sobota, 11 lipca 2015

~ Rozdział 26 ~

   Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Do pokoju wpadały pierwsze promienie słońca, gdy otworzyłam oczy, a zegarek wskazywał na siódmą dwadzieścia trzy. Nie zwlekając zbyt wiele, szybko wstałam z łóżka i pobiegłam do łazienki. W jasno oświetlonym pomieszczeniu przemyłam twarz chłodną wodą, rozczesałam długie pukle, po czym związałam je w wysoki koński ogon i delikatnie się pomalowałam. Kiedy kończyłam tuszować rzęsy, zastanawiałam się nad tym, co mogłabym dzisiaj ubrać. Stojąc przed komodą zdecydowałam się na czarną rozpinaną bluzę z białymi wstawkami, miętową bokserkę i wytarte ciemnoszare dżinsy. Na stopy naciągnęłam jeszcze swoje trapery i wyszłam z pokoju ubierając kurtkę. Nie chciałam siedzieć w pokoju i gapić się bezmyślnie w ściany.
   Mroźne zimowe powietrze wdarło się do moich płuc, gdy pośpiesznym krokiem wyszłam z hotelu. Naciągnęłam puchaty kaptur na głowę, poprawiłam szalik, by nie wiało mi po szyi i ruszyłam przed siebie, by rozejrzeć się po okolicy. Idąc dość szerokim chodnikiem, wybrukowanym taką samą kostką co podjazd, znalazłam się na tyłach budynku. Znajdował się tam ogromny ogród kwiatowy, który z racji pory roku był ogołocony i nadawał otoczeniu ponury nastrój, niewielki, zmarznięty staw porośnięty wysokimi pałkami wodnymi i przytulny parczek. Wcisnęłam głębiej w kieszenie lekko zmarznięte dłonie i kierując się ścieżką wyłożoną suchymi, poskręcanymi liśćmi weszłam wgłąb parku. Otaczała mnie błoga cisza i spokój. Zrobiłam jedną rundkę po skwerze, okrążyłam dwa razy staw i gdy miałam wracać do hotelu, dostrzegłam dwie postacie siedzące na ławce niedaleko mnie. Od razu rozpoznałam bujne czerwone loki Gwen i wiktoriański ubiór Leo. Zdziwiłam się trochę widząc ich tak wcześnie w tym miejscu.
   - Cześć... - powiedziałam dość głośno, by nie zaskoczyć ich swoim przybyciem.
   - Oh... To ty, Liwia... Cześć - Gwen wydawała się być nieco zmieszana tym, że zastałam ją tutaj z chłopakiem, ale starała się to zatuszować niepewnym uśmiechem.
   - Witaj, Liwio - przyjemny, głęboki głos szatyna rozniósł się po parku. - Co robisz w parku o tak wczesnej porze?
   - Wyszłam się przejść, bo nie mogłam spać - wzruszyłam lekko ramionami. - A wy? - zapytałam, starając się ukryć podejrzliwość w głosie.
   - Tak jak i ty udaliśmy się na spacer i rozmawialiśmy o...
   - O niczym ważnym - dziewczyna przerwała mu szybko, czerwieniąc się. Spoglądając na swoje szczupłe dłonie, zagryzła niepewnie wargę, po czym wstała gwałtownie. - Nie wiem jak wy, ale ja już będę iść... Zbliża się pora śniadania...
   Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ruszyła szybkim krokiem w stronę hotelu. Spojrzałam się na chłopaka, ale on był równie zaskoczony jej reakcją, co ja. Westchnęłam cicho i razem z Leo podążyłam za nią.
   Podczas śniadania, starałam się uważnie obserwować dziewczynę. Nie byłam wobec niej nieufna, a nawet wręcz przeciwnie, była jedną z niewielu osób, które od razu wzbudziły we mnie zaufanie, ale chciałam się dowiedzieć o co chodzi z tym spotkaniem w parku i ukradkowymi spojrzeniami rzucanymi przez dziewczynę ponad stołem. Przez cały czas zachowywała się dość dziwnie. Była jakby nieobecna myślami, prawie nic nie jadła, a gdy ktoś się do niej odezwał rumieniła się, jak gdyby ktoś przyłapał ją na czymś nieprzyzwoitym. Po posiłku, zanim rozeszliśmy się do pokoi, staliśmy przez chwilę przed jadalnią i rozmawialiśmy o tym moglibyśmy dziś robić. W pewnym momencie podeszła do nas moja ciocia.
   - Cześć, skarbie - uśmiechnęła się lekko, odciągając mnie kawałek dalej. - Przyszłam ci tylko powiedzieć, że wybieram się z Dimitrim na wycieczkę po górach, tak żebyś się nie martwiła...
   - Oh... Okej, w porządku - odwzajemniłam uśmiech. Kiedy ciocia oddaliła się kawałek i podeszła do ciemnowłosego mężczyzny, wpadłam na pewien pomysł. - Ciociu! - podbiegłam do niej, wołając ją. - Nie miałabyś nic przeciwko, gdybyśmy zabrali się z wami? I tak nie mamy co robić, a tak chociaż zwiedzimy trochę okolicę... - spojrzałam się do tyłu, gdzie przy drzwiach stała cała trójka, wpatrująca się w nas z zaciekawieniem.
   - Ja nie mam nic przeciwko, a ty Dimitry? - zwróciła się do szatyna stojącego obok niej.
   - Ależ oczywiście, że nie - uśmiechnął się do niej w czarujący sposób. Miał dość mocny rosyjski akcent, mimo tylu lat spędzonych w Kalifornii. - Oh, przepraszam, nie przedstawiłem się. Jestem Dimitry Markov, a ty zapewne jesteś bratanicą tej pięknej kobiety - wyciągnął w moją stronę swoją dużą, silną dłoń. Niepewnie wysunęłam swoją rękę, a on zaskakująco delikatnie ujął ją i musnął miękkimi ustami jej wierzch.
   - Tak... - przyznałam z lekkim wahaniem. Ciocia nigdy mi nie mówiła przez kogo jesteśmy spokrewnione. - Bardzo miło mi pana poznać.
   - Oh, tam zaraz "pan"... Czuję się strasznie staro, gdy ktoś się tak do mnje zwraca. Mów mi "Dimitry" - zaśmiał się cicho, odchylając lekko głowę w tył. Jego śmiech przywodził na myśl ciche, przyjemne mruczenie kota.
   - To ja powiem reszcie o wycieczce i spotkamy się w recepcji, okej?
   - W porządku - ciocia kiwnęła głową na potwierdzenie. - Za piętnaście minut, będziemy tam czekać.
   - Okej, postaramy się wyrobić - nie czekając dłużej, odwróciłam się i podeszłam do znajomych. - Mam nadzieję, że nie robiliście sobie żadnych planów na dziś, bo ciocia zgodziła się byśmy poszli razem z nimi w góry.
   - Naprawdę? - Gwen spojrzała się na mnie z niedowierzaniem, a gdy potwierdziłam, prawie zaczęła skakać z radości. - Jejciu, jak super!
   - To bardzo miło z jej strony, ale nie chcielibyśmy robić jej kłopotu...
   - Oh, Leo przestań - czerwonowłosa szturchnęła go lekko w ramię. - Skoro się zgodziła, to raczej nie sprawiamy jej kłopotu.
   - Tak, jasne. Nawet bardzo się ucieszyła, że będzie mogła poznać moich znajomych - przyznałam dziewczynie rację.
   - A ty Lys, co o tym sądzisz? - szatyn zwrócił się do swojego brata, wyrywając go z zamyślenia.
   - Taak... Świetny pomysł... - mruknął, trochę zdenerwowany, że ktoś wyciąga go z jego myśli, ale widać było po nim, że także się cieszy.
   - To co? Idziemy się przyszykować i spotykamy się za piętnaście minut w recepcji, okej? - kiedy potwierdzili, szybko udaliśmy się do swoich pokoi.
   Prawie w biegu spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy oraz aparat do czarnego plecaka w białe gwiazdki, i zanim wyszłam z pokoju, sprawdziłam, czy aby na pewno wszystko wzięłam. Kiedy zamknęłam drzwi, na korytarzu trafiłam na Gwen. Zeszłyśmy razem do recepcji, gdzie reszta już czekała. Po krótkim przedstawieniu każdego, całą grupą wyszliśmy z hotelu i zalesioną drogą skierowaliśmy się do miasteczka. Znalazłszy się na jeszcze uśpionych ulicach, udaliśmy się do centrum, a tam weszliśmy na wytyczoną trasę prowadzącą do punktów widokowych. Szliśmy spokojnym, ale jednostajnym tempem, które pozwalało nam rozmawiać, bez zadyszki i do tego pokonywać znaczny odcinek drogi. Dimitry szedł kawałek z przodu, przysłuchując się o czym rozmawiamy, za nim dążyła ciocia i Gwen rozmawiając o książkach. Leo i ja maszerowaliśmy w niewielkim oddaleniu od nich, a milczący Lysander tuż za nami. Przez większość czasu szliśmy gęstym lasem, a między gałęziami przebijały się jasne promienie słońca. Gdy wychodziliśmy zza zakrętu, znaleźliśmy się na szerokim placu, otoczonym wysokim ogrodzeniem. Widok przed nami jest przepiękny, mimo, że nie znajdowaliśmy się bardzo wysoko. Pod wyłomem rozpościerał się świerkowy zagajnik, który przecinała srebrnoszara wstęga strumyka, a w oddali widać było kwadratowe dachy domów, jeszcze gdzieniegdzie pokryte śniegiem.
   - Ehh... Szkoda, że nie wzięłam aparatu... - mruknęła posępnie Gwen.
   - Ale ja wzięłam - zaśmiałam się i ściągnąwszy plecak, zaczęłam w nim szukać swojego nikona. Po chwili wyciągnęłam aparat. - Tylko nie mam pojęcia, czy naładowałam baterię...
   - Ja naładowałam je przed wyjazdem - stwierdziła ciotka, a ku mojej ogromnej uldze aparat włączył się.
   Zrobiłam kilka zdjęć widokowi, potem Gwen na jego tle i kilka zdjęć całej grupy. Parę minut później kontynuowaliśmy wycieczkę. Jakiś czas maszerowaliśmy w milczeniu podziwiając rozpościerające się dookoła widoki, co jakiś czas komentując to i owo. W pewnym momencie dostrzegłam, że Gwen szła na tyle, wpatrując się w swoje buty, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Zwolniłam trochę tempa, by się z nią zrównać.
   - O co chodzi? - zapytałam cicho, przyglądając się jej uważnie.
   - Co? Ohh... Tak sobie rozmyślam... - mruknęła, wzruszając ramionami i nerwowo bawiąc się zamkiem kurtki.
   - O...?
   - O wszystkim i o niczym... - stwierdziła pozornie niedbale, ale na jej policzki wkradł się rumieniec.
   - Ahm... - kiwnęłam głową, dalej przyglądając się jej uważnie. Zastanawiałam się czy zadać jej pytanie, które dręczyło mnie od tego zdarzenia w parku, ale bałam się, że mogłabym ją urazić.
   - A ty? O czym tak intensywnie myślisz? - delikatny głos dziewczyny wyrwał mnie z moich rozważań. Wpatrywała się we mnie uważnie swoimi intensywnie niebieskimi oczami.
   - Ah... Tak się zastanawiam... - zagryzłam niepewnie wargę, wciąż rozpatrując czy zadać jej to pytanie.
   - Nad...?
   - Ale nie obrazisz się? - spojrzałam jej w oczy z nadzieją.
   - Zależy o co chcesz się zapytać - wzruszyła ramionami, a na jej ustach wykwitł delikatny, zachęcający uśmiech.
   - Podoba ci się Leo? - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu, niepewnie przyglądając się jej reakcji.
   - Co...? - spojrzała się na mnie z niedowierzaniem, po czym wybuchła nerwowym śmiechem. - Oh, nie... To znaczy... Jest przystojny, ale jest z Rozalią.
   - No, tak, tak... - westchnęłam cicho, zdając sobie sprawę jak głupio musiało zabrzmieć moje pytanie. - Przepraszam... Po prostu ta sytuacja rano i w ogóle...
   - Spoko. Przecież nic się nie stało. - uśmiechnęła się do mnie szeroko, patrząc w oczy. - A to spotkanie w parku to... - nagle przerwało jej wołanie z oddali. Czerwonowłosa zarumieniła się i zagryzła niepewnie wargę.
   - Dziewczyny! Pospieszcie się trochę! - Lysander stał kilkadziesiąt metrów od nas i machał w naszą stronę.
   Nie mówiąc nic więcej przyspieszyłyśmy kroku i w kilka chwil dogoniliśmy ich. Przez resztę dnia, podczas rozmowy z Gwen, starłam się jakoś nawiązać do wcześniejszej konwersacji, ale ona unikała tego jak ognia i ciągle zmieniała temat. Zatrzymywaliśmy się kilka razy, żeby porobić zdjęcia, albo coś zjeść. Ciocia na szczęście pomyślała i zrobiła mnóstwo przepysznych kanapek. Raz mijaliśmy niewielki, niezamarznięty wodospad, który w świetle południowego słońca mienił się jak miliony diamentów. Gdy zbliżała się godzina trzynasta, a ja czułam, że nie ujdę ani kawałka dalej, odezwał się Dimitry.
   - Chodźcie! - zawołał, wskazując na rozwidlenie. - Już niedaleko jest nasz cel - uśmiechnął się szeroko i co chwilę nas poganiając, szedł żwawo do przodu. Z całych sił powstrzymywałam się od jęku zmęczenia, ale twardo stawiałam kolejne kroki. Kiedy stanęłam obok mężczyzny, wiedziałam, że było warto się tyle męczyć.
   Staliśmy na jednym z większych szczytów, na którym był wyznaczony, kwadratowy placyk widokowy. Całość była ogrodzona wysokim metalowym płotem, a na środku stała kamienna ławka. Po prawej stronie była nieco większa góra, porośnięta wysokimi świerkami, na których utrzymywał się jeszcze śnieg. Po drugiej stronie i na przeciwko mnie rozciągał się ogromny, ciemnozielony las, w głębi którego znajdowało się jezioro. W jego zamarzniętej tafli odbijały się promienie słońca. Niedaleko jeziora wiła się szara ulica, a w połowie niej było miasteczko - masa małych różnokolorowych bloczków, ponad którymi unosiły się smugi dymu. Podeszłam do ogrodzenia, by spojrzeć na to, co znajdowało się tuż pod nami i dopiero wtedy zauważyłam, że nasz punkt widokowy znajdował się na ogromnej, mocno wychylonej półce skalnej, a spod niej płynął strumień, zmieniając się w wodospad, który mijaliśmy jakiś czas temu. To był naprawdę niesamowity widok.

6 komentarzy:

  1. Co tam się stało w parku. O co chodzi Gwen. Nie wiem dlaczego ale mam dziwne, że tu nie chodzi o Leo tylko o Lysa. Ale to tylko moja dziwna wyobraźnia. Może się mylę. Pisz szybko kolejny rozdział bo jestem bardzo tego ciekawa.
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, zgodzę się z Kociarą, że to Lys jest obiektem westchnień Gwen.
    zazdroszczę Liwii widoków, mmm^^
    Nie mogę sę doczekać nn i pozdrawiam >.<

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, znowu jestem zachwycona :D
    Świetnie piszesz :D Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku jejku, potrafisz wzbudzić ciekawość :D o co chodzi Gwen? Czemu Lysio musiał przerwać? Ughh.. Czemu trzymasz nas w niepewności???
    Jednak też uważam że Gwen podoba się Lys, te spojrzenia nad stołem i rumieńce.. Tu musi być coś na rzeczy! Nie wiem czemu, ale ten cały Dimitry jest jakiś taki za miły hahah :D nie mam się do niego o co przyczepić a i tak wydaje mi się dziwny.. Może dlatego, że jest z Rosji, a ją szczerze nie lubię tego kraju XD
    Ach a te widoki.. Jak ty to opisałaś, dziewczyno! Jejku zazdroszczę Liwii ^^ też chciałabym to zobaczyć. Jak czytalam te opisy to nie miałam najmniejszego problemu, żeby sobie to wyobrazić :D no przepięknie ❤
    A mam takie pytanko.. Kiedy następny rozdział? Bo ją tu usycham, zresztą pewnie nie tylko ja :) chce wiedzieć co z Gwen!! Proszę pisz szybciutko!
    Nie mam się do czego przyczepić i nie mam pomysłu co jeszcze mogę napisać :< ale to chyba dobrze! To co pisalas na początku różni się od tego co teraz, widać że się starasz zrozumieć swoje, nieliczne zresztą, błędy i piszesz coraz lepiej, teraz to tylko chwalić :D jesteś świetna!
    Nie przedłużając dłużej, czekam na kolejny rozdział i życzę duuużo, duuużo weny!
    Pozdrawiam ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa jestem o co chodzi Gwen.. czy łączy ją coś z Leo, czy jednak chodzi o Lysandra. Mam wieeeelką nadzieję że w następnym rozdziale się to wyjaśni. No i jeszcze ten Dimitry, ciekawe czy ciotka będzie kontynuować znajomość z nim po powrocie z gór... byłoby fajnie ;P Pozdrawiam i duuużo weny życzę! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do LBA ☺
    http://slodki-flirt-moimi-oczami.blogspot.com/2015/07/lba-x6.html

    Przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnio nie miałąm do niczego głowy. Do komentowania też, ale postaram się poprawić ^w^

    Pozdrawiam ;3

    OdpowiedzUsuń