Witajcie kochani!
Co? Nie spodziewaliście się mnie tak szybko, co?
Sama jestem w szoku, że wzięło mnie na napisanie rozdziału tutaj, to jeszcze udało mi się go skończyć w dwa dni. Dosłownie DWA DNI. Chyba przerwa i wyżycie się na drugim blogu, w innych opowiadaniach bardzo mi pomogło. W końcu mogę skupić na czymś konkretnym myśli.
Wierzę, że nie przejdzie mi to szybko, bo nie chciałabym Was znów zostawiać na kolejny długi okres.
Chciałabym Wam ogromnie podziękować, bo kilka dni temu wybiło mi sto tysięcy wyświetleń. \*O*/ Dajecie wiarę? STO TYSIĘCY! Jestem naprawdę szczęśliwa, że cały czas przy mnie trwacie, wspieracie mnie, czekacie cierpliwe na kolejne części. To naprawdę niesamowicie motywuje do pisania kolejnych rozdziałów. Jak pomyślę o tym wspaniałym okresie, o tych trzech latach razem tutaj, w tym miejscu to aż usta same się uśmiechają, a w serduszku robi się ciepło.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze przez kolejne tyle lat i kolejne tyle wyświetleń. Każdy Wasz komentarz, nawet ten najkrótszy wiele dla mnie znaczy.
Dziękuję Wam za wszystko i zapraszam do kolejnego rozdziału.
ENJOY ♥
~~~~~~~~~~~~~ » . ∞ . « ~~~~~~~~~~~~~
Gdy zbliżała się godzina osiemnasta razem z Kastielem zaczęliśmy układać naczynia i sztućce na zaścielonym śnieżnobiałym obrusem stole. Niedługo później rozległ się głośny dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam na bruneta proszącym wzrokiem, żeby otworzył gościom. Ten westchnął, jakbym prosiła go o coś znacznie cięższego niż otwarcie drzwi, ale bez zbędnego komentarza udał się na korytarz.
Pierwsza przybyła oczywiście Rozalia wraz z Leo, który niósł paczkę z cynamonowymi ciasteczkami. Skończywszy nakrywać do stołu, wyszłam przywitać się z przybyłymi. Ledwo zaprowadziłam parę do salonu, gdzie miała być kolacja, do mieszkania przyszła reszta zaproszonych przyjaciół, a w moim niewielkim lokum zrobiło się naprawdę tłoczno. Wszędzie było słychać głośne rozmowy i śmiechy. Przechodząc między Alexy'm, Natanielem a Mattem, powoli zanosiłam przygotowane wcześniej potrawy. Lysander służąc mi pomocą układał wszystko na stołach, tak by całość się pomieściła. Kastiel przy współpracy z Leo otworzyli butelkę czerwonego wina i nalał wszystkim prócz Rozalia, która dostała swoje bezalkoholowe.
Kiedy każdy usiadł na swoim miejscu, ja podniosłam się że swojego i uniosłam kieliszek, czekając aż zrobi się cicho.
- Zanim zaczniemy tę pyszną kolację, chciałabym wam wszystkim podziękować - zaczęłam, przyglądając się wszystkim znajomym. Wzrok zatrzymałam na Kentinie i Amber, którzy usiedli w najodleglejszym miejscu, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Uśmiechnęłam się do blondynki, po czym kontynuowałam. - Chciałabym wam podziękować za pomoc w przygotowaniu tego wszystkiego, ale również za to, że wszyscy przyszliście chcąc świętować razem ze mną i Kastielem ten cudowny wieczór. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak wiele dla mnie każdy z was znaczy - przerwałam na chwilę, czując jak zaczyna mi się łamać głos ze wzruszenia. Czułam się, jakbym znów zyskała wspaniałą rodzinę. - Chciałabym również życzyć wam wszystkiego dobrego w ten świąteczny okres, by już żadne zmartwienia i troski was nie nękały.
Uniosłam ponownie kieliszek w otwarcie, a bliscy zawtórowali mi tym samym. Usiadłam i zaczęliśmy kolację, podczas której nie obyło się bez śmiechów, żartów i docinek. Każdy próbował nowych potraw, smakując każdej po trochę i chwaląc osoby, które je przygotowały. Co chwilę ktoś się o coś dopytywał, opowiadał o różnych anegdotach.
Kiedy wszyscy się najedli, rozkładając wygodniej na krzesłach, a druga butelka wina zniknęła ze stołu pusta, nadszedł czas by rozpakować prezenty. Oczywiście zajął się tym Alexy robiąc z całej tej sytuacji teatralne przedstawienie. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, opierając głowę o ramię Kastiela, który leniwie przyglądał się poczynaniami niebieskowłosego.
- A co my tu mamy...? - zapytał retoryczne wyciągając pierwszą paczkę spod drzewka. Od razu rozpoznałam w niej tą, którą pakowałam sama dla Lysandra. - Pan Lysander Watson we własnej osobie - ukłonił się nisko przed białowłosym, co ten skwitował to jedynie lekkim uśmiechem.
Ostrożnie rozplątał wstążkę i delikatnie rozerwał kolorowy papier. W środku był obity skórą, gruby notatnik z ozdobnym piórem. Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem, głaszcząc miękką okładkę.
- Następny w kolejce jest... - zawahał się, wyciągając jedno z większych pudeł. Poczułam, jak Kastiel porusza się lekko, a kiedy spojrzałam na niego, uśmiechał się z zadowoleniem. A więc to była jego paczka. - A nie, przepraszam. Nie następny, ale następna. Liwia, to dla ciebie.
Zdziwiona spojrzałam na bruneta, ale ten uśmiechał się jedynie. Podekscytowana podeszłam do prezentu i drżącymi dłońmi rozerwałam papier. W środku było proste pudło z brązowego kartonu. Dokładają na bok kolorowe świstki, podniosłam wieko. Widząc futerał na gitarę, zamarłam z otwartymi ustami. Jeszcze bardziej drżącymi z nerwów rękoma otworzyłam etui. Wewnątrz na czerwonym aksamicie leżała lśniąca, śnieżnobiała gitara elektryczna. Jedynie gryf był wykonany z ciemnego drewna ze srebrnymi okuciami. Spojrzałam oniemiała na Kastiela, który wzruszył ramionami, uśmiechając się lewym kącikiem ust, wyraźnie zadowolony z siebie.
- Wspominałaś kiedyś, że chciałabyś się nauczyć grać na gitarze, więc pomyślałem, że przyda ci się twoja własna.
- Jesteś cudowny... - wyszeptałam wzruszona, powstrzymując łzy cisnące mi się do oczu.
Przez kolejne pół godziny Alexy rozdawał wszystkim prezenty, cały czas zachowując tą pompatyczność. Rozalia otrzymała cały zestaw krawiecki z biżuteryjnymi ozdobami, prześliczną sukienkę, która idealnie pasowała do dużego, ciążowego brzuszka, ulubione perfumy od Diora oraz mnóstwo ubranek dla bliźniaczek. Alexy na widok skórzanego pejcza i puchatych kajdanek wybuchnął śmiechem, natomiast Nataniel spłonął rumieńcem, gdy niebieskowłosy dla żartów klepnął go w ramię. Gwen podekscytowana nowymi książkami nie zwracała uwagi na to, co dzieje się dookoła, zaczytana w pierwszym tomie. Armin przeglądał zbiór nowych gier komputerowych i dyskutował zażarcie z Mattem na ich temat.
Gdy został ostatni, największy prezent wszyscy umilkli, przyglądając się Kastielowi, który zafascynowany otwierał paczkę. Nie mogłam się powstrzymać od szerokiego uśmiechu, kiedy na twarzy bruneta pojawiło się niedowierzanie. Z uwagą oglądał oryginalny wzmacniacz pod jego gitarę. Wzmacniacz, który był mu w tym momencie najbardziej potrzebny.
- Nie wierzę... - wymruczał cicho, cały czas przyglądając się głośnikowi, nie mogąc uwierzyć, że ten stoi tuż przed nim. - Po prostu nie wierzę... Tyle kasy...
- Co tam burczysz? - zapytała Millie, przysuwając się bliżej niego, żeby dosłyszeć. - Jak się coś nie podoba, to zawsze możemy zwrócić. Paragon jeszcze jest...
- Chyba śnisz - Kastiel spojrzał na nią groźnym wzrokiem, obejmując wzmacniacz. Zaśmiałam się widząc tą scenkę. Zupełnie jak dzieci.
- Co powiecie na mały spacer? - Gwen spojrzała się na wszystkich znad książki. - Przyda nam się trochę świeżego powietrza, może też spotkamy jakichś kolędników... Co wy na to?
- Jestem jak najbardziej za - odezwał się Alexy, podnosząc się z podłogi, na której siedział podczas rozdawania prezentów.
Cała reszta pokiwała głową i po kolei szliśmy na korytarz, żeby ubrać kurki i buty, a patrząc na ilość zebranych osób to trochę czasu to zajęło. Gdy już znaleźliśmy się przed domem, złapałam Kastiela pod ramię i ruszyliśmy za przyjaciółmi wzdłuż ośnieżonej drogi. Alexy ganiał między nami wszystkimi i zagadywał na różne tematy. Kiedy dotarliśmy do parku Kastiel dla żartu wrzucił go w zaspę, zaczęła się prawdziwa wojna. Oburzony Al zrobił ogromną śnieżkę i rzucił w bruneta, który automatycznie uchylił się. Niestety ja w tamtym momencie zagadałam się z Millie i nie zauważyłam lecącego w moją stronę śniegu. Dostałam centralnie w głowę, a rozpryśnięta kula poleciała na wszystkie strony, przez co brunetka również oberwała. Zaśmiałam się w głos, gdy przyjrzałam się dziewczynie. Roztopiony śnieg spływał jej po twarzy i z włosów, niszcząc misternie ułożoną fryzurę. Warknęła coś pod nosem i sama zaczęła rzucać śniegiem w resztę. Nawet Kentin, który tego wieczoru nie odzywał się zbyt często, wziął udział w bitwie śnieżnej. Rozalia i Amber schowały się za Leo, żeby samemu nie dostać i cicho podśmiewywały się z nas wszystkich. Mając serdecznie dość mokrej i zdecydowanie za zimnej zabawy, podeszłam do białowłosej przyjaciółki i biorąc z niej przykład, schowałam się za plecami jej męża.
Po jakichś dziesięciu minutach reszcie także zrobiło się zimno i przerwali zabawę, pocierając i chuchając na zmarznięte dłonie. Podeszłam do Kastiela i śmiejąc się cicho na widok jego zaczerwienionych od zimna policzków i nosa, zaczęłam ściągać mu z włosów resztki śniegu. Chłopak objął mnie w pasie, pochylając się nade mną, potarł zimnym nosem o mój, a następnie złożył na moich ustach lekki pocałunek.
Gdy zaczęło robić się naprawdę mroźnie i zaczął wiać wiatr, wróciliśmy wszyscy do mojego mieszkania. Ja od razu udałam się do kuchni, w dużym garnku zagotowałam mleko i zrobiłam gorące kakao. Nalałam każdemu do dużego kubka i zaniosłam do salonu. Wszyscy rozsiedli się wygodnie gdzie tylko się dało, a Matt zabierając pilota, włączył telewizję.
- O! Kevin leci! - rzucił z radością, na co ja westchnęłam cicho, przewracając oczami.
- Każdy oglądał to chyba z milion razy. Poszukaj czegoś innego - zaproponowałam, przynosząc jeszcze cynamonowe i orzechowe ciasteczka do podgryzania podczas filmu.
- No i co z tego? - prychnął, wzruszając ramionami. - I tak się ogląda, nawet jeśli się to zna. Bez Kevina nie ma świąt!
Uniosłam ręce do góry w wyrazie poddania się, zabrawszy poduszkę z kanapy usiadłam wygodnie na podłodze i zaczęłam oglądać film.
Tuż przed jego końcem skończyły się wszystkie ciasteczka, a kakao zostało wypite. Rozalia spała oparta o ramię męża, a Gwen starała się uważać, chociaż i jej zamykały się oczy. Mi samej co chwilę się ziewało, nie byłam w stanie powstrzymać ogarniającego mnie zmęczenia. Niechętnie podniosłam się z poduszki i wyniosłam do kuchni wszystkie brudne kubki. Po moim wyjściu w salonie zaczął robić się ruch, każdy powoli wstawał, przeciągając się, żeby rozruszać zastałe kości. Półprzytomna Rozalia wstała przy pomocy Leo i zabierając swoje prezenty pożegnała się z nami i wyszła z mieszkania. Chwilę później pożegnała się z nami reszta przyjaciół, na zmianę dziękując za wspaniałe święta i ziewając.
Zamknąwszy drzwi za Mattem, weszłam do kuchni i ledwo powstrzymałam jęk, gdy zauważyłam stertę brudnych naczyń leżących w zlewie. Nie miałam najmniejszej ochoty jeszcze zmywać tego wieczoru, ale niechętnie podwinęłam rękawy i zabrałam się za namydlanie pierwszych sztućców.
Nim zdążyłam je normalnie umyć, poczułam jak Kastiel łapiąc mnie w pasie i pod kolanami, podnosi. Krzyknęłam zaskoczona, odkładając do zlewu gąbkę.
- Ale ja muszę pozmywać! - zawołałam, starając się niczego nie ubrudzić pianą, którą miałam cały czas na rękach.
- Jutro pozmywasz - mruknął, kompletnie nie wzruszony moimi słowami. - Sama się tym zajmiesz.
Zaniósł mnie do pokoju, położył na łóżko i delikatnie pocałował. Oddałam pocałunek, starając się nie dotknąć go mokrymi dłońmi, ale gdy pogłębił pocałunek nie mogłam się powstrzymać i wplątałam palce w jego włosy, napawając się jego zapachem. Moment później dotarły do mnie jego słowa.
- Co? Co to znaczy "sama się tym zajmiesz"? - oderwałam się od jego ust, patrząc na niego spod zmarszczonych brwi. - Mam rozumieć, że mi nie pomożesz?
- Jesteś w tym zdecydowanie lepsza niż ja - uśmiechnął się drwiąco kącikiem ust.
Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać chęć mordu, jaka się we mnie zrodziła. Naprawdę nie wiem dlaczego i jak z nim wytrzymuje.
No i przeczytałam i jak zawsze tak to odpisałaś że czułam się jakbym tam siedziała razem z nimi i jadła te ciasteczka, jeszcze ten kewin :D wyszło świetnie czekam na dalszy ciąg .. Czy to już będzie sylwester i koncert? Buziaki Ania
OdpowiedzUsuńDziękuję za przemiłe słowa. Staram się jak mogę, żeby wszystko wyszło dobrze ;)
UsuńMożna powiedzieć, że koncert zbliża się powoli, jednak na zakończenie musisz jeszcze poczekać :D Tak łatwo to nie ma :)
Pozdrawiam cieplutko ;*
Rozdział świetny. 😍 Podczas czytania czuć taką świąteczną atmosferę i aż się człowiekowi ciepło na sercu robi. Najlepszy był Alexy rozdający prezenty i oczywiście nie mogło zabraknąć pięknej Polskiej tradycji czyli oglądania Kevina. 😂
OdpowiedzUsuńJak się pomyśli o tym śniegu, to przyjemnie chłodno się robi. Szczególnie patrząc na ten skwar na dworze. No cóż... Alexy i nie zrobić popisów? Nie ma opcji!
UsuńChyba mi się wydaje, że w każdym domu, nie tylko w Polsce leci Kevin na święta. To już naprawdę staje się tradycją. Pewnie nasze dzieci też będą go oglądać XD
Pozdrawiam cieplutko ;*
Ooo, cudo! ^^ Można się prawie rozpłynąć :D Magia świąt. Baardzo przyjemny, ciepły rozdział. Dobra robota!
OdpowiedzUsuń