sobota, 25 listopada 2017

~ Rozdział 85 ~

   Następnego ranka obudziły mnie niesamowicie jasne promienie słońca wpadające do mojej sypialni przez odsłonięte duże okno. Skrzywiłam się nieznacznie, gdy rażące białe światło raziło mnie w pół otwarte oczy. Przeciągnęłam się na łóżku, bardziej słysząc niż czując jak cały kręgosłup i ramiona strzykają mi po sennym zastaniu. Ziewnęłam przeciągle, zakrywając się jeszcze cieplutką kołdrą, by spowolnić uciekanie przyjemnego ciepła.
   Poprzedniego wieczoru Kastiel zaproponował mi wspólne wyjście, jednakże nie chciał się przyznać dokąd. Zastanawiało mnie to niesamowicie, ponieważ wiedziałam, że po nim mogę się wszystkiego spodziewać. Nawet tego, że załatwił nam wylot w kosmos. Brunet był tak przewidywalny, jak pogoda bez meteorologów na przełomie jesieni i zimy, więc jakiekolwiek, nawet te najbardziej absurdalne lub,wręcz przeciwnie, te najbardziej prawdopodobne podejrzenia mogły okazać się nieprawdziwe.
   Westchnęłam ciężko, po czym niechętnie podniosłam się z posłania. Moje ciało owiał nieprzyjemny chłód, gdy odkryłam kołdrę, co spowodowało, że do kuchni wyszłam owinięta w puchaty koc. Nastawiając ekspres do kawy, ziewnęłam raz jeszcze, przecierając przy tym oczy, gdy po całym mieszkaniu rozniósł się dźwięk pukania. Zmarszczyłam brwi zdziwiona, zastanawiając się kogo przywiało do mnie o tak wczesnej porze. Chcąc, nie chcąc zmusiłam się do wyjścia na zdecydowanie chłodniejszy korytarz i zaglądając przez wizjer, wyjrzałam na zewnątrz.
   Przed drzwiami stał nie kto inny, a właśnie Kastiel, o którym kilka chwil wcześniej myślałam. Przekręciłam klucz w zamku, uchylając lekko drzwi.
   - A pan tu czego szuka? - zapytałam, wychylając jedynie pół twarzy zza otwartego skrzydła. Nie otrzymawszy odpowiedzi, zostałam wręcz wepchnięta do wnętrza korytarza przez bruneta, który nie patyczkując się siłą odchylił drzwi i wszedł do mojego mieszkania.
   - Wiesz, że można to uznać za włamanie? - zaśmiałam się, przyglądając się poczynaniom chłopaka. Ten tylko uśmiechnął się lewym kącikiem ust, zamykając za sobą wejście. Nim, się obejrzałam, zostałam przyciśnięta do ściany za moimi plecami. Przełknęłam niepewnie ślinę, bojąc się jakkolwiek zareagować.
   - Taak...? - wymruczał cicho, owiewając mnie gorącym oddechem pachnącym miętówkami. - Mówisz, że włamanie? - przybliżył swoje usta do mojego ucha, muskając je lekko przy każdym wypowiedzianym słowie, co powodowało przyjemne dreszcze na całym ciele. - I co? Zgłosisz to na policje? Że się ci tutaj włamałem? Może jeszcze powinnaś dodać, że cię napastuję - zaśmiał się cicho, odsuwając nieznacznie od łaskotanego ucha, po czym z całą żarliwością wpił mi się w usta.
   Jęknęłam zaskoczona, rozchylając lekko wargi, co chłopak to wykorzystał, pogłębiając pocałunek. Czując gorący język, który pieścił mój, nie byłam w stanie nie odpowiedzieć na pieszczotę bruneta. Odpowiedziałam na pocałunek z równym zaangażowaniem co Kastiel, jednak ten nie pozwolił mi na dominację, przyciskając mnie mocniej co ściany, przez co na moment straciłam oddech. Pół świadomie podniosłam ręce, dotykając twarzy bruneta, by chwilę później wplątać palce w jego gęste i niesamowicie miękkie włosy. Zamruczał cicho, gryząc mnie lekko w wargę. Syknęłam cicho czując nagły, aczkolwiek przyjemny ból.
   - Dzień dobry, maleńka - zamruczał cicho, odsuwając się lekko ode mnie, odpychając się dłonią od ściany, o którą był oparty, po czym skierował swoje kroki w stronę kuchni. - O! Kawusia dla mnie! Jak miło.
   - A ty czasem nie pozwalasz sobie na zbyt wiele? - zapytałam za nim, zbierając koc z podłogi. Ruszyłam w stronę pomieszczenia, do którego udał się brunet i stanęłam w drzwiach patrząc na jego poczynania.
   - Nie? To chyba twoim obowiązkiem jest ugościć należycie osobę, którą przyjmuje się do domu - odparł jak gdyby nigdy nic, nalewając sobie kawy do mojego ulubionego kubka i upił dużego łyka, oparłszy się o szafkę. Uśmiechnął się szeroko, jakby zadowolony z siebie.
   - No co ty nie powiesz? - prychnęłam, przechodząc przez kuchnię, sięgnęłam po inny kubek i nalałam i sobie kofeinowego napoju, ale zanim wzięłam najmniejszy łyczek, posłodziłam dwie łyżeczki i dolałam trochę mleka. Nigdy chyba nie pojmę jak można pić gorzką kawę. - To ty wręcz włamałeś mi się do domu, napadłeś na mnie i teraz jeszcze bezczelnie korzystasz sobie z mojego kubka.
   - Jeszcze mi powiedz, że ci się nie podobało - uśmiechnął się podstępnie, a ja automatycznie poczułam jak na moje policzki wylewa się rumieniec. Nie umknęło to uwadze bruneta, co spowodowało że na jego twarzy pojawił się pełen satysfakcji wyraz.
   - Dupek - mruknęłam cicho, chowając twarz w kubku. Chłopak zaśmiał się tylko, odstawiając kawę obok siebie i podciągając się na rękach, usiadł na szafce, o którą się chwilę wcześniej opierał.
   - To co mi robisz na śniadanko? - zapytał, nie zwracając kompletnie uwagi na mój komentarz.
   - Tobie? Nigdy w życiu - zmierzyłam go udawanym pogardliwym spojrzeniem i zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu czegokolwiek na pierwszy posiłek. - Nie jestem twoją służącą.
   Niespodziewanie poczułam chłodne palce na biodrach pod koszulką od piżamy. Pisnęłam zaskoczona, ale gdy chciałam się odwrócić w stronę Kastiela, ten unieruchomił mi ruchy, tak że ani w jedną, ani w drugą stronę nie miałam jak się ruszyć. Przyłożył usta do mojego ucha, powodując lekkie dreszcze przyjemności na plechach.
   - Odkąd pierwszy raz mi się oddałaś jesteś już moja i nie ma odwrotu - wyszeptał mi wprost do ucha, owiewając je gorącym oddechem. Chwilę później odsunął się ode mnie i wrócił na swoje poprzednie miejsce na szafce. - To jak z tym śniadankiem?
   - Masz ręce i nogi, więc sobie sam zrób - odparłam jedynie, wyciągając z chłodziarki mleko. Wyciągnęłam też płatki czekoladowe i wsypałam je do miseczki, a następnie zalałam wszystkie zimniutkim mleczkiem.
   - Ej, a dla mnie?
   - Miskę masz nad głową, a płatki obok. Mleko w lodówce - wybełkotałam z buzią pełną czekoladowych pyszności. Chłopak prychnął oburzony i sięgnął do szuflady po łyżkę. Usiadł na taborecie obok mnie i zanurzył sztuciec w moim mleku i zaczął mi wyjadać płatki. - EJ!
   - Nie chcesz mi zrobić, to chociaż się podziel.
   - Ale ty jesteś, wiesz? Leniwy, wredny, sarkastyczny erotoman - wyliczyłam, patrząc chłopakowi w oczy. Mówiąc ostatnie słowo, uświadomiłam sobie jak ogromny błąd popełniłam, kiedy zauważyłam rosnącą chęć mordu w oczach bruneta. - Fuck.
   Zerwałam się z miejsca i zaczęłam uciekać do sypialni, jednak nie byłam na tyle szybka, by zdążyć zamknąć się w pomieszczeniu przed Kastielem. Chłopak podstawił stopę między drzwi a framugę, uniemożliwiając zamknięcie się, po czym pchnął mocno skrzydło, a ja z braku innych możliwości uciekłam za łózko.
   - Doigrałaś się mała mendo. Zginiesz teraz w męczarniach - warknął i wskoczył na łóżko, przebiegając przez nie. Krzyknęłam wystraszona, jednak on zdążył mnie złapać, powalić na łóżko i zacząć okropne tortury w postaci łaskotek. - I kto tu ma teraz do śmiechu, co?
   Zaczęłam się niepohamowanie śmiać. Czułam jak wszystkie mięśnie spinają mi się w próbie obrony, jednak palce Kastiela były nieugięte. Wbijał mi je między żebra, by zaraz zacząć po nich ruszać, łaskocząc mnie jeszcze bardziej. Chciałam krzyknąć, żeby przestał, ale ciągły wymuszony śmiech, nie pozwalał mi na złapanie większego oddechu, już nie mówiąc o artykułowaniu słów. Próbowałam się przekręcić na plecy i jakoś uciec, ale brunet usiadł mi na biodrach, po raz kolejny pozbawiając mnie możliwości ruchu. Stęknęłam głośno, czując jego ciężar.
   - Błagam... - wyjęczałam w końcu, czując zbierające się łzy w oczach. Nie z bólu czy smutku, ale zawsze tak miałam, gdy za długo się śmiałam. - Prz... Przestań... Już...
   Niespodziewanie Kastiel zaprzestał swoich okrutnych czynów. Gdy w końcu nie byłam zmuszana do śmiechu, mogłam wziąć głęboki oddech. Przysięgam, że jeszcze chwila i udusiłabym się ze śmiechu. Klepnął mnie w brzuch, podnosząc się, a ja znów jęknęłam, zwijając się w kłębek.
   - Ubieraj się.
   - Co? - zapytałam, nie rozumiejąc o co chodzi chłopakowi.
   - No, ubieraj się. Najlepiej w coś ciepłego. - Kiedy nie zauważył żadnej reakcji z mojej strony, westchnął ciężko, jakbym to ja go męczyła łaskotkami, a nie na odwrót. - Przecież miałem cię dzisiaj zabrać na randkę, nie?

   - Zabrałeś mnie na łyżwy?! - krzyknęłam uradowana, gdy zatrzymał samochód przed otwartym lodowiskiem.
   - A co? Lubisz? - zapytał, przyglądając mi się, kiedy przekręcał kluczyki w stacyjce, gasząc silnik.
   - Co roku jeździłam z mamą na lodowisko. To była nasza tradycja... - westchnęłam cicho, przypominając sobie jak moja rodzicielka pięknie poruszała się na lodzie. Mimo minionego czasu, nadal nie mogłam się przyzwyczaić do myśli, że nie ma jej już ze mną.
   - No to na co jeszcze czekamy? - Nim się obejrzałam, już pędził do wypożyczalni po dwie pary łyżew.
   Wysiadłam z auta, zatrzaskując drzwi, które zostały zamknięte przez Kastiela za pomocą pilocika przy kluczach. Podbiegłam do chłopaka i zabrałam parę dla mnie. Nie czekając na niego, usiadłam na ławeczce obok i ściągnąwszy swoje ocieplane kozaki, ubrałam łyżwy.
   Uśmiechając się szeroko, zrobiłam pierwsze od dłuższego czasu "kroki" na lodzie. Przez pierwszych kilka chwil, miałam nieodparte wrażenie, że spektakularnie wyląduje na dupsku, jednak owe uczucie szybko minęło, a ja znów mogłam się cieszyć lekkością i płynnością ruchów. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo brakowało mi lodowiska. Jak bardzo brakowało mi tej dziecinnej radości, że jeżdżę na lodzie. Chwilę później dołączył do mnie Kastiel, równie swobodnie co ja, sunąc obok. Na jego twarzy widniał wyraz głębokiego zadowolenia, a oczy spokojnie przyglądały się każdemu mojemu ruchowi.
   - Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak pięknie wyglądasz, gdy jesteś szczęśliwa.
   - Najpierw napastuje, wyjada jedzenie, torturuje, a teraz słodzi? - zaśmiałam się, widząc, że marszczy brwi w oburzeniu.
   - Nie prawda. Sama sobie na wszystko zasłużyłaś, więc teraz mi tu nie marudź - burknął, klepiąc mnie w pośladek. Zachwiałam się na lodzie i ostatkiem równowagi uratowałam się przed wypadkiem.
   - Świnia jesteś, wiesz? A co jakbym się wywróciła?
   - Nie dopuściłbym do tego - odparł spokojnie, wzruszając ramionami. Prychnęłam na to, a chłopak wystawił mi język.
   - Nie wystawiaj języka, bo ci krowa nasika - zaśmiałam się, patrząc na jego zszokowaną minę. Parsknął śmiechem, kręcąc z niedowierzania głową. - Zachowujemy się jak dzieci, co?
   - Oj tam zaraz dzieci. Po prostu próbujemy zachować naszą młodość. Żeby nie stać się starymi, zramolałymi prykami, którzy wiecznie narzekają, że tu ich boli... - pochylił się lekko, udając staruszka i złapał się za plecy w okolicy lędźwi. - ...że tu ich strzyka... - wyprostował się, nie zdejmując dłoni z pleców, krzywiąc się przy tym teatralnie. Widząc jego pokraczne poczynania, nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. - Nudno tak... Strasznie wolno się ruszasz. Nie da się szybciej? Czy może po prostu się boisz? - zaśmiał się, przyspieszając.
   - Chciałbyś... - mruknęłam pod nosem, czekając aż chłopak się trochę ode mnie oddali, po czym sama przyspieszyłam, a wiatr pędu rozwiał mi włosy z twarzy. Mijając chłopaka, zawołałam. - Goń się.
   Mijając go, z lekką obawą przed upadkiem, spróbowałam obrócić się tyłem. Zaśmiałam się, gdy trik, który pokazywała mi kiedyś mama, zadziałał. Pokazałam mu język, uciekając od niego tyłem. Kiedy Kastiel zaczął mnie gonić, odwróciłam się z powrotem przodem i po raz kolejny przyspieszyłam. Nie powstrzymując wzbierającego się we mnie śmiechu, cieszyłam się lekkością ruchów i napawałam się uczuciem, tak jakbym unosiła się nad lodem. Jakbym frunęła. Wykonując ostatni ruch nogą, podskoczyłam lekko, w locie obracając się tyłem. Co prawda lądowanie na zamarzniętej wodzie nie wyszło mi równie dobrze, jak sam obrót, ale mina Kastiela była bezbłędna.
   - Co to było? - zapytał, kiedy w końcu zrównaliśmy się ze sobą.
   - Przecież ci mówiłam, że co roku chodziłam z mamą na łyżwy. Kiedyś przynależała do koła łyżwiarek, gdzie uczyła się jeździć od najlepszych i czasami brała udziały w konkursach łyżwiarstwa figurowego - wzruszyłam ramionami, poprawiając mierzwione przez prędkość włosy. - Łyżwiarstwo mam wręcz we krwi.
   - Znam cię już tyle czasu, a cały czas potrafisz mnie zaskoczyć...
   - Oj.. Nie wiesz o mnie wszystkiego. Najlepsze wolę zachować na później - zaśmiałam się, szturchając chłopaka. Ten odwzajemnił gest, by moment później przytulić się do mnie.
   Po jakiejś pół godzinie, kiedy zaczynaliśmy odczuwać skutki ujemnej temperatury w postaci zmarzniętych dłoni, nosów i policzków, udaliśmy się do przytulnej kawiarenki obok lodowiska, gdzie serwowano gorącą czekoladę i ciepłą szarlotkę prosto z pieca. Po zajęciu miejsc i zamówieniu rozgrzewającego napoju, telefon Kastiela zaczął dzwonić. Zmarszczył brwi w zastanowieniu, wygrzebując telefon z kieszeni spodni. Spojrzał się na ekran, a jego brwi uniosły się do góry w zdziwieniu. Przesunął palcem po ekranie urządzenia i przyłożył do ucha.
   - No co jest? - zapytał, nawet nie fatygując się przywitaniem osoby dzwoniącej. - Noo nie wiem... - mruknął niepewny, zagryzając lekko wargę. Słuchał jeszcze przez chwilę, po czym mruknął cicho - No dobra. Coś wykombinuje. To, na którą? Okej. Nie ma sprawy. - rozłączył się jednym dotknięciem, telefon odkładając na stolik obok kubka z gorącą czekoladą, który chwilę wcześniej przyniosła kelnerka.
   - Kto to był? - zapytałam, ogrzewając zmarznięte dłonie o ciepłe naczynie.
   - Rodzicie. Chcą, żebyśmy dzisiaj przyszli do nich na kolację. Chcą cię poznać.

7 komentarzy:

  1. Witam Cię, jestem pierwsza :) :) fajny rozdział bardzo miło mi się go czytało :) Twoja wierna fanka :) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamo, no to sie będzie działo xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooooow. Spotkanie z tesciami bedzie!!!
    Pamietam kiedy ja pierwszy raz mialam ale niewazne xD ciesze sie niesamowicie ze wstawilas rozdzial, chociaz spodziewalam sie ze jak kastiel to powie: idziemy w gory albo doliny i zacznie sie rucha... znaczy ekhhemm... a co tam powiem wprost spodxiewalam sie ze jak kastiel to seksik mu w glowie i woli przygody niebianskiego polotu xD achh... ale mile zaskoczenie. Dobry samiec. Oszczedza swoja babe na dluzej xD i ciekawe co z tym koncertem... hmmm... potrzeba jakis piosenkek? 😈😈😈😈😂😂😂😂 pozdrawiwm i zycze ci rownie dobrych sekso... aa tego w tym rozdziale nie bylo xD no to rowniez udanych randek jak te xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteś niemożliwa, wiesz? Za każdym razem Twoje komentarze mnie rozwalają. Ale niestety na seksy musisz jeszcze poczekać :D Muszę znaleźć odpowiedni moment na takie sceny i mieć jeszcze jakaś motywację, pomoc i wenę hyhyhy Jeśli wiesz o co mi chodzi. Pomysłowy Lysio musi mnie nawiedzić :D a ostatnio cos przestał się mi objawiać :c Jakoś muszę przeżyć. Chyba, że mi go przyprowadzisz ^^

      Usuń
    2. Ja tam nie wiem gdzie lysio chodzi i przy tirach stoi xD
      Ale jesli mowisz ze seksy beda to poczekam xd
      Zreszta ja jestem bardzo mozliwa bo pomagam xD

      Usuń
  4. Cudo! Dla mnie wręcz idealny <3
    Uwielbiam Kasa, świetnie go przedstawiasz. :)
    Cudowna para ^^
    O tak! Pozna rodziców! :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uff... Nareszcie chwila wolności. Cześć i czołem, witam Cię gorąco. Wreszcie. (-.-) Czytałam ten rozdział na raty, bo jak już usiadłam przed laptopem z postanowieniem, że go dokończę - coś nagle się działo i zabierało mi mój cenny czas. Mam wszystkiego dosyć i chcę ferie świąteczne. Już. Teraz. Natychmiast. (>.<)

    Takie powitanie jakie Kastiel zaserwował Liwii mogłabym mieć codziennie. Od razu dzień staje się piękniejszy. (*^*) Dlaczego zamiast takiego seksiastego bruneta mam wielkiego, łaszącego się kundla? O, na przykład dzisiaj. Mogłam spać do 11, ale mój własny pies zwalił się na mnie - dosłownie - po 8, kiedy wrócił ze spaceru. Z mokrymi łapami. Na świeżutką pościel. (T.T) Nie wiem, kto jest odpowiedzialny za jej brak wychowania. Ale wracając do tematu. Gdybym ja została uraczona takim powitaniem, bez marudzenia oddałabym kawę, kakao, cappuccino, sok pomarańczowy czy cokolwiek innego. Nawet śniadanie bym zrobiła. A to dziwne dziewczę czepia się o ulubiony kubek. Niedorzeczność. (O_O)

    Łyżwiarstwo to wspaniały sport. Jak byłam młodsza, w zimę codziennie wyciągałam rodziców na lodowisko. Miałam szczęście uczęszczać do gimnazjum, gdzie również praktykowano zimowe sporty, a że lodowisko mieliśmy pod nosem, zamiast wychowania fizycznego na śmierdzącej hali, wychodziliśmy pojeździć. Było cudownie. Od razu wróciły wspomnienia. Jejku, ostatni raz jeździłam na łyżwach z cztery lata temu, więc pewnie teraz już niczego nie potrafię. A szkoda, bo czerpałam z tego nie lada frajdę.

    Bardzo mnie ciekawi, jak przebiegnie spotkanie z teściami. Czuję, że będzie wesoło. Nie sądzę, aby Liwia palnęła jakąś głupotę. Jest taką miłą, grzeczną i poukładaną dziewczyną... Przynajmniej tak wypada przy Kastielu. Ponadto ludzie, którzy wychowali takiego diabła, na pewno są bardzo cierpliwi i przygotowani na wszystko. O, padłabym ze śmiechu, gdyby mama Kastiela zaczęła planować wesele i wymyślać imiona dla wnuków. To byłoby BOSKIE! (*-*)

    Życzę samych dobroci oraz ciepełka, cobyś się nie przeziębiła i nie straciła chęci do pisania. Pozdrawiam gorąco i do następnego. Niech wena będzie z Tobą! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń