niedziela, 26 kwietnia 2015

~ Rozdział 11 ~

   - Jejciu, nie mogę uwierzyć w to, że bal jest już dzisiaj! - zawołała uradowana Rozalia, gdy będąc w klasie, przygotowywałyśmy się do lekcji WOS-u.
   Westchnęłam cicho, wyciągając swoją książkę z torby. Tak, bal był dzisiaj. Rzeczywiście wspaniale, zwłaszcza, że z każdą minutą, która przybliżała mnie do tego wszystkiego bałam się coraz bardziej. Jeszcze nigdy nie byłam nawet na podobnej imprezie, a tym bardziej nie byłam tam w sukience. BALOWEJ sukience! Boże... Nie! Ja nie pójdę. Nie ma szans. To będzie tragedia...
   Z moich niezbyt optymistycznych myśli wyrwał mnie nauczyciel, który wkroczył do klasy. Zajęcia nie trwały długo, ponieważ dyrektorka postanowiła skrócić wszystkie lekcje w związku z wieczorną uroczystością.
   - W związku z tym, że nie mamy zbyt wiele czasu, to postanowiłem, że dzisiaj popracujemy nad zadaniami do tekstu w książce, a na koniec jeśli ktoś skończy ocenię - wysoki, ciemnowłosy mężczyzna stojący na środku klasy dyktował nam polecenia, które mieliśmy zrobić. Chwilę później siedziałam pochylona w stronę dziewczyny i zamiast robić to, co mieliśmy zadane, rozmawiałyśmy na temat balu. Białowłosa zaproponowała, że przygotujemy się razem u mnie. Byłam jej za to bardzo wdzięczna, ponieważ dzień wcześniej ciocia wyjechała w delegację i pewnie nie zrobiłabym z sobą nic poza rozczesaniem włosów.
   Po skończonych lekcjach poszłyśmy do pokoju gospodarzy zanieść zwolnienia. W pomieszczeniu znajdowało się kilkoro innych uczniów, oczekujących na podpisanie dokumentu. Kiedy przyszła na mnie kolej blondyn uśmiechnął się w moją stronę bardzo serdecznie.
   - Cieszę się, że jednak przyjdziesz - powiedział tak cicho, że tylko ja mogłam to usłyszeć. Odwzajemniłam uśmiech czując jak moje policzki robią się czerwone. Gdy Nataniel postawił podpis na papierze stanęłam przy drzwiach, oczekując na Rozalię. Dziewczyna zbliżyła się do mnie, po czym razem wyszłyśmy ze szkoły.
   Po drodze spotkaliśmy jeszcze Armina i Alexy'ego. Rozmawialiśmy chwilę na chodniku, a jak zapytałam czy idą na przyjęcie Armin odpowiedział, że to nie są jego klimaty, i że woli zostać w domu, a Alexy stwierdził, iż nie chce zostawiać brata samego w domu. Było mi trochę smutno, że nie będzie niebieskowłosego, ponieważ jego obecność dodawała mi chociaż trochę otuchy.
   Po drodze zaszliśmy jeszcze do Rozalii, by mogła zabrać swoje rzeczy i kilka minut później byłyśmy już pod moim domem. Otworzyłam drzwi dziewczynie i wpuściłam ją pierwszą do środka. Ściągnąwszy kurtkę, podałam jej kapcie i zaraz szłyśmy po schodach do mojego pokoju. Sukienka była zawieszona na drzwiach od mojej szafy, a pod nią stały srebrne pantofelki na subtelnej szpilce. Obok łóżka na nocnej szafce leżała maska. W dzień kiedy kupiłam sukienkę, udałam się z dziewczyną na bazar rozejrzeć się za czymś ciekawym. Na samym końcu placu stała starsza kobieta ze swoim stoiskiem. Od razu skierowałyśmy się w jej stronę, a chwilę później dostrzegłam to czego szukałam.  Maska była wykonana w starym stylu, biała z różowozłotymi zdobieniami, a w jej lewym kąciku przyczepione miała delikatne piórka. Bez większego zastanowienia kupiłam ją i od tamtej pory leżała właśnie na szafce nocnej. Gdy dziewczyna rozkładała swoje rzeczy na łóżku, ja szybko poszłam do gościnnego pokoju po czyste ręczniki, bo podejrzewałam, że białowłosa, tak jak ja będzie chciała się odświeżyć. Jakieś pół godziny później siedziałyśmy z włosami zawiniętymi w ręczniki i malowałyśmy paznokcie.
   -Ależ ja się cieszę - powiedziała cicho Rozalia, ścierając ze skórki lakier. - Nataniel z resztą też - dodała nieco ciszej, jakby w nadziei, że jednak nie usłyszę.
   - Że co? - spojrzałam na nią nieco zdezorientowana.
   - Nic, nic... - zaświergotała, zakręcając buteleczkę z kolorowym płynem, po czym wstała z łóżka i pochylając się do przodu rozplątała włosy z ręcznika i zaczęła je podsuszać.
   - Nie udawaj! - odrzekłam przyglądając jej się uważnie. - Mów mi tu o co chodzi.
   - No o nic... - mruknęła, ale gdy spostrzegła mój wzrok, westchnęła jedynie i na powrót usiadła na posłaniu. - Wiesz... nie jest ciężko zauważyć, jak się do ciebie uśmiecha i na ciebie patrzy, poza tym słyszałam co do ciebie mówił w pokoju gospodarzy.
   - Ale przecież to nic wielkiego - żachnęłam się, czując jak moje policzki robią się czerwone. Rozpuszczając włosy, skierowałam się w stronę łazienki po szczotkę. Nie chciałam by Roza widziała moje rumieńce. - Poza tym jest tylko dobrym znajomym...
   Usłyszałam jedynie cichy śmiech dziewczyny i więcej nie wracałyśmy do tego tematu. Kiedy weszłam do pokoju z powrotem, białowłosa siedząc na łóżku z suszarką i lokówką, poklepywała miejcie przed nią. Usiadłam tak jak prosiła i zaczęła powoli suszyć mi włosy. Było mi tak przyjemnie, że mimowolnie przymknęłam oczy. Uwielbiałam jak ktoś bawił się moimi włosami. Kiedyś jak byłam młodsza, to zawsze kładłam głowę mamie na kolanach, a ta plotła mi warkoczyki, albo po prostu rozczesywała mi pukle. Po chwili suszarka umilkła i w ruch poszła lokówka, a następnie wsuwki. Gdy Rozalia skończyła mnie czesać spojrzałam się w lustro na drzwiach szafy. Moje długie do pasa włosy były w połowie delikatnie podpięte, a reszta opadała na plecy miękkimi falami. Dziewczyna swoje loki zaś splotła w luźny warkocz, a w pasma wczepiła granatowe spinki z subtelnymi kwiatami. Po czesaniu przyszedł czas na makijaż. Posadziła mnie na krześle przy biurku i zapalając lampkę skierowała światło na moja twarz. Co chwilkę czułam, jak dotyka pędzelkiem moich powiek, ust albo policzków.
   - Skończyłam - powiedziała jakiś czas później i zaraz dodała - ale nie zaglądaj do lusterka.
   Jęknęłam cicho, po czym zwolniłam jej miejsce i tym razem zajęła się swoją twarzą. Mając chwilę dla siebie zaczęłam rozmyślać nad dzisiejszym wieczorem. Podejrzewałam, że rozdzielę się z Rozalią, co nie było mi za bardzo na rękę. Szczególnie tam i w tamtej chwili. Pewnie jak zawsze na każdej jednej imprezie będę podpierać ścianę, albo siedzieć przy stole.
   Dwadzieścia minut później białowłosa pomagała mi zapiać suwak w sukience. W końcu mogłam na siebie spojrzeć. Chociaż nie do końca byłam pewna czy chcę się widzieć. Czułam tak, jakby irracjonalny lęk wkradał mi się w myśli, że nie będę wyglądać wystarczająco dobrze, by pójść na bal. Ostatecznie postanowiłam nie wiedzieć nic o swoim teraźniejszym wyglądzie. Wolałam zostawić wszystko swojej wyobraźni. Z resztą, co ma być, to będzie.

   - Matko Boska ile ludzi... - szepnęłam do Rozalii gdy weszłyśmy do sali. Byłam tak zniecierpliwiona i zdenerwowana, że co chwilę sprawdzałam czy na sto procent mam na nosie maskę.
   - Rzeczywiście. Patrz tam! - zawołała radośnie dziewczyna wskazując na drugi koniec pomieszczenia, gdzie stałą ogromna choinka , której czubek sięgał sufitu. Była ozdobiona białymi i czerwonymi bombkami, złotymi łańcuchami i połyskującymi srebrnymi, anielskimi włosami. Mimowolnie zaczęłam się rozglądać. Wszędzie wisiały zielone girlandy, kule jemioły i ostrokrzewu, a na stołach stały wazony z poinsecjami. Wszystko wyglądało tak ślicznie...
   Kiedy opuściłam wzrok dostrzegłam, że białowłosa zniknęła mi gdzieś w tłumie. Super. Tego najbardziej się bałam. Wzdychając cicho ruszyłam przed siebie, zastanawiając się co ze sobą zrobić. Co chwilę mijałam szepczące osoby, które pokazywały sobie wzajemnie dekoracje, albo zamaskowane osoby. Po chwili sama zaczęłam się przypatrywać ludziom, starając się kogoś rozpoznać, co nie było łatwe, ponieważ w sali panował półmrok, co jeszcze bardziej utrudniało identyfikację. Okrążyłam całą salę wciąż się rozglądając w nadziei, że znajdę Rozalię, gdy nagle poczułam delikatny dotyk na plecach i usłyszałam cichy szept.
   - Pięknie wyglądasz Liwio... - maska tłumiła głos, więc nie byłam w stanie określić kto to. Odwracając się dostrzegłam za sobą wysoką męską postać w garniturze. Jego maska zakrywała prawie całą twarz, a jedyne co było widać, to ładnie skrojone usta, wygięte w lekkim uśmiechu. Otworzyłam usta w zdziwieniu. Kto mógł mnie rozpoznać?
   - Ale jak...? - szepnęłam cicho zdezorientowana. - Kim...
   - Cii... to nie jest dzisiaj ważne - przerwał mi chłopak, po czym wyciągnął rękę w moją stronę. - Czy mógłbym towarzyszyć ci dzisiaj przez resztę wieczoru?
   Nie wiedząc co odpowiedzieć skinęłam potwierdzająco głową, po czym skierowaliśmy się w stronę jednego z najbardziej oddalonego stolika.
   - Napijesz się czegoś? - zapytał uprzejmie wskazując na kilka naczyń napełnionych różnymi płynami. Z tego co udało mi się rozpoznać w śród nich była zimna lemoniada, poncz, jakiś złotawy napój, ale nie potrafiłam określić co to jest.
   - Chętnie, najlepiej czegoś chłodnego - odpowiedziałam zwracając się w stronę parkietu, gdzie zaczynały tańczyć pary. Chłopak podał mi szklankę i upiłam łyk. Płyn miał delikatny waniliowy smak z lekką nutą cytryny. Przez moment zastanawiałam się czy w środku nie ma alkoholu, ponieważ mimo, że był chłodny przyjemne ciepło rozlało mi się po żołądku. Mężczyzna stojący obok mnie przyglądał mi się przez chwilę, a następnie odstawił szklankę i wyciągnął mnie w wir tańczących osób. Objął mnie jedną ręką w pasie delikatnie trzymając mnie za biodro, a w drugą ujął moją dłoń. Przyciągnął mnie lekko do siebie, tak, że nasze ciała były bardzo blisko siebie. Czułam jak serce przyspiesza mi mimowolnie, a policzki robią się czerwone. Dzięki Bogu było dość ciemno, więc nie było to widoczne. W połowie tańca łagodnie oparł głowę o moją skroń, a ja przymknęłam oczy zatracając się w muzyce i krokach. Przetańczyliśmy w ten sposób trzy piosenki. Kiedy chłopak odsunął się ode mnie westchnęłam cicho, pragnąc by to nie kończyło się tak szybko. Było mi przyjemnie w jego ramionach. Czułam się taka bezpieczna. Chłopak jednak nie puszczał mojej ręki i zaczął prowadzić mnie w nieznanym kierunku.
   - Gdzie idziemy? - zapytałam cicho nie chcąc burzyć tej czarującej chwili.
   - Zaraz zobaczysz, ale najpierw musisz wziąć kurtkę - odpowiedział równie cicho jak ja. Gdy stanęliśmy przy wieszakach, ubrał pośpiesznie swoją, a następnie pomógł mi założyć płaszcz. Jak tylko wyszliśmy z sali, zaczęłam się zastanawiać gdzie mnie prowadził. Dotarliśmy na tyły budynku, gdzie znajdowały się wielkie metalowe drzwi. Otworzywszy je, chłopak prowadził mnie dalej, tym razem na górę po schodach. Im wyżej wchodziliśmy, tym bardziej moja ciekawość rosła.
   Po kilku minutach natrafiliśmy na kolejne drzwi, które chłopak bez problemu otworzył. Kiedy przez nie przeszłam otworzyłam usta ze zdziwienia. Byliśmy na dachu szkoły. Nie zwracając uwagi na dość grubą warstwę śnieg i to że miałam tylko lekkie szpilki na stopach, podeszłam bliżej krawędzi. Widok był nieziemski, wręcz zapierał dech w piersi. Przede mną rozpościerała się cała, nocna panorama miasta. Widziałam świecące się lampy w parku i przy chodnikach, ludzi wracających do domów. Dostrzegłam nawet swój dom. Odwróciłam się do swojego partnera wieczoru, a ten podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy.
- Tu jest przepięknie... - powiedziałam ściszonym głosem, kiedy był na tyle blisko by mnie usłyszeć. Chłopak stanąwszy przede mną, położył dłonie na moich biodrach i pochylając się ku mnie szepnął.
- Cieszę się, że ci się tu podoba... - poczułam przy uchu jego ciepły oddech, a chwilkę później jego miękkie wargi musnęły mój policzek w delikatnym pocałunku.

14 komentarzy:

  1. Cudeńko ^^ Ciekawe kto jest postacią w masce która wzięła na dach Liwię. Czekam na kolejny! Proszę napisz jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo... FANTASTYCZNIE! Cóż, mam pewne podejrzenia kto to jest, ale mam nadzieje, że bedzie to cos niespodziewanego ^.^
    Co do rozdziału, super i czekam na kolejne :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział, fantastyczny. Ciekawe czy moje podejrzenia się sprawdzą nt. tego kto będzie tym tajemniczym chłopakiem. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu jezu jezu *O*
    Jejku jak słodko ❤ aż mi ciśnienie skoczyło. kim jest ten chłopak? ^^ Jejku tu było tyle napięcia, cały czas cieszyłam się do wyświetlacza jak głupia :D rozdział wyszedł ci REWELACYJNY! Mi aż zaparło dech w piersiach. To było przecudowne !
    Wiedziałam, że czymś zaskoczysz na balu, no ale teraz to już przeszłaś samą siebie. Boże, ja chce następny rozdział! *-* proszę, wstaw go jak najszybciej!
    Pozdrawiam ~❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie bardzo, że ci się podobało. Z resztą jak zawsze.
      To, kto był na balu pozostanie jeszcze jakiś czas tajemnicą, ale mam nadzieję, że nie zawiedziesz się ty i inni czytający.

      Już zabieram się do pisania ;) Mam nadzieję, że niedługo skończę i będę mogła się radować razem z wami

      Usuń
  5. Świetne :')
    Podejrzewam, że to Nataniel ^^
    Na pewno ta maska idealnie pasowała do sukienki *.*
    Czekam na nexta, i masz go dać jak najszybciej, bo zjem kisiel!
    PS:Tu Avril, jeżeli chcesz się dowiedzieć, dlaczego piszę z TEGO konta, zobaczcie komentarz z Anonima na moim blogu :( ;c

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział *.*

    Co do tego chłopaka to mam wrażenie, że to Kastiel ;3
    Czekam na next. Pozdrawiam i weny całe pudło :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wszyscy snują podejrzenia kim jest chłopak, a tu zrobi nam taki żarcik i okaże się że to pan Farazowski ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze lepiej: Farazowski myślał, że Liwia jest jakąś nauczycielką, w której on się podkochuje. XD Byłyby jaja, ojby były XDDD A na koniec proces w sądzie o molestowanie, na podstawie zeznań tejże nauczycielki, w której on się podkochuje xDDD Byłyby jaja, ojby były xDDD A na koniec Faraź próbuje popełnić samobójstwo, bo okazało się, że jednak ta nauczycielka go nie kocha i uznała za zboczeńca xDDD
      ... Znowu o śmierci/samobójstwie jakiejś postaci z Amorisa xDDD Co ja z tym mam...? xDDD

      Jam

      Usuń
    2. tylko on powiedzial do niej: pieknie wyglądasz Liwio :/

      Usuń
  8. Nie myśl sobie, że zapomniałam o Twoim blogu... xD Po prostu nie komentowałam, bo ledwo miałam czas na czytanie. xD Wymyślanie komentarza taaakie męczące i czasochłonne... xD

    Odnośnie tego rozdziału: Nje. Nie chcę, by to był Kaśka, chociaż pewnie tak będzie Q.Q Mam jednak cichą nadzieję, że jeśli jednak Kaśka będzie wybrankiem bohaterki, Nat zrozpaczony zaraz po ich zaręczynach popełni samobójstwo... ( ͡° ͜ʖ ͡°) Nje. Ja po prostu pałam niezwykłą miłością do samobójstw, chorób psychicznych i morderstw, w tej kwestii nie musisz się mnie słuchać... xD Jestem po prostu dziwna... xD Chociaż równie dobrze możesz zdecydować się na Lysandra, taki niespodziewany przez nikogo zwrot akcji. ^^
    ...Od maski do samobójstwa, fajnie... xD
    Dlaczego tylko Liwia ma być sierotą? xD Możesz przecież unicestwić (niespodziewanie dla większości czytelniczek ^^) rodziców (Albo jednego rodzica... No, albo od biedy jakiegoś innego członka rodzinki, no ^^) dowolnego ucznia Amorisa, najlepiej chłopaka. ^^ Ale i Roza może być od biedy, no. ^^ Albo ciotka Liwii... *w*
    ...Znowu chcę, byś kogoś zabiła z okolic Amorisa, fajnie... xD Wymyślanie zdarzeń fikcyjnych, których na pewno nie wybierzesz - ciąg dalszy xD Kurde. Ale miało być o rozdziale, a ja to o czym innym piszę xDDD No dobra, wracając do tego, o czym miał być ten komentarz - rozdział fajny, fajnie się czytało. Jeden z lepszych. ^^ Co do kolesia w masce - ty wybierasz. Będę szczęśliwa, jeśli wybierzesz opcję niespodziewaną (czytaj: nie Kaśkę xDDD). Ale bez względu, jak potoczy się ta historia - będę czytać, chyba, że mnie czymś niesamowicie zrazisz. A to - jak już pisałam xD - nie zdarza się często xD A więc weny życzę! ^^

    Jam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie racja - czemu tylko Liwia ma byc sierotą?
      Fajny pomysl :P

      Usuń