sobota, 2 maja 2015

~ Rozdział 13 ~

Witam... 
Pechowa trzynastka ;) (O.O To już tyle napisałam?)
Mam nadzieję, że ten rozdział nie będzie pechowy i że przypadnie wam do gustu. 
Przepraszam was najmocniej za wcześniejszy rozdział, że był taki krótki, ale teraz nie mam zbyt wiele czasu przez szkołę, jeszcze teraz maturzyści odeszli i zmienili nam plan, i teraz się nauczyciele na nas zrzucili, dlatego ten rozdział jest nieco dłuższy w ramach wynagrodzenia i przeprosin. Czytając wasze komentarze, długo rozmyślałam nad tym rozdziałem, jak go napisać, co w nim napisać i stwierdziłam, że taki obrót sprawy będzie najlepszy i dla mnie i dla was ;) Mam nadzieję, że wszyscy będą zadowoleni.
Tak więc oto prezentuje się rozdział trzynasty. 
Miłego czytania...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


   Wyszłam z domu w pośpiechu zakładając kurtkę. Musiałam to jak najszybciej wyjaśnić. Przecież to nie jest możliwe, bo on tu był. Odrzuciłam tą myśl, uznając ją za coś niedorzecznego, irracjonalnego. Przecież nie mógł się aż tak zmienić, odkąd go ostatni raz widziałam, ale gdyby na to spojrzeć z dystansu, to również bardzo długi czas nie miałam z nim kontaktu. Zwolniłam na chwilkę tępa, by dopiąć guziki w płaszczu i poprawić szalik. Idąc, wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać SMS-a do dziewczyny. Błagam, niech ona będzie w domu! Kiedy szybkie kroki nie były wystarczająco pośpieszne, zaczęłam biec. W końcu, po kilku minutach, znalazłam się pod bramką do jej podwórka, cała zasapana. Nie chcąc tracić czasu wkroczyłam na posesję, a później na schody. Nacisnęłam dzwonek, starając się uspokoić oddech. Usłyszałam kroki dobiegające za drzwi i chwilę po tym, szczęk zamka. W progu stanęła białowłosa, z zdezorientowaną miną.
   - Co się stało? - wpuściła mnie do środka, od razu podając mi kapcie.
   - Za chwilkę ci opowiem, ale najpierw musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań - rzekłam wymijająco. W pierwszej kolejności zależało mi, by dowiedzieć się tego, co najbardziej mnie zastanawiało, a później odrzucić to, co najmniej pasowało do całości.
   - Więc, o co chodzi? - zapytała, gdy znalazłyśmy się w jej pokoju. Rozalia usiadła na łóżku po turecku, uważnie mi się przyglądając. Na początku również chciałam usiąść, ale wiedziałam, że długo bym nie usiedziała w miejscu. Zaczęłam więc krążyć po sypialni, zastanawiając się jak zadać jej pytanie.
   - Nie orientujesz się, czy ktoś ma nowy przyjść do nas do liceum? - skierowałam spojrzenie na nią. Przez chwilę wyglądała jakby głęboko nad czymś rozmyślała, po czym odpowiedziała.
   - Nie przypominam sobie nic... - mruknęła cicho, kręcąc przecząco głową.
   - Hmm... - zamyśliłam się na chwilkę - A Nataniel? On na pewno będzie wiedział! - zawołałam podekscytowana.
   - Tak, ale to ci nic nie da, bo wyjechał z rodzicami w góry, jak co roku na przerwę świąteczną - skrzywiła się lekko, a ja aż jęknęłam w duchu. - Wyjaśnisz mi w końcu, o co chodzi? - powtórzyła pytanie, widząc jak ponownie zatapiam się w swoje myśli.
   - Chodzi o chłopaka, z którym spędziłam wieczór na balu... - powiedziałam cicho, wciąż rozmyślając nad tym wszystkim.
   - Spędziłaś wieczór z jakimś chłopakiem? - spojrzała na mnie, wybałuszając oczy w zdziwieniu - i ja o niczym nie wiem? Siadaj tu i mi opowiadaj, a nie łazisz jak pomylona! - złapała mnie za rękę i ściągnęła na łóżko.
   Westchnąwszy cicho, oderwałam się od swoich myśli i opowiedziałam jej o całym balu, o tym jak chłopak zabrał mnie na dach i o tym jak bardzo znajomy mi się wydawał, ale nie byłam pewna kto to. Wspomniałam również o mailach, które dzisiaj odczytałam. Chwilę myślałyśmy w ciszy, którą przerwała Rozalia.
   - Może to był ktoś ze szkoły kogo znamy? Może to nie koniecznie musiał być akurat on.- zaproponowała i zaraz zaczęłyśmy zastanawiać się nad osobami obecnymi na imprezie. - Nataniel odpada, ponieważ nie podpisałby się inicjałami K.W.... Może Kastiel?
I w tym momencie zaczęłam nabierać wątpliwości.

   Siedziałam jakiś czas u Rozalii, ale około godziny siedemnastej dostałam SMS-a od cioci, żebym wracała, ponieważ potrzebuje mojej pomocy w wyciągnięciu choinki z piwnicy.
   Zbliżały się święta. Najwspanialszy okres, jaki może tylko być i nie chodzi tu tylko o prezenty, ale o tą więź rodzinną, o wspólne przygotowania, zapach pomarańczy, goździków i pieczonego jabłka. Mam na myśli tą ekscytacje podczas ubierania drzewka bożonarodzeniowego, ozdabianie domów, które wieczorami wyglądają jak chatki z piernika. Wypowiadając słowo "święta" widzę pysznego makowca, świąteczny stół, bliskich zebranych wokół niego. Ze świętami kojarzy mi się tak wiele wspaniałych wspomnień, na przykład kiedy piekłam z mamą pierniczki na choinkę, albo kiedy przychodziła babcia do nas i pomagała lepić uszka. Niestety nie tylko z tymi radosnymi chwilami łączą się święta. W Boże Narodzenie zmarła babcia. To był najsmutniejszy okres w moim życiu. Na samą myśl o tym w oczach pojawiają mi się łzy.
   Kilka minut później szarpałam się z ciocią, by wyciągnąć pokaźnych rozmiarów drzewko. Co prawda było sztuczne, ale z mamą zawsze między sztuczne gałęzie, wkładałyśmy te z żywych.Kiedy choinka stanęła w przeznaczonym dla niej miejscu, zaczęłyśmy znosić pudełka z ozdobami. Gdy skończyłyśmy ubierać drzewko, opadłam na kanapę odgarniając z czoła grzywkę.
   - Ale to ślicznie wygląda... - wysapałam z siebie, przyglądając się  naszemu dziełu.
   - To jeszcze nic, poczekaj, aż udekorujemy cały dom - westchnęła cicho ciocia, opierając ręce na biodra i rozglądając się po pomieszczeniu. - Chociaż, zastanawiam się, czy warto wszystko wyciągać. W końcu tylko my tu będziemy.
   - Może masz rację. Niby byłam przyzwyczajona do świąt tylko z mamą, ale teraz będzie tak dziwnie bez niej... - powiedziałam lekko łamiącym się głosem. To miały być pierwsze święta bez niej.
   - Nie myśl tak. Wyobraź sobie, że jej duch z nami jest - uśmiechnąwszy się lekko, przytuliła mnie. - Jak chcesz, będziemy mogły jutro pojechać na jej grób.
   - Naprawdę zrobiłabyś to dla mnie? - spojrzałam na nią z lekkim zaskoczeniem.
   - Oczywiście, skarbie - zaśmiała się cicho, wychodząc z pokoju. - Wiesz co? Nie chce mi się kolacji robić... Może zamówimy pizze?
   Resztę wieczoru spędziłyśmy razem w salonie, rozmawiając o różnych sprawach tych ważnych i tych mniej. Śmiałyśmy się, gdy ciocia wspominała jak było w Słodkim Amorisie za jej czasów. Potrafiłyśmy również milczeć, nie czując dyskomfortu z tego powodu. Czułam się szczęśliwa przy niej. Starała się jak najlepiej, żeby czuła się tu dobrze, żebym nie musiała niczym przejmować. Mimo, że nie nigdy nie zastąpi mi mamy, zawsze będzie dla mnie bardzo bliską osobą. Gdy jednak pizza się skończyła, w telewizji nie mogłyśmy znaleźć niczego ciekawego, a ja nie mogłam się powstrzymać od ziewania, stwierdziłyśmy, że pora kłaść się spać, bo jutro z samego rana miałyśmy jechać do Ione, na grób mamy.
   Powłócząc nogami, szłam do swojego pokoju. Wchodząc do niego zapaliłam światło i zaczęłam pomału przygotowywać się do snu. Wyciągnęłam piżamę z szafy, zabrałam ręcznik z krzesła i udałam się do łazienki. Wzięłam długą, gorącą kąpiel, czując jak wszystkie napięte mięśnie powoli rozluźniają się, jak wszystkie zmartwienia dzisiejszego dnia ulatują wraz z wodą. Mimowolnie moje myśli zaczęły wędrować do czasów mojego dzieciństwa, kiedy wraz z mamą chodziłyśmy po sklepach w poszukiwaniu prezentów, albo kiedy razem z Kenem biegaliśmy w zaspach śnieżnych za domem, robiąc aniołki oraz bałwany. Zaśmiałam się cicho do siebie, oczami wyobraźni widząc szatyna całego w śniegu. Wyglądał wtedy jak yeti, albo wielka stopa. Gdy skończyłam się myć i przebrałam się już do snu, postanowiłam przeglądnąć stare zdjęcia. Wyszłam po cichu z sypialni, by nie budzić cioci i skierowałam swoje kroki do pokoju na strychu, gdzie była większość rzeczy, których nie pomieściłam w pokoju. Kiedyś opiekunka wspomniała, że tam odłożyła albumy. Stąpając jak najciszej tylko umiałam, znalazłam się w odpowiednim pomieszczeniu. Błądząc dłonią po ścianie, próbowałam znaleźć włącznik światła.W końcu poczułam go pod palcami i nacisnęłam pstryczek. Pokój rozświetliło jasne światło, pokazując całą jego zawartość. Z pozoru wyglądał jak zwykła sypialnia. Na środku pomieszczenia stało łóżko, przykryte zieloną narzutą, pod ścianą naprzeciw okna znajdowała się komoda wykonana z jasnego drewna, a obok wejścia stało biurko tego samego koloru co szafa. Natomiast jedną, jedyną różnicą, która dzieliła ten pokój od innych było to, że wszędzie stały kartony z książkami, zdjęciami, nie potrzebnymi figurkami i wieloma różnymi przedmiotami. Weszłam głębiej do pokoju i zaczęłam się rozglądać za pudełkiem opatrzonym moim imieniem. Nie musiałam długo szukać, ponieważ wszystkie moje  rzeczy znajdowały się na biurku. Wzięłam karton w ręce i wyszłam z pomieszczenia, gasząc światło. Gdy znalazłam się w swojej sypialni, usiadłam na łóżku i zaczęłam powoli wyciągać z pudła przedmioty. W śród nich znalazłam ramkę ze zdjęciem, przedstawiającym mnie i mamę na wybrzeżu, stary pamiętnik z moim koślawym, dziecięcym pismem i ku mojemu zaskoczeniu w pudełku leżał pluszowy miś, którego dostałam od Kena na urodziny. Uśmiechnęłam się lekko i odłożyłam go na szafkę nocną. Album znalazłam dopiero na samym dnie kartonu. Otworzyłam go, a kartki ułożyły się na ostatnim zdjęciu. Była na nim mama stojąca w ogrodzie w czasie lata. Jej półdługie włosy wyglądały tak jakby rozwiewał je lekko wiatr, a na pełnych, malinowych ustach widniał uśmiech. To było ostatnie zdjęcie jakie jej zrobiłam. Wzdychając cicho, otarłam spływającą po policzku łzę. Bardzo mi jej brakowało...

   Rano obudziłam się wyjątkowo wcześnie. Nieśpiesznie zaczęłam rozczesywać włosy, po czym związałam je w wysokiego kucyka, tworząc lekki nieład na głowie. Ubrałam się w ciemne spodnie i bladozielony sweterek i pomalowawszy się, podkreślając oko ciemną kredką, zeszłam do kuchni. Ciotka jeszcze spała, więc zaparzyłam po cichu kawę i zaczęłam robić kanapki z twarożkiem. Gorący napój wlałam do jej ulubionego kubka, kanapki przełożyłam na talerzyk i kiedy wszystko ustawiłam stabilnie na tacy, skierowałam się do jej pokoju. Gdy znalazłam się na piętrze, przed odpowiednimi drzwiami, zapukałam w nie. Chwilę później usłyszałam ciche, zaspane "proszę...". Nacisnęłam na klamkę i popchnęłam lekko drzwi. Jasnowłosa kobieta siedziała na łóżku, przyglądając mi się uważnie. Uśmiechnęłam się w jej stronę unosząc lekko tacę.
   - Śniadanie ci przyniosłam - powiedziawszy to, podeszłam do łóżka i postawiłam tacę na jej nogach.
   - Nie musiałaś.. - rzekła cicho, biorąc w ręce kubek z kawą. Upiła łyk, nie spuszczając ze mnie wzroku. - O której byś chciała wyjechać?
   - Przede wszystkim to najpierw trzeba zjeść śniadanie, dobudzić się, a potem się zobaczy - mruknęłam obojętnie, choć w sercu chciałam jak najszybciej znaleźć się na miejscu.
   Godzinę później siedziałyśmy w samochodzie w drodze do Ione. Przez większość trasy nie odzywałyśmy się zbyt wiele, słuchając muzyki i wiadomości w radiu. Kiedy wjechałyśmy do miasteczka, poczułam jakby ścisk w klatce piersiowej. Nie spodziewałam się, że zwykła miejscowość może wywołać u mnie takie wspomnienia i uczucia. Raz po raz spostrzegałam radosne twarze ludzi mijających się na chodniku, w witrynach sklepowych rozwieszone były już ozdoby świąteczne, a na lampach wisiały różnego rodzaju świecidełka. Przyglądałam się temu wszystkiemu coraz głębiej wpadając w zamyślenie, z którego po kilkunastu wyrwała mnie ciocia.
   - Liwia... Jesteśmy już - powiedziała cicho, dotykając mojej dłoni. Uśmiechnęłam się jedynie w jej stronę i wyszłam z auta. Szłam w stronę cmentarza niepewnym krokiem. Od pogrzebu byłam tu tylko dwa razy, ponieważ nie potrafiłam spokojnie patrzeć na nagrobek z mamy imieniem. Mimo, że minęło już sporo czasu od tragedii, rana na sercu ciągle była, choć starałam się o tym nie myśleć zajmując czas szkołą, jednak nie dało się ukryć, że wciąż mnie to męczyło.
   Przechodząc obok grobów przyglądałam się kolejnym nazwiskom. Reed, Spencer, Rodriguez, Williams... Zaraz zaraz... Wróciłam się do nagrobka opatrzonego tym nazwiskiem. Z początku wydawało mi się, że to tylko przywidzenie, że źle odczytałam, lecz gdy dokładnie się przyjrzałam moje przypuszczenia okazały się niestety trafne. Na kamieniu wyryte było "Katherine (ur 23.03.1969, zm. 15. 10. 2014) i John (ur. 06.12.1968, zm. 30.10.2014) Williams", a pod tym " Pokój ich duszom". Serce zamarło mi w przerażeniu, kiedy w końcu dotarło do mnie, że stoję przy grobie rodziców Kena.
   - Liwia? Skarbie, gdzie jesteś? - usłyszałam gdzieś w oddali głos kobiety, z którą tu przyjechałam. Odwróciłam wzrok od nagrobka, by spojrzeć w jej stronę. Otarłam rękawem policzek, czując ciepłe łzy. Ruszyłam w stronę cioci, co chwilę odwracając się w kierunku mogiły, jakby chcąc sprawdzić, czy na pewno tam stoi. Chwilę później byłam już przy białym marmurze, opatrzonym imieniem i nazwiskiem rodzicielki. Praktycznie z sercem na ramieniu przyklęknęłam i zapaliłam znicz, a obok niego postawiłam doniczkę z poinsecją. Całą siłą woli starałam się nie dopuścić do tego, żeby popłynęły mi łzy. Stałyśmy jeszcze chwilę, po czym ciocia zaproponowała, byśmy poszły do jakiejś knajpy zjeść obiad. Zgodziłam się od razu, ponieważ nie czułam się najlepiej w tym miejscu.
   - Co tak cicho siedzisz? - zapytała ciocia, kiedy stałyśmy w korku, w połowie drogi do domu.
   - Hmm...? - mruknęłam cicho, odrywając się od swoich myśli.
   - Nie odzywasz się, odkąd wyszliśmy z restauracji - stwierdziła, spoglądając w moją stronę. - Coś cię gryzie?
   - Nie... - zaprzeczyłam, ale zaraz przed oczami pojawiła mi się mogiła rodziców Kena. Westchnęłam tylko, dodając. - W sumie to tak, ale to nic ważnego...
   - Skoro o tym myślisz, to jednak musi być ważne. Nikt nie zamartwia się tak bardzo zwykłymi błahostkami.
   - Kiedy przyszłyśmy na cmentarz, zauważyłam grób rodziców przyjaciela ze starej szkoły... - wyznałam po chwili milczenia - i teraz zastanawiam się nad tym co mogło się stać. A jak przejeżdżałyśmy obok ich domu, to przed posesją stała tabliczka "na sprzedaż".
   - Oh... Przykro mi... - powiedziała cicho, ściskając moją dłoń. Spojrzałam na nią, a ta uśmiechnęła się do mnie delikatnie. - Może będziesz jeszcze miała okazję, go spotkać to się wszystko wyjaśni...
   Od tamtego czasu nie rozmawiałyśmy więcej. W ciszy dojechałyśmy do domu, a potem rozeszłyśmy się po pokojach. Przez resztę dnia spędziłam rozmyślając o tym co dzisiaj zobaczyłam. Co się stało, że nie żyją? I przede wszystkim gdzie jest Ken?

8 komentarzy:

  1. O WoW...czyli te inicjały mogły być Kentina? Jenaś, nie trzymaj mnie w niepewności! Pisz szybko kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu nie moge! Czemu to takie smutne? :'( biedny Ken, zawsze go lubiłam. Pokój duszy rodzicom Kena [*]
    Wspaniały rozdział, naprawde tak go napisałaś, że oczy mnie w jednym momencie zapiekły. Mam nadzieje że Liwia i Ken niedługo wpadną na siebie. A może już wpadli? Czy ten na balu to ON? Tajemnicza jesteś dziewczyno :) nie mogę doczekać się kolejnej części, trudno mi się oderwać. Rozdział jak zwykle świetny, tylko strasznie smutny :c jestem z tych bardziej.. Hmm wrażliwych? I wszystko na mnie mocno działa. Ale przecież nie zawsze musi być różowo, bo wtedy jeszcze może brzuch rozboleć od słodyczy :D
    Tak więc, pozdrawiam cię i życzę jak najwięcej weny i żeby następny rozdział ukazał się już niedługo ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko... Ty tak cudnie piszesz, że aż mam wielkiego banana na twarzy....
    Dziewczyny wyżej napisały wszystko, co ja chciałam ;-;

    Pozdrawiam cię serdecznie, życzę weny i żelków (bo bita śmietana jest moja)~♥

    OdpowiedzUsuń
  4. I tak będziesz trzymać w niepewności. Wspaniały. Cudownie piszesz. Życzę weny. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. FANTASTYCZNIE!
    Nie wiem czemu, ale jeszcze sie okaze, ze tak naprawde to był Alexy (który zmienil orient specjalnie dla Liwii) albo Lysio :P (tak bardzo nieoczekiwane). To ze wprowadzilas kena, daje mi wątpliwosci, ze to on. Bo tera wszyscy się tego spodziewają. Smutno mi sie zrobilo ze rodzice Kena mogą nie żyć :( a i przyznam ze daty są bardzo ciekawe, takie science-fiction :D

    Po prostu jest super :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham Cię. Nie, nie tak lesbowsko, ale tak po przyjacielsku. xD Czyli jednak czytałaś mój komentarz. :> Ken-sierota ♥ ♥ ♥ Nie no, w ogóle świetny rozdział. Jak... zawsze? xD Chciałam tu napisać inny pomysł, ale jest tandetny xD I może troszkę naciągany xD
    ...No dobra, zapewne i tak któraś z komentujących będzie chciała wiedzieć, o co mi chodzi, więc nie będę się zbytnio rozpisywać. xD Pożar szkoły albo dowolnego domu jednego z uczniów. xDDD Albo powódź. Albo dowolny kataklizm, nawet trąba powietrzna xDDDDDDDDD Mówiłam, że tandetne? xDDD ...No ale co, takie rzeczy się zdarzają xD U mnie powódź przecież co roku. xD Ale i tak tandeta. xD

    Koniec dziwnych rzeczy, i gadam dalej - fajnie się czytało. A trzynastka wcale nie jest pechowa - przecież sama się urodziłam trzynastego. ^^ Powiem nawet, że szczęśliwa. A ja sama jestem szczęśliwa, bo Twój nowy rozdział mnie uszczęśliwił. *w*

    Jam

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli to Ken ją "prześladuje"? A może jednak nie.. ale wydaje mi się, jak większości czytelniczek, że jednak on. Ciekawe co się z nim dzieje, skoro jego rodzice umarli, no i co się stało że umarli?.. Mam nadzieję że w następnym rozdziale wszystko się wyjaśni i że się szybko pojawi bo robi się coraz ciekawiej.. Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie! Błagam, nie wyjaśniaj wszystkiego już w następnym rozdziale! xDDD Lipnie byłoby, lepiej będzie, jak się wyjaśniać będzie powoooli. ^^

      Usuń