wtorek, 24 maja 2016

~ Rozdział 68 ~

   - Liwia, jeśli się nie pospieszysz, to pojedziemy bez ciebie!
   - No, już, już... Idę - mruknęłam cicho, ciągnąc za sobą dość dużą i zaskakująco ciężką walizkę. - Musiałam wszystko sprawdzić!
   - Dziesięć razy? - Rozalia opierając się o białe BMW, wpatrywała się we mnie zza ciemnych okularów przeciwsłonecznych.
   - Nie przesadzaj. Sama sprawdzałaś czy wszystko zabrałaś po pięćset razy - wrzuciłam torbę do zapełnionego bagażnika, po czym wskoczyłam na miejsce obok kierowcy. Zerknęłam za ramię i uśmiechnęłam się szeroko do brata, Gwen i Lysa siedzących na tylnych siedzeniach.
   - I co się tak szczerzysz? I tak masz przechlapane - Matt pokazał mi język, na co ja zareagowałam, pokazując mu środkowy palec. - W tym aucie idzie się udusić na słońcu, a ta jeszcze kazała nam się tu kisić.
   - Ojeju... A myślałam, że twoja hiszpańska dupa jest przyzwyczajona do upałów - odgryzłam się, nasuwając na nos ciemne okulary, po czym sprawdziłam w lusterku jak wyglądam.
   - Nie pindruj się tak, bo Roza pewnie otworzy na całą szerokość okna i twoja piękna fryzura będzie wyglądać jak moja - burknęła Gwen, przeczesując palcami splątane, czerwone kosmyki. Syknęła z bólu, kiedy szarpnęła jeden z kołtunów, po czym zła sięgnęła do torebki i rozczesała włosy szczotką, a następnie pośpiesznie związała je w luźnego koka, zanim Rozalia odpaliła silnik.
   - Oni już pewnie się opalają na plaży, a my mamy jeszcze całą trasę przed sobą... - westchnęła cierpiętniczo Rozalia, siadając za kierownicą.
   - To wszystko przez was! Gdybyście się tyle nie pindrowały przed lustrem, też byśmy zdążyli!
   - Oj, już nie gadaj! Sam byłeś nie lepszy! - żachnęłam się, patrząc na brata. - A czy na pewno wziąłem deskę? A czy na pewno wziąłem swój tablet? A czy...
   - Zamknij się, małpo - Matt szturchnął mnie w ramę, robiąc naburmuszoną minę.
   - Ha! Jak ktoś ci takie rzeczy wypomina, to już nie jest tak fajnie, co? - zaśmiałam się, siadając prosto.
   Wyjeżdżaliśmy właśnie z miasteczka, kierując się w stronę autostrady. Oparłam się o zagłówek, wystawiając rękę przez okno. Zamyślona wpatrywałam się w mijany krajobraz. Nadchodził czas wielkich zmian, jednak co te zmiany przynosiły - nie miałam pojęcia. Chciałam coś w swoim życiu zmienić. Ta monotonia i stałość zaczynały mi pomału ciążyć, mimo że nie chciałam się do tego nagłos przyznać. Lubiłam to, jak każdy dzień wyglądał, jak to wszystko pomału się toczyło, jednak brakowało mi w tym czegoś... Innego. Ekscytującego. Brakowało mi tego dreszczyku, który towarzyszył mi w liceum, a później przez rok studiów. Wtedy mogłam liczyć na coś nowego, coś szalonego. Coś co porwałoby mnie do reszty, tak że straciłabym głowę. Teraz nie miałam co narzekać - żyłam dostatnie, Rozalia i reszta paczki potrafili mi dostarczyć nie jednej rozrywki, jednak to nie było to samo. Aczkolwiek z drugiej strony nadchodzący czas napawał mnie lekkim strachem. Nie przepadałam za tak drastycznymi zmianami. Coś takiego zawsze powodowało, że się gubiłam. Bałam się, że wszystko się rozsypie. Zagryzłam lekko wargę, głęboko wzdychając.
   Rozpędzony wiatr wpadał do samochodu, plączącA włosy. Podróż ciągnęła nam się już od dobrej półtorej godziny. Sięgnęłam pod nogi po już nieco zagrzaną wodę i odkręciwszy butelkę, wzięłam dużego łyka. Mimo, że mieliśmy jeszcze dobrą godzinę do celu, powietrze wyraźnie się zmieniło. Nie było już czuć miejskiego zaduchu, kurzu i spalin, a przyjemny, delikatny zapach lasu oraz słonej wody. Krajobraz również zaczął się zmieniać. Znikały wielkie pola zbóż oraz gęste lasy, zastępowane przez skaliste skarpy porośnięte nielicznymi, karłowatymi drzewkami i roślinami odpornymi na nad oceaniczne powietrze.  Przeciągnęłam się, chcąc rozprostować zastałe od przebywania w tej samej pozycji mięśnie.
   - Daleko jeszcze? - zapytała, tłumiąc ziewnięcie. Mimo, że było dopiero południe, ja czułam się jakby to był późny wieczór.
   - Niedaleko. Jeszcze dwadzieścia minut drogi - powiedziała spokojnie Rozalia, zerkając na małe urządzenie przyczepione do uchwytu na przedniej szybie.
   - Tak szybko? - przysypiający Matt od razu się ożywił, zainteresowany.
   - Tak myślę, żeby nie jechać przez miasteczko, ale od razu do kurortu - białowłosa, spojrzała się we wsteczne lusterko, by widzieć mojego brata. - Chyba, zechcecie coś z miasta, to dla mnie nie problem.
   - Myślę, że lepiej będzie od razu jechać do kurortu, niż zbaczać niepotrzebnie z drogi - odezwał się Lysander, odgarniając długą grzywkę z czoła. Chłopak miał na sobie luźną koszulę na krótki rękaw i materiałowe spodenki. Ogromnie się zdziwiłam widząc poetę w takim stroju, jednak powstrzymałam się od pytań, widząc podstępny uśmiech Gwen. To pewnie dziewczyna zmusiła go, by porzucił swoje zwyczajowe wiktoriańskie ubranie.
   - W stu procentach się z nim zgadzam - wyszczerzył się Matt, opierając się z powrotem o siedzenie.
   Tak jak mówiła Rozalia, po dwudziestu minutach byliśmy już na nadbrzeżu, kierując się wąską drogą w stronę naszego hotelu. Jak zawsze będąc w nowym miejscu rozglądałam się dookoła chłonąc nowe widoki. Z mojej strony znajdowało się skaliste pobocze, odgrodzone metalową barierką, a z drugiej strony rozciągał się przepiękny widok na osłonecznioną plażę i lazurową wodę. W miejscu gdzie był nasz kurort, rozciągała się ogromna złota plaża pełna osób wypoczywających nad wodą, a kawałek dalej znajdowało się skaliste wybrzeże, o które rozbijały się fale. W powietrzu unosił się wyraźny zapach słonej wody oraz bardziej egzotyczny, kojarzący się z czymś ciepłym i słodkim. Wciągnęłam głęboko powietrze chcąc rozpoznać zapach, ale nie byłam w stanie wyczuć nic bardziej wyraźnego. Wszystko to, co czułam kojarzyło mi się ze słodkimi owocami i zimnymi koktajlami, podawanymi w licznych plażowych barach.
   Białowłosa zatrzymała samochód na osłoniętym od słońca parkingu dla hotelowych gości. Zabraliśmy swoje torby i udaliśmy się całą grupą do wnętrza śnieżnobiałego budynku, w który mieliśmy spędzić najbliższy tydzień. Chłodny hall był wypełniony różnorodnymi roślinami, przez co przywodził na myśl małą chatkę na tropikalnej wyspie. Jednak pomimo niepozornego wyglądu, zachował swoją klasę i elegancję. Naprzeciw wejścia była recepcja, a po prawej stronie mała kawiarenka dla gości. Zdziwiłam się, gdy właśnie stamtąd wyszła reszta znajomych.
   - Co wy tu robicie? - zapytałam, zastanawiając się, dlaczego nie są już w swoich pokojach.
   - Czekamy na was, ślimaki - uśmiechając się, Kentin podszedł do mnie i obejmując mnie ramieniem w pasie, pocałował. - Nie chcieliśmy rezerwować pokoi bez was, bo wspólnie ustaliliśmy, że dobrze by było mieć je obok siebie.
   - Już nie ściemniaj, bo to ja was zatrzymałem - Alexy podszedł do nas udając obrażonego, szturchnął żartobliwie szatyna.
   - Hej, gołąbeczki, chodźcie tu - zawołała Gwen, poprawiając torbę na ramieniu. - Ja chcę już móc się rozpakować. Ta torba jest ciężka.
   Lysander słysząc to, od razu zabrał dziewczynie walizkę z ramienia, przewieszając przez własne.
   - Trzeba było mówić. Wziąłbym je za ciebie.
   - Poradzę sobie - powiedziała Gwen, ale bez przekonania. Doskonale wiedziała, że Lysander i tak nie oddałby jej torby. Był za bardzo kulturalny, by pozwolić swojej dziewczynie cokolwiek dźwigać.
   Po krótkiej rozmowie z recepcjonistą dostaliśmy klucze do swoich pokoi. Większość z nich była dwuosobowa, dla par. Tylko jeden był przeznaczony dla trzech osób oraz Amber wybrała dla siebie osobny pokój. Alexy, Armin i Matt, nie bacząc na to, że również mogliby wziąć osobne pokoje, zadecydowali, że będą mieli wspólny. Nie chcąc się nic odzywać, zabrałam swoje torby i skierowałam się w stronę schodów.
   Kiedy w końcu dotarliśmy na nasze - trzecie - piętro, wpadłam do sypialni i zostawiając torby na środku przejścia, rzuciłam się na ogromne łoże z niebywale miękką satynową pościelą.
   - Dlaczego nie możemy mieć niżej lokum? - zapytałam, wpatrując się w śnieżnobiały sufit ozdobiony jedynie gustownym żyrandolem.
   - Ale za to mamy balkon - odpowiedział Kentin, odstawiając walizki. - Z widokiem na ocean - dodał po chwili, zerknąwszy przez duże okno.
   - Przynajmniej jakieś pocieszenie... - mruknęłam, przekręcając się na brzuch.
   Czułam jak moja kusa sukienka w kwiaty podwinęła mi się lekko. Szybko poprawiłam ją, chcąc zdążyć przed ciekawskim wzrokiem szatyna, jednak nie zdążyłam. Chłopak jakby wyczuwając to, co chcę zrobić, odwrócił się do mnie i szeroko się uśmiechnął. W jego oczach błysnęła znajoma iskierka pożądania, a zielone oczy pociemniały od emocji. Kiedy zaczął się do mnie zbliżać powolnym krokiem, w mojej głowie ułożył się sprytny plan ucieczki. Szybko poderwałam się na nogi i stojąc po drugiej stronie łózka, pokazałam ukochanemu język. Nim zdążył jakkolwiek zareagować, śmiejąc się szaleńczo przebiegłam przez pokój, uciekając do łazienki. Niestety Kentin okazał się dużo szybszy ode mnie i złapał mnie tuż przy drzwiach, prowadzących do drugiego pomieszczenia.
   - Nie ładnie to tak kusić i uciekać... - mruknął mi cicho do ucha, obejmując w pasie.
   - Nie kusiłam... - odparłam lekkim tonem, przekręcając lekko głowę, ponieważ ciepły oddech Kena łaskotał mnie w ucho. - To ty spojrzałeś się w nieodpowiednim momencie.
   - Coś mi się wydaje, że to był idealny moment - szepnął, by zaraz po tym zacząć sunąć miękkimi ustami wzdłuż mojej szyi aż do ramienia, które delikatnie uszczypnął zębami.
   - Kotuś, nie zaczynaj. Pewnie zaraz ktoś nam przerwie i tylko będziesz się niepotrzebnie denerwować - powiedziałam cicho, odchylając lekko głowę w drugą stronę, by dać mu lepszy dostęp do szyi.
   - Nikt nam nie przerwie. Wszyscy są zajęci swoimi pokojami i bagażami. - Ledwo te słowa wyplynęły z jego ust, rozległo się ciche płukanie.
   - Liv, kochaniutka, mogę wejść? - Zza drzwi doszło nas stłumione pytanie Alexa. Kiedy odpowiedziałam twierdząco, klamka poruszyła się i drzwi zostały uchylone. W wejściu ukazał się niebieskowłosy, uśmiechając się lekko. - Wszyscy zbieramy się, żeby pójść nad ocean. Idziecie z nami?
   Czując jak ramiona Kentina napinają się, nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam cicho śmiechem. Przyjaciel spojrzał się na mnie pytająco ze zmarszczonymi brwiami, a ja pokreciłam tylko przecząco głową.
   - Tak idziemy - uśmiechnęłam się lekko. - Za minutkę będziemy. Zabiorę tylko parę drobiazgów i przebiorę w strój.
   - W porządku. Jakby co, to będziemy w recepcji. Tylko nie każcie nam długo czekać - zaśmiał się, puszczając zalotne oczko, zamykając za sobą drzwi.
   - Ja go kiedyś za to zabije - westchnął ciężko, kładąc na łóżku.
   Odpowiedziałam mu śmiechem, otwierając walizki w poszukiwaniu rzeczy. Kilka minut później schodziliśmy razem, przepychając żartobliwie. Gdy wszyscy zainteresowani wyprawą na plażę, czyli cała nasza grupa znajomych, zebrali się w hotelowym hallu, wyszliśmy na osłoneczniony plac i skierowaliśmy się brukową ścieżką w stronę oceanu. Słońce grzało niemiłosiernie, paląc nieosłoniętą kremem czy ubraniem skórę. Nasunęłam ciemne okulary na nos, chcąc uniknąć oślepiającego światła.
   Po krótkiej przechadzce doszliśmy do piaskowo złotej plaży. Wszędzie były rozstawione kolorowe parawany chroniące przed wiatrem oraz ręczniki czy koce, na których opalali się plażowicze. Nasza grupka znalazłszy wolną przestrzeń niedaleko wody i niewielkiego, ale barwnego baru, rozłożyła się, rozścielając duży koc i ręczniki. Armin rozłożył ogromny parasol, po czym schował się w jego cieniu, wyciągając z torby swoje ukochane PSP.
   - Ty żartujesz, prawda? - Alexy opierając zwinięte w pięści dłonie o biorda, spojrzał się na brata jak na wariata.
   - Czemu niby? - czarnowłosy zsunął przeciwsłoneczne okulary na czubek nosa i zerknął na bliźniaka.
   - Nie zamierzasz grać na konsoli, będąc na plaży? - niebieskowłosy zapytał, mimo że doskonale znał odpowiedź.
   - Zamierzam - odparł i jak gdyby nigdy nic nasunął okulary z powrotem na nos, powracając do gry.
   - O nie, nie, nie... Przyjechaliśmy na wakacje, żeby się bawić, opalić i powygłupiać, a nie grać w głupie gierki - zdenerwowana Gwen podeszła szybko do chłopaka i nim zdążył zareagować, zabrała mu PSP, odbiegając kawałek dalej.
   - Hej! Oddawaj! - Armin zerwał się z miejsca i pobiegł za nią. Dziewczyna zaśmiała się jedynie, podrzucając konsolę, biegła przed siebie.
   - Ani mi się śni! - okrążyła chłopaka, wybuchając śmiechem, rzuciła czarne urządzenie Lysowi. - Łap!
   Białowłosy zręcznie złapał grę i sam poderwał się do biegu. Jego jasna, rozpięta koszula powiewała za nim, jak peleryna. Armin warknął ze złości i przyspieszył, chcąc dogonić chłopaka. Para przerzucała między sobą własność czarnowłosego, robiąc uniki przed jego atakiem.
   - No dobra. Dobra, poddaję się - Armin podniósł dłonie do góry, zrezygnowany.
 - Nie będę grał. Oddacie mi teraz grę?
   - Oj, nie... - Alexy zabrał konsolę od Gwen, która jako ostatnia miała ją w rękach. - Znając życie gdy tylko odejdziemy od koca, ty wykorzystasz okazję i znów będziesz wybijał trolle.
   - Ej! To ja mam pomysł - odezwałam się, nie mogąc wytrzymać ze śmiechu. Widząc zrezygnowaną minę, zrobiło mi się szkoda przyjaciela i postanowiłam interweniować. - Może zrobimy taki układ - zaczęłam siadając na piętach, klepiąc się w uda. - Skoro Armiś - tu puściłam czarnowłosemu oczko - chce tak bardzo grać na PSP, a my powygłupiać w wodzie, to może niech zagra z nami jedną rundkę siatkówki, a potem niech sobie wbije jeden level na konsoli?
   Od razu dało się zobaczyć jak oczy Armina stają się okrągłe z wdzięczności. Rozalia i Alexy nie byli zbytnio zadowoleni z mojej propozycji, ale po chwili zastanowienia zgodzili się. Bardzo niechętnie niebieskowłosy oddał bratu urządzenie, a bliźniak, tak jak obiecał, odłożył grę na koc. Niedługo później wszyscy rzucaliśmy się w wodzie, w pogoni za dmuchaną piłką plażową. Po godzinie gry byłam wykończona, ale szczęśliwa. Rozłożyłam się na brzuchu na ręczniku, opierając głowę o złożone ręce.
   - Może posmaruję ci plecy? - z mojej prawej strony usłyszałam ciche pytanie Lysandra.
   Obróciłam głowę w stronę chłopaka i Gwen. Dziewczyna leżała na brzuchu, tak jak ja, a górę od bikini miała rozwiązaną, by móc opalić się bez odbitego stanika. Kiedy dziewczyna kiwnęła na zgodę, poeta nabrał na dłonie trochę olejku ochronnego i roztarłszy go w dłoniach, zaczął rozsmarowywać na plecach Gwen.
   - A mnie kto nasmaruje? - westchnęłam przeciągle, unosząc się nieco na przedramionach.
   - Może ja? - Spojrzałam za ramię i zobaczyłam szczerzącego się Armina. - Taki rewanż za uratowanie mnie przed tą bandą.
   Odpowiedziałam na uśmiech chłopaka i wskazałam mu, gdziema szukać kremu z filtrem. Mimo że lubiłam się opalać i nie miałam zbyt wrażliwej na słońce skóry, nie chciałam skończyć dziś wieczorem spieczona na raka. Czując delikatne dłonie niebieskookiego na ramionach i kojący chłód kremu, nie mogłam się powstrzymać od mruknięcia z przyjemności.
   - Co tu się dzieje? - zsapany Kentin usiadł obok mnie, patrząc wilkiemna Armina. - Dlaczego on smaruje ci plecy?
   - A dlaczego nie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. - Nie było cię wpobliżu, a Armiś był tak miły i zaproponował pomoc.
   Jedyne co mi odpowiedziało, to zirytowane prychnięcie. Popatrzyłam się w stronę Kena, ale zobaczyłam tylko jego napięte plecy. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową z dezaprobatą.
   Reszta dnia minęła na przyjemnych zabawach na plaży, żartach i wylegiwaniu na słońcu. Gdy zbliżał się wieczór, zabraliśmy swoje rzeczy i wróciliśmy do hotelu. Dziewczyny zaproponowały żeby o zmierzchu wybrać się do któregoś z pobliskich klubów.
   Wychodząc z pokoju, trafiliśmy na Rozalię i Leo. Białowłosa właśnie opowiadała coś swojemu mężowi, zapamiętale gestykulując.
   - Witaj, Leo - przywitałam się, uśmiechając się lekko do buneta. - Kiedy przyjechałeś?
   - Witaj, Liwio, Kentinie - mężczyzna kiwnął lekko głową. - Miło was widzieć. Właśnie, dopiero co, zostawiłem bagaże w sypialni.
   - Widzę, że Roza nie dała ci nawet odpocząć i już cię wyciąga - mój chłopak zaśmiał się cicho, puszczając białowłosej oczko.
   - Och, już zaraz nie dałam. Spokojnie zdążył się rozpakować i rozgościć - przyjaciółka pokazała szatynowi język, łapiąc Leo pod rękę. - Poza tym grzecznie zapytałam się, czy chce z nami iść na miasto i sam, dobrowolnie się zgodził.
   - Długo będziemy na was czekać, aż skończcie te wasze salonowe rozmówki? - Zza zakrętu wyszedł Matt, a za nim bliźniaki i Amber.
   - Czekamy tylko na Gwen i Lysa, ale coś mi się wydaje, że postanowili zabawić się tylko w swoim gronie - powiedziała Rozalia, zerkając na drzwi z numerem 254, które prowadziły do pokoju czerwonowłosej i poety. Na klamce wisiała karteczka z napisem "nie przeszkadzać".
   - Widzisz, Armin? - Alexy położył rękę na ramieniu bliźniaka, patrząc na niego znacząco. - Masz niezbity dowód na to, że Lys jednak sypia z Gwen.
   Armin słysząc słowa brata i spoglądając na drzwi do pokoju przyjaciół, skrzywił się ogromnie, przypominając sobie żenujące pytanie z ostatniej imprezy. Widząc jego minę, wybuchnęłam śmiechem, a po chwili reszta zebranych zawtórowała mi.
   Kilka minut później siedzieliśmy w barze o nazwie Copacabana. Wewnątrz motywem przewodnim była Brazylia. Dookoła nas wszędzie były fototapety z widokami typowymi dla tego kraju, takimi jak karnawał w Rio de Janeiro, Amazonia czy statua Chrystusa. Nie obyło się bez roślinności kojarzonej z portugalską kolonią. Zajęliśmy jeden z boksów na tyłach knajpy, skąd mieliśmy widok na cały lokal. Niedługo po tym, jak każdy wybrał dla siebie wygodne miejsce, podeszła do nas kelnerka ubrana w jaskrawy, kolorowy strój.
   - Co podać? - zapytała z uśmiechem na ustach.
   - A co macie w ofercie? - Matt odpowiedział jej swoją, zalotną wersją uśmiechu, na co dziewczyna zarumieniła się delikatnie.
   - Myślę, że najlepiej będzie, jak przejżycie naszą kartę napojów. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie - podała każdemu kartę wykonaną z bambusa, puszczając oczko mojemu bratu, gdy oddalała się od nas.
   Karta napojów była pełna różnorodnych drinków i koktajli, opatrzonych w zdjęcie wraz z opisem, co znajdowało się w szklance.
   - Wygląda na to, że ja nie mam zbyt dużego wyboru - powiedziała Rozalia, śmiejąc się cicho pod nosem. - Nie pozostaje mi nic innego, jak zamówić Ipanemę. To jedyny bezalkoholowy napój.
   - Mnie kusi Tequila Sunset - mruknęłam cicho, zagryzając lekko wargę, wpatrując się w nazwy drinków.
   Nagle rozległ się dzwonek telefonu białowłosej. Dziewczyna odebrała,  ukazując śnieżnobiałe zęby. Po krótkiej rozmowie, podczas którego wyjaśniła dzwoniącej osobie gdzie jesteśmy, odłożyła telefon, informując nas, że to Gwen pytała o nasze miejsce pobytu.
   Kilka minut później czerwonowłosa pojawiła się razem z Lysandrem, udając zezłoszczoną.
   - Dlaczego na nas nie zaczekaliście? - fuknęła, opadając na siedzenie obok Alexa.
   - Nie chcieliśmy wam przeszkadzać - odpowiedział Matt, kładąc ramiona na oparcie.
   Czerwonowłosa nie skomentowała tego, sięgając po listę z napojami.
   Gdy każdy zadecydował co chce zamówić, zawołaliśmy kelnerkę, która chętnie spisała nasze zamówienie. Rozalia wzięła bezalkoholowy koktajl, ja z dziewczynami zdecydowałyśmy się na kolorowy Żar Tropików, a męska część grupy postawiła na tradycyjną brazylijską wódkę z trzciny cukrowej.
   Po kilku takich rundkach, byliśmy już nieźle wstawieni. Wybuchając co chwilę śmiechem, opowiadaliśmy sobie różne głupie historie z życia. Jedynie Rozalia i Leo, choć nie mogłam być do końca pewna mężczyzny, pozostawali trzeźwi. Jednak dziewczyna potrafiła się doskonale bawić nawet bez alkoholu. To dzięki niej nasza ekipa wróciła do hotelu w miarę przyzwoitym stanie. Starając się nie hałasować, co pewnie wyszło nam z marnym skutkiem, udaliśmy się do swoich sypialni.

7 komentarzy:

  1. Hejoo! \(*3*)/ Witam Cię serdecznie w ten jakże upalny dzień. Nie lubię nadmiaru słońca, toteż cieszę się, że straciłam głos i bezkarnie mogę wylegiwać się w łóżeczku.

    Rozdział wprawił mnie w błogi nastrój. Jest wręcz przesączony wakacyjnym klimatem. Tak to już bywa, że im bliżej wolnego, tym lepiej je czuć, a co za tym idzie - człowiek robi się bardziej leniwy. Też bym chciała móc pojechać sobie do kurortu, zjeść pyszny obiadek w tamtejszej restauracji, a wieczorem pójść na imprezę. No ja cię chrzanię, chcę wakacje! (>.<)

    W pełni rozumiem Armina. Kiedy mnie rodzice siłą wywiozą na plażę, zabieram ze sobą leżaczek, żeby piasek nie wchodził do miejsc, w których nigdy nie powinien się znaleźć; wielki parasol, bo w słońcu nie wysiedzę; parawan, aby odgrodzić się od rozentuzjazmowanego ludu oraz przynajmniej dwie tubki kremu, zabezpieczając się przed opaleniem - kocham swoją bladość i nie zamierzam się jej wyzbywać. Kurczę, gdyby ktoś wyrwał mi z rąk właśnie czytaną książkę, zapewne wyszłabym z siebie i stanęła obok. A na dodatek Gwen i Lysander postanowili rzucać konsolą bruneta. Matko, toć zawału idzie dostać na taki widok! \(O.O)/ Dobrze, że chociaż Liwia postanowiła wybronić chłopaka i wymyślić kompromis. Gdyby nie ona, Armin zapewne cały dzień musiałby spędzić w wodzie odbijając piłkę bądź opalałby się na zasypanym piaskiem ręczniku. Ech, czy już wspominałam, że wolę góry? Jakoś mniej tam ludzi, a i widoki ładniejsze.

    Czyżby Kentinek robił się zazdrosny? (^.^) Nie, dobra, żartuję, wykazuję się zbytnią złośliwością. Tak naprawdę zapewne sama urządziłabym niezły cyrk, gdybym zobaczyła, jak mojemu chłopakowi kremuje plecy inna dziewoja. Szatyn zareagował bardzo łagodnie, co i tak nie zmienia faktu, że nie darzę go sympatią. Raczej nie ulegnie to zmianie.

    Napisałam już chyba wszystko, co napisać chciałam. Chociaż nie mogę z czystym sercem powiedzieć, iż ten komentarz mnie zadowala. Jakiś taki bezsmakowy jest, że się tak wyrażę. No nic, winę zwalę na nadmiar słońca, upał oraz wczesną godzinę. W każdym razie życzę Ci wszystkiego dobrego oraz przesyłam gorące pozdrowienia opakowane w kolorowy papier o zapachu truskawek. Do następnego i niech wena będzie z Tobą! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
  2. Akurat też jeztem na wycieczce, wiec tylko znak po sobie ze jestem i czytam, i zmykam zwiedzać dalej. Heej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli się nie obrazisz, z racji upału i braku weny pozostawię po sobie tylko taką malutką kropkę "."

    Hihi, Kentinek zazdrosny. Dobrze mu tak! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozalia tłumaczyła komuś gdzie są przez telefon... Pomyślałam o ewentualnym przybyciu Kastiela, nie wiem czy to aż takie prawdopodobne, ale ja tam byłabym zadowolona. :D Świetny rozdział! Wakacje, plaża, przyjaciele, tak spokojnie, ale nie nudno, tak faaajnie. :D Dobrze mnie wprowadziłaś w ten nastrój, czuję się chyba teraz taka bardziej odprężona. xD Pozdrawiam, czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyjemny rozdział, taki sielankowy :) Taka odskocznia od tych wszystkich akcji, które ostatnio się działy w twoim opowiadaniu. Tylko z Kentina wychodzi coraz większy ch*j ;3 Ale aż się wczułam w klimat czytając twoje opisy krajobrazów i opis wyglądu baru :) Sama bym sobie pojechała gdzieś nad morze, najlepiej właśnie do jakichś tropików :D Taa... za marzenia nie karają xd Pozdrawiam i życzę weny :*:*

    OdpowiedzUsuń