niedziela, 13 marca 2016

~ Rozdział 60 ~

Spojrzała na niego spod mocno zmarszczonych, w przypływie złości, brwi. Chłopak jedynie uśmiechnął  się lekko, nie odrywając wzroku od lodowatych, niebieskich tęczówek swojej dziewczyny. 
- Możesz mi powiedzieć, po co go wczoraj przyprowadziłeś? - zapytała z nieopisanym żalem w głosie. Była wściekła na chłopaka, ponieważ doskonale wiedziała o katuszach, jakie przeżywała jej przyjaciółka.
- Widzisz, skarbie - zaczął spokojnym tonem, unosząc jeden kącik ust w delikatnym uśmiechu. Podszedł do czerwonowłosej i objął ją w pasie, po czym pochylił się do jej ucha i wyszeptał: - czasem i miłości trzeba trochę pomóc...


   - Co to, kurwa mać, miało być?! - krzyknęłam, nie panując już nad złością, zaraz po tym, jak Rozalia usiadła na miękkiej sofie.
   Byłam zła. Nie. Ja byłam wściekła, wkurwiona i, co najgorsze, odczuwałam swego rodzaju satysfakcję, a to irytowało mnie jeszcze bardziej.
   - Uspokój się - białowłosa, zmarszczyła brwi niezadowolona, spoglądając na mnie. - Nie miej do mnie o to pretensji, bo sama nic o tym nie wiedziałam.
   - Och, tak? - zapytałam ironicznie. - I chcesz mi powiedzieć, że Kastiel wprosił się do ciebie na urodziny?
   - Boże, Liwia! O co, ty, się wściekasz? - warknęła, rozzłoszczona. - Myślisz, że zrobiłabym ci coś takiego, szczególnie po tym, jak siedziałam przy tobie przez te pieprzone trzy miesiące i starałam się ciebie wyciągnąć z depresji? Przestań się na mnie wydzierać, bo to ci nic nie da. Nie miałam kompletnie pojęcia, że on się pojawi. To Lys go ze sobą zabrał.
   Spojrzałam na nią, otwarłszy szeroko usta ze zdziwienia. To chyba jakieś jaja...
   - No, co? To był jego pomysł, byście się spotkali u mnie - dziewczyna westchnęła przeciągle, przewracając oczami.
   - I ty, Brutusie, przeciwko mnie... - mruknęłam pod nosem, czując jak wszystkie emocje ze mnie ulatują, pozostawiając tylko pustkę.
   - Moim zdaniem powinnaś mu odpuścić - powiedziała, jakby od niechcenia, przypatrując się swoim wystylizowanym paznokciom. - Nie widzieliście się trzy lata, jesteście dorosłymi ludźmi. Powinniście darować sobie dziecinne złości.
   - O nie! - zaprzeczyłam od razu, unosząc dłonie w geście sprzeciwu. - Wystawił mnie, wyjechał, nie dawał żadnych znaków życia, a teraz zjawia się ni z tego, ni z owego i ja mam mu tak po prostu zapomnieć to wszystko? Mam tak zwyczajnie zacząć z nim rozmawiać?
   - Boże, Liwia! Ile tym masz lat, żeby się tyle czasu boczyć?! - krzyknęła rozjuszona Rozalia, a ja przeniosłam na nią przerażone spojrzenie. Dziewczyna bardzo rzadko podnosiła głos. - Jesteście małymi dziećmi, które nie odezwą się do siebie, dopóki jedno drugiego nie przeprosi? Rozumiem, że jesteś zła; sama bym była, ale to nie zmienia faktu, że jesteście dorosłymi ludźmi, więc zachowujcie się jak dorośli. To, co było w liceum, niech w nim pozostanie, po za tym sama nie byłaś święta - rzuciłam jej zaskoczone i wzburzone spojrzenie, ale ta nie zwróciła na nie uwagi. - No, co? Może mi jeszcze powiesz, że to nie ty przespałaś się z Kentinem? Że to nie ty wściekałaś się za każdym razem, gdy chciał z tobą porozmawiać? Może nie ty uciekłaś z płaczem, po tym jak uratował cię przed zbirami w parku?
Otwierałam już usta, żeby odpowiedzieć, jednak ta uciszyła mnie nagłym ruchem ręki. Tym razem jej głos był dużo spokojniejszy.
   - Nie chcę tego słuchać. Postąpisz, jak będziesz uważać. Ja wyraziłam tylko swoje zdanie, a teraz jeśli bym mogła prosić włącz jakiś film i przynieś lody, bo mam dzisiaj wszystkiego dość.
   Przez resztę dnia nie poruszałyśmy już więcej tematu Kastiela. Z jednej strony byłam wściekła na przyjaciółkę o fakt, że nie powiedziała mi nic o czerwonowłosym oraz o to, że naskoczyła na mnie krzycząc. Z drugiej jednak wiedziałam, że dziewczyna ma racje. Nie powinnam już więcej trzymać w sobie złości z czasów szkoły. Byliśmy wtedy dzieciakami i każdy popełnił jakieś błędy. Wciąż czułam ogromny żal do Kastiela. Nie mogłam się go pozbyć. Zranił mnie wtedy tak niewyobrażalnie, że niedługo po jego wyjeździe wpadłam w głęboką depresję. Dlaczego więc prześladowało mnie uczucie niejasnego szczęścia, gdy myślałam o jego powrocie?

   Weekend minął mi w miarę spokojnie. Większość czasu spędziłam z Rozalią i ciocią Tatianą przygotowując się do, zbliżającego się ogromnymi krokami, ślubu mojej opiekunki. Ciocia była zaskakująco spokojna, jednak ja wiedziałam, że to dopiero cisza przed burzą. Białowłosa zachowywała się identycznie. Zaledwie kilka dni przed cała ceremonią zaczęła panikować i miewać napady złości. Na szczęście minęło jej to bardzo szybko i teraz mogła cieszyć się wraz ze swoim mężem nadchodzącym, wspólnym życiem.
   Dopiero kiedy nadchodził wieczór i kładłam się do łóżka, zaczęły nachodzić mnie dziwne myśli. Turlałam się z jednego końca posłania na drugie, nie mogąc przestać myśleć o czerwonowłosym, którego teraz powinnam nazywać brunetem. Gryzłam się ze swoimi uczuciami, których po części kompletnie nie pojmowałam. Byłam wściekła, że bez słowa mnie opuścił i również bez słowa wpadł z butami do mojego poukładanego życia. Chciało mi się płakać, ponieważ wszystkie wspomnienia z nim związane wróciły i teraz przewijały się w mojej wyobraźni, jak w kalejdoskopie. Byłam też przerażona... Bałam się, że wszystko to, co ułożyłam sobie w spokoju zostanie teraz zburzone. Bałam się, że kiedy Kastiel dowie się, że jestem z Kenem wpadnie w szał i zrobi coś głupiego. Z drugiej strony, jednak, po co miałby to robić, skoro zdawał się nic do mnie nie czuć? Ale najbardziej się bałam tego, iż wszystkie uczucia, które udało mi się stłamsić i zepchnąć gdzieś na samo dno, powrócą. Że powrócą i po raz kolejny namieszają mi w głowie. Nie chciałam tego. Nie potrzebowałam. Byłam szczęśliwa ze swoim spokojnym i poukładanym życiem. Nie potrzebowałam w nim kolejnych rewelacji. Z takimi rozmyślaniami udało mi się w końcu zasnąć w połowie nocy.
   Następnego dnia obudziłam się w kiepskim humorze. Byłam kompletnie nie wyspana i bolały mnie wszystkie mięśnie od niewygodnej pozycji podczas snu. Ziewnęłam głośno, przeciągając się na posłaniu. Kilka dobrych minut poświęciłam na leżenie bez ruchu, po czym niechętnie podniosłam się i udałam do łazienki.
   Wszystko wydawało się być w porządku. Zjadłam porządne śniadanie, wypiłam dużą kawę, która od razu przepędziła wszelkie oznaki zmęczenia. I wszystko było w porządku dopóki nie opuściłam mieszkania. Przez większość drogi do pracy obyło się bez większych rewelacji. Niestety, kiedy byłam prawie pod budynkiem wydawnictwa zobaczyłam go. Stał przed wejściem, rozglądając się dookoła, jakby kogoś szukał.
   To mnie szukał...
   Zaklęłam soczyście pod nosem, zamykając oczy. Tego mi tu jeszcze brakowało, by mnie nachodził w pracy. Nie mogę mu się dać sprowokować. Co mówiła Rozalia? Żeby się pogodzić? Zobaczymy...
   Zaciskając szczęki, szłam dalej w kierunku firmy. Zrobiłam tylko krok w jego stronę, a ten od razu mnie zauważył i podszedł do mnie. Widząc jego zdeterminowany i lekko zagubiony wzrok, nie mogłam się powstrzymać. Zbyt wiele negatywnych uczuć tliło się we mnie od urodzin Rozalii.
   - Co ty tu, do cholery jasnej, robisz? - syknęłam w jego stronę, ostrożnie podchodząc. Zobaczyłam, że drgnął lekko, jakby zszokowany moją reakcją, ale szybko się opanował.
   - Chcę porozmawiać - odparł, wbijając we mnie, uporczywie domagające się jakiegoś kontaktu, oczy.
   - Nie mamy o czym - zbyłam go, kierując się w stronę wejścia do wydawnictwa.
   - Proszę tylko o małą rozmowę, czy to tak wiele? - zapytał z żalem w głosie. Poczułam jak coś delikatnie drgnęło w moim sercu, lecz szybko pozbyłam się tego uczucia.
   - Nie mamy o czym - powtórzyłam twardym głosem, ponownie zwracając na niego wzrok. - Wyjechałeś, zniknąłeś z mojego życia i niech to tak pozostanie.
   Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, wkroczyłam pewnym krokiem do budynku. Zapowiadał się naprawdę nieciekawy dzień.
   Przez większość pobytu w pracy byłam pogrążona w rozmyślaniach o Kastielu. Nie mogłam sobie pozwolić na to, żeby coś takiego się jeszcze raz powtórzyło. Nie teraz.
   To prawda, kochałam go. Był dla mnie całym światem, który postanowił sobie wyjechać. Teraz już nie było dla niego miejsca. Mimo to, wciąż nie dawało mi spokoju to drgnięcie w sercu, gdy słyszałam jego głos. Znów mogłam go słyszeć... Znów mogłam poczuć jego oszałamiający zapach. Znów był blisko mnie...
   - Liwia, wszystko w porządku? - usłyszałam obok siebie, zmartwiony głos mojego mężczyzny.
   - Co? - spojrzałam na niego zdezorientowana, wyrwana ze swoich rozmyślań. - Taak...Wszystko okej.
   Uśmiechnęłam się do niego nieco wymuszenie, ale miałam nadzieję, że chłopak tego nie zauważył. Moje weekendowe postanowienie o tym, że nie będę myśleć o Kastielu poszło się, kolokwialnie rzecz ujmując, jebać. Nie miałam zielonego pojęcia, co sprawiało, że znów zajmował każdą moją najmniejszą myśl i chwilę. Na niczym nie potrafiłam się skupić, co moment wspominając nasze początki znajomości i próby podejścia do siebie, które skończyły się małą katastrofą. Czułam się podle myśląc o gitarzyście, gdy byłam z Kentinem. Miałam wrażenie, że to tak, jakbym go zdradzała. Jednakże nie chciałam mu nic wspominać o mojej pierwszej miłości. Kentin nigdy za nim nie przepadał i prawie doszło do tego, że gdy załamałam się na dobre, chciał wynająć detektywa, by odszukał Kastiela. Na szczęście Gwen i Rozalia skutecznie go powstrzymały. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby szatyn się dowiedział o jego powrocie. Zagryzłam wargę, potrząsając lekko głową, chcąc odgonić natrętne myśli. Na razie musiałam się skupić na tym, co było teraz, dopiero później się przejmować powracającą przeszłością.
   Spojrzałam się na ukochanego, po czym przyciągnęłam go do głębokiego pocałunku. Przyjemne mrowienie motylków w brzuchu, skutecznie odgoniły Kastiela z moich myśli. Zamruczałam cicho z przyjemności, gdy silne ramiona chłopaka otoczyły mnie, mocno przytulając. Kentin był wspaniały, dawał mi otuchę i bezpieczeństwo, którego tak pragnęłam przez te lata.
   Razem wróciliśmy do mojego mieszkania, zjedliśmy przepyszną kolację, przyrządzoną przez szatyna, a później wzięliśmy długą, relaksującą kąpiel, podczas której nie obyło się bez wspólnych pieszczot i czułości. Opierając się o szeroką, umięśnioną klatkę piersiową Kentina, czułam się naprawdę szczęśliwa. Byłam świadoma, że to jego potrzebowałam, i że to on o mnie zawsze dbał. Westchnęłam cicho, rozluźniając się pod dotykiem sprawnych dłoni kochanka na moich spiętych ramionach. Przejmowanie się nie jest dobre. Trzeba cieszyć się tym, co się ma, bo najważniejsze jest dzisiaj.

7 komentarzy:

  1. Taki bardzo spokojny rozdział, hmm, nie mogę powiedzieć, że ekscytujący czy coś. Ale uczucia oddane cudownie. Kurczę, uwielbiam Kentina, całym moim serduszkiem, ale nie pasuje mi do Liwii absolutnie, aczkolwiek jeśli będzie z nim szczęśliwa, nie mam nic przeciwko.
    " Trzeba cieszyć się tym, co się ma, bo najważniejsze jest dzisiaj." Boziu*.* To będzie moje nowe motto od dzisiaj. Zgadzasz się? Nie masz nic przeciwko? Nie? To dobrze. Powieszę sobie ten cytat na ścianie.
    Pozdrawiam Cię, życzę weny, zdrowia, czasu, miłości i nocy nieprzespanych na czytaniu dobrych książek bądź oglądaniu ciekawych filmów^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzień dobry! Jakże milo jest zobaczyć nowy rozdział. Takie spokojne zwieńczenie trudnego dnia w szkole. Na całe szczęście jutro jadę na wycieczkę, więc trochę się zrelaksuję.
    Ah, ta Rozalia... Oficjalnie trafia na moją czarną listę i nie zniknie z niej zbyt szybko. Lysander tak samo. Cóż za wredne istoty! Narazili Liwię na poważne uszczerbki na zdrowiu. Na jej miejscu zapewne zaczęłabym podejrzewać siebie o mamy wzrokowe. Przysięgam, że ta perfidna parka albinosów wiozłaby mnie do psychiatryka. Mam rozumieć, że ten tekst napisany kursywą to fragment rozmowy pomiędzy Lysandrem i Gwen? Bezczelny typ. "Czasem i miłości trzeba trochę pomóc..." - właśnie dlatego zesłał na głowę głównej bohaterki pierwszą niespełnioną miłość w postaci Kastiela. Wypięłabym się na taką pomoc. Chociaż zdaję sobie sprawę, że wszystko zakończy się szczęśliwie, więc ten radykalny czyn przysłuży się w jakimś stopniu odnowieniu relacji. Nie zmienia to jednak faktu, iż jestem zła. (>.<)
    Trochę inaczej wyobrażałam sobie pierwszą po powrocie rozmowę pomiędzy Liwią i Kastielem. Liczyłam na więcej wybuchów złości, jakieś brzydkie epitety, czy chociażby tupanie nogami i wymachiwanie rękoma na wszystkie strony. Aczkolwiek żywię nadzieje, że podobne rzeczy jeszcze znajdą dla siebie miejsce w późniejszych rozdziałach. Kurczę, oni nie mogą ot tak się pogodzić. Najpierw powinni trochę się posprzeczać, ażeby radość z zawarcia przymierza była większa. Oh, od dzisiaj będę pełniła rolę psychologa. Doktor habilitowany nadzwyczajny Kernit Wspaniała - jakże pięknie to brzmi. (*o*) Chyba się wzruszyłam...
    Rozdział, pomimo braku większych ekscesów, zadowala mnie w pełni. Tak jakby jakiś poprzedni był do dupy. Przesyłam mnóstwo dobroci i łakoci. Mam nadzieję na szybkie pojawienie się następnej części. Pozdrawiam niezwykle gorąco, ażeby ogrzać Cię w ten parszywy dzień. Do napisania! (^.^)/

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasztiel przybywa. XD
    No, nieźle się zapowiada.
    Nie chcę myśleć co się stanie, gdy Kentin dowie się o pojawieniu się Kastiela. xD
    Cudowny rozdział <3
    Czekam z niecierpliwością na następny <3 :*
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny! <3 :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest zajebisty jak zawsze ❤ Liwia to swoista nieugięta wojowniczka.
    Kastiel widać, że naprawdę żałuje... Pozdro <3

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze no to Kastuś się powoli zadomawia w świecie Liwi. Wg jak to mówią " stara miłość nie rdzewieje". Widać że ona nadal coś do niego czuje ba ! Nawet go kocha. Tylko czy ona musi być tak bardzo uparta ...grrr. Kastuś będzie musiał się postarać zanim jego sny się ziszczą haha Mam nadzieję że da mu szansę na rozmowę. I jeszcze urzekł mnie Lysio na samym początku potulny"czasami miłości trzeba pomuc". Coś czuje że Lysiek coś kombinuje w kwestii tej dwójki...No ale nic weny życzę i czasu na pisanie nowych rozdziałów. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. 5, Lysiu! Roza, jeśli ty też się do tego przyczyniłaś, to 5! Kolejny genialny rozdział. :) Nie przypominam sobie żadnej chwili, w której cieszylam się z czułości między Liwią a Kentinem, wgl. z ich związku. xD Ciągle czekam, aż Kas i Liwia do siebie wrócą. Bardzo wiarygodnie opisujesz emocje, które targają Liwią. Piękne zakończenie. (Przejmowanie (...) dzisiaj). Pozdrawiam, weny, czekam na next! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się że Kastiel w końcu zaczyna działać :D Oby się nie poddawał, na pewno uda mu się odzyskać serce Liwii, ona już ma mieszane uczucia. Tylko żeby ona jeszcze chciała z nim rozmawiać.. :( czemu ona jest taka uparta?! Rozalia dobrze jej powiedziała, są dorosłymi ludźmi, a zachowują się jak małe dzieci. Ile to jeszcze potrwa?... Coś czuję, że nie będzie za fajnie, jak Ken dowie się o powrocie Kastiela, a już tym bardziej o tym, że nachodzi Liwię... Ale Ken do Liwii nie pasuje. Może i i jest opiekuńczy, kochany itd. ale no.. nie pasuje do niej. Po prostu. W ogóle przeszkadza mi, że jest taki nieskazitelny ;/ Pisz dalej, bo jestem ciekawa dalszego biegu wydarzeń :D życzę ogromu weny!

    OdpowiedzUsuń