środa, 6 grudnia 2017

~ Rozdział 86 ~

   - No, to w końcu, którą sukienkę mam ubrać? - jęknęłam cierpiętniczo, wyciągając w stronę Kastiela trzymane w rękach sukienki. - Tą różową z czarną lamówką czy może tą czarną koronkową? A może ubrać tylko elegancką koszulę i spódniczkę?Chociaż może nie... Jeszcze twoi rodzice uznają, że jestem za bardzo sztywna i elegancka... Ale zaś jak ubiorę sukienkę, to pomyślą, że jestem za bardzo otwarta... - zaczęłam krążyć po pokoju ubrana jedynie w samą bieliznę, nie mogąc przestać zastanawiać się, na który strój się zdecydować.
   - Na litość boską i piekielną! Wybierz którąkolwiek. W każdej pięknie wyglądasz.
   - Ale jak ubiorę tą czarną, to ona jest przecież krótka. I do tego ta koronka... Jeszcze sobie pomyślą, że jestem jakąś rozpustnicą, a jak ubiorę tą pudrową, to zaraz wyjdę na pustą blondynkę, bo tak słodziaśnie wyglądam...
   - Uspokój się! To tylko moi rodzice. Nie zjedzą cię przecież - brunet westchnął głęboko, podchodząc do mnie, żeby zatrzymać mnie w miejscu.
   - Dla ciebie to tylko twoi rodzice, a dla mnie AŻ twoi rodzice - jęknęłam po raz wtóry. - Chce po prostu dobrze przed nimi dobrze wypaść.
   - I wypadniesz. Jesteś urocza, miła, śliczna... Oczarujesz ich od pierwszego wejrzenia. Zobaczysz - spojrzał mi głęboko w oczy, trzymając mnie za ramiona. Na początku unikałam jego spojrzenia, ale po chwili popatrzyłam na niego. Uśmiechał się delikatnie lewą stroną, jak to zawsze miał w zwyczaju. Nie mogłam się powstrzymać i odwzajemniłam uśmiech. - Ubierz tą czarną.
   - Ale jesteś pewien, że nie będę wygląda jak latawica? - zapytałam niepewnie, cały czas nie będąc zdecydowana co do sukienki.
   - Oj, przestań już, bo na dupę dostaniesz. Ubieraj się już, bo zostało nam pół godziny.
   - CO?! - krzyknęłam przerażona tak małą ilością czasu. - Nie zdążę się pomalować... A może wcale się nie malować?
   - Nie drażnij mnie. Ale już! Ubieraj się, maluj i idziemy.
   W biegu chwyciłam koronkową sukienkę i zamknęłam się w łazience. Przebrałam się, sięgnęłam do szafki nad zlewem, schowanej za lustrem i zrobiłam sobie szybki makijaż. Włosy jedynie przeczesałam szczotką i zostawiłam rozpuszczone. Biorąc uspokajający oddech, wyszłam z łazienki. Stresowałam się tak tym spotkaniem bardziej niż pierwszą rozmową o pracę.
   Trzęsącymi się rękoma ubrałam płaskie kozaczki za kolano i czarny, gruby płaszcz. Mimo uspokajających słów Kastiela, nie mogłam zapanować nad ponurymi myślami, które podsuwały mi najczarniejsze scenariusze kolacji z rodzicami bruneta. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, kiedy pokonaliśmy całą trasę od mojego mieszkania do posiadłości państwa Drake. Wysiadłam z samochodu cały czas poprawiając sukienkę, mając wrażenie, że jest za krótka i dodatkowo mi się podwija.
   - Jeśli się w tej chwili nie uspokoisz, to po powrocie do twojego mieszkania dostaniesz taki wpierdol na dupsko, że nie usiądziesz przez najbliższy tydzień - warknął, przytrzymując mi w miejscu dłoń, która wędrowała właśnie ku dołowi mojej sukienki.
   Parsknęłam śmiechem na to stwierdzenie, ale posłuchałam i złączyłam swoje dłonie razem, tak żeby nie korciło mnie poprawienie swojego wyglądu. Weszliśmy na dość sporych rozmiarów podjazd, na środku którego znajdował się owalny klomb, pokryty, o tej porze roku, śniegiem. Ominęliśmy go, kierując się w stronę drzwi, a mnie po plecach przeszedł lekki dreszcz przerażenia. Przełknęłam ślinę, starając się jednocześnie zapanować nad rozdygotanym oddechem. Kiedy Kastiel nacisnął na dzwonek, moje serce nieomal stanęło w miejscu, ale moment gdy drzwi zaczęły się uchylać prawie doprowadził mnie do zawału.
   - Cześć mamo - powiedział brunet, do kobiety, która stanęła w przejściu. Była znacznie wyższa ode mnie, ale to pewnie za sprawą wysokich szpilek, które miała na stopach. Jej okrągłą, aczkolwiek smukłą twarz okalały kruczo-czarne włosy, podkreślając szeroki, uroczy uśmiech, krwistoczerwonych ust. Piwne oczy uwydatniały gęste rzęsy i ciemniejszy makijaż. Z pozoru wydawała się być kompletnie nie podobna do Kastiela, jednak pojedyncze delikatne cechy sprawiały, że brunet, choćby nie wiadomo jak bardzo by chciał, nie wyparłby się rodzicielki.
   - Jesteście za wcześnie - zauważyła z lekką, radosną pretensją w niesamowicie melodyjnym głosie. -Ale wejdźcie. Przecież nie będziecie stać i czekać na dworze - przepuściła nas w drzwiach, sama cofając się w głąb przedsionka.
   - Dobry wieczór - mruknęłam nieco zawstydzona elegancką kobietą.
    - No pokaż mi się. Chcę zobaczy cóż to za piękność ujarzmiła tego diabła wcielonego. - Ledwo przeszliśmy przez próg, ja zostałam porwana w objęcia mamy Kastiela, która wyciągnęła sobie mnie na odległość rąk, po czym cofnęła o dwa kroki, żeby móc mi się lepiej przyjrzeć. Poczułam się zawstydzona pod uważnym wzrokiem kobiety, która ściągając wargi w dziubek, przyglądała się każdemu szczegółowi mojego wyglądu.
   - Valerio... Daj spokój i nie stresuj jeszcze bardziej biednej dziewczyny - na korytarz wszedł wysoki, szczupły mężczyzna. Kiedy na niego spojrzałam, dosłownie oniemiałam. Ojciec Kastiela wyglądał jak chłopak sam, tyle że w starszej wersji. Przydługie, czarne włosy układały się w ten sam sposób, akcentując mocno zarysowaną szczękę. Ciemne brwi podkreślały niemal obsydianowe oczy. - Pozwól im spokojnie zdjąć kurtki. Miło mi cię w końcu poznać, Liwia tak?
   - Tak, zgadza się - przytaknęłam, uśmiechając się lekko.
   - No, już, już - żachnęła się na męża, pomagając ściągnąć mi płaszcz. - Po prostu nie mogłam się powstrzyma, widząc jej uroczą buźkę. Nie to co tamto dziewuszysko, które przyprowadził jak jeszcze chodził do liceum. - Od razu domyśliłam się, że chodziło o Debrę. Spojrzałam się w stronę Kastiela, niepewna jego reakcji na wspomnienie jego byłej dziewczyny, ale albo chłopak nie przejął się tym, albo doskonale ukrywał swoje uczucia. - Twoje imię już znamy, więc wypadałoby, żebyśmy i my się przedstawili. Ja nazywam się Valeria, a mój małżonek Louis.
   - Bardzo miło mi państwa poznać - nie mogłam się powstrzymać, żeby nie odwzajemnić uroczego uśmiechu, jaki przez cały czas gościł na twarzy kobiety.
   Gdy już w końcu pozbyliśmy się zimowego okrycia, zostaliśmy zaprowadzeni przez przestronny korytarz do jadalni, obok której mieścił się ogromny salon. Wszystkie pomieszczenia zostały urządzone w bardzo podobnych barwach, czyli w połączeniu ciemnego, czekoladowego brązu oraz bieli, szarości i delikatnego ecru. Na ścianach królowały jasne barwy, natomiast meble były wykonane z ciemnego, lakierowanego drewna, przez co sprawiały wrażenie dużo starszych niż w rzeczywistości. Stanęłam w jadalnio-salonie, rozglądając się dookoła, nie mogąc wyjść z podziwu jak pięknie wszystko się ze sobą komponowało. Nie było tu niczego nie potrzebnego, czegoś co by nie pasowało do całości.
   - Co tak stoicie dzieci? Siadajcie do stołu, za chwilę zostanie wszystko podane - obok nas stanął pan Louis, dotykając lekko ramienia Kastiela. Razem z Kastielem zajęliśmy miejsca obok ciebie i na przeciwko jego rodziców. - Pomóc ci coś, kochanie? - mężczyzna zwrócił się w stronę kuchni, skąd dochodziło brzdękanie naczyń i sztućców.
   - Dziękuję, ale radzę sobie - odkrzyknęła mama Kastiela, a po chwili weszła do jadalni niosąc talerze z przepysznie pachnącą potrawą. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzają ci pieczarki, Liwia, ale niestety to risotto nie smakuje tak dobrze bez tych grzybów.
   - Niech się pani nie martwi, ja wręcz uwielbiam pieczarki, a szczególnie w tym daniu - odpowiedziałam, delektując się zapachem, jaki unosił się nad postawionym przede mną naczyniem.
   - Cieszy mnie ogromnie, że chociaż ty nie jesteś wybredna - zaśmiała się głośno, nie przejmując się ostrym spojrzeniem swojego syna. Oj, chyba komuś zaczęło przeszkadzać ciągłe wspominanie Debry. - I co się tak na mnie patrzysz, Kastuś? Nie będę ukrywać, że nie znosiłam tamtej dziewczyny. Od samego początku wydawała mi się dziwna, ale to był twój wybór, w który nie chcieliśmy z ojcem ingerować, a że skończyło się, jak się skończyło... - wzruszyła ramionami, po czym skierowała się z powrotem do kuchni po resztę porcji.
   - Ty się chyba nigdy nie odzwyczaisz... - brunet jęknął cierpiętniczo, krzywiąc się znacznie. - Ile razy mam ci powtarza, żebyś mnie tak nie nazywała?
   Kilka minut później, kiedy już wszystko zostało przyniesione, mogliśmy zasiąść do posiłku. Przez dłuższy czas każdy milczał, zaspokajając swoje kubki smakowe, zniewalającym risotto. Następnie pan Louis przyniósł wino i nalał każdemu z nas.
   - Ja nie mogę. Prowadzę - wykręcił się Kastiel.
   - Przecież możecie zostać na noc. Twój pokój jest w niezmienionym stanie - odparła od razu kobieta, upijając dość duży łyk z kieliszka.
   - Nie chcemy sprawiać kłopotów... - zaczęłam, ale zaraz zostałam uciszona przez matkę bruneta.
   - Ależ jakie kłopoty. Daj spokój, to będzie dla nas przyjemność was gościć. Przecież muszę poznać swoją przyszłą synową.
   - Mamo...
   - No co "mamo? Ja na twoim miejscu grubo bym się zaczęła zastanawiać nad zaręczynami, bo gdybyś pozwolił by taki skarb ci uciekł, to byłby twój największy błąd w życiu.
   Słysząc słowa pani Valerii, mimowolnie zarumieniłam się zawstydzona. Nie sądziłam, że zostanę aż tak pozytywnie odebrana przez rodziców Kastiela. Przecież nie zrobiłam nic szczególnego, a byłam wręcz wychwalana pod niebiosa.
   - Ale to jest wasze życie i wy zrobicie z nim co chcecie. Chociaż mam cichą nadzieję, że będzie mi dane zatańczyć na waszym weselu - zaśmiała się cicho znad kieliszka, puszczając mi oczko. Odchyliła się do tyłu na krześle, ciężko wzdychając. - Objadłam się tak bardzo, że nie mam sił na deser. A wy kochani?
   - Doskonale panią rozumiem. To danie było po prostu genialne. Będę musiała wziąć od pani przepis, chociaż nie wiem czy wyjdzie mi tak dobrze, jak pani.
   - Oj nie słodź mi już tak kochaniutka, to zwykłe risotto, nic wielkiego - przymknęła lekko oczy, co chwilę popijając wino.
   - Ja podziękuję za słodkie. Nałożyłaś mi tak ogromną porcję, że nawet gdybym przez dobry rok nie jadł niczego słodkiego, to na to bym nawet nie spojrzał - sapnął Kastiel, odstawiając swój pusty kieliszek i wyciągając nogi pod stołem, założył ręce na karku.
   - To skoro wszyscy pojedli, to co powiecie na małe wspominki? - brunetka popatrzyła na nas swoimi przenikliwymi oczyma, podnosząc się z krzesła. - Rozsiądźcie się w salonie, a ja pójdę po rodzinne albumy.
   - Tylko nie to... - siedzący obok mnie chłopak, jęknął przeciągle, zakrywając twarz dłońmi.
   - Dlaczego? - zapytałam zdziwiona, przyglądając się jego poczynaniom.
   - Bo teraz będzie przypomina mi każdą przypałową akcje, jaką odczyniłem jak byłem małym bachorem.
   - Ojej! Zobaczę twoje zdjęcia! - ucieszyłam się, uśmiechając szeroko. Kastiel nigdy nie wspominał o swoim dzieciństwie, a w jego mieszkaniu nie było ani jednego zdjęcia z tamtego okresu.
   - Cieszysz się, jakby było co oglądać... - westchnął cicho, kręcąc głową.
   - Bo jest co oglądać. Widzieć ciebie jako niewinne i jeszcze grzeczne dziecko, to misi by niezapomniany widok - zaśmiałam się głośno, podnosząc się z krzesła i skierowałam się do salonu, gdzie mieliśmy czekać.
   - Ale ci się zbiera... Oj zbiera ci się - mruknął cicho, patrząc mi głęboko w oczy, oblizał lubieżnie usta, na co zareagowałam obfitym rumieńcem.
   - Przestań... Nie przy twoich rodzicach.
   - A co? Wstydzisz się?
   - Jakbyś nie wiedział - żachnęłam się, przewracając oczami.
   Chwilę później między mną a Kastielem usiadła pani Valeria, trzymając na kolanach dwa pokaźne albumy oprawione w bordową skórę. Jeden z nich był widocznie wysłużony, miał popękaną skórę, a w niektórych miejscach całkiem spore jej ubytki. Jednak mimo zniszczeń było doskonale widać złote litery na okładce układające się w napis "Rodzinny album Drake'ów".
   - To album ze zdjęciami, które przedstawiają pradziadków i dziadków Kastiela z mojej strony i ze strony męża. Jako, że oboje z mężem mamy rodzeństwo, wszystkie zdjęcia jakie kiedykolwiek udało nam się zdobyć, musieliśmy podzielić, żeby każdy z nas miał swoje pamiątki. Mi udało się zachowa najwięcej, chociaż nie ukrywam, że wolałabym mieć je wszystkie - uśmiechnęła się delikatnie, z rozczuleniem gładząc okładkę starego skoroszytu. - Przyznać trzeba, że trzymam w rękach spory kawał historii.
   Z każdą odkrytą nową stroną poznawałam coraz więcej o przeszłości Kastiela, jego rodzinę oraz różne historie związane z każdą z fotografii. Część z polaroidów była mało wyraźna, jednak opowieść, jaką raczyła mnie mama chłopaka uzupełniała całkowicie niewidoczne szczegóły. Czasem nie byłam w stanie oderwać wzroku od uwiecznionych na papierze postaci, które były rodziną czarnowłosego. Niemal czułam się tak, jakbym to ja robiła te zdjęcia. W końcu, gdy poznałam każdego przodka chłopaka, przyszedł czas na nowsze zdjęcia. Kiedy zobaczyłam małego Kastiela, najpierw owiniętego w pieluszki, a potem przytulonego do pluszowego misia, aż nie mogłam się powstrzymać od rozczulonego uśmiechu. Wyglądał tak uroczo, że gdyby nie to, iż siedziałam u jego rodziców na kanapie i oglądałam zdjęcia z jego mamą, w życiu bym nie uwierzyła, że to on jest sfotografowany. W czasie opowiadań kobiety, co chwilę padały jakieś nieprzychylne uwagi ze strony chłopaka, który sprawiał wrażenie zażenowanego całą tą sytuacją.
   Przeglądałam jego zdjęcia, na których byli również Gwen, Nick czy Lysander, ale tylko jedno przykuło moją szczególną uwagę. Fotografia przedstawiała, na oko, siedmioletniego Kastiela, który obejmował ramieniem nieco niższego od siebie blondyna.
   - Czy... Czy to nie jest czasem Nataniel Hall? - zapytałam niepewnie, zerkając to na bruneta, to na jego mamę.
   - Dokładnie tak - potwierdziła kobieta, a ciemnowłosy przewrócił oczami.- Nasze rodziny były kiedyś ze sobą dość blisko, można by rzec, że się nawet przyjaźniliśmy. Jednak z czasem jak nasze dzieci zaczęły dorastać, a Nataniel, jak to małe dziecko, zaczął dokuczać swojej siostrze. Jednak państwo Hall nie widzieli w tym zwykłego dziecinnego dokazywania i stwierdzili, że to nasz mały Kastuś ma na ich syna zły wpływ.
   - Co? - zdziwiłam się, słysząc tą historię. Myślałam, że chłopcy dopiero w szkole się poznali i przez konflikt z Debrą skłócili się ze sobą. - Jak to?
   - Rodzicie blondyna nie uznawali naszego "luźnego" wychowania. Twierdzili, że jesteśmy mało wymagający wobec syna, przez co pozwala sobie na dużo więcej niż małe dziecko powinno, że jest za bardzo rozwydrzony i to ma wpływ na ich syna. Nie dostrzegali tego, że to ich apodyktyczne wychowanie powodowało, iż Nataniel coraz bardziej się buntował. W końcu zerwali z nami całkowity kontakt.
   Siedziałam oniemiała całą tą historią. Nie spodziewałam się, że Nataniel od małego był wychowywany w taki sposób. Myślałam, że ojciec blondyna chciał zapewnić lepszą przyszłość, dlatego tak na niego naciskał w sprawach szkoły.
   - Koniec tych wspomnień - ciszę przerwał głos pana Louisa. - Jest już późna godzina, a wy jeszcze musicie sobie przygotować miejsce do spania.
   Dopiero, gdy ojciec Kastiela wspomniał o późnej godzinie, poczułam jak bardzo jestem zmęczona. Automatycznie poczułam, że zbiera mi się na ziewnięcie, którego niestety nie udało mi się powstrzymać.
   - O tym właśnie mówię. Zbierajcie się dzieciaki spać.
   - Ale trzeba jeszcze posprzątać po kolacji... - zauważam, podnosząc się z kanapy.
   - Daj sobie spokój, poradzimy sobie, a ty powinnaś już położyć się spać. Dzisiaj miałaś sporo wrażeń, więc na pewno jesteś bardzo zmęczona - uspokoił mnie ojciec bruneta. - Kastiel, zaprowadź Liwię do łazienki, niech się odświeży i pościel łóżko, a my tu sobie posprzątamy.
   Niechętnie posłuchałam rodziców chłopaka, kierując się za nim na piętro, gdzie wskazał mi drzwi do łazienki oraz do swojego pokoju.
   - Będę na ciebie czekać w łóżku... - wyszeptał mi do ucha, lekko szczypiąc je zębami, zanim zamknął za sobą drzwi do łazienki, zostawiając mnie z gęsią skórką na ciele i mętlikiem w głowie.
   Ten chłopak jest niemożliwy.

4 komentarze:

  1. Heheheh typowa kobieta xD Mysli o pozorach. I niech sie nie czepia Kastiela, bo sama jest typowa xD ale Kasia, mam nadzieje że pomożesz jej w kąpieli >:)
    Nie zaprzeczam ze potrzeba tutaj pikanterii.
    Duzo
    duzo
    duzo
    DUZO
    SEKSU
    W kazdym razie. Kastiel, masz fajnych rodziców. Co prawda wychowali malego dupka, ale chyba wiedzieli ze usidlic moze go tylko pożądna kobieta xD Błąd ortograficzny specjalnie, domyśl się dlaczego :P
    No i kontynuujac, Świetny rozdział. Nie znalazłam błędów ortograficznych, wiec mialaś albo czuja albo dobra bete xD hehehe...
    I jeszcze jedno. Trzymaj tak dalej. Świetnie piszesz i mam nadzieje że tak zostanie nawet jak ten opek doprowadzisz do konca. Życze dalszych sukcesów. Do nastepnego seksu, Ja, vol. SExI, vol. Kochaniutka, vol. Teka ;*
    PS. Trzymaj sie ciepło i kontynuuj seksy w prawdziwym swiecie. Jesli to czyta osoba ktora sprawia ci rozkosze, powiedz ze pozdro i dzieki. Za niejedno ;) hehehe domyslaj sie o co cho >:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam Ci odpisać zaraz po powrocie z pracy, ale tu kolacja, tu szukanie leków, bo się ostatnio pochorowałam i tak jakoś wyszło, że robię to dopiero teraz.
      Przysięgam, że jak się spotkamy, to Cię uduszę! I siebie przy okazji też, że nie czekałam z czytaniem komentarza na powrót do domu, tylko zaczęłam czytać w robocie. Później przez cały czas się śmiałam pod nosem, a ludzie patrzyli się na mnie jak na wariatkę. W sumie nie minęliby się zbytnio z prawdą, ale to taki mały szczególik.
      Na seksy jeszcze musisz Ty i reszta poczekać, ale nie długo, ponieważ już planuję dla Was taki duży prezent pod choinkę :D Mam tylko nadzieję, ze uda mi sie wyrobić na czas, bo wiadomo jak to z weną bywa - lubi robić sobie żarty i pojawiać się tuż po terminie :c Ale jak obiecałam, tak postaram się zrobić :D
      Dziękuję za ciepełko, bo przyda się, gdy skrzeczę jak stara wiedźma xD Tobie również życzę zdrówka i miłości! <3

      Usuń
  2. FAJNY :) ROZDZIAŁ, POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
  3. Cud, miód, orzeszki. xD
    Ajj jak mi się przyjemnie ten rozdział czytało. Fajni rodzice Kastiela^^ Dobry pomysł z tymi zdjęciami. Do tego świetne rozmowy Liwii i Kastusia oczywiście. xD
    Dobra robota! Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń