Przez całą noc nie byłam w stanie zasnąć. Nawet nie udało mi się przysnąć choćby na chwilkę, a to wszystko przez dziwne uczucie, że dzisiaj stanie się coś... Coś... No właśnie. Coś. Nie potrafiłam tego wyjaśnić, ani skąd się to przeczucie wzięło. Po prostu było i nie pozwalało mi spać.
Przekręciłam się ponownie na prawy bok, spoglądając w nieosłonięte żaluzją okno. Dokładnie widziałam krwisto czerwoną poświatę, która unosiła się nad miastem wraz ze wschodem słońca. Było w tym coś niezwykłego, co przyciągało wzrok. Machinalnie, wciąż wpatrując się w widok, podniosłam się do siadu i zsunąwszy nogi na podłogę, postawiłam kilka kroków w stronę okna. Z każdą mijającą minutą, słońce wznosiło się coraz wyżej, a niebo przybierało coraz więcej ciepłych barw. Głęboka purpura, przez ognistą czerwień aż na jaskrawym pomarańczu kończąc. Nie wiedzieć czemu, widok skojarzył mi się w otwieraniem piekielnych bram, jakby ziemia się załamała i ogniste barwy wyszły na powierzchnię. Uśmiechnęłam się lekko do swojego wyobrażenia i przeciągnęłam się, potwornie ziewając.
Gdy usłyszałam satysfakcjonujący chrupot w kościach kręgosłupa, udałam się do łazienki rozpocząć poranną toaletę. Zamknęłam się w jasnym pomieszczeniu i stanęłam na przeciwko lustra. Z gładkiej tafli spoglądała na mnie uśmiechnięta dziewczyna o włosach w kolorze ciemnego blondu, które sięgały ledwo ramion. Zmieniłam wygląd kilka tygodni po wyjeździe Kastiela. Czułam, że potrzebuje zmiany, czegoś co pozwoli mi się zamknąć na ten „słodko-gorzki” okres. Chciałam móc spokojnie żyć, nie wracając do przeszłości. Westchnęłam cichutko, po czym odkręciłam kurek z ciepłą wodą i zbierając ją na złączone dłonie, przemyłam twarz. Następnie wzięłam szybki prysznic, który pomógł mi pozbyć się oznak nieprzespanej nocy. Owinąwszy się w gruby, duży ręcznik, opuściłam łazienkę. Kierując się w stronę przestronnego łózka, mimochodem spojrzałam w okno, ukazujące panoramę miasta, które powoli zaczynało budzić się do życia.
Ione było piękne w każdym calu. Gdyby ktoś, kiedyś powiedział mi, że po roku studiów w innej części stanu tak bardzo będę tęsknić za tą mieściną, nie uwierzyłabym mu. Jednak tak właśnie było. Ukończywszy rok na kierunku z zarządzania, nie mogłam oprzeć się pokusie i wróciłam „na stare śmieci”. Przez pierwszy miesiąc lata mieszkałam razem z ciotką, jednak nie chcąc jej się narzucać znalazłam pracę w lokalnej firmie i wynajęłam własne mieszkanie. Było skromne, ale wolałam coś niewielkiego, niż życie na głowie cioci Tatiany, która od kilku miesięcy przygotowywała się do ślubu z Dimitrym. Miał się on odbyć już za niecałe dwa tygodnie. Ciocia, co prawda, mówiła mi żebym została, ale ja wolałam dać jej możliwość napawania się szczęściem w spokoju.
Podeszłam do dwudrzwiowej szafy i zaczęłam szukać jakichś ubrań. Wyciągnęłam sięgającą nieco za kolana czarną tiulową spódniczkę i do tego śnieżnobiały top na cienkich ramiączkach. Osuszyłam dokładnie ciało i ubrałam się. W powietrzu czuć już było sierpniowe, gorące powietrze, więc postawiłam na delikatny makijaż. Zadowolona z efektu, opuściłam sypialnię, kierując się do kuchni. Od razu podeszłam do ekspresu chcąc najpierw zrobić sobie kawę, jednak nim zdążyłam cokolwiek uczynić, usłyszałam dźwięk dzwoniącego z sypialni telefonu. Nie czekając ani chwili, pobiegłam do pomieszczenia i szybkim ruchem odebrałam.
- Halo? - zapytałam do słuchawki.
- Cześć Liwia, z tej stron Roza. Gotowa na zakupy? - z głośniczka dobiegł mnie rozradowany głos białowłosej przyjaciółki. Oczami wyobraźni widziałam jak uśmiecha się szeroko, a w jej szarych oczach błyskają iskierki radości.
- Jakie zakupy? - zadałam pytanie, zdezorientowana.
- No przecież trzeba wybrać ci sukienkę na ślub! - żachnęła się, a ja wręcz usłyszałam jak przewraca oczami.
- Ale po co? Przecież mam sukienkę...
- Ale to jest ślub twojej ciotki, a ty jesteś jej druhną! Nie ma mowy, żebyś poszła w jakiejś starej sukience. Szykuj się.
Nie zdążyłam powiedzieć choćby słowa, ponieważ dziewczyna rozłączyła się. Westchnęłam przeciągle, patrząc niepewnie w jasny ekran telefonu. Chwilę później usłyszałam szybkie pukanie do drzwi, które zaraz po tym otworzyły się i do mieszkania wkroczyła Rozalia. Zaśmiałam się cicho pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ona się nic nie mieniła przez te trzy lata.
- A mogę chociaż zjeść śniadanie? - zapytałam retorycznie, wychodząc na korytarzyk.
- Ja nie rozumiem, co złego jest w tej sukience? - zapytała zirytowana Rozalia, kiedy chyba dziesiątą z kolei sukienkę odrzuciłam.
- Nie wiem. Po prostu nie podoba mi się. Nie czuję się w niej dobrze - odparłam wzruszając ramionami. Co ja mogłam poradzić na to, że żadna z kreacji nie miała „tego czegoś”. - Poza tym, mam pełno sukienek w domu. Nie możemy poszukać czegoś w szafie? Najwyżej przejdziemy się do Leo i poprosimy o przeróbkę.
Dziewczyna westchnęła tylko, wznosząc ręce do góry, po czym kiwnęła głową na znak zgody. Uśmiechnęłam się do niej szeroko, szybko zasłaniając się w przebieralni. Ubrałam się we własne ciuchy i wyszłyśmy ze sklepu.
- Ja nie wiem, dlaczego ty tak panikujesz - stwierdziłam, gdy przechodziłyśmy przez ulicę przed centrum handlowym. - Przejmujesz się tym bardziej, niż własnym ślubem.
- Po prostu chcę byś ślicznie wyglądała. Czy to tak ciężko zrozumieć? To prawie tak, jakbym ciebie widziała biorąc ślub - na chwilę rozmarzyła się, spoglądając w niebo. - Pięknie byłyby ci w białej sukni...
- No, niestety będziesz musiała jeszcze poczekać na mój ślub. Mi się aż tak bardzo nie śpieszy do tego.
- Czy ty właśnie wypominasz mi, że w wieku dziewiętnastu lat wyszłam za mąż? - stanęła naprzeciw mnie, podpierając dłonie o biodra, patrząc na mnie złowrogim wzrokiem.
- Nie... Skąd ci to przyszło do głowy? - uniosłam lewą brew, cicho śmiejąc się pod nosem. Cieszyłam się szczęściem Rozalii. Pasują do siebie z Leo i bardzo dobrze, że chłopak oświadczył się jej i podjęli decyzję o ślubie.
- No, ja mam nadzieję! - białowłosa zaśmiała się perliście, po czym kontynuowałyśmy spacer.
Jakieś pół godziny później siedziałyśmy u mnie w mieszkaniu, a konkretnie w sypialni tuż przed szafą szukając odpowiedniej kreacji, która nadawałaby się na suknię druhny. Od czasów liceum nie robiłam poważnych porządków w ciuchach, więc gdy tylko przyjaciółka zobaczyła, co kryje się w moim meblu od razu zaczęła wszystko przebierać. Nie mając sił się wtrącać w jej poczynania, rozłożyłam się na łóżku, błądząc myślami po mało ważnych tematach.
- Matko Boska! Ty to dalej masz?! - krzyknęła Rozalia, gwałtownie wyrywając mnie z zamyślenia. Szybko podniosłam się do siadu, by zobaczyć co miała na myśli dziewczyna.
Białowłosa klęczała przed moją szafą, a na kolanach miała dość płaskie kremowe pudełko, a w dłoniach tego samego koloru sukienkę. Widząc to, moje serce z niewiadomych powodów przyspieszyło, a w głowie rozszalała się burza wspomnień z ferii spędzonych w górach. Mimochodem uśmiechnęłam się na wspomnienie urodzin.
- No... Tak jakoś... - mruknęłam, drapiąc się po karku.
- To były chyba najlepsze urodziny, jakie kiedykolwiek urządziliśmy - stwierdziła dziewczyna z przekonaniem, podnosząc się z podłogi, a następnie usiadła obok mnie.
- Co prawda, to prawda... - westchnęłam przeciągle, zsuwając dłoń z szyi na dekolt, gdzie znajdowała się zawieszka od naszyjnika., który dostałam od Kastiela.
Zamyśliłam się na chwilę, zagryzając wargę. Minęło już tyle czasu, a ja dalej nie potrafiłam o nim zapomnieć. Kastiel był niesamowitym chłopakiem...
- Dalej o nim myślisz? - przyjaciółka spojrzała się na mnie uważnym wzrokiem. Nigdy nie byłam w stanie pojąć, jak ona to robiła, że wiedziała wszystko o tym, co mnie trapiło.
- Nie... - skłamałam, kręcąc lekko głową. Oczywiście, że o nim myślałam, jednak po tak długim czasie wspomnienia stały się prawie bezbolesne, a ja wiodłam spokojne życie.
Na szczęście białowłosa nie drążyła już więcej tematu, powracając do przeszukiwania mojej szafy. Sama byłam w niemałym szoku, odkrywając wciąż inne zapomniane przeze mnie ubrania. Przez całe przedpołudnie zdążyłyśmy nawet znaleźć suknię, w której byłam na balu bożonarodzeniowym. W końcu obie zgodziłyśmy się, że na ceremonię ślubną ubiorę urodzinową sukienkę.
Był przyjemny sierpniowy wieczór. W powietrzu unosił się przepiękny zapach suchej, nagrzanej ziemi oraz zupełnie inny, przeciwny mu zapach pobliskiego jeziorka. Gdzieś w oddali słychać było cykanie świerszczy i, końcowe tego dnia, śpiewy ptaków. Zaczerpnęłam powietrze głęboko w płuca, ciesząc się chwilą. Uniosłam delikatnie twarz, by poczuć ostatnie promienie słońca, które mile grzały skórę. Chwilę później poczułam lekki uścisk dłoni. Spuściłam wzrok na mężczyznę idącego obok mnie. Jego bujne kasztanowe włosy, układały się w niesforną czuprynę, a spod przydługawej grzywki błyskały się soczyście zielone oczy. Nie mogąc się powstrzymać, posłałam mu szeroki uśmiech, co on odwzajemnił.
Wracaliśmy właśnie późnym wieczorem z naszego co piątkowego wypadu do kina i na małą kolację. To było takie nasze małe zwieńczenie całego tygodnia. Wybraliśmy dłuższą drogę prowadzącą przez ogromny, stary park. Alejki wiodące między drzewami, mimo letniej pory roku, usłane były brązowymi liśćmi. Spojrzałam szatynowi w oczy, czując wciąż te niesamowite, przyspieszone bicie serca, co za pierwszym razem. Te piękne, szmaragdowe oczy patrzyły na mnie z taką pasją, jakiej nie widziałam od dawna. Zbliżył się nieznacznie do mnie, a na jego pełnych ustach zaczął igrać zawadiacki uśmieszek. Mimowolnie oblizałam dolną wargę, skracając o jeszcze kawałek odległość, jaka nas dzieliła. Zielonooki nie czekając dłużej, połączył nasze wargi w delikatnym, ale namiętnym pocałunku. Moje policzki automatycznie pokryły się rumieńcem. Pomimo tych kilku miesięcy odkąd byliśmy razem wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić i pąsowiałam za każdym naszym pocałunkiem.
- Kocham cię... - wyszeptał, kładąc ciepłą dłoń na mim policzku, który zaczął gładzić kciukiem.
- Ja ciebie też, Ken - odszepnęłam z uśmiechem, po czym kontynuowaliśmy nasz spacer.
Byłam szczęśliwa. W końcu znalazłam swój spokój, którego tak bardzo mi brakowało przez ostatnie trzy lata.
Jednak to, co zobaczyłam po przejściu kilkunastu metrów kompletnie zbiło mnie z pantałyku. Wpatrywałam się w dorosłego mężczyznę, siedzącego na parkowej ławce, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Mimo tego czasu, kiedy ostatni raz się widzieliśmy i zmianie w jego wyglądzie, od razu go rozpoznałam. Tego nie da się nie poznać. Nie da się przejść obojętnie obok swojej pierwszej miłości, nie zauważając jej. Przełknęłam głośno ślinę, próbując pozbyć się nieznośnej guli w gardle, cały czas wpatrując się w wysokiego, chudego chłopaka.
Palił papierosa, wpatrując się beznamiętnie w przestrzeń.
Gdy przechodziliśmy obok niego, obleciał mnie strach, iż rozpozna mnie, ale nie zwrócił nawet na mnie większej uwagi.
Do nozdrzy doleciał mnie zapach jego fajek. Nie zmienił upodobań od liceum.
Sam ten zapach spowodował u mnie zerwanie niewidzialnej tamy, którą stworzyłam, chcąc odciąć się od wspomnień. Lawina obrazów, zapachów, odczuć spadła na mnie tak niespodziewanie, że musiałam na moment zatrzymać się, by odzyskać równowagę.
- Wszystko w porządku? - usłyszałam przytłumiony głos Kentina. Kiwnęłam potwierdzająco na jego pytanie.
Nie czekając dłużej, ruszyliśmy dalej, do mojego mieszkania.
To nie mogła być prawda. On nie mógł wrócić. On przecież przepadł. Zniknął. Nie odpowiadał na żadne wiadomości.
Skoro tak, to dlaczego miałam nieodparte wrażenie, że chłopak w parku, to na sto procent Kastiel?
Kurde kobieto, RZĄDZISZ!
OdpowiedzUsuńCudowne to! Liwia ścieła włosy? ale fajnie! No i jest z Kenem... To jest... ciekawe xD A tak btw gdzie mój lysio? co z nim zrobiłaś?!
Rozdział cud miód i śmietana. Oby tak dalej :P
Właśnie, co z Lyśkiem?
OdpowiedzUsuńA tak propos rozdziału, świetny! Taki przyjemny, odprężający;) Roza wzięła ślub z Leo? No, no...
Liwia z Kenem, hm... ciekawe, co z tego wyniknie:)
Rozdział, jak już wspomniałam, wspaniały. Czekam na dalsze części z niecierpliwością no i zapraszam do mnie:
Nieco Dziwna Historia
i
Czerwona Rzeka
Liwia z Kenem?! No tego to się najmniej spodziewałam. Dla mnie bardziej prawdopodobne było by to, że ktoś popełni samobójstwo, a tu taka niespodzianka. Rozdział jak zawsze: ,,Nic dodać, nic ująć" Pozdrawiam i życzę weny <3
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, za komentarz taki "bbyle by był", ale tak fatalnie mija mi ten tydzień, że nie mogę się skupić kompletnie na niczym.
OdpowiedzUsuńUsiadłam do twojego rozdziału, choć mam do zrobienia do szkoly jeszcze kilka przedmiotów, by choć trochę... zeszło ze mnie napięcie. Dziękuję. Rozdizał był tak lekki, i tak przyjemnie się go czytało, że to aż niewyobrażalne. I tylko ten dreszczyk na końcu. Mmm...
Moment moment. Kentin i Liwia? Okej, czyli to już tak na poważnie? Słodko.
Jeśli to Kastiel, i wrócił po to, by znowu mieszać Liwii w życiu, to osobiscie nogi z dupy powyrywam, za przeproszeniem.
Pozdrawiam Cię gorąco i przesyłam ooogrooom weny :*
Nie musisz się przejmować tym, jak to określiłaś "komentarzem byle by był", ponieważ ostatnio sama nie mogę zebrać myśli i napisać cos konstruktywnego po przeczytaniu każdej notki. Dla mnie najbardziej liczy się to, że ktoś w ogóle czyta to co piszę.
UsuńCo do mieszania w życiu Liwii, to mogę tak napomknąć, że możesz się już szykować do wyrywania nóg, a właściwie to powinno to być zrobione już dawno temu, ponieważ ptrakrycznie od początku tworzyłam z myślą o strasznym kompilkowaniu życia moim bohaterom :3
Dziękuję za bardzo miłe słowa i również pozdrawiam serdecznie :)
Witaj! :) Właśnie chciałam Cię poinformować, że zostałaś nominowana przeze mnie do LBA! Więcej tu: http://shade-of-scream.blogspot.com/2016/02/lba-liebster-blog-award-2016.html
UsuńEhh Liwia z Kentinem... szkoda. Znaczy cieszy mnie to, że w końcu jest szczęśliwa i odnalazła spokój, ale z drugiej strony szkoda, że nie jest szczęśliwa z Kastielem :( Z resztą, jej spokój chyba właśnie został zakłócony... Ciekawe czy ten chłopak z ławki to rzeczywiście Kastiel, ciekawe co będzie dalej, nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D Życzę duuuużo dużo weny i z niecierpliwością czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńWitam bardzo serdecznie! Miałam skomentować wczoraj, zaraz po przeczytaniu, ale dziwna myśli mnie naszła, żeby ściągnąć nową gierkę na telefon, która pochłonęła mą osobę do żywego. Oczu od ekranu nie oderwałam, dopóki nie wyczerpała się bateria, a było to późno w nocy. A więc przybywam dzisiaj.
OdpowiedzUsuńNaprawdę myślałam, że Liwia będzie studentką. I chyba nawet trochę mi smutno, że porzuciła dalszą edukację. Fakt, byłoby dziwne, gdyby wszyscy poszli na jedną uczelnię, ale zawsze pewnych postaci można, że się tak brzydko wyrażę, pozbyć. No ale nic to, Twoja koncepcja też mi odpowiada, więc nie będę dłużej marudzić.
Jejuniu, tyle ślubów, że głowa mała. Wiedziałam, iż związek cioci głównej bohaterki oraz Dimitriego wejdzie na wyższy poziom, ale żeby Rozalia i Leo? Tutaj pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
No i nadszedł czas na trochę gniewu i rozpaczy. Dlaczego Liwia jest z Kentinem? (T.T) Pojęcia nie mam czemu, ale on jest jedynym chłopcem w grze, którego wprost nie trawię. No jak malinowe cappuccino kocham, mogłaś ją sparować z Arminem! Wiem, że to, co teraz napiszę jest niezwykle haniebne, ale trudno. Jakoś przeżyjesz mój (nie)skromny wywód. Nie chcę, żeby ten związek przetrwał. Po prostu. Już nawet nie chodzi tyle o moje negatywne nastawienie w stosunku do Kenitna. Najzwyczajniej w świecie uważam, że ta dwójka do siebie nie pasuje. Jako przyjaciele - a i owszem - ale nie jako para. Dlatego nie mogę już się doczekać, aż Kas wkroczy do akcji i utrudni żywot zakochanym. O Szatanie, naprawdę jestem wstrętna.
Życzę mnóstwa dobroci: weny, czasu wolnego, dobrych ocen w szkole i zdrówka.
Do następnego! (^.^)/
Świetny. ;) Chociaż mega nie chcę, żeby Lidia była z Kentinem. Jak dla mnie ona po prostu musi być z Kastiel em, uważam, że są dla siebie stworzeni, a Kentinem i Liwia... kompletnie do siebie nie pasują. Świetnie z tymi służbami. Mam wrażenie, że ten rozdział ma taki.. innych klimat niż poprzednie. :) To na pewno Kas ^^ <3 Pozdrawiam, weny, czekam na next! ;*
OdpowiedzUsuń