piątek, 12 lutego 2016

~ Rozdział 55 ~

 Witajcie! 
Na wstępie chciałabym przeprosić za to, że rozdział ukazuje się dopiero dzisiaj, jednak pochłonął on mnóstwo mojego czasu. Chciałam, żeby był idealnie dopracowany, ponieważ... No właśnie. Jest on jednym z ważniejszych rozdziałów w całej tej historii i mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli. Więcej szczegółów dowiecie się z dalszej części. 
Chciałabym tu również podziękować pewnym wyjątkowym dziewczynom, które niesamowicie wspierały mnie podczas pisania tego posta. Serdeczne podziękowania dla Tekashikiki Meidozumike, która była dla mnie niezwykłą inspiracją. Jesteś niesamowita. Oraz również gorące podziękowania dla Carbenet, bez której nie dałabym sobie kompletnie rady. 
Tak więc nie przedłużając zapraszam do czytania ;3
ENYOJ ♥

 ~~~~~~~~~~~~~ » . ♯ . « ~~~~~~~~~~~~~

   Chyba najbardziej wyczekiwany dzień w końcu nadszedł. Koncert miał się odbyć już dzisiaj. Napięcie jakie zrodziło się wśród uczniów i nauczycieli było znacznie większe, niż kiedy miał odbyć się bal maskowy. Wszędzie można było zobaczyć poddenerwowane osoby, które biegały po szkolnych korytarzach kilka razy w tą samą stronę, nie mogąc się odnaleźć. Natanielowi i Melanii udało się namówić dyrektorkę na odwołanie wszystkich lekcji, argumentując ostatnimi i najważniejszymi przygotowaniami oraz próbami generalnymi grupy. O dziwo kobieta zgodziła się, co cała szkoła przyjęła z ogromnym entuzjazmem. No, prawie cała. Osobiście wolałabym, żeby lekcje jednak się odbyły. Nie ze względu na to, że bardzo chcę się uczyć, ale przynajmniej miałabym się na czym skupić i nie rozmyślałabym natrętnie o zbliżającej się imprezie. Cała się wewnętrzne trzęsłam z nerwów i nie mogłam przestać się nerwowo rozglądać. Dziękowałam też Bogu, że nie piłam rano kawy, bo moje serce już dawno przestałoby mi bić z przepracowania.
   Szłam właśnie korytarzem w stronę piwnicy, sprawdzić rezultaty przygotowań dekoracji i ogólnego przygotowania. Byłam tak zdenerwowana, że co chwilę wpadałam na kogoś. Kompletnie nie mogłam zebrać myśli, ponieważ wciąż zastanawiałam się czy koncert się uda i czy nie stanie się nic złego. Od wczesnego ranka miałam nieodparte wrażenie, że coś się stanie, ale nie byłam w stanie doprecyzować, o co chodzi. To było jak cichutkie brzęczenie gdzieś na dnie umysłu, które można było ignorować, ale dokładnie wiedziało się, że tam jest. Biorąc głęboki oddech, wpadłam do piwnicy, gwałtownie otwierając drzwi. Wszyscy zebrani w pomieszczeniu albo podskoczyli, albo, w przypadku niektórych dziewcząt, pisnęli wystraszeni.
   - Przepraszam... - mruknęłam skruszona, rozglądając się dookoła.
   Przestrzeń była ogromna. Sprawiała wrażenie jakby nad nią mieściły się ze cztery klasy. Na przeciwko wejścia znajdowała się przestronna scena, wykonana z ciemnego lakierowanego drewna, na której znajdowały się już instrumenty i potrzebny sprzęt. Na specjalnych stelażach, zawieszonych przy suficie zaczepione były kolorowe światła oraz głośniki. Z tłu, za sceną znajdował się niewielki, ale osłonięty przed gapiami kącik, w którym nasze gwiazdy wieczoru będą mogli odpocząć między piosenkami. W najbardziej oddalonym od podwyższenia, kącie stały stoliki z zimnymi napojami i ławki przeznaczone dla bardziej zmęczonej publiczności. Większość ścian była odsłonięta, co dawało ostrzejszego charakteru całości, jednak na niektórych zawieszone były ciemne płótna z podobiznami chłopaków.
   - Wiesz, że nasi chłopcy nie będą zadowoleni, kiedy to zobaczą? - zapytałam Rozalii, która pomagała Iris zawiesić powiększony portret Lysandra.
   - Pomarudzą, pomarudzą i przestaną - stwierdziła lakonicznie dziewczyna, wyjmując z ust ostatnią szpilkę. - Poza tym, są głównymi bohaterami dzisiejszego wieczoru, więc i tak, i tak przyciągną uwagę.
   - Co to, kurwa mać, jest?! - jak na zawołanie, do piwnicy przyszedł Kastiel i z wyrazem ogromnego szoku i wściekłości, stanął w progu, przyglądając się namalowanemu sobie.
   - Twój portret - białowłosa podeszła do niego i objęła go ramieniem. - Musisz przyznać, że Violetta wykonała kawał dobrej roboty. Nawet twoja buźka wygląda w miarę znośnie.
   - Macie to ściągnąć - zażądał, rzucając mordercze spojrzenie złotookiej, które zignorowała.
   - Nie, nie, nie. To zostaje, za to ty możesz iść poszukać chłopaków. Powinniście jeszcze raz wszystko przećwiczyć.
   W odpowiedzi dostała wściekłe prychnięcie, po którym chłopak odwrócił się na pięcie i wyszedł.
   - Mamy chociaż pięć minut spokoju - odetchnęła z ulgą, opierając się plecami o scenę, do której w zaskakująco szybkim tempie podeszła. Jak ona może być tak spokojna?! - A jak się czuje nasza organizatorka?
   - Nie pomagasz... - mruknęłam, wyłamując sobie palce. Zawsze miałam taki odruch, gdy byłam bardzo zdenerwowana.
   - Kolejna, która dramatyzuje... - jęknęła, przewracając oczami. - Chodź - złapała mnie za łokieć i wyprowadziła na korytarz.
   Przeszłyśmy przez całą szkołę i zatrzymałyśmy się dopiero pod pokojem gospodarzy. Dziewczyna zapukała energicznie i nie czekając na odpowiedź, wpadła do pomieszczenia. W środku siedziała Melania i przeglądała jakieś papiery.
   - Mel, mamy kolejną w nerwach. Poratuj herbatką - Rozalia uśmiechnęła się uroczo do szatynki, na co ta, z westchnieniem zostawiła swoje dotychczasowe zajęcie.
   Podeszła do niewielkiego stolika w kącie pokoju, na którym stał czajnik i kilka kubków. Nastawiła wodę, wrzuciła do kubka torebkę z herbatą i po chwili zalała ją wrzątkiem. Zamieszała delikatnie łyżeczką i podała parujący napar mi. Od razu poczułam przyjemny miętowy zapach.
   - Najlepiej działa, jak pijesz bez cukru - powiedziała jedynie, wracając do papierów.
   Kiwnęłam głową, że zrozumiałam. Mama zawsze piła miętową herbatę, gdy źle się czuła. Podmuchałam zieloną herbatę i wzięłam małego, ostrożnego łyczka, ale i tak poparzyłam sobie język. Skrzywiłam się lekko, połykając od razu palącą ciecz. W pomieszczeniu panowała tak nienaturalna cisza, że zaczęłam czuć się trochę nieswojo.
   - Ehm... Mogę wziąć ten kubek do piwnicy? - zapytałam szatynki, spoglądając na nią. Mimo, że była pochylona nad biurkiem, dostrzegłam jak zamyka zdenerwowana oczy i kiwa potakująco głową.
   Nie przeszkadzając dłużej dziewczynie, wyszłyśmy z Rozalią po cichu z pokoju gospodarzy.  Wróciłyśmy do sali, gdzie trwały największe przygotowania. Na scenie znajdowali się już chłopcy, szykujący się do kolejnej próby. Nataniel próbował się wygodnie usadowić na małym obitym skórą taborecie, Kastiel majstrował coś przy gitarze Kaspra, a Lysander ustawiał mikrofon na odpowiedniej wysokości. Popijając co chwilę gorący ziołowy napar, przyglądałam się ich poczynaniom. Na sekundę zawiesiłam wzrok na czerwonowłosym. O sekundę za długo. Odwrócił się w moją stronę i posłał mi delikatny uśmiech, ale w tym nie było ani grama zwyczajowej ironii, tylko, nie wiedzieć czemu, ogromny smutek. Poczułam się nieswojo, a niepokój, który brzęczał mi od rana z tyłu głowy, drgnął gwałtownie. To zdecydowanie nie oznaczało nic dobrego. Niestety, a może i stety nie miałam jak dłużej się nad tym zastanawiać, ponieważ co chwilę kręciły się obok mnie osoby i wypytywały o poszczególne rzeczy. Około godziny szesnastej wszystko było skończone. Wszystkie dekoracje zostały zawieszone, stoliki z napojami stały na swoim miejscu, a scenie brakowało tylko artystów.
   Wraz z Rozalią i Alexem wróciłam do domu przygotować się i przebrać na koncert. Kiedy znaleźliśmy się w mieszkaniu i ja szykowałam dla każdego po szklance zimnego soku, z pracy wróciła ciocia. Przywitała się z nami i od razu zabrała się za robienie szybkiego obiadu, a nasz trójka uciekła do mojej sypialni. Alexy, który nie widział wybranego dla mnie zestawu, od razu podszedł do komody, na którym miałam wszystko przygotowane.
   - Fiuu... Fiu... - zagwizdał, uśmiechając się z zadowoleniem. - Ty, to masz oko Roz...
   - No, ba! W końcu jestem z najlepszym stylistą w tym mieście! - Rozalia jak zawsze skromna, odrzuciła włosy za prawe ramię, śmiejąc się wesoło.
   - Zanim rozpłyniecie się w swojej zajebistości, to mogę iść się przebrać? - przerwałam ich uroczą rozmowę, zabierając Al'owi rzeczy i nie czekając na odpowiedź, zamknęłam się w łazience.
   W głowie mniej więcej wiedziałam jak będę wyglądać w tych ciuchach, ale gdy to w końcu ubrałam, nie byłam do końca przekonana. Krwistoczerwona spódnica, mimo że zaczynała się w talii, to przez krótki, czarny top kawałek mojego brzucha pozostawał odsłonięty. Moje szczupłe nogi zakrywały czarne rajstopy z wyraźnie zaznaczonymi zakolanówkami. Skubałam co chwilę brzeg koszulki, przyglądając się sobie krytycznie.
   - Liwia, co ty się tam utopiłaś, czy jak? - usłyszałam stłumiony przez drzwi głos Alexy'ego.
   Przewróciłam oczami i z cichym westchnięciem wyszłam z łazienki. Przez chwile panowała kompletna cisza, a dwójka przyjaciół przypatrywała mi się dokładnie. Otworzyłam usta, by zapytać, czy nie mogłabym chociaż zmienić koszulki, ale nie zdarzyłam wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku.
   - Nie. Jest idealnie - stwierdziła Rozalia, jakby czytając mi w myślach. Dziewczyna dzień wcześniej przyniosła do mnie swoje rzeczy i teraz była już kompletnie uszykowana.
   - Ale buty wybrać mogę sobie sama? - zapytałam retorycznie, po raz kolejny przewracając oczami. - I pomaluję się sama.
   Białowłosa uniosła dłonie ku górze, udając, że modli się do Boga. Parsknęłam śmiechem i zaczęłam się malować. W tym samym czasie przyjaciółka postanowiła zrobić mi fryzurę. Postawiłam na delikatne ciemnobrązowe smoky eye i bordowe usta, a dziewczyna najpierw zrobiła mi subtelne loki, które następnie lekko podtapirowała i spięła wsuwkami moją grzywkę na górze, a niesforne kosmyki po bokach głowy. Gdy skończyła, obróciła mnie razem z krzesłem w stronę siedzącego na łóżku Alexa.
   - No, no, no... Gdybym był hetero, podbiłabyś moje serce - zaśmiał się niebieskowłosy, przyglądając mi się uważnie.
   - Przestań, bo pójdę się przebrać - powiedziałam, na co oboje jednocześnie zareagowali gwałtownym protestem. - Czuję się taka... wygolona...
   - Nie przesadzaj. Jest świetnie - chłopak szturchnął mnie przyjaźnie.
   Zabrałam jeszcze telefon oraz kilka drobiazgów do mojej ulubionej małej torebki i wyszliśmy z pokoju. Przed wyjściem z domu zajrzałam jeszcze do salonu, powiadomić ciocię. Przez uchylone drzwi zajrzałam do pomieszczenia i ujrzałam kobietę pogrążoną w głębokim śnie na kanapie. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, pisząc karteczkę z informacją, by opiekunka nie martwiła się o mnie.
   Późne popołudnie było przyjemnie ciepłe. Słońce było już dość nisko na nieboskłonie, jednak na dworze wciąż było jasno. Alexy oddzielił się od nas już na samym początku, tłumacząc się, że musi wyciągnąć Armina z pokoju, by ten poszedł z nim na szkolną imprezę. Pożegnałyśmy się więc z przyjacielem i spokojnym krokiem ruszyłyśmy w stronę placówki. Przez większość drogi milczałam poddenerwowana.
   Uspokajające działanie herbaty miętowej przestało całkowicie działać, kiedy weszłyśmy do zatłoczonego już budynku szkoły. Przy samym wejściu stała ławka przykryta ciemnym płótnem, a za nią Melania, która pobierała opłatę za wejście na koncert. Z białowłosą zapłaciłyśmy należność dziewczynie, a ta poprosiła nas o wyciągnięcie lewych nadgarstków, na które przybiła pieczątkę szkoły. Przyglądałam się jej w zdziwieniu, więc wytłumaczyła, że robi to, aby uniknąć nieproszonych gości. Z walącym sercem ruszyłam wgłąb szkoły słysząc coraz głośniejszą, dudniącą muzykę. Niepewnie stawiałam krok za krokiem w rytm basowych uderzeń. Już z daleka dostrzegłam otwarte na oścież piwniczne drzwi i całą masę ludzi zebranych w ogromnym pomieszczeniu. Zerknęłam ostatni raz na Rozalię, a ta posłała mi uspokajający uśmiech, po czym obie kroczyłyśmy do wnętrza.
   W środku panował przyjemny półmrok, co jakiś czas rozpraszany przez ruchome kolorowe światła. Co chwilę zaczepiały mnie pojedyncze osoby ze szkoły, gratulując mi organizacji tego wszystkiego. Czułam się dość zmieszana, ponieważ nie byłam jedyną osobą, która pracowała na to wszystko.
   - Liwia!
   Ledwo dosłyszałam, że ktoś mnie woła i gdyby nie białowłosa przyjaciółka, zignorowałabym to. Ta odwróciła mnie w stronę sceny, skąd machała mi rozpromieniona czerwonowłosa. Podeszłam do niej tak szybko jak byłam wstanie, starając się wyminąć krążące dookoła inne osoby.
   - Jak tam? - zapytałam, a właściwie wykrzyczałam koleżance do ucha, starając się przekrzyczeć muzykę.
   - Wyśmienicie! - zaśmiała się dziewczyna, przyglądając mi się uważnie. Pokiwała z aprobatą głową, unosząc kciuki w górę, po czym złapała mnie za rękę i zaprowadziła do miejsca za sceną, gdzie chłopcy szykowali się do występu.
   Pierwsze, co usłyszałam to zezłoszczone słowa czerwonowłosego:
   - No, was chyba popierdoliło! - rzucił wściekłe spojrzenie kuzynce, szarpiąc czarną koszulkę na ramiączkach, która była lekko postrzępiona i dyskretnie ukazywała opalony brzuch Kastiela.
   - Nie masz wyjścia. Albo idziesz w tym, albo nago - stwierdziła "kompromisowo" Rozalia, podchodząc do Lysandra i poprawiła mu na szyi szmaragdowy krawat.
   Chyba on jedyny wyglądał w miarę normalnie. Miał czarne zwężające się spodnie, znikające w luźno związanych glanach oraz lśniącą białą koszulę, która była względnie niechlujnie rozpięta, a na szyi miał oczywiście przewieszony szmaragdowy krawat. Musiałam przyznać, że idealnie komponował się z jego zjawiskowymi oczami. Nataniel miał ubraną granatową koszulę w kratę bez rękawów i ku mojemu ogromnemu zdziwieniu skórzane spodnie z licznymi suwakami. Na dłoniach miał rękawiczki bez palców również skórzane. Uśmiechnęłam się do blondyna i pomachałam mu przyjaźnie, na co ten, nieco skrępowany, odpowiedział tym samym. Kasper i Kastiel zaś mieli bardzo podobne stroje. Ciemne, poprzecierane dżinsy, czarne podkoszulki i skórzane naramienniki z ćwiekami.
   Nie chcąc przeszkadzać chłopakom, wyszłam z Gwen po coś do picia. Przeszłyśmy przez tłum zniecierpliwionych uczniów i stanęłyśmy obok stoiska z napojami, którymi opiekował się Matt i Kentinem. Posłałam im szeroki uśmiech, który obaj od razu odwzajemnili. Brunet otaksował mnie wzrokiem cicho gwizdając pod nosem. Kentin natomiast wpatrywał się we mnie z lekko rozchylonymi ustami. Widząc jego zachowanie poczułam dziwne ukucie w okolicy żołądka, ale zignorowałam je, podchodząc do niego, aby puknąć go delikatnie palcami w brodę, zamykając mu buzię.
   - Bo ci mucha wpadnie - zaśmiałam się, sięgając po butelkę z chłodną wodą. Odkręciłam ją i wzięłam kilka łyków.
   - Świetnie wyglądasz siostra - Matt puścił mi oczko, uśmiechając się szeroko.
   Spojrzałam na niego spod byka, jednak sama nie mogłam powstrzymać śmiechu. Chwilę rozmawiałyśmy z chłopakami, ale zaraz zostałyśmy pogonione pod scenę.
   - Impreza zaraz się oficjalnie zacznie. Powinnyście iść pod scenę - stwierdził spokojnie brunet, uśmiechając się podejrzanie.
   Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi, chcąc się dowiedzieć, o co chodzi, jednak ten tylko popchał mnie w stronę podium, nie odzywając się nic. Moment później na podwyższeniu pojawili się muzycy, a Nataniel podszedł do mikrofonu.
   - Cześć wszystkim zebranym! - zawołał, lustrując wzrokiem tłum. -  Pewnie jak większość z was wie, nasza szkoła zorganizowała koncert, by zebrać pieniądze dla dzieciaków z domu dziecka. Jestem niesamowicie ucieszony, że aż tyle was tu przyszło. Na wstępnie chciałbym podziękować wszystkim osobom, które zaangażowały się w tą imprezę, jednak szczególne podziękowania należą się pewnej dziewczynie, która głownie zajmowała się całą organizacją. Liwia, chodź tutaj do nas.
   Blondyn spojrzał na mnie znacząco, wyciągając w moją stronę dłoń, a ja zdezorientowana rozejrzałam się dookoła, szukając u kogoś pomocy. I tak byłam zestresowana tym wszystkim, ale to, co przed chwilką powiedział Nat, o mało nie przyprawiło mnie zawału. Większość ludzi załapała, że ja jestem Liwią i zaczęli głośno klaskać na zachętę, poza tym Gwen popchnęła mnie w stronę blondyna, więc nie miałam większego wyboru i musiałam wejść na scenę. Gdy znalazłam się na podium, pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to tłum ludzi który klaskał i gwizdał, wołając do nas jakieś słowa. Uśmiechnęłam się niepewnie, kompletnie nie mając pojęcia jak się zachować. Byłam tak zdezorientowana, że praktycznie nie słyszałam słów Nataniela, ani też nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje.
   Po krótkiej przemowie głównego gospodarza koncert w końcu się rozpoczął. Lysander zaczął od coverów innych zespołów rockowych i metalowych, takich jak Skillet, Asking Alexanrdria czy Three Days Grace. Wraz z początkiem piosenki Escape The Fate "You are so beautiful" uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy słyszałam głos Lysandra i od razu pożałowałam, że dopiero teraz miałam okazję go usłyszeć. Chłopak miał tak niesamowity głos, od którego na całym ciele można było dostać ciarek. Potrafił w jednej chwili zmienić tonację swojego głosu z przyjemnego barytonu, do zachrypniętego, wysokiego śpiewu podobnego do Marilyna Mansona. Większość piosenek śpiewanych przez chłopaka brzmiała zupełnie inaczej, niż oryginalnie, ale nie gryzło się to ze sobą. Wręcz przeciwnie - było idealnie. Białowłosy niewątpliwie miał talent.
   Przez pierwszą część występu chłopcy głównie grali żywe, rytmiczne piosenki, a publiczność śpiewała je razem z Lysandrem. Po krótkiej przerwie naszedł czas na bardziej sentymentalne, jednak wciąż dynamiczne piosenki. Zaczęło się oczywiście od piosenki "Whispers in the dark". Białowłosy miał przyjemny, melodyjny głos, dzięki któremu od razu można było wczuć się w klimat. Gdy zaczął śpiewać refren momentalnie poczułam gęsią skórkę na rękach.
   Koncert był genialny. Jeszcze nigdy nie bawiłam się tak dobrze, jak tego dnia. W końcu byłam tak na prawdę szczęśliwa. Ten wieczór, jak dla mnie, mógłby trwać wiecznie. Jednak jak wiadomo wszystko, co dobre szybko się kończy. Nie wiadomo, kiedy upłynęło tych kilka godzin i do północy pozostało kilka minut. Po chłopcach było widać, że byli już dość zmęczeni. Wokalista zapowiedział, że zagrają jeszcze dwie, ewentualnie trzy piosenki, ponieważ dyrektorka dała nam czas do dwunastej. Ostatnią piosenką jaką wykonali, był utwór Asking Alexandrii "If You Can't Ride Two Horses At Once You Should Get Out Of The Circus". Białowłosy także w tym wypadku zmienił tonację piosenki. Zamiast przysłowiowego darcia ryja, była spokojna ballada śpiewana czystym, głębokim głosem chłopaka. To było piękne...
   Chłopcy już mieli schodzić ze sceny, wśród oklasków i wiwatów zebranych ludzi, kiedy nagle Kastiel podszedł do Lysa i powiedział mu coś na ucho. Ten kiwnął ledwo zauważalnie głową i podszedł do mikrofonu.
   - Teraz już naprawdę ostatnia piosenka - uśmiechnął się lekko przepraszająco. - Specjalna piosenka od pewnego chłopaka, dla wyjątkowej dziewczyny.
   Czerwonowłosy z Kasprem zaczęli grać spokojną melodię, do której zaraz dołączyły bębny Nataniela, nadając mocniejszego charakteru. Moment później usłyszeliśmy głos śpiewaka.


1. Hej kotku, w te słowa wsłuchaj się!
Poczuj znów ten dreszcz, jak kiedy całowałem cię.
Zamknij swe oczy i nie płacz więcej już!
Bo wina twych łez odejdzie jakby zastrzelona, jakby uciekła stąd.
Pamiętaj te słowa, ja uciekam z stąd...

Do refrenu dołączył się Kastiel. Miał niesamowity głos. Głęboki, zachrypnięty, zupełnie inny od Lysandra, przez co kompletnie zmieniał charakter piosenki. Nie była to zwykła smętna ballada, jednak konkretny rockowy utwór.

Ref. Mam chujowy charakter wiesz?
Lubie melanż i szlugi, a dzięki koncertom spłacam długi!
Ale ty widzisz we mnie świat cały!
Wybacz mi proszę, bo przeze mnie on zawali się i... ja opuszczam cie...

2. Kiedy widzę twe zimne spojrzenie i zmarszczone czoło,
Przypominam sobie mój błąd w koło.
Czy to sprawka nasza, czy okrutny los?
Być może egoistą jestem, być może głupi też, ale nade wszystko ty,
Bo tylko ty... Sprawiasz ze w kolorach widzę cały dzień.
Może po tych słowach nasze rozstanie będzie lżejsze

Mam chujowy charakter wiesz?
Lubie melanż i szlugi, a dzięki koncertom spłacam długi!
Ale ty widzisz we mnie świat cały!
Wybacz mi proszę, bo przeze mnie on zawali się i... ja opuszczam cie...*
   Gdy zabrzmiały ostatnie tony gitary, dopiero po chwili zorientowałam się, że mam mokre policzki od łez. Nawet nie poczułam, że płakałam. Stałam jak wryta, wpatrzona w scenę, z której schodzili chłopcy. Od razu zrobiło się niemałe zamieszanie, ponieważ każdy chciał pogratulować chłopakom występu, albo, jeśli trafiła się jakaś dziewczyna, to chciała dostać autograf, któregoś z grupy. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa ostatniej piosenki. A konkretnie zdanie z refrenu: "Wybacz mi proszę, bo przeze mnie on zawali się i... ja opuszczam cie...". Nagle to niepokojące uczucie, które kryło się w odmętach mojej głowy, wyszło na wierzch i ostrzegawczo brzęczało. Poczułam uścisk w żołądku, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Zaczęłam się gwałtownie przepychać między ludźmi, żeby jak najszybciej dostać się do chłopaków. Gdy w końcu przedarłam się i zobaczyłam, a właściwie nie zobaczyłam Kastiela, po raz kolejny poczułam jakbym dostała w brzuch. 
   - Gdzie jest Kastiel? - zapytałam histerycznie, rozglądając się dookoła. 
   Lysander podszedł do mnie i delikatnie dotknął mojego gołego ramienia. 
   - Jego... Nie ma... - powiedział spokojnie, spoglądając mi w oczy. 
   Automatycznie zrobiło mi się ciemno przed oczami. 
   - On... On wyjechał...
   Wybiegłam z zasłoniętej przestrzeni i zaczęłam biec przez korytarz, chcąc dostać się na dziedziniec. Jedyne co dostrzegłam, gdy znalazłam się na dworze, to bardzo szybko oddalający się motocykl. 
   Nie, nie, nie, nie, nie!
   KURWA, NO NIE...!

~~~~~~~~~~~~
* Piosenka powstała dzięki współpracy mojego przyjaciela Roberta i kochanej Tekashikika Meidozumike.

11 komentarzy:

  1. Kochana! Dziękuje :*
    Rozdział cudowny, jak ty z reszta.
    Ciekawi mnie czy Kasia odszedl? czy pojechal tylko pociac sie mydlem i wroci? a jak tam liwia? poradzi sobie? a moze oni robia sobie ze szystkich jaja , liwia wyszla, kasia wyskoczy z krzaka i powie: bum madafaka, zostaje i mam szlugi? tyle pytan, a odpowiedzi? pewnie sa... mam nadzieje
    Coz weny i checi a takze lysława ci życze. Buzki dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez pierwsze pół rozdziału miałam ciarki, przez drugie pół płakałam, a od dialogu Lysa i Liwii miałam i ciarki i płakałam.
    Było lepiej niż dobrze. Zajebiście napisanie. Nie, moment. Jeszcze lepiej. Nawet nie znam słowa, które mogłoby to określić.
    Jejuuu, jak szkoda mi Liwii. Kastiel, idioto. Wracaj do niej na kolanach i błagaj o przebaczenie...
    Kurde, no nie mam pojęcia co Ci tu napisać. Taka jedna wielka pustka. Jak nigdy.
    Pozostało mi Cię już tylko pozdrowić i życzyć weny więc, Pozdrawiam Cię i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostalas nominowana do LBA!
    http://niecodziwnahistoria.blogspot.com/?m=1

    A tak odnosnie bloga, rozdzial jak zwykle swietny. Tyle, ze mam wrazenie, ze dokladniejszy od poprzednich:) tak trzymaj! Zauwazylam wprawdzie kilka literowek, ale znam ten pospiech, kiedy chce sie cos pokazac jak najszybciej. Pozdrawiam! Dawna Rivey, teraz już Liadan. Zapraszam do mnie!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie!
    Jeju, nareszcie wyczekiwany w ogromnym napięciu koncert. Wprost nie mogłam się doczekać jego nadejścia.
    O mamo, coś czuję, że mój komentarz będzie całkowicie pozbawiony składu oraz ładu. Ten rozdział wywołał we mnie cholernie dużo emocji i chyba nawet moja głowa zaczęła boleć. Heh, jak można nie wiedzieć, czy czuje się cierpienie, czy nie? Ja to jednak jestem dziwna. (o_O)
    Biorąc pod uwagę listę odegranych piosenek, z całą pewnością mogę rzecz, iż na tym koncercie bawiłabym się bardzo dobrze. Tyle wspaniałych utworów... Chociaż brakowało czegoś mocnego. Wcisnęłabym tam Slipknot albo Korn. No, ale to ja.
    Podziwiam Ciebie oraz osoby współtworzące tę ostatnią piosenkę. Nigdy nie napisałabym czegoś równie dobrego. W ogóle jestem pozbawiona talentu do komponowania utworów oraz tekstów. Ewentualnie mogłabym pozbierać zgniecione kartki papieru, zawierające nieudane pomysły.
    Tylko ten koniec... Szatanie wszechmogący, jak on mógł tak postąpić? Głupi Kastiel, głupi. Bardzo głupi! On ma natychmiast wrócić na tym swoim motorze z wielkim bukietem przeprosinowym dla Liwii. Przecież on nie może tak po prostu wyjechać. Nie pozwalam na jakąkolwiek formę samowolki, a decyzja tego nieprzewidywalnego chłopaka przeszła wszelkie granice. Gdzie on w ogóle mógł wyjechać? Kurna, na bezludną wyspę chyba.
    Nie no, jestem zrozpaczona i nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić.
    Chyba na tym poprzestanę, bo naprawdę mną wstrząsnęło.
    Tak jeszcze na koniec pragnę powiadomić Cię o czymś (nie)dobry.
    Dostąpiłaś zaszczytu bycia nominowaną przeze mnie do LBA. Wiem, że się cieszysz, któż by tego nie robił?
    Po pytania zgłoś się na mojego bloga.
    http://kaciktworczypanienkikernit.blogspot.com/
    Żegnam! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jej... Cudo. Po prostu świetny. Co ja tu niby mogę powiedzieć? Aż po prostu mnie zatkało. Strasznie szkoda mi Liwii. Po prostu aż łezki mi poleciały. Kastiel największy głupol tej planety... Jak tak można? Nie no nie.
    Rozdział wywarł na mnie wielkie wrażenie. Oczywiście pozytywne.
    Chyba nic więcej nie przychodzi mi do głowy, bo trochę mnie zatkało.
    Tak więc pozdrawiam i życzę dużo weny do tworzenia kolejnych takich cudeniek.

    OdpowiedzUsuń
  6. :O Długachny rozdział z czego bardzo się cieszę. <3 Świetny wpis. Już nie mogę się doczekać następnego (zawsze nie mogę się doczekać) :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę ochłonęłam. Ja pierdziele... O.o Kurde, Kastiel wyjechał?! Nie, nie, nie, nie... :( Ale mam nadzieję, że wróci. Piosenka zajebista *-* - nieźle to wymyśliła Tekashikika Meidozumike z Twoim przyjacielem Robertem. Świetny wpis. Jak czytałam notkę na początku i doszłam do momentu ,,Jest on jednym z ważniejszych rozdziałów w całej tej historii i mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli." to doszłam do wniosku, że będzie się dziać. I działu. Ja tam zła nie jestem. Przynajmniej się coś dzieje - zawsze się coś dzieje, ale teraz to dopiero. *-* Zobaczymy - może Kentin będzie chciał wykorzystać to, że nie ma Kastiela. Wtedy to by się działo. xD A zwłaszcza gdyby ona postanowiła być z Kenem (chciała się pocieszyć po "rozstaniu" z Kastielem, a później nagle on by wrócił. xD Ale ja Cię do niczego nie namawiam. Wiem jedynie, że co nie wymyślisz to tak zapewne będzie boskie i ciekawe.
      Pozdrawiam Cię gorąco kochana, życzę duuużo weny i do następnego. ;) <3

      Usuń
  7. Matko wspaniała piosenka. Rozdział zresztą też :*

    OdpowiedzUsuń
  8. O.O!
    CUDO, GENIUSZ, OJEJU!
    ALE TO ZAKOŃCZENIE... DLACZEGO?!!
    KAS, WRÓĆ
    PIOSENKA CUDOWNA
    KONCERT CUDOWNY
    KASTIEL, NIE ODCHODŹ!
    Jeju, jesteś genialna.
    Uważam, że przekazałaś wszystko w idealny sposób.
    Moje myśli w tej chwili są chyba dość chaotyczne, jest już następny rozdział, więc lecę go czytać. Pozdrawiam, ogrooomne propsy za ten rozdział! <3

    OdpowiedzUsuń