wtorek, 4 sierpnia 2015

~ Rozdział 32 ~

Witajcie ;) 
W związku z tym, że jest już ponad 15 tys. wyświetleń bloga, co jest dla mnie wielkim wow, mam dla was taki mały zwrot akcji. Wasze komentarze do poprzedniego rozdziału dały mi troszkę do myślenia i postanowiłam, że może warto spróbować. Mam nadzieję, że was niczym nie zawiodę. 
Tak więc gorąco zachęcam do czytania i komentowania. 
Enjoy ♥

 ~~~~~~~~~~~~~ » . ♯ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Reszta ferii minęła mi w zasadzie spokojnie. Większość czasu siedziałam w swoim pokoju, pochłonięta przez książki, ale mnóstwo czasu spędziłam też z Rozalią i Alexy'm szwendając się po sklepach, z Arminem zażarcie walcząc, by pokonać go w grze, czy z Natanielem odwiedzając pobliskie schronisko. Zapełniałam sobie czas jak najbardziej tylko mogłam, by nie dopuszczać do siebie myśli o Kastielu i spędzić ostatnie wolne dni w miarę spokojnie. Wszystko szło wręcz doskonale, gdyby nie pewne zdarzenie, które pod koniec tygodnia zaburzyło tę spokojną sielankę. Wracałam późnym wieczorem od Rozalii, gdy przed domem usłyszałam kłótnię. W pierwszej chwili pomyślałam, że to któreś z sąsiadów się sprzecza, jednak gdy weszłam do ciepłego mieszkania, przekonałam się, że krzyki dobiegają z ciocinej kuchni.
   - ...I jak ty sobie to teraz wyobrażasz, co? - zawołała wzburzona kobieta. - Wracasz sobie, ot tak, po osiemnastu latach i myślisz, że zabierzesz ją do Hiszpanii? Ledwo przyzwyczaiła się do tego miejsca, poza tym ona ma tu szkołę!
   - To nie tak... - odezwał się inny, nieznany mi, męski głos z lekkim egzotycznym akcentem. - Najpierw chcę zapytać ją, co o tym myśli, zabrać ją na jakiś czas by nauczyła się języka, zaaklimatyzowała...
   - To wprost genialne! Że ja na coś takiego nie wpadłam! I sądzisz, że od razu rzuci ci się w ramiona i zechce wyjechać?!
   Zdezorientowana, nie ściągając nawet butów, skierowałam się do pomieszczenia. Jeszcze nigdy nie widziałam cioci tak wzburzonej. Chodziła zdenerwowana w tę i z powrotem po kuchni, co chwilę rzucając wściekłe spojrzenia jakiemuś wysokiemu mężczyźnie, stojącemu przy oknie. Miał gęste czarne, prawie granatowe włosy i intensywnie zielone oczy. Mocno zarysowaną szczękę podkreślał kilkudniowy zarost, okalając karmazynowe, pełne usta. Idealnie gładka, śniada skóra, kontrastowała ze śnieżnobiałą koszulą i kremową marynarką. Oboje, gdy tylko mnie dostrzegli, rzucili sobie spojrzenie.
   - Ciociu, co się dzieje? - zapytałam niepewnie, spoglądając to na ciocię, to na mężczyznę.
   - Nic, tylko sobie rozmawiamy - odparła ironicznie blondynka, wzruszając ramionami.
   - Kto to? - patrząc ciotce w oczy, wskazałam na bruneta.
   - To jest właśnie... - zaczęła, ale zielonooki jej przerwał.
   - Jestem starym znajomym twojej cioci - powiedział spokojnie, przyglądając mi się uważnie. Ciocia niespodziewanie wybuchnęła śmiechem, po czym rzuciła mu rozbawione spojrzenie.
   - Jesteś żałosny... Nic się nie zmieniłeś przez te osiemnaście lat - prychnęła rozeźlona. - Nawet teraz, przy niej, nie potrafisz się przyznać.
   - Tatiana, ty nic nie rozumiesz! - odparował nagle, marszcząc brwi w napływie złości.
   - Oh, tak, jasne! Ja nigdy, nic nie rozumiem. Zawsze byłam tą głupią, młodszą siostrą, którą spychało się na dalszy plan!
   - Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć, co tu się dzieje? - zawołałam, przerywając im w połowie kolejnej sprzeczki.
   Ciocia spojrzała na mnie i nagle przez jej twarz przemknął ogromny żal. Westchnęła ciężko i podeszła do mnie, obejmując mnie ramieniem, posadziła na krzesło.
   - Nie chciałam, żebyś dowiadywała się tego w taki sposób, ale skoro on nie chce się przyznać... - sapnęła, podnosząc wściekły wzrok na szatyna. - Tak więc, kochanie, ten oto człowiek nie jest moim znajomym, ale moim bratem.
   Spojrzałam zdezorientowana na mężczyznę, który zdawał się być zażenowany całą tą sytuacją. Nagle oczami wyobraźni ujrzałam tego , tyle że znacznie młodszego, mężczyznę na czarno-białym zdjęciu - szeroko uśmiechnięty, opierający się nonszalancko o framugę drzwi ogrodowych, z lekko rozpiętą, luźną koszulą. Obraz ten rozmazał się nieco i ukazał nowy: ciemny las, tłumy ludzi ubranych na czarno, ksiądz Patson rozmawiający z tym samym zielonookim szatynem, który teraz stał sobie, jak gdyby nigdy nic, w kuchni cioci. Wtedy porażająca myśl przedarła się przez otumaniony umysł: przede mną stał mój własny ojciec.
   - Co pan tu robi? - zapytałam i przekręciłam delikatnie głowę na lewą stronę, spoglądając na niego zaciekawionym wzrokiem.
   - Właściwie, to przyjechałem cię poznać... - mruknął cicho, unikając mojego spojrzenia.
   - Dlaczego? Dlaczego akurat teraz? - nie mogłam się powstrzymać żalu i złości cisnącej mi się do głosu.
   - Ehh... Bo pomyślałem... - przerwał na chwilę, ale gdy zauważył nieznaczne kiwnięcie cioci "zachęcające" do dalszej wypowiedzi, kontynuował - ...pomyślałem, że powinnaś zamieszkać z rodzicem, a nie u ciotki.
   Spojrzałam na niego zdziwiona, nie mogąc uwierzyć w to, co powiedział.
   - Gdy dowiedziałem się o śmierci Jowity, od razu wsiadłem w pierwszy samolot do Kalifornii. Zauważyłem cię na cmentarzu, gdy chowali trumnę. Jesteś tak niewiarygodnie podobna do matki... - uśmiechnął się czule w moją stronę, a jego oczy na chwilę rozmarzyły się. - Chciałem od razu do ciebie podejść, porozmawiać, zapytać się, czy nie chciałabyś ze mną zamieszkać, ale nie chciałem dodawać ci kolejnego szoku. Widziałem jak płakałaś przy grobie... Od tamtej pory, gdy wróciłem do Don Benito, zastanawiałem się co teraz z tobą będzie. Chciałem cię zabrać do siebie, ale nie wiedziałem co na to moja małżonka... - ma żonę... - szepnął cichy głosik gdzieś w głowie - pewnie ma też dzieci... Czyli mam rodzeństwo... - Jednak, gdy jej o tym wszystkim powiedziałem, od razu stwierdziła, że mam po ciebie jechać. Więc jestem... - dodał, uśmiechając się delikatnie.
   - Trzeba było podejść do mnie na pogrzebie - wyszeptałam bardziej do siebie niż do niego. - Wtedy może bym z panem pojechała. A teraz? Jak pan sobie to wyobraża? Że wyjadę do zupełnie obcego miasta, w zupełnie obcym kraju, z zupełnie obcym mężczyzną? - rzekłam zasadniczo spokojnie, ale w ton mojego głosu wkradła się złość. Nie potrafiłam do niego powiedzieć "tato". Swojego ojca znałam ze zdjęcia, a ten człowiek był mi zupełnie obcy.
   - Wiem, że powinienem od razu to zrobić, ale tak strasznie bałem się twojej reakcji... Nie chciałem byś znów cierpiała...
   - Trzeba było myśleć o tym osiemnaście lat temu, jak zostawiałeś Jowitę z małym dzieckiem na utrzymaniu - ciotka prychnęła drwiąco, rzucając mu wściekłe spojrzenie. - Troskliwy tatuś się znalazł. Ciężko było ci odpowiedzieć na, chociaż, jeden pieprzony list? Trudno było powiedzieć, że masz pietra prze byciem ojcem?
   - Tatiana, daj mi już spokój. Tłumaczyłem ci to już... 
   - Dość - powiedziałam twardo, przerywając im. Wstałam gwałtownie z krzesła. - Dzisiaj wystarczająco dużo słów padło. Myślę, że wszyscy powinniśmy przespać się z tym wszystkim i jutro porozmawiać na spokojnie. A teraz, jeśli pozwolicie, udam się do pokoju.
   Nie czekając na odpowiedź od któregoś z nich, wyszłam na korytarz i ściągnęłam kozaczki na korku w przedpokoju. Kilka minut później leżałam na łóżku, rozmyślając nad tym wszystkim, co usłyszałam na dole. Z jednej strony cieszyłam się, że miałam jakąś rodzinę prócz cioci, że mam ojca, ale z drugiej strony tego ojca w ogóle nie znałam. Miałam ojca, który przez osiemnaście lat się mną nie interesował, który nigdy nie wstawał  środku nocy, gdy budziłam się z krzykiem ze strasznego snu, który nie pocieszał mnie podczas pierwszych zawodów miłosnych... Miałam ojca, który nic o mnie nie wiedział i chciał mnie zabrać do siebie. Dopiero teraz... Pół roku po śmierci mamy. Zacisnęłam szczękę tłumiąc w sobie złość i wstałam z łóżka po laptopa. Ułożyłam się wygodnie na poduszkach i weszłam na fejsa. Kilka zaproszeń i wiadomości oraz mnóstwo powiadomień do zdjęcia z Rozalią, które zrobiłyśmy sobie dzień po imprezie.
Kilkadziesiąt kliknięć "lubię to" i mnóstwo komentarzy. Uśmiechnęłam się lekko do siebie, przeglądając je pobieżnie. Głownie była to żartobliwa sprzeczka pomiędzy Rozalią i Alexy'm, który robił nam zdjęcie. Już miałam się wylogować, gdy usłyszałam charakterystyczne kliknięcie i w prawym dolnym rogu pokazało się małe okienko, podpisane Rozalia Gray.
"Co u Ciebie słychać? Normalnie dotarłaś do domu?"
Dotrzeć dotarłam, ale za ciekawie nie jest...
Coś się stało? Miałaś kłopoty z tym, że tak późno wróciłaś?
Nie... Ciocia nie bardzo na to zwróciła uwagę. 
Więc o co chodzi? Bo chyba raczej tak bez powodu, nie może być źle?
   Westchnęłam głęboko, trzymając opuszki palców kilka milimetrów od klawiatury. Wiadomość o tym, że poznało się własnego ojca, nie jest odpowiednia do przekazywania przez komunikator. Przymknęłam lekko oczy i pozwoliłam swobodnie poruszać się palcom.

"Właśnie po raz pierwszy rozmawiałam ze swoim ojcem. Chce mnie zabrać do Hiszpanii.
Cooo...? Ale jak?
No, normalnie. Weszłam do domu, gdy ciotka się z nim nieźle kłóciła. Kiedy zapytałam o co chodzi, powiedziała, że to jest mój ojciec, który chce mnie zabrać do siebie, bo uznał, że powinnam mieszkać z rodzicem, a nie z ciotką.
Ale dopiero teraz? Przecież twoja mama umarła jakieś pół roku temu... Czemu dopiero teraz się o to martwi?
Nie powiedział mi o tym wszystkim podczas pogrzebu, bo jak to określił "nie chciał dokładać mi cierpienia".
I co teraz? Co zrobisz?
Ehh... Nie wiem. Na razie jest za wcześnie na podejmowanie decyzji, poza tym dopiero co go poznałam. Dobra, ja lecę, bo trzeba się jeszcze naszykować. W końcu jutro do szkoły.
W porządku. Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze. Do zobaczenia rano."
   Pożegnałam się z białowłosą i wyłączyłam laptopa, odkładając go z powrotem na biurko. Zabrawszy piżamę oraz ręcznik, udałam się do łazienki. Wzięłam długą relaksacyjną kąpiel z grejpfrutowym olejkiem zapachowym. Gdy wyszłam z wody jakąś godzinę później, dokładnie wytarłam ciało, które następnie nakremowałam czekoladowym masłem do ciała. Przebrałam się w swoją ulubioną przewiewną, brzoskwiniową koszulkę nocną, przesuszyłam i rozczesałam włosy. Od razu po wyjściu z łazienki, zakopałam się pod cieplutką kołdrę. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

   - Liwia, ty śpiochu! Wstawaj, bo spóźnimy się na pierwszą lekcję! - ze snu wyrwało mnie roześmiane wołanie.
   Nie do końca przytomna podniosłam się z poduszki i rozejrzałam po pomieszczeniu. Na łóżku, obok mnie, siedziała Rozalia roześmiana od ucha, do ucha. To jej głos mnie obudził.
   - Ale co ty, tu robisz? - zapytałam, drapiąc się po rozczochranej głowie. Mój umysł był jeszcze porządnie zaspany i bardzo wolno kojarzył fakty.
   - Próbowałam się do ciebie dodzwonić, ale chyba masz wyłączony telefon, więc przyszłam osobiście sprawdzić, czy już wstałaś - podniosła się i zaczęła przeglądać moją szafę.
   - Która właściwie jest godzina? - ziewnęłam potężnie, gdy wygramoliłam się z posłania.
   - Jest siódma i jak się nie pospieszysz, to naprawdę się spóźnimy! - zaśmiała się, na widok mojej miny i podała mi jakieś ciuchy.
   - Ty chyba nie sądzisz, że pójdę do szkoły w sukience? - spojrzałam na nią z niedowierzaniem, po czym sama zaczęłam szukać odpowiednich ubrań.
   - Och, no przestań... Nie ubierzesz jej, bo co? Bo jest zima?
   - Tak, bo jest zima i w zimę nie chodzi się w sukienkach - powiedziałam spokojnie, jakbym tłumaczyła to małemu dziecku.
   - Phie.. Ja chodzę w sukienkach, bez względu na porę roku - wzruszyła ramionami, jednak nie namawiała mnie więcej na ubranie tego, co mi wybrała.
   - I na tym polega różnica: ty, to ty, a ja, to ja - zaśmiałam się cicho i wyciągnęłam z szafy jasne, obcisłe dżinsy z przetarciami, czarną luźną bokserkę z napisem, a na wierzch zarzuciłam ciemnoszary sweterek ze skórzanymi wstawkami. Gdy byłam już ubrana, zabrałam się za makijaż. Dzisiaj postanowiłam na delikatne smoky eyes - na górną powiekę nałożyłam trochę czarnego cienia, mocno wytuszowałam rzęsy i dolną, wodną linię oka podkreśliłam ciemnogranatową kredką.
   - No, nie pindruj się już tak i chodź! Nie zamierzam się spóźnić na biologię. Znów będzie się darła... - białowłosa sapnęła ze złością, kiedy schodziłyśmy na parter. Wciągnęłam na nogi czarne, ćwiekowane botki na korku i wychodząc na ulicę ubrałam płaszcz. Mroźne powietrze od razu zaatakowało moje policzki, szczypiąc zimnem. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłam z Rozalią wzdłuż ulicy, mijając śpieszących się ludzi.

8 komentarzy:

  1. Nieapodziewałam się jej ojca o.o mam nadzieję ze Liwia zostanie z ciocią 8) a ja się zastanawiam co z Kastielem XDDD będę czekac na więcej c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym wolała by wyjechała powiedzmy na miesiąc. Byłaby impreza pożegnalna ale wróciłaby. Byłoby fajnie i miejsce dla wielu nowych postaci.

      Usuń
  2. Boskie, boskie i jeszcze raz boskie! Masz ogromny talent, którego naprawdę Ci zazdroszczę. Ciekawe co stanie się z naszą Liwią. Dla mnie był to naprawdę wielki szok, gdy kapnęłam się, że to jej ojciec. O.o Pozdrawiam, życzę Ci weny twórczej i do następnego rozdziału. :) :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooooooooooooooow trochę mnie zszokowałaś o.o ale że ojciec?! Tu i teraz? Sorki, nadal mam lekkie zaburzenia umysłu po tej informacji..
    Rozdział jak zwykle mega, ty to potrafisz zaskoczyć jak nikt inny. Mam nadzieję, że Liwka za nic w świecie nie pojedzie. Ja nie chce żeby opuszczała Kastiela w takim momencie.. O nie! Oni najpierw muszą sobie to wszystko wyjaśnić, nie ma zmiłuj! A ten jej ojciec.. Chyba go nie polubiłam. Wydaje mi się taki.. Dziwny O.o a tak w ogóle cieszę się że dodałaś rozdział tak szybko i nie musiałam czekać dłużej w niepewności.
    Tak czy owak, nadal upominam się o szybką kontynuację! Ciekawi mnie dalszy rozwój wydarzeń pomiędzy Liwią i Kastielem ^^
    Czekam na następny rozdział i życzę duuuużo, dużo weny <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tego nawet nie skomentuję -,-
    To jest pierwszy rozdział u Ciebie, który czytałam z kompletnym poker face'm.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebiście że wstawiłaś kolejny rozdzialik xD normalnie kocham po prostu xD powinnaś zostać jakąś mega pisarką xD NOBLA Ci powinni dać xD a nie jakimś politykom xD Ty jesteś GENIUSZEM!!!! xD

    OdpowiedzUsuń
  6. W końcu ruszyłam dupe i nadrobiłam. W sumie to się cieszę, bo jakbym miała czekać na te rozdziały co były od 28 to bym chyba sfiksowała.
    Ja mam wrażenie, że ona z ojcem wyjedzie bo nie będzie mogła wytrzymać tych ciągłych myśli związanych z Kastielem, a do tego jak go będzie w szkole widzieć.

    Pozdrawiam i życzę weny bo z niecierpliwością czekam na kolejny cudowny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  7. :o Ale jak to jej ojciec wrócił i chce ją zabrać ze sobą do Hiszpanii?! ;O Ale jak to nie ma aktualnie więcej rozdziałów?! O.o T.T Opowiadanie jest świetne, masz talent, pozdrawiam, życzę wenyi czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń