poniedziałek, 29 lutego 2016

~ Rozdział 58 ~

   Stałam przy wielkim, czarno-białym urządzeniu i kserowałam jakieś dokumenty dla kierownika oddziału. Kiedy ostatnia kartka, zapisana drobnym drukiem została powielona, złożyłam je wszystkie razem i udałam się do przełożonego. Był to miły człowiek o zadziwiająco bujnych, ciemnych włosach, między którymi zaczynały pojawiać się pierwsze siwe pasma. Na nosie zawsze nosił ogromne brązowe okulary, a na ustach miał przyklejony firmowy uśmiech, którym witał się z każdym, nie tylko z klientem. Podeszłam do szklanych drzwi i delikatnie zapukałam, widząc jak mężczyzna rozmawia przez telefon. Gdy podniósł wzrok znad ekranu laptopa i kiwnął na mnie palcem, otworzyłam ostrożnie drzwi i weszłam do biura. Uśmiechając się delikatnie, podniosłam skserowane papiery i za poleceniem kierownika odstawiłam je w dwóch równych stosach na biurko. Odwróciłam się i po cichu wyszłam na korytarz. Szybkim krokiem wróciłam na swoje stanowisko, cicho wzdychając. Mieliśmy dzisiaj urwanie głowy. Co chwilę rozbrzmiewał dźwięk telefonów, a ludzie biegali między wydziałami, nie mogąc nad niczym zapanować. Kiedy i u mnie zadzwonił telefon, podskoczyłam na obrotowym krześle i szybko odebrałam.
   - Dzień dobry, z tej strony wydawnictwo Griffin&Read, oddział w Ione. W czym mogę służyć? - wyrecytowałam mechanicznym głosem, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w tabelkę, wyświetlającą mi się na monitorze.
   - Cześć Liv - z głośniczka odezwał się radosny głos białowłosej przyjaciółki. Westchnęłam ni to w uldze, ni to w irytacji.
   - Roza... Ile ja ci mówiłam, żebyś nie dzwoniła na mój służbowy numer? - zapytałam, przewracając oczami.
   - Musiałam się z tobą jakoś skontaktować, a jak dzwonię na twój prywatny, to nie odbierasz - powiedziała jakby z wyrzutem, na co z moich ust wyrwało się kolejne westchnięcie.
   - Nie mogło to poczekać? Za dwie godziny kończę pracę - przetarłam twarz wolną ręką, po czym szybko dodałam, uprzedzając odpowiedź Rozalii. - Co jest takie ważne?
   - No... - zaczęła niepewnie dziewczyna, a ja w myślach już widziałam jak się rumieni. Doskonale wiedziałam, że to nie była jakaś nagląca sprawa, ponieważ takie rozmowy, jak ta odbywały się stosunkowo często.
   - Więc? - zapytałam, starając się ukryć w głosie narastające rozbawienie.
   - Pamiętasz, co mi obiecałaś tydzień temu, jak byłyśmy szukać dla ciebie sukienki? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, a ja zmarszczyłam brwi w zastanowieniu.
   - Nie bardzo... - odrzekłam niepewnie, nie do końca rozumiejąc o co dziewczynie chodzi.
   - Że będziesz na moich urodzinach, które dzisiaj świętujemy... - stwierdziła, jakby wymijająco, a ja soczyście zaklęłam pod nosem. Kompletnie zapomniałam o urodzinach! - Tylko mi nie mów, że zapomniałaś! 
   - No... Tak jakby wyleciało mi z głowy... - przyznałam niechętnie, lekko krzywiąc wargi.
   Było mi strasznie głupio z tego powodu, jednakże naprawdę wyleciało mi to z głowy. Ostatnio byłam tak pochłonięta pracą, że zdarzało mi się zapomnieć zjeść coś w ciągu dnia.
   - Oj, Liwia, Liwia... Co ja z tobą mam? - westchnęła cicho Rozalia, a ja doskonale wiedząc, że tego nie zobaczy, uśmiechnęłam się przepraszająco. - No, nic. Jakoś to przeboleję, ale masz mi się stawić u mnie punkt dziewiętnasta.
   - Tak jest, pani kapitan - zaśmiałam się szczerze. - Będę nawet wcześniej. Jakieś konkretne życzenia co do prezentu?
   - Masz być! - zaznaczyła, po czym pożegnałyśmy się i dziewczyna rozłączyła się.
   Znów wyrwał mi się z ust cichy chichot. Ta dziewczyna naprawdę jest niemożliwa. Kręcąc jeszcze przez chwilę głową z niedowierzania, wróciłam do swoich obowiązków.

   Kiedy niecałe dwie godziny później opuszczałam budynek wydawnictwa, na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech. Na chodniku, przed budynkiem stał mój ukochany szatyn z pięknym uśmiechem przeznaczonym tylko dla mnie. Nie mogąc się powstrzymać, podbiegłam do niego i od razu wtuliłam się w jego silne ciało. Szerokie ręce ogarnęły mnie, a ja wzdychając głęboko, delektowałam się mieszanką zapachu ciała i zmysłowych perfum.
   - Dzień dobry, kochanie - przywitał się, kiedy w końcu odlepiłam się od niego, spoglądając mu w oczy.
   - Dzień dobry - odpowiedziałam, wciąż szeroko się uśmiechając. - Jak ci minął dzień?
   - Nie najgorzej... - przyznał, pocierając brodę palcami. Jakiś czas temu zauważyłam, że ma taki tik zawsze, gdy się nad czymś zastanawia. - Chociaż dzieciaki ze szkoły nie mogą tego powiedzieć. Trochę dałem im wycisk... - mruknął cicho z udawanym lekkim współczuciem. - A tobie?
   - Totalne urwanie głowy. Wszyscy się na sierpień zrzucili, że chcą wydać swoje twórczości - westchnęłam, trochę zmęczona. - Rozalia do mnie dzwoniła... Chciała mi przypomnieć o swoich urodzinach...
   - Cholera... - zaklął cicho chłopak, przeczesując włosy palcami. - Kompletnie zapomniałem, że to dzisiaj...
   - Nie tylko ty. Mi też się zapomniało.
   - No, tak, ale... Ja nie będę mógł być... - powiedział z delikatnym wahaniem, patrząc na mnie przepraszająco. - Obiecałem Kai'owi, że pomogę mu przy motorze i że posiedzę z nim wieczorem, bo jego wyjechała do matki...
   - Och... - wyrwało mi się z ust. Starałam się ukryć to, że jest mi przykro z tego powodu, chociaż nie miałam prawa wymagać od niego obecności na przyjęciu naszej przyjaciółki. Chłopak i tak to dostrzegł, i po raz kolejny przeprosił. - Nic się nie stało, Ken. Jakoś wytłumaczę to Rozie... Będzie musiała bez ciebie przeżyć.
   Zaśmiałam się cicho pod nosem i razem z Kentinem wróciliśmy do mnie do domu. Od razu, gdy znaleźliśmy się w mieszkaniu, zrobiłam szybki obiad w postaci spaghetti. Po posiłku mieliśmy pójść do salonu, obejrzeć jakiś film, jednak nasze, a właściwie moje plany, poszły w niepamięć, gdy w dość wąskim korytarzyku Kentin przyciągnął mnie do namiętnego pocałunku. Czując jego gorące wargi na swoich, nie mogłam się powstrzymać od cichego mruknięcia z zachwytu oraz od zarzucenia mu rąk na szyję, by być bliżej niego. Silne ręce uniosły mnie lekko, tak bym mogła objąć go nogami w pasie, po czym oboje wylądowaliśmy w sypialni. Nim się obejrzeliśmy, była już godzina siedemnasta i musieliśmy się pożegnać. Nie ubierając się ponownie w ubrania, owinięta jedynie w satynowy szlafrok, pożegnałam się z kochankiem przy drzwiach. Zaraz po tym udałam się do łazienki, by wziąć szybką kąpiel.
   Jakąś godzinę później opuszczałam mieszkanie całkowicie wyszykowana i gotowa. W drodze do przyjaciółki zaszłam jeszcze do sklepu krawieckiego, w poszukiwaniu prezentu dla dziewczyny. Nie trwało to długo, ponieważ już po wejściu do środka, w oczy rzucił mi się zestaw do wyszywania cekinami oraz innymi, małymi, świecącymi się ozdobami. Widząc to dość sporych rozmiarów pudełko, od razu skojarzyło mi się z Rozalią. Bez zastanowienia kupiłam je i przy okazji poprosiłam o zapakowanie, jak na prezent. Niedługo potem stojąc już przed mieszkaniem, dzwoniłam do drzwi. Chwilę później usłyszałam szczęk zamka i w przejściu stała uśmiechnięta Rozalia.
   - Cześć! - dziewczyna rozpromieniła się jeszcze bardziej na mój widok. - Wejdź - przepuściła mnie w drzwiach. - Kentina nie ma?
   - Niestety nie mógł przyjść - uśmiechnęłam się do niej przepraszająco.
   - Nic się nie stało. Najwyżej ominie go super impreza - zaśmiała się szczerze, prowadząc mnie do przestronnego salonu, gdzie większość osób już była.
   Na dużych, jasnych kanapach siedział Leonard, Lysander obejmujący roześmianą Gwen i jeszcze kilka osób, które kojarzyłam z otoczenia Rozalii. Przy ogromnym oknie na przeciw wejścia stała wysoka, szczupła blondynka, popijająca drinka z wysokiej szklanki. Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechając się szeroko, pomachała mi. Odpowiedziałam na gest blondynki, podchodząc do znajomych. Kto by przypuszczał, że wredna i rozpuszczona Amber będzie tak naprawdę niesamowicie ciekawą i miłą osobą?
   Gdy tylko zostałam dostrzeżona przez towarzystwo, od razu przyciągnęli mnie do jasnych siedzeń. Z większością osób z liceum utrzymywałam stały kontakt i dość często się widywaliśmy.
   - Liv! Kochanie! Jak miło cię widzieć! - podbiegł do nas Alexy z ogromnym wyszczerzem na twarzy i porwał mnie w objęcia.
   - Al... Widzieliśmy się wczoraj... - upomniałam chłopaka, jednak odwzajemniłam uścisk.
   - Oj. Czepiasz się szczegółów - machnął obojętnie ręką, po czym odsunął się ode mnie kawałek i przyjrzał się uważnie mojej osobie. - Ależ ty pięknie wyglądasz...
   - Ubrałam po prostu sukienkę - uniosłam sceptycznie brwi, jednak chłopak nie przejął się tym zbytnio.
   - Ale jak w tej sukience wyglądasz - puścił mi oczko, by zaraz po tym podążyć w dalszą część domu. Wyglądało na to, że to niebieskowłosy był głównym organizatorem przyjęcia.
   Przez chwilę rozmawiałam z Gwen oraz Lysandrem. Dziewczyna studiowała kilkadziesiąt kilometrów od Ione, więc wykorzystywała każdą możliwą okazję, by pojawić się w mieście. Mimo, że nie zrezygnowała z szalonego koloru włosów, jej twarz nabrała nieco ostrzejszych, bardziej kobiecych rysów. Razem z Lysandrem wyglądali na piękną parę.
   Nagle rozmowę przerwało nam wołanie z kuchni. Alexy wychylając głowę przez drzwi, prosił, bym przyszła i pomogła mu. Wzdychając cicho, przeprosiłam przyjaciół i udałam się do niebieskowłosego. Kiedy znalazłam się w pomieszczeni, chłopak od razu przyciągnął mnie do kuchennego blatu, gdzie stał przepięknie ozdobiony tort. Trzypiętrowy deser był posmarowany liliowym kremem, który od razu kojarzył się z radosną białowłosą. Na każdym piętrze były cudownie wykonane cukrowe kwiatki takie jak fiołki, niezapominajki czy dzikie róże. Na domiar tego, wszystkie płatki mieniły się delikatnym blaskiem, jakby obsypane gwiezdnym pyłem.
   - O matko... - szepnęłam, widząc to cudo.
   - Viola pomagała dekorować - uśmiechnął się szeroko, delikatnie wbijając w ciasto odpowiednią ilość świeczek. Równiutko dwadzieścia jeden.
   Zmarszczyłam lekko brwi, nie rozumiejąc. Przecież Viola miała wyjechać do najlepszej szkoły artystycznej. Kiedy Al zobaczył moje zdziwienie, zaraz pośpieszył z wyjaśnieniami.
   - Nie dostała się - powiedział z lekkim smutkiem w głosie. Nie dziwię mu się. Wszyscy trzymaliśmy kciuki, by fioleowowłosej się udało. - Kiedy odrzucili jej podanie, stwierdziła, że skoro nie może kształcić się w kierunku malarstwa, postanowiła zrobić kursy cukiernicze i teraz tworzy takie cuda.
   Powsadzaliśmy wszystkie świeczki, następnie zapaliliśmy je i, co prawda z trudem, ale podnieśliśmy wypiek i zanieśliśmy razem do salonu, gdzie zebrali się wszyscy zaproszeni.
   - Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam! - zaczęłam śpiewać, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki pojawił mi się na ustach.
   Chwilę później reszta zebranych dołączyła do mojego i Alexa śpiewu. Rozalia przypatrywała się nam wszystkim, trzymając dłonie na policzkach. Zawsze tak robiła, kiedy coś jej się bardzo podobało, a nie mogła tego inaczej wyrazić. Postawiliśmy tort na stoliku, a dziewczyna po chwili zastanowienia zdmuchnęła świeczki. Nie udało jej się zdmuchnąć wszystkich naraz, ale kto by się tym przejmował.
   Krojąc tort, przez przypadek ubrudziłam sobie całe dłonie liliową masą. Oddając nóż niebieskowłosemu, wyszłam z pokoju, kierując się do łazienki, gdzie chciałam umyć ręce. Niespodziewanie wpadłam na kogoś i o mały włos nie straciłabym równowagi, jednak czyjeś silne ręce w porę mnie złapały.
   - Uważaj maleńka - usłyszałam cichy, głęboki, lekko zachrypnięty głos, przez który moje serce zatrzymało się na chwilę.
   Doskonale wiedząc kto mnie złapał, próbowałam uniknąć kontaktu wzrokowego, jednak i tak w pewnej chwili nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Przez moment nie działo się nic. Świat jakby przestał się dla mnie liczyć i teraz byliśmy tylko my dwoje... Przez te trzy lata odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, zmienił się, jednak jakaś część mnie była stuprocentowo pewna, że to on. Miał dość długie, sięgające do ramion, kruczoczarne włosy. Strasznie schudł, jednak to dodawało mu jeszcze większego charakteru i tego czegoś.
   - Dzięki - odparłam, nieudolnie starając się zatrzymać chłodne tony, wkradające się w mój głos. Musiałam przerwać tą niezręczną ciszę. Nie chciałam, by mnie rozpoznał. Nie chciałam, by znów zaczął mącić mi w życiu.
   Nie czekając na odpowiedź, poszłam do łazienki, gdzie przesiedziałam dobre dziesięć minut. Musiałam chłonąć po tym spotkaniu. Wszystko to, czego starałam się pozbyć przez pół roku, znów do mnie wróciło. Jego zapach, spojrzenie, głos...
   Prawie wybiegłam z łazienki, trzaskając drzwiami. Nie mogłam tu przebywać choć minuty dłużej. Musiałam jak najszybciej stąd wyjść, ochłonąć, zapomnieć. Weszłam tylko na chwilę do salonu po swoje rzeczy i przeprosiłam Rozalię, wykręcając się czymś. W głowie miałam tylko jedną myśl. Żeby wydostać się na zewnątrz i go nie spotkać. Niestety, gdy byłam już przy drzwiach, ponownie go zobaczyłam i po raz kolejny nasze spojrzenia się skrzyżowały. Tym razem jednak w jego źrenicach pojawiło się coś innego. Coś czego wcześniej nie było. To był szok. Szok wymieszany z niedowierzaniem.
   Więcej nie dostrzegłam, wybiegając z mieszkania.

9 komentarzy:

  1. O mój... Jestem w absolutnym szoku, po prostu. Przepraszam, jeżeli będę biadolić trzy po trzy, ale... Kurczę, coś mnie w łeb walnęło.
    Zacznę od lekkiego opieprzania Cię. Dlaczego pożałowałaś nam namiętnych seksów? (T.T) To takie niesprawiedliwe. Oczywiście, wolałabym, żeby na miejscu Kentina znalazł się pewien (już teraz) czarnowłosy jegomość, ale jak dają, to trzeba brać. A ty w ogóle nie dałaś! Nic, zero! Chytruska! Zobaczysz, nie zapomnę Ci tego. (>.<)
    Lysander jest z Gwen. Jak słooodko. Rozczuliłam się. Trochę szkoda, że nie napisałaś o nich więcej. Mogłaś chociaż bąknąć, co tam porabia białowłosy, bo na razie wiem tyle, że nie umarł.
    Raduję się, gdy widzę Amber w pozytywnym świetle. Pojęcia nie mam dlaczego, ale jakoś awersji w stosunku do niej nie nabyłam, toteż robienie z niej na każdym kroku postaci złej i ociekającej wrogością do wszystkiego, co się rusza jest nieco irytujące. Na szczęście poszłaś inną drogą, więc chwalę Twą utalentowaną osobę bardzo.
    Mateńko moja jedyna i najukochańsza, Kastiel znalazł się na przyjęciu. Jak on tam wlazł? To znaczy, że reszta wie o jego powrocie i postanowili nie wspomnieć o tym Liwii, czy chłopak na chama się wprosił? Mam szczerą nadzieję, że w grę wchodzi druga opcja, albowiem będę zawiedziona Rozalią, jeżeli pominęła tak ważną kwestię. Spodziewam się, że czarnowłosy będzie częściej stąpał tym samym chodnikiem, co główna bohaterka i zaczną na siebie wpadać regularnie. Już zaczyna być mi żal Liwii. Kurczę, takie częste widywanie swojej dawnej, wielkiej - i niestety nieudanej - miłości będzie zapewne kosztować ją wiele nerwów oraz wylanych łez. Tak w ramach nieudolnego pocieszenie, to mogę zaoferować czterowarstwowe chusteczki higieniczne, które nie podrażniają skóry.
    Jeju, nie wiem, czy powinnam cieszyć się z powrotu Kastiela. Z jednej strony wprost nie mogę doczekać się jego wielkiego oraz oficjalnego wejścia, bo w końcu darzę go ogromną sympatią i bez niego byłoby nudno. Z drugiej zaś, nie chcę, by Liwia cierpiała. Bardzo ją lubię i przywiązałam się do niej. Matko jedyna, żebym mówiła tak o jakiejś fikcyjnej postaci! Nawet mojej najdroższej Holly tak nie wychwalam! Chyba najwyższy czas to zmienić i poświęcić pannie Stanley trochę więcej czasu. A zatem kończę ten komentarz na rzecz tworzenia nowego rozdziału.
    Standardowo przesyłam koszyk dobroci i łakoci.
    Do następnego! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
  2. O mój ty rety. Tylko tyle przychodzi mi do głowy.
    On ją rozpoznał? Chyba rozpoznał, co? Bo ten szok. Jak zawsze nie w pore, ehh.
    Biedna Liwia, znowu będzie musiała przez to przechodzić :(
    Przepraszam, mam w głowie przez ten rozdział takie zamieszanie, ale nie umiem tego wszystkiego ubrać w słowa.
    Pozdrawiam, życzę weny.
    Do nexta:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko!!! Jakie to jest zajebiste!! Kastiel pojawił się tak ,,z dupy" a ja dalej nie potrafię tego pojąć, że po 3 latach znowu się spotkali ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. O matko, matko, matko. Nic mi nie wychodzi więcej z ust. Świetny rozdział. Czytam, czytam i taki szok. Kastiel po tak długim czasie się pojawia. Szok. Szkoda mi Liwii. Biedna dziewczyna. Widzieć go znowu to będzie dla niej wstrząs.
    Nic więcej sensownego nie przychodzi mi do głowy.
    Pozdrawiam i życzę od groma weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku no *-* cudownie piszesz. Znalazłam to opowiadanie zaraz po tym jak wkręciłam się w tą grę haha Powiem Ci, że piszesz świetnie opisujesz ludzkie emocje jak np pocałunki i teraz też spotkanie z Kassim (spodobało mi się to zdrobnienie :D) Postacie tutaj są moim zdaniem idealnie odwzorowane z charakteru jak w grze np Roza, Lysander, czy też Alexy. Pozatym tutaj Ken jest taki uroczy na swój sposób i wytrwały w swoich uczuciach do Liv. Kastuś taki typowy bad boy a jednak ma w sobie uczucia i taki dosyć człowiek zagadka. Życzę Ci wytrwałości w pisaniu i oczywiście więcej czasu do tworzenia nowych rozdziałów :) :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak, nareszcie, nareszcie ją rozpoznał :D chociaż nie wiem czy się z tego cieszyć, mam mieszane uczucia. Zajebiście ci to wychodzi, te ich nagłe, niespodziewane spotkania. Ten szok, niedowierzanie i uczucie sprzed lat, które powróciło... magia :) Ciekawe, kiedy dojdzie do rozmowy. Czy w ogóle dojdzie. No i w końcu scena erotyczna :D tak dawno tego nie było. Chociaż szczerze powiedziawszy, liczyłam na bardziej szczegółowy opis... no ale to przecież nie erotyk, wiesz że jestem zboczona xd Ale najważniejsze że w ogóle była taka scena :P Z każdym rozdziałem napięcie rośnie i to sprawia, że chce się wiedzieć więcej. Jestem niesamowicie ciekawa co będzie dalej, także życzę ogromnych pokładów weny, z niecierpliwością czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cud, miód, malina i orzeszki.
    Na początku muszę zaznaczyć, że masz u mnie +50 punktów za to, że dałaś Amber w dobrym świetle. Nic nie poradzę, że uwielbiam i wielbię tą postać, także ukłony i podziękowania dla Ciebie.
    I zgadzam się co do komentarza gdzieś tam z przodu. Jakies elementy o Lysandrze ("Lysiuuuuu!") i Gwen? Hehehe, ciekawe ile bedą mieć dzieci.
    No i ta końcówka. Polsat, naprawdę. Po prostu awawaw. Tak, tak, w końcu mówi się (lub nie?), że swoją "drugą połówkę" rozpozna się wszędzie. Ale "druga połówka" to złe określenie. Bardziej jedna czwarta. Ewentualnie mogę przystać na jedną piątą.
    Z niecierpliwoscią czekam na ciąg dalszy, bo już widzę, jak Kas i Liv wpadają na siebie na ulicy. "Liwia, to naprawdę ty?". Nie, to nie w stylu Kazia.
    Życzę Ci duzo weny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow. Kolejny genialny rozdział. <3
    Od kiedy dowiedziałam się o urodzinach Rozy, miałam nadzieję, że będzie na nich Kastiel. Czytam, o, Kentina nie będzie, no to idealnie, jeśli będzie Kas. xD Czytam, czytam... ,,niespodziewanie wpadłam na kogoś" KASTIEL! Tak się cieszę. ^^ Absolutnie nie kręci mnie związek Liwii z Kentinem. Wciąż czekam, aż wróci do Kastiela. <3 Świetny rozdział. To opowiadanie podoba mi się chyba od jakiegoś czasu z rozdziału na rozdział coraz bardziej. :) Masz talent! Życzę weny, czasu, pozdrawiam, czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. :O W końcu się spotkali. :* Fantastyczny wpis <3

    OdpowiedzUsuń