czwartek, 10 grudnia 2015

~ Rozdział 46 ~

   Resztę dnia spędziłam w towarzystwie przyjaciół, a kiedy z pracy wróciła ciocia, zamówiliśmy pizze i oglądaliśmy filmy. Przez większość czasu nie mogłam się na niczym skupić, ponieważ cały czas myślałam o słowach Kastiela i tym co nim kierowało. Nie chciałam iść do szkoły i musieć go oglądać, ale z drugiej strony nie chciałam mu pokazywać, że to mnie jakoś ruszyło. Nie znosiłam pokazywać swojej słabości. Tak więc postanowiłam, że pójdę do szkoły i postaram się na niego nie reagować.
   Następnego ranka, gdy obudziły mnie pierwsze tony budzika, z całego serca miałam ochotę odrzucić moje postanowienie i na powrót zakopać się w kołdrze. Jednak nie uczyniłam tego, bardzo leniwie podnosząc się z posłania. Od razu udałam się do łazienki, by przywrócić sobie jako taki stan używalności, ubrałam się w ciemne rurki oraz kremową, przylegającą do ciała, koronkową bluzkę i spakowawszy się jeszcze, zeszłam do kuchni. Ciocia tego ranka jeszcze spała, wykorzystując okazję, że miała na późniejszą godzinę. Zrobiłam sobie po cichu śniadanie, wypiłam na szybko kawę, po czym ubrałam kurtkę, buty i wyszłam z domu. Do szkoły trafiłam kilkadziesiąt minut później z muzyką dudniącą mi w uszach. Wgapiałam się w wybrukowany podjazd przed szkołą, słuchając jednej z moich ulubionych piosenek Escape The Fate. Muzykę wyłączyłam dopiero, kiedy stojąc przed szafką, musiałam ściągnąć płaszcz. Uczyniłam to dość niechętnie, ale podejrzewałam, że nie nacieszyłabym się muzyczną izolacją od świata zewnętrznego zbyt długo, ponieważ ktoś znajomy zaczepiłby mnie na korytarzu. Zabrawszy jeszcze książkę od angielskiego udałam się na koniec korytarza, gdzie pod samą 12A miała się odbyć lekcja.
   Kiedy znalazłam się już prawie pod salą, przechodząca obok blondynka szturchnęła mnie dość mocno. Zachwiałam się lekko i obejrzałam na dziewczynę. Ta odwróciła się i posłała mi wyjątkowo paskudny uśmiech. Momentalnie poczułam jak krew zaczyna się we mnie gotować. Miałam ogromną chęć pójść za nią i zetrzeć jej ten durny uśmiech z wytapetowanej twarzy, jednak zatrzymał mnie dzwonek i zaskakująco szybkie pojawienie się nauczycielki.
   Lekcja ciągnęła mi się wyjątkowo długo i nudno. Nie znosiłam dramatów Szekspira, a dziś omawialiśmy "Otella". Wpuszczając jedynym, a wypuszczając drugim uchem to, co mówiła pani Norton, robiłam niewielkie notatki w zeszycie, bardziej skupiając się na rysowaniu na marginesie.
   - Liwia - z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos wysokiej nauczycielki o dużych szarych oczach. - przeczytaj proszę i zinterpretuj fragment, w którym Jago sugeruje Maurowi zdradę jego małżonki.
   Będąc w ogromnym szoku i nie rozumiejąc kompletnie niczego, otworzyłam usta, żeby cokolwiek odpowiedzieć, ale w porę, z opresji uratował mnie dzwonek ogłaszający przerwę. Wypuściwszy powietrze z płuc, spakowałam się szybko i przeciskając się między uczniami, wyszłam na korytarz. Nie zdążyłam zrobić choćby najmniejszego ruchu, kiedy poczułam mocne szarpnięcie.
   - Co do...?
   Spojrzałam się na osobę, która bezceremonialnie i nie zwracając uwagi na innych uczniów ciągnęła mnie za sobą. Zatrzymałam się, gwałtownie wyrywając nadgarstek z uścisku silnej dłoni czerwonowłosego.
   - Musimy porozmawiać - spojrzał na mnie czekoladowymi tęczówkami, ponownie próbując złapać mnie za rękę.
   - Wydaje mi się, żebyśmy mieli o czym - odrzekłam chłodno, zabierając dłoń.
   - Ja jednak myślę, że mamy - powiedział z rosnącą w głosie złością, jednakże jego oczy wyrażały tylko chęć rozmowy.
   - Ostatnim razem powiedzieliśmy sobie wystarczająco dużo - spojrzałam mu w źrenice, tylko po to, by zaraz odwrócić wzrok, nie mogąc znieść kującego bólu w klatce piersiowej. - Wyjaśniliśmy sobie to, co mieliśmy do wyjaśnienia, a teraz wybacz, ale śpieszę się na lekcję.
   Wyminęłam go, kierując swoje kroki ku schodom na wyższe piętro. Po chwili jednak odwróciłam się do niego i delikatnie uśmiechnęłam.
   - Ach... Mam, na koniec, jeszcze jedną prośbę do ciebie. Powiedz tej swojej laluni, żeby w końcu się ode mnie odpieprzyła, bo nic ani jej, ani tobie nie zrobiłam.
   Nie czekając na odpowiedź, zwróciłam się stronę stopni i udałam się piętro wyżej. Gdy znalazłam się na wyższej kondygnacji, prędko udałam się do toalety, czując napływające łzy. Zamknęłam za sobą drzwi do wyłożonego jasnymi kafelkami pomieszczenia i oparłam się plecami o ścianę obok. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie skrzydła. Wytarłam pośpiesznie pojedynczą łzę z policzka i machinalnie obejrzałam się na wchodzącą osobę. Święta Trójca.
   - Proszę, proszę... Kogo my tu mamy... - blondynka uśmiechnęła się złośliwie w moją stronę, a dwie pozostałe dziewczyny jej zawtórowały. - Jak dobrze się składa, że się tutaj spotykamy, ponieważ mam wrażenie, że zapomniałaś o naszej ostatniej rozmowie.
   - O co ci chodzi? - zapytałam bez zrozumienia, wpatrując się w trzy dziewczyny, stojące naprzeciwko mnie.
   - O to, że masz się odczepić od mojego Kastiela - stwierdziła takim tonem, jakby to była oczywista oczywistość.
   - Och, daj mi już spokój z tym kretynem - warknęłam, przechodząc obok nich, by dostać się do drzwi. - Poza tym, jeśli nie zauważyłaś, on ma już swoją księżniczkę i raczej się nie pali do rozglądania za innymi.
   - Ta suka mnie nie interesuje. Ona niedługo wyjedzie, ale ty zostaniesz - zmrużyła gniewnie mocno pomalowane oczy. - Przypominam tylko o naszej wcześniejszej rozmowie i ostrzegam przed konsekwencjami.
   - Mhm... - mruknęłam cicho, kiwając głową na znak, że zrozumiałam, po czym poszłam w końcu na zajęcia.

   Reszta dnia minęła mi na szczęście bez większych rewelacji. Co prawda parę razy mijałam na korytarzu Debrę, ale ignorowałam ją jak tylko mogłam. Nie miałam zamiaru przejmować się jej groźbami. Szczególnie teraz, po tym co powiedział, a właściwie o co mnie zapytał Kastiel.
   Siedziałam na ławce przed klasą, gdzie miałam mieć ostatnią lekcję - matematykę, kiedy podbiegła do mnie rozradowana Rozalia. Jej pełne usta układały się w szeroki uśmiech ukazujący prawie jej wszystkie śnieżnobiałe zęby, a w dużych oczach igrały iskierki szczęścia. Usiadła obok mnie i zaczęła się uporczywie we mnie wpatrywać. Gdy po upływie kilku chwil nie zmieniła swojej pozycji, parsknęłam śmiechem.
   - No mów co się dzieje, bo zaraz pękniesz - zaśmiałam się, patrząc jej w tęczówki.
   Dziewczyna spojrzała na mnie z politowaniem, ale zaraz ponownie się szeroko uśmiechnęła, odrzucając białe fale za ramię.
   - Alexy organizuje dzisiaj imprezę z okazji Pierwszego Dnia Wiosny - wyrzuciła z siebie na jednym wydechu tak szybko, że przez chwilę musiałam się zastanowić, o czym ona do mnie mówi.
   - I...? - zapytałam, nie bardzo rozumiejąc jej radości. - Co w związku z tym?
   - To, że zapowiada się dzisiaj świetna impreza i ty tam idziesz razem ze mną! - szturchnęła mnie w ramię, lekko oburzona tym, że nie podzielałam jej entuzjazmu.
   - Dobrze wiesz, że nie przepadam za imprezami. Poza tym, chyba pamiętasz jak skończył się Sylwester u ciebie - mruknęłam posępnie, przypominając sobie paskudny oddech pijanego blondyna.
   - Och, bo wtedy to nie była zbytnio pilnowana impreza. Tym razem ma być tylko kilka osób ze szkoły - powiedziała, patrząc mi w oczy z nadzieją. - Przysięgam, że będę cię pilnować jak oka w głowie! - przyłożyła prawą rękę w okolice serca. Zaśmiałam się cicho, kręcąc z dezaprobatą głową. - Och, no Liwia, zgódź się!
   Milczałam przez chwilę, trzymając Rozalię w niepewności, mimo iż już dawno znałam swoją odpowiedź. Już od dłuższego czasu miałam ochotę gdzieś pójść i się wybawić, ale jakoś nie było okazji. Tym razem takowa się trafiła i miałam zamiar ją wykorzystać. Kiwnęłam w końcu głową na znak zgody, co białowłosa przyjęła ze znacznie większym zachwytem niż się tego spodziewałam. Od razu pochwyciła mnie w ramiona i mocno wyściskała. Puściła mnie dopiero, kiedy zaczynało mi już brakować powietrza. Chwilę później zabrzmiał dzwonek na ostatnią lekcję, na którą razem chodziłyśmy. Przez większość czasu rozmawiałam z białowłosą, przez co kilka razy zwracał nam uwagę nauczyciel. Na szczęście męcząca godzina matematyki minęła dość szybko.
   Po skończonych zajęciach zahaczyłyśmy o dom Rozalii, skąd dziewczyna wzięła ubrania na przebranie oraz kosmetyki i zaraz udałyśmy się do mnie. Na początku chciałam sama wybrać sobie ciuchy, jednakże, kiedy po raz kolejny usłyszałam krytyczne uwagi na temat wybranego przeze mnie zestawu, skapitulowałam i pozwoliłam złotookiej wybrać mi przebranie. Kilka minut później stałam przed lustrem ubrana w granatową bluzkę z gorsetowym wiązaniem na przodzie, czarną rozkloszowaną spódniczkę i tego samego koloru rajstopy, dokładnie te same, które kazała mi założyć ostatnim razem. Dużo lepiej czułabym się w spodniach, ale wolałam się nie sprzeciwiać Rozalii, ponieważ nic bym nie wskórała. Jeśli ta dziewczyna się na coś uparła, to nie było zmiłuj. Aczkolwiek, kiedy chciała mnie pomalować stwierdziłam, że sama się tym zajmę. Zrobiłam sobie lekkie, brązowe smoky eyes, mocno podkreśliłam oczy czarną kredką i starannie wytuszowałam rzęsy. Co do włosów, to postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone, tylko delikatnie podkręciłam je na lokówce. Złotooka zaś założyła zwiewną bladozieloną sukienkę i jasne kozaczki na płaskim obcasie. Oczy podkreśliła kreską eye linerem i białą linią kredki tuż przy dolnych rzęsach. Skończywszy wszystkie poprawki, spakowałam do swojej ulubionej torebki telefon, portfel i kilka drobiazgów i wyszłyśmy z domu. Po drodze do Alexy'ego zaszłyśmy jeszcze do sklepu, kupić kilka piw.
   Na miejsce dotarłyśmy parę minut później. Zewsząd było słychać lecącą muzykę, tak jakby w każdym kącie stał głośnik. Dookoła kręciła się masa rozmawiających ludzi, więc dotarcie do salonu zajęło mi i białowłosej kilka minut.
   - No, na reszcie! - usłyszałam za sobą rozradowany głos Alexy'ego, który chwilę później uściskał mnie serdecznie. - Ile można na was czekać, co?
   - Hej! Byłyśmy w sklepie - oburzyła się Rozalia podnosząc delikatnie białe reklamówki ze szklanymi butelkami. - Poza tym nawet nie wiesz jak ciężko mi było przekonać Liv, żeby ubrała coś normalnego.
   - Ja tu jestem... - zwróciłam uwagę przyjaciółce, śmiejąc się cicho. Złotooka w odpowiedzi szturchnęła mnie lekko.
   - A tak w ogóle, to gdzie jest Gwen? - dziewczyna zapytała, marszcząc lekko brwi, rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu.
   - Powinna zaraz przyjść - mruknął zamyślony niebieskowłosy, spoglądając w tłum, by wypatrzeć znajomą.
   - A tu jestem - obok nas zmaterializowała się czerwonowłosa, delikatnie się uśmiechając. Podskoczyłam lekko, wystraszona jej nagłym przybyciem. Z resztą nie ja jedyna. Rozalia też przyglądała się dziewczynie z zastanowieniem.
   - Jak ty to... - zaczęła Roza, mrużąc oczy, ale niebieskooka jej przerwała.
   - Później będziesz się nad tym zastanawiać. Teraz chodźcie, bo zajęłam dla nas kanapę - złapała mnie za nadgarstek i pociągnęła wgłąb kręcących się wszędzie ludzi.
   Chwilkę później Gwen z Lysandrem, Rozalia, Kentin, Alexy i ja siedzieliśmy w swoim gronie i pijąc piwo gadaliśmy na różne tematy. Alexy co chwilę gdzieś wychodził, wołany przez zaproszonych gości. Kiedy temat zszedł na ostatnią sprzeczkę Armina z nauczycielem o jego konsolę, zauważyłam, że jeszcze nigdzie nie widziałam czarnowłosego.
   - Al, gdzie jest Armin? - zapytałam chłopaka, kiedy ten wrócił na swoje miejsce.
   - Pewnie siedzi w swoim pokoju i gra - bliźniak przewrócił oczami. Niebieskowłosy nie znosił, jak jego brat poświęcał zbyt wiele czasu swojej konsoli.
   - Pójdę go poszukam. Może uda mi się go do nas ściągnąć - zaśmiałam się i opuściłam znajomych.
   Najpierw przeszłam się po całym parterze, chcąc mieć pewność, że chłopak siedzi w swoim pokoju, a nie zagubił się gdzieś w imprezowiczach. Nie znalazłszy nigdzie przyjaciela, chciałam skierować się na pierwsze piętro, kiedy przy drzwiach wejściowych zauważyłam Kastiela i Debrę. Serce zamarło mi w klatce piersiowej, gdy spojrzenie lodowatych, niebieskich oczu dziewczyny spoczęło na mnie. Uśmiechnęła się obrzydliwie, po czym szepnęła coś chłopakowi na ucho i zaczęła iść w moją stronę. Przełknęłam głośno ślinę, nie mogąc poukładać chaotycznych myśli.
   Przecież nic mi nie zrobi, przy tylu znajomych?
Miałam nadzieję, że nie...

6 komentarzy:

  1. Kurcze :O
    Po debrze można sie spodziewać weszstkiego, ale ciekawe co zrobi?
    Btw, świetny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam gorąco, machając przy tym bolącą ręką. Wszem i wobec informuję, że robienie sobie tatuażu na nadgarstku jest cholernie złym pomysłem. Kurczę, ledwo głowę mogę umyć. (T.T)
    Dobra, dzisiaj bez marudzenia. W końcu piątkowy wieczór, trzeba się zrelaksować, prawda?
    Szczerze nie rozumiem Liwii. W porządku, Kastiel ją zranił tym swoim kretyńskim pytaniem, jednakże mogłaby go chociaż wysłuchać. A nóż i widelec może powiedziałby coś sensownego. W ostateczności, gdyby zaczął pieprzyć farmazony, to rzuciłaby tekstem "Sorka, muszę ogrzać tron". O Szatanie Wszechmogący, co ja mówię/piszę, gdy cierpię?
    Oczywiście nasza kochana bohaterka nieuleczalnie choruje na wiecznego pecha. Coś o tym wiem. Dzisiaj na przykład, schodziłam po klatce, a na schodach siedział jakiś czarny kocur. Mój durny pies wprost uwielbia gonić wszystko, co się rusza, toteż wyrwał długą za sierściuchem, a ja zaliczyłam widowiskowego orła. Dobrze, że nikt tego nie widział, bo z domu to w biały dzień już na pewno bym nie wyszła. Taki wstyd... Dobra, wracam do rzeczywistości i dalszego komentowania. Ekhm, jeżeli rozchodzi się o dożywotniego pecha, to dopadł Liwię pod postacią Amber. No rzesz! Jak nie Debra to ta wypacykowana lalunia się napatoczy! Cytując moją koleżankę z klasy: "Jak nie urok to sraczka. I tyle w temacie". Proste? I to aż nadto, co?
    Impreza u Alexy'ego zapowiadała się nad wyraz superaśnie. Dopóki na ring nie wkroczył Kastiel ze swoją wywłoką. Ja nie mogę, czy oni chociaż raz nie mogliby posiedzieć w domku i pooglądać kreskówek? Wszędzie muszą się wepchać, lizusy cholerne! (>.<) Dlaczego do Debry nie dotarł jeszcze bilet na Marsa? Przecież wysyłałam priorytetem poleconym!
    Mam również do Ciebie małe zastrzeżenie. Nie, raczej dosyć spore. Na podwórku mróz. Wychodziłam ze szkoły, a tam deszcz z gradem runęły mnie na głowę. W ogóle pogoda taka, że nawet umierać się nie chce. A ty piszesz o pierwszym dniu wiosny. Sadystka!
    No nic, to chyba tyle. Czekam na następny i ślę hektolitry weny. W sumie nie wiem, dlaczego akurat hektolitry, a nie na przykład kilogramy... Nieważne, tak jakoś się napisało.
    Do kiedyś!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nooo w końcu impreza! :D Jak ja długo na nią czekałam, no i się doczekałam wreszcie :D koniec jest najbardziej zastanawiający, ciekawe co zrobi Debra... chyba nie odwali niczego przy tylu znajomych? chociaż po niej to się można wszystkiego spodziewać... a myślałam że będzie tak fajnie, Liwia się wybawi, odstresuje, a tu masz. Nie ma od nich spokoju. Ale może to i dobrze, bo rozdział jest urozmaicony :) Ale w końcu pojawiła się święta trójca :D nie mogę z tej blondyny, boże jakie ona sobie bajki wkręca, haha "Kastiel jest mój" taaa na pewno. Nie mogę się doczekać następnego, każesz nam czekać w napięciu przez to zakończenie :) Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Przecież ja kiedyś oszaleje przez cb. Zawsze koniec w takich momentach? *.* tak mnie ciekawi jak to się dalej potoczy ^^ w skrócie... po prostu zeje****e (przepraszam za takie słowa, no ale co poradzić) dużo weny :* =D

    OdpowiedzUsuń