej przeze mnie szklanki. Skrzywił się i wzdrygnął demonstracyjnie.
   - Jesteś straszna... - powiedział cicho, wycierając usta wierzchem dłoni. Zakręcił butelką i szyjka wskazała na Lysandra. - Pytanie, czy wyzwanie?
   - Pytanie - odparł z nic nie wyrażającą miną. Jak zawsze spokojny i opanowany.
   - Spałeś już z Gwen? -zapytał cichym głosem, zakładając ręce na piersi. W pokoju automatycznie zapadła cisza, jakby ktoś jednym przyciskiem wyłączył dźwięk. Ucichła nawet rozmowa między Alexy'm i Rozą. Wszyscy wgapiali się na przemian to w Armina, to w Lysandra, próbując odczytać wyrazy twarzy chłopaków.
   - To chyba oczywiste, że skoro przychodzi do mnie, do mieszkania na noc, to oznacza, że razem śpimy - odparł, z lekkim uśmiechem na ustach, interpretując pytanie po swojemu.
   - Nie o takie spanie mi chodziło - mruknął niezadowolony Armin, krzywiąc się nieznacznie. - Czy uprawiałeś już seks z Gwen?
   - Nie sądzę, by to pytanie było na miejscu. Ta sprawa nie dotyczy tylko mnie, ale także i Gwen, a raczej wątpię, by ona chciała się dzielić z wami takimi szczegółami życia prywatnego - odpowiedział spokojnie białowłosy, spoglądając na swoją dziewczynę z delikatnym uśmiechem. - Jeśli mógłbym, to poproszę o zmianę pytania.
   - Nie. - Niespodziewanie dla wszystkich, to Gwen odmówiła. Spojrzała swojemu chłopakowi prosto w oczy z zaciętą miną, po czym rozejrzał się po wszystkich. - Nie ma możliwości zmiany pytania.
   - Gwen ma rację. Skoro zgodziłeś się zagrać z nami, musisz uszanować zasady - wyszczerzył się do niego czarnowłosy, czekając na odpowiedź.
   Poeta westchnął cicho, opuszczając wzrok na swoje dłonie. Zadziwiające było to, że chłopak sprawiał wrażenie zawstydzonego pytaniem, a gdy podniósł w końcu spojrzenie na zebranych przyjaciół, na jego policzkach widniał delikatny rumieniec.
   - Tak, spaliśmy już ze sobą - odparł cicho, nerwowo zerkając na czerwonowłosą, która nie wyglądała na poruszoną. Nie patrząc na nikogo, Lysander zakręcił butelką, która moment później zatrzymała się, wskazując na Amber. - Pytanie, czy wyzwanie?
   - Wyzwanie - uśmiechnęła się odważnie, zagryzając delikatnie, pomalowaną na brzoskwiniowy kolor wargę.
   - Pocałuj w szyję chłopaka, który najbardziej ci się podoba - powiedział bez chwili zastanowienia.
   Po salonie rozległy się ciche gwizdy i wszyscy wpatrywali się w blondynkę, czekając na to kogo wybierze. Dziewczyna rozejrzała się po znajomych, przykładając palec do brody w wyrazie zastanowienia. Chwilę później podeszła na kolanach do Kentina i uśmiechając się zawadiacko, pocałowała go w odsłonięty kark, nie szczędząc namiętnego języka. Widząc to, ledwo zapanowałam nad wrzącą we mnie wściekłością, jednak tym, co przelało czarę był cichy pomruk przyjemności, wydobywający się z ust szatyna. Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i zerwałam się z kanapy. Przez większość imprezy starałam się opanować buzującą we mnie zazdrość na widok rozmawiającego Kentina z Amber, jednak to, co stało się teraz przekroczyło wszelkie granice. Miałam świadomość, że nie powinnam aż tak się na nich złościć, ponieważ każdy był pijany i tylko się bawił, jednak ogromne wkurwienie jakie mnie wtedy ogarnęło, zepchnęło tą świadomość gdzieś w głąb mojej głowy. Sięgnęłam po swoje kule i zaczęłam kierować się do wyjścia, nie reagując na wołania przyjaciół. Miałam tego wszystkiego dość.
   Będąc już prawie przy drzwiach, wpadłam na kogoś i o mało co nie upadłam na ziemię
   - No, rzesz kurwa jego mać! - krzyknęłam, ledwo łapiąc równowagę.
   - Przepraszam... - spojrzałam się na osobnika, który wypowiedział te słowa i ujrzałam czekoladowo brązowy wzrok, wpatrujący się we mnie spod czarnej grzywki.
   - Co ty tu robisz? - Usłyszałam warknięcie Kentina, nim zdążyłam otworzyć usta i zadać to samo pytanie.
   - Przyszedłem pożegnać się z Liv - powiedział spokojnie głębokim głosem, który sprawił, że po moich plecach przebiegł dreszcz.
   - Niby po co? Przecież i tak każdy wie, że za nią pojedziesz - Kentin parsknął, zakładając ręce na piersi, stają przed Kastielem z wyzywającą miną. - Najlepiej by było, gdybyś stąd wyszedł.
   - Nie przyszedłem tutaj dla ciebie, tylko dla Liwii. I o ile się nie mylę, to nie twój dom, a zachowujesz się jak pan na włościach - ironiczny uśmiech wykrzywił wargi Kastiela, który stał jak gdyby nigdy nic w progu mieszkania bliźniaków.
   - Problem w tym, że ona nie chce cię widzieć, a to co ty chcesz mało nas interesuje - Kentin nie odpuszczał. Dziwnie się czułam stojąc za nim, kiedy on zasłaniał mnie swoim ciałem i wypowiadał się w moim imieniu.
   - Może lepiej by było, gdybyś nie wypowiadał się za nią. Ma swój rozum i chyba potrafi odpowiadać za siebie - Kastiel założył ręce na piersi, wpatrując się zimnym spojrzeniem brązowych oczu. - Chyba, że już ją sobie podporządkowałeś, ale wątpię, by Liwia dała się omotać takiemu dupkowi jak ty.
   - Tego już za wiele... - mruknął szatyn pod nosem i jednym ruchem rozplątał krawat zawiązany pod szyją, po czym rzucił nim o podłogę. Silnym pociągnięciem podwinął rękawy jasnej koszuli i rzucił się z pięściami na Kastiela.
   - Kentin, nie! - zawołałam za nim, chcąc złapać go za ramię, ale ten odepchnął mnie gwałtownie od siebie, przez co wylądowałam na podłodze.
   - Nie wtrącaj się, do kurwy nędzy.
   - Chłopaki, przestańcie! - krzyknęła Rozalia i razem z Lysandrem i Arminem zaczęła rozdzielać bijących się mężczyzn. - Zachowujecie się jak pięcioletnie dzieciaki...!
   Resztę wypowiedzi i całe zamieszanie jakie później powstało, pamiętałam jak przez mgłę. Cały czas rozpamiętywałam chamskie zachowanie Kentina. Co w niego wstąpiło?

niedziela, 15 maja 2016

~ * !! WYNIKI KONKURSU !! * ~

Witajcie! 
Zapewne domyśliliście się po tytule co zamierzam dzisiaj tu ogłosić. Przyznam szczerze, że okres wyczekiwania na wasze prace był dla mnie pełen nerwów i co chwilowego zaglądania na pocztę. 
Jednakże zaskoczyła mnie ilość przysłanych mi prac. Po ilości głosów, które złożyliście w ankiecie spodziewałam się nieco większej ilości zgłoszeń, jednak nie winię Was o nic. To była wasza decyzja, a moja propozycja. 

Jak zapewne już każdy wie mogliście wybrać dwa zadania:
1. Rysunek przedstawiający postać mojego opowiadania
lub
2. Waszą wersję zakończenia historii. 

A nagrody miały być następujące:
1. Nagrodą za pierwsze miejsce będzie możliwość spotkania ze mną w czasie wakacji, jeśli oczywiście zwycięzca wyrazi taką zgodę. 

2. Za drugie miejsce jest nagroda rzeczowa o wartości 40 złotych. 

3. Nagrodą za trzecie miejsce jest pudełko słodkości o wartości 25 złotych.
 
Szczerze powiedziawszy to, mimo że dostałam niewiele prac, wybór był dla mnie dość ciężki. Starałam się jak najbardziej obiektywnie ocenić wszystkie pracę, jednak jak to mi wyszło... Cóż. Nie mnie to oceniać. 
Mam nadzieję, że każdy zwycięzca będzie zadowolony ze swojego miejsca oraz z możliwości wzięcia udziału w konkursie. Zanim jednak przejdziemy do tej przyjemniejszej części, czyli ogłoszenia wyników, chciałabym nadmienić, że każdy zwycięzca ma możliwość zmiany lub wyboru swojej nagrody, w zależności, które miejsce zajął.

Tak więc...

Pierwsze miejsce zajmuje Wioletta M. autorka tegoż obrazka:
  



Drugie miejsce zajmuje Lena Rozalia Król, autorka tego rysunku: 

 Oraz trzecie miejsce zajmuje Tekashikika Meidozumikime:

Chciałabym też wspomnieć, że od TekaShimo dostałam również pisemną pracę, przy której uśmiałam się jak nigdy, jednakże, że można było wziąć udział tylko w jednej konkurencji, postanowiłam, że nie będę upubliczniać „planu wydarzeń”. 

Na koniec chciałabym zwycięzcom przypomnieć by skontaktowali się ze mną drogą mailową, aby omówić kwestie nagród. 
Serdecznie gratuluję! 

sobota, 7 maja 2016

~ Rozdział 66 ~

 Witajcie kochani! 
Na wstępie chciałabym was poprosić o wybaczenie i wyrozumiałość, że tak późno dodaję post, ale mam teraz matury. 
A matury to zło.
Nie miałam czasu ani sił, by cokolwiek napisać, ale teraz już wszystko skończyłam, więc nie musicie się martwić, że was opuściłam. 
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu ponieważ mi niespecjalnie mi się podoba.
Jest taki jakiś... dziwny. No, ale to tylko moje zdanie. 
Nie przedłużając zapraszam do czytania. ENJOY ♥

 ~~~~~~~~~~~~~ » . ∞ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Niedługo później nasza trójka wyszła z mieszkania, śmiejąc się pod nosem. Kentin udał się do Armina, chcąc uniknąć chodzenia za nami po galerii, a ja z Rozalią wybrałyśmy przeciwną stronę, obierając sobie za cel centrum handlowe.
   Szłyśmy przez miasto, delektując się przyjemnym żarem, który lał się z nieba. Mimo, że słońce paliło niemiłosiernie, temperatura powietrza była znośna przez delikatny wiatr, owiewający nagrzane ciała ludzi. Przez większość drogi Rozalia paplała o pomyśle na nową, jesienną kolekcję, którą miała wypuścić do sklepu Leo tuż pod koniec września. Bawiło mnie to niemiłosiernie, ponieważ dziewczyna nie przejmując się tym, że projektuje i szyje ubrania od dobrych kilku lat, nadal cieszyła się tym, jak małe dziecko podczas Gwiazdki.
   - ...tym razem w kolorystyce kolekcji króluje bordo i fiolet oraz szlachetny odcień gorzkiej czekolady. Za to, szukając odpowiedniego materiału, postawiłam na gruby i miękki flausz i nieco sztywniejszy loden. Chciałam zrobić coś wzorzystego, ale nic mi nie pasowało. Stwierdziłam, że w tej kolekcji będą dominować kobiece kroje - paplała, jak nakręcona, co chwilę gestykulując, by zobrazować mi, co ma na myśli. - Taak... To będzie genialne. Mocno wcięta talia, rozkloszowany dół i uwydatniająca kobiece kształty góra. A więc skoro ta kolekcja jest typowo kobieca, dałam się nieco ponieść wenie i stworzyłam całą masę prześlicznych sukienek, które idealnie nadadzą się na chłodniejsze dni. Tu kierowałam się wygodą i komfortem, więc, żebyśmy my, kobiety, nie marzły w późne, jesienne wieczory, postanowiłam wykorzystać welur. Przyjemne odcienie szarości, połączone z ciepłymi hinduskimi barwami - zamilkła na moment. Spojrzałam się na nią pytająco, a ta skierowała na mnie zmartwiony wzrok. - Myślisz, że się spodoba...?
   Nie mogąc się powstrzymać, zaśmiałam się cicho, kręcąc z niedowierzania głową.
   - Rozalio... Projektujesz i szyjesz swoją kolekcję ubrań już od dwóch lat i jeszcze ani razu nie zdarzyło się, żeby cokolwiek zostało na półkach. Nie pamiętasz ile razy musiałaś doszywać niektóre modele, bo sprzedawały się jak świeże bułeczki?
   - No, tak... Ale tym razem to co innego - zaperzyła się, gryząc wargę. - W tym roku nikt nie stawia na ciepłe odcienie. Wszyscy projektanci kierując się ku zimnym odcieniom błękitu i zieleni...
   - Och, daj spokój. Ty nie patrz na innych tylko na siebie. Od zawsze wyróżniałaś się nieprzeciętnym instynktem modowym i zawsze potrafiłaś zaskakiwać - uśmiechnęłam się ciepło do niej. - Tym razem będziesz się wyróżniać pomiędzy tymi wszystkimi jednakowym kolorami. Myślę, ze podbijesz rynek szybciej niż ci inni „sławni” projektanci.
   Po drodze do centrum zatrzymałyśmy się na chwilę w lodziarni, by kupić nasze ulubione, naturalne lody. Białowłosa wybrała tradycyjne śmietankowo-pistacjowe, a ja, jak zawsze, wzięłam swoje ulubione o smaku mięty z kawałkami gorzkiej czekolady.
   - Właściwie, to po co idziemy do galerii? - zapytałam kilka minut później, wystawiając twarz ku słońcu.
   - Jak to, po co? - zapytała, jakbym zerwała się z księżyca. - To chyba logiczne, że na zakupy.
   - Och, no wiem, że na zakupy, ale po co? Przecież ani ja, ani ty nie potrzebujemy nowych ciuchów.
   - O nie, kochana. Tym razem nie idziemy po ubrania. Dzisiaj idziemy odwiedzić mojego dobrego znajomego, który pomoże wybrać ci bieliznę.
   - CO?! - Wgapiałam się w przyjaciółkę, z szeroko otwartymi ustami.
   - Nie co, tylko tak. Nie pamiętasz już, jak niedawno obiecałaś mi, że pozwolisz sobie wybrać porządny strój kąpielowy? - uniosła jeden kącik ust w delikatnym półuśmiechu, spoglądając na mnie z radosnym błyskiem w szarych oczach.
   - Jest w ogóle sens kupować strój kąpielowy tuż pod koniec wakacji? - zapytałam z ledwo ukrytą nadzieją w głosie.
   - Jest - odparła od razu, bez zająknięcia. - Doskonale wiem, że w przyszłym tygodniu zaczyna ci się tygodniowy urlop z powodu twojego awansu i pomyślałam, że miło by było wybrać się na kilka dni do kurortu nad oceanem.
   - Kiedy miałaś zamiar zapytać się mnie o zdanie? - Zatrzymałam się w cieniu drzewa, tuż przy galerii. Spojrzałam się na nią, podpierając się jedną ręką na boku.
   - Właśnie ci o tym mówię - dziewczyna wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, puszczając mi oczko.
   - Nie chodzi mi o poinformowanie mnie. Kiedy chciałaś się mnie zapytać, czy pojadę?
   - I tak byś pojechała, więc uznałam, że nie ma sensu się ciebie pytać - wzruszyła ramionami, po czym przemierzyłyśmy ulicę i weszłyśmy do klimatyzowanego budynku centrum handlowego.
   - Jesteś nieznośna, wiesz? - rzuciłam, poprawiając dłoń na kuli, by wygodniej mi się szło.
   Białowłosa parsknęła jedynie śmiechem, nie zwracając na nic uwagi. Krocząc główną alejką, rozglądała się dookoła, jakby szukając czegoś. Chcąc, nie chcąc podążałam za nią, starając się nadążać za jej szybkim krokiem. Dziewczyna, mimo że miała dziesięciocentymetrowe szpilki, poruszała się z dużo szybciej i o wiele bardziej zgrabnie niż ja, nawet ze zdrowymi kończynami.
   Nagle dziewczyna zatrzymała się w miejscu, rozłożyła szeroko ramiona i z ogromnym uśmiechem na ustach, podeszła do wysokiego mężczyzny o czarnych jak węgiel włosach i zaskakująco piwnych oczach.
   - Victor! - Podbiegła do bruneta i uściskała serdecznie. - Jak miło znów cię zobaczyć!
   - Rozalia, moja miła! Nawet nie wiesz jaką radość sprawiasz mi swoją obecnością. Cóż cię do mnie sprowadza?
   - Mam mały problem - dziewczyna zaśmiała się perliście, odrzucając długie pukle za ramię. - A właściwie, to nie ja, a moja przyjaciółka - Rozalia odwróciła się w moją stronę i wyciągnęła zgrabną dłoń. - Liv, poznaj mojego dobrego przyjaciela - Victora. Victor, oto dziewczyna, którą ci powierzam.
   - Ale chyba nie masz zamiaru mnie zostawić samej? - wypaliłam, zanim zdążyłam pomyśleć. Kiedy zobaczyłam ich zdziwione twarze, zrozumiałam, co palnęłam i od razu oblałam się soczystym rumieńcem. - Znaczy... Nie to miałam na myśli...
   Zaczęłam się tłumaczyć, czując ogromne zawstydzenie. Zawsze kiedy czułam się poddenerwowana, najpierw mówiłam, a dopiero potem myślałam. I tak było w tym przypadku. Plącząc się w tym co mówiłam, starałam się koślawo wytłumaczyć, ale zamilkłam widząc ich rozbawione twarze.
   - Ona zawsze taka słodziutka? - Viktor, pochylił się lekko w stronę przyjaciółki, udając, że szepcze konspiracyjnie.
   Słysząc jego słowa zarumieniłam się lekko, a Rozalia widząc to zachichotała cicho.
   - Taki jej urok - puściła mi oczko, rozbawiona, po czym wyciągnęła rękę w moją stronę i zaciągnęła do sklepu.
   Wnętrze butiku było jasne i gustownie urządzone. Kremowo-różowe ściany były podświetlone lawendowymi halogenami, a dookoła stały manekiny oraz stojaki z przeróżnymi rodzajami bielizny, począwszy od korygujących sylwetkę, prześlicznych gorsetów, po tą bardziej skąpą, seksowną. Przy przymierzalniach stały wieszaki z najróżniejszymi modelami strojów kąpielowych we wszystkich możliwych kolorach i ich odcieniach. Wchodząc do sklepu miałam cichą nadzieję, że przyjaciółka od razu skieruje się ku strojom kąpielowym, jednak moje płonne nadzieje zostały brutalnie zdeptane wraz z pierwszymi krokami po butiku.
   Dziewczyna jak zawsze sprawiała wrażenie, że jest w swoim żywiole. Po tylu latach przyjaźni z Rozalią przestało mi to przeszkadzać, jednak wciąż gdzieś tam, głęboko, pozostawało to dziwne uczucie skrępowania, gdy białowłosa pokazywała mi bieliznę, rozmyślając na głos, czy będzie do mnie pasować.
   - Może biały komplet? - Roza mruknęła do siebie, unosząc w górę komplet seksownej, śnieżnobiałej bielizny, mrużąc jedno oko. - Hmm... Nie. Do twojej złotej karnacji nie pasuje biel. Bardziej... - znów zanurkowała w wieszaki, szukając czegoś odpowiedniego. Po chwili zawołała zachwycona. - Tak! Delikatny odcień ecru i zmysłowa czerwona tasiemka. Idealne...
   - Myślałam, że miałyśmy szukać dla mnie bikini, a nie staniki i majtki - przypomniałam jej z lekkim uśmiechem na ustach. Wiedziałam, że moja uwaga i tak nie powstrzyma Rozy od przeszukiwania sklepu oraz próby wciśnięcia mi kolejnej, zupełnie nie potrzebnej rzeczy.
   - Tak, tak... Zaraz - odparła dziewczyna, machając obojętnie ręką. - Co powiesz na klasyczną czerń? Zawsze było ci do twarzy w ciemnych kolorach.
   - A mam jakiś wybór? - zapytałam retorycznie, oglądając mimochodem koronkowe gorsety.
   - Ależ oczywiście, że masz - stwierdziła, uśmiechając się do mnie szeroko. - Możesz dobrowolnie się zgodzić na ten komplecik, albo możesz te zacząć się ze mną kłócić, co i tak skończy się tym, że go kupisz.
   - Czyli nie mam wyboru - mruknęłam pod nosem, wzdychając nad marnym losem zawartości mojego portfela.
   Kiedy udało mi się wynegocjować, że kupię dwa komplety, które wybierze mi przyjaciółka, zamiast każdego, na który wskazywałam, ta w końcu zgodziła się, żeby poszukać dla mnie stroju kąpielowego. Jeśli myślałam, że tutaj pójdzie dużo łatwiej, po raz kolejny się przeliczyłam. Wszelkimi swoimi siłami starałam się przekonać przyjaciółkę, że krwistoczerwony, niebotycznie skąpy strój nie jest w moim guście i, że chciałabym coś bardziej zakrywającego niż odkrywającego. Dopiero po dziesięciu minutach zażartego sporu, na odsiecz przybył Victor, który wybrnął z całej kłopotliwej sytuacji, proponując mi jasnobłękitne bikini składające się z wiązanego dołu oraz idealnie dopasowanej góry, ozdobionej dużą kokardą między miseczkami. Rozalia z początku kręciła nosem, ale gdy dla świętego spokoju przebrałam się w niego i pokazałam przyjaciółce, ta z radością przytuliła Victora, chwaląc jego gust.
   Po skończonych zakupach w galerii wróciłyśmy do mnie, by zostawić zakupy oraz żebym mogła odświeżyć i przebrać na wieczorną zabawę. Kiedy brałam prysznic, Roza zapuściła się wgłąb mojej szafy, by znaleźć coś dla mnie i dla siebie na wieczór, a gdy ja się przebierałam, to dziewczyna zajęła łazienkę.
Siedziałam na łóżku z wyciągniętą przed siebie nogą w gipsie i rozczesywałam włosy, kiedy przyjaciółka opuściła łazienkę.
   - Chciałabym się już pozbyć tego gipsu... - mruknęłam pod nosem, siłując się z wilgotnymi włosami.
   - Niedługo powinni ci go już ściągnąć - odparła dziewczyna, siadając za mną, by móc mnie uczesać.
   - W przyszłym tygodniu mam się zgłosić do szpitala na zdjęcie, ale to aż o tydzień za długo. Mam go już dość - westchnęłam, kręcąc nogą.
   Niecałą godzinę później, już obrane - ja w sukienkę z granatowym gorsecikiem bez ramiączek i z białą spódniczką, a Roza w kwiecisty krótki top i rozkloszowaną błękitną spódniczkę, czekałyśmy na zamówioną taksówkę, która miała nas zabrać do Alexa, gdzie miała odbyć się impreza. Kiedy Rozalia do niego zadzwoniła i ogłosiła swój pomysł, ten od razu zaproponował, by wszystko odbyło się w jego i Armina domu. Bliźniacy zaraz po skończeniu szkoły dostali od swoich rodziców niewielki domek, za to z ogromnym, malowniczym ogrodem niedaleko osiedla, gdzie mieszkali państwo Ross. Kilkanaście minut później, znalazłyśmy się na miejscu.
   - Liwia, kochanie, jak dobrze cię widzieć! - niebieskowłosy mężczyzna podszedł do mnie z szeroko rozłożonymi ramionami i uściskał mnie ciepło. - Pięknie wyglądasz w tej sukience.
   - Al... Widziałeś mnie dokładnie wczoraj, a zachowując się, jakbyś nie widział mnie przynajmniej przez miesiąc - zaśmiałam się, oddając uścisk przyjacielowi.
   - Oj tam, wdrążasz się w szczegóły. To nie zmienia faktu, że miło cię widzieć - puścił mi oczko, po czym zaprowadził nas do wnętrza chłodnego domu.
   Z mieszkania dochodziła nieco stłumiona muzyka i głośne rozmowy zaproszonych znajomych. Wszędzie migały mi znajome twarze, które od razu się ze mną i Rozą witały, składały mi gratulacje z powodu awansu. Kiedy minęliśmy pierwszy tłum, z kuchni wyszedł Armin, uśmiechając się szeroko.
   - Hej, dziewczyny - przywitał się, wyciągając w naszą stronę dwie oszronione szklani z zimnymi drinkami, dla Rozy oczywiście bez alkoholu. Przyjęłam ochoczo swoją szklankę, marząc o zimnym napoju.
   - Cześć, Armiś - Rozalia puściła do niego oczko. Chłopak nienawidził tego zdrobnienia, a białowłosa obrała sobie za cel denerwowanie go tym przy każdej okazji. - Wszyscy już przyszli?
   - Nie, jeszcze nie ma Gwen i Lysa, ale dzwonili wcześniej, że się spóźnią - odpowiedział Armin, podnosząc głos, byśmy go usłyszały wśród głośniej muzyki.
   - Może pójdziemy do salonu, a nie będziecie tak stać w korytarzu, co? - Usłyszałam obok siebie głos Alexa, który zniknął chwilę wcześniej.
   Zabrał ode mnie szklankę, bym mogła bez problemu przejść o kulach. Przeszliśmy przez nieduży hall, do jasnego salonu, gdzie kręciło się kilka osób pogrążonych w konwersacji. W kącie pomieszczenia stał duży telewizor, a obok niego solidna wieża, z której rozchodziły się przyjemne brzmienia muzyki.
   Stanęłam w przejściu jak wryta, widząc słodko rozmawiającą parę, która siedziała dokładnie na przeciwko mnie, na kanapie. Patrzyłam się z niedowierzaniem na Kentina, który pochylony w stronę Amber, tłumaczył coś zażarcie, machając rękoma. Dziewczyna zaśmiała się perliście, kładąc wymanikiurzoną, drobną dłoń na ramieniu mojego chłopaka, przybliżając się do niego niebezpiecznie.
   - Och... - wyrwało mi się z ust, widząc tą nietypową zażyłość między nimi.