niedziela, 18 września 2016

~ "A Little Thing Shot Challenge" ~

Witajcie! 
Dzisiaj co prawda nie rozdział, ale może coś równie miłego. 
Ostatnio wpadłyśmy razem z koleżanką na takie małe pisarskie wyzwanie, które polega na tym, by napisać fanowskiego one-shota. Aby urozmaicić wyzwanie wybrałyśmy dziesięć tematów, z których wybieramy jeden i zadajemy go nominowanej osobie. Nominowany ma na napisanie shota czas 5-7 dni od nominowania. 
Oto tematy:
1. Tygrysy mają swoje instynkty.
2. Pozdrowisz?
3. Cierpienie wewnętrzne bez bólu.
4. Uczucia okrutnika paskudnika, który nigdy nie mówi o uczuciach.
5. Wyścig ze słońcem niesie ryzyko.
6. Obudź mnie, ożyw znów.
7. Yin i Yang, czyli nie wszystko jest takie na jakie wygląda.
8. Jednostronna miłość/wata cukrowa - Czy słodycze mogą mieć uczucia?
9. Skomplikowany wzór - proste rozwiązanie.
10. Czy szczęściarz z wąsami pokona zombie w światowej wojnie?
Obowiązkiem w tym challengu jest napisanie fanfica. Może to być ff jakiejkolwiek kreskówki, książki, gry, filmu... (Oczywiście najlepiej by było, gdyby to był ff Słodkiego Flirtu, ale to nie jest wymagane)
 Nie ma ograniczeń co do treści, fabuły i ilości tekstu. Niech poniesie Was wyobraźnia! 
Gdy zakończysz już wyzwanie masz obowiązek nominować kolejną osobę i wybrać jej następny temat. Nie może to być temat, który dostało się w nominacji, ani też osoby, która Cię nominowała. Przed tekstem z wyzwaniem powinna znaleźć się informacja o challengu i o tematach jakie można otrzymać. Nie musisz się ograniczać do nominowania jednej osoby. Im więcej shotów tym lepiej :D 


Ja, osobiście, na start dostałam od TekaShimo temat nr 6.

Nominuję natomiast:
1. Panienkę Kernit - temat numer 3.
2. Tekashikikę Meidozumikimę - temat numer 7.
3. Susan Black - temat numer 9.


„Obudź mnie, ożyw znów”

   Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak to jest stracić najbliższą ci osobę? Jak to jest gdy dowiadujesz się, że twój przyjaciel nie żyje? Jak smakuje to uczucie niedowierzania, kiedy dostajesz taką wiadomość? 
   Zapewne nie, bo po co zawracać sobie głowę takimi bzdurami. Są przecież ważniejsze sprawy... Większość, usłyszawszy takie pytanie, pomyślałaby: „Panie! Ja mam dom i rodzinę na utrzymaniu, a ty mi głowę zawracasz jakimiś farmazonami!”. Taaak.... Dokładnie tak, by było. 
   Jednakże, gdy straci się kogoś bliskiego, rodzinę, kochanka, przyjaciela, cały świat wali nam się na głowę. Nie jesteśmy w stanie uwierzyć w coś tak niedorzecznego. Wypieramy to z siebie, nie chcąc uwierzyć, że ta osoba mogłaby tak po prostu już nie żyć. Świadomość tego, że nie będzie można się do tego kogoś odezwać, zadzwonić do niego, porozmawiać, przytulić jest niesamowicie przytłaczająca. Ma się wrażenie, jakby nasze ciało było rozrywane na kawałki. Małe, malutkie, krwawe kawałeczki, z których jakaś bezduszna siła wyrywa nam cząstkę naszej ukochanej osoby. Czujemy się otępiali, jakby nasz wszechświat nagle zniknął. Zniknął i to bezpowrotnie. 
   Aczkolwiek, to nie jest jeszcze najgorsze. To nie jest płacz przez wiele godzin, prowadzący do wyczerpania i fizycznego, i psychicznego. To nie jest pustka w sercu jaką odczuwamy. To nie jest bolesna myśl o stracie tej osoby... 
   Najgorszy jest moment kiedy musimy wejść do kaplicy i pożegnać ukochaną osobę. Najbardziej boli widok tej jednej, jedynej osoby, która spoczywa w trumnie, jak gdyby nigdy nic i wygląda jakby spała. Najgorszy jest ból, kiedy tak naprawdę dociera do nas, że tego kogoś już nie ma. Że już więcej nie usłyszymy jego śmiechu. Że już więcej nie będziemy mogli mu powiedzieć czegoś zabawnego, czegoś co kojarzy nam się ze wspólnymi chwilami... Świadomość tego, że to już koniec. Definitywny koniec, którego nie można cofnąć, naprawić, nic. 
   KA-BOOM, KURWA!  
   Twój świat się wali! 
   Pobudka! Czas się obudzić i wrócić do rzeczywistości! 
Ale... Czy to jest takie proste...?
   Nie. To jest kurewsko ciężkie i nie stanie się ot tak, z dnia na dzień. Czasem może się wydawać, że już jest wszystko okej, że już się pogodziliśmy ze stratą. Ale jednak nie. Wystarczy jedna sytuacja, jedna rzecz, słowo, gest i wszystko wraca. Czasem ze zdwojoną siłą. 
   Co w takiej sytuacji można jedynie zrobić? 
Znaleźć coś co spowoduje, że przestaniesz o tym myśleć.  Coś, co odciągnie twoje myśli od tej jednej, ale za to, tak bardzo bolesnej. 
   I tak właśnie wylądowałem w szkolnym kiblu z żyletką. 
Jedne, pewne pociągnięcie i moje myśli ulatują. W końcu czuję się lekko, wręcz prawie beztrosko. Aż samoistnie się uśmiecham.
   To jest takie uzależniające... 
Z każdą chwilą chcesz więcej i więcej... 
   Uśmiecham się jak psychopata...
Cięcie za cięciem. 
     Może jestem psychopatą?
Piekące uczucie rozcinanej skóry. 
   Czerwień. Wszędzie czerwień. 
Krew. 
   Coraz więcej krwi.
Krew... Wszędzie krew. Krew. Krew. KREW! 
Jedyne co ostatnie pamiętam, to szarobure kafelki szkolnego kibla i coś co burzy tą monotonną szarość. Coś innego. 
Jaskrawszego...
Coś co wygląda zupełnie jak krew.
A może to jest jednak krew?
Ona już nie wróci.... Odeszła na zawsze....
   - ARMIN! - czyiś przerażający krzyk. - ARMIN! NIE! Nie, nie, nie... Nie mogłeś tego zrobić!
 Ale on mnie nie obchodzi. Jedyne o czym myślę, to to, że może w końcu przestanę czuć. Może w końcu uda mi się uwolnić od tego bólu i przytłoczenia. 

Pip...! Pip...! Pip...! Pip...! Pip...!

   - Według nauczycieli i naszych psychologów to była próba samobójcza. 
   - Ale dlaczego? Przecież on był takim pogodnym chłopcem... Nie miał problemów, nikt mu nie dokuczał, zawsze miał to czego potrzebował...
   - Nie mamy pojęcia, ale to już jego osobiście trzeba się zapytać. Tylko on zna odpowiedź na to pytanie...

Pip...! Pip...! Pip...! Pip...! Pip...!

Otwieram oczy i pierwsze co widzę, to biel. 
Jestem, kurwa, w niebie! 

Pip...! Pip...! Pip...! Pip...! Pip...!
Tylko to cholerne pikanie mi tu nie pasuje. Co się, do jasnej cholery, dzieje?! Jedno spojrzenie w bok i już wiem, że nie jestem w niebie.
   - Witamy wśród żywych panie Laven.
Prycham, bo stwierdzenie lekarza jest idiotyczne. Może on się cieszy, że tutaj jestem, ale ja nie. Nie, kiedy jej nie ma... 
   - Na korytarzu jest ktoś, kto chciałby z panem porozmawiać. Myślę, że powinieneś się chociaż na chwilę zmusić do rozmowy - lekarz uśmiecha się do mnie, ale ja mam głęboko w dupie co on mówi. 
Wzruszam ramionami,  on wychodzi i woła moją rodzinę. 
   - Armiś... Dlaczego? - na łóżku siada matka, a zaraz obok niej Al. Widać po niej, że jest zmęczona i zapłakana. 
   Ponownie wzruszam ramionami. 
Nie ma po co się im tłumaczyć. I tak nie zrozumieją. 
   Kiedy odpowiadam na kolejne pytania wzruszeniami, wychodzą. Zostaje tylko mój braciszek Al. 
   - A mi odpowiesz, dlaczego to zrobiłeś? - siada bliżej mnie i łapie za dłoń. 
   - Audrey... - odpowiadam jedynie szeptem. Nie jestem w stanie zmusić się do dalszych wyjaśnień. 
To wciąż tak boli...
   - Armin... - zaczyna powoli, lekko łamiącym się głosem. - Wiem, że to boli... Mi też jest ciężko myśleć o jej stracie... Mi również jej bardzo brakuje...
   - Ty jej nie kochałeś... - prycham, nawiązując do preferencji brata. 
   - Nie tak jak ty, ale ją kochałem. Kochałem ją jak siostrę. Jak ciebie... - ściska moją dłoń. Mimowolnie oddaje uścisk. Al mnie zawsze wspierał. - Jednak nie wydaje mi się, że ty przeżyłeś to bardziej. Jednak ja nie podcinam sobie żył w szkole. Dlaczego...?
   - To wciąż tak boli... - Każde słowo powoduje rozpad mojego serca... Po raz kolejny pęka i kruszy się na miliony kawałków.
   - Czas wybrnąć z tego letargu. Czas znów zacząć żyć...
   - Ale czy ja potrafię? - patrzę na brata załzawionymi oczami.
   - Potrafisz. Wierzę w ciebie.
   - Pomóż mi... - wyciągam rękę, błagając. - Obudź mnie... Przywróć moją krew do biegu...
   Czy można zacząć na nowo żyć po czymś takim? Czy to nie będzie obraza dla ukochanej osoby, że staramy się o niej zapomnieć? Nie będzie to źle widziane, że przyzwyczajasz się do myśli, że jej nie ma?
   Żyć, odpychając od siebie bolesną prawdę...
   Pozwalamy sobie na nutkę zapomnienia, udajemy, że wszystko w porządku aż w końcu przyzwyczajamy się do tego na tyle, by o tym nie myśleć. Zachowujemy się całkiem neutralnie.
   Pamiętamy, ale nie pozwalamy rozpaczy zawładnąć sobą.

 czas
nie leczy 
ran



Znów oddać całego siebie...?


6 komentarzy:

  1. Za nominację dzięki, ale za temat jestem skłonna udusić xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego? Przecież temat jest całkiem przyjemny :D Tu akurat masz mnóstwo możliwości interpretacji :) Temat jak marzenie hahah

      Usuń
    2. No właśnie, mnóstwo.
      Trzeba wymyślić jakąś fabułę a ja mam pustkę :P

      Usuń
    3. Mi osobiście kojarzy się z korkami z matmy XD Ale to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.
      Ja sama strasznie długo myślałam o swoim shocie. W końcu znalazłam w starych plikach zaczątki starego opka, który nie wypalił i wykorzystałam to XD

      Usuń
  2. Heheheh widzę że teraz ja muszę zaczać pisać. Dobrze... ;P
    A twoj shocik cudny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj! Miałam iść spac, ale stwierdziłam, że sprawdzę jeszcze bloggera na komórce i oto jestem!
    Shot genialny. Na początku już zaczęłam płakać,bo akurat na początku tego roku sama to przeżyłam, więc wszystko wróciło, ale trzeba żyć dalej. No shot przecudny. Taki krotki, ale idealnie oddał relacje braci.
    Z racji że yo shot nie mogę za dużo skomentować więc pozdarwiam!

    OdpowiedzUsuń