wtorek, 7 lipca 2015

~ Rozdział 25 ~

 A oto i kolejny rozdział. 
Nim przejdziemy do tej lepszej części posta chciałabym powiedzieć kilka słów.
Dziękuję wam wszystkim, że jesteście dalej ze mną, że mnie wspieracie i komentujecie. To bardzo mnie motywuje do dalszego pisania. Jesteście naprawdę wielcy. To dzięki wam napisałam kolejny (25) rozdział, blog ma ponad 10 tys. wyświetleń i dostałam aż TRZY nominacje do LBA. To jest naprawdę dużo. 
Jeszcze raz serdecznie wam dziękuję i zapraszam do czytania ;)


   W następny dzień obudziło mnie jaskrawe światło wpadające przez okno osłonięte śnieżnobiałą firanką. Mrużąc oczy ledwo powstrzymałam jęk, który cisnął mi się na usta. Głowa pulsowała mi tępym bólem, jakby ktoś w jej wnętrzu włączył młot pneumatyczny i próbował mi się przewiercić na zewnątrz. Czułam się tak jakbym została przepuszczona przez wyżymaczkę. Przecierając zaspane oczy, ziewnęłam potężnie, przeciągając się na łóżku. Usiadłam na jego brzegu głęboko wzdychając. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej i jęknęłam. Było kilka minut po jedenastej, co oznaczało, że spóźniłam się dwie godziny na śniadanie. Dlaczego nikt mnie nie obudził? Gdzie jest ciotka? Z takimi i podobnymi pytaniami krążącymi po obolałej głowie wzięłam z komody krwistoczerwony wełniany sweter, czarne grube legginsy i udałam się do łazienki. Z ogromną ulgą przemyłam zaspaną twarz chłodną wodą. Co prawda ból głowy dalej był, ale nie czułam się już aż tak strasznie. Doprowadziwszy się do porządku, ubrałam się i wyszłam z łazienki gasząc w niej światło. Dopiero odświeżona zauważyłam na biurku talerzyk z pięknie przystrojonymi kanapkami, szklankę soku pomarańczowego i małą karteczkę leżącą tuż obok śniadania. Podeszłam do stolika i wzięłam do ręki skrawek papieru. Od razu rozpoznałam zamaszyste, okrągłe pismo ciotki.
"Przyniosłam ci śniadanie do pokoju, bo nie miałam serca cię budzić. Mam nadzieję, że się wyspałaś. Zanim zjesz śniadanie weź aspirynę - głowa Cię nie będzie tak boleć. Leży tuż obok kanapek.
Wybrałam się na spacer po mieście z Dimitrim i na obiad idziemy do lokalnej knajpy.
Kocham cię.
Titi.
"
   Uśmiechnęłam się sama do siebie, po czym wciąż czując pulsowanie w głowie, wzięłam małą tabletkę i popiłam obficie sokiem. Wzdrygnęłam się lekko czując gorzkawy posmak leku i szybko zagryzłam go pyszną kanapką z wiejskim twarożkiem i szczypiorkiem. Po szybko zjedzonym śniadaniu, ubrałam luźno związane karmelowe trapery, ciemną kurtkę i wyszłam z pokoju.

   Słysząc tylko cichy stukot butów o kamienne płyty i słaby szelest materiału kurtki zbiegałam ze schodów prowadzących na wybrukowany podjazd, który dzisiaj mienił się kryształkami szronu, w których odbijały się piękne promienie słońca. Przygryzłam delikatnie wargę zastanawiając się, gdzie mogłabym się udać.
   - Liwia! Hej, zaczekaj! - z rozmyślań wyrwało mnie wołanie Gwen. Wyszła z budynku ledwo łapiąc oddech i próbując zapiąć płaszcz.
   - Coś się stało? - przystanęłam, chowając ręce głęboko w kieszenie.
   - Próbuję cię złapać odkąd wyszłaś z pokoju, ale tak szybko mi zniknęłaś... - wzięła głęboki oddech trzymając zgrabną dłoń w okolicy serca. - Chłopaki z samego rana wybyli na zwiedzanie gór, a ja za bardzo nie znam okolicy i pomyślałam sobie, że mogłybyśmy przejść się gdzieś razem.
   - To nie jest aż taki zły pomysł. Ja sama też nie bardzo mam pomysł, gdzie można by pójść - mruknęłam, wzruszając lekko ramionami.
   - Super! - nagle jej twarz rozpromienił szczery uśmiech. - Masz jakieś konkretne plany na dzisiaj?
   - Raczej nie... Myślałam nad tym by się rozejrzeć tu i tam... Może na razie po prostu przejdziemy się przez miasto, a potem coś się wymyśli? - zaproponowałam, a dziewczyna kiwnęła czerwoną głową na potwierdzenie, siłując się z guzikami płaszcza.
   Ruszyłyśmy zalesioną drogą. Co chwilę mijał nas jakiś samochód, albo ludzie wracający do ośrodka. Szłyśmy przez jakiś czas w milczeniu. Zaczęłam nerwowo przygryzać wargę, zastanawiając się o czym mogłybyśmy rozmawiać. W końcu zapytałam:
   - Od jak dawna znasz Lysandra? - przez chwilę wpatrywałam się w drogę przede mną, po czym zwróciłam wzrok na dziewczynę.
   - Praktycznie od dziecka - mruknęła cicho, a kiedy dostrzegła moje pytające spojrzenie, dodała - Leo wyprowadził się z domu kiedy miał piętnaście lat, ponieważ miał dość pustego domu i apodyktycznych rodziców. Chcieli go wysłać na studia, na medycynę. Nie chcieli zaakceptować tego, że jego pasją jest moda i krawiectwo. W końcu nie wytrzymał ciągłych awantur i naciskania na niego, i wyprowadził się najpierw do swojego wujka, a późnej jak udało mu się zarobić na własne mieszkanie, to kupił kawalerkę. Niedługo potem otworzył swój własny zakład krawiecki. Jakieś dwa lata później Lysander wziął z niego przykład i zamieszkał z bratem. Wtedy poznał się z Kastielem, a że my dość często przyjeżdżaliśmy, to tak jakoś wyszło - westchnęła cicho, lekko się uśmiechając. - Kiedyś przez jakiś czas mieszałam z bratem u Kasa. Rodzice musieli wyjechać do pracy, a nie chcieli nas samych zostawiać. Dobre dwa lata tutaj zabawiliśmy. Podejrzewam, że tym razem też u niego zostaniemy.
   - Nie przejmujesz się tym za bardzo - stwierdziłam, a Gwen kiwnęła lekko głową.
   - Kastiel jest dla mnie jak drugi brat. Zawsze byliśmy ze sobą zżyci. Każdy się zawsze dziwił, gdy dowiadywał się, że jesteśmy tylko kuzynostwem. Dość często brali nas za parę - zaśmiała się, kiedy spoglądając na mnie, dostrzegła moją zdziwioną minę.
   - Muszę przyznać, że na początku jak was zobaczyłam, to też przeszło mi to przez myśl, ale Kastiel raczej stroni od dziewczyn.
   - Wcześniej taki nie był. Strasznie się zmienił po tej awanturze ze swoją dziewczyną i Natem.
   - Jaką awanturą? - zapytałam, czując jakby miliony pytań wybuchło w mojej głowie.
   - Ehh... To dość długa historia. Wiesz o tym, że Kastiel i Lysander mają własną grupę? No... Grupę, ze grają razem - poprawiła się, a kiedy kiwnęłam twierdząco głową, kontynuowała - dwa lata temu to był jeszcze naprawdę świetny zespół: "Star from nightmare". Kastiel i jego kupel Kasper grali na gitarach, taki jeden Josh na perkusji, a Lysander i Debra - dziewczyna Kastiela, śpiewali. Grali naprawdę wspaniale, robili małe koncerty w okolicach, ale pewnego dnia wszystko się rozpadło. Właściwie to nie było tak nagle - mruknęła, na chwilę się zamyślając. - Zaczęło się od tego, że Debra zaczęła kręcić z Joshem, ponieważ on miał dostęp do różnych wytwórni, a ona chciała zacząć solową karierę. Mówiłam o tym Kastielowi, ale on był zaślepiony miłością do niej i nie chciał mnie w ogóle słuchać. Tylko Lysander mi uwierzył. Kiedy Debra po którymś koncercie dostała kontakt do jakiegoś ważnego managera, od razu zostawiła perkusistę. Ten się wkurzył i odszedł od grupy. Jakiś czas później, w dzień zakończenia roku szkolnego, Nataniel podsłuchał ją, jak rozmawiała z tym gościem z wytwórni, że chce solowej kariery, że tutaj nic ją nie trzyma i nie widzi problemu w trasach koncertowych... - westchnęła głęboko, a jej twarz nagle stężała. - Chciał o tym wszystkim powiedzieć chłopakom, ale ona... Od zawsze miałam wrażenie, że jest zwykłą manipulantką, ale nie sądziłam, że aż do tego stopnia - pokręciła głową z dezaprobatą. Otworzyłam usta by zapytać co się stało, ale nim to zrobiłam Gwen spojrzała na mnie i rzekła - ona zaczęła się dobierać do Nata, żeby powstrzymać go od tego. Zrobiła to w ten sposób by wyglądało na to, że to on ją chciał uwieść. Niestety w tym samym momencie Kastiel wszedł do klasy. Zobaczył ich jak Nat jednoznacznie dotyka. Już wtedy za sobą nie przepadali, ale to co się wtedy stało... Myślałam, że Kastiel go tam zabije. Kiedy, z Lysanderm powstrzymywaliśmy go, Debra powiedziała tylko, że dostała propozycje solowej kariery, i że wyjeżdża. Kastiel się wtedy nieźle załamał... Bardzo przeżywał to wszystko, ale kiedy otrząsnął się z tego, strasznie się zmienił. Czasami, kiedy jesteśmy w czwórkę, to znaczy ja, Lys, Nick i Kas, widzę w nim tego dawnego, starego Kasa, ale to bardzo rzadko...
   - Ale... Kastiel wie, że to wszystko jej wina? - zapytałam, czując się trochę zdezorientowana.
   - No niby wie, ale w to nie wierzy. Myśli, że to wszystko wina Josha i Nataniela.
   Znów szłyśmy w milczeniu. Zastanawiałam się nad tym co powiedziała mi Gwen. W głowie kotłowało mi się od przeróżnych myśli i uczuć. Czułam wściekłość na tą dziewczynę, nie mogąc pojąć jak można być tak zimnym i wyrachowanym. Współczułam Kastielowi, że w tak okrutny sposób został potraktowany, ale jednocześnie myślałam, że sam sobie jest winien, bo nie posłuchał tego co mówili mu przyjaciele.
   W końcu wyszłyśmy z lasku. Po raz kolejny widok przepięknych domostw zaparło mi dech w piersi. Przeszłyśmy przez ulicę i skierowałyśmy się w stronę centrum miasteczka. Kilka minut później przechadzałyśmy się małym ryneczkiem i oglądałyśmy przeróżne stoiska. Najbardziej podobał mi się ten, na którym przemiła starsza kobieta o indiańskich rysach i długich hebanowych włosach sprzedawała różnej wielkości łapacze snów i drobna biżuteria. Wyglądały naprawdę pięknie, gdy w świetle słońca koraliki mieniły się tysiącami kolorów, a delikatne piórka falowały na wietrze.
   - Coś podać dziewczynki? - kobieta zapytała się, z przyjemnym uśmiechem na ustach.
   - Tak się rozglądamy... - Gwen odwzajemniła uśmiech, muskając palcami cieniutkie wstążki.
   - Spójrz na to - pomachałam do dziewczyny ręką, by podeszła do mnie. Wskazałam na kolczyki wykonane z intensywnie zielonych naznaczonych ciemnymi plamkami piórek. Wzięłam jedno i przyłożyłam do ucha dziewczyny. Mimo różnicy kolorów, kolczyki pięknie współgrały z czerwienią włosów i delikatną cerą Gwen. - Powinnaś je kupić.
   - Czerwone? - zapytała zdziwiona. - A nie będą się gryzły? - wzięła jeden pukiem w place przyglądając mu się uważnie.
   - Nie, ślicznie to wygląda - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Okej, ale ty też kupujesz - stwierdziła, odsuwając mnie lekko, by wybrać biżuterię dla mnie. Chwilę później zdecydowała się na lazurowoniebieskie z małymi kryształkami przy lotce pióra.
   Gdy oglądnęłyśmy wszystkie stoiska, udałyśmy się do pobliskiej knajpy na kubek gorącej czekolady. Weszłyśmy do środka i zajęłyśmy stolik przy ścianie. Chwilę później podeszła do nas kelnerka. Zamówiłyśmy napój i czekając na niego zaczęłyśmy się rozglądać po wnętrzu lokalu. Dookoła nas stały niewielkie, kwadratowe stoliki otoczone krzesłami. Na brązowych ścianach wisiały zdjęcia gór, strumieni i gęstych okolicznych lasów. Kiedy dostałyśmy wysokie filiżanki z gorącą czekoladą i bitą śmietaną, zauważyłam, że kilka stolików dalej siedzi moja ciocia z jakimś mężczyzną - tym samym, z którym tańczyła wczoraj wieczorem. Uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się znad filiżanki, jak bardzo są pogrążeni w rozmowie. Czując na sobie uważny wzrok koleżanki, kiwam delikatnie głową w stronę opiekunki. Dyskretnie odwróciła się, by zaraz powrócić do wcześniejszej pozycji z szerokim uśmiechem na ustach.
   - Kto to? - zapytała, pochylając się nad stolikiem w moją stronę.
   - Jeśli dobrze kojarzę fakty to Dimitry. Wczoraj wieczorem z nim tańczyła - widząc jej zmarszczone czoło w niewiedzy, opowiedziałam jej o karteczce, którą zostawiła rano na biurku.
   - Jak myślisz? Po między nimi jest coś więcej niż wczorajszy taniec i pewnie kilka drinków?
   - Nie mam pojęcia... Odkąd zamieszkałam u niej jakoś nigdy nie wspominała o mężczyznach...
   - Chciałabyś mieć wujka? - zapytała zawadiackim uśmiechem, błąkającym się jej na ustach.
   - Hahah... Zaraz od razu wujek... - zaśmiałam się cicho, upijając łyk gorącego napoju. Jakoś trudno mi było dopuścić myśl o tym, że ciocia mogłaby mieć faceta, aczkolwiek przez wyobraźnię przemknął mi obraz cioci w śnieżnobiałej sukni stojącej przed księdzem, a u jej boku stał wysoki mężczyzna z długimi włosami związanymi w luźny kucyk.
   Chciałabym, żeby ciocia była szczęśliwa...

   Kiedy wróciłyśmy do pensjonatu, zbliżała się pora kolacji. Wychodząc na podjazd przed budynkiem dostrzegłam bezchmurne niebo z mnóstwem srebrnych gwiazd radośnie połyskujących nad głowami. Umówiwszy się z Gwen, że dosiądę się do niej i do chłopaków na kolacji, pomknęłam do pokoju. Gdy zamknęłam drzwi, westchnęłam głęboko ściągając kurtkę. Stanęłam przed komodą i spojrzałam w zdobione lustro wiszące na ścianie. Ujrzałam w nim delikatnie zarumienioną blondynkę o ciemnozielonych oczach. Odgarnęłam zbłąkane pasemko za ucho. Chwilę później usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
   - Proszę... - mruknęłam nie odwracając wzroku od lustra. Skrzydło chyliło się i w progu stanęła ciocia.
   - Skarbie, zaraz kolacja... Mam nadzieję, że idziesz? - jej cichy, melodyjny głos rozbiegł się po pokoju.
   - Tak, właśnie miałam iść po Gwen i chłopaków... Obiecałam im, że dosiądę się dzisiaj do nich - uśmiechnęłam się przepraszająco do cioci. Nie chciałam jej tak zostawiać. W końcu razem tutaj przyjechałyśmy.
   - Oh... W sumie to nawet dobrze, ponieważ ja dostałam zaproszenie od Dimitriego - zarumieniła się delikatnie, a ja zaśmiałam się cicho unosząc lekko lewą brew.
   - Czyli jednak zagadałaś do niego - przyglądałam się jej uważnie, nie mogąc powstrzymać się od unoszenia kącików warg.
   - Właściwie to on pierwszy do mnie podszedł... - ponownie karmazynowy rumieniec wstąpił na policzki kobiety. - Rozmawialiśmy, wypiliśmy kilka drinków... Później chyba przez pół wieczoru tańczyliśmy... Potem odprowadził mnie do pokoju...
   - Dobra! Nie kończ. Nie chcę znać szczegółów - przerwałam jej żartobliwie, ale w głębi przeszedł mnie lekki strach, że ciocia będzie miała zamiar mi wszystko opowiadać.
   - Oh, przestań! Nic się nie działo. Jest bardzo uprzejmy... - jej bursztynowe oczy na chwilę rozmarzyły się.
   - Właściwie kto to jest?
   - Pochodzi z Rosji, ale od dziesięciu lat mieszka w Kalifornii. Jest pracownikiem jednej z firm, z którą współpracujemy. Przyjechał tutaj by poznać okolice i trochę odpocząć od pracy...
   - Fajnie by było gdybyś z nim była... - mruknęłam, gdy wchodziłyśmy do jadalni. Kobieta rzuciła mi zdziwione spojrzenie, a ja śmiejąc się cicho, podeszłam do znajomych.
   Stanęłam lekko z tyłu pomiędzy Gwen a Lysandrem.
   - Cześć! - powiedziałam dość głośno, na co czerwonowłosa podskoczyła lekko.
   - Boże! Nie strasz tak więcej! - dziewczyna dała mi lekkiego kuksańca w żebra.
   - Witaj, Liwia - białowłosy uśmiechnął się delikatnie w moją stronę. - Co słychać?
   - Tu jesteście! A ja was szukam po całym ośrodku! - szybkim krokiem podszedł do nas Leo. Chłopak uniósł kąciki warg. - Cześć Liwia. Co u ciebie słychać?
   - Właśnie miałam mówić Lysandrowi, że w porządku - zaśmiałam się cicho, nakładając sobie na talerz kilka naleśników z czekoladą i truskawkami. - A u was?
   - Też wszystko okej - usiedliśmy przy najbliższym stoliku. - Gwen, dopiero teraz zauważyłem, że masz nowe kolczyki... - czarnowłosy odgarnął delikatne włosy dziewczyny i ujął piórko w szczupłe palce. - Bardzo ładne... Prawda Lysandrze?
   Policzki Gwen zarumieniły się lekko. Chłopak rzucił nieco zamyślone spojrzenie na biżuterię.
   - Tak bardzo...
   Przez resztę kolacji, przyglądałam się uważnie dziewczynie, która co chwilę spoglądała nerwowo to na jednego, to na drugiego chłopaka. Niestety później nie miałam okazji zapytać się jej o co chodzi, bo ewidentnie o coś chodziło. Tylko o co?

10 komentarzy:

  1. Super rozdział :D
    Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooooooł czyżby Gwen zakochała się w Leo? Jejciu a co z Rozą? Omg co teraz będzie?! Chwila, chwila, stop! Przecież to tylko moja wyobraźnia, moge sie mylić :D hahah ciotka też zaszalała! Rozwalił mnie ten fragment, w którym zaczęła mówić szczegółowo o ich spotkaniu.. Hahah ;D ale ja i tak nadal czekam na coś sam na sam z Lyseeem! <3 proszę, przemyśl to droga autorko!
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział rewelacja. Jak zawsze byłam niezwykle uradowana z pojawienia się następnego rozdziału.
    Czekam na następny jak zawsze zniecierpliwiona
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle genialne. Kurde, jak ty to robisz, że tak zarąbiście piszesz, co?
    Rosjanin Dimitri, ciekawe w jakim języku się dogadali xp
    Nie mogę się doczekać następnego, weny! Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dogadali się pewnie po angielsku, przecież on musiał się uczyć tego języka by móc pracować. :D

      Usuń
  5. Masz we mnie nową fankę *-* Kocham to ♥
    Raju, masz wielki talent! Jak się cieszę, że znalazłam tego bloga =D
    Jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy, bo uwielbiam ich wszystkich! [pomińmy fakt, że mam słabość do tego idioty, zwanego Kastielem xd]
    Czekam na kolejny rozdział ze zniecierpliwieniem! ^^
    /ScarLee1234

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie bardzo, że znalazł się kolejny czytelnik, któremu podoba się to co piszę.
      Dziękuję uprzejmie... To naprawdę miłe, że tak sądzisz.
      Mam nadzieję, że i kolejne losy bohaterów spodobają ci się tak samo jak te 25 rozdziałów.

      P.S.
      Ja również mam słabość do niego ;D

      Usuń
  6. Wczoraj znalazłam tego bloga i zakochałam się! Jest cudowny Boże <3
    Mam również cichą nadzieję, że naszą kochaną Liwię połączy coś z Kastielem <3
    Jak koleżanka powyżej też mam do niego ogromną słabość ♥
    - Gabi

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawa historia z tym Kastielem.. nieźle go dziewczyna urządziła, jeżeli coś takiego wgl można nazwać dziewczyną. Mam wrażenie, że Gwen i Leo zaczyna coś łączyć, ale mam nadzieję że się mylę, bo byłoby szkoda Rozalii ;/ ciekawe o co może chodzić.. czekam na nexta i życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Chciałabym Cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award :) Więcej znajdziesz na http://powrotdoinstynktu.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń