Boże... Obiecywałam sobie, że tego nigdy nie zrobię, ale nie potrafię się nie wypowiedzieć tak dla wszystkich. No cóż. I na mnie musiała przyjść kiedyś kolej.
Ale wracając do tematu chciałabym wam wszystkim podziękować, za bardzo miłe i budujące komentarze. Podejrzewam, że gdyby nie wy, moi drodzy Czytelnicy, rzuciłabym to opowiadanie w pizdu. (Przepraszam za tak brzydkie określenie). Cieszy mnie bardzo, że wasze grono stale się powiększa i że ci, którzy są ze mną tu od początku dalej trwają z wyczekiwaniem dalszej części. Bardzo wam dziękuję za wasze uwagi co do tekstu [~Heroine~, ~Jam~, ~Carbenet~]. Bardzo mi one pomagają w procesie twórczym i mam nadzieję, że nigdy ich nie zabraknie ;)
Chciałabym też poinformować was o małych zmianach, które chcę tu wprowadzić. Po pierwsze, postanowiłam, że rozdziały będą dodawane nieco rzadziej (2-3 posty na tydzień {Jeżeli uda mi się wyrobić}), ponieważ chcę by teksty były bardziej dopracowane. Po drugie, teraz kolej na waszą pomoc. Otóż, chciałabym, żebyście wysyłali mi na mejla (strumien_mysli@wp.pl) wasze pomysły co do kolejnego rozdziału, albo ogólnej historii. Robię to, ponieważ czasami mój mózg odmawia posłuszeństwa i ślęczę nad tekstem po kilka godzin zastanawiając się o czym mogłabym napisać, a pomysły czytelników są dla mnie bardzo cenne. Także... Chyba zakończę moją dość długą przemowę i zapraszam do czytania ;)
Obiecuję, że postaram się robić jak najmniej takich przedmów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nagle obudziłam się z krzykiem. Podniosłam się gwałtownie do pozycji siedzącej i mimowolnie podniosłam rękę do szyi. Nic nie wyczułam. Była nietknięta
. Jedyne co czułam, to nieznośną suchość w ustach. Jednak mimo wszystko całe moje ciało było przepełnione lekiem. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Serce podskoczyło mi do gardła, gdy w ciemności nie potrafiłam rozpoznać, gdzie jestem. Wszystko wydawało mi się takie mroczne, obce. Aczkolwiek po chwili, kiedy mój wzrok przyzwyczaił się do mroku, zaczęłam rozpoznawać znajome kształty mebli. Odetchnęłam cicho z ulgą, po czym zapaliwszy lampkę nocną, wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Zapalając światło również tam, spojrzałam w lustro. Miałam podkrążone, spuchnięte jakby od płaczu oczy, potargane włosy i delikatnie zaczerwienione usta. Przetarłam dłońmi twarz i pochylając się nad zlewem przemyłam ją lodowatą wodą. Po plecach raz po raz przechodził mnie dreszcz, a na skórze pojawiała się gęsia skórka. Mimo tego nie przerywałam czynności. Chciałam choć w taki sposób zmyć z siebie to nieprzyjemne uczucie. Pierwszy raz od śmierci mamy tak strasznie się bałam. Trzymając twarz w dłoniach zapłakałam cicho. Gubiłam się we własnych myślach i w tym co pojawiło się we śnie. Nie wiedziałam czy zaczynam wariować, czy to moja wyobraźnia płatała mi figle. Kiedy w końcu uspokoiłam siebie i oddech, wróciłam do pokoju. W momencie gdy chciałam usiąść na łóżko zaczął dzwonić budzik informując mnie, że wybiła godzina 6:30. Wyłączywszy go, zaczęłam szykować się do szkoły.
Znalazłam w szafie ciemnoszare dżinsy i luźny miętowy sweterek z kokardkami na plecach. Swoje długie do pasa, blond włosy zaczesałam na bok i splotłam je luźny warkocz. Spakowałam jeszcze torbę i, gdy skończyłam się malować, zeszłam na parter. Od razu skierowałam się do kuchni. Oczywiście jak zawsze ciocia już tam była i parzyła kawę, jednocześnie robiąc złociste tosty z masłem czekoladowym.
- Cześć, ciociu - uśmiechnęłam się do niej i zabierając dwa tosty prosto z opiekacza, słoik z czekoladową pysznością, usiadłam przy stole.
- Cześć, kochanie. Kawy? - zapytała, odwzajemniając uśmiech. Kiedy pokiwałam głową, postawiła przede mną mój ulubiony kubek w róże i nalała mi gorącego napoju. - Jak się spało? - usiadła obok mnie, także popijając małą czarną.
- Ehh... Tak średnio - skrzywiłam się na samą myśl o tym, co nawiedziło mnie podczas snu. Przełykając ostatni kęs grzanki, dodałam. - Miałam dość dziwny sen.
Siedziałyśmy chwilę w milczeniu kończąc śniadanie, gdy niespodziewanie ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam zdziwiona na ciocię, ale ta wzruszyła jedynie ramionami i wyszła z kuchni. Po chwili usłyszałam jej głos dobiegający z korytarza.
- Tak. Jest, już wołam - chwilę później jej głowa pojawiła się w drzwiach. - Liwia! To do ciebie. Jakaś przemiła dziewczyna - uśmiechnęła się do mnie znacząco. Nie mając pojęcia, kto to może być, udałam się do przedpokoju. W drzwiach stała Rozalia, a na jej wargach gościł delikatny półuśmiech. Na jej widok aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Cześć, Liwio - odezwała się cicho, przyglądając mi się uważnie.
- Cz-Cześć... - odpowiedziałam nieco zdezorientowana. - Wejdź - odsunęłam się kawałek od drzwi, wpuszczając ją do przedpokoju.
- Nie masz chyba nic przeciwko temu, bym poszła razem z tobą do szkoły? - zapytała, lekko przekrzywiając głowę, co spowodowało, że długie, białe pasma włosów opadły delikatnie na jej twarz.
- Nie, nie... Oczywiście, że nie, ale... - nie wiedziałam jak ując w słowa to, co myślałam. Dziwnie się czułam ze świadomością, że nawiązałam dobre kontakty z dziewczyną tak szybko. W starej szkole jedyną osobą, z którą rozmawiałam był Ken, ale on był szaleńczo we mnie zakochany. Potrząsnęłam lekko głową, jakbym chciała odpędzić się od dziwnych myśli. - Poczekaj tu chwilkę, zabiorę torbę z kuchni i już idziemy.
Udałam się do kuchni, gdzie wciąż siedziała ciotka, trzymając w dłoniach kubek. Kiedy sięgałam po torbę, wstała i podała mi zapakowane w papierową torebkę ciasteczka z kawałkami czekolady. Żegnając się z nią, ubrałam zimowy płaszcz i ocieplane buty i wyszłam z białowłosą na białe ulice. Rozglądając się dookoła, nie mogłam wyjść z podziwu drzewa, które dzięki grubej warstwie śniegu na gałęziach wyglądały, jakby były wyjęte z bajki. Kilka razy przebiegły obok nas małe dzieci, przekrzykując się i rzucając śnieżkami. Sama nie potrafiłam się oprzeć i zbierając biały puch z pobliskiego murku, rzuciłam nim w Rozę. Dziewczyna przez chwilę przyglądała mi się zdziwiona, ale moment później sama mnie goniła. Do szkoły dotarłyśmy roześmiane i całe pokryte śniegiem. Po wejściu do budynku, ruszyłyśmy w stronę szafek. Dopiero wtedy zauważyłam, że obie nasze szafki znajdują się bardzo blisko siebie. Gdy chowałam płaszcz, usłyszałam za sobą czyiś głos.
- Przepraszam, ale nigdzie nie mogę znaleźć pokoju gospodarzy... - odwracając się, ujrzałam chłopaka nieco wyższego ode mnie o niebieskich włosach i ciemnych oczach. Przyglądając mu się przez chwilę zauważyłam, że na szyi miał zawieszone nauszniki przerobione na ocieplane słuchawki. Ubrany był w ciemnozielone spodnie, przewiązane w biodrach niebieską chustą, niebieską koszulkę z nadrukowaną galaktyką i pomarańczową bluzę.
- Pokój gospodarzy jest tu, naprzeciwko - odpowiedziałam mu, uprzejmie wskazując na drzwi znajdujące się naprzeciwko nas.
- A! Rzeczywiście - uśmiechnął się w moją stronę i lekko machając na pożegnanie, skierował się w stronę drzwi. Zamykając szafkę, spojrzałam na Rozalię, ale ta miała równie zdziwione spojrzenie, co ja.
- Kto to był? - zapytała, jak ruszyłyśmy w stronę klasy, gdzie miałyśmy mieć teraz angielski. Prawie każda osoba, którą mijałyśmy na korytarzu, była zaopatrzona w termosy z gorącą herbatą albo jakimś innym ciepłym napojem.
- Nie mam pojęcia. Myślałam, że ty wiesz. Przecież ty dłużej chodzisz do tej szkoły.
- Pierwszy raz na oczy widziałam tego chłopaka. Pewnie jakiś nowy uczeń - wzruszyła jedynie ramionami i weszłyśmy do klasy. Była prawie pusta, tylko jakaś dziewczyna o fioletowych włosach siedziała w ławce pod ścianą.
- Cześć Roza - spojrzała się na nas i z niepewnym uśmiechem podeszła do nas. Niepewnie wyciągnęła rękę w moją stronę. - Violetta jestem.
- Miło mi cię poznać, Liwia - uśmiechnęłam się do niej radośnie, ściskając delikatnie jej dłoń.
- Mi również - dziewczyna wyraźnie rozluźniła się, siadając w ławce przed nami i odwróciła się w naszą stronę. - Słyszałyście, że szkoła organizuje jakąś dużą imprezę?
- Pewnie znowu Peggy sobie coś wymyśliła i puściła plotkę - Rozalia prychnęła jedynie, wzruszając ramionami. Zwróciła się w stronę okna, na którym przysiadł mały wróbelek. Od razu przypomniało mi się, że w torbie mam ciastka. Wyciągając je, pokruszyłam jedno z nich i otwierając okno, położyłam je na parapecie, tak by nie wystraszyć ptaka. Kiedy zamknęłam okiennice, podszedł do nich i zaczął je lekko skubać.
- To nie Peggy mówiła. Melania coś wspominała o plakatach, które dzisiaj mają wywiesić - w tym samym momencie zabrzmiał dzwonek i do klasy powoli zaczęli chodzić się uczniowie.
Przez całą lekcję zastanawiałam się nad słowami Violetty. Ciekawiło mnie, czy będzie ta impreza i jeśli tak, to jaka. Podejrzewałam, że będzie to zwykła dyskoteka, na którą zlecą się wytapetowane dziewczyny, licząc na taniec z chłopakiem, który im się podoba. Nie rozumiałam jak takie coś, może się ludziom podobać. Na samą myśl o czymś takim, robiło mi się niedobrze. Zazwyczaj wolałam tego typu imprezy przesiedzieć w domu, oglądając filmy i jedząc popcorn.
Po lekcji angielskiego razem z Rozą miałyśmy mieć wf. Niestety sala gimnastyczna znajdowała się za szkołą, w osobnym budynku, co oznaczało, że musiałyśmy bardzo szybko się tam dostać, nie narażając się na śnieżną bitwę. Już miałyśmy wychodzić ze szkoły, kiedy na drzwiach ujrzałam ogromny, ciemnoniebieski plakat. Od razu w oczy rzucały się bladozielone słowa "Wielki Bal Bożonarodzeniowy", znajdujące się w tytule ogłoszenia.
„WIELKI BAL BOŻONARODZENIOWY!
Dnia 22 grudnia br. o godz. 20:30 odbędzie się Wielki Bal Bożonarodzeniowy. Tematem przewodnim jest Wenecja. Wstęp wolny dla każdego ucznia liceum Słodki Amoris. Każda osoba, która ma zamiar pojawić się na balu, powinna mieć ubraną wenecką maskę.”
- Łał... Coś nowego - Oodezwała się cicho Rozalia, a w jej oczach błysnęły radosne iskierki.
- Nie mów mi tylko, że coś takiego ci się podoba? - spojrzałam na nią zdziwiona, nie rozumiejąc jak w głośnej, dudniącej muzyce i bandzie dzikusów wyginających się na parkiecie może być coś ciekawego.
- Podoba i to bardzo - wyszłyśmy ze szkoły i prawie biegnąc, skierowałyśmy się w stronę sali gimnastycznej. - A ty pójdziesz na to razem ze mną.
- Chyba śnisz... Nie znoszę czegoś takiego... - jęknęłam cicho, wchodząc do budynku. Naprzeciwko były drzwi prowadzące do sali gimnastycznej, na na lewo znajdowały się przebieralnie. Zdziwiłam się, widząc dziewczyny z innej klasy. Spodziewałam się, że będziemy miały osobne zajęcia. Weszłyśmy do jednej z szatni i przebrałyśmy się w strój na wf. W trakcie krótkiego pobytu w szatni zdążyłam się zapoznać z innymi dziewczynami. Najpierw Roza przedstawiła mnie nieco niższej ode mnie dziewczynie o płomiennorudych włosach - Iris. Następnie poznałam ciemnoskórą Kim i Melanię, którą parę razy widziałam w towarzystwie Nataniela. Wchodząc do sali miałam nadzieję, że będzie to dość luźna lekcja. Jak daleko były moje nadzieje, od tego co działo się na ćwiczeniach. To była czysta mordęga. Na szczęście mieliśmy tylko jedną lekcje, więc owa mordęga bardzo szybko dobiegła końca.
Reszta lekcji minęła mi również bardzo szybko. Przez większość zajęć tematem moich i białowłosej rozmów był zbliżający się bal. Ja upierałam się przy zdaniu, że prawdopodobnie będzie to zwykła dyskoteka, natomiast Roza uważała, że gdyby to była dyskoteka, to tak by ją nazwali, a nie używali określenia bal. Ostatecznie stwierdziłyśmy, że dowiemy się tego dopiero wtedy, gdy zapytamy kogoś wtajemniczonego, czyli Nataniela.