piątek, 15 stycznia 2016

~ Rozdział 51 ~

   Wiosna zaczęła się już na dobre. Dookoła jakby nastąpił wybuch zieleni i teraz każde drzewo, krzaczek, klomby z kwiatami mieniły się świeżo rozwiniętymi liśćmi i kwiatami. Na nowo rozbrzmiały ptasie pieśni, które towarzyszyły ludziom od wschodu, do zachodu słońca.
   To był akurat jeden z tych dni, których nie chce się spędzać w murach szkoły i każdą przerwę poświęca się na chociaż krótki spacer po szkolnym ogrodzie czy dziedzińcu. Stałam wraz z Rozalią, Gwen, Mattem, Alexy'm i Kentinem na placu przed budynkiem i zastanawialiśmy się jak moglibyśmy spożytkować całą godzinę wolną, ponieważ okazało się, że nasz nauczyciel od historii pojechał na jakieś szkolenia i przepadła nam czwarta lekcja.
   - Nie wiem jak wy, ale ja bym poszedł na pizze... - stwierdził Matt, przeczesując palcami przydługawe już włosy. Chyba odkąd przyjechał tu, wraz z moim ojcem i jego matką, nie ścinał ich, i zaczęły sięgać mu już do karku.
   - W sumie, to nie jest taki zły pomysł - zgodziłam się z bratem, kiwając lekko głową, rozglądałam się po twarzach przyjaciół, chcąc zobaczyć ich reakcję. Oczywiście jak zawsze wszyscy byliśmy jednomyślni.
   Zaczęliśmy się powoli kierować w stronę bramy, gdy ze szkoły wybiegł Nataniel, zatrzymując nas. Jego zazwyczaj ładnie ułożone włosy były teraz rozwiane, a na twarzy miał czerwone plamy ze zmęczenia.
   - Zaczekajcie! - zawołał, podbiegając do nas, po czym odetchnął kilka razy głęboko, by uspokoić szalenie bijące serce. - Jest sprawa do wszystkich klas. Dyrektorka chce zorganizować zbiórkę pieniędzy dla dzieciaków z pobliskiego domu dziecka.
   - Jeśli trzeba się dorzucić, to nie ma problemu - powiedziała od razu Gwen, ale blondyn przerwał jej, podnosząc lekko dłoń.
   - Problem polega na tym, że takich osób, które chcą się dobrowolnie dorzucić jest niewiele. Dyra dostaje szału, że, jak na razie, tak mało osób się zaangażowało. Pomyślałem, że można zorganizować jakieś wydarzenie w szkole, w którym można by uczestniczyć za niewielką opłatą, wtedy zdobylibyśmy dużo więcej funduszy. I teraz sprawa do uczniów.
   - To my musimy wymyślić, co to ma być? - Rozalia dopowiedziała za Nata, a ten posępnie kiwnął głową.
   - I to jak najszybciej, bo musimy mieć czas, żeby przedstawić koncepcję dyrektorce i jeśli się zgodzi, to jak najszybciej wszystko zorganizować.
   - Nie ma problemu. Postaramy się coś wymyślić - uśmiechnęłam się do chłopaka, co ten odwzajemnił tym samym, tyle że z ogromną wdzięcznością wypisaną na twarzy.
   - Wielkie dzięki. Jakby co, to wszelkie informacje dawajcie mi albo Melanii, a my jakoś to załatwimy z dyrekcją - nim zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć, blondyn odwrócił się na pięcie i pognał z powrotem do szkoły.
   Patrzyłam chwilę, jak zamykają się za Natanielem drzwi, zastanawiając się co moglibyśmy zorganizować, by zebrać potrzebne fundusze. Z zamyślenia wyrwało mnie lekkie szturchnięcie.
   - Idziesz? - Kentin spojrzał się na mnie, delikatnie unosząc kąciki ust.
   Od tamtej sytuacji w domu minęło już trochę czasu. Długo myślałam nad relacjami między mną a przyjacielem, ale chłopak ku mojej uldze przestał na mnie naciskać. Znów zachowywał się tak jak kiedyś, jak mój Ken z dzieciństwa. Byłam mu za to wdzięczna, ponieważ nie jestem pewna, czy wytrzymałabym choć jeden dzień w tej popapranej atmosferze.
   Dojście do pizzerii nie zajęło nam dużo czasu. Po kilkunastu minutach siedzieliśmy już w przytulnym lokalu, zajmując stolik, dookoła którego stały wygodne skórzane kanapy. Rozsiadłam się wygodnie w narożniku jednej z nich, opierając się o zagłówek. Siedziałam pomiędzy Kentinem i Rozalią, obok której siedziała Gwen, a mój brat i Alexy poszli złożyć zamówienie. Dla dziewczyn hawajska z brokułami, dla siebie wzięli najostrzejszą, a ja i Kentin zdecydowaliśmy się na pizze z kurczakiem i duuużą ilością sera. Taką, którą zawsze robiła nam moja mama.
   - Kurcze no... - jęknęła Rozalia, wplątując szczupłe palce w gęste białe włosy.
   - Co się stało? - zapytałam, wpatrując się w przyjaciółkę.
   - Cały czas myślę o tym wydarzeniu, jakie moglibyśmy zrobić... - westchnęła ciężko, po czym upiła łyk zimnej coli z prawie oszronionej szklanki.
   - Na pewno coś wymyślimy, na razie się tym nie przejmuj - pocieszył ją szatyn, ale to nie pomogło. Nie Rozalii.
   - Tylko, że ja zawsze od razu wpadam na jakiś pomysł! - zawołała z lekkim oburzeniem, klepiąc się w uda. - A teraz totalna pustka. Nic. Jakby ktoś zresetował mi myśli.
   Dziewczyna nie miała jak się dłużej zastanawiać nad problemem, który dotyczył niestety nas wszystkich, ponieważ podeszła do nas młoda kelnerka niosąc hawajską pizzę dla dziewczyn, a za nią Alexy i Matt nieśli kolejne dwie. Uśmiechnęłam się delikatnie, cicho mrucząc z uciechy, kiedy dostałam swoją. Od razu oderwałam kawałek dla siebie polewając go sosem czosnkowym i ketchupem. Rozglądając się po twarzach przyjaciół wywnioskowałam, że wszyscy muszą czuć podobnie jak ja. Nie przestając się uśmiechać wgryzłam się w puszyste i chrupiące ciasto. Zjeść coś tak pysznego, po tak długim czasie... Bajka. A to co najbardziej uwielbiam w pizzy to roztopiony ser. Mama kiedyś się śmiała, że jestem uzależniona od sera.
   Przez chwilę wszyscy konsumowali swoje pizze w kompletnej ciszy, ciesząc się ich smakiem. Ale gdy zaspokoiliśmy pierwszy głód, przyszło w końcu na burzę mózgów. Wszyscy myśleliśmy, co można by zorganizować w szkole, co nie byłoby kosztowne, moglibyśmy to zorganizować sami i coś co mogłoby przyciągnąć tłumy ludzi. Oczywiście z zorganizowaniem takich wydarzeń nie byłoby problememu, jednak połączenie ich wszystkich w jedno... No... Tu już zaczynały się schodki. Eufemistycznie rzecz ujmując.
   - Może jakieś przedstawienie? - zaproponowała niepewnie Gwen, drapiąc się po policzku.
   - To nie wypali. Trzeba by było zorganizować stroje, dekoracje, miejsce... - zaczęła wyliczać białowłosa, lekko się krzywiąc. - Poza tym kto by chciał się przebierać i kto by na coś takiego przyszedł? To musi być coś wyjątkowego...
   - Wystawa mody? - zasugerował Alexy z nutką nadziei w głosie. Chłopak od zawsze marzył o własnej wystawie modowej.
   - Pomysł nie jest zły, ale mało kto w tej szkole interesuje się choć odrobiną mody. Większość to albo gracze, albo mięśniaki, albo geeki... - westchnęła po raz nasty w ciągu kilkudziesięciu minut Rozalia.
   - Hej, a co myślicie o koncercie? - rzucił Matt, rozglądając się po naszych nieco zdezorientowanych twarzach.
   - Co? Jaki koncert? - zadałam pytanie, które krążyło mi po głowie, jak upierdliwa mucha.
   - No normalny. W końcu Lys ma swoją grupę nie?
   - No grupą bym tego nie nazwała, ale grać grają - poprawiła go Roza, kiwając lekko głową, by chłopak mówił dalej.
   - No właśnie. Są dwie gitary, perkusja i wokal. To powinno wystarczyć. Wystarczy tylko z chłopakami zagadać, żeby się zgodzili i finito! - uśmiechnął się tryumfalnie.
   - W sumie pomysł nie taki zły, ale...
   - Ale co? - zniecierpliwił się lekko. Czułam, że miał serdecznie dość pomysłów, które okazywały się niewystarczające. Z resztą ja też.
   - Nataniel się nie zgodzi.
   - Kastiel tym bardziej - potwierdziła Gwen. - On ci w życiu nie zrobi czegoś na rzecz szkoły. Nie wiem co musiałbyś mieć, żeby go do tego przekonać.
   - Ej, nie no, bez jaj... Przecież to nie jest coś wielkiego! Poza tym Kas chyba lubi grać na gitarze, tak?
   - No... tak... - dziewczyna kiwnęła niepewnie czerwoną głową potwierdzając.
   - Więc, co mu szkodzi zrobić coś, co tak niby bardzo lubi?
   - Najpierw to trzeba z Lysandrem pogadać, bo to on jest tu głównym dowodzącym. To od niego wszystko zależy - ostudziłam trochę ich zapał. Wszystko było ładne, piękne, ale co jak Lysander się nie zgodzi? Albo któryś z chłopaków?
   - Ja się tym zajmę - czerwonowłosa uśmiechnęła się delikatnie, a w jej szafirowych oczach zabłysły iskierki podstępu.

   Stałam z Arminem pod jednym z dużych okien na korytarzu pierwszego piętra i rozmawialiśmy na temat ostatniego sprawdzianu z angielskiego, kiedy kątem oka dostrzegłam przemykającą obok schodów sylwetkę blondyna. Przeprosiłam szatyna i szybko pobiegłam w stronę Nataniela.
   - Nataniel, zaczekaj! - zawołałam, gdy znów mi zniknął w bocznym korytarzu. Zmobilizowałam siły i przyspieszyłam jeszcze trochę. Jak tyko po raz kolejny blondyn znalazł się z zasięgu mojego wzroku, zaczerpnęłam głęboko powietrze i krzyknęłam za nim - Natanielu Hall, jesli nie zatrzymasz się w tej chwili, będziesz miał poważne kłopoty!
   Chłopak odwrócił się nieco niepewnie w moją stronę, a ja wykorzystałam okazję, by podbiec do niego.
   - Co się stało? - przyjrzał mi się spod lekko zmarszczonych brwi.
   - Mam koncepcję co szkoła mogłaby zorganizować, by zebrać pieniądze - twarz blondyna automatycznie zmieniła się ze spiętej i zestresowanej na pełną nadziei i ulgi. Aż szkoda było to wszystko psuć, jednak musiał poznać wszystkie szczegóły teraz. - Pomyślałam, że moglibyśmy zorganizować koncert, bo w końcu w szkole mamy tak jakby zaczątki kapeli Lysa. Gwen ma z nim porozmawiać o wszystkim, ale jest mały problem... Potrzebujemy i ciebie żebyś zagrał na perkusji.
   I znów wyraz twarzy Nata się zmienił na taki, jaki był kilka sekund temu. Przez chwilę głęboko się nad czymś zastanawiał, po czym zapytał:
   - A gdzie chcecie to zrobić? Sprzęt? - westchnął ciężko, kręcąc głową. - Nie, nie nie... To nie wyjdzie...
   - Właśnie, że wyjdzie! Wystarczy wszystkich zmobilizować, żeby poszukali odpowiedniego miejsca w szkole, może ktoś ma nagłośnienie...
   - Ech... Możecie spróbować, ale jeśli nie znajdziecie miejsca, to nawet nie mamy o czym rozmawiać - uśmiechnął się delikatnie, a kiedy otwierałam usta, by się go zapytać, ten przerwał mi. - Tak, macie moją zgodę, ale zaznaczam, że bez miejsca nie ma mowy o koncercie, jasne?
    Puścił mi lekkie oczko, uśmiechając się szeroko, na co ja parsknęłam śmiechem. Nie czekając ani minuty dłużej pobiegłam szukać przyjaciół, aby poinformować ich o tym co udało mi się załatwić. Po drodze wpadłam jeszcze na Gwen, która rozpromieniona powiedziała, że Lysander również się zgadza i obiecał, że pogada z Kastielem. Ciesząc się z małego sukcesu, poszyłyśmy razem szukać reszty ekipy. Znalazłyśmy ich w klasie od matematyki, czekających na zajęcia.
   - I co? - zapytała poddenerwowana Rozalia, gdy tylko weszłyśmy do klasy.
   - Gadałam z Lysem i się zgodził. Powiedział też, że pogada z Kasem - uśmiechnęła się promiennie czerwonowłosa.
   - Złapałam Nataniela i powiedziałam mu o wszystkim. Zgodził się zagrać, ale pod warunkiem, że znajdziemy miejsce na koncert - odpowiedziałam praktycznie jednym tchem, mając wrażenie, że białowłosa będzie chciała mi przerwać.
   - A sala gimnastyczna? Jest duża, pomieści mnóstwo osób... - zasugerował Al, wyliczając na palcach zalety.
   - Odpada. Wszystko będzie się niosło na okolicę i mogą być problemu z hałasem. Poza tym wyobraź sobie co potrafią zrobić chordy ludzi. Dyrektorka by nas zjadła gdyby coś zginęło albo ktoś coś zepsuł - powiedziałam, siadając na krzesło na przeciwko niebieskowłosego.
   - Hm... A może piwnica? - Rozalia spojrzała po kolei na każdego złotymi oczami. - Przecież chłopaki zawsze tam mają próby, jest dużo miejsca i hałas nie będzie się aż tak roznosił.
   - A co z gratami?
   - Posprzątamy. Skoro chcemy, żeby był koncert, to zmobilizujemy wszystkich do pomocy. Każdy się zgodzi - dziewczyna uśmiechnęła się ukazując śnieżnobiałe zęby.
   Wszyscy odwzajemniliśmy gest, ciesząc się, że wszystko idzie po naszej myśli. Uda się. Musi się udać.

6 komentarzy:

  1. Cudo! :* Napisałabym Ci, że piszesz tak, że aż brak słów, ale pomyślisz, że mój słownik na tym się kończy. xD No więc tak: Fantastyczny wpis. :* Ciekawe co będzie dalej. :* Jednym słowem jednak jestem zadowolona, bo wiem, że tych rozdziałów jeszcze będzie full. <3 Jestem w szkole, więc już kończę, bo za chwilę wróci babsko od chemii. :D :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam i o zdrowie pytam!
    Rozdział jak zwykle wspaniały. Chociaż nie przewidziałam tego skoku w przyszłość, a ja nie lubię czegoś nie przewidywać. (>.<) Jednakże patrząc od drugiej strony, myślę, że gdybyś opisała wyczyny Kastiela, próbującego za wszelką cenę unikać Liwii, to padłabym martwa od wybuchu mózgu. Po prostu szlak by mnie trafił. A ja nie mogę umrzeć tak młodo - jeszcze tyle rozprawek do napisania... No poważnie, przynajmniej raz w tygodniu moja kochana polonistka, będąca bezwzględną sadystką, każe nam pisać wypracowanie na minimum trzy kartki formatu A4. Ostatnio w ogóle przeszła samą siebie i jako pracę domową zadała napisanie listu miłosnego. Zaliczyłam pięciominutowy zgon na lekcji.
    Do rzeczy, bo coś za bardzo zaczynam odbiegać od tematu.
    Wprost nie mogę się doczekać koncertu. Po którym zapewne coś emocjonalnego się wydarzy... Ale nie, koncert jest najważniejszy. Podoba mnie się Twój pomysł ze zbieraniem funduszy na cel dobroczynny. Chociaż osobiście wolałabym ofiarować pieniążki schronisku dla zwierzaków, ale to ja. Ludzkość powinna się cieszyć, że moje plany zostania prezydentem nie mają prawa się udać, albowiem mieliby ciężko.
    Czekam na następny rozdział i żywię ogromne nadzieje, iż koncert nadejdzie szybko. Te oczekiwania są okropneee! (T_T)
    Życzę wszystkiego co dobre i do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ja mam Ci tu napisać no. Rozdział cudo. Nic specjalnie zaskakującego ale i tak było cudo. Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Nic dodać, nic ująć. Nic tylko czekać na następny :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Sztos! xD
    Rozdział jest suuper. Mega się cieszę, że będzie ten koncert.
    Jakby tak Kastiel (zakładając, że ładnie śpiewa) zaśpiewał coś na tym koncercie dla Liwii, adoieoa <3 W ogóle może być problem z namówieniem go, może Liwia będzie interweniować, może to trochę ich z powrotem zbliży do siebie. Ten pomysł z koncertem otwiera wiele genialnych możliwości. ^^ Czekam na next! Pozdrawiam, dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne! Kocham cię <3 no i Lysa:*
    Ciekawe co będzie dalej? ;)

    OdpowiedzUsuń