czwartek, 16 listopada 2017

~Rozdział 84 ~

    Weszliśmy we trójkę do naszego ulubionego baru, w którym spotykaliśmy się przed moim wyjazdem do Santa Cruz niemal co tydzień. Na dzień dobry pomachałam uroczemu barmanowi w podeszłym wieku, który prowadził knajpkę od samego jej początku.
   - Witaj, Liwia! - zawołał zza kontuaru, uśmiechając się szeroko. - Jak minął ci wyjazd?
   - Dobry wieczór, panie White! - odwzajemniłam uśmiech, podchodząc do siwiejącego już mężczyzny. - Męczący, ale na szczęście szybko się skończył - odparłam, opierając się o bar.
   - Cieszę się ogromnie, że jesteś zadowolona - pan White zabrał z drugiego końca blatu pustą szklaneczkę, po czym wstawił ją do zlewu nieopodal.  - To co zwykle? - zapytał, przygotowując czyste szklanki dla mnie i przyjaciół.
   - Ja tak, ale nie wiem jak inni - wzruszyłam ramionami, idąc w stronę zajętego przez naszą ekipę największego stolika.
   Przyznać muszę, że wchodząc do baru miałam pewne obawy, przed zobaczeniem Kentina. Jakby nie patrzeć, ostatnie zdarzenia nas "troszkę" poróżniły i nie chciałam wdawać się w niepotrzebne sprzeczki. Już i tak wszyscy wystarczająco wycierpieliśmy.
   Jednak, podchodząc bliżej przyjaciół nigdzie nie dostrzegłam szatyna. Westchnęłam ciężko, czując ukucie smutku w sercu. Nie chciałam, żeby to wszystko się tak tragicznie dla naszej przyjaźni potoczyło.
   - Cześć i czołem! - zawołałam, opierając się dłońmi o stolik, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.
   Rozejrzałam się po wszystkich zebranych twarzach. W lewym kącie siedział rozłożony w najlepsze Armin, nie odrywając wzroku od konsoli. Jego hobby nie zniknęło, a wręcz przeciwnie. Z czasem się pogłębiło, odkąd zaczął profesjonalnie projektować kolejne gry, które zapewne teraz testował, przed wypuszczeniem ich na rynek. Na lewo od niego siedziała czerwonowłosa Gwen razem z Lysandrem. Obydwoje tworzyli nierozłączną parę zupełnie tak samo jak Rozalia i Leonard, siedzący po prawej stronie jednego z bliźniaków. Zaraz za Lysem, usadowił się Nataniel, a tuż obok niego Alexy. Na wprost czerwonowłosej i poety zostało wolne miejsce dla mnie i Kastiela.
   - Co tak długo? - mruknęła niezadowolona Rozalia, zakładając ręce na piersi, tuż ponad wyraźnie zaokrąglonym brzuszkiem.
   - To nie do mnie pretensje - odezwał się Alexy, podnosząc dłonie w akcie obrony. - Wińcie ich! To im się zebrało na wygłupy.
   - I ty, przeciwko mnie? - prychnęłam, udając obrazę, na co niebieskowłosy pokazał mi język. - Phie. Też mi coś.
   - Dobra, dobra. To może już usiądziemy? - za moimi plecami pojawił się Kastiel, opierając dłonie na moich biodrach.
   - Tak w ogóle, to gdzie jest Ken? - zapytałam nieco niepewnie, siadając na zostawionym dla mnie wolnym miejscu. Kastiel chrząknął cicho, wyraźnie dając znak, że nie jest zadowolony z mojego pytania.
   - Pewnie się pakuje.
   Ku mojemu zdziwieniu odezwał się Nat. Spojrzałam na blondyna pytającym wzrokiem, na co ten zarumienił się lekko, jakby zdziwiony, że to on pierwszy wyrwał się do odpowiedzi.
   - Ekhm... - odkaszlnął trochę zawstydzony całą tą sytuacją. - Jak ostatnio rozmawiałem z Amber, to powiedziała, że nasz ojciec chce ją wysłać do prywatnej kliniki w Stone Brigde. - Kiedy wszyscy spojrzeliśmy się na niego pytającym wzrokiem, dodał - To jedna z najlepszych klinik w tym stanie, aczkolwiek znajduje się ona na drugim jego końcu. Amber powiedziała, że Kentin poczuł się do odpowiedzialności i jedzie z nią.
   - Ah... Okej... - westchnęłam ciężko, opuszczając wzrok na swoje splecione na kolanach dłonie. Mimo tego, co zrobił mi szatyn martwiłam się o niego. Był moim przyjacielem od małego dzieciaka, traktowałam go jak brata i martwiłam się o niego jak o własnego brata.
   - A gdzie Kasper i Nick? - zapytał brunet, siadając obok mnie. Położył swoją chłodną dłoń na moich, lekko je ściskając, jakby chciał dodać mi otuchy. Uśmiechnęłam się delikatnie, czując ogromną wdzięczność Kastielowi.
   - Kasper coś znów zepsuł w aparacie i Nick poszedł mu pomóc - wyjaśniła kuzynka gitarzysty, sięgając po szklankę z napojem, którą przyniósł barman. - Jak dzwoniłam do niego jakieś pół godziny temu, to powiedział, że będą za piętnaście minut, więc sobie poczekamy.
   Parsknęłam w swojego drinka widząc rozeźloną minę Rozalii. Nienawidziła, kiedy musiała przesuwać swoje, już odgórnie ustalone plany. Już współczułam chłopakom. Nawet nie zdawali sobie sprawy w jakie gówno się wpakowali przeciąganiem nieobecności.
   - Zadzwonisz po nich raz jeszcze? - poprosiła białowłosa, z nutką groźby w głosie. W tym momencie chyba wszyscy zorientowali się, że chłopaków nie ominą tortury.
   Kiedy Gwen sięgała do kieszeni po telefon, drzwi do baru otwarły się i do lokalu weszli spóźnieni Nick i Kasper rozmawiając. Brat czerwonowłosej tłumaczył coś zażarcie drugiemu gitarzyście, gestykulując przy tym gwałtownie.
   - No, w końcu! - krzyknęła Roza, unosząc szybko ręce do góry i równie prędko je opuszczając. - Ile można na was czekać?
   - Nie mogłem odpowiednio ustawić przysłony, przez co jakość szwankowała... - zaczął się tłumaczyć szatyn, ale natychmiast przerwał widząc groźne spojrzenie białowłosej.
   - Siadajcie już i zaczynajmy, co? - złowrogie milczenie przerwał Armin, odrywając wzrok od swojego PSP.
   Musiałam się przesunąć z Kastielem, żeby zrobić miejsce dla chłopaków, przez co zrobiło się nieco tłocznie przy stoliku. Gdy już wszyscy rozsiedli się wygodnie i sączyli swoje drinki, mogliśmy przejść do wysłuchania misternego planu jaki wymyśliła Rozalia. Obawiałam się trochę reakcji najbardziej wplątanych w to wszystko osób, a w szczególności Kastiela. Byłam prawie na sto procent pewna, że ten się co najmniej zdenerwuje, ale przyznać trzeba, że na każdy pomysł ciężarnej tak reagował, po czym i tak, i tak brał we wszystkim udział bez większego marudzenia.
   - Więc o co to całe zamieszanie? - zapytał niebieskowłosy bliźniak. 
   - Tak więc... - zaczęła dziewczyna, chrząkając cicho w piąstkę, by zwrócić wszystkich uwagę na siebie, jakby nikt nie czekał na to od samego przyjścia do lokalu. - Chodzi o to, że zbliża się sylwester, a że wszyscy już jesteśmy pogodzeni i znów w jednej paczce, to moglibyśmy zorganizować...
   - Imprezę w strojach kąpielowych? Walki w kisielu? - przerwał jej Kastiel, na co wszyscy parsknęli śmiechem, prócz Rozalii, która wyraźnie dała mu do zrozumienia, że nie jest zadowolona z jego kpiarskiego zachowania, szturchając go mocno między żebra palcem. Ten syknął cicho z bólu, rozcierając poszkodowane miejsce.
   - Nie. Bardziej myślałam nad koncertem - powiedziała zadowolona z siebie, uśmiechając się szeroko.
   - I kogo tu niby ściągniemy, co? - prychnął Kasper, zakładając ręce na piersi.
   - Wiesz, Kasper... Mi się wydaje, że nie w takim sensie Roz chce zorganizować koncert - stwierdził Kastiel, przyglądając się dziewczynie. Ta kiwnęła mu głową w podziękowaniu, a brunet skrzywił się na to. - I pewnie my jesteśmy w to wplątani. Mogłem się tego spodziewać...
   - No, ale czy to nie jest dobry pomysł? W Emeryville od dawna nie było tu czegoś takiego, poza tym moim zdaniem powinniście się spiąć i ruszyć coś w tym kierunku, bo naprawdę macie talent, a taki koncert może dać wam szansę na dużo większą karierę.
   - Mi się wydaje, że to nie jest zbyt dobry pomysł... - mruknęłam cicho, spuszczając wzrok na swoją szklankę.
   Od kiedy tylko Rozalia wspomniała podczas naszej rozmowy, gdy byłam w pracy o koncercie, czułam nieprzyjemne mrowienie na plecach. Niechętne wspomnienia sprzed ponad trzech lat zaczęły wracać lawiną, nie dając nawet chwili wytchnienia. Wiedziałam, że tym razem by się to tak nie skończyło, ale niepokój i niechęć została. Nic nie mogłam poradzić, że paraliżował mnie strach, gdy pomyślałam, że mogłabym ponownie stracić Kastiela. Podejrzewałam, że tym razem nie przeżyłabym jego odejścia.
   Po moich słowach nastąpiła pełna skrępowania cisza, ponieważ wszyscy wiedzieli do czego nawiązywałam. Nie chciałam żeby tak było, aczkolwiek nie mogłam nic poradzić na moje mniej lub bardziej uzasadnione obawy.
   - Hej, hej, hej! - zawołał Kastiel, podnosząc ręce do góry, zgięte w łokciach. - Chyba nie sądzicie, że znów coś takiego odwalę? - zapytał przyjaciół, a gdy dostrzegł niepewne spojrzenia, prychnął zezłoszczony. - No proszę was! Kocham Liwię i chce z nią spędzić życie. To co było, to jest już przeszłość, od której odciąłem się wracając tutaj - odwrócił się w moją stronę, po czym złapał mnie za dłonie, przyciskając je do klatki piersiowej w miejscu bijącego serca. - Kocham cię i nie mam zamiaru cię już opuszczać...
   - Wiem... - odpowiedziałam uśmiechając się na te słowa, a chwilę później poczułam delikatny pocałunek na ustach.
   - Lys... Mogę cię na chwilę poprosić? - brunet skierował wzrok na białowłosego, który spojrzał się na niego pytającym wzrokiem. Ten jednak nie ustępował i cierpliwie czekał, aż poeta się podniesie ze swojego miejsca i podąży za nim.
   - O co mu chodzi? - zapytałam przyjaciół, marszcząc w zdziwieniu brwi.
   - A żeby to ktoś wiedział... - Gwen westchnęła ciężko, upijając ostatni łyk swojego trunku. - Nigdy nie szło się domyśleć o co mu chodzi.
   - I oczywiscie dwie ważniejsze osoby musiały mi zniknąć - burknęła Rozalia, zakładając ręce pod piersiami. - I teraz weź się domyśl, czy możesz zacząć wszystko organizować, czy zacząć ich w inny sposób namawiać...
   Parsknęłam niepohamowanym śmiechem, słysząc słowa przyjaciółki. Czy ona w ogóle potrafiła odpuścić?
   Niedługo później przyjaciele wrócili, rozmawiając konspiracyjnym szeptem między sobą. Zastanawiałam się o co tak ważnego musiało chodzić, że tylko sam Lysander mógł być w to zamieszany. Odetchnęłam głęboko, zdając sobie sprawę z tego, że nie wyciągnę tego z chłopaka za żadne skarby.
   - To jak chcesz zorganizować ten koncert? - Słowa Kastiela wprowadziły wszystkich w ogromny szok. Czyżby brunet miał zamiar się zgodzić na to wszystko? - Bo jeśli chodzi o mnie, to ja jestem jak najbardziej za. A wy chłopaki? - zwrócił się w stronę reszty byłej, reaktywowanej w tej chwili kapeli.
   - Mi tam, w sumie, to obojętne. Przynajmniej jakaś rozrywka będzie - Kasper wzruszył ramionami, nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy.
   - Naat... Dasz się namówić? - słodkim głosem zapytał niebieskowłosy, robiąc maślane oczka do blondyna. Ten, chrząknął cicho, lekko skrępowany, nie będąc pewny czy się zgodzić czy nie. - Oj no! Dawaj, zgódź się! Przecież ci się to od zawsze podobało...
   - No dobrze... macie i moją zgodę - westchnął cicho, poprawiając opadłą na oczy grzywkę. Z iście cierpiętniczą miną przyjął deszcz całusów od Alexa w podziękowaniu za zgodę.
   Zaśmiałam się pod nosem, patrząc na tę cała scenkę, a w myślach cały czas zastanawiałam się o czym tak bardzo Kastiel chciał porozmawiać z Lysandrem.
   - Skoro już skończyliście okazywać sobie czułości, to może przejdziemy w końcu do konkretów, bo jest całkiem sporo do zaplanowania i załatwienia, a jak na razie stanęliśmy w jednym punkcie mając waszą zgodę - powiedziała rzeczowym tonem Rozalia, uciszając całe towarzystwo. W między czasie na stoliku pojawiły się kolejne drinki, po które każdy z nas od razu sięgnął. - Został niecały miesiąc do zorganizowania wam strojów, sprzętu, sceny i miejsca gdzie to wszystko mogłoby się odbyć.
   - Mógłbym pogadać ze starszymi. Mają wejścia w ratuszu, może mogliby nam załatwić pozwolenie i miejsce... - mruknął Kasper, ostawiając oszronioną szklankę z drinkiem przed siebie.
   - Cudownie - skwitowała białowłosa, zapisując coś w ogromnym notesie, który zawsze ze sobą nosiła. - Strojami zajmiemy się z Leonardem i Alexem sami, więc nie macie się o co martwić. Kas - zwróciła się do bruneta - czy mógłbyś coś pokombinować ze sprzętem?
   - Pomyślimy o tym razem - powiedział Nataniel, skupiając na sobie wzrok Kastiela. Uśmiechnął się do niego niepewnie. - Mam co nieco schowane w piwnicy, ze szkoły, co mogłoby się nam przydać.
   Mimo szkolnych konfliktów, na dzień dzisiejszy młodzi mężczyźni pozostawali w dość dobrych stosunkach. Widocznie zasada "co było w liceum, w nim pozostaje" tyczyła się nie tylko dziwnych stosunków pomiędzy mną a gitarzystą, jakie w tamtym czasie nas łączyły. Uśmiechnęłam się w szklane naczynie z napojem, widząc jak wszystko zaczyna się pomału układać.

3 komentarze:

  1. No witaj! Mile mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem. Nie spodziewałam się, że dodasz go tak szybko, ale cieszę się, cieszę. Nawet bardzo, bo nie mogłam doczekać się, aż Rozalia wyjawi swój niecny plan. Muszę przyznać, że pomysł z koncertem jest genialny. Takim miłym akcentem mogłabym kończyć każdy rok. Chociaż walki w kisielu, które zaproponował Kastiel, także brzmiały dobrze. No i smakowicie... Jejku, aż zgłodniałam. Zjadłabym sobie taki cieplutki kisielek żurawinowy. (*.*) Pychotka! Ale wracając do koncertu. To rzeczywiście może być jakaś szansa dla chłopców. Występ przed całym miastem raczej nie przejdzie bez echa. Nawet, jeśli nie zainteresuje się nimi żadna wytwórnia, to mogą zostać honorowymi obywatelami. Dostaną klucz do miasta, czy coś takiego... W każdym razie życzę im jak najlepiej. No i ten koncert, pomimo początkowych obaw Liwii, musi skończyć się pozytywnie. Nie wyobrażam sobie innej możliwości. A spróbuj postąpić inaczej, to... Jeszcze nie wiem co, ale wyobraź sobie najgorsze. Na razie tylko grożę paluszkiem. (-,-)

    To ten, chyba już wszystko. Dzisiaj wyjątkowo krótki komentarz, albowiem jestem zmęczona po całym tygodniu rewelacji. Już pragnę wakacji! Ale zrymowałam. (^.^) Albo chociaż cofnięcia się w czasie do października, kiedy żaden rozhisteryzowany wykładowca nie groził mi kolokwium. Oczywiście przesyłam mnóstwo weny, zdrowia, czasu i zapału. Gorąco pozdrawiam i do następnego! (^3^)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale świeeetny! Ekipa (no, poza Kentinem) w komplecie. ^^
    Kochaaany Kas <3
    Koooncert! :D
    O tak, to mi się podoba.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń