środa, 14 października 2015

~ !! Rozdział 40 !! ~

 Z dedykacją dla Carbenet ♥
Za wszelkie błędy przepraszam ;3

   Patrząc na szatyna, czułam jak moje serce niesamowicie przyspiesza, a klatkę piersiową ściska niewidzialna pętla. Od kiedy wstałam rano z łóżka, bałam się tej chwili niesamowicie, a ona pojawiła się tak nagle, że dosłownie nie potrafiłam wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Wpatrywałam się w niego tępym wzrokiem, to otwierając, to zamykając usta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Z jednej strony byłam dosłownie przerażona tym, co mnie czeka w dalszej kolejności, ale z drugiej, jakaś ostatnia iskierka mojego racjonalnego myślenia zastanawiała się, jak musiałam idiotycznie wyglądać, starając się cokolwiek powiedzieć. Nie bardzo ufając swoim wargom, które od razu zamknęłam, kiwnęłam jedynie głową na potwierdzenie. Chłopak uśmiechnął się do mnie z wyraźną ulgą i ruszyliśmy wzdłuż korytarza, szukając jakiegoś spokojnego miejsca. W dość krótkim czasie znaleźliśmy pustą klasę, którą najwyraźniej zapomniał zamknąć któryś nauczyciel. Gdy znaleźliśmy się w pomieszczeniu, poczułam jak zaczynają drżeć mi nogi. Nie ufając zbytnio ich sile, szybko podeszłam do pierwszej ławki i oparłam się o nią, zakładając ręce na piersi. W duchu modliłam się, by cała ta chora sytuacja zakończyła się jak najszybciej, z jak najmniejszymi szkodami.
   Kentin stanął naprzeciwko mnie, wyraźnie zdenerwowany, jednak chwilę później zaczął krążyć w te i z powrotem, nie mogąc wytrzymać napięcia. Zagryzłam mocno wargę, wpatrując się w swoje botki. Z każdą sekundą naszego milczenia miałam coraz płytszy oddech i coraz to większa wilgoć zbierała mi się w kącikach oczu.
   - Liwia, ja... - zaczął w końcu szatyn, ale nie podniosłam wzroku. Nie mogłam. Chłopak jeszcze przez chwilę dobierał odpowiednie słowa, ale najwyraźniej bezskutecznie, ponieważ usłyszałam ciche przekleństwo, wydobywające się z jego ust. - Boże... Jeszcze kilka minut temu wiedziałem dokładnie co chcę powiedzieć, a teraz, stojąc przed tobą mam kompletną pustkę w głowie...
   Parsknął cicho, a ja w końcu zdecydowałam się przenieść wzrok z moich butów na niego. Jego kształtne wargi wykrzywione były w złości na samego siebie, oczy, jakby zwierciadło tego, co działo się w głowie Kentina, co chwilę pokazywały inne uczucia, od frustracji, po spokój aż na załamaniu kończąc. Kasztanowe, zazwyczaj grzecznie ułożone włosy, były co chwilę szarpane, przez szczupłe palce chłopaka.
   - Może, jak nie będę się zastanawiał nad tym, co mówię, pójdzie mi lepiej... - mruknął sam do siebie, po czym zwrócił swą uwagę na mnie. - Liv... Dobrze wiesz, że od ładnych kilku, a może nawet kilkunastu lat darzę cię uczuciem... Taka dziecinna miłość... - parsknął cicho, zagryzając nerwowo wargę. - Ale to, co ostatnio dzieje się ze mną... we mnie... Zaczęło mnie przerastać. Za każdym razem gdy cię widzę... - spojrzał na mnie, a w jego oczach krył się tak ogromny smutek, że po raz kolejny poczułam napływające łzy. - To jest zdecydowanie silniejsze ode mnie... Szczególnie teraz, po tym gdy... - uśmiechnął się delikatnie do swoich wspomnień, a na jego policzkach pojawił się lekki rumieniec. - To było wspaniałe... Najwspanialsza chwila jaką kiedykolwiek przeżyłem... Ty jesteś najwspanialszą osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem... - westchnął cicho. - Wiem, że to nic nie zmieni... Że wciąż będziesz mnie traktować jak tego dzieciaka - okularnika, kumpla z podwórka, ale musisz wiedzieć, że cie kocham i nie odpuszczę sobie ciebie tak łatwo, a tym bardziej nie pozwolę, by ktoś inny dotykał cię, jakbyś była jego własnością...
   Patrząc na szatyna, czułam jak ściska mi serce, a oczy napełniają się łzami. Chłopak krążył po klasie, jakby nie bardzo wiedział co chce zrobić. Zagryzał wargi, szarpiąc włosy, a w jego oczach czaił się niepokój i smutek.
   - Kentin... - powiedziałam cicho, a chłopak odwrócił się w moją stronę gwałtownie. - Ja... - zacięłam się. Kompletnie nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Z jednej strony wciąż wirowały mi w głowie jego słowa "...dzieciak okularnik, kumpel z podwórka..." i chciałam im zaprzeczyć, ale z drugiej strony najbardziej chciałam wyjaśnić... Właściwie co? To, że się przespaliśmy, czy to, że narobiłam tym chłopakowi nadziei i nie chciałam go ranić? Przełknęłam ślinę, bijąc się z myślami. - Nigdy nie byłeś dla mnie jakimś tam dzieciakiem z podwórka... Byłeś moim najlepszym przyjacielem... Traktowałam... Traktuję cię jak brata... - westchnęłam cicho, kręcąc głową. - Ale to, co było między nami... Ta noc... Ja nie chcę by to nas poróżniło... Nie chcę, by to jakoś negatywnie wpłynęło na naszą przyjaźń... - zdecydowałam się spojrzeć chłopakowi w jego niesamowicie zielone oczy. - Jesteś dla mnie niewyobrażalnie ważny i...
   Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ chłopak porwał mnie w swoje ramiona, mocno przytulając. Wtulił twarz w moje włosy, głęboko wdychając ich zapach, a ja już nie powstrzymywałam łez. Wyraźnie słyszałam jak bije jego serce.
BUM, BUM... BUM, BUM...
   Wydarzenia z ostatnich kilku dni, ból po kłótni z Kastielem, wszystko to zwaliło się na mnie w jednej chwili, a w objęciach Kentina poczułam się bezpieczna. Ostatnio nic nie było stałe w moim życiu, oprócz tej jednej chwili. Teraz, tutaj, w objęciach chłopaka...
   TRZASK!
   Odskoczyłam od Kentina jak poparzona, w pośpiechu wycierając policzki. 
   - Ups... Widocznie, nie tylko my chcielibyśmy pobyć sami...
   Usłyszałam cichy, piskliwy chichot i odwróciłam się w stronę drzwi. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, automatycznie prostując się. Przy wejściu do klasy stał Kastiel, wpatrując się w nas z kamiennym wyrazem twarzy i wściekłością bijącą z tego czekoladowych oczu, i ta sama dziewczyna, którą widziałam dzisiaj rano, tyle że nie trzymała już czerwonowłosego za rękę, a wręcz uwieszała się na nim. Teraz miałam okazję przyjrzeć się jej bliżej. Miała szczupłą, pociągłą twarz z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, duże, karmelowe usta i migdałowe, niebieskie oczy. Prawy bok głowy miała wygolony i pofarbowany w panterkę, a reszta długich włosów była w połowie spięta. Pod spodem miała kilka kolorowych pasemek i dredów. Sprawiała wrażenie zaskoczonej i jednocześnie zawstydzonej, ale jej oczy pozostały zimne i bacznie obserwowały wszystko dookoła. Spoglądając na Kentina uśmiechnęła się delikatnie, w sposób jaki można porównać tylko do drapieżnika, który zobaczył swoją ofiarę, jednak gdy dostrzegła moją osobę, jej oczy zrobiły się okrągłe, a na jej usta wkradł się podstępny półuśmiech.

~~~~~~~~~~~~~ » . ૪ . « ~~~~~~~~~~~~~

   - Oh... Kotuś.. nawet nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam... - szepnęła mi do ucha, delikatnie skubiąc zębami jego płatek, co spowodowało znajome dreszcze, przebiegające mi po plecach.
   Staliśmy razem na dziedzińcu w moim zwyczajowym miejscu, przy ogrodzie. Objąłem ją mocno w pasie, przyciągając do siebie jeszcze bardziej, po czym wpiłem się w jej wargi z pełną mocą. Uh... Strasznie denerwowała mnie jej szminka na ustach, ale sam fakt, że mogłem ją pocałować, mieć przy sobie, zupełnie wymazywał ten niewielki defekt. Momentalnie poczułem gorąco ogarniające moje ciało. Pragnąłem jej.
   - Khem, khem... - usłyszałem ciche kaszlnięcie, po czym odwróciłem się w jego stronę. - Drake, jesteś w szkole... - jakże uroczo przypomniała mi o tym belferka, przechodząca obok.
   - Ma się rozumieć. Już znikamy - zasalutowałem jej z ironicznym uśmieszkiem, po czym ponownie pocałowałem Debrę. Obejmując ją przesunąłem dłońmi wzdłuż jej szczupłego ciała. Miałem wrażenie, jakby nie było wcale tego czasu, gdy nie było jej przy mnie.
   - Kotek... Może znajdziemy jakieś hm... bardziej ustronne miejsce...? - spojrzała mi w oczy, uśmiechając się figlarnie, co spowodowało kolejną falę gorąca.
   Nic nie mówiąc, złapałem ją za rękę i ruszyliśmy do szkoły. Gdy weszliśmy do budynku... Ha! Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, widząc jak wszyscy patrzyli się na nas jakby zobaczyli ducha. Idąc przez korytarz widziałem te pełne niedowierzania spojrzenia, uśmiechające się radośnie osoby, które wpatrywały się w nią, mając nadzieję na rozmowę, ale ona była moja. Tylko moja. Znowu moja...
   I wtedy zobaczyłem znajomą burzę blond włosów. Miałem wrażenie jakby przez chwilę nie istniało nic oprócz Liwii. Jej delikatny uśmiech na różowych, słodkich ustach... Jednak czar nie trwał zbyt długo, bo zobaczyłem przy niej tego chłopaka. Pierwszy raz widziałem go na oczy, ale zachowywał się tak, jakby znał ją dużo dłużej ode mnie. Jakby byli dla siebie bliscy.  Poczułem wszechogarniającą złość. Nie na nią. Na niego. Na tego pizdowatego bruneta, który przyglądał jej się z uwagą, jakby nic innego prócz niej nie istniało. Miałem ochotę podejść do niego i zmazać mu ten głupi wyraz twarzy, ale wciąż czułem dotyk chłodnej dłoni Deb, który trzymał mnie jeszcze na miejscu. Przeszliśmy przez korytarz na klatkę schodową, gdzie zatrzymał mnie Lys.
   - Moglibyśmy porozmawiać? - zapytał, ale jego wzrok mówił, że nie bierze pod uwagę odmowy.
   Westchnąłem cicho, kiwając głową, po czy przeprosiłem szatynkę i razem z Lysandrem wyszliśmy na zewnątrz tylnym wyjściem.
   - O co chodzi? - zwróciłem się do niego, chcąc zakończyć to jak najszybciej.
   - Co ona tu robi? - rzucił wściekle chłopak, spoglądając na mnie spod zmarszczonych brwi.
   - Przyjechała, bo chce na razie odpocząć od koncertów i może tutaj zostanie - powiedziałem mu to, co ona mi.
   - Tylko nie mów mi, że znów z nią zaczynasz...
   - Tylko mi nie mów, że masz zamiar powtarzać tą sytuację - odparowałem, czując coraz to większą złość na przyjaciela.
   - A co z Liwią? Ją też masz zamiar zostawić, jak każdą inną? - westchnął cicho, gdy nie uzyskał odpowiedzi. - Czy to nie ty mi mówiłeś, że ona nie jest jak reszta? Że ona jest tą wyjątkową?
   - Było minęło. Z resztą, ona sama zadecydowała, że nie chce się pakować w to wszystko - warknąłem, odwracając się do Lysa plecami. Wypowiedzenie tych słów przychodziło mi z niemałym trudem.
   - O czym ty mówisz? - zapytał zdziwiony, a gdy po raz kolejny nie doczekał się ode mnie ani jednego słowa, złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę - O czym ty mówisz?
   - O tym co powiedziała Rozalii, w tym pieprzonym hotelu... - powiedziałem cicho, myślami wracając do tamtego momentu. - Kiedy już mieliśmy wyjeżdżać... Chciałem z nią porozmawiać, o tym co stało się na jej urodzinach, ale ona podeszła do mnie tak... zimno. Miała taki obojętny wyraz twarzy... Jakby to dla niej nic nie znaczyło... Później, kiedy zabierając swoje rzeczy z pokoju, minąłem jej, usłyszałem przez uchylone drzwi, jak rozmawia z Rozalią. Powiedziała, że ma dość i że nie chce się w to pakować... - mimowolnie głos zaczął mi się łamać. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wiele znaczyła dla mnie ta blondynka.
   - Nie wydaje mi się, żeby Liwia mogła powiedzieć coś takiego. Może to ty coś źle zinterpretowałeś? - zapytał spokojnie, patrząc mi w oczy.
   - Nie wiem... I nie chce wiedzieć. Sama zdecydowała, więc niech później nie żałuje - odwarknąłem, odwracając się w stronę drzwi, z których niespodziewanie wyszła Debra, uśmiechając się uroczo.
   - Oh! Tu jesteś kotek... - zrobiła zaskoczoną minę, ale jej oczy pozostały chłodne i uważne.
   Dziwne... Dopiero teraz to zauważyłem.
   - A, no jestem... - odwzajemniłem jej uśmiech, cicho mrucząc, przyciągnąwszy ją do siebie.
   - Pamiętaj o tym, co ci mówiłem i zastanów się nad tym... - Lysander westchnął cicho, wracając do szkoły.
   - O co mu chodziło? - zapytała Deb, spoglądając mi w oczy.
   - Nic takiego... O zespół chodzi... - skłamałem, wciąż myśląc o jego słowach dotyczących Liwii.
   Nie byłem pewny, czy chwyciła to, co jej powiedziałem, ale nie zastanawiałem się nad tym zbytnio. Miałem, w tamtym momencie, czym innym zaprzątnięte myśli. Puki co, liczyło się, że szatynka była teraz obok mnie, i że mogliśmy spędzić ten czas razem. Sami.
   Idąc korytarzem, mijaliśmy różne klasy, jednak większość była albo zamknięta, albo zapełniona ludźmi. Coraz bardziej się denerwowałem, szczególnie wtedy, gdy zaczepiał nas ktoś, by porozmawiać Deb. Przecież będą mieli jeszcze okazję do tego...
   Gdy kolejna osoba nas zatrzymała, nie mogłem się powstrzymać od zniecierpliwionego westchnienia. Oczywiście, zostałem obrzucony wrednym spojrzeniem, ale zlałem to. Chciałem, by się w końcu od nas odczepili i żebym mógł w końcu pobyć z nią sam na sam... Na szczęście nie musiałem na to długo czekać. Po chwili mogliśmy spokojnie przejść dalej, do ostatniej klasy. Miałem nadzieję tylko, że będzie jak zawsze otwarta i pusta. Chwyciłem za klamkę i nacisnąłem.
   Miałem ochotę krzyknąć z radości, kiedy drzwi się otworzyły. Niestety to uczucie wyparowało równie szybko jak się pojawiło, kiedy zobaczyłem JĄ w objęciach tego chłopaka z wojska. Odskoczyli do siebie, jak poparzeni. Blondynka opierała się o ławkę i była do mnie odwrócona tyłem, mimo to zauważyłem, jak wyciera policzki. Płakała. Momentalnie wszystko zaczęło się we mnie gotować.
   - Ups... Widocznie, nie tylko my chcielibyśmy pobyć sami... - Debra zachichotała, przytulając się do mojego ramienia.
   Z całych sił starałem się sprawiać wrażenie obojętnego, ale w środku wrzałem z wściekłości i jedyne czego w tamtej chwili pragnąłem, to żeby raz a dobrze pokazać temu... chłopaczkowi, gdzie jest jego miejsce.
   - My się zdążyliśmy już poznać - uśmiechnęła się uroczo do szatyna, po czym przeniosła spojrzenie na dziewczynę. - Ale ciebie nie kojarzę...
   - To nikt ważny... - mruknąłem, zanim zdążyłem cokolwiek pomyśleć. Nie patrzyłem na nią, ale i tak czułem jej spojrzenie pełne niedowierzania. - Chodź Deb... Znajdziemy inne miejsce...
   Nie czekając ani dłużej, wyszliśmy z pomieszczenia. W tym samym momencie zabrzmiał dzwonek i para, którą "przyłapaliśmy" także wyszła. Widząc, jak się do siebie uśmiechają, jak idą blisko siebie, ledwo powstrzymywałem się od rękoczynów.
   - Coś nie tak kotek? - usłyszałem ciche pytanie szatynki, a kiedy na nią spojrzałem, wbijała we mnie uważny wzrok.
   - Nie, nic... - uśmiechnąłem się do niej lekko wymuszenie. - Nie lubię go...

   Przez wszystkie lekcje, myślałem, że nie wytrzymam nerwowo. Cały czas na korytarzu widziałem tego całego Kentina, albo ją z tym pizdowatym brunetem. Na jego szczęście była przy mnie cały czas Debra, więc byłem w stanie się jakoś powstrzymać. Jednak po piątej lekcji, ktoś do niej zadzwonił i musiała załatwić coś na mieście. Łaziłem co chwilę do ogrodu, by spokojnie zajarać. Nim się obejrzałem przed ostatnią lekcją spaliłem ostatniego papierosa. Kiedy brałem ostatniego bucha, oczywiście musiał przyleźć facet od gegry i zaczął coś gadać o zaśmiecaniu dziedzińca. Odburknąłem mu w odpowiedzi i wróciłem na lekcję. Ledwo wszedłem do klasy, już nauczyciel zaczął się mnie czepiać, że się spóźniam. Bo przyjście minutę po dzwonku, to takie wielkie spóźnienie, ale przemilczałem to i usiadłem na swoim miejscu. Założyłem słuchawki i odciąłem się od tego, co się działo w sali. Dopiero kiedy każdy zaczął się zbierać, wyłączyłem muzykę i skierowałem się do wyjścia.
   Przed drzwiami zatrzymał mnie Lys w sprawie prób. Rozmawialiśmy prawie na przejściu, robiąc korek, ale jakoś mnie to nie ruszało. Gdy już miałem odchodzić, ktoś szturchnął mnie przechodząc obok.
   - Sorry - szatyn w wojskowych spodniach, zawołał odwracając się w moją stronę.
   Zaczerpnąłem głęboko powietrze, starając się nie reagować na jego głupkowaty uśmieszek i cwaniackie spojrzenie. Zacisnąłem dłonie w pięści i ruszyłem przed siebie. Kiedy odwrócił się ponownie, znów uśmiechając się w ten sam wkurwiający sposób, nie wytrzymałem i podbiegłem do niego.
   - Czego ty chcesz od Liwii? - warknąłem cicho, patrząc mu w oczy.
   - Gówno powinno cię to interesować - odwarknął, wyszarpując ramię z mojego uścisku.
   - Nie waż się jej tknąć... - ogarnęła mnie jeszcze większa wściekłość, gdy pomyślałem, że ona mogła mieć z nim coś wspólnego.
   - Bo co? Poszczujesz mnie psem, czy spróbujesz obić gębę? - zapytał prowokacyjnie, po czym parsknął śmiechem. - Poza tym, z tego co widziałem, już masz swoją księżniczkę...
   - Nie waż się jej tknąć - powtórzyłem, coraz bardziej tracąc nad sobą panowanie.
   - Ona i tak nie będzie twoja...
   Nim zdążył cokolwiek jeszcze dodać, zamachnąłem się i uderzyłem go pięścią. Chciałem zetrzeć mu z gęby ten uśmieszek. Chłopak zachwiał się lekko, ale sekundę później odparował cios. Momentalnie poczułem tępy ból w miejscu uderzenia i słoną krew sączącą się z rozciętej wargi. Splunąłem nią i nie kontrolując już tego co robię, rzuciłem się na niego z pięściami. Straciliśmy panowanie i wylądowaliśmy na bruku, szarpiąc nawzajem.
   - Kastiel! - do mich uszu dobiegł, przerażony krzyk, który rozpoznałbym wszędzie. Na moment przestałem się bronić, co przeciwnik wykorzystał, uderzając mnie w brzuch. - Kentin!
Jęknąłem cicho z bólu i oddałem cios. Tak łatwo nie odpuszczę...
   - Przestańcie!
   Szykowałem się do kolejnego uderzenia, gdy poczułem jak ktoś szarpie mnie mocno i odciąga od szatyna. Chciałem się wyrwać i dokopać temu gnojkowi, ale osoba, która oddzieliła mnie od niego, cały czas trzymała w silnym uścisku.
   - Kastiel uspokój się... - cichy głos białowłosego przyjaciela spowodował, że przestałem się szarpać, ale nie powstrzymało mnie to od uwag.
   - Bijesz, jak baba... - parsknąłem śmiechem, spoglądając prowokacyjnie na mojego przeciwnika. On automatycznie zareagował i odpychając Liwię i Rozalię od siebie, podbiegł do mnie z pięściami.
   - Ken! - blondynka stanęła pomiędzy nami, co otrzeźwiło nieco tego chłopaczynę.
   Dziewczyny zabrały go do szkoły, a Lys wyprowadził mnie z dziedzińca na ulicę. Kiedy tylko oddaliliśmy się od bramy wjazdowej, Lysander zaczął warczeć, że znów niepotrzebnie wpakowałem się w kłopoty. Starałem się wytłumaczyć mu, że to moja sprawa, ale nie odpuszczał. Dopiero kiedy jakaś starsza babka się na nas krzywo spojrzała, białowłosy się trochę opanował. Gdyby nie fakt, ze przyczepiła się do nas tylko dlatego, ze głośniej "rozmawialiśmy" dziękowałbym bogu, że się pojawiła, bo jeszcze chwila, a zrobiłbym mu coś, czego później bym żałował.
Ehh... Ta dziewczyna miesza mi w głowie...

6 komentarzy:

  1. Minęła mi cała lekcja, zanim wymyśliłam co ci napiszę. No więc tak
    Pierwsze wrażenie: jak zwykle " ja pierdole"
    No przepraszam, inaczej nie umiem tego opisać.
    Tak zajebiście opisane uczucia, zarówno Livii i Kastiela.
    Kensington kurde cudowny, kochany i wgl i jak ją go uwielbiam♡
    Miło tez widzieć, że Kastiel nadal darzy Liv uczuciem i z wzajemnością.
    Pozdrawiam Cię gorąco i powodzenia w szkoel^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam Cię bardzo gorąco! >Wesoło macha rękoma na wszystkie strony<
    Z utęsknieniem wyczekiwałam nowego rozdziału. Codziennie sprawdzałam Twój profil, czy aby na pewno coś się nie ukazało. No i masz. Wchodzę zmęczona po ośmiu lekcjach - w tym dwóch historiach (nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, żeby właśnie ten przedmiot wybrać na rozszerzeniu) - oraz po ponad godzinnych zakupach z mamą, i co widzę? Zrobiłaś mi popołudnie, dziewczyno. (~_~)
    Dzisiaj będzie trochę chaotycznie, bo nadal nie zeszła ze mnie euforia po dostaniu piąteczki z niemieckiego. I to za odpowiedź ustną. Czaisz, piąteczka z niemca. Ahh... Cudownie.
    No nic, wracamy do rzeczywistości.
    Rozdział cud, miód i malinowe cappuccino. Bardzo podoba mnie się, jak piszesz z perspektywy Kastiela. Całkowicie wczuwasz się w jego nastrój buntownika. Nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam czytać oczami Liwii. "Czytać oczami Liwii" (o_O) Jakże poetycko i dziwnie to brzmi. Ale nie bierz tego absolutnie do siebie, ja po prostu należę do osób, które jak się do czegoś przyzwyczają, to nie ma zmiłuj. Najzwyczajniej w świecie nie potrafię się czasami dostosować. >Nerwowo pociera ręką kark, śmiejąc się przy tym, niczym rasowy uciekinier z zakładu zamkniętego<
    Czytam z bananem na twarzy tę znakomitą treść, aż tu nagle wpycha się Debra, rozsiewając na wszystkie strony swoją zajebistość. No trudno, pojawiła się w poprzednim rozdziale, więc do przewidzenia było, iż zawita również i w tym. Chłonę dalej tekst, a ta dziewucha jak weszła mnie na monitor, tak nadal na nim siedzi. Dobrze, że tym razem nie leżał przede mną zeszyt, bo dzisiaj mogłabym przypadkiem trafić w biednego chomisia. Całym swoim zgorzkniałym serduchem błagam, aby Debra jak najszybciej zniknęła z tego znakomitego opowiadania. Do tego te jej uważne spojrzenia i wtykanie wypacykowanego nosa wszędzie tam, gdzie nie powinna. Niucham aferę jakich mało. Pewnie ta zołza już szykuje coś na Liwię. Mogę założyć się o całą kolekcję mang, że wymyśliła plan, jak utrudnić żywot głównej bohaterki, gdy tylko ją zobaczyła.
    A do tego w Kastielu obudził się narwaniec. Bo po co usiąść ze szkolnym kolegą przy filiżance herbaty (czytaj: kuflu chłodnego piwa), aby omówić na spokojnie, to co nas dręczy. Trzeba od razu na chama rzucać się z łapami. A jak on odda, to ja podwójnie. I tak przez pół dnia, aż w końcu powybijamy sobie wszystkie zęby, a mordki obijemy tak, że sami siebie w lustrze nie rozpoznamy. Rączki mnie opadają. Mam ogromną nadzieję, że nasz kochany buntownik w końcu przystopuje z emocjami.
    Co do rozmowy Liwii z Kentinem (od samego początku wiedziałam, że o nim mowa - tak jakby reszta czytelników na to nie wpadła), wyszła przeuroczo. Cieszę się, że relacje pomiędzy nimi nie uległy zepsuciu. To taka urocza parka PRZYJACIÓŁ. Tak, tylko i wyłącznie przyjaciół. A może aż? Jestem fanką Kastiela od pierwszego wejrzenia, więc z całych sił kibicuję jemu oraz Liwce. ♥
    To już chyba koniec moich przemyśleń na temat rozdziału. Pozostało mnie jedynie życzyć Tobie zdrówka, cieplutkiego sweterka oraz weny. Mnóstwa weny. Całej cysterny weny. Czekaj, wróć; cysterna weny była wcześniej... Więc życzę Tobie, droga autorko, dwóch cystern weny. Z całą pewnością wyczerpałam tygodniowe pozwolenie na używanie słowa "cysterna".
    DO WI-DZE-NIA I MI-ŁE-GO ZO-BA-CZE-NIA (nowego rozdziału)! Wiedz, że Wielka Kernit patrzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za dedyk ;* chociaż nie wiem czy sobie na niego zasłużyłam, ostatnio byłam do tyłu z rozdziałami... ale oczywiście nadrobiłam to. Rozdział cudny, tyle emocji, no i punkt widzenia Kastiela, najlepsze co może być ;D Debra mnie wkur... za przeproszeniem, ale muszę cię pochwalić za jej opis. Coś czuję, że jeszcze nieźle namiesza :/ Ledwo się pojawiła, a już mam jej dosyć, heh. Biedny Kentin, tak niefortunnie się zakochał, bo w najlepszej przyjaciółce :( I po co im był ten seks? xd Ale się wszystko rozkręciło. Czekam na nexta i mam nadzieję przeczytać w nim o jakichś szczęśliwszych wydarzeniach ;p Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakby ktoś chciał poczytać, to zapraszam =D http://w.tt/1MWJ4Eh

    OdpowiedzUsuń
  5. Kocham czytać Twoje opowiadanie, jesteś mega fajną pisarką :-) :-) :-( :-) :-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. CUDOWNY. FENOMENALNY. LECĘ DALEJ CZYTAĆ. KAAASTIEL <3

    OdpowiedzUsuń