sobota, 15 października 2016

~ Rozdział 75 ~

 Krótkie, długo musieliście na to czekać, także na wstępie przepraszam najmocniej, ale wena odmawia mi posłuszeństwa. Za bardzo zapuszcza się w rejony moich marzeń o kolejnym opowiadanku. Ale już jest. Mam nadzieję, że się spodoba. 
Dla wszystkich fanów ostrzejszej muzyki ♥


   Cały weekend minął mi jakbym była w transie. Wszystko robiłam automatycznie, machinalnie nie zastanawiając się głębiej nad czynami. Czułam się jakbym trafiła do alternatywnej rzeczywistości i pomimo względnie identycznego wyglądu, nic w niej nie było takie samo. Nie mogłam przeboleć tej wiadomości od Rozalii. Przez cały czas nie mogłam uwierzyć w to, co zrobił mi Kentin. Za każdym razem, gdy o tym pomyślałam, zbierało mi się na płacz. Miałam ochotę rozpieprzyć wszystko, co nawinęło mi się pod ręce. Całe szczęście, że Millie była cały czas przy mnie, bo nie wiedziałam w jakim stanie skończyłby apartament i ja. Wiedziałam, że chciała coś powiedzieć na ten temat, ale za każdym razem, gdy patrzyła na moją żałosną, załamaną osobę, wzdychała cicho i starała się odciągnąć moją uwagę od ponurych myśli. W takiej, prawie że stagnacji przetrwałam całą sobotę.
   Niedziela zapowiadała się bardzo podobnie. Wstałam rano, koło godziny dziewiątej, niemrawo się wykąpałam, a następnie powolnym krokiem udałam się do kuchni, żeby zaparzyć kawę i zrobić śniadanie. Millie została na noc, bo jak powiedziała „nie mogła mnie zostawić w takim stanie samą. Jeszcze zrobiłabym coś głupiego”. A i owszem. Przeszły mi przez myśl głupie pomysły. W pierwszej chwili chciałam otworzyć okno i rzucić się z siódmego piętra wieżowca, jednak po dłuższym zastawieniu stwierdziłam, że większą satysfakcję sprawiłby mi widok zdziwionego Kentina, gdybym wpadła do niego i robiłabym mu awanturę. Kolejną pomysłem była chęć pojechania do Kastiela i rzucenie się na niego w konkretnym celu. Aczkolwiek, po przemyśleniu sprawy, doszłam do wniosku, że to nie ułatwiłoby  sprawy pomiędzy nami, a skomplikowałoby ją jeszcze bardziej. Tak więc niedziela nie zapowiadała się w żaden sposób jakoś wyjątkowo. Wstać, przeegzystować, ogarnąć dupę i nie zrobić nic głupiego, pójść spać i następnego dnia wstać rano do pracy. Oczywiście w tym wszystkim istniał mały kruczek w postaci mojej upierdliwej i złośliwej koleżanki z pracy, która próbowała mnie doprowadzić do emocjonalnego ładu i składu. Jednak tego, co zdarzyło się zaraz po zjedzonym śniadaniu, nie spodziewałabym się nigdy w życiu.
   Chciałam właśnie zasiąść przed telewizorem, gdy zadzwonił hotelowy telefon. Zdziwiłam się, ponieważ w niedzielę poczta nie przychodziła, a ja nie spodziewałam się niczyjej wizyty.
   - Halo? - powiedziałam do podniesionej słuchawki, marszcząc brwi.
   - Dzień dobry panienko Miko - odezwał się miły, aczkolwiek teraz lekko poddenerwowany portier. - Proszę o wybaczenie, że panience przeszkadzam, jednakże przyszła pewna kobieta, która domaga się bym powiedział jej gdzie panienka ma lokum i ją wpuścił - odchrząknął widocznie zmieszany.
   - Proszę wpuścić - odparłam, wzruszając ramionami. Morderca czy też terrorysta raczej to nie był, poza tym nie byłam sama.
   Niecałe pięć minut po tej dziwnej rozmowie z portierem przekonałam się, że pomyliłam się co do terrorysty. To był terrorysta, mój prywatny zamachowiec, a konkretnie Rozalia Watson, z domu Gray we własnej osobie.
   - Dzieńdoberek moja mordko! - drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła rozpromieniona białowłosa. Miała szeroko rozłożone ręce, jakby chciała wszystko naraz objąć, ale gdy zobaczyła w jakim stanie jestem, od razu spoważniała. - Chryste panie! Jak ty wyglądasz?!
   - To samo jej mówiłam... - odezwała się z przekąsem Millie, stając obok mnie w niewielkim korytarzyku. - Bardzo miło cię poznać, Milicenta Sharon, ale mów mi Millie.
   - Rozalia Watson, mi również jest miło cię poznać - przyjaciółka uścisnęła dziewczynie dłoń, po czym jeszcze raz na mnie spojrzała. - Wiedziałam, że tak będzie, jak ci o wszystkim powiem. To nie był dobry pomysł.
   - Och, super! - warknęłam patrząc na przyjaciółkę z wyrzutem. - Czyli zamierzaliście to przede mną ukrywać, tak? I co? Kiedy miałabym się dowiedzieć? Za pół roku, jak wróciłabym w końcu do Ione i zobaczyłabym tą jakże uroczą rodzinkę?
   - To nie tak. I przestań się bulwersować - przystopowała mnie Millie. - Daj jej dokończyć, a nie się z mordą od razu rzucasz.
   Dziewczyny zaprowadziły mnie do salonu, usadziły w fotelu, a same usiadły na kanapie naprzeciwko mnie. Łypałam na nie wilkiem. Obie się zaprzysięgły przeciwko mnie.
   - Liwia... Posłuchaj mnie. Może teraz i będę wredna, ale chcę ci coś ważnego powiedzieć. Kentin to największy prostak jakiego widziały moje oczy - zaczęła, przyglądając się mojej reakcji. Kiwnęłam głową, przyswoiwszy informację. Nie pierwszy raz już to słyszę. - Byłaś z nim szczęśliwa, więc się nie odzywałam. Podniósł cię na duchu, kiedy Kastiel wyjechał, wspierał cię i w ogóle troszczył się o ciebie. Jednakże już w liceum wydawał mi się dziwny. Niby cię tak szalenie kochał, że przyjechał do ciebie po śmierci rodziców...
   - Przeniósł się do Ione, bo musiał - poprawiłam ją automatycznie, przypominając sobie naszą rozmowę pod liceum. - To nie był jego wybór...
   - Widzisz?! Tylko potwierdzasz nasze słowa - wtrąciła się brunetka, uśmiechając się tryumfalnie. Jęknęłam cicho w duchu, przeczuwając co się święci.
   - No, właśnie. Niby cię kochał, a zaraz po przyjeździe do Ione w ogóle cię nie szukał, warczał na ciebie, traktował jak powietrze i dodatkowo, gdy zapytałaś się co się u niego działo, to zrobił ci awanturę na pół ulicy, że to ty go olałaś.
   - Nie odzywałam się do niego ponad cztery miesiące...
   - A on, to co? Nie potrafił się pierwszy odezwać? Po co, najlepiej od razu fochem jebnąć - prychnęła oburzona Millie, patrząc na mnie z politowaniem.
   - Liwia... Zrozum, że staramy się pokazać ci, że Kentin nie jest takim aniołkiem, jakim się wydaje - powiedziała spokojnie Rozalia, pochylając się w moją stronę, łapiąc mnie za dłonie.
   Spojrzałam na przyjaciółkę i poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że obie mają rację, jednakże nie potrafiłam spojrzeć na Kena, jak na kogoś złego. Zawsze widziałam go jako uroczego chłopczyka, z którym bawiłam się codziennie na podwórku. To było wręcz niemożliwe, by chłopak aż tak się zmienił... Jednak to się stało...
   - Cii... Nie płacz kochana... - Zostałam otoczona ramionami przyjaciółki, w które wtuliłam się, cicho łkając. To było zbyt wiele na raz. - Wszystko się ułoży... Ciiii...
   Chciałam w to wierzyć. Naprawdę chciałam, aczkolwiek po tym co stało się w ostatnie dwa dni, nie byłam pewna niczego. Wszystko to, co zdawało się być najbardziej stabilne w moim życiu runęło jak domek z kart, zabierając mi jakąkolwiek podporę. Znów czułam się jak zagubiona dziewczynka, która straciła matkę.


~~~~~~~~~~~~~ » . ૪ . « ~~~~~~~~~~~~~

   - Myślisz, że na pewno dobrze zrobiłem? - zapytałem Lysandra po raz setny tego dnia. 
   Przyjechał razem z Gwen i Rozalią, która poszła od razu do niej. Coś się stało, ale żadne z nich nie chciało mi nic powiedzieć. Co jest strasznie frustrujące. 
   Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na ustach, ale nic nie odpowiadał. Jak z resztą od początku. Gwen też za każdym razem zmieniała temat. Jakby, kurwa, ciężko im było odpowiedzieć zwykłym „tak” albo „nie”. Ale najwyraźniej było ciężko, bo patrzyli się tylko na nie i uśmiechali jak pojebani. 
   - Nie oczekuję długiej wypowiedzi - warknąłem w końcu, nie mogąc wytrzymać ich milczenia. - Wystarczy zwykłe „tak” albo „nie”. 
   - Nie odpowiem ci - przyznała w końcu kuzynka, a ja się spojrzałem na nią jak na wariatkę.
   - Co?
   - Nie odpowiem ci, bo zasypiesz nas kolejnymi bezsensownymi pytaniami - stwierdziła, wzruszając ramionami. 
   - Co? - zapytałem ponownie, nie chwytając nic z tego co ona mówi.
   - No tak. Odpowiem tak, to się zacznie: „ale czy na pewno”, „a co jeśli jednak ją czymś uraziłem” i milion pięćset podobnych pytań. A jak odpowiem nie, to będzie „dlaczego tak uważasz”, „przecież nie zrobiłem nic złego”, „boże, a co jeśli jednak się na mnie obraziła i się więcej nie odezwie”... - przewróciła oczami, wzdychając cicho. - Chce tego uniknąć. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. 
   - Co się stało, że tu jesteście? - zadałem kolejne nurtujące mnie pytanie, ignorując całkowicie, wcześniejszą wypowiedź kuzynki. Wcale tak nie robiłem!
   - Rozalia chciała odwiedzić Liwię, więc zabraliśmy się z nią - odpowiedział spokojnie Lysander, patrząc mi w oczy. 
   - A dlaczego Rozalia chciała odwiedzić Liwię? 
   - Wczoraj z ich rozmowy wynikło coś, co muszą ze sobą wyjaśnić - stwierdził enigmatycznie białowłosy, przytulając Gwen. 
   - Co to było? - dopytałem, wpatrując się w dwójkę siedzącą na mojej kanapie. 
   Widziałem, jak czerwonowłosa otwiera usta, żeby odpowiedzieć, ale nim zdążyła wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, przerwał jej Lys. 
   - Nie. - Oboje popatrzeliśmy się na niego zdziwieni. - Jeśli chcesz się tego dowiedzieć, musisz sam zapytać Liwii. Jak będzie chciała odpowiedzieć, to odpowie. Ta informacja dotyczy jej samej, więc to ona musi ci o tym powiedzieć. 
   - Nosz kurwa mać! - krzyknąłem, podnosząc się z miejsca. Przez tą popieprzoną dwójkę miałem jeszcze większy mętlik w głowie. - Jesteś moim przyjacielem, czy nie?!
   - Jestem, ale to jest prywatna sprawa Liwii, więc jeśli chcesz ją poznać, musisz zapytać się o nią jej samej. 
   - Jak mam to, kurwa, zrobić, kiedy ona tak po prostu wyszła z mojego mieszkania i nawet się nie odezwałam od tamtej pory! - wczepiłem palce w przydługie już włosy, czując jak frustracja rozsadza mnie od środka. - Mam tak po prostu do niej podejść?! Teraz, gdy nie jestem niczego pewien? Wcześniej chociaż wiedziałem, że mnie nie znosi, a teraz to już sam niczego nie rozumiem...
   Westchnąłem ciężko, opadając na fotel. Czułem się jeszcze bardziej rozjebany emocjonalnie niż w momencie, gdy wsiadałem na motor i odjeżdżałem stamtąd.  Wcześniej bałem się zrobić jakikolwiek ruch ze strachu, że ją zranię, ale teraz nie mam pojęcia co robić z kompletnej niewiedzy o uczuciach i myślach Liwii. Nie chciałem tego rozpieprzyć jeszcze bardziej. Szczególnie teraz, gdy udało nam się nawiązać jakąś nić porozumienia. 
   Stąpałem po naprawdę cienkim lodzie...

16 komentarzy:

  1. Pierwsza! Pierwsza!
    Miłośników ciężkiej muzyki? Ah jak miło ^^
    Super rozdział, ale czuję niedosyt.
    Nawet nie wiem co mam pod tym rozdziałem napisać xd
    Nie mogę się napatrzeć na to zdjęcie xd Jeśli to Kaziu to ja rozumiem całkowicie reakcje Milie na jego widok xd
    A ty wskakuj na ten motor i do Liwii! Ale migusiem! I nie chce słyszeć sprzeciwu!
    Roza sie do niej fatyguje. Lys i Gwen sie fatyguja. A Ken który zawinił dupska nie ruszy, bo przecież ku*wa po co, c'nie? Przepraszam za wulgaryzm xd No ale sam namieszał i chyba żyje z przekonaniem, ze nikt jej nic nie powiedzial, a sam zrobic tego zamiaru nie ma. No zabić to za mało!
    Życzę weny i skupienia na nastepny rozdzial i dobranoc bo godzina do tego odpowiednia xd :*
    Serdecznje pozdrawiam :*
    Wathewa

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłośników ciężkiej muzyki? To ja staję pierwsza w kolejce ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy mają pierwszeństwo :D i dla wszystkich wystarczy ciepełka :3

      Usuń
    2. Ciepełko dobra sprawa ;3 Dobra muzyka tak samo xd

      Usuń
    3. Szczególnie tersz... gdy musisz czekać ponad 4h na autobus do domu xd

      Usuń
    4. Ou.. Przewalone. Pierwszy raz się cieszę, że do szkoly mam 1,5km z buta xd
      No ale jak się już w domu jest, wstawi wodę i po chwili ma w łapkach (w moim przypadku) ciepłą miętę do picia, to od razu lepiej ;3

      Usuń
    5. Taaak, ciepełko... To ja się wtulę między was jak pongwin, okej? ;P

      Usuń
    6. (*pingwin xD)

      Usuń
    7. Dam jeszcze puchaty kocyk i CHERBADGĘ! <3 Z DZYDRYNGO (czyt. herbatkę z cytrynką XD)

      Usuń
    8. Nie lubię z cytrynką D;
      Ale uzyczę pigwy jeśli ktoś chętny, bo mam sporo i polecam 😊

      Usuń
  3. Aa dziękuję, pozdrawiam! XD
    Tak więc...
    Wczoraj jak już miałam iść spać pomyślałam, że może (w końcu!) rozdział jest. To było prawie równo o północy. Już chyba wyłączyłam telefon i stwierdziłam, że pójdę spać i przeczytam dopiero jak wstanę albo później. I jest! ^^ Ogólnie to jak tak sobie myślałam o tym opowiadaniu, to przyszła mi do głowy teoria, że może Amber nie jest z Kentinem w ciąży i Roza, chcąc, żeby Liwia była z Kastielem, okłamała Liwię, żeby ją zniechęcić do Kentina... Na początku wydawało mi się to bardziej prawdopodobne, teraz niezbyt, w każdym bądź razie ja tam wolę, żeby to była prawda, e Amber jest w ciąży z Kentinem. Świetne te rozmowy, i ta między Liwią, Rozalią i Millie, i ta między Kastielem, Lysandrem i Gwen (? coś pomyliłam, kogoś ominęłam czy coś? XD). Fajny rozdział. Życzę, żeby wena Ci powróciła, mam nadzieję, że to opowiadanie potrwa jeszcze DŁUUUGO! Pozdrawiam, czekam na next <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow... 75 rozdziałów w praktycznie 4 dni (bo już po północy) To chyba najlepsze opowiadanie jakie czytałam... do tego raczej ciagle trwające. Na początku chciałam by była z natem, potem z Lysem, potem znów z natem, potem z arminem, z kentinem, znowu z arminem, i znowu z kentinem. Nie chciałam by była z kasem. Czemu? Żygam już tymi opowiadaniami o kasie. I jak się uciekszylam kiedy dowiedziałam się ze z nim nie spała. Czekam na następne rozdziały ;**





    Btw jestem zielonooką blondynką xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj na pokładzie!
      Jakże miło mi Cię tutaj ugościć i poczęstować herbadgą i kocykiem ;3
      Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej i mimo swojej niechęci do Kasa, a właściwie do opowiadań o Kastielu będziesz mnie śledzić C:
      Cieplutko pozdrawiam :D

      Usuń
    2. Oczywiście ze będę śledzić dalsze losy bohaterki ;)


      Również pozdrawiam ;)

      Usuń