czwartek, 25 czerwca 2015

~ Rozdział 23 ~

   Nareszcie nadeszły tak upragnione ferie. Już w piątek, zaraz po tym jak wróciłam ze szkoły pobiegłam od razu do pokoju aby rozpocząć się pakować. Wpadając do sypialni, rzuciłam torbę pod biurko, wyciągnęłam spod łóżka wielką walizkę w kwiatowy wzór i zaczęłam grzebać w szafie w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów. Po jakiejś godzinie stwierdziłam, że spakuję kilka bluzek, gruby wełniany sweter, który dostałam od mamy w prezencie na święta kilka lat temu, do tego wygodne szare dresy oraz kilka par dżinsów. Zadowolona z siebie zaczęłam wszystko pakować. Kiedy wszystko zgrabnie zmieściłam i zapięłam bez problemów zamek, zeszłam na dół. Chwilę później wróciła ciocia i oznajmiła, że dostała calutki tydzień urlopu rozpoczynając od jutra. Na tę wiadomość cieszyłam się jak dziecko. Calutki tydzień. W górach. Tylko z ciotką. Zero stresów, zero zmartwień, zero szkoły i niepotrzebnych nerwów.
    Na obiad ciocia Titi zrobiła pyszne pierogi z chrupiącą cebulką oraz śmietaną. Byłam tak uszczęśliwiona i jednocześnie zdenerwowana całym tym wyjazdem, że przez większość posiłku siedziałam cicho, smętnie grzebiąc w pierogach.
    - Co się stało? - usłyszałam ciche, niepewne pytanie kobiety.
    - Nic... - mruknęłam nadziewając na widelec kawałek pieroga.
    - Jak to nic, jak siedzisz taka cicha... Nic nie mówisz - czułam uważny wzrok blondynki.
    - Po prostu cieszę się z wyjazdu... Już tak mam - wzruszyłam ramionami.
    - Jak to jest radość, to ja jestem Mona Lisa - parsknęła cicho śmiechem, nie odwracając spojrzenia.
    - Trochę się też denerwuję. Dawno nie byłam z nikim na takiej wycieczce. Ostatni raz to mama mnie zabrała do dziadków, nad morze.
    - Spokojnie, będzie dobrze. Zabiorę cię do takiego klubu, gdzie poznałam swojego pierwszego chłopaka - wymruczała cicho, a ja spojrzałam na nią ze zdziwieniem. - No co? Myślisz, że jak mam trzydzieści pięć lat, to nie umiem się bawić?
    - Nie.. skądże... - zaśmiałam się cicho pod nosem - ale zdziwiłaś mnie tym.
    - Oj... zadziwię cię i to jeszcze nie jednym... - powiedziała tajemniczo, a ja wbiłam w nią przerażone spojrzenie. - Oj, no żartuję... Chociaż...
    Po skończonym obiedzie ciocia udała się do swojego pokoju, by dokończyć tłumaczenie jakiegoś ważnego dokumentu, a ja zadzwoniłam po Rozalię. Kilkadziesiąt minut później przechadzałyśmy się po mieście. Rozmawiałyśmy głównie o feriach.
    - Boże.. Dlaczego oni musieli mi to zrobić? - zapytała białowłosa, spoglądając na mnie z żalem. Jej rodzice nie zgodzili się, by jechała w góry ze swoim chłopakiem tylko pojechała do swojej babci na wieś. - Przecież wszystko było w porządku. I nagle im się odwidziało i nie mogę jechać z Leo... To jest takie niesprawiedliwe...
    - Roz... Nie przejmuj się... Może nie będzie aż tak źle... - złapałam ją pod rękę i zaprowadziłam w stronę wiaduktu.
    - Nie chodzi o to... Lubię przybywać z babcią i to bardzo, ale to strasznie wkurza, gdy już na jedno się nastawisz i nagle musisz zmieniać całe swoje plany - westchnęła ciężko. - Gdyby mi od początku powiedzieli, że nie jadę w góry, byłoby zupełnie inaczej. Ale nie. Bo musieli mi narobić nadziei, a potem zmienić danie.
    - Chyba wiem co poprawi ci humor... - uśmiechnęłam się do niej tajemniczo i gdy przeszłyśmy przez most, od razu skierowałam swoje kroki w stronę pierwsze napotkanego butiku.
    Chodziłyśmy między wieszakami szukając jakichś ciekawych ubrań. Co chwilę wybuchałyśmy śmiechem, przymierzając coraz to dziwniejsze ciuchy. W końcu wyszło na to, że Rozalia kupiła kolejną sukienkę, tym razem czerwoną w kratę, z długim rękawem, a ja zdecydowałam się na białe dżinsy z przetarciami. Uwielbiałam zakupy z białowłosą, ponieważ zawsze znalazłam coś ciekawego, mogłyśmy się pośmiać i zapomnieć o problemach. Po naszych wypadach moja szafa robiła się jakoś dziwnie mała, a portfel pusty.
Koło godziny dziewiętnastej wróciłam do domu. Ciocia dalej siedziała w swoim pokoju. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, poszłam do swojej sypialni i odkładając świeżo zakupione rzeczy sięgnęłam po książkę, kładąc się na łóżku. W pewnym momencie urwał mi się film i chyba zasnęłam.

    - Liwia... Skarbie, wstawaj... - nad uchem usłyszałam, przyjemnie cichy szept i poczułam jak ktoś delikatnie mną potrząsa.
    - Ekhmpf... - z moich ust wyrwało się nieskładne słowo, które bardziej było czymś pomiędzy sapnięciem a jękiem.
    - Liwia... Wstawaj - głos odezwał się nieco bardziej stanowczo, przez co uchyliłam powieki, by zaraz je zamknąć z powodu jaskrawego słońca wpadającego przez okno.
    - Ehm... Ale cze-eee-emu? - jęknęłam cicho przeciągając się, podczas potężnego ziewnięcia.
    - Bo za godzinę wyjeżdżamy w góry, nie pamiętasz? - ciocia zachichotała cicho, gdy na jej słowa zerwałam się z łóżka i w pośpiechu zaczęłam szukać ciuchów. - Spokojnie, mamy czas. Ty się spokojnie ubierz, a ja idę zrobić śniadanie.
    Westchnęłam ciężko, przecierając twarz dłońmi. Najpierw się ogarnij, potem ubierz. Tak więc zrobiłam. Związałam włosy w koński ogon i udałam się do łazienki by wziąć gorącą kąpiel. Zaraz po tym rozczesałam lekko wilgotne włosy, ubrałam się w wczoraj zakupione dżinsy, różową bluzkę z nadrukowaną pandą i przed wyjściem z pokoju podkreśliłam jeszcze rzęsy tuszem. Już na korytarzu na piętrze czuć było przepyszny zapach pieczonych gofrów. Zbiegłam ze schodów i wparowałam do kuchni.
    - Ale mamy piękny dzień, co? - zapytałam podekscytowana, spoglądając w okno. Był piękny słoneczny poranek, na niebie błąkało się kilka puszystych chmurek, a gałęzie pobliskiego drzewa były pokryte szronem.
    - A ty co taka rozradowana, hę? - jasnowłosa spojrzała na mnie, unosząc lekko brwi.
    - A nie wiem... Chyba się wyspałam, wiesz?
    - Taak... Szczególnie kiedy upodobało się książkę jako poduszkę.
    - Oh.. Bo zasnęłam podczas czytania - sapnęłam, lekko rumieniąc się.
    Nalałam sobie do ulubionego kubka w truskawki kawy i usiadłam przy stole, biorąc łyk napoju. Kiedy zaczęłam się przyglądać ciotce, zauważyłam, że miała na sobie ciemne, podkreślające jej pupę spodnie, do tego luźny kremowy sweterek i obcisły, czarny podkoszulek. Mimo swojego wieku była bardzo ładna. Miała długie do ramion, ciemnoblond włosy, bystre bursztynowe oczy i przemiły uśmiech. Nie jedna kobieta widząc ją, odwraca się z zazdrością, przyglądając się jej figurze. Uśmiechając się lekko postawiła przede mną talerz parujących gofrów i cukier puder. Z wygiętymi w szeroki łuk wargami zabrałam się do jedzenia.
    Kiedy ostatni gofr zniknął z talerza, a kubki zrobiły się puste, wraz z ciocią pościągałyśmy z piętra walizki i zaniosłyśmy je do samochodu. Kilkadziesiąt minut później wyjeżdżałyśmy srebrnym Oplem Insignią z podjazdu. Zaraz gdy znalazłyśmy się na ulicy ciocia włączyła płytę z naszymi ulubionymi kawałkami i chwilę później nuciłyśmy do piosenki Avicii - Wake me up. Wkrótce wyjechałyśmy z miasta. Słońce, które przyjemnie świeciło, co chwilkę znikało za chmurami. Jakąś godzinę później zjechałyśmy z autostrady na pomniejszą drogę, choć nie mniej ruchliwą niż poprzednia. Co jakiś czas mijałyśmy przydrożne knajpy.
    Zbliżało się południe, a my wciąż jechałyśmy. Muszę przyznać, że gdyby nie stale zmieniający się krajobraz już dawno miałabym dość tej podróży. Jednakże to co mijałyśmy wciąż zapierało dech w piersi. Gdy zegar w radiu pokazał godzinę czternastą mijałyśmy przeogromne jezioro otoczone mnóstwem drzew, pomiędzy którymi co jakiś czas pojawiały się pomosty. Kilkanaście minut później przejeżdżałyśmy obok urwiska.  Spoglądanie w okno, gdzie tuż obok samochodu była wielka skarpa, przyprawiało mnie o szybsze bicie serca i spięcie mięśni ze strachu, jednak nie powstrzymywało mnie od tego by co chwilę spoglądać w dół, na malutkie domki i wijące się wstęgi ulic. W końcu gdy dojechałyśmy do rozwidlenia, ciocia skręciła w las i pół kilometra dalej znalazłyśmy się w najpiękniejszym miasteczku jakie kiedykolwiek widziałam. Wszystkie przydrożne domki miały białą elewację z drewnianymi elementami, a dachy były pokryte strzechą. 
    Każdy z nich otaczał niski, ciemny płot. W pewnym momencie usłyszałam cichy śmiech ciotki i dopiero wtedy zorientowałam się, że siedzę z nosem przy szybie przyglądając się każdemu domostwu. W połowie miasteczka skręciłyśmy w kamienną dróżkę prowadzącą do naszego ośrodka. Niby nie był za bardzo oddalony od głównej ulicy, ale miało się wrażenie jakby było się na odludziu. Moja opiekunka zatrzymała się przy wielkim kremowym budynku, o czarnym dachu z mnóstwem okien. Z lekko otwartymi ustami wpatrywałam się w nasz hotel.
    - No może byś mi pomogła co? Twój bagaż nie należy do tych lekkich - spojrzałam na ciocię nie zmieniając miny, na co ona wybuchnęła śmiechem upuszczając swoją walizkę na brukowany podjazd.
    - Tu jest przepięknie... - mruknęłam, podchodząc do kobiety.
    Wciąż nie mogąc wyjść z podziwu, zaprałam swoją walizkę i ciągnąc ją za sobą skierowałam się w stronę pokaźnych schodów wykonanych z jasnego drewna. Ogromne, ciemne drzwi wejściowe prowadziły do przestronnego karmelowego hallu, na środku którego stało kilka wygodnych, skórzanych kanap. Po prawej stronie było wejście do kawiarenki, a po lewej recepcja. Stałam oniemiała rozglądając się dookoła.
    - Załatwiłam nam dwa pokoje obok siebie. Chodź - ciocia podeszła do mnie, złapała mnie pod rękę i razem weszłyśmy po dużych marmurowych schodach prowadzących na wyższe kondygnacje.
    Z pomocą młodego, miłego mężczyzny dotarłyśmy pod właściwe drzwi. Podziękowałam uprzejmie szatynowi w czarnym garniturze i weszłam do pokoju. Było to przestronne, jasne pomieszczenie o ciemnoróżowych i beżowych ścianach. Przy oknie stało wielkie łoże zaścielone śnieżnobiałą pościelą i puszystym kocem w kolorze burgunda. Pod nogami posłania leżał kremowy, gruby dywanik. Obok niego stało biurko, na którym stał wazon z wiązanką herbacianych i bladoróżowych mieczyków. Niedaleko drzwi znajdowała się komoda wykonana z ciemnego drzewca. Naprzeciwko niej były drzwi prowadzące do jasnoniebieskiej łazienki. Odstawiłam torbę tuż przy szafie i nie mogąc się powstrzymać rzuciłam się na łóżko. Było przyjemnie mięciutkie i pachniało bzem.
    Przeciągnęłam się na nim, cicho wzdychając, by zaraz po tym podnieść się i wyjść na korytarz. Skierowałam swe kroki na prawo i delikatnie zapukałam w ciemne drzwi. Słysząc przytłumione "proszę", weszłam do środka. Pokój ciotki był urządzony w niebieskich barwach. Ściana za łóżkiem była pomalowana na ciemny granat, a reszta pozostała w przyjemnej kremowej tonacji. Łóżko miała podobnej wielkości jak moje tylko zaścielone błękitną narzutą. Obok niego stał niewielki stolik i dwa białe fotele. Nieopodal jednego z krzeseł stała jasna komoda. Drzwi do łazienki miała naprzeciw łóżka. Kobieta stała przy komodzie chowając do niej swoje rzeczy.
    - Ale tu jest pięknie... - mruknęłam siadając na brzegu posłania.
    - Musieli tutaj niedawno robić remont, bo kiedy byłam tu ostatni raz wyglądało to zupełnie inaczej, ale nie mniej pięknie - stwierdziła, podpierając dłonie na biodrach. - Rozpakowałaś się?
    - Jeszcze nie - przyznałam. - Chciałam najpierw sprawdzić jak jest u ciebie.
    - I co stwierdzasz? - zapytała, dalej krzątając się po pokoju.
    - Że masz zupełnie inaczej. Ja mam ciemno różowe ściany i w ogóle inne rozstawienie wszystkiego - podeszłam do stolika, by powąchać biało-różowe lilie.
    - To źle?
    - Nie... Tylko trochę dziwne nie uważasz? Zawsze myślałam, że pokoje w hotelach powinny być takie  same...
    - Jak dla mnie nie ma to znaczenia - ciotka wzruszyła ramionami, spoglądając na mnie. - Pokój, jak pokój. Najważniejsze jest to by się dobrze w nim czuć.
    - Może i tak... - uśmiechnęłam się do niej. - Chyba pójdę się odświeżyć przed kolacją. I przede wszystkim rozpakować.
    Powiedziawszy to, pożegnałam się z kobietą i wyszłam z jej pokoju. Już miałam otwierać drzwi do swojej sypialni, już właściwie naciskałam klamkę, gdy usłyszałam za sobą zdziwiony, znajomy głos.
    - Liwia? A co ty tu robisz?

5 komentarzy:

  1. Ohohoh, narobiłaś smaka. Kto to? Kto to? Jak zwykle nie moge sie dozekac nastepnwgo^^ weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chce żeby to był Kastiel , a i jeszcze chcę z Kastielem wakacyjnej miłości , dziękuje za uwagę i życzę dużo wenki

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku no to teraz to jestem pod wrażeniem twoich opisów. Musiałaś się nieźle nad nimi napracować, masz moje uznanie, naprawdę :) Przepraszam cię, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, po prostu miałam teraz bardzo dużo na głowie i tak jakoś wyszło.. Ale przyznaję, tamten też był świetny. Przeczytałam go uważnie, tylko już nie zdążyłam skomentować, za co cię przepraszam. Ta akcja z Kentinem była przesłodka, naprawdę ♥ A co do zakończenia tego rozdziału, to mam zamiar cię ukatrupić dziewczyno. Dlaczego przerywasz w takim momencie? Jesteś okrutna :'c Ale wszystkie twoje rozdziały są cudowne i świetnie napisane. W pełni zasługujesz na te 9 tysięcy wyświetleń i na jeszcze więcej, bo ty masz wielki talent! ♥ Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, dodawaj szybciutko. Życzę weny, weny, wenyyy !!

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku. Ja chcę już następny. Nie wiem czy wysiedzę. Zrobiłaś jedną, wielką zagadkę. Jak można kończyć w takim momencie?
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę ciekawe kto to?? To jest zbrodnia kończyć w takim momencie i trzymać nas w takim napięciu :/ mam nadzieję że coś fajnego się wydarzy na tym wyjeździe.. pozdrawiam i weny życzę ;)

    OdpowiedzUsuń