sobota, 23 stycznia 2016

~ Rozdział 52 ~

   Wieść o planowanym koncercie rozniosła się szybciej niż wcześniejszy fakt o powrocie Debry, a wszystko to za sprawą Peggy, szkolnej reporterki, która "przypadkiem" usłyszała moją i Nataniela rozmowę. Jednak miało to swoje dobre strony, ponieważ nagle cała szkoła postanowiła połączyć wszystkie siły i każdy starał się pomóc. Fakt, że organizacją wszystkiego zajmował się Nataniel z Melanią nie miał najmniejszego znaczenia, ponieważ wszyscy i tak zgłaszali się do mnie, więc niejako pierwsze skrzypce przejęłam ja. Było to dość uciążliwe, ponieważ byłam także łącznikiem pomiędzy uczniami a głównym gospodarzem, a to wiązało się z bieganiem po całej szkole w dostarczaniu wiadomości. Jednakże musiałam przyznać, że miało to też swoje dobre strony. Miałam wrażenie, że to ja jestem za wszystko odpowiedzialna i to ja sama organizuje koncert. Wszystko było oczywiście męczące i stresujące, ale dawało mi to taki delikatny dreszczyk emocji i panowania nad wszystkim. Podobało mi się to, że ktoś przychodził do mnie z propozycjami, a nie ja do kogoś.
   Była właśnie piątkowa długa przerwa, na której zadecydowaliśmy, że będą się odbywać zebrania osób związanymi z planowaniem ewentu, gdzie zostaną zatwierdzone lub odrzucone wszystkie propozycje zebrane od innych uczniów w ciągu tygodnia. W pokoju gospodarzy zebraliśmy się praktycznie wszyscy czyli osoby związane z nagłośnieniem, dekoracjami i oświetleniem (Kim, Iris, Violetta i Ken), osoby pracujące nad strojami zespołu (niezastąpieni Rozalia i Alexy), łącznicy pomiędzy uczniami a samorządem szkolnym (ja, Matt i Gwen). Brakowało tylko osób z samego zespołu, prócz Nataniela, ale z tego co mówiła mi Gwen przed lekcjami, to Lys musiał wyjechać na weekend do rodziców na wieś, Kasper z oczywistych względów nie mógł się pojawić, ponieważ chodził do innej szkoły, a Kastiel nie został jeszcze o zebraniu poinformowany, czego obawiałam się najbardziej. Oznaczało to, że któreś z łączników będzie musiało mu o tym powiedzieć, a to niewątpliwie wiązało się z narażeniem życia lub zdrowia.
   - Więc, co ustaliliście przez ten tydzień? - zapytał Nataniel, siedzący na drugim końcu stolików, przeglądając zebrane w stosik notatki.
   - Pan Farazowski powiedział, że udostępni nam kolorowe światła, byśmy mogli je zamontować pod i nad sceną - odpowiedziała ciemnoskóra Kim, wskazując na kilka kartonowych pudeł stojących w kącie sali.
   - Ja, jak już wcześniej mówiłam załatwię zasłonkę, byście mieli gdzie odsapnąć w przerwach między piosenkami i po koncercie, tak by waz fanki nie rozszarpały - białowłosa puściła oczko blondynowi, lekko się uśmiechając, na co ten zareagował pełnym zażenowania rumieńcem.
   - Nie przesadzaj, Roz... Poza tym powinniśmy skupić się na ważniejszych rzeczach - zerknął na chwilę na niebieskowłosego i zaraz po tym skupił wzrok na zebranych przed nim kartkach, przerzucając kilka z nich. - Została jeszcze sprawa perkusji...
   - Gadałam z bratem i zgodził się pożyczyć - od razu odezwała się Kim, delikatnie się uśmiechając. - Na poniedziałek będzie już w szkole.
   - No, to świetnie. W końcu będzie można zacząć pierwsze próby. Później skontaktuje się z Lysem i ustalimy pierwszy termin. Liv będziesz mogła poinformować Kastiela? - zapytał się blondyn, kierując na mnie swoje złociste oczy.
   W mojej głowie automatycznie wybuchła wojna. Moje wewnętrzne ja było oburzone. Ale dlaczego to ja mam mu o tym mówić? A Gwen nie może? Przecież ma więcej okazji by mu o tym powiedzieć! Jednak moje spokojne usposobienie i niemoc w odmawianiu przyjaciołom nie pozwoliła mi zaprzeczyć.
   - Jak tylko go spotkam dam mu znać - uśmiechnęłam się w jego stronę, chociaż w duchu jęknęłam na myśl o spotkaniu i rozmowie z czerwonowłosym.
   Chwilę później nasze spotkanie zakończyło się wraz z dzwonkiem na lekcje. Z cichym westchnieniem podniosłam się ze swojego krzesła i zabierając torbę z ziemi, skierowałam się ku drzwiom.
   - Jeśli chcesz, to mogę sama porozmawiać z Kastielem - powiedziała spokojnie Gwen, wpatrując się w moje oczy.
   - To nie jest problem.. - starałam się uśmiechnąć, ale podejrzewam, że marnie mi to wyszło.
   - Daj spokój. Przecież wiem, że ci się to nie uśmiecha, poza tym jest większe prawdopodobieństwo, iż to ja go spotkam pierwsza.
   - Dziękuję - szepnęłam, delikatnie unosząc kąciki ust w uldze.
   Pożegnałam się jeszcze z dziewczyną i szybko popędziłam na kolejne zajęcia. Spóźniłam się odrobinę, ale miałam to usprawiedliwione i nauczyciel nie miał się do czego przyczepić. Przez większość lekcji myślałam o koncercie. Nie mogłam się już tego doczekać. Chciałabym zobaczyć chłopaków na scenie, podczas występu. W pamięci wciąż tkwił mi obraz Kastiela na próbie, pogrążonego w muzyce. Wyglądał wtedy zupełnie inaczej. Rysy twarzy łagodniały mu, a lekko zagryzione usta układały się w subtelnym uśmiechu zadowolenia. Westchnęłam cicho i skupiłam się na tym co mówił nauczyciel.
   Kiedy lekcja się skończyła, pobiegłam od razu do szafki zostawić niepotrzebne książki i zabrać strój na wuef. Kierowałam się właśnie do wyjścia, gdy zatrzymało mnie wołanie brata.
   - Liv! Zaczekaj! - biegł między tłumem przekrzykujących się nawzajem uczniów, machając do mnie ręką. Zatrzymawszy się przede mną, wziął głęboki wdech. - Mama dzisiaj robi większą kolację i chciałaby, żebyś i ty się na niej pojawiła.
   - Co? - spojrzałam się na niego kompletnie nic nie rozumiejąc. Jaka mama? Przecież moja mama od ponad pół roku nie żyje! Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mówi o swojej matce. - Och... Ale.. Dlaczego?
   - Chciałaby cię poznać. W końcu jesteś córką jej męża - puścił mi oczko, unosząc lewy kącik ust. - To jak, przyjdziesz?
   - Echm... No dobrze - odparłam, czując się dość niepewnie. Myśl o wspólnej kolacji z żoną mojego ojca napawała mnie dziwnym przerażeniem.
   - To po siedemnastej przyjdę po ciebie. Będzie w porządku?
   - Tak, jasne - potwierdziłam, na co brat uśmiechnął się szeroko i popędził na swoje zajęcia.
   Gapiłam się na oddalającą się sylwetkę brata dopóki nie zniknął mi w tłumie innych uczniów. Na co ja się zgodziłam? Kolacja z żoną mojego ojca? Przecież ja nie będę miała zielonego pojęcia jak się zachować! To jest nienormalne! Dlaczego ja zawsze muszę się w coś wpakować?
   - Ziemia do Liv! - Z zamyślenia wyrwało mnie roześmiane wołanie Rozalii. - Wszystko w porządku?
   - Względnie... - odparłam, odgarniając grzywkę z oczu.Wyszłyśmy razem na osłoneczniony i pełen ludzi dziedziniec.
   - Co się stało? - zapytała, łapiąc mnie pod ramię. Zawsze tak chodziłyśmy, gdy dziewczyna chciała o czymś ze mną porozmawiać, albo ja z nią.
   - Zostałam zaproszona na kolację do Matta - powiedziałam na jednym wydechu, nie chcąc o tym zbyt długo myśleć. Za bardzo przerażało mnie to spotkanie.
   - I to takie straszne? - zaśmiała się cicho białowłosa, spoglądając na mnie.
   - No wiesz... Też byś się dziwnie czuła idąc na kolację do żony własnego ojca.
   - Nie powinnaś myśleć o tym jak o czymś strasznym. Wreszcie poznasz matkę swojego brata.
   Mimowolnie skrzywiłam się na jej słowa. To wydawało się takie proste, ale nie dla mnie. Dziwnie mi było ze świadomością, że miałam poznać dzisiaj kobietę, z którą ułożył sobie życie ojciec po tym jak zostawił mnie i mamę. To tak jakby poznać kogoś, kto ukradł mi tatę.
   Powiedziałam o tym Rozalii, a ta zatrzymała się przede mną, złapała mnie za ramiona i spojrzała mi głęboko w oczy. Mimo, że nosiła złote soczewki, nie zmniejszało to przenikliwości jej stalowych oczu.
   - Ja wiem, że tobie jest z tym ciężko, ale pomyśl o tym tak jakbyś miała poznać swoją drugą matkę. Na pewno się dogadacie. Nie myśl o tym zbyt dużo. Dasz radę - uśmiechnęła się do mnie delikatnie, dodając mi tym otuchy.
   - Ech... - westchnęłam ciężko i zauważywszy wzrok przyjaciółki podniosłam ręce w geście poddania się. - No, okej, okej! Postaram się!
   - No! Ja mam nadzieję. A wiesz w co się ubierzesz?
   Weszłyśmy do szatni dziewcząt, w której było głośno jak w ulu. Zajęłyśmy swoje zwyczajowe miejsce i przebrałyśmy się w strój. Nienawidziłam wuefu. Była to dla mnie największa tortura, jaką mogli mi zadać. Chcąc nie chcąc wyszłam na salę, gdzie czekała już nauczycielka. Szybko sprawdziła obecność i zaczęłyśmy ćwiczenia. Po godzinie biegania po sali byłam całkowicie pozbawiona energii. Nie miałam nawet sił, by wrócić do szatni i się przebrać. Jednak świadomość, że to były ostatnie godziny spędzone w szkole i za chwilę mogłabym być już w domu, sprawiła, że zebrałam się w sobie i ubrałam na powrót swoje normalne ciuchy.
   Kilka minut później szłyśmy z Rozalią przez centrum, rozmawiając, a właściwie to Rozalia starała się mnie namówić, by na weekend wybrać się na zakupy. Uwielbiałam spędzać z przyjaciółką czas, buszując po sklepach, ale mój portfel ciężko to znosił. Kiedy nie dawałam za wygraną, dziewczyna z ciężkim westchnieniem odpuściła, ale po chwili zastrzegła, że i tak mnie namówi. Niedługo po tym musiałyśmy się pożegnać, ponieważ dotarłyśmy do mojego domu. Dzisiaj także zastałam samochód opiekunki na podjeździe. Prawie wbiegłam po schodkach i szybko wpadłam do mieszkania.
   - Już jestem! - zawołałam w progu, zrzucając buty.
   - Obiad masz na kuchence. Zjadłabym z tobą, ale mam masę roboty i chciałabym się za to jak najszybciej zabrać - odkrzyknęła mi ciocia ze swojego małego gabineciku na piętrze.
   Wchodząc do pomieszczenia, z przyzwyczajenia zerknęłam na niewielki zegarek z neonowymi cyframi, który stał na parapecie. Szesnasta. Jeszcze godzina i przyjdzie po mnie brat. Serce zaczęło mi się gwałtownie tłuc w klatce piersiowej z przerażenia. Nałożyłam sobie makaronu z sosem serowym, ale niewiele zjadłam, mając żołądek ściśnięty z nerwów. Minęła szesnasta dziesięć, gdy stwierdziłam, że nic więcej nie zjem i udałam się do pokoju.
   W sypialni odłożywszy torbę obok biurka, stanęłam przed szafą, głowiąc się w co mogłabym się ubrać. Kiedy wskazówki zegara nieubłaganie wciąż posuwały się do przodu, a godzina siedemnasta zbliżała się w zastraszająco szybkom tempie, wkurzona wyciągnęłam z garderoby prostą niebieską sukienkę ze skórzanym paseczkiem w talii, na ramiona rzucając czarny sweterek. Zdążyłam się jeszcze przejrzeć w lustrze oraz przeczesać włosy, jak zabrzmiał dzwonek do drzwi oznajmiający przyjście Matta. Odetchnąwszy głęboko wyszłam z pokoju. Po drodze zaszłam jeszcze do cioci, powiedzieć jej gdzie idę. Zastukałam delikatnie w drzwi, po czym uchyliłam je lekko.
   - Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale przyszłam ci powiedzieć, że idę na kolację do Matta... - powiedziałam, patrząc na kobietę siedzącą za biurkiem.
   - Wiem, dzwonił do mnie twój ojciec - uśmiechnęła się lekko, prawie niezauważalnie wzdychając. Prawie.
   - Coś się stało? - zapytałam zmartwiona. Wiedziałam, że ciotka nie ma zbyt dobrych kontaktów z bratem. Nie chciałam, by ta kolacja jeszcze bardziej wszystko pogorszyła.
   - Nic takiego... Po prostu wciąż nie jestem w stanie mu wybaczyć - wytłumaczyła, ściągając z nosa duże okulary w bordowej oprawce. - Nie zmienia to jednak faktu, że to twój ojciec, a ja nie mam prawa zabraniać ci się z nim spotykać. Cieszy mnie, że masz z nim w miarę dobre kontakty. W końcu ma okazję się pokazać z tej dobrej strony...
   Rozmowę przerwał kolejny dzwonek do drzwi.
   - Idź już i nie każ mu dłużej czekać - blondynka uniosła kąciki warg, co spowodowało pojawienie się delikatnych zmarszczek wokół jej bursztynowych oczu.
   Odwzajemniłam jej uśmiech i szybko zbiegłam na dół. Przed otwarciem drzwi jeszcze raz głęboko odetchnęłam, by uspokoić nerwy i drżące ręce, po czym złapałam za klamkę i otworzyłam wejście.

9 komentarzy:

  1. Ciekawe jak wyjdzie kolacyjka? Chyba ciekawie :3
    W każdym razie rozdział super :D pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świetny rozdział <3 :* Nie wiem dlaczego masz taki talent do opisywania tych różnych uczuć, dialogi mogłyby być użyte w rzeczywistości. Chyba to najbardziej cenię w Twojej historii. No i fabuła też niczego sobie. <3 :* Pozdrawiam, życzę Ci weny i do następnego. :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale dłuugaśnyrozdział *.* Miodzio.
    Cuż więcej, pozdrawiam, weny itd ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Mmmm. Ciekawy rozdział. Nic tylko czekać na następny :D
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przybyłam i cóż mogę powiedzieć?
    Może tak, rozdział- CUDOWNY! Styl pisania-Ciekawy i Wciągający.
    Ps. Serdecznie zapraszam Cię na mojego bloga:
    Adres: zpk13.blogspot.com
    Mam nadzieję, że wpadniesz, poczytasz i jak coś skomentujesz.
    Weny i czasu!!!;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam Cię w ten poniedziałkowy wieczór. Z powodu okropnej pogody zostałam w domku, więc nadrabiam zaległości.
    Jejuniu, bardzo współczuję Liwii. Gdyby do mnie każdy podchodził z pytaniem o pierdyliard rzeczy, na które nie znałabym odpowiedzi (albo po prostu nie chciałabym znać) to słowo daję, że na Ziemię zstąpiłby sam Szatan. Jednakże z drugiej strony, bardzo raduje mą osóbkę fakt, iż główna bohaterka lubi mieć nad wszystkim kontrolę. To takie fantastyczne! (^.^)
    Nie ukrywam, że żałuję, iż to właśnie Gwen ma za zadanie porozmawiać z Kastielem. Liczyłam na jakąkolwiek rozmowę pomiędzy główną parą, a tu dupa blada. No nic, pozostaje mnie jedynie czekać na następne rozdziały; bo w końcu będą musiały te łapserdaki ze sobą pomówić!
    Pojęcia nie mam, jakbym zachowała się na miejscu Liwii, gdyby nowa żona mojego taty zaprosiła mnie na obiad. Póki co nie muszę się tym zamartwiać i wolałabym, żeby tak pozostało. Przecież to będzie cholernie stresujące. A jak Liwcia zemdleje? Uderzy głową o jakąś szafkę i wyląduje w szpitalu? >Chciałabyś, co, Kernit?< Dobra, już nie wymyślam czarnych scenariuszy. Wszystko będzie cacy, a kobietki się polubią.
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Chociaż, jeżeli mam być z Tobą szczera, to chyba wolałabym przeskoczyć przez tę kolację i od razu zabrać się za wątek związany z koncertem. Łatwiejszy jest oraz przyjemniejszy.
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno mnie tu nie było... ale nadrobiłam zaległości :) nie mogę się już doczekać koncertu, kurczę strasznie mnie ciekawi jak wypadnie :D ciekawe też jak się zachowa Liwia na kolacji i jaka będzie żona jej ojca... nie wiem czemu ale wyobrażam ją sobie jako wyrafinowaną zołzę xd Ale może się mylę. Kentin mnie wkurza, boże jak on mnie wkurza!!! Niech się odczepi od Liwii. Natrętny dupek. Dziwię się Liwii, ja bym chyba nie potrafiła po takim wydarzeniu normalnie rozmawiać ze swoim najlepszym przyjacielem, nie wiem jakbym się zachowywała. Kastiel wszystko popsuje :( Ale może jest jeszcze nadzieja że będą razem, może po tym koncercie się wszystko zmieni... Pozdrawiam i życzę duuużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Z przyjemnością informuję Cię, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo fajnie y rozdział, przyjemnie się czyta, pomysł z kolacja ciekawy :D Czekam na next,pozdrawiam, wenyy

    OdpowiedzUsuń